W poniedziałek rano obudziłam się wcześniej niż zwykle. Ubrałam się i wyszykowałam pędem błyskawicy. Patrząc przez okno nabrałam pewności że Stiles nie wyjdzie przez dobre kilka minut więc mogłam wejść na ich trawnik. Wyszłam z domu, zostawiłam torbę na werandzie po czym obeszłam żywopłot. W głowie starałam się odtworzyć sobie gdzie stali kiedy ze mną rozmawiali. Kiedy ustaliłam gdzie to było, coś błysnęło w trawie. Kucnęłam przy tym i palcami podjęłam zimny przedmiot. Wyglądało to na ogniwo łańcucha, tyle że przerwane. Kto normalny mógłby przerwać łańcuch? W tym momencie drzwi domu Stilesa otworzyły się. Na całe szczęście to nie był sam Stiles, tylko jego ojciec. Szeryf.
- Cześć Rosalie. – uśmiechnął się jak zwykle. Właściwie to lubiłam go. – Stiles zaraz wyjdzie jeśli na niego czekasz.
W tym samym momencie mama pojawiła się na dworze i pomachała abym jechała z nią.
- Właściwie to już nie. – uśmiechnęłam się najmilej jak umiałam. – Zabiorę się z mamą. Dowiedzenia.
Obiegłam żywopłot i zbierają torbę z werandy poszłam do toyoty mamy. Odjechałyśmy cicho na napędzie hybrydowym. Cały czas ściskałam ogniwo łańcucha. Ociepliło się już od mojej dłoni i teraz nie było źródłem krótkich drgań wysyłanych do mojego organizmu.
- Co robiłaś u Stilinskich?
- Rozmawiałam sobie z szeryfem. – ciężko było mi okłamywać matkę. – To taki miły facet.
Podjechałyśmy pod szkołę. Wcisnęłam ogniwo do kieszeni spodni i wysiadłam z auta trzaskając drzwiami.
Popędziłam na matematykę. Nie mogłam się spóźnić więc w biegu otworzyłam swoją szafkę, wrzuciłam do niej kurtkę oraz wyprany strój sportowy i dalej poszłam na lekcje. Weszłam klasy przywitana ciekawskimi spojrzeniami Scotta i Stilesa którzy jakimś cudem zjawili się przede mną mimo że Stiles był jeszcze w domu kiedy odjeżdżałam z mama. Theo też dziwacznie mi się przyglądał, ale jego zignorowałam. On zawsze dziwacznie się gapił. Posłałam im pytające spojrzenia ale tylko pokręcili przecząco głowami, a ich idiotyczne miny utrzymywały się na twarzach do końca tej lekcji.
- O co chodziło z tym zadaniem z biologii? – zapytał Stiles kiedy szliśmy na lekcje z panią Martin.
Pamiętałam o ogniwie łańcucha w kieszeni. Odruchowo moja ręka powędrowała do niego i złapała zimny metal przez materiał spodni.
- Już nic. Poszperałam trochę w Internecie. Chodziło o proporcje. – skłamałam i co dziwne, przyszło mi to łatwością. – Naprawdę wczoraj nic nie złapaliście?
Stiles poparzył na mnie pytająco.
- Ryby. Byliście na rybach. Isaac tak mówił jak wróciliście. – naprostowałam wchodząc o krok przed Stilesem do klasy.
- Tak jak widziałaś. Nie jesteśmy najlepszymi wędkarzami. – kłamał. Czułam jego kłamstwo dosłownie przez skórę.
Skupiłam się na pliku papierów które trzymał w rękach i teraz położył je na czarnym marmurowym blacie. „Doktorzy Strachu".
- Macie dziwne lektury na rozszerzonym angielskim. – zauważyłam. – Mogę?
- Nie! – Stiles zareagował mechanicznie. Złapał skserowaną książkę i pociągnął ją dalej tak że moje palce ledwo musnęły kartki. – Znaczy, nie zaciekawi cię. Bez sensu, jest dość nudna. Jest o ludziach którzy zmieniają innych ludzi w potworności. Cały problem jest w niej taki, że to psychopaci.
- Musi być naprawdę dziwna. – przyznałam wzruszając ramionami. Już wiedziałam jak spędzę wieczór. Wybacz Gatsby, witam Doktorów.
Na biologii z kości przeszliśmy do układu krwionośnego. Już dawno się na tym znałam, ale wolałam zrobić notatki żeby pani Martin się później nie uczepiła. Idąc na francuski zastanawiałam się skąd wytrzasnąć to chorobliwą książkę. Postanowiłam że podczas lunchu, przejdę się do biblioteki i ją przeszukam.
Na francuskim Lydia namawiała mnie żebym pojechała z nią na zakupy. Odmówiłam. Kolejny był angielski ale nauczycielka puściła nam film z DiCaprio nakręcony na podstawie właśnie czytanej lektury.
Szkolna biblioteka obfitowała w lektury, książki pomocnicze, podręczniki i literaturę kryminalną. Nigdzie nie mogłam znaleźć Doktorów Strachu. Przeszukałam fantastykę, science fiction a nawet literaturę naukową. Ani śladu książki którą miał Stiles. Wszechmocny Internet też nie pomagał. W żadnym zakamarku sieci nie znalazłam choćby wzmianki o pliku do pobrania. Zrezygnowałam z dalszych poszukiwań. Chwilę przed dzwonkiem wyszłam z biblioteki i skierowałam się na WOS. Isaac jak zwykle siedział już w ławce blisko mojej. Pognałam na swoje miejsce rzucając torbę na podłogę.
- Gdzie byłaś na lunchu? – zagadnął widocznie zaciekawiony.
- W bibliotece. Szukałam jednej książki.
- I znalazłaś?
-Nie. – mruknęłam. – Pewnie wszyscy z rozszerzonego angielskiego zabrali wszystkie tomy a w Internecie jej nie ma. – wzruszyłam ramionami. – Później ją przeczytam.
- Jaka to książka? Mam teraz sporą biblioteczkę w domu, więc mógłbym pomóc.
- Doktorzy Strachu.
Jego twarz napięła się w wyrazie złości. Bez słowa wstał ze swojego miejsca i nawet na mnie nie patrząc wyszedł z klasy mijając się z nauczyciele w drzwiach. Odprowadziłam go pytającym spojrzeniem, aż zniknął mi z oczu.
Isaac nie wrócił na kolejną lekcję i zobaczyłam go znów dopiero kiedy czekałam na Stilesa siedząc na trybunach. Nie zwracałam uwagi na mecz. Bardziej obchodził mnie fakt, dlaczego odmrażam sobie tyłek zamiast rozejrzeć się za jakimś samochodem. Pod koniec treningu, kiedy chłopcy poszli do szatni opuściłam trybuny i stanęłam tuż przy nich w celu ponownego sprawdzenia czy przypadkiem książka której szukałam nie pojawiła się w Internecie. Jak na złość oczywiście jej nie było.
- Nie powinnaś jej szukać.
Isaac Lahey stał przede mną ubrany już w to co miał dziś przez cały dzień na sobie. Granatowy T-shirt i ciemne spodnie. Mimo że wiało nie miał na sobie kurtki.
- A ty powinieneś się cieplej ubierać. Możemy tak w nieskończoność. – wywróciłam oczami. – Co takiego jest z tą książką? Stiles zabrał ją od razu kiedy tylko po nią sięgnęłam, ty wściekasz się jak o niej mówię. Spomiędzy stron wychodzą ci Doktorzy gotowi żeby zamienić mi mózg? – palnęłam bez sensu.
- Nie. Po prostu dziewczyny nie powinny jej czytać i już.
- Co za chore podejście. – skomentowałam. – Przypominam ci, że od jakiegoś czasu kobiety mają takie same prawa mężczyźni.
- Dobra nie kłóć się. Miałem na myśli to, że ta książka jest dość drastyczna.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem. Oczywiście nadal miałam zamiar ją przeczytać ale wolałam uciąć temat zanim w ogóle rozwinął się w najgorszy możliwy sposób. Staliśmy razem w ciszy. Przez materiał spodni dotykałam ogniwa łańcucha. Ulżyło mi, kiedy Stiles pojawił się i zawołał mnie do samochodu.
Jechaliśmy w ciszy. Głównie dlatego że żadnemu z nas nie chciało się już gadać. Do weekendu było strasznie daleko a tydzień zapowiadał się koszmarnie.
Wchodząc do domu zorientowałam się że mama nie wróciła. Zostawiła mi jedynie pudełko pizzy a na nim naklejoną karteczkę.
Musiałam szybko pojechać do pracy.
Jasne. Kobieta przekładająca brak męża na pracę jako agent nieruchomości, to przecież takie normalne. Wyjęłam z pudełka jeden kawałek pizzy hawajskiej i poszłam na górę. Czekała mnie jeszcze góra pracy domowej i szukanie Doktorów. Wolałam się szybko za to zabrać. Wyjęłam z plecaka książki i usiadłam przy swoim biurku. Lampka rzucała słabe światło na zeszyty w których pisałam, a i miałam tu niezły punkt obserwacyjny na podwórko i kawałek ulicy. Koło dwudziestej Scott przyjechał do Stilesa z Kirą. Chwilę później zjawiła się też Lydia. Nie obchodziło mnie ich zgromadzenie ale kiedy zobaczyłam McCalla na podwórku przypomniałam sobie o rozerwanym łańcuchu. Wyciągnęłam ogniwo i podsunęłam do światła.
Metal błyszczał, ale nadal zastanawiało mnie pęknięcie. Jakby ktoś jednym płynnym ruchem po prostu przerwał to czego normalny człowiek nie dałby rady uszkodzić. Wtedy zaczęły się moje obawy wzmocnione książką której nie powinnam czytać i dziwnym zachowaniem całej grupy podczas lunchów.
Kolejne tygodnie mijały, a oni dziwaczeli. Isaaca przez pewien czas nie było w szkole. Kiedy wrócił w zeszły piątek mówił coś o wypadzie do San Francisco. Nie słuchałam go jednak podczas WOS-u bo nauczyciel zarządził quiz i musiałam odpowiedzieć na wszystkie pytania w niecałe pięć minut. Z tyłu głowy wciąż miałam przerwane ogniwo i szukałam Doktorów Strachu. Przejechałam się nawet do nieco lepiej zaopatrzonej księgarni w Redding ale i tam tego nie mieli. Zaczęłam tracić nadzieję że w ogóle będzie działo się coś ciekawego. W połowie października, podczas lunchu dopiero zwróciłam uwagę na Theo który zaczął siadać z nami przy stoliku. Usadził się między Kirą a Malią.
Pogrążona w rozmyślaniach nie dostrzegłam nawet że mnie o coś pytają. Uniosłam głowę i spojrzała na Theo który chyba był pytającym.
- Słucham? – zmarszczyłam brwi.
- Theo pytał...
- Pytałem czy zapisałaś zadanie z matematyki. – przerwał Scottowi a ten posłał mu pytające spojrzenie.
Zauważyłam że nie taka była treść poprzedniego pytania. Czyżby sprawdzał moją czujność?
- Zapisałam. – mruknęłam cicho. – Dam ci je później.
- Super. Przepisałem się do twojej grupy z WF-u więc może po lekcjach? – błysk w jego oku był nieodgadniony.
- Jasne. – pokiwałam głową.
Razem z Isaacem zebraliśmy się na WOS. Jak zwykle niewiele rozmawialiśmy w drodze, raczej wymieniliśmy zdawkowe uwagi co do pogody na którą dziś składał się deszcz.
Mimo że poznałam tego chłopaka nieco lepiej, nadal nic o nim nie wiedziałam. Był dla mnie zagadką. Cholerną, przystojną zagadką. Dokładnie tak. Zaczęłam dostrzegać jego nieprzeciętną urodę. Ładne ciemne włosy, niebieskie oczy i szelmowski uśmiech którym uraczał mnie na początku były pociągające. Nawet sam zapach jego skóry, deszcz pomieszany z perfumami Calvina Kleina. Zobaczyłam w nim coś czego nie widziałam u innych chłopaków. Ale nadal pozostawał tylko chłopakiem z pary na WOS-ie.
- Dzisiaj porozmawiamy sobie o sądownictwie w Ameryce. Ktoś się na tym zna? – pan Stealson opierał się o blat biurka i uśmiechał przerażająco. – Nikt? To rozszerzony WOS.
- Nikt nie miał styczności z sądem. – odezwała się dziewczyna kilka ławek przede mną. Nie znałam jej dobrze, chyba miała na imię Katy. – To i tak zawyża kulturę nastolatków w dzisiejszych czasach.
- Nie rozmawiamy o kulturze nastolatków w dzisiejszych czasach tylko o systemie sądownictwa a Ameryce. Skoro nie wiecie, będę wam to musiał przybliżyć.
Nauczyciel otworzył największą szafkę obok tablicy w której jak się okazało trzymał telewizor. Włączył go a na ekranie pokazała się wielka flaga amerykańska i znak sądu najwyższego. Pochyliłam się nad ławką i oparłam brodę o rękę.
Zmusiłam się do refleksji. Oczywiście łatwiej byłoby zapytać Isaaca ale mogłabym też spotkać się z suchą odpowiedzią. Nie tylko odnośnie ogniwa łańcucha które nadal tkwiło w mojej kieszeni ale także odnośnie Doktorów Strachu i innych głupich rzeczy których zapewne nie przeoczył.
TRÓJKA
DALEJ AKCJA SIĘ ROZWINIE, OBIECUJĘ