Gra warta świeczki

By skorek80

580 8 3

Niechronologicznie zestawione ze sobą etapy życia Joanny ukazują szereg przemian zachodzących w jej osobowośc... More

1
2
3
4
5
6
7
8
9
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20

10

12 0 0
By skorek80


***

            Po skończonej pracy udała się do domu z postanowieniem odpoczynku i relaksu. Wiedziała, że w piątkowy wieczór wszyscy współlokatorzy zwykle wychodzą z domu korzystać z ofert życia nocnego w Londynie, w związku z czym miała w planach długą kąpiel w asyście świec zapachowych oraz relaksacyjnej muzyki. Wprost marzyła, żeby wygodnie ułożyć się w wannie, napełnionej ciepłą wodą. Już czuła przyjemną woń, wydzielaną przez świece i płatki suszonych kwiatów, rozsypane w niewielkiej szklanej misie, stojącej na parapecie. Po kąpieli owinie się puchatym ręcznikiem, naloży na swe ciało odżywcze balsamy, odświeży cerę maseczką... Jednakże, jej plan został zrujnowany zaraz po wejściu do domu. Już od samego progu dobiegły ją dźwięki głośnej, klubowej muzyki oraz śpiew Elisy, którą zastała w kuchni, raczącą się winem. Na widok Joanny ucieszyła się i oznajmiła, że czekała właśnie na nią i wręczyła jej kieliszek białego wina, po czym zaczęła namiawiać do wyjścia wraz z nią na imprezę. Joanna była zmęczona, nie miała zamiaru nigdzie wychodzić, niemniej jednak uznała, że lampka wina dobrze jej zrobi. Bez żadnego sprzeciwu chwyciła więc kieliszek i zamoczyła usta w bladożółtym napoju, który bardzo jej zasmakował. Już po kilku chwilach poczuła jak świetny nastrój koleżanki zaczyna się jej udzielać, co więcej niezmiernie jej się to podobało. Z minuty na minutę czuła jakby namiastkę starych, dobrych czasów, kiedy to niemalże w każdy weekend odbywał się babski rytuał wspólnych przygotowań do imprezy.

          Na chwilę przeniosła się myślami jakieś dwa lata wstecz, do Warszawy, do swojego małego mieszkanka, w którym otoczona była przyjaciółkami. Cały pokój wypełniony był porozrzucanymi ubraniami, porozkładanymi gdzieniegdzie kosmetykami, porozstawianymi kieliszkami oraz kopcącymi się w popielniczce papierosami. Po całym zaś mieszkaniu biegała i tańczyła banda cieszących się właśnie rozpoczętym weekendem dziewczyn, radośnie przy tym podśpiewując. Mila po kolei wykonywała perfekcyjny makijaż na twarzach każdej z koleżanek, Kalina podrygiwała w samej bieliźnie to na podłodze, to na krześle lub każdym innym meblu, który akurat wydawał jej się odpowiedni do stworzenia jej własnej, małej sceny. Halcia opowiadała niezliczone, zabawne historie, które przytrafiły się jej w kończącym się właśnie tygodniu, wypalając przy tym tony papierosów i zapijając wszystko czerwonym winem. Joanna malowała paznokcie Alicji, a Elka z niecierpliwością ją pospieszała, gdyż jej dłonie czekały już w kolejce na ten sam zabieg. Mała kawalerka tętniła więc niesamowitą atmosferą. I tak było co tydzień. Mogłoby się wydawać, że był to dość nudny, bo powtarzający się tak często spęd, aczkolwiek dla tych kilku zaprzyjaźnionych ze sobą w nadzwyczajny sposób dziewczyn, każde tego typu spotkanie było czymś szczególnym, co bardzo sobie ceniły i nie chciały, by kiedykolwiek zmuszone były to zmienić. Był to bowiem ich niewielki, ale własny, szczelnie zamknięty przed innymi, przyjacielski światek, w którym w piątkowy czy sobotni wieczór nie było miejsca na nic innego, jak tylko świetna zabawa i wzajemne umilanie sobie czasu przed wyruszeniem na klubowe wojaże. Poza dobrą zabawą miało również miejsce powierzanie sobie wielorakich sekretów oraz wzajemne wymienianie opinii na podejmowane tematy. Towarzyszył temu wszystkiemu oczywiście typowo kobiecy czynnik, który nadawał sytuacji unikalnej wyjątkowości. Był to duszący zapach dymu papierosianego, połączony z wonią alkoholu, przeplatany także nutkami rozmaitych damskich perfum, które w poszczególnych kątach mieszkania rozpylała każda z pań. Ostatnie poprawki makijażu, finalne zmiany garderoby, gotówka do kieszeni. Nigdy karta płatnicza lub nie daj Boże kredytowa! To groziłoby nadmiernym pijanstwem oraz głodowaniem do następnej wypłaty. Dopicie resztek drinków, ostatnie zaciągnięcie papierosem, wskoczenie w buty i wzajemne uciszanie się podczas wyjścia na klatkę schodową, zgrzyt klucza w zamku drzwi wejściowych i pogoń za weekendowym, klubowym szaleństwem była już rozpoczęta.

           Dopiero teraz, podczas nieplanowanego, zakrapianego wieczoru z Elisą, Joanna poczuła, że w istocie bardzo brakuje jej tegowoż szaleństwa, o którym na tak długo zapomniała. Stanowczo za długo! Była więc współlokatorce ogromnie wdzięczna za podejście jej tą lampką wina, by wprowadzić ją w miły nastrój i obudzić w niej na nowo, śpiacą twardym snem, chęć zabawy, wygłupów i wszelkich wariactw. W mig zapragnęła wyjść do klubu nocnego, tańczyć tak długo, jak tylko będzie miała siłę, poznawać nowych ludzi, śmiać się i robić wszystko to, co w danej chwili jej się podoba. Tak, istotnie, zapragnęła być ponownie sobą, tą samą Joanną, którą była kiedyś. Elisa miała więc bardzo ułatwione zadanie, gdyż nie musiała jej do nieczego namawiać. Joanna bowiem sama z siebie rzuciła się w górę kolorowych fatałaszków oraz różnorakich gadżetów, spoczywających na krzesłach. Miała to być impreza kostiumowa, nosząca nazwę „Szalone lata 80.". Odpowiedni strój musiał więc charakteryzować się jaskrawością, kiczowatością oraz kunsztowną tandetnością. Należało więc puścić wodze fantazji w doborze garderoby i wykonaniu odpowiedniego makijażu. Elisa wskoczyła w czarną, krótką, dość wydekoltowaną sukienkę z rękawem do półramienia, przedłużonym do łokcia doszytą ażurową tkaniną, wykończoną jaskrawymi różowo – zielonymi lamówkami i wyszytym w tych samych kolorach geometrycznym wzorem wokół talii. Na nogach miała ażurowe, czarne trykoty, siegające tuż za kolana, czarne, również ażurowe skarpetki zakończone falbanką oraz cukierkoworóżowe szpilki. Nie zapomniała też o dodatkach – kilku różowych i zielonych bransoletkach z plastiku oraz okrągłych, dużych kolczykach i naszyjniku do kompletu. Na głowe zaś nałożyła czarną u nasady i jaskrawozieloną na końcach perukę ze zmierzwionego włókna, sięgającą długością tuż za uszy. Joanna natomiast ubrana była w dopasowaną, brudnoróżową sukienkę, pokrytą panterkowym nadrukiem, wykończoną kilkuwarstwową tiulową falbaną w barwach od blado do jaskraworóżowej oraz czarnej koronki na wierzchu. Na nogi naciągnęła cienkie, czarne leggingsy do pół łydki i wskoczyła w czarne, lakierkowe szpilki. Na dłoniach miała koronkowe rękawiczki bez palców, wykończone finezyjną falbanką tuż nad nadgarstkiem. U uszu wisiały spore, srebrne obręcze, szyja zaś przyozdobiona była skórzaną obrożą nabitą ćwiekami. Całość dopracowana była długości ramion oraz postrzępioną grzywką i czubkiem, nastroszoną, bladoróżową peruką z czarnymi i jaskraworóżowymi pasemkami. Do wykonania pozostał im więc już tylko makijaż. Joanna często obserwowała poczynania stylistyczno – wizażowe Mili, której niestety nie było teraz w pobliżu, zatem uznała, że nadszedł moment, by spróbowała własnych sił. Położyła na powieki Elisy krzykliwy odcień zieleni, rozpuszczając go tuż pod linią brwi, dolne powieki pociągnęła ciemnozieloną kredką, przeciągając kreski nieco w stronę skroni. Obowiązkiem tej nocy było przyklejenie długich, sztucznych rzęs, co również nie sprawiło jej zbytniego problemu. Policzki koleżanki z kolei pokryła pastelowym różem. Sama natomiast obrysowała swe, uprzednio pomalowane czarnym i różowym cieniem oczy czarną kredką, przedłużając linię górnej powieki ku górze. Tuż pod brwiami naniosła pędzelkiem nieco mieniącego się, opalizującego brokatu, po czym również przykleiła do obu powiek firanki sztucznych rzęs. Na koniec podkreśliła swe kształtne policzki mocnym różem i zabrała się za malowanie paznokci koleżanki czarnym lakierem.

- Nie miałam pojęcia, że taka z ciebie artystka – pochwaliła Joannę Elisa, nie mogąc przestać zerkać w lusterko – Marnujesz się, moja droga.

- Lata podglądania mojej przyjaciółki, wizażystki – Joanna uśmiechnęła się, popijając kolejny łyk wina. Siedziały jeszcze przez chwilę przy stole, w pełnym rynsztunku, czekając na wyschnięcie lakieru na paznokciach, po czym dopiły pozostałe w kieliszkach resztki wina i wyszły z domu, pędząc do stacji metra.

Kiedy tylko odzyskały zasięg po wyjściu ze stacji Shepherd's Bush, usłyszały dźwięk telefonu Elisy.

- Ocho, może chłopaki dzwonią, żeby jednak dołączyć do nas. Pewnie ta ich impreza jest na maxa beznadziejna, zaraz sie pośmiejemy! – chichotała Elisa. Istotnie, telefonował jeden ze współlokatorów, Karim. Włoszka odebrała telefon, przełączając go od razu na tryb głośnomówiący tak, by Joanna też mogła słyszeć całość rozmowy. – Halo?

- Gdzie ty jesteś? – dopytywał Francuz – Jedziesz do nas?

- Nie, nie jadę. Mówiłam od razu, że z wami nie idę. Żaden z was nie chciał iść na imprezę kostiumową. Zresztą, mówiłam, że czekam na Jo.

- No i co? I siedzisz pewnie nadal w domu, bo ta nudziara oczywiście nie chciała nigdzie iść – Karim podśmiewywał się. Mina Joanny zaczęła natomiast szybko zmieniać się z promiennego uśmiechu w zaciśnietą, wąską linię.

- A i tu się mylisz, drogi kolego! – rzekła dumnie Elisa – Wprost przeciwnie! Jo spędziła ze mną cały wieczór przy winie i teraz też jesteśmy we dwie! Świetnie przebrane i gotowe do zabawy!

- Żartujesz sobie, tak? – Karim nie dowierzał, jednakże nie chciał zbastować i oczywiście nie omieszkał dołączyć jednego ze swych opryskliwych komentarzy – Ja myślałem, że to mają być lata osiemdziesiąte, a co to w końcu za impreza jest? Letnie Halloween? Przebrałaś ją za dziewczynkę z „Ringu", tak? Bo za cóż innego? – Karim śmiał się już teraz do rozpuku. Dziewczyny obie zamarły. Joannie mina zrzedła już teraz doszczętnie, nie chciała więcej słuchać, co ma do powiedzenia ten wredny typ. Odeszła więc na bok.

- No, teraz to już przesadziłeś! I to grubo! Głupi jesteś! Spadaj! – Elisa wykrzyknęła mu w słuchawkę najgłośniej jak tylko umiała, po czym przytuliła koleżankę, której entuzjazm wyraźnie opadł.

- Olej go! – popatrzyła na Joannę swymi pozytywnymi oczami – To jest nasza noc! A ty jesteś jej gwiazdą i nic ani nikt nie jest w stanie zepsuć ci dziś humoru! Zrozumiano?! – nakazała Elisa ze śmiesznym grymasem na twarzy, który obrazował sam przez się, że nie przyjmuje żadnego sprzeciwu i ma być tak, jak zarządziła.

- Tak jest, szefowo! – Joanna zasalutowała żartobliwie, w momencie odzyskując cały swój dobry nastrój oraz energię. Może było to za sprawą dość dużej ilości spożytego przed wyjściem z domu wina, ale w owej chwili nie chciała zaprzątać sobie tym głowy. Obie dziewczyny wybuchnęły śmiechem na zatłoczonej ulicy, a zaraz potem udały się w stronę klubu.

              Zabawa była naprawdę szampańska. Masa poprzebieranych, interesujących ludzi, świetna muzyka... Czegoż więcej można było oczekiwać od tak uroczej nocy? Joanna czuła się jak ryba w wodzie, tańcząc wszędzie, gdzie się tylko dało, poznając dziesiątki nowych ludzi, z którymi nawet rozmowy o mało istotnych lub całkowicie banalnych rzeczach, sprawiały jej niesamowitą przyjemność. Znów poczuła namiastkę jej szalonych czasów, kiedy clubbing był uprawiany kilka razy w tygodniu. Ponownie czuła jak odżywa, jak z minuty na minutę znajduje w sobie tę ciekawszą część swojej osobowości i za sprawą cudownej atmosfery, ludzi, muzyki i alkoholu, pozwala wreszcie dojść jej do głosu. Ważnym elementem było także towarzystwo jej niesamowitej, entuzjastycznej i przezabawnej kompanki, której długo potem była niezmiernie wdzięczna za tak wspaniałe zorganizowanie jej wolnego czasu. Czasu, który choć upływał im obu rewelacyjnie, to niestety bardzo szybko. Tym właśnie sposobem nastała szósta rano, a na zewnątrz klubu już od niemalże dwóch godzin panowała jasność nowego dnia. Obie były ogromnie zadowolone, uśmiechnięte, aczkolwiek diabelnie zmęczone, w dodatku czuły nadal pływający w ich żyłach alkohol. Dały jednak radę dojechać do domu metrem, jednakże droga od stacji do domu wydała im się niesłychanie długa, szczególnie po całej nocy, przetańczonej w szpilkach. Szły więc uwieszone jedna na drugiej, opowiadając rozmaite durnoty, a zaraz potem się z nich śmiejąc. I tak wpadły do domu, wciąż się śmiejąc, hałasując i prawie potykając się o własne nogi. Weszły przez salon do jadalni, w której zastały chłopaków, dokańczających właśnie drinki.

- O! Dzień dobry, koledzy! – wymamrotała dość głośno Joanna – Wy też dopiero z imprezy?!

          Nikt z całej piątki nie był tamtego poranka trzeźwy, aczkolwiek wszyscy trzej mężczyźni stanęli jak wryci na widok dziewczyn, a w szczególności Joanny, której nigdy przedtem nie widzieli ani z długimi włosami, ani w szpilkach, ani tym bardziej w sukience. Każdy z nich wprost nie dowierzał własnym oczom, gdyż zamiast zawsze noszącej spodnie chłopczycy czy, jak szacował wcześniej Karim, dziewczynki z „Ringu", stała przed nimi seksbomba z teledysku Van Halen.

- Eeee... – zaczął Nelson, podchodząc do niej i chwytając jej dłoń - ...pani pozwoli, że się przedstawię, Nelson jestem.

- Nie wygłupiaj się stary, to przecież ja – Joanna śmiała się, nie odczuwając żadnego skrępowania.

- Ty, nie gadaj... – wybałuszył pijane oczy Denis – Jo, to ty jestes? Naprawdę???

- No, no – wtrącił także swoje trzy grosze, również nietrzeźwy, choć najmniej pijany z całej piątki, Karim – Ładna z ciebie panna Twiggy.

Rzeczywiście, za sprawą niecodziennego stroju, uwydatniającego drobną, smukłą sylwetkę Joanny oraz ostrego makijażu, podkreślającego jej i tak duże oczy, można było ulec wrażeniu, że jest ona idealną kopią najpopularniejszej brytyjskiej modelki lat sześćdziesiątych.

- O, właśnie! – Joanna nie zirytowała się tym razem. Przeciwnie, podchwyciła zaczepkę Karima, uniosła palec wskazujący i skierowała swój wzrok na Denisa – To nie ja jestem... Tylko teraz Twiggy jestem... – po czym zachichotała głośno, mrużąc przy tym oczy i marszcząc nos.

- No, no i jaka wesolutka... Aż trudno uwierzyć. – ironizował dalej Karim.

- Nie, no, chwili spokoju człowiek nie może mieć... No, nie da się przecież... Wina! Więcej wina! – zarządziła Joanna.

- Tak, tak, kochana, święta racja! – zgodziła się z nią Elisa, zmierzając ku lodówce i potykając sie przy tym o kant kanapy, następnie kant stołu i krzesło, które nie wiedzieć czemu stało na środku kuchni – potrzebujesz więcej wina! – wyciągnęła z lodówki odkorkowaną wcześniej butelkę i podała ją koleżance, która szybko zaczerpnęła z niej dość spory łyk. – Pij, pij, kochana. Świat na trzeźwo jest nie do przyjęcia – poklepała jeszcze Joannę po ramieniu.

- To wy sobie pijcie dalej, moi drodzy, ja już nie widzę na oczy, więc dzień dobry, dobranoc wszystkim – wybełkotał, wyraźnie już nienadający się do dalszej biesiady, Denis i powlókł się na górę. Zaraz po nim to samo uczynił Nelson, choć z trudem i ciężkim sercem oderwał się od dłoni Joanny, którą dzierżył, wisząc na jej ramieniu. Pozostała trójka nadal siedziała w salonie, popijając wino z butelki. Każdy siedział gdzie indziej. Elisa na jednej kanapie, Karim na drugiej, a Joanna w fotelu. Elisa długo mówiła o czymś mało istotnym, w dodatku w bardzo chaotyczny sposób, chichocząc przy tym piskliwie wraz z Joanną. W pewnym momencie jednak przestała mówić. W jednej sekundzie usnęła, leżąc na kanapie, z ręką i nogą zrzuconymi na podłogę.

- No to co, panno Twiggy, może teraz się we dwójkę pośmiejemy, skoro panna Bonnani już odpadła? – zaczepił Joannę Karim. Nie miała ochoty z nim rozmawiać, ani nawet na niego patrzeć, co dopiero śmiać się razem z nim? Nie! Wykluczone! Lepiej nie mówić nic, ale i nic w zamian nie słyszeć od kogoś, z kim nie ma się ochoty konwersować. Nie skomentowała więc jego zaczepki, tylko ściągnęła olbrzymi tym razem łyk wina w imię zasady, że świat na trzeźwo jest nie do przyjęcia. Karim powiedział coś jeszcze, ale docierały do niej tylko jakieś dziwne, tępe dźwięki. W jednej chwili cały pokój zaczął wirować jej przed oczami i poczuła jak żołądek zaczyna podchodzić jej do gardła. Wzdrygnęła się nerwowo. Zauważając zmieniające się na jej twarzy kolory od naturalnego poprzez zielononiebieski aż po trupioblady, z resztką przytomności umysłu, Karim pochwycił ją z fotela i wyniósł z pokoju. Na szczęście kiedyś, dawno temu, ktoś mądry wpadł na genialny pomysł, żeby przeistoczyć schowek pod schodami w małą toaletę. Pozostałe dwie łazienki znajdowały się bowiem na pierwszym i drugim piętrze. Niestety, żołądek Joanny nie miał wtedy aż tyle czasu, żeby Karim mógł zatargać ją choćby na półpiętro. Zdążył zaledwie otworzyć klapę od muszli klozetowej i skierować do niej głowę dziewczyny, z której wymiociny buchnęły niczym lawa z wulkanu. Karim zdjął Joannie perukę, by mieć większą kontrolę nad jej bezwładnie opadającą głową. Jedną ręką trzymał jej czoło, drugą zaś obejmował w pół i czekał cierpliwie aż dziewczyna dojdzie do siebie.

- Już? – zapytał w końcu, mając nadzieję na zakończenie sesji samoistnego oczyszczania żołądka.

- Yhy... – mruknęła ospale Joanna znad muszli klozetowej.

- No, to wstajemy – próbował ją postawić na nogi. Niestety, bezskutecznie. Jej ciało było zupełnie zwiotczałe i niezdolne do samodzielnego poruszania się. Przewiesił ją więc sobie przez ramię i zaniósł na górę do łazienki, nie zwracając uwagi na wygłaszany przez nią w formie polskiego bełkotu, sprzeciw. Nie chcąc naruszać jej prywatności i intymności, nie zdjął z niej absolutnie nic więcej prócz butów, rękawiczek oraz obroży z szyi. Posadził ją na podłodze, przy wannie, spuszczając jej wątłe ramiona do środka. Usiadł tuż za nią, by w razie potrzeby uchronić jej niestabilne ciało przed ewentualnym osunięciem, upadkiem czy uderzeniem. Odkręcił kurek z zimną wodą i przemył jej twarz, po czym przyłożył do jej karku lodowatą od wody dłoń i trzymał ją tak przez chwilę. Potem zaniósł ją do jej sypialni, obok łóżka postawił plastikową miskę, a na czole umieścił zmoczony zimną wodą kompres z ręcznika. Ułożył ją na boku, z twarzą skierowaną na skraj łóżka. Sam nie rozumiał dlaczego właściwie się nią zopiekował. To, że wyczuł moment, w którym należalo zareagować błyskawicznie, wynosząc ją do toalety na parterze dałoby się bardzo logicznie wytłumaczyć. Była to oczywiście troska o czystość dywanów, którymi wyściełany był salon. Niemniej jednak zaraz potem mógł przecież ewentualnie położyć ją na sofie i spokojnie pójść spać. Nie wyobrażał sobie jednak zostawić jej samej w tymże opłakanym stanie.

- Oj, przegięłaś z tym winem, panno Twiggy... – westchnął cicho, podnosząc jej rękę, która właśnie zsunęła się z łóżka i kładąc ją z powrotem na biodrze, po czym położył się po przeciwnej stronie łóżka, nie zasypiając od razu. Czuwał, leżąc obok, ale zachowując bezpieczny dystans pomiędzy samym sobą a nią, w dalszym ciągu przytrzymując zimny kompres na jej czole i wsłuchując się w jej niemiarowy oddech czy przypadkiem nie dzieje się z nią nic złego. Do końca nie mógł uwierzyć w to, co dla niej robił. Troszczył się o nią jak o kogoś bliskiego, mimo że sam też nie był w najlepszym stanie. Jego własne upojenie przygnało w końcu sen, w którym pogrążył się jak małe dziecko.

          Kiedy po kilku godzinach zbudziło go koszmarne pragnienie, Joanna jeszcze spała. Choć wyglądała teraz upiornie z roztartym na nienaturalnie bladej twarzy makijażem, jej oddech zdążył się już umiarowić. Karim popatrzył na nią raz jeszcze, siadając i przeczesując włosy palcami. Postanowił jak najszybciej zniknąć z jej sypialni, żeby tylko nie odkryła jego obecności, gdyż wielka awantura z samego rana przy męczącym kacu, była zdecydowanie ostatnią rzeczą, na jaką miał ochotę. Cicho zszedł więc z łóżka i wymknął się z pokoju niemalże bezszelestnie. 

Continue Reading

You'll Also Like

1.1M 36.7K 62
WATTYS WINNER When her fiancé ends up in a coma and his secret mistress, Halley, shows up, Mary feels like her world is falling apart. What she does...