Owari [yaoi]

By AkikoDream

15K 1.1K 340

Druga część „Tenshi" Ciągłe wizyty w szpitalu. Moje życie to jedna wielka karuzela. Praca-szpital-dom... More

Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5 END

Rozdział 1

4.2K 271 35
By AkikoDream

Wita. Tak oto nadszedł czas na oczekiwaną przez wielu drugą część "Tenshi". Mam nadzieję, że opowiadania sprostuje waszym oczekiwaniom. Miłego czytania ;)

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

                Obudziło mnie dzwonienie budzika. Sennym ruchem ręki próbowałem go znaleźć. Dłonią przeszukiwałem poduszkę obok mnie, gdzie powinien on leżeć. Gdzie on jest?! Podniosłem się i otworzyłem lekko oczy. Rozejrzałem się po dookoła. Nie ma go. Z westchnieniem wstałem i zacząłem poszukiwania. Obszedłem łóżko wokół i znalazłem. Budzik zrobił sobie wędrówkę i znalazł się na podłodze po drugiej stronie łóżka. Wyłączyłem go i położyłem tam gdzie jego miejsce.

- Która godzina?- Mruknąłem zaspany do samego siebie.

Zerknąłem na zegar. Co, już po ósmej?! Zaraz się spóźnię! Szybko zacząłem szukać czystych ubrań. W moim pokoju panował coraz większy bałagan. Nadal nie mogłem się do końca pozbierać po wydarzeniach minionych wakacji, co przejawiało się zaniedbaniem domu. Udało mi się znaleźć jakąś czystą koszulę i dżinsy. Jeszcze tylko bielizna i będę gotów. Po chwili znalazła się również i ona. W kuchni chwyciłem w rękę jabłko i wybiegłem z domu. Pędziłem przez pół miasta. Przed samą dziewiątą udało mi dotrzeć do kwiaciarni. Otwieram drzwi i wpadam do środka.

- Ktoś cię gonił czy co?- Spytał szef śmiejąc się.

- Nie chciałem się spóźnić- wytłumaczyłem.

- Nic by się nie stało jakbyś przyszedł parę minut później. Poradziłbym sobie.

- Przepraszam, ostatnio słabo się wysypiam- mówiłem rozmasowując obolały kark.

Uśmiechnąłem się do niego i udałem się na zaplecze, by się przebrać. Szef był dla mnie naprawdę wyrozumiały. Nic nie mówił, kiedy spóźniałem się parę minut do pracy oraz pozwalał mi czasami wyjść wcześniej, nie robiąc mi później żadnych problemów. Mimo to nie lubiłem nadużywać mojej swobody. Zawsze starałem się stawiać punktualnie w pracy, a wychodziłem wcześniej, kiedy miałem naprawdę dobry powód.

Przebrałem się i wróciłem do szefa, by pomóc mu w układaniu kwiatów. Lubiłem go. Nigdy nie gadał za dużo. Nie zanudzał mnie różnymi opowiadaniami. Wyznawał zasadę: „Mów tylko tyle ile potrzeba".

- Co słychać u...?- Zapytał w końcu.

- Bez zmian.- Odpowiedziałem zanim zdążył dokończyć pytanie

Codziennie to samo pytanie i codziennie ta sama odpowiedź. Każdego dnia miałem nadzieję, że będę mógł mu udzielić innej, lecz nic z tego. Za każdym razem, gdy przychodziłem go odwiedzać, lekarze potwierdzali tylko, że jego stan nie ulega zmianie.

Po pewnym czasie szef udał się do swoich niedużych rozmiarów gabinetu, a ja zostałem sam w sklepie. Ruch był dzisiaj nieduży. W ciągu godziny wpadało tu może dziesięć osób, z czego tylko połowa decydowała się coś kupić. Przed porą obiadową wpadł do mnie mój przyjaciel Masami. Był to chyba mój jedyny prawdziwy przyjaciel, ale nawet z nim nie spędzałem dużo czasu. Byłem typem samotnika i większość czasu spędzałem samotnie. Jedyna osoba, z którą mógłbym spędzać dwadzieścia cztery godziny siedem dni w tygodniu była...

- Cześć, jak się masz?- Spytał witając się ze mną.

Był on niewiele mniejszy ode mnie, ale starszy o dwa lata. Miał krótkie czarne włosy i ciemnobrązowe oczy, które niektórym mogły się wydawać niemal czarne. W przeciwieństwie do mnie był duszą towarzystwa. Często chadzał na jakieś imprezy.

- Tak, jak zawsze. Jakieś kwiaty?

- Nie tak przyszedłem w odwiedziny.

- Miło, dzięki.- Uśmiechnąłem się lekko.

- Słuchaj, a co tam u...

- Nadal bez zmian.- Odpowiedziałem nieco posmutniałym tonem.

Każdy kto mnie znał zadawał mi ciągle to samo pytanie, a ja mogłem tylko odpowiedzieć, że „bez zmian". Nie wiem czy czułbym się lepiej, gdyby tego nie robili, ale tak chociaż wiedziałem, że ktoś oprócz mnie o nim pamięta.

- Słuchaj, zanieś mu ode mnie kwiaty- powiedział podając mi pieniądze.

- Dobrze.- Na mojej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech.

- Dobra, ja już muszę lecieć. Mam nowego współlokatora i oprowadzałem go po mieście- mówił ruchem głowy wskazując na blondyna stojącego koło niego.- I tak pomyślałem, że zajdę do ciebie. To do zobaczenia.- Pożegnał się.

- Do zobaczenia. Dzięki, że zaszedłeś.

Wyszedł wraz z swoim nowym kolegom. Miło było wiedzieć, że ktoś się do niego w końcu wprowadził. Szukał współlokatora chyba od roku. Mimo, że często wychodził, to gdy zostawał w domu to czuł się samotnie. Często skarżył mi się na to. Ciekawe tylko, czy ten blondynek wie o jego problemach... Możliwe, że o nich nie wspomniał, nie chcąc go zniechęcić. Masami od urodzenia ma problemy z sercem, a jego imprezowy styl życia na pewno mu w tym nie pomaga. No i są jeszcze delikatne problemy z psychiką. Wszystko to przez rodzinę oraz przez znajomość ze mną i moimi starymi znajomymi. Poznaliśmy się za czasów, które najchętniej usunąłbym ze swojego życia. Teraz byłem innym człowiekiem, taką przynajmniej miałem nadzieję.

Przez resztę dnia leniwie opierałem się o ladę prostując się, gdy usłyszałem dzwonek otwieranych przez klientów drzwi. Szef przeszedł mnie odwiedzić pięć minut przed końcem mojej zmiany.

- Pomóż mi tu posprzątać i możesz już iść- powiedział podchodząc do mnie.

- Dobrze.

Zaczęliśmy znosić wszystkie pozostałe kwiaty do magazynu.

- Wezmę kilka kwiatów dla...

- Dodaj też kilka ode mnie- wtrącił.

Uśmiechnąłem się w odpowiedzi i zacząłem układać jakiś ładny bukiet. Poczekałem, aż szef zamknie kwiaciarnie i udałem się w stronę szpitala. Droga minęła mi bardzo szybko. Wchodząc do placówki od wejścia witały mnie mijane po kolei pielęgniarki. Wszyscy mnie tutaj znali. Spędzałem tutaj tak dużo czasu, że mała część personelu mnie tutaj nie znała. Szedłem prosto do sali, którą odwiedzam niemal codziennie od prawie sześciu miesięcy. Zatrzymałem się przed białymi drzwiami. Prowadziły do oddzielnego pomieszczenia, w której znajdował się tylko on. Jak zawsze czułem wahania zanim pociągnąłem za klamkę i dostałem się do miejsca w szczególny sposób pachnącego szpitalem. Wziąłem głęboki wdech i wszedłem do środka.

Najpierw poszedłem odłożyć kwiaty na parapecie, a następnie przystawiłem krzesło do łóżka i usiałem na nim. Wpatrywałem się w nieruchome ciało Akiry podłączone do różnych urządzeń.

- Cześć. Przyniosłem ci kwiaty, są ode mnie, szefa i jeszcze mojego przyjaciela.

Cisza. Nic, poza cichymi odgłosami pracujących maszyn.

- Właśnie, dzisiaj odwiedził mnie mój stary przyjaciel. Dawno go nie wiedziałem. Na pewno byś go polubił. Muszę cię kiedyś z nim zapoznać.- Cisza. Mimo to mówiłem dalej.- O mały włos, a spóźniłbym się dzisiaj do pracy. Ostatnio jakoś słabo się wysypiam.

Nagle do pomieszczenia wszedł lekarz, który zajmuje się Akirą, a za nim rodzice chłopaka. Wstałem i odsunąłem się lekko od łóżka by zrobić im miejsce.

- Kazuma, możemy porozmawiać- zwrócił się do mnie lekarz.

- Dobrze.

- Chodźmy na zewnątrz.

Wyszliśmy przed salę i usiedliśmy na stojących tam krzesłach. Lekarz wyglądał na dość zakłopotanego, jakby nie wiedział jak zacząć.

- Posłuchaj... Tylko, proszę nie rób zamieszania...

- O co chodzi?- Zapytałem w końcu zniecierpliwiony i zaniepokojony.

- Będziemy odłączać Akirę od respiratora w przyszłym tygodniu.

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Siedziałem jak słup soli nie wierząc własnym uszom. To nie może być prawda. On nie mówi na serio, prawda?!

- Oddychaj.

Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że cały czas wstrzymywałem oddech. Wziąłem głęboki wdech i poprawiłem się na krześle. Jak to go odłączają?!

- Nie możecie!

- Rozmawiałem już z jego rodzicami. Kazuma, posłuchaj... Nie ma sensu dalej go utrzymywać w tym stanie wegetatywnym z brakiem nadziei na lepsze.

- Nie!

- Przykro mi- powiedział kładąc mi rękę na ramieniu.

Wstał z krzesła i wszedł do sali Akiry zostawiając mnie samego. Siedziałem nie mogąc się poruszyć. Po prostu nie byłem w stanie teraz niczego zrobić. Siedziałem i próbowałem jakoś przyjąć to do wiadomości, lecz nic z tego. To jakiś żart?!

Nie wiem jak długo tak siedziałem, ale musiało minąć trochę czasu, bo z jego „pokoju" wraz z lekarzem wyszli również jego rodzice. Wstałem i wszedłem tam. Stałem nie mogąc się poruszyć, jedynie patrząc na niego. Dopiero teraz zauważyłem, że się zmienił. Stracił trochę na wadze, jego skóra jest bledsza, a włosy dłuższe i w nieładzie. Mimo to nie zmieniało to niczego. Dla mnie nadal był Akirą, którego pamiętam. Którego pokochałem.

Podszedłem do niego, usiadłem na krześle i chwyciłem jego rękę.

- Wszystko dobrze- odpowiedziałem na niewypowiedziane pytanie.- Nic ważnego ode mnie nie chciał.

Zawsze była to jednostronna rozmowa. Jakbym odpowiadał na niewypowiedziane od niego pytania lub sam je zadawał mając nadzieję, że któregoś razu odpowie. Został nam tydzień takich rozmów. Tylko tydzień. Czułem jak łzy napływają mi do oczu.

- Nie mogą nam tego zrobić!- Nie wytrzymałem.- Nie mogą...- mówiłem pozwalając łzą płynąć.

Oparłem czoło o jego dłoń chowając twarz w pościeli.

- Kocham cię!

Płakałem tak z twarzą wtuloną w jego dłoń przez dobre kilkadziesiąt minut. Później już starałem się powstrzymać łzy i jakoś wziąć się w garść.

- Do zobaczenia- pożegnałem go i opuściłem szpital.

Mijające mnie pielęgniarki patrzały na mnie ze współczuciem jakby wiedziały już co się stanie. Nie mogłem znieść ich wzroku. Drogę do domu ze szpitala pokonałem w mgnieniu oka. Myślałem, że choć na jakiś czas udało mi się opanować emocje, lecz z każdym krokiem bliżej domu odczuwałem coraz większą złość i frustracje. Akirę odłączą od respiratora, a ja nic z tym nie mogę zrobić. Mogę tylko czekać i patrzeć jak tracę najważniejszą osobę w moim życiu.

Kiedy byłem już w domu nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Ręce mnie świerzbiły, a od środka rozsadzała mnie energia. Miałem się ochotę na kimś lub na czymś wyżyć. Rozładować frustracje. Może na kimś to niebyły najlepszy pomysł. W głowie miałem cały czas dwa obrazy: Akiry leżącego na łóżku w szpitalu oraz energicznego, który biegnie z uśmiechem na ustach.

- Nie!- Krzyknąłem i wazon leżący na szafce zleciał na ziemię.

Na wazonie się nie skończyło. W ruch poszło niemal wszystko co znajdowało się luzem na meblach i stole. Książki, gazety, figurki, płyty, zdjęci, kubki, talerze. Po prostu wszystko co znalazło się na mojej drodze. Następnie wpadłem do sypialni. Tam nie było niczego co mógłbym zepsuć. Położyłem się więc na łóżku i chwyciłem ramkę ze zdjęciem leżącą na stoliku nocnym. Było to zdjęcie, które zrobiłem Akirze w zeszłym roku. Nie wiedział o tym, bo gdyby wiedział kazałby mi je wyrzucić, zapewne twierdząc, że głupio na nim wyszedł.

Przytuliłem zdjęcie do piesi i z oczu znów zaczęły mi płynąć łzy.

Obudziłem się z strasznym bólem głowy. Zerknąłem na zegarek, który wskazywał już godzinę wpół do jedenastej. Powinienem być już w pracy, ale chyba dzisiaj z niej zrezygnuje. Nigdy jeszcze nie opuściłem dnia pracy, ale w końcu musiał być ten pierwszy raz. Nie miałem dzisiaj ochoty na nic. Na prace, na śniadanie, na jakikolwiek ruch. Chciałem leżeć na łóżku rozmyślając o wspólnie spędzonych chwilach z Akirą. Moją malutka bańkę mydlaną przebił dźwięk dzwoniącego telefonu. Ignorowałem go. Nie chciałem z nikim rozmawiać. Miałem ochotę pobyć sam. Sam.

Około godziny jedenastej dało się słyszeć czyjeś walenie do drzwi. Ignorowałem je jak już mnóstwo rzeczy w ciągu zaledwie półgodziny. Lecz ktoś uparcie dobijał się do drzwi i raczej nie zamierzał przestać. Wstałem z lóżka i jęknąłem czując narastający ból głowy.

Podszedłem do drzwi i powolnym ruchem otworzyłem je. Za drzwiami stał mój szef. Jego widok wprawił mnie w małe osłupienie. Czego on ode mnie chciał o tej porze?

- No nareszcie!

- Dzień dobry. Czego pan chce?

- Myślałem, że coś ci się stało. Nie przyszedłeś do pracy, nie odbierasz moich telefonów.

Wyciągnąłem komórkę z kieszeni i spojrzałem na wyświetlacz. Dziesięć nieodebranych połączeń, wszystkie od niego.

- Przepraszam- powiedziałem przeczesując dłonią włosy.

- Mogę wejść?

- Tak.

I w tym momencie przypomniało mi się o bałaganie, który wczoraj zrobiłem, lecz było już za późno. Szef wszedł do środka i zatrzymał się w miejscu, gdy zobaczył mój salon.

- Przepraszam za bałagan.

- Bałagan?! Człowieku, wygląda jakby przeszło tedy tornado, albo nawet dwa.

- Możliwe, a oba nazywały się Kazuma- odpowiedziałem.

- Co się stało?- Zapytał troskliwie.

- Usiądźmy w salonie- zaproponowałem.

Poszedłem pierwszy. Zabrałem wszystko co znajdowało się na kanapie by zrobić nam miejsce.

- Kawy? Herbaty?- Zapytałem z grzeczności.

- Nie, dziękuję. Siadaj- powiedział siadając i wskazując miejsce koło siebie.

Zająłem miejsce koło niego i z zakłopotaniem zacząłem wpatrywać się w swoje dłonie. Oddech miałem przyśpieszony, a serce biło szybciej na samo wspomnienie chwili, w której lekarz oznajmił mi, że...

- Co się stało?- Zapytał kładąc mi dłoń na ramieniu wpatrując się jednocześnie prosto w oczy.- Coś nie tak z Akirą?

- Chcą go odłączyć od respiratora w przyszłym tygodniu.

Widać było, że mój szef był zaskoczony tą wiadomością.

- Lekarze mówią, że nie widzą szans, żeby się obudził więc...

- A rodzice chłopca?

- Zgodzili się.

Czułem jak znowu do oczu napływają mi łzy. Tym razem nie pozwoliłem im płynąć. Za wszelką cenę próbowałem je powstrzymać.

- Kazuma, tak mi przykro- powiedział głosem pełnym współczucia.

Siedziałem czując wielką gulę w gardle. Nie mogłem się poruszyć, ani nic powiedzieć. Po prostu siedziałem czując na sobie zakłopotany wzrok mojego szefa. Chyba nie wiedział za bardzo co ma zrobić, czy próbować mnie pocieszyć, czy zostawić mnie w spokoju.

Ciszę przerwał dźwięk dzwoniącego telefonu. Czułem jak wibruje mi w kieszeni, ale nie miałem ochoty dzisiaj odbierać żadnych telefonów. Dobrym tego przykładem było dziesięć nieodebranych położeń od szefa.

- Nie odbierzesz, nie?- Zapytał w końcu.

- Nie.

- Odbierz, może ktoś w jakiejś ważnej sprawie.

Westchnąłem i wyciągnąłem telefon z kieszeni. Spojrzałem na numer. To lekarz Akiry. Zawahałem się chwilę, po czym nacisnąłem zieloną słuchawkę.

- Słucham- odezwałem się pierwszy.

- Kazuma, przychodź szybko!- Mówił lekko zdenerwowany.

- Co się stało?- Zapytałem przejęty.

Continue Reading

You'll Also Like

430 67 7
Po wizycie u rodziców Clay uświadamia sobie,jak inni go tak naprawdę spostrzegają.Oczywiście jest to tylko złudzenie,ale on myśli że tak naprawdę jes...
86.8K 6K 24
Mason Crawford myślał, że po ostatnim, ciężkim sezonie, w którym jego drużyna przegrała finał Pucharu Stanleya nic gorszego nie może się stać. W końc...
189K 13.7K 131
"Dla Ciebie mogłem udawać, że byłem szczęśliwy, kiedy byłem smutny Dla Ciebie mogłem udawać, że byłem silny, kiedy byłem skrzywdzony Chciałbym żeby...
87.2K 7.9K 16
Craze kocha Frosty'ego. Szkoda tylko, że: a) są najlepszymi przyjaciółmi b) Frosty niedługo się żeni c) nigdy nie zdobędzie się na odwagę A...