Pomarańcza

By inflores

11.7K 974 199

Pairing: Jimin/Jungkook Gatunek: angst(?), romans, fluff Długość: threeshot Liczba słów: 12 887 Ostrzeżenia:... More

1
2
A/N

3

2.9K 300 103
By inflores


Z Taehyungiem spotkał się tego samego dnia jakieś pół godziny po tym, kiedy szef wypuścił go wcześniej z pracy, nie omieszkając wcześniej mu przypomnieć, że zbliża się czas świąteczny i jest to jego ostatnie wcześniejsze wyjście do końca roku. Jungkook nie miał nic przeciwko temu – dodatkowe grosze w portfelu zawsze były mile widziane, a poza tym w końcu nie będzie musiał wymyślać jakichś głupich wymówek, by nie przychodzić na kolejne treningi.

Medal ma jednak zawsze dwie strony i kiedy zobaczył swojego najlepszego przyjaciela czekającego na niego pod restauracją, zdał sobie sprawę, jak bardzo za nim tęsknił i za tymi wszystkimi wypoconymi na tańcu godzinami, jednak sytuacja była obecnie zbyt bardzo skomplikowana, żeby tak po prostu wrócić do dawnej rutyny.

— Hej — mruknął Jungkook niemrawo, kiedy podszedł do ubranego w nieco przyduży, beżowy płaszcz chłopaka.

— Hej.

Przez chwilę zapanowała między nimi niezręczna cisza.

— Słuchaj, Tae — zaczął Jungkook, biorąc głęboki wdech — przepraszam za tamto, miałeś rację, a ja zachowałem się jak ostatni kretyn.

Na twarzy drugiego chłopaka pojawił się chytry uśmieszek. Jungkook znał go zbyt dobrze i wiedział, że doskonale rozegrał tą scenę.

— Skoro tak mówisz, to chyba musi być prawda.

Tak myślałem.

— Bardzo śmieszne — burknął młodszy, ale był rad, że Taehyung najprawdopodobniej nie gniewał się już na niego za tamten dzień. Nie chciał, by jedna kłótnia poróżniła ich na długo.

Taehyung wyjął z kieszeni telefon, unosząc wysoko brwi. Jungkook wysłał mu wcześniej wiadomość o tym, że mogą spotkać się nieco wcześniej, ale najwyraźniej nie było to wystarczająco wcześnie.

— Dobra, dobra, nie ma czasu na strojenie fochów. Idziemy, czas nam ucieka! — Taehyung skierował się w prawo, nie czekając, aż jego przyjaciel ruszy się w końcu z miejsca.

— Dokąd mnie zabierasz? — zapytał Jungkook, kiedy chwilę później zrównał się z brunetem.

— Powiem ci, jeśli dowiem się, że wyjaśniłeś w końcu sprawę z Jiminem.

Jungkook sposępniał na wspomnienie poranka. Nadal czuł ciężar na sercu, mając przed oczami odchodzącego Jimina.

— Tak, rozmawiałem z nim.

Taehyung spojrzał na niego pytająco, najwyraźniej oczekując jakichś detali.

— Powiedziałem mu, że nic z tego nie będzie.

Brunet zmarszczył brwi, jak gdyby nie tego się spodziewał, ale nie odpowiedział nic, skupiając wzrok ponownie na chodniku.

— Kurczę, Tae, to naprawdę nie było łatwe, nie chciałem go ranić, ale w ko–

— W porządku, Jungkook, nie musisz mi się tłumaczyć. Po prostu zastanawiam się tylko, czy będziesz jeszcze spotykał się z nami na treningach.

Jungkook westchnął — naprawdę tęsknił za tą dwójką i udawanie wiecznie zajętego w końcu zaczęło go męczyć.

— Będę, ale dopiero w styczniu. Pamiętasz, kiedy wspominałem, że w okresie świątecznym będę pracować dwa razy więcej?

Taehyung mruknął w odpowiedzi coś, co brzmiało jak potwierdzenie.

— Mam nadzieję, że nie wybiegniesz z krzykiem, kiedy zobaczysz tam kiedyś Jimina.

Jungkook uniósł brwi ze zdziwienia — czy przypadkiem Taehyung nie powiedział mu podczas tamtej kłótni, że Jimin nie ma zamiaru już przychodzić?

— Nie patrz tak na mnie. Zbliżają mu się znowu jakieś egzaminy i poprosił Hoseoka o pomoc.

Wrócenie na treningi to była jedna sprawa, ale tańczenie z Jiminem? Jungkook nie był do końca pewny, czy da radę sprostać takim okolicznościom.

—W porządku, nie mogę przecież żądać od was, byście zerwali z nim kontakt.

Taehyung ofiarował mu swój rozpoznawczy kwadratowy uśmiech, najwyraźniej bardzo zadowolony.

— Nie martw się, Kookie, zawsze będziesz moim ulubionym!

To przypomniało czarnowłosemu chłopakowi o jednej, bardzo ważnej kwestii.

— A ten chłopak, który trzymał cię w niepewności, kiedy wyznałeś mu uczucia, odpowiedział ci w końcu?

Taehyung zaśmiał się pod nosem.

— Tak, po jakichś trzech godzinach.

Jungkook stanął jak wryty. Kilka dni temu dostał burę życia od swojego najlepszego przyjaciela za to, że od kilku tygodni wodził za nos biednego, zakochanego chłopaka, rzucając mocnym argumentem, że „doskonale wie jak to jest, kiedy ktoś wiedząc, co do niego czujesz, nie daje ci żadnej odpowiedzi", czym umiejętnie zagrał na sumieniu Jungkooka, podczas gdy jego własna historia tak naprawdę nie była tak dramatyczna, jak brzmiała?

— Wiesz, jaki jestem niecierpliwy — Taehyung zachichotał nerwowo, czując na sobie morderczy wzrok swojego przyjaciela.

— Więc może chociaż mi powiesz mi w końcu, co z tego wyszło? — burknął Jungkook, idąc teraz o jakieś dwa kroki z tyłu.

— Zobaczysz, jesteśmy już całkiem blisko. — Taehyung wskazał palcem małą kawiarnię – tą samą, do której Jungkook zaprosił dwa razy Jimina.

— Zabierasz mnie na swoją własną randkę?!

— Nie panikuj, zapewniam cię, że nie będzie to dla ciebie nic nowego.

Jungkook zaśmiał się pogardliwie, bo wbrew słowom Taehyunga zdecydowanie nie miał w zwyczaju być przysłowiowym piątym kołem u wozu na randkach swoich przyjaciół, ale nie odpowiedział nic, znając swojego przyjaciela wystarczająco długo, by nie kwestionować jego dziwacznych pomysłów.

Chwilę później wszedł za nim do kawiarni, odruchowo rozglądając się w około, kiedy zauważył siedzącego przy oknie Hoseoka. W pierwszej chwili myśl o tak dziwnym zbiegu okoliczności nie zaprzątnęła mu głowy, dlatego pomachał do niego, a ten odpowiedział tym samym. Dopiero kiedy zauważył szeroki uśmiech Taehyunga i stojące na stoliku przed Hoseokiem trzy kubki kawy, wszystkie fakty połączyły się w jego głowie w jedną, doskonałą całość. Musiał przytrzymać się stojącego najbliżej krzesła, żeby nie przewrócić się od fali szoku, która właśnie w niego uderzyła.

— Wy nie... — wymamrotał po chwili, nadal nie wierząc w to, co się właśnie działo. Taehyung uśmiechnął się jeszcze szerzej.

— Mam nadzieję, że mi wybaczysz, jeśli nie przedstawię ci mojego chłopaka, Jungkook, ale myślę, że nie będzie to raczej potrzebne.

~

Dwa świąteczne tygodnie minęły Jungkookowi zdecydowanie zbyt szybko, kiedy budząc się na głośny dźwięk telefonu wstawał codziennie, by spędzić kolejne dziesięć godzin w pracy. Ludzie rezerwowali stoliki masowo – dwa razy więcej chętnych niż wolnych stolików każdego dnia, a jeszcze dodatkowo restauracja przygotowywała się do największego w swojej historii przyjęcia sylwestrowego.

Jungkook potrafił być jednego dnia kelnerem, pomocą kuchenną, zmywakiem i dekoratorem, jednak podwyższona stawka za pracę nie dawała mu żadnych powodów do narzekań, wręcz przeciwnie – nie potrafił się doczekać ostatniego dnia roku, kiedy miał dostać dwieście procent swojej dniówki. Spędzenie tego dnia w pracy nie martwiło go specjalnie – nie miał nawet pomysłu, jak mógłby inaczej zagospodarować ten czas, podczas gdy Taehyung spędzał swoje święta w Daegu, by po kilku dniach znowu wyjechać na kolejną sesję zdjęciową, a Hoseok wziął sobie tydzień wolnego od dzieciaków i pojechał do Gwangju.

Fakt, że jego dwaj najlepsi przyjaciele spotykali się od kilku tygodni, nie przeszedł w jego życiu bez echa. Trzy dni i dwadzieścia zmartwionych telefonów od Taehyunga zajęło mu oswojenie się z tą świadomością. Nie był zły, czy zdegustowany – po części cieszył się, bo znał historię poprzedniego związku Taehyunga i tego, jak bardzo był w nim nieszczęśliwy, jednak ta druga część spędzała mu sen z powiek.

Związek ten teoretycznie zmieniał niewiele, ale jednocześnie zmieniał wszystko. Mimo stanowczych zapewnień wtedy na spotkaniu w kawiarni ze strony Taehyunga i Hoseoka, że nie ma powodów do obaw, bo nie mają zamiaru sprawić, by Jungkook czuł się przy nich nieswojo i nie na miejscu, to sprawa nie była taka prosta. Nie widzieli się, co prawda, od tamtego dnia, jednak Taehyung wymusił na nim obietnicę, że w styczniu ponownie zaczną się spotykać na treningach, a kiedy Jungkook odparł, że nie jest to chyba najlepszy pomysł, brunet wyraźnie zmarkotniał. Dopiero Hoseok błagalnym tonem zdołał go przekonać, by nie zmuszał nikogo do wybierania pomiędzy jedną, a drugą osobą, kiedy zupełnie nie było takiej potrzeby.

Ostatecznie Jungkook przystał na to, w głębi serca zadowolony, że w końcu jego najlepsi przestali ukrywać się przed nim ze swoim związkiem, jednak w jego głowie ciągle brzmiały słowa Taehyunga z tamtego pamiętnego dnia o byciu egoistą i gdyby nie to, już dawno by zauważył, że coś się święci. Ba, miał ich obu praktycznie codziennie obok siebie, a nie miał o niczym zielonego pojęcia przez tyle tygodni. Nie zajęło mu zbyt długo zdanie sobie sprawy, że były to tygodnie, kiedy był tak zaaferowany Jiminem, że – jak widać – świata poza nim nie dostrzegał.

Samego Jimina następnym razem spotkał w pierwszym tygodniu stycznia, na pierwszym w tym roku treningu, kiedy to niespodziewanie drobna sylwetka w czarnym płaszczu otulona kolorowym szalem zjawiła się w drzwiach studia Hoseoka. Jungkook zastygł w pozycji z kolanem w górze (był w połowie rytunowego rozgrzewania się przed treningiem), kiedy zauważył nieśmiały uśmiech na twarzy ognistowłosego chłopaka, który patrzył na niego, dopóki Hoseok nie zasłonił mu widoku. Taehyung posłał swojemu przyjacielowi pełne obaw spojrzenie, ale on tylko opuścił nogę i wzruszył ramionami, kiedy usłyszał, jak Hoseok proponuje Jiminowi dołączenie do nich.

Jungkook nie powiedział nic, kiedy Hoseok minął go z wdzięcznym uśmiechem – przed treningiem ustalili, że Jimin ma pełne prawo do przychodzenia, kiedy mu się żywnie podoba, a Jungkook zapewnił, że nie ma nic przeciwko temu. Nie spodziewał się jednak, że dzień spotkania nastąpi tak szybko.

— Dzień dobry — ciche słowa wydobyły się zza wełnianego szala, kiedy jego właściciel przechodził obok Jungkooka. Mógłby przysiąc, że nadal krył się za nim ten delikatny uśmiech sprzed kilku chwil, czemu w głębi duszy był ogromnie wdzięczny, bo jeśli treningi nadal mają przebiegać w dobrej atmosferze, to był to naprawdę dobry początek.

~

Jimin przychodził dwa razy w tygodniu, a Jungkook – ku uldze swojej i swoich przyjaciół – nie czuł się w jego towarzystwie nieswojo. Nie rozmawiali już ze sobą co prawda tyle, ile w poprzednim jeszcze roku, ale nie czuł się niezręcznie, kiedy tańczyli razem i bardziej lub mniej przypadkiem ich ciała spotykały się na kilka krótkich ułamków sekundy. Raz czy dwa poszli nawet na kawę całą czwórką, a Jungkook był otwarcie wdzięczny Jiminowi, że w końcu nie czuje się, jak gdyby przeszkadzał w jednej z randek swoich przyjaciół.

Kiedy pod koniec stycznia Jimin przestał pojawiać się na treningach, Hoseok zapytany o powód odparł, że w końcu nadszedł czas dwutygodniowych egzaminów, do których tak skrupulatnie przygotowywał się Jimin. Jungkook miał teraz nieco więcej wolnego w pracy, dodatkowo odkąd ukończył kurs malarski nie zapisał się na żaden inny, dlatego jeśli tylko grafik Hoseoka na to pozwalał, najmłodszy chłopak spędzał w jego studiu praktycznie całe dnie tańcząc i śpiewając do ulubionych piosenek. Zdarzały się jednak dni, kiedy od rana do wieczora studio zajmowały tańczące dzieciaki i właśnie podczas takich dni Jungkook wędrował bez celu po mieście, czekając na telefon od Taehyunga.

Zazwyczaj jego spacery ograniczały się do granic dzielnicy, jednak kiedy któregoś dnia mijał po raz kolejny już w tym tygodniu ten sam nudny, betonowy plac, postanowił wsiąść w autobus i pojechać do Dongnae. Nie był zdziwiony, kiedy jakiś głosik w jego głowie kazał wysiąść mu dwa przystanki przed szkołą, w której odbywały się zajęcia malarskie. Był tu już kilka razy odbierając Jimina z zajęć, bo jakieś pięćdziesiąt metrów dalej znajdowała się jego uczelnia. Uszedł więc ten krótki kawałek, udając przed samym sobą, że nie maja zielonego pojęcia dlaczego to robi i oparł się o barierki tuż naprzeciwko budynku, z którego po chwili zaczęły wychodzić większe grupki studentów. Nagle poczuł to dziwne ukłucie w sercu i bezsensowną nadzieję że może, może...

I wtedy go zobaczył – w tym samym płaszczu, w którym tamtego pamiętnego grudniowego dnia zranił jego uczucia, w tych jego jasnych, miodowych włosach wyglądających na jeszcze bardziej puszyste przy każdym powiewie wiatru. Obraz tamtego poranka wydobywał się z czeluści jego pamięci i okrutnie wysuwał na pierwszy plan. Cholerne déjà vu i chłopak, od którego bił niewytłumaczalny (Jungkook mógłby przysiąc, że wcale niewyimaginowany) blask. Gdyby ktoś próbował porównać cokolwiek do słońca, odnaleźć coś równie ciepłego i jasnego, Jungkook nie miałby wątpliwości, że uśmiech Jimina byłby jedyną właściwą odpowiedzią, nawet jeśli nie był przeznaczony dla niego.

Jungkook skłamałby, gdyby powiedział, że ten jasnowłosy chłopak, do którego uśmiechał się teraz Jimin, w ogóle go nie obchodzi. Obaj byli podobnego wzrostu i podobnej postury, jednak blondyn był wyraźnie szczuplejszy, co Jungkook mógł bez problemu stwierdzić obserwując go z drugiej strony ulicy. Gdzieś w klatce piersiowej poczuł coś dziwnego, czego jeszcze nigdy w życiu nie doświadczył.

Zazdrość.

Nie znosił tego chłopaka od momentu, kiedy zobaczył go pierwszy raz. Nie musiał on nic robić, nic mówić, wystarczy że był adresatem najpiękniejszego uśmiechu na świecie – uśmiechu, który nigdy nie powinien być przeznaczony dla niego.

Jungkook przygryzł wargę, kiedy do jego uszu dotarł perlisty śmiech Jimina niesiony przez mroźne i czyste zimowe powietrze, do którego po krótkiej chwili dołączył drugi, nieco niższy. Czarnowłosy chłopak nie mógł oderwać wzroku od tej dwójki, chociaż tak bardzo by chciał nigdy nie zobaczyć w jaki sposób Jimin patrzy na blondyna, bo tylko dla niego – dla Jungkooka – powinno być zarezerwowane to spojrzenie.

Był chciwy, samolubny i głupi, niepoważny, śmieszny i żałosny, aż w końcu do jego myśli przedarło się to, przed czym tak usilnie bronił się od tylu tygodni – chciał Jimina dla siebie i tylko dla siebie.

Jungkook nie pamiętał dnia, w którym dotarł do domu szybciej, niż tamtego popołudnia. Mieszkanie było puste, dlatego mógł krzyczeć, mógł rzucać wszystkim, co nawinęło mu się pod rękę, mógł rozbić kilka naczyń i ten okropny flakonik pachnący pomarańczami, ale jedyne, na co potrafił się zdobyć, to rzucenie się na łóżko i zaciskanie pięści na pościeli z bezsilności. Próbował nie mrugać, czym miał zamiar powstrzymać łzy formujące się na jego dolnych powiekach przed popłynięciem, ale już sekundę później wycierał skroń wnętrzem dłoni.

Jesteś żałosny, Jungkook.

Nie widział przecież tamtej dwójki całujących się, ba, nie trzymali się nawet za ręce, ale jego podświadomość podsuwała mu ten obraz przed oczy w żywych kolorach, barwiąc go na najbardziej bolesny odcień rzeczywistości. Jakiś złośliwy głosik z tyłu głowy mówił niezbyt cicho, że nie ma prawa czuć się tak, jak właśnie się czuje, bo przecież sam tego chciał.

Nie, nie chciałem tego.

Jungkook zamknął oczy, próbując wymazać z pamięci obraz Jimina i tego drugiego chłopaka. Nie tak to miało wyglądać. Mieli się widywać nadal na treningach, wychodzić w czwórkę na miasto bez kogoś na doczepkę. Cztery to szczęśliwa liczba. Cztery, nie pięć. Dzielenie na cztery jest proste. Dzielenie na pięć jest skomplikowane i nie warte zachodu. Gdyby tylko Jungkook nie czuł się jak ostatni kretyn, mógłby zacząć śmiać się do rozpuku z własnej głupoty, bo przecież nie miał żadnego prawa do Jimina, ani do jego uczuć.

Pozwoliłeś mu odejść, idioto. Nie, kazałeś mu odejść. Teraz ciesz się swoją wolnością, nikt ci już jej nie zabierze.

~

Jimin na treningi wrócił po dwóch pełnych tygodniach, szczęśliwy i dumny ze wszystkich swoich najlepszych ocen. Początkowo przyszedł tylko podziękować za pomoc, ale Hoseok przekonał go, by nadal przychodził tańczyć.

Jungkook nie powiedział nikomu o Jiminie i tamtym blondynie doszedłszy do wniosku, że jeśli będzie chciał, to sam się tym z nimi podzieli. Nadal nie pogodził się z faktem, że najpiękniejsze uśmiechy Jimina nie były już kierowane do niego, ale miał swoją godność i skoro sam pomógł losowi pokierować Jiminem w taki, a nie inny sposób, nie protestował, kiedy chłopak zaczął przychodzić na następne treningi tylko dlatego, że jego poharatane ego nie potrafiło sobie z tym poradzić.

Wszystko wydawało się płynąć spokojnym rytmem – zimowe wieczory spędzane przed ścianą luster, okazyjne wyjścia na kolację, skromne przyjęcie, które urządził Hoseok z okazji swoich urodzin sprawiały doskonałe złudzenie, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Jungkook z całej siły próbował przyjmować neutralny wyraz twarzy ilekroć śmiech Jimina rozbrzmiewał w jego towarzystwie, czasem uśmiechając się do niego, kiedy ich oczy się spotkały. Stosunki tej dwójki wydawały się osobom postronnym najprawdopodobniej czysto przyjacielskie – Jungkook zresztą dbał o to, by Jimin nie czuł się przy nim nieswojo, ale dopiero zostanie z nim sam na sam pewnego zimnego czwartku przyniosło ze sobą dosyć niezręczną atmosferę.

Było nieco po dwudziestej drugiej, kiedy on i Jimin czekali na autobus. Od dawna nie wracali razem – Jungkook zawsze zostawał na treningach dłużej, byleby tylko uniknąć bycia z Jiminem w pojedynkę, jednak tym razem został do tego zmuszony. Wieczór był wyjątkowo nieprzyjemny i wietrzny, a w prognozie pogody zapowiadano obfite opady śniegu i co za tym idzie – potężne zamiecie. Hoseok, który do domu wracał pieszo, tego dnia zakończył trening szybciej, tłumacząc, że chciałby dotrzeć do celu w jednym kawałku.

Nie minęło nawet pięć minut od wyjścia ze studia, kiedy śnieg zaczął sypać niemiłosiernie, zamieniając przemierzających ulicę ludzi w figury przypominające bałwany. Jungkook odetchnął z ulgą, kiedy zobaczył nadjeżdżający autobus i otrzepał się z białego puchu nim wsiadł do środka. Pięcioro obecnych pasażerów zajmowało przednią część pojazdu, dlatego Jungkook udał się na tył przekonany, że Jimin usiądzie obok niego. Nie mylił się.

Nie miał jednak nic przeciwko i nie protestował, kiedy po zaledwie dwóch minutach jazdy poczuł ciężar na swoim ramieniu. Kątem oka dostrzegł śpiącego Jimina, który oddychał miarowo przez otwarte usta. Czarnowłosy chłopak westchnął cicho – Jimin pogrążony we śnie wyglądał naprawdę uroczo i nie miał serca go budzić, dlatego starał się nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, ale już po chwili zrobił to za niego kierowca, nagle i dosyć gwałtownie zatrzymując autobus na poboczu.

Pozostali pasażerowie zaczęli spoglądać nerwowo przez zaśnieżone okna, starając się znaleźć przyczynę nieplanowego postoju, a kierowca po tym, jak spróbował odpalić silnik kilka razy, oznajmił, że autobus najprawdopodobniej zwyczajnie się zepsuł.

— Świetnie — mruknął Jungkook, zdecydowanie niezadowolony z perspektywy spędzenia poza domem dodatkowych kwadransów. Sylwetka po jego lewej stronie poruszyła się nieznacznie.

— Co się dzieje? — zapytał cicho Jimin, nie otwierając oczu.

— Posiedzimy jeszcze tu trochę, autobus się zepsuł.

Jimin odpowiedział cichym „mhm" i ponownie zasnął, a Jungkook poczuł dziwne ciepło gdzieś w okolicach serca patrząc na tą drobną, zmęczoną dniem istotę.

Przez dziesięć minut kierowca próbował dodzwonić się do kogoś, jednak najwyraźniej nikt nie podnosił słuchawki, bo z jego ust wydobywały się nie do końca ciche przekleństwa. Dopiero po kolejnych pięciu minutach udało mu się porozmawiać z kimś kompetentnym, co jednak w ogóle, jak się okazało, nie pomogło w wyjściu z tej beznadziejnej sytuacji — kierowca po chwili oznajmił, że na zastępczy autobus będzie trzeba poczekać dobrą godzinę.

Nie była to nowina, którą Jungkook w tamtej chwili chciał usłyszeć. Nie miał zamiaru siedzieć w wyziębiającym się autobusie w oczekiwaniu na następny, który mógł wcale nie przyjechać, biorąc pod uwagę bardzo niesprzyjającą aurę. Westchnął cicho, kiedy doszedł do jedynego słusznego wniosku, którym było przejście reszty trasy pieszo, co jednak wymagało podjęcia kolejnej decyzji — obudzi Jimina i powie mu, że będzie musiał zaczekać albo zabierze go ze sobą.

Jungkook wybierał właśnie numer do mamy, kiedy jej zdjęcie wyświetliło się na ekranie, przesunął więc palcem po ekranie jednocześnie zwiększając głośność w słuchawce, by móc być mówić wystarczająco cicho, żeby nie obudzić śpiącego na jego ramieniu Jimina.

— Tak, mamo?

— Jungkook, gdzie jesteś?! — Chłopak mógłby przysiąc, że dawno nie słyszał swojej mamy tak zdenerwowanej. — Rozpętała się chyba śnieżyca dziesięciolecia, a ciebie nadal nie ma w domu!

— Spokojnie, mamo, utknąłem w zepsutym autobusie. Właśnie miałem zamiar dzwonić do ciebie.

— O której wrócisz?

Jungkook odchrząknął, po czym zamilkł na chwilę, podejmując jedyną słuszną decyzję.

— Niedługo. Czy Junghyun jest w domu?

— Nie, nocuje u dziewczyny, dlaczego pytasz?

— Ja... — chłopak spojrzał na skurczoną sylwetkę siedzącą na sąsiednim siedzeniu, ignorując łaskotanie na szyi przy każdym jej oddechu.

— Przyprowadzę przyjaciela, w porządku? Następny autobus do Geumseong może nawet nie być podstawiony, jeśli nadal będzie tak sypało.

— Oczywiście, kochanie. Uważajcie na siebie.

— Niedługo będziemy.

Jungkook przerwał połączenie i wrzucił telefon z powrotem do kieszeni. Kierowca rozmawiał głośno z kimś równie hałaśliwym po drugiej stronie słuchawki, wyraźnie zdenerwowany. Ze słów, które docierały na sam koniec autobusu można było wywnioskować, że dojechanie do końca trasy będzie bardziej skomplikowane, niż mogłoby się wydawać. Pięcioro pozostałych w autobusie pasażerów również rozmawiało przez telefon przekazując swoim rozmówcom nieprzyjemne informacje. Gdyby tylko miał sto procent pewności, że zastępczy autobus pojawi się w ciągu najbliższej godziny, Jungkook zostałby i zaczekał razem z Jiminem, ale wnętrze zaczęło się bardzo szybko wychładzać. Szturchnął więc delikatnie śpiącego chłopaka i czekał, aż ten podniesie głowę z jego ramienia.

— Jungkook..? — Jimin otworzył ciężkie powieki i spojrzał na młodszego chłopaka. Jungkook widział w jego oczach, w rysach jego twarzy wszystkie zmartwienia tego dnia, wycieńczenie spowodowane zajęciami na uczelni i morderczym treningiem, który sobie zafundowali, a którego teraz trochę żałował.

— Chodź, Jimin, dalej nie pojedziemy. Zabieram cię do domu.

Jimin uniósł brwi, teraz już zupełnie wybudzony ze snu.

— Hmm? Nie będzie zastępczego autobusu?

— Nie wiadomo, ale zaczyna się robić zimno i nie mam zamiaru cię tu zostawić.

Kiedy Jungkook wstawał z siedzenia mógłby przysiąc, że na policzkach Jimina zakwitł szkarłatny rumieniec, który starał się ukryć naciągając kaptur swojej kurtki jak potrafił najniżej. Jungkook poprosił kierowcę o otwarcie drzwi, zapewniając go, że dotrą bezpiecznie do domu – w końcu mieli do przejścia niecały kilometr. Wiatr co prawda nieco ustał, ale śnieg nadal sypał ogromnymi płatkami tworząc coraz to wyższą warstwę na każdej powierzchni.

— Trzymaj się blisko — powiedział do Jimina, kiedy chwilę przechodzili przez drogę. Czarnowłosy chłopak rozejrzał się dookoła, upewniając się, że nie nadjeżdża żaden samochód. Widoczność była fatalna.

Przez całą drogę zamienili ze sobą jedynie kilka słów, kiedy Jimin zapytał, czy aby nikt na pewno nie będzie miał nic przeciwko jego niespodziewanej wizycie, ale Jungkook uciął rozmowę krótkim „Daj spokój", a Jimin nie pytał już o nic więcej.

Przyspieszyli kroku, kiedy znaleźli się już niecałe sto metrów od bloku Jungkooka, który grzebał w swoich kieszeniach w poszukiwaniu kluczy, przeklinając w duchu niedziałający od dwóch dni domofon uniemożliwiając wstukanie kodu otwierającego drzwi na klatkę. Zmarzniętymi dłońmi ledwo zdołał przekręcić klucz w zamku, po czym złapał za klamkę i przepuścił Jimina w drzwiach, drugą dłonią otrzepując się ze śniegu. Robił to nawet nawet w windzie, kiedy każdy centymetr jego ubrania był już pozbawiony białego puchu tylko po to, żeby załagodzić tą niezręczną ciszę, jadąc na dziesiąte piętro.


Drzwi do mieszkania otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a tuż za nimi stała niewysoka kobieta, na której twarzy malowała się ulga.

— Dobry wieczór, mamo — powiedział cicho Jungkook, zamykając drzwi za Jiminem. Miał zamiar go przedstawić, ale starszy chłopak uprzedził go, mamrocząc swoje imię i kłaniając się raz po raz w podziękowaniu.

— Nie ma za co dziękować, Jimin — kobieta uśmiechnęła się ciepło. — Chodźcie do kuchni, zjecie i napijecie się czegoś ciepłego.

Kolacja przed północą? Jungkook nie potrafił sobie przypomnieć ostatniej takiej okazji, ale powód był jasny – dzień, w którym ostatni raz zaprosił kogoś do domu, miał miejsce jakieś pięć lat temu, kiedy zmuszono uczniów do zrobienia jednego z tych głupich projektów w parach na zaliczenie przedmiotu. Jungkook nie miał wtedy żadnego wyboru, chcąc dostać promocję do następnej klasy bez potrzeby uczenia się wszystkich reakcji zobojętniania, które miał zapisane w zeszycie.

Jego zdziwienie osiągnęło apogeum w momencie, kiedy zobaczył kilkudaniowy posiłek upchnięty na niedużym kuchennym stoliku – jego mama postarała się chyba nieco zbyt bardzo, nawet jak na taką niecodzienną okoliczność. Kobieta była bardzo zaaferowania Jiminem podczas kolacji, jednak chłopak nie wydawał się czuć niezręcznie z tego powodu. Podczas gdy Jungkook dosłownie siał spustoszenie na stole, pozostała dwójka przy nim siedząca rozmawiała, chociaż głównie to Jimin odpowiadał na pytania pani Jeon. Czarnowłosy chłopak sięgał właśnie po przedostatni kawałek wieprzowiny, kiedy poczuł delikatne klepnięcie na wierzchu swojej dłoni.

— Jungkook! Nie jesteś tu sam — wysoki, kobiecy głos poniósł się po pomieszczeniu i Jungkook, chcąc nie chcąc, cofnął dłoń.

— Mniej gadania, więcej jedzenia — mruknął, zatapiając pałeczki w stojącej przed nim miseczce z marynowaną rzodkwią.

— Jungkook! — zawołała kobieta, wyraźnie oburzona zachowaniem syna, jednak Jungkook kątem oka dostrzegł szeroki uśmiech na twarzy Jimina, który po chwili znalazł swoje odbicie na jego własnych ustach.

Podobało mu się to – Jimin siedzący po jego przekątnej, uśmiechający się do swojej rozmówczyni podczas swobodnej rozmowy, komplementujący każdą potrawę, jak gdyby była ona najlepszym posiłkiem, jaki kiedykolwiek jadł w życiu. Jimin był całkowitym przeciwieństwem Jungkooka w relacjach międzyludzkich – podczas gdy on trzymał się kurczowo skromnego kręgu własnych znajomych, Jimin szybko zyskiwał sympatię innych ludzi, którzy zresztą otaczali go przyciągnięci jego magnetycznym uśmiechem i łagodnym przyjemnym głosem, któremu nawet jeden z najbardziej obojętnych ludzi świata nie potrafił się oprzeć. Jungkook zamknął na chwilę oczy, kiedy wstawali już od stołu słysząc po raz kolejny ten radosny, szczery śmiech i w tej właśnie chwili poddał się, nie mając już siły ani ochoty dłużej walczyć ze sobą.

Jeon Jungkook był zakochany. Jeon Jungkook był skończony.


Nie minęła nawet godzina od kolacji, kiedy Jungkook leżał w łóżku swojego brata z telefonem w ręku, który właśnie zadźwięczał na znak, że przydałoby się naładować baterię. Chłopak nie miał najmniejszej ochoty ruszyć się spod kołdry, a nie do końca rozluźnione pod prysznicem mięśnie odmawiały jakiejkolwiek współpracy. Z cichym jękiem usiadł, przypominając sobie, że ładowarka znajduje się w jego własnym pokoju, który teraz zajmował Jimin. Ostatecznie mógł po prostu zignorować brzęczący raz po raz telefon, ale nie lubił mieć go wyłączonego, dlatego po chwili starając się zachowywać jak najciszej, otworzył szufladę swojego biurka i skrzywił się, kiedy odgłos skrzypiącego drewna przeszył nocną ciszę. Cholera.

Jungkook odwrócił głowę w kierunku łóżka widząc, że oczy Jimina są szeroko otwarte.

— Wybacz — powiedział cicho. — Nie chciałem cię obudzić.

Jimin uśmiechnął się tak pogodnie, jak gdyby przerwanie snu było właśnie tym, o czym teraz najbardziej marzył.

— Nie szkodzi. I tak nie spałem.

— Nie możesz zasnąć?

— Mhm.

Jungkook odwrócił wzrok od swojego łóżka, podłączając podpięty do ładowarki telefon do gniazdka nad blatem biurka. Zabierze go ze sobą, kiedy będzie wychodził z pokoju, ale jeszcze nie teraz. Jimin najwyraźniej odczytał zamiary młodszego chłopaka, bo usiadł i przesunął nogi tak, by i ten drugi mógł usiąść na materacu.

Jungkook spojrzał na siedzącego już teraz chłopaka w zdecydowanie za dużej koszulce. Starał się wybrać możliwie najmniejszą ze swojej szafy, kiedy kompletował zastępcze ubranie dla Jimina, ale nawet ta była na niego o rozmiar za duża, smętnie zwisając z jego wąskich, zmęczonych ramion. Jimin opierał się plecami o wezgłowie łóżka wpatrując się milcząco w wypogodzone niebo, które już zapomniało o niedawnej zamieci, a Jungkook nie przerywał tej ciszy, odnajdując się w niej zaskakująco dobrze. Siedział blisko i mógł policzyć wszystkie gwiazdy obijające się w ciemnych tęczówkach Jimina, które zdawały się chować wszystkie tajemnice wszechświata, każde prawo fizyki, nieodgadnione dotąd wymiary, nieskończoną czasoprzestrzeń. Jimin był piękny i Jungkook w końcu, w końcu pozwolił własnym myślom pokonać tą zaciekle bronioną przez tyle dni barierę w jego głowie. Chciał mu to powiedzieć, chciał mu dać do zrozumienia, że jest piękny i wszystko, co go otacza jest piękne, ale zanim zdołał ubrać to w słowa, wypalił bezmyślnie:

— Kim jest ten blondyn?

Jimin powoli przeniósł wzrok z okna na twarz młodszego, a te wszystkie sekrety, które Jungkook czytał jeszcze kilka sekund temu, zniknęły w mroku. Nie powinien był o to pytać, nie powinien nic mówić, bo teraz, cholera, nie będzie już odwrotu. To nie tak, że nie chciał wiedzieć kim był ten przystojny chłopak, którego widział wychodzącego z kampusu z Jiminem tamtego mroźnego dnia. Chciał wiedzieć, i to bardzo, z tym że środek nocy to chyba nie najlepszy moment na tego typu pytania.

— Kto? — zapytał cicho Jimin, a Jungkook zdał sobie sprawę, że właśnie przyznał się, że widział Jimina razem z owym blondynem. Nie było sensu teraz się wykręcać, zresztą Jungkook nawet tego nie chciał.

— Widziałem was jakoś na początku miesiąca.

— Yoongi? — głos Jimina brzmiał, jak gdyby obserwowanie kogoś z ukrycia, a później stawianie dziwnych pytań było najnormalniejszą rzeczą pod słońcem. — Przychodzi raz na dwa tygodnie na zajęcia naszych tekściarzy, daje im wskazówki, odpowiada na pytania, wiesz, takie tam.

— Miałem na myśli kim on jest dla ciebie — Jungkook zaakcentował ostatnie słowo nieco bardziej niż tego chciał, ale Jimin uśmiechnął się do niego tym najpiękniejszym na świecie uśmiechem, piękniejszym nawet od tego, który ofiarował wtedy temu blondynowi, Yoongi'emu, a który już do końca roztopił lód zalegający w najgłębszych zakamarkach serca Jungkooka.

— Jest moim przyjacielem, to wszystko.

— Wasze uśmiechy mówiły zupełnie co innego.

Jimin uniósł brew, wpatrując się w młodszego chłopaka pytającym wzrokiem.

— Nie spodobały mi się.

— Dlaczego?

Jungkook czuł, jak przenikliwe spojrzenie Jimina wypala w jego myślach słowa, których on sam bał się wypowiedzieć, których jeszcze do niedawna nie chciał słyszeć, ale to się zmieniło.

— Ten uśmiech i te spojrzenia, które mu wtedy ofiarowałeś nie należały do niego. Nie powinny nigdy do niego należeć.

Ognistowłosy chłopak zacisnął palce na chłodnym materiale pościeli, zastygając w bezruchu.

— Bo one należą do mnie, Jimin. Tylko do mnie.

Wzrok Jimina złagodniał, kiedy opuścił go na swoje wplątane w kołdrę dłonie. Jungkook przygryzł wargę nieco zbyt mocno, kiedy kilka zbyt długich chwil później usłyszał odpowiedź starszego chłopaka:

— To ty z nas zrezygnowałeś.

A to zabolało, mimo że było jak najbardziej prawdziwe. To Jungkook na własne życzenie zrezygnował z tych wszystkich uśmiechów, z przelotnych spojrzeń, z uścisków dłoni przez własne widzimisię. Nie rozumiał, dlaczego przez cały ten czas myślał, że odrzucając Jimina, jednocześnie trzyma go w swoim uścisku, czyniąc go zależnym od swoich zachcianek, które nigdy nie uwzględniały Jimina w objęciach, ba, w spojrzeniach innych osób. Żałosne, żałosne, żałosne.

— Więc dlaczego tu jesteś? — zapytał gorzko, nawet nie starając się ukryć goryczy w swoim głosie. — Dlaczego zgodziłeś się przyjść tutaj bez mrugnięcia okiem, bez jakiegokolwiek ale? Dlaczego nadal uśmiechasz się do mnie za każdym razem, kiedy nasze oczy się spotykają? Dlaczego nadal chcesz bym tańczył z tobą na treningach, nie mając żadnych oporów przed dotykiem? Czy nie powinno być tak, że unikasz mnie, że nie chcesz mnie znać? Dlaczego raz po raz obdarzasz mnie tym swoim cholernie pięknym uśmiechem, na który niczym sobie nie zasłużyłem?

Jimin podniósł wzrok i spojrzał w oczy czarnowłosego chłopaka.

— Bo tak naprawdę nigdy nie uwierzyłem w twoje słowa, Jungkook.

To nie może być prawda.

— Nie uwierzyłeś, kiedy ci powiedziałem, że nic z nas nie będzie?

— Nie, Jungkook. Wiedziałem, że to było kłamstwo.

W pogrążonym w mroku pokoju zapadła cisza przerywana jedynie płytkimi, cichymi oddechami. Jungkook nie spodziewał się, że nadejdzie kiedyś taki dzień, w którym okaże się, że istnieje ktoś, kto zna go lepiej, niż on sam. Jimin miał rację, miał pieprzoną rację, bo Jungkook naprawdę wtedy kłamał, starając się by jego żałosne kłamstwo zabrzmiało jak prawda. Próbował nawet sobie wmówić, że słowa, które wypowiada, mają pełne odzwierciedlenie w rzeczywistości, ale tak nie było. Ta cienka granica pomiędzy przyznaniem się do własnych uczuć, a ich odrzuceniem, będąca jego własnym, niedowartościowanym ego zniknęła wraz ze słowami Jimina, które przed chwilą usłyszał.

— To prawda — powiedział po chwili, ponownie pozwalając swoim oczom zatopić się w spojrzeniu Jimina. —Już wtedy zależało mi na tobie. Cholernie mi zależało. Zdałem sobie sprawę z tego, że wolę spędzać czas z wami, z Tobą, niż siedzieć samemu we własnym łóżku i robić mnóstwo bezużytecznych rzeczy, kiedy mogłem równie dobrze siedzieć przy tobie. To głupie, ale bałem się tego, jak bardzo mnie zmieniłeś.

Jimin uśmiechnął się blado.

— Jesteśmy zupełnie inni, hmm? Naruszyłem twoją granicę bezpieczeństwa na tamtym treningu, prawda?

— Jestem idiotą, Jimin.

Jungkook westchnął cicho, niedowierzając, jak te wszystkie słowa, które teraz wypowiada, śmieszne brzmią. Głupie wymówki, tłumaczenie, bronienie się przed uczuciem, które przecież nie było złe. Nienawidził siebie za tyle straconych dni, które mógł spędzić z Jiminem, tyle zaprzepaszczonych na oszukiwaniu siebie tygodni, ale poprzedni dzień był już ostatnim.

— Kłamałem Jimin i jestem największym na świecie idiotą, bo udawałem, że mi nie zależy, choć straciłem dla ciebie głowę już w tamtym dniu, kiedy pierwszy raz zatańczyłeś Perfect Man. Wpadłem po uszy Jimin, oszalałem na twoim punkcie, oberwałem nieznajomym mi dotąd uczuciem i to mnie zgubiło. Spieprzyłem sprawę i strasznie cię za to przepra–

Ostatnia sylaba utknęła w jego gardle stłumiona przez miękkie usta Jimina, które w tej samej sekundzie poczuł na swoich. Nie zdążył nawet złapać oddechu i teraz czuł, jak jego płuca domagają się powietrza, ale zignorował to. Ujął policzki Jimina w swoje dłonie i zamknął oczy, pogłębiając pocałunek. Czuł palący ogień na swoich ustach przy każdym, nawet najmniejszym ruchu warg Jimina, ale był to ten przyjemny płomień, którego nie chciał ugasić przez najbliższe tysiąc lat. Pochylił się nieco do przodu delikatnie przygryzając dolną wargę Jimina i tym samym pozwalając, by sekundę później straszy chłopak wsunął język w jego usta. Jimin smakował idealnie – sobą i sokiem pomarańczowym, który stał przy jego łóżku, a Jungkook stwierdził, że ten smak i zapach stał się w ciągu ostatnich kilku miesięcy zdecydowanie jego ulubionym, a który teraz na języku Jimina smakował jeszcze lepiej. Czarnowłosy chłopak poczuł, jak dłonie Jimina zaciskają się na jego nadgarstkach, dlatego kilka sekund później odsunął się, biorąc głęboki oddech. Kiedy otworzył oczy zobaczył radosne oczy Jimina, na którego ustach błąkał się uśmiech.

— Co się stało? — zapytał po chwili głosem zniżonym prawie do szeptu. Byli tak blisko siebie, że czuł oddech Jimina na swojej skórze.

— Nic, po prostu nie mogę się teraz udusić. Mam jeszcze całą noc do przeżycia.

Jungkook zaśmiał się cicho. Tym razem Jimin się mylił – mieli przed sobą nie tylko noc, ale całą niemierzalną wieczność.


Poranek przyniósł ze sobą doskonałą definicję słowa abstrakcja, którego Jungkook przez tyle lat edukacji nie był w stanie pojąć. Obudzenie się u boku kogokolwiek w swoim własnym łóżku było na tyle absurdalne, że Jungkook prawie przestraszył się w sekundzie, w której otworzył oczy, dopóki nie poczuł pod brodą łaskoczącej go burzy ognistych włosów i, cholera, to było właśnie to – tak chciał się czuć przez resztę swojego życia, nie mając już żadnego ciężaru na sercu.

Jimin wtulił nos w szyję młodszego jeszcze bardziej, kiedy poczuł delikatny uścisk dłoni na swojej talii. Jungkook był przekonany, że usta Jimina uformowały się w uśmiech, kiedy wypowiedział ciche powitanie.

— Dzień dobry — mruknął zaspanym jeszcze głosem, całując Jimina w czoło.

Cichy chichot utwierdził go tylko w przekonaniu, że nie mylił się co do tamtego uśmiechu.

— Dzień dobry — usłyszał w odpowiedzi i już po chwili patrzył w ciemne tęczówki Jimina. Dostrzegł w nich to, przed czym tak długo się bronił, a czego podświadomie pragnął najbardziej na świecie — swojego rodzaju uwielbienie i oddanie. Nie miał już żadnych wątpliwości, że wpuszczenie Jimina do swojego serca było najlepszą decyzją w jego życiu.

—Dobrze spałeś? — zapytał, czując, jak uśmiech Jimina rośnie z każdą sekundą.

— Mhm, na tyle dobrze, że chyba jeszcze śnię.

Jungkook westchnął cicho, a Jimin ponownie się zaśmiał.

— Chyba nie myślisz, że tak łatwo uwierzę, że zatwardziały Jeon Jungkook i jego lodowe serce w końcu otworzyli się na uczucia.

— Mówisz, jakbym był jakimś potworem.

— A nie jesteś?

Jimin jęknął głośno, kiedy silne ręce Jungkooka złapały go w talii i podciągnęły do góry, by po chwili wylądować na ciele młodszego chłopaka.

— Hej! — krzyknął, próbując wyswobodzić się z uścisku, jednak nie wkładając w to wystarczająco dużo wysiłku. — Co robisz?!

Jungkook uśmiechnął się szeroko — zeszłego wieczoru nawet nie pomyślał, że rankiem będzie czuł na sobie ten bardzo przyjemny ciężar. Jeśli tak miały od teraz wyglądać jego dni, byłby gotów zgodzić się na jeszcze tysiąc takich śnieżyc, jak ta wczorajsza, która pośrednio doprowadziła do tej sytuacji.

— To ty mi powiedz, co ja mam z tobą zrobić? — zapytał po chwili, a Jimin momentalnie znieruchomiał.

— Bądź ze mną, tylko tego chcę — szepnął, a jego wzrok złagodniał, kiedy skupił się na oczach Jungkooka, który objął go mocniej wiedząc, że życzenie Jimina było bardzo łatwe do spełnienia, bo czuł się dobrze, czuł się wspaniale i nie miał najmniejszego zamiaru pozwolić temu szczęściu wyrwać się z teraz już mocnego i zdecydowanego uścisku.

~

Jungkook był przekonany, że jego nowy i jednocześnie pierwszy związek nie wyjdzie na jaw wcześniej, niż przed końcem miesiąca, jednak zagadkowy wyraz twarzy Taehyunga na treningu trzy dni po tamtej nocy połączony z dziwnym uśmieszkiem błąkającym się na jego ustach wyrażał wszystko, a szczerzący się do niego Hoseok tylko potwierdził jego przypuszczenia — Jimin najwyraźniej nie zdołał utrzymać tego w tajemnicy do momentu, kiedy pojawi się Jungkook i będą mogli razem powiedzieć o tym swoim przyjaciołom.

Siedzący na parapecie Jimin unikał jego wzroku, kiedy młodszy chłopak odwieszał swoją kurtkę. Jungkook mógłby nawet próbować udawać złego, gdyby tylko nie miał przed sobą najprzystojniejszego na świecie chłopaka, ubranego w zwykłą, białą koszulkę i ciemne spodnie, które podkreślały jego idealne ciało.

Jimin najwyraźniej poczuł na sobie palący wzrok, bo natychmiast zarumienił się i zaczął cicho mamrotać pod nosem.

— Przepraszam, ale oni odkąd tylko się tu pojawiłem zaczęli mnie wypytywać, jak gdyby coś wiedzieli i nawet nie zd–

Urwał, kiedy Jungkook zbliżył się do niego i łapiąc za przód jego koszulki pocałował go nieco zbyt przeciągle, jak na powitalny pocałunek. Trwało to zdecydowanie za długo, bo po chwili gdzieś w głębi pomieszczenia rozległ się głośny gwizd.

— Jeon Jungkook! Jeon Jungkook!

Czarnowłosy chłopak zaśmiał się w usta swojego chłopaka stwierdzając, że chwila, w której zamorduje skandującego i wiwatującego Taehyunga nadejdzie bardzo, bardzo szybko.


Podobnie wyglądała sprawa w domu Jungkooka – nie miał on zamiaru zbyt wcześnie chwalić się swoim rodzicom, jednak Junghyun podsłuchał jego telefoniczna rozmowę z Jiminem gdzieś na początku marca, a efekt był natychmiastowy. Jungkook ze zdziwieniem wpatrywał się w zszokowane miny jego rodziców, kiedy pięć minut później zjawił się na obiedzie, by już po chwili użyć całej swojej siły, by uwolnić się z uścisku mamy, która wydawała się cieszyć ze związku swojego syna bardziej, niż on sam. Nie był co prawda zły na swojego brata (w końcu kiedyś rodzice musieli się dowiedzieć), ale zastanawiał się, czy znajdzie się ktoś, komu on sam będzie mógł powiedzieć o Jiminie.

Jego życzenie prawie się spełniło, kiedy w następnym tygodniu odbierał swojego chłopaka spod uczelni. Burza ognistych włosów wyłoniła się z budynku o umówionej godzinie w towarzystwie innej – tej samej, której Jungkook wolałby już nigdy w życiu nie widzieć.

Yoongi.

Pierwszy raz odkąd byli razem, Jungkook pozwolił sobie na publiczne okazanie uczuć, kiedy wspomniana dwójka podeszła do czekającego chłopaka — bez zastanowienia przyciągnął Jimina do siebie i pocałował go w skroń, a rumieniec, którym oblał się niższy chłopak, nie uszedł jego uwadze. Yoongi najwyraźniej nieco zawstydzony tym, czego właśnie był świadkiem, przedstawił się cicho i od razu pożegnał odchodząc szybko w stronę przystanku. Jungkook uśmiechnął się tryumfalnie, choć doskonale wiedział, że jego zazdrość o blondyna była zupełnie bezpodstawna.

Nie przeszkadzało mu to jednak w okazywaniu swoich uczuć za każdym razem, kiedy czekał na Jimina pod jego wydziałem, by pojechać na trening lub po prostu spędzić z nim resztę dnia na mieście. Po kilku tygodniach Jimin zapytał, czy przyjeżdżanie do Dongnae trzy razy w tygodniu nie jest dla Jungkooka żadnym kłopotem, ale on wzruszył tylko ramionami — nie mógł się przecież przyznać, jak bardzo jego zazdrosne ego jest zadowolone z wyrazu twarzy Yoongi'ego, kiedy tylko mają okazję się spotkać.

Był już kwiecień – słońce przyjemnie ogrzewało twarze po wyjątkowo długiej tegorocznej zimie, a Jungkook ponownie stał oparty o tą samą co zawsze barierkę, kiedy czekał na Jimina. Jeśli dobrze pamiętał, dziś był ten dzień, kiedy Yoongi znowu uczestniczył w zajęciach i uśmiechnął się szeroko, kiedy po kilku minutach mógł się przekonać, że wcale się nie mylił.

Tym razem spokojnie zaczekał, aż oboje podejdą do niego i kiedy po krótkim powitaniu Jimin wspiął się na palcach, by złożyć krótki pocałunek na ustach swojego chłopaka, ten przyciągnął go do siebie i nie tracąc czasu wsunął język pomiędzy jego rozchylone wargi.

Kątem oka Jungkook dostrzegł zakłopotanie malujące się na twarzy Yoongiego, który tak jak za pierwszym razem pożegnał się krótko i odszedł szybkim krokiem, zostawiając parę za plecami. Kiedy po kilku dłuższych chwilach Jungkook odsunął się nieco, by wziąć głęboki oddech dostrzegł radosne iskierki w oczach Jimina, który teraz uśmiechał się szeroko.

— Bawi cię to, hmm? — zaśmiał się Jimin, wplatając palce w dłonie młodszego.

Jungkook spojrzał na niego pytającym wzrokiem.

— To nieco zbyt namiętne całowanie mnie za każdym razem, kiedy wychodzę z budynku z Yoongim?

Jungkook nie potrafił ukryć swojego zadowolenia, kiedy patrzył na oddalającą się od nich, drobną sylwetkę.

— Nadal nie zapłacił za tamten twój najpiękniejszy uśmiech, który powinien należeć do mnie.

Jimin stanął na palcach by krótko musnąć usta swojego chłopaka, po czym szepnął:

— Jesteś niemożliwy.

— Wszystko przez ciebie, pomarańczo.

Jimin zmarszczył brwi, a Jungkook stwierdził, że był to jeden z najbardziej uroczych wyrazów twarzy, jakie kiedykolwiek miał okazję zobaczyć.

— To chyba piąty raz już, kiedy nazywasz mnie pomarańczą, a ja – wyobraź sobie – nie mam zielonego pojęcia, dlaczego.

Czarnowłosy chłopak zaśmiał się cicho, zacieśniając uścisk na dłoniach Jimina.

— Długa historia — odparł, ale Jimin wcale nie wyglądał na zniechęconego.

— Tak się składa, że spędzimy ze sobą kolejne kilka godzin tego dnia, więc chętnie posłucham.

Jungkook przygryzł wargę, wzdychając prawie bezgłośnie.

— Co ja mam z tobą zrobić, Jimin? — mruknął, zatapiając się w łagodnym spojrzeniu chłopaka.

Jimin nie zastanawiał się długo nad odpowiedzią.

— Kochaj mnie, tylko tego chcę.

Jungkook pochylił się, składając pocałunek na tych pełnych, różanych ustach. To wszystko, co się teraz działo, wydawało się być właściwe, choć Jungkook nigdy by się tego nie spodziewał. Wbrew całemu swojemu samotnemu życiu, które jeszcze do niedawna prowadził, był teraz bardzo, bardzo szczęśliwy.

— Kocham. Najmocniej na świecie.


Continue Reading

You'll Also Like

26.2K 1.3K 46
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
16.1K 989 30
Chore/dziwne/zboczone/(nie)normalne rozmowy członków BTS na chacie. *Związki w formie żartu zostały ustalone przez członków zespołu poza czatem
92.2K 3.2K 49
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
5.2K 404 25
❝ 𝒎𝒚 𝒉𝒆𝒂𝒓𝒕'𝒔 𝒐𝒏 𝒇𝒊𝒓𝒆 𝒇𝒐𝒓 𝒚𝒐𝒖𝒓 𝒍𝒐𝒗𝒆 𝑰 𝒘𝒊𝒔𝒉 𝒕𝒉𝒂𝒕 𝒚𝒐𝒖 𝒘𝒐𝒖𝒍𝒅 𝒍𝒐𝒗𝒆 𝒎𝒆 ❞ Świat, w którym gwiazdy schodzą co...