Fenomen - Harry Styles Fanfic...

By yokita

61.3K 4.6K 534

❝Bogaci ludzie dzielą się na dwa typy. Na tych, którzy niczego więcej nie potrzebują i na tych, którzy wciąż... More

Fenomen
ZWIASTUN
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
heloł from di oder sajd
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21

Rozdział 2

3.2K 259 43
By yokita

no, dwójeczka nareszcie jest :D Co sądzicie o nowej okładce? Koniecznie napiszcie opinię oraz co u Was słychać! Osobiście zostały mi cztery dni ferii i jestem tym faktem przybita :/ ktoś jeszcze przeżywa to co ja, haha?

mam nadzieję, że rozdział się wam podoba, o jejku! nie mogę się doczekać waszych opinii na ten temat, haha :D

Ily & enjoy! xx


                 

Ludzka ciekawość potrafi być naprawdę wielka. Nigdy nie uważałam siebie za osobę, która musi wszystko wiedzieć. Mimo to nie byłabym człowiekiem, gdybym tamtego wieczora nie poszła do sklepu  z którego wyszedł, zapadając mi w pamięć, mężczyzna. Za ladą stał wtedy młody azjata, który słysząc moje pytania odnośnie poprzedniego klienta, od razu zbył mnie mówiąc coś swoim ojczystym językiem. W momencie, w którym zaczął krzyczeć stwierdziłam, że najlepszym wyjściem będzie ulotnienie się.

Od tamtego wydarzenia minęły dwa dni. Sprawa kradzieży obrazu Howarda Greena wciąż stała w miejscu, a Harry Styles i Michael Devin nie zostali złapani, jednak szum tej afery powoli cichnął. W wiadomościach nie pokazywali już ich zdjęć, a w pubach nikt nie wymieniał ich nazwisk. Wszystko wracało do normy, choć sytuacja w pracy mojego ojca wciąż była napięta.

Ja natomiast starałam się skupić na studiach i życiu prywatnym, choć każdego dnia w mojej głowie pojawiały się myśli o tych dwóch mężczyznach, o kradzieży, fałszerstwie. Miałam jednak nadzieję, że szybko o tym zapomnę.

– Masz ochotę na kawę? – spytał Percy, pakując swoje rzeczy do torby.

Ostatnie zajęcia tego dnia właśnie się skończyły i wszyscy studenci wychodzili z sali. Profesor, który jeszcze parę minut temu opowiadał nam o Vincecie van Goghu również zniknął za drzwiami i tym sposobem zostaliśmy z Percym sami.

– Chciałam dzisiaj zostać trochę dłużej w pracowni. – powiedziałam, zakładając skórzaną torebkę na ramię. – Ale odbijemy to sobie, obiecuję.

Brunet uśmiechnął się i ruszyliśmy do wyjścia.

– Trzymam cię za słowo. – lekko trącił mnie łokciem, a ja zaśmiałam się.

– Kiedy artysta dostaje weny, nic nie może go zatrzymać przed stworzeniem czegoś wielkiego. – powiedziałam wyniośle, a Percy parsknął kręcąc głową.

– W takim razie artystko idź stwórz coś wielkiego, a jutro nie wywiniesz się od kawy ze mną. – zacmokał, a ja kiwnęłam głową z lekkim uśmiechem. Staliśmy na korytarzu przy wejściu do pracowni wydziału malarstwa i rzeźby. Percy szybko scałował mój policzek i żegnając się ruszył do wyjścia głównego, ja natomiast otworzyłam drzwi do swojego ulubionego miejsca w całym budynku.

Do pracowni każdy student z mojego wydziału miał wstęp tak długo jak uczelnia była otwarta. Trzy razy w tygodniu mieliśmy tu zajęcia po dwie godziny. Pomieszczenie było średniej wielkości i mogło się wydawać zaniedbane. Na podłodze już dawno wyłożona została folia, mająca za zadanie chronić panele przed farbą. Ściany były drewniane i przy każdej stały długie szafki z przyborami, których nie brakowało. Pędzle, farby różnego rodzaju, a także dłuta i substancje w workach podobnych do tych z betonem, z którym wykonywaliśmy rzeźby. Nie był to oczywiście marmur, tylko w większości gips i glina. Przy jednej ze ścian stały złożone sztalugi, o które każdy kłócił się na początku zajęć. Parę stołków i stoliczków, pobrudzonych różnymi kolorami. Wszystko stanowiło jeden, wielki nieład, jednak właśnie to urzekało mnie za każdym razem, kiedy się tutaj znajdowałam.

Na moje szczęście już dawno odkryłam, że po południu nikt się tu nie kręci. Dlatego raz na jakiś czas zatrzymywałam swoją codzienność siedząc tam i malując.

Wyciągnęłam jedną sztalugę, stawiając ją na środku pomieszczenia i zaczepiłam na niej płótno z zaczętym przeze mnie obrazem. W mgnieniu oka przygotowałam wszystkie potrzebne narzędzia, ustawiłam mały stołek przed drewnianą konstrukcją i siadłam na nim. Wgapiałam się w twarz baletnicy, której brakowało reszty ciała oraz dolnej części tła. Dłużej nie myśląc wzięłam się do roboty.

Czas w tamtym miejscu był dla mnie pochłaniany, nigdzie nie upływał tak szybko. Jednak w pewnym momencie drzwi pracowni otworzyły się, a ja spojrzałam w tamtym kierunku z pędzlem w dłoni wiszącym w powietrzu. Wyrwana ze swojej prywatnej utopii dostrzegłam mężczyznę w szarej czapce i okularach przeciwsłonecznych. Miał na sobie skórzaną kurtkę z futrzanym obiciem, białą bluzkę i ciemne spodnie.

– Wstęp tylko dla studentów wydziału malarstwa i rzeźby. – powiedziałam mechanicznie, unosząc brwi na nieznajomego.

Ten uśmiechnął się cwanie, a mnie oblał zimny pot.  W tamtym momencie go rozpoznałam, jeszcze zanim ściągnął czapkę i okulary, ukazując swoje skręcone włosy i zielone oczy. Natychmiastowo wstałam, a gwałtowny ruch spowodował, że stołek na którym siedziałam przewrócił się. To było nie możliwe, żeby ten mężczyzna się tam znajdował. Ktoś musiał go rozpoznać, kiedy szedł przez całą uczelnie, by wejść do pracowni. Jednak jakimś sposobem wciąż pewny siebie wyglądał jakby nie wiedział, że jest poszukiwany.

– Miło cię znowu widzieć. – powiedział zachrypniętym głosem, robiąc dwa kroki do przodu. W panice cofnęłam się o taką samą długość, starając się opanować nerwy.

– Nie denerwuj się. – uśmiechnął się, unosząc obie dłonie do góry.

– Podaj mi jeden powód dla którego miałabym nie zadzwonić na policję. – mruknęłam, wyciągając telefon z tylnej kieszeni.

Jego uśmiech powiększył się, założył dłonie na klatce piersiowej, wzdychając.

– Mogę podać ci trzy. – uniósł trzy palce do góry. – Ja. Ty. Jeszcze się nie poznaliśmy.

Fuknęłam i choć moje nogi wciąż były jak z waty, poczułam rosnący gniew. To przez niego moi rodzice byli źli, ojciec ma problemy w pracy, do tego mnie okradł. A teraz przyszedł tutaj jak gdyby nigdy nic. Moja czujność była o wiele wyższa niż tamtego wieczora. Każdy jego ruch zdawał się być podejrzany.

– Posłuchaj, nie mam zamiaru kombinować. – spoważniał odrobinę, a ja wzięłam głęboki wdech. – Przyszedłem porozmawiać.

– Porozmawiasz z policją, kiedy się już tu zjawią. – warknęłam odblokowując  telefon i wybierając numer na komisariat. Skupiając się na ekranie nie dostrzegłam jak szybko znalazł się obok mnie, wyrywając mi telefon z ręki. Moje usta opuścił głuchy dźwięk, a bliskość ze złodziejem sprawiła, że moja bezpieczna strefa została złamana.

– Nie bądź niemiła. – mruknął, znowu się uśmiechając. Stał teraz nachylając się nade mną, w jednej ręce trzymał telefon, a drugą ściskał mój nadgarstek. – Gdzie twoje maniery?

Po tych słowach z lekkim śmiechem puścił moją rękę, na powrót wracając pod drzwi, jakby chcąc dać mi trochę swobody. Wiedział, że się denerwuje, a najwyraźniej miał sprawę, która wymagała ode mnie trzeźwego myślenia. Jednak wciąż nie mogłam skupić się na niczym innym tylko moim telefonie, który teraz znajdował się w jego kieszeni.

– Ostatnim razem okradłeś mnie trochę bardziej subtelnie. – mruknęłam, starając się pokazać mu, że się go nie boję, że wiem kim jest, co zrobił i nie mam zamiaru pozwolić by to uszło mu na sucho. 

Słysząc moje słowa uśmiechnął się tak, jakbym właśnie go pochwaliła. Jeszcze nigdy nie rozmawiałam z kimś tak pewnym siebie jak on, tak często uśmiechającym się wtedy, kiedy normalny człowiek wcale nie byłby wesoły.

– Mówisz o tym? – spytał retorycznie, sięgając do kieszeni skórzanej kurtki i wyciągając złoty zegarek. Moje usta otwarły się lekko, kiedy powstrzymałam odruch podejścia do niego i wyrwania swojej własności. – Powiedzmy, że oddam ci go jeśli będziesz grzeczna.

Mój wyraz twarzy zmienił się na jego słowa na bardziej srogi. Jego postawa mnie irytowała.

– Czego chcesz? – warknęłam, a on podszedł bliżej, stawiając przed sobą przewrócony stołek i siadając na nim tak jak ja wcześniej.

– Nigdy nie jesteś w stanie w pełni sfałszować obrazu z muzeum, jeśli go nie ukradniesz. Dlaczego? – spytał, a ja zmarszczyłam brwi zdezorientowana. Wpatrywał się w mój obraz, wciąż niedokończony, a mi to wszystko przypominało jakiś żart. Czy on sobie żartuje?

– Słucham?

Uniósł brwi i skupił swój wzrok na mnie.

– Odpowiedz.

– Cóż... – chrząknęłam, cofając się o kilka kroków by móc oprzeć o jedną z komód. – Nawet jeśli znałbyś obraz na pamięć i przesiedział w muzeum całe dnie, nie widzisz go w całości. Brzegi znajdują się pod ramą, około centymetra z każdej strony, jeśli nie więcej. Nie rozumiem, o co ci chodzi.

Uśmiechnął się wstając i wyciągnął z kieszeni mój zegarek. Podszedł do mnie i podał mi go,  patrząc na mnie spojrzeniem, którego nie mogłam rozgryźć.

– Jestem Harry.

Uniosłam brew po czym parsknęłam.

– Wiem, wyobraź sobie, że sporo osób mówiło o tobie przez ostatnie dni.

– Naprawdę? – udał zdziwienie. – Nie rozumiem dlaczego.

Odwróciłam wzrok, zaciskając zęby i trzymając kurczowo zegarek. Kiedy stał na tyle blisko, że mógł mnie dotknąć, bałam się, że po raz kolejny pod moją nieuwagę zwinie coś co należy do mnie.

– Teraz ty powinnaś się przedstawić. – spojrzałam na niego, a on wciąż nie oderwał ode mnie wzroku. Dopiero w tamtym momencie dotarło do mnie jak szybko oddycham.

– Joslyn. – chrząknęłam. – Mam na imię Joslyn.

Po raz kolejny się uśmiechnął, a ja zwróciłam uwagę na jego dołeczek, tak jak wtedy, gdy pierwszy raz go zobaczyłam. Tym razem jednak miałam nadzieję, że szybko zniknie i zostawi mnie w spokoju. Zabawne, że jeszcze parę dni temu uważałam go za kogoś zupełnie innego.

– Więc teraz oficjalnie się już znamy. – wyciągnął z kieszeni mój telefon i położył go na komodzie o którą się opierałam.

– Nie jestem z tego powodu zadowolona, mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę. – mruknęłam. – Skoro już sobie porozmawiałeś, czy w końcu stąd wyjdziesz?

Zaśmiał się lekko, odgarniając włosy z czoła.

–  Jesteś dzisiaj jakaś nerwowa. – powiedział, jakby był moim starym znajomym po czym ruszył w stronę wyjścia. – Nie dzwoń na policje, koledzy tak nie robią.

Słysząc jego słowa zacisnęłam dłoń na telefonie, a on sięgnął za klamkę i nim otworzył drzwi spojrzał na mnie uśmiechając się.

– Ah, zapomniałbym! – jego entuzjazm był naciągany. – Miałaś dzisiaj zajęcia o van Goghu, tak?

Kiedy nie odpowiedziałam uśmiechnął się szeroko.

– To świetnie, mam nadzieję, że słuchałaś wykładu uważnie, bo sfałszujesz jego obraz.

Musiała minąć chwila, żebym przyswoiła sobie jego słowa.

– Jesteś nienormalny. – warknęłam z irytacją.

– Do zobaczenia jutro. – powiedział tylko po czym zniknął za drzwiami. Kiedy tylko straciłam go z oczu osunęłam się na ziemię, oddychając ciężko. Wyssał ze mnie wszystkie siły, a każde jego słowo było absurdalne. Jack nazwał go geniuszem, jak dla mnie był to po prostu wariat. Sięgnęłam po telefon z oczywistym zamiarem, jednak dostrzegłam, że jest wyłączony. To sprawiło, że położyłam go przed sobą, rezygnując z jakichkolwiek ruchów. Miałam wrażenie, że brunet tak naprawdę przez całą rozmowę sobie ze mnie kpił, a ja przez to wszystko miałam mętlik w głowie.

Fałszowanie obrazu? Naprawdę o to mu chodziło? Nie ważne jak idiotyczne i nienormalne to dla mnie było, przez jego pewną postawę zaczęłam się obawiać. Miałam przeczucie, że to dopiero początek.

Continue Reading

You'll Also Like

334K 10.9K 56
When he denied his own baby calling her a cheater. "This baby is not mine." But why god planned them to meet again? "I would like you to transfer in...
1.2M 52.8K 99
Maddison Sloan starts her residency at Seattle Grace Hospital and runs into old faces and new friends. "Ugh, men are idiots." OC x OC
421K 12.7K 94
Theresa Murphy, singer-songwriter and rising film star, best friends with Conan Gray and Olivia Rodrigo. Charles Leclerc, Formula 1 driver for Ferrar...
595K 21.6K 96
The story is about the little girl who has 7 older brothers, honestly, 7 overprotective brothers!! It's a series by the way!!! 😂💜 my first fanfic...