Uncommon Sanction - tłumaczen...

By heaventosky

44.2K 929 284

More

Uncommon Sanction - tłumaczenie
Rozdział pierwszy - tłumaczenie
Rozdział drugi - tłumaczenie
Rozdział czwarty część pierwsza - tłumaczenie
Rozdział czwarty część druga - tłumaczenie
Rozdział piąty - tłumaczenie

Rozdział trzeci - tłumaczenie

5.6K 126 45
By heaventosky

Tłumaczenie dedykowane

Ruth

i Karolinie– Wszystkiego najlepszego!

 ~*~

Obydwoje wpatrywali się w mijające otoczenie, nie mogąc spojrzeć sobie w oczy.

-Jak… - Harry wychrypiał. – Jak to w ogóle możliwe?

Louis nic nie powiedział.

-Ale byliśmy ostrożni! – Harry kontynuował, prawie we frustracji. Jego umysł szalał, próbując to wszystko ogarnąć. – Użyliśmy kondomów, a ty wziąłeś nawet pigułkę wczesnoporanną dla pewności. Nie powinno być nawet możliwość, żebyś był w ciąży! Chyba, że… - przerwał, gdy kolejna, ponura myśl przeszła mu do głowy. – Chyba, że to nie byłem ja? – jego żołądek zwinął się okropnie, gdy spojrzał na swojego przyjaciela. Louis… Louis nie zrobiłby mu tego…prawda? Harry zacisnął oczy. Ale znowu… nie miał prawa winić Louisa. Byli tylko najlepszymi przyjaciółmi, którzy okazjonalnie dobrze zabawiali się po pijaku. Zatem Louis miał prawo spać, z kim chciał – z kobietą, czy mężczyzną.

-To musisz być ty – Louis odpowiedział szybko, spuszczając wzrok na kolana, gdzie wykręcał palce nerwowo.

Te słowa powinny go zapewnić, ale nie udało im się. Język ciała Louisa opowiadał zupełnie inną historię. Szatyn nie mówił całej prawdy – tyle mógł stwierdzić. Harry przełknął ciężko, a jego gardło kliknęło. – To nie muszę być ja – wychrypiał, nienawidząc się za wypowiedzenie tych słów. – Wiesz to. Proszę… - błagał. – Po prostu powiedz mi, jeśli myślisz, że to może być ktoś inny. Nie okłamuj mnie. Nie w czymś takim.

Louis w końcu popatrzył się na niego, ze zmrużonymi oczyma, w których kryła się irytacja i coś jeszcze. Harry nie miał pojęcia, co to było, ale wyglądało na intensywne. Wyglądało…jak… strach lub żal i Harry miał wrażenie, że jeśli było to jedno z nich, to chodziło tutaj o coś więcej niż ciążę. – Nie kłamię, Harry. Nie zrobiłbym ci tego.

Harry przełknął ciężko. – Mógłbyś. – wydusił. – Jeśli myślałbyś, że prawda za bardzo mnie zrani.

Przez moment Louis patrzył wprost na niego, a oczy Harry’ego odzwierciedlały jego dudniący rytm serca. Im dłużej Louis patrzył, tym bardziej Harry pewien był, że starszy coś ukrywa. Jego oddech był coraz płytszy, gdy czekał na potwierdzenie, że dziecko nie było jego. Przygotował się na cios.

Louis w końcu westchnął i popatrzył przed siebie. – Wybacz, Harry. Nie dowiesz się tak łatwo… Teraz… - jego głos nagle zadrżał. – Możemy po prostu wrócić do domu?

Wbrew swojemu instynktowi, Harry przytaknął. Fakt, że Louis nie poddał się już teraz, znaczył, że nie wyciągnie ze swojego przyjaciela nic, dopóki nie będzie gotowy. Miał tylko nadzieję, że Louisowi nie zajmie to długo, bo nie był pewien, ile wytrzyma niepokój bycia w niewiedzy. Nawet teraz, jego ręce drżały, trzymając kierownicę, gdy wjeżdżali na parking.

~*~

Louis wytrzymał do 1:57 nad ranem i chociaż Harry miał nadzieję, że jego przyjaciel wybierze lepszy czas, cieszył się, że był gotowy, by powiedzieć cokolwiek, co tłumił w sobie od pobytu w klinice. To musiał być rekord, bo normalnie Louis potrzebuje kilku dni by powiedzieć, co go trapi. Jednak, szybkie poddanie się sugeruje, że musiało być to coś wielkiego i zżerało go od środka.

Kiedy Louis w końcu mu powiedział, śmiał stwierdzić, że nie spodziewał się tego. 

Został obudzony z głębokiego snu przez kogoś gorączkowo potrząsającego nim i wypowiadającym jego imię. Początkowo chciał odepchnąć osobę i przewrócić się na drugi bok, ale gdy jego mózg zorientował się, że był to Louis niechętnie obudził się – oszołomiony i zdezorientowany.

-Co się dzieje? – Harry wymamrotał, mrużąc oczy w ciemności, patrząc na cień obok jego łóżka.

-Ja… nie mogę spać… nie z tym w mojej głowie… - Louis wydusił. – Przepraszam… muszę ci coś powiedzieć i mam nadzieję, że nie będziesz się gniewał.

Żołądek Harry’ego zwinął się automatycznie i usiadł powoli. Nie mógł dokładnie zobaczyć Louisa, więc sięgnął do lampki na szafce nocnej. Jednak, zwinne palce Louisa owinęły się wokół jego nadgarstka, zatrzymując go. – Nie – poprosił. – Nie włączaj. Nie mogę powiedzieć tego, patrząc na ciebie.

-Dobrze – Harry powiedział delikatnie i jego ręce owinęły talię Louisa. Kiedy ją znalazł, przyciągnął ostrożnie przyjaciela na kołdrę przykrywającą jego kolana. Gdy Louis usiadł, Harry mógł poczuć jak drży i to nie od nocnego powietrza.

-Louis… - wyszeptał delikatnie. – Trzęsiesz się… - pochylił się i przytulił przyjaciela, puszczając jego talię by zamiast tego owinąć plecy. Louis zadrżał lekko, ale po chwili również go przytulał, trzymając się niemal rozpaczliwie. Harry próbował uspokoić go, pocierając plecy, ale Louis wydawał się daleki od komfortu w tym momencie. – Cokolwiek to jest – Harry wyszeptał, zamykając oczy, gdy przycisnął policzek do miękkich włosów Louisa. – Obiecuję, że nie będę zły. Przejdziemy przez to razem, tylko mi powiedz.

Louis wziął drżący oddech i odchylił się. Harry pozwolił mu, kładąc ręce na biodrach, potrzebując trzymać go w jakiś sposób.

-Zrobiłem coś okropnego… i wiem, że będziesz na mnie zły… - Louis pociągnął nosem. – ale…musisz wiedzieć, że bardzo, bardzo mi przykro.

-Louis – Harry nakłaniał. – Po prostu mi powiedz.

Przez chwilę, Louis był cicho, zbierając całą swoją odwagę, zanim zaczął. – Nie zniosłem utraty dziecka zbyt dobrze… - w końcu przyznał. – Rozpadłem się i zrobiłem kilka głupich rzeczy – szczególnie, gdy byłem pijany. Po prostu… czułem się strasznie winny i…Byłem tak zrozpaczony, że nigdy nie będę miał możliwości trzymać naszego syna. Naszego syna. Fakt, że był to również twój syn, niczego nie ułatwiał, ponieważ nie miałbym okazji być rodzicem z tobą… bo to ty, Harry… znaczysz dla mnie ogromnie wiele i czułem, że zawiodłem cię – to znaczy, wiedziałem, że tego chcę, ale nie wiedziałem, że aż tak bardzo. Myślę, że nie mogłem znieść tych wszystkich uczuć, związanych z tym, co mogliśmy mieć.

-Nikt nie oczekiwał tego, że łatwo to zniesiesz – Harry uspokajał, mrugając na nagłe szczypanie w oczach. – Straciłeś dziecko, Louis. Nikt nie oczekiwał, że pozbierasz się z pstryknięciem palca. Tak naprawdę, nigdy do końca się z tym nie uporasz. Tylko chciałbym…– oblizał wargi, wbijając palce w uda Louisa. – Chciałbym, żebyś pozwolił mi sobie pomóc. Ale rozumiem, dlaczego tego nie zrobiłeś – albo nie chciałeś. Tak w ogóle – zdusił w sobie chichot. – Trochę picia i imprezowania nie zaszkodziłoby ci na dłuższą metę.

-Mogłoby – Louis szepnął, brzmiąc na nieszczęśliwego. – Przez to zrobiłem trochę głupich rzeczy – jedną szczególnie idiotyczną i przepraszam.

-Przespałeś się z innym mężczyzną – Harry powiedział delikatnie, bardziej, jako stwierdzenie, niż pytanie.

-Nie – Louis wydusić. – Cóż… prawie…ale zorientowałem się w dobrym momencie…. Tym momencie.

-Dlaczego? – Harry nie mógł nic zrobić, tylko zapytać zaskoczony. – Możesz spać z kimkolwiek chcesz.

-Wiem…ale… prawie… już to zrobiłem… ale wtedy zorientowałem się… - Louis wymamrotał w bałaganie zdań.

-Hej, hej, hej – Harry powiedział, łapiąc policzek starszego po omacku. – Zwolnij i zacznij od początku. Co się stało? Opowiedz mi – usłyszał jak Louis bierze drżący oddech, ewidentnie próbując się pozbierać.

-Myślę, że nic by się nie stało, gdybym nie był głupi i nie zgodził się potrzymać tamto dziecko – Harry nie musiał pytać, o czym mówił, bo Louis i tak wyjaśnił.

-Kiedy… poszedłem do okulisty kilka tygodni temu… zaraz obok mnie, w poczekalni, czekała kobieta z dzieckiem. Rozśmieszała je, przez łaskotanie go w brzuch i robienie dziwnych dźwięków. Dziecko też było urocze – gaworzyło do mnie, łapało za rękaw, próbując prześlizgnąć się na moje kolana – Harry uśmiechnął się, a jego umysł szybko uformować przesłodki obraz. Louis oblizał usta. – Wydaje mi się, że rozpoznała mnie, bo poprosiła, czy nie mógłbym go przypilnować, gdy ona będzie w gabinecie z drugim. Zgodziłem się i… nie wiem… trzymanie tego dziecka przywróciło to wszystko… wszystko, co straciłem, gdy nasz syn umarł… - pociągnął nosem ciężko. – To mnie strasznie zabolało… Nie wiem… Po prostu…Czułem się pusty i … to uczucie rosło przez cały dzień. Chciałem bawić się z naszym synem w ten sposób. Chciałem łaskotać go, rozśmieszać. Chciałem widzieć, jak dorasta i zabierać go do okulisty, prosząc kogoś o popilnowanie jego rodzeństwa, żebym mógł pójść z nim na badanie. Chciałem – chcę tego – tak… tak… tak bardzo mocno. Naprawdę nie powinienem był wychodzić tamtej nocy, ale… Potrzebowałem, żeby ktoś uśmierzył ten ból – chciałem się tak upić, by nic nie czuć – nawet jeśli tylko na kilka godzin – Louis znów pociągnął nosem. – Nawet, jeśli… Nie wiem, czemu… Nie wiem, co przeszło wtedy przez mój umysł, kiedy…

Harry czekał cierpliwie, aż jego przyjaciel odnalazł słowa – a jego serce biło szybko.

-Poznałem faceta w klubie – Louis w końcu przyznał, zanim zachichotał bez humoru. – Wyciągnąłem go i poszliśmy do jego mieszkania. My… my już zaczynaliśmy, kiedy przypomniał sobie, że jego lubrykant jest w łazience i poprosił, żebym w tym czasie przygotował kondom – Louis przełknął. – Jak mówiłem, nie wiem, co wtedy działo się w mojej głowie, musiałem oszaleć, ale… kiedy go otworzyłem…ja…o mój Boże, byłem taki pijany… nie wiem… ale doszło do mnie, że to mogła być ostatnia szansa na własne dziecko, zanim byłoby za późno i miałem mieć operację. I nagle tak mocno tego zachciałem, poczułem taki ból w żołądku, więc, ja…ja…ja zrobiłem dziurę w prezerwatywie.

Brzuch Harry’ego przewrócił się nagle. O Boże. Wiedział. Dziecko nie było jego. Dziecko nie było jego. Jego twarz wykrzywiła się, gdy próbował powstrzymać łzy.

-Ale odzyskałem rozum w ostatniej chwili – Louis wyszeptał, zwalniając tempo bicia serca Harry’ego. Co? Nie przesłyszał się, prawda? Harry wstrzymywał oddech, a serce znów zaczęło przyśpieszać. Louis naprawdę się wycofał? Chciałby, żeby Louis nie żartował sobie teraz z nim. – Nie mogłem tego zrobić… - Louis wychlipał. – Nie chciałem, żeby to on był ojcem… Chciałem, żebyś ty nim był… więc odepchnąłem go… i uciekłem – Louis powiedział, a jego głos załamał się na ostatnim słowie.

Serce Harry’ego podskoczyło w jego klatce. Nie wiedział, co powinien teraz czuć. Ale tak strasznie chciał przytulić Louisa. Louis był przepełniony żalem i tak bardzo chciał znów mieć dziecko, że prawie… ale wtedy przestał, bo chciał, żeby to Harry był ojcem...

-Och, Lou – wychrypiał, przyciągając przyjaciela i obejmując go bardzo mocno. – Dlaczego nic nie powiedziałeś?

-Przepraszam… - Louis wychlipał w jego ramię.

-Nie przepraszaj – Harry powiedział delikatnie w odpowiedzi.

-Ale powinienem – Louis wymamrotał, a jego głos był zniekształcony przez koszulkę Harry’ego. – Gdy się obudziłem, byłem tak przerażony tym, czego omal nie zrobiłem – Louis kontynuował. – Postanowiłem skończyć z alkoholem…

-I dlatego przestałeś tak często wychodzić – Harry pomyślał na głos. – Bałeś się powtórzenia tego – wtedy, jego umysł połączył fakty i zamarł. Starszy chłopak musiał to wyczuć, bo wciągnął powietrze i zacisnął palce. – Lou… - wydyszał, podciągając się, by zobaczyć twarz przyjaciela. – Tej nocy, gdy razem się upiliśmy…?

-Przepraszam – Louis wybuchnął. – Tak strasznie przepraszam. Jak tylko się obudziłem, zorientowałem się, co zrobiłem i poszedłem prosto do apteki po pigułkę. Ale nie zadziałała. McKenna powiedziała, że był tylko cień szansy, że taka tabletka podziała na mnie… O, Boże… tak strasznie przepraszam, Harry… przepraszam, przepraszam! Naprawdę! Tak bardzo przepraszam – zaszlochał. – Przepraszam, przepraszam.

-Harry przyłożył drżącą rękę do ust Louisa. – Ciiii – wymamrotał. – Nic się nie stało – poczuł, jak przez Louisa przechodzi dreszcz. – Nic się nie stało – powtórzył i naprawdę miał to na myśli.

Louis odsunął się gwałtownie. – Jak to nic się nie stało?! – krzyknął. – Oszukałem cię… powinieneś być wściekły! Wiem, że byłem wtedy pijany, ale zrobiłem to celowo.

-Lou – Harry mu przerwał. – O co chodzi z tym, że powinienem być zły, hmm? Co to zmieni? Byłeś wtedy w rozpaczy,  nie mogę cię winić, bo na twoim miejscu zrobiłbym prawdopodobnie to samo – westchnął. – Co się stało, to się nie odstanie… i… będąc szczerym…ulżyło mi. Wiem, że powinienem być na ciebie zły, ale po prostu… nie mogę.

-Ulżyło ci? – Louis pociągnął nosem, oszołomiony.

-Tak, nawet nie masz pojęcia, jak bardzo się cieszę, że to ja. Nie wydaje mi się, że zniósłbym widok ciebie w ciąży z kimś innym – szczególnie tak szybko po stracie naszego… - Harry przyznał. – Stracenie naszego syna było dla mnie najcięższą rzeczą, przez jaką przeszedłem w życiu i patrzenie na ciebie, gdy sobie nie radzisz. Nie będę cię okłamywać, część mnie, gdy spaliśmy ze sobą tamtej nocy chciała, żebyś mógł zajść znów w ciążę i nie mieć operacji. Ale nie miałem na tyle odwagi, by przeciąć kondom, tak, jak ty. Nigdy też nie zapytałbym cię o spróbowanie jeszcze raz, nie po tym, co stało się z naszym synem… - Harry powiedział cicho.

-Ale chciałeś tego? – Louis dokończył.

-Gdybyś zapytał – Harry odpowiedział, przytakując. – Prawdopodobnie od razu bym się zgodził.

Usłyszał, jak Louis bierze wdech i nie mógł nic poradzić, tylko uśmiechnąć się, gdy szatyn wyszeptał. – Naprawdę?

-Mmmhmm. Tylko wolałbym, żebyś otworzył się przedemną, zanim upiliśmy się i straciłeś kontrolę.

-Tak – Louis przełknął. – Naprawdę za to przepraszam. I oczywiście, możesz być tak zaangażowany, jak chcesz, ale niczego od ciebie nie oczekuję, tym razem, to była tylko moja wina.

Harry uśmiechnął się. – Louis, to jest moje dziecko, a ty jesteś moim najlepszym przyjacielem – pamiętasz moją obietnicę dwa miesiące temu? Że będę przy tobie na każdym kroku, aż dziecko nie będzie miało 18 lat i nie wyprowadzi się? Cóż, to nadal aktualne.

Louis przycisnął palce w jego plecy mocno. – Dziękuję – wyszeptał.

Przez chwilę siedzieli objęci, zagubieni w spirali myśli. Harry w końcu westchnął i potarł policzkiem o miękkie włosy Louisa. – Co teraz będzie?

-Cóż… - Louis polizał usta. – McKenna powiedziała, że muszę zadecydować do świąt, co dalej – jak za pierwszym razem, nie chciała żadnych ‘decyzji pod wpływem impulsu’.

-To sprawiedliwe – Harry zgodził się. – Rozumiem, że chcesz przez to przejść, tak?

-Tak – Louis powiedział cicho. – Tak, chcę. Jeśli nic więcej nie mogę zrobić, chcę dać wszystko z siebie dla tej ciąży.

-Dobrze – Harry przeczyścił gardło. – Co z lekami, które będziesz musiał zażywać, jak mówiła McKenna?

Louis przełknął. – Mam wizytę trzeciego stycznia, by dać jej odpowiedź. Porozmawia ze mną o procesie i da listę zakupów witamin i innych bzdet do codziennego zażywania.

-Aww – Harry zachichotał, wiedząc, że Louis nienawidzi połykania tabletek. – Zastanawiam się, dlaczego nie dała ci leków od razu, niezależnie od decyzji. Chyba najlepiej byłoby zacząć, jak najszybciej?

Louis westchnął. – Też nie jestem pewien, ale… powiedziała, że musze być pewny, czy chcę kontynuować ciążę, zanim zacznę zażywać. Powiedziała, że to ciągnie za sobą konsekwencje.

Harry zmarszczył brwi i zacisnął jeszcze raz ramiona wokół Louisa. – To brzmi trochę złowieszczo…

-Wiem… ale dopóki to nie spowoduje, że wyrośnie mi prawdziwa wagina, jestem pewien, że nic mi nie będzie.

Przez chwilę zapanowała ciszą, zanim obydwaj wybuchli śmiechem.

-Jestem pewien, że tak się nie stanie – Harry zachichotał. – Ale jeśli jednak, tylko pomyśl – miałbyś dwa razy więcej zabawy!

Louis prychnął i odsunął się. – Dzięki za próbę bycia pozytywnym, ale jeśli jednak mi wyrośnie nie ma szans, żebym uprawiał seks. Znając moje szczęście, skończyłbym zapłodniony na dwa sposoby.

Harry odchylił się do tyłu, trzymając swoja klatkę piersiową. – O Boże – wysapał. – To nie powinno mnie aż tak rozśmieszyć.

-Tak, tak, stary, siedź sobie tutaj i śmiej się na mój koszt – Louis prychnął.

-Wybacz – Harry zachichotał i znów go przytulił. – Może pójdziemy już spać? Porozmawiamy jeszcze rano.

Louis wydał z siebie dźwięk zgadzania się i zaczął ześlizgiwać się z łóżka. Harry sięgnął na ślepo po jego nadgarstek, by go zatrzymać. – Zostań.

Louis nie odpowiedział, tylko kilka chwil później opadł na łóżko i Harry poczuł jego ciężar obok siebie. Przygryzając wargę, podniósł kołdrę zapraszająco, a jego żołądek przewrócił się trochę, gdy ciepłe ciało Louisa wślizgnęło się obok niego. Potem poczuł jak starszy zamiera.

- Masz na sobie ubrania.

Harry zachichotał i przysunął delikatnie Louisa do siebie. – Jest środek grudnia, lubię być nagi, ale nie aż tak bardzo, żeby mój penis odpadł z odmrożenia.

Louis zaśmiał się ochryple, owijając ramię Harry’ego wokół swojej talii. – Tak… to by była wielka szkoda.

Harry uśmiechnął się i schował twarz w karku Louisa. Rozpłynął się, kiedy poczuł nacisk przy skroniach i zorientował się, że starszy go pocałował. Jego serce powiększyło się i nie mógł się powstrzymać tylko przycisnął w zamian pocałunek do tyłu szyi Louisa, zanim zamknął oczy.

Kiedy zaczął juz odpływać, Louis znów się odezwał. – Harry? – wymamrotał.

-Mmm? – Harry wymruczał w odpowiedzi, senny.

-Myślisz, że powinniśmy dać mu imię?

Harry zamarł i ku jego zaskoczeniu, łzy nagle zaczęły zbierać się pod jego powiekami. – Ch…chcesz?

Louis pociągnął nosem i przez chwilę panowała cisza. Następnie wyszeptał. – Myślę… myślę, że powinniśmy. Nie powinien być bezimiennym wydarzeniem z przeszłości.

Harry zacisnął oczy jeszcze mocniej, próbując nie rozpłakać się. – Dobrze – powiedział. – Masz…coś na myśli?

-Coś mocnego – Louis odpowiedział. – Coś, jak my.

Harry wysilił umysł i próbował wymyślić coś odpowiedniego i nagle go olśniło. – William.

Louisowi oddech uwiązł w gardle. – William – wyszeptał, sprawdzając jak to brzmi. – Tak. William. To jego imię. William Edward Tomlinson – Styles. Niezapominane – powiedział to tak smutno, ale z czystym uwielbieniem i Harry nie mógł nic poradzić, tylko rozpłakać się. Louis obrócił się ostrożnie i przytulił go delikatnie, przykładając jego głowę do swojej klatki piersiowej. Po raz pierwszy od poronienia, był wystarczając silny, by oddać przysługę i trzymać Harry’ego w swoich ramionach, pozwalając mu na uwolnienie żalu.

~*~

Louis leniwie przesunął dłoń po brzuchu, chcąc uchronić dziecko przed jego melancholią. Parę dni temu, niechętnie, pożegnał się Harrym w ich mieszkaniu. Spędzali święta w rodzinnych domach, ale skoro Louis nie miał operacji postanowili wyjechać wcześniej, niż planowali. Oczywiście obydwaj planowali w sekrecie zrobić sobie niespodziankę i odwiedzić się w przeciągu tygodnia, ale rozłąka nadal była ciężka.  Louis kochał swoją rodzinę, naprawdę, ale trudno było mu poczuć w sobie ducha świąt. Siedział w salonie, przyglądając się bliźniaczkom, jak bawiły się swoimi nowymi lalkami Barbie i czuł się bliższy płaczu, niż uśmiechu. Może to z powodu długotrwałej myśli, że nigdy nie będzie dane mu zobaczyć, jak William rozpakowuje swoje prezenty. Albo, może przez strach, że może nie mieć szansy by zobaczyć jak jego drugie dziecko je odpakowuje. Nie powiedział o tym Harry’emu, ale tamten zapewne wiedział, że starszy był przerażony myślą o straceniu tego dziecka. Zajście w ciążę po raz drugi było prawdopodobnie najgłupszą rzeczą, jaką mógł zrobić, bo gdyby teraz poronił, to zniszczyłyby go na dobre.

Albo może po prostu jeszcze nie przyzwyczaił się do tego domu – jego mama i siostry przeprowadziły się do nowego, na ślepej ulicy, który dawał im więcej prywatności i bezpieczeństwa. Louis nienawidził tego, że jego rosnąca sława tak wpłynęła na jego rodzinę, że musieli przeprowadzić się, ale jego mama zapewniała, że to jest tego warte. Oświadczyła, dość wiarygodnie, że ten był jej ‘wymarzonym’ i kochała go. Dom sam, z siebie był ładny, lub jakby to określił Harry ‘malowniczy’ – dużo porządniejszy, niż ten, w którym dorastał Louis. Pomimo tego, szatyn nie czuł się tutaj, jak w domu, nawet, jeśli miał swój własny, mały pokój na górze na czas odwiedzin.

-Hej, kochanie – jego mama przywitała się delikatnie, siadając obok niego i podając mu kubek herbaty. – Wszystko w porządku? Jesteś naprawdę cichy dzisiaj – popatrzyła na niego z mieszanką matczynej troski i sympatii.

-Tak… - Louis przytaknął, posyłając jej słaby uśmiech. – Po prostu jestem zmęczony.

Jay pochyliła się i pocałowała jego skroń, zanim przytuliła go do swojego boku. – Będzie łatwiej – zapewniła. – Obiecuję.

Louis tylko przytaknął, niegotowy jeszcze by powiedzieć jej, że nie chodziło jedynie o żałobę.

~*~

24 grudnia – 8:19 rano

Oczy Louisa otwarły się nagle, gdy jego łóżko zatrzęsło się i dwa głosy wrzasnęły. – Wszystkiego najlepszego Loooooouissssss!

Jęcząc, Louis próbował zakryć głowę pod kołdrą, ale z dwoma siostrami stojącymi na niej, było to niemożliwe. Zamiast tego zsunął się niżej.

-Idźcie sobie – wymamrotał, gotowy by ponownie zasnąć. Poczuł, jak łóżko znów podskakuje.

-Nie – kolejny damski głos drażnił go – świetnie, Louis pomyślał, teraz już trzy siostry były w jego pokoju. – Czas na prezenty!

-Ughhh – Louis jęknął skrzywił się wewnętrznie, gdy zorientował się, że nie ma szans, żeby zostawiono go w spokoju. – Mogłybyście przynajmniej dać mi pospać w moje urodziny.

-I przegapić połowę tak wyjątkowego dnia? Nie wydaje mi się!

Oczy Louisa rozszerzyły się – tym razem to nie był głos jednej z jego sióstr. To był…zdjął z siebie szybko kołdrę i spotkał parę dobrze znanych, zielonych oczu. – Harry?!

-Dzień dobry! – Harry przywitał się, uśmiechając się promiennie. – Wszystkiego najlepszego!

Przez moment Louis gapił się. Harry siedział ze skrzyżowanymi nogami, na łóżku, wraz z jego trzema siostrami, wyglądając, jakby to była codzienność, nic nadzwyczajnego. Louis zamrugał, ale ten widok nie zniknął.

Po kilku chwilach, Harry sięgnął i potrząsną nogą Louisa. – No dalej Boo Bear, wstawaj! Śniadanie i prezenty już czekają na ciebie na dole.

Louis, gdy dorastał, nigdy nie lubił faktu, że jego urodziny są w wigilię. To nigdy nie był ‘jego’ dzień, bo wszyscy bardziej zainteresowani byli jutrzejszymi świętami i niezbyt starali się, by sprawić by dla niego ten dzień był wyjątkowy. Zorientował się też, że dostawał mniej prezentów, bo większość była połączona z tymi na gwiazdkę. Albo to, albo dostawał nudne prezenty w postaci pieniędzy, czy kupony, bo jego przyjaciele i krewni wykorzystali pomysły na świąteczne podarunki. Dzień zawsze był taki sam. Obudziłby się rano i dostałby prezenty. Potem zjedliby miłe śniadanie i spędził czas albo bawiąc się nowymi zabawkami z przyjaciółmi, albo oglądając film z siostrami.

Jako, że była to wigilia, nie mógł gdzieś wyjść w swój wyjątkowy dzień, jak inne dzieci, bo wszystko było zamknięte na święta. Około szóstej trzydzieści zjedliby kolację i dostałby tort, po czym dziewczynki zniknęłyby w poszukiwaniu swoich skarpet, a mama zamknęłaby się w pokoju by skończyć pakowanie prezentów. Więc teoretycznie jego urodziny kończyły się o wpół do ósmej. Dorastając, był coraz bardziej zdesperowany, by zostać zauważonym, ale to się nigdy nie zdarzyło – tak naprawdę stało się coś zupełnie odwrotnego.

Dzisiaj za to, było inaczej. Harry tu był i chociaż był półprzytomny, to Louis rozbudził się, idąc po schodach. Każdy tu był, rzeczywiście, czekając na niego w salonie. Ku jego zaskoczeniu, była też Anne, tak, jak Liam, Stan i Zayn. Gdy bardziej uchylił drzwi, zauważył, że świąteczne lampki zostały wyłączone i zamiast tradycyjnego napisu ‘Wesołych Świąt’, nad kominkiem wisiał baner ‘Wszystkiego Najlepszego Louis’. To nigdy wcześniej się nie zdarzyło. Zatrzymał się w drzwiach i rozglądnął. Wszyscy siedzieli i rozmawiali ze sobą, dość spokojnie, włącznie z bliźniaczkami, które normalnie musiały być wyciągane z pokoju, by nie rozpakowały prezentów.

Naprawdę na niego czekali i nagle zorientował się, dlaczego. Harry i ich mamy pewnie pomyślały, że potrzebuje specjalnej miłości i uwagi w tym roku, po stracie dziecka, więc zaprosiły tu wszystkich, by go rozproszyć. To był jedyny powód, dla którego tu są, bo myślą, że on tego potrzebuje, nie, dlatego, że chcą. Gula urosła w jego gardle. Nagle, po marzeniu o tym przez lata, nie chciał tego zamieszania, chciał żeby to w ogóle nie były jego urodziny.

Nie wiedząc, co robi, odwrócił się i wyszedł z pokoju. Zamiast tego, stał w kuchni, pochylając się nad zlewem i patrząc na zimowy ogród, przyłożył szklankę do ust. Woda była za zimna i wywoływała ból zębów, ale przynajmniej zatrzymywała łzy zawiedzenia. Usłyszał, jak drzwi za nim zostają zamknięte i przymknął oczy. Nie chciał teraz udawanej troski, po prostu potrzebował pobyć w samotności. I naprawdę nie chciał teraz, żeby ktoś kazał mu wrócić do pokoju i udawać zaskoczonego, szczęśliwego solenizanta. Specjalnie, gdy to nie miało być szczere pod żadnym względem.

Ręka dotknęła jego biodra i zorientował się, że będzie gorzej, niż, jak początkowo myślał.

Jego mama wysłała Harry’ego.

-Wszystko w porządku?

Coś w brzuchu Louisa przewróciło się i myślał, że zaraz zwymiotuje.

-Nic mi nie jest – powiedział przez zaciśnięte zęby.

-To, dlaczego wyszedłeś tak szybko? – Harry naciskał, przysuwając się, by stanąć obok niego, opierając się plecami o ladę. Zauważył szklankę w rękach Louisa i jego głos stał się denerwująco sympatyczny. – Poranne mdłości się już zaczęły?

-Nie… - Louis westchnął, patrząc na podłogę. Chciał, żeby Harry po prostu sobie poszedł i zostawił go. Ale nie ma tak łatwo.

-Więc, co się dzieje, Lou? – zapytał delikatnie.

Louis przełknął ciężko i popatrzył do góry ponownie, za oknem płatki śniegu spadały w przypadkowe miejsca. – Dlaczego tu jesteście, Harry?

Kątem oka zauważył, jak Harry sztywnieje. – Uh… bo to twoje urodziny – odpowiedział, brzmiąc na lekko niepewnego. – Zawsze robimy coś razem na urodziny każdego, a na twoje nie, bo wszyscy jesteśmy na urlopach. Od twoich 20. urodzin planowaliśmy przyjechać, ale co chwilę, coś stawało nam na drodze! W tamtym roku nie mogliśmy przez śnieg. Rok wcześniej w czwórkę uziemiła nas grypa, włącznie z tobą, a jeszcze wcześniej ja i Liam utknęliśmy na pół dnia w Irlandii przez mgłę!  W tym roku, jakimś cudem udało nam się wszystkim – poza Niellem, który przeprasza, ale przez śnieg zamknięto wszystkie lotniska w Irlandii.

-Och… - Louis poczuł się wytrącony z równowagi. Więc… to nie była tylko jednorazowa okazja by go pocieszyć. Planowali to, co rok… i w końcu im się udało. To nie miało nic wspólnego z… Cholera. Przecież się nie rozpłacze. Nie ma takiej, kurwa, opcji. Więc, dlaczego szczypały go oczy? Z jakiego powodu w ogóle miał płakać, do cholery? Boże, przecież nie był jakąś beksą. Co się działo? Próbował mruganiem pozbyć się wilgoci, ale przez to łzy zaczęły spływać po jego policzkach. Cholera! Odwrócił głowę tak, żeby Harry nie mógł nic zobaczyć. Dlaczego, kurwa, płakał? To było takie upokarzające.

-Louis? – Harry zapytał, dotykając delikatnie jego łokcia. – Ej, co się z tobą dzieje?

-Nie wiem – Louis wymamrotał, przełykając ciężką gulę w gardle, przez którą zbierało się jeszcze więcej łez. Dlaczego płakał? Dlaczego?

-No, dalej – Harry prosił. – Odwróć się i porozmawiaj ze mną.

Louis potrząsnął głową. Potrzebował trochę więcej czasu, by się ogarnąć. Ale Harry złapał jego ramiona i przekręcił go tak, że nie mógł się ukryć. Jego zażenowanie wywołało kolejną falę łez. Kiedy spotkał spojrzenie Harry’ego, wyraz twarzy jego przyjaciela ze skupionego zmienił się w zaniepokojony. – Och, Lou, co się dzieje? – I Louis zorientował się, że został owinięty naprawdę silnym, znajomym uściskiem. To z jakiegoś powodu, złamało jego kontrole i łzy zaczęły wypływać jeszcze częściej.

-Nie wiem – zaszlochał w koszulkę Harry’ego. – Nie mam pojęcia, dlaczego płaczę.

-No już, przecież musisz mieć powód – Harry zachichotał cicho.

-Ale nie mam! – Louis pociągnął nosem. – O Boże… to takie upokarzające. Płakanie bez powodu, albo gorzej… płakanie, bo mi ulżyło.

-Ulżyło? – Harry zapytał, pozwalając Louisowi cofnąć się o krok.

Louis sfrustrowany, wytarł łzy z policzków. –Tak, myślałem… wiesz co, to już nie ważne. Ugh… po prostu. Czuje się teraz strasznie emocjonalny. To cholernie denerwujące i żenujące!

Nagle, Harry uśmiechnął się. – Och… to prawdopodobnie przez twoje hormony!

-Co? – Louis zrobił niedowierzającą minę.

-Tak – Harry przytaknął gorliwie. – Kobiety stają się bardzo emocjonalne podczas ciąży przez hormony. Zaczynają płakać, albo są wściekłe z niewiadomego powodu.

-A ty wiesz to, bo…?

Harry zarumienił się lekko i potarł tył swojej szyi. – Um… możliwe, że trochę o tym czytałem…ja, uh…. Chciałem móc ci pomagać.

- Och – Louis nagle zaczął szeroko się uśmiechać. – Aww, Harrrrrrrrrrrrrrry – zanucił złośliwie. – To takie słodkie – szczypnął policzki Harry’ego, ale ten go odsunął.

-Tak, to na pewno hormony – odpowiedział, sięgając by poczochrać włosy starszego. – W jedynym momencie płaczesz, a za chwilę śmiejesz się jak wariat. Jesteś taką dziewczyną!

Louis przestał śmiać się, czując dziwnego rodzaju gorycz w klatce piersiowej. Harry zobaczył to i przewrócił oczami. – O Boże, nie mów, że będziesz się o to fochać?

Ku kompletnemu zażenowaniu Louisa, rzeczywiście to zrobił. Kpina uderzyła w najczulszy punkt – jego anomalia. Czuł ból, zaczynający krążyć w jego żyłach – w pewnym sensie, palący. Nie lubił tego – nie był do tego przyzwyczajony.

-Louis – Harry westchnął. – Wiesz, że nie myślę o tobie inaczej, przez to.

-Wiem, ale… - Louis popatrzył w bok – zażenowany swoją zmianą nastroju. – Nienawidzę bycia innym.

Harry pochylił się i sięgnął po podbródek Louisa, kierując jego wzrok na siebie. – Ja to uwielbiam.

Louis zamrugał i zanim jego mózg załapał, powiedział. – Naprawdę? – w bardzo charakterystycznym ‘przejętym’ tonie. Oczywiście, jego policzki zaraz po tym, jak zorientował się, jak zabrzmiał, zrobiły się czerwone i jęcząc, cofnął się. – Miałem na myśli zamknij się.

Harry potrząsnął głową, uśmiechnął się i podszedł bliżej i Louis nagle był uwięziony w kącie. – Ale ja miałem tamto na myśli – wymamrotał, wpatrując się w niego tym swoim irytującym spojrzeniem, które sprawiało, że wymiękł. – Zawsze byłeś dziwny, Louis – od samego początku.  Byłeś, nadal jesteś, taki szczęśliwy, radosny i niefrasobliwy i pozytywny, żyjesz chwilą i uszczęśliwiasz wszystkich naokoło. Sprawiasz, że czują się pełni energii i młodzi. Wszystko, co musisz zrobić, to uśmiechnąć się i wszyscy rozpromieniają się. Tak, jesteś inny, Louis, ale w najlepszy możliwy sposób. Jesteś niesamowity i fakt, że możesz zrobić, coś, czego nie może żaden inny mężczyzna na świecie, sprawia, że w moich oczach stajesz się jeszcze bardziej cudowny. Rzadko to mówię, ale jeszcze przed całą tą sprawa z ciążą, traktowałem cię, jak członka rodziny i zrobiłbym dla ciebie wszystko. Wszystko.

Harry patrzył się na niego, z góry, a jego oczy lśniły, przepełnione szczerością. Louis zadrżał lekko. – Przypomnij mi, który z nas ma macicę? – pociągnął nosem. Harry prychnął śmiechem i przechylił głowę. To było całkiem słodkie, biorąc pod uwagę, że przed chwilą wypowiedział najpoważniejsze słowa w swoim życiu.

-Wszystko w porządku…oh – Jay zatrzymała się w drzwiach, z uniesionymi brwiami, prawdopodobnie lekko zaskoczona tym, jak blisko stali. Obydwaj popatrzyli na nią zaskoczeni. Louis uśmiechnął się do niej słabo.

-Tak, mamo, wszystko dobrze, przyjdziemy za minutę.

-Dobrze, kochanie – przytaknęła powoli. – Gdy będziesz gotowy.

Louis uśmiechnął się w podziękowaniu, a ona zniknęła, wracając do salonu.

Harry oczyścił lekko gardło i odsunął się, kładąc ręce na ramionach niższego. -  To, co, może pójdziemy i pozwolimy ludziom porozpieszczać cię trochę, hmmm?

Louis uśmiechnął się szczerze. – Dobrze.

Harry delikatnie złapał jego nadgarstek i zaczął kierować go do salonu. Louis zatrzymał się na chwilę, w przejściu. – Harry?

-Tak? – młodszy, obrócił się do niego, ciekawy.

-Tak, żebyś wiedział… ty też jesteś moją rodziną – z dzieckiem, czy bez.

~*~

To były z pewnością najlepsze urodziny w całym życiu Louisa. Dostał kilka fajnych prezentów i miał frajdę, otwierając je z przyjaciółmi i rodziną wokół niego. Zayn dostarczał im dużo zabawy i komicznych komentarzy, podczas, gdy Harry i Liam grali, rzucając w siebie papierowe kulki – do tej gry siostry Louisa przyłączyły się z entuzjazmem. Po uroczym śniadanie, chłopaki zdecydowali, że zabierając Louisa na sanki, bo nie mogli iść nigdzie indziej. Tak naprawdę to był świetny pomysł. Najpierw jednak, szatyn myślał, że Harry nie pozwoli mu iść, ze względu na ciążę, ale okazało się, że poparł ten plan. Pomimo tego, Harry chciał jeździć z Louisem, żeby mieć pewność, że jeśli przechyli się, czy upadnie, on będzie mógł wziąć na siebie ciężar uderzenia. Louisa nie obchodziło to, był zbyt zajęty ślizgawką – od miesięcy nie bawił się lepiej. Spędzili trzy godziny, zjeżdżając ze wzgórza Garnett, jak idioci. Urządzili też wielką bitwę na śnieżki, ulepili rodzinę dziwnych bałwanów i leżeli na ziemi, robiąc nieokrzesane aniołki z wydłużonymi penisami – bo oni przecież są tacy dojrzali.

Tak więc, Louis wrócił do domu cały zdyszany i chichoczący, w dobrym nastroju. Rozgrzali się ciepłym obiadem i usiedli w salonie by oglądnąć jedną z nowych płyt DVD, którą dostał na urodziny. Około trzeciej Liam i Zayn musieli wracać do domów ze względu na obowiązki rodzinne, a o piątej mama zadzwoniła po Stana. Harry i Anne zostali jednak na kolację, co niezmiernie ucieszyło Louisa. Szczególnie, dlatego, że dali mu wymówkę do nie picia. Jak powiedział do Lottie w kuchni, nie wypadało, żeby pić alkohol przy gościach, którzy ze względu na podróż musieli się powstrzymać. Nie chciał, żeby ktoś wiedział o jego drugiej ciąży, nawet ich mamy, przynajmniej, aż będzie w trzecim miesiącu. Na szczęście, jego rodzicielka nie wydawała się podejrzliwa, co do wstrzemięźliwości od alkoholu – pewnie myślała, że jej syn chce przystopować…. Przynajmniej miał taką nadzieje…

Po kolacji, jego siostry prawie roznosiły dom, podekscytowane świętami, więc Harry porwał Louisa do ogrodu, by mieć chwilę spokoju. Przynajmniej zagłuszało to JLS grające z pokoju Felicity. Louis od razu włączył turystyczny grzejnik stojący na zewnątrz i usiedli na suchych stopniach.

Przez chwilę rozmawiali o wszystkim i o niczym, ale Harry w końcu zaczął wiercić się niespokojnie i sięgnął do kieszeni.

-Lou – powiedział. – Ja, uch…mam dla ciebie coś jeszcze, ale… nie chciałem dawać ci tego przy wszystkich, szczególnie, że wcześniej nie czułeś się całkiem dobrze – uśmiechnął się, gdy Louis złączył ich kolana. Potem dodał. – I jeśli nie spodoba ci się, proszę, po prostu to wyrzuć… - jego ręka chwyciła coś, co miał w kieszeni i wyjął to. – Czułem, że powinieneś to mieć – prezent był mały, płaski i prostokątny, zawinięty w złoty papier. Louis popatrzył z ciekawością, co to mogło być, skoro Harry nie chciał dawać tego przy wszystkich. Ostrożnie, odpakował podarunek, czując palący wzrok Harry’ego na sobie – jasne było, że jego najlepszy przyjaciel stresuje się, że nie spodoba mu się. Louis był pewny, że tak nie będzie. Gdy papier spadł, Louis zorientował się, że była to srebrna ramka na zdjęcie. Oddech uwiązł mu w gardle.

-Lou? – Harry zapytał cicho.

Ale Lou brakowało słów. Jego palce zaczęły drżeć, trzymając brzegi, gdy patrzył się na znajomy biało-niebieski wydruk z USG. Pod nim, wygrawerowane były dwie linijki ozdobnego, srebrnego tekstu.

William Edward Tomlinson – Styles

15 tygodni – 4 ½ cala – 11 października 2014

W tym momencie, drzwi otworzyły się i Jay wyszła z dwoma kubkami. – Macie chłopaki, to powinno was ogrzać.

-Dzięki – Harry powiedział ochrypłym głosem, biorąc od niej kubek. Gorąca czekolada.

-Co to? – Jay zapytała wręczając drugi Louisowi i zauważyła ramkę w ręce jej syna. Harry patrzył, jak Louis podaje jej ją w ciszy, przygryzając nerwowo wargę, gdy szatyn nie podniósł wzroku ze swoich kolan.

-Och – Jay westchnęła. – O mój Boże – patrzyła się na nich ze łzami w oczach. – Nazwaliście go?

Harry przytaknął. – Daliśmy mu nasze drugie imiona.

Jay zakryła usta wolną ręką, wpatrując się w ramkę. Wtedy Harry zrozumiał, że William byłby jej pierwszym wnukiem. To wywołało u niego ból w klatce piersiowej. Ona też musiała rozpaczać. Przełknął gulę w gardle i wychrypiał. – Możesz powiedzieć mojej mamie imię, jeśli chcesz.

Jay przytaknęła i oddała zdjęcie Louisowi, który spojrzał w górę by wziąć ją ostrożnie – jakby to było coś bardzo cennego. Gardło Harry’ego ścisnęło się.

Gdy tylko Jay zniknęła w domu, Louis delikatnie położył ramkę na drugim schodku. Potem spojrzał w górę, jego oczy wyrażały milion emocji i nieznacznie przyciągnął Harry’ego przytulając się. Harry oddał uścisk, chwytając wełniany sweter Louisa tak mocno, że jego knykcie stały się białe. Louis był taki ciepły i przytulny, jak zawsze, a jego drogi płyn po goleniu pachniał kojąco i rozkosznie. Harry nie mógł nic zrobić, jedynie ukrył nos w szyi Louisa by wdychać ten słodki aromat. Właśnie wtedy przypomniał sobie, że ten wspaniały, zabawny mężczyzna był w trzecim tygodniu ciąży. Z jego dzieckiem! To była ich druga szansa. Fala instynktu opiekuńczego zalała go, gdy jedna z jego rąk puściła sweter i zatopiła się we włosach Louisa, przyciągając go jeszcze bliżej. Zrobiłby wszystko by ochronić Louis i ich drugie dziecko, cokolwiek by nie musiał.

Niechętnie rozluźnił uścisk, gdy Louis zaczął się odsuwać i zamknął oczy, kiedy ujął delikatnie jego twarz w ręce. Sekundę później, starszy przycisnął czuły pocałunek do jego czoła – miękkimi, wilgotnymi ustami wszedł w kontakt ze skórą. Harry drgnął i pochylił się do przodu.

-Dziękuję – Louis wyszeptał, przed złączeniem ich czół.

~*~

Po chwili wrócili do sączenia ciepłych napojów i powolnej rozmowy.

W końcu Harry zachichotał. – Nie wiem, jak ty, ale mój tyłek zaczyna drętwieć od siedzenia tutaj.

-Mój też – Louis westchnął, odkładając pusty kubek obok siebie. – Przypomnij mi, dlaczego tutaj siedzimy, w zamarzniętym ogrodzie, skoro moglibyśmy być w środku ciepłego domu, jedząc zwykłą czekoladę? – Harry wstał i zaoferował Louisowi swoją rękę, by mu pomóc.

-Myślę – Harry powiedział, pocierając swój zimny tyłek. – Że po to, aby na chwilę znaleźć spokój, w całym tym chaosie.

-Hmmm – Louis wyprostował ramiona i wzdrygnął się, gdy jego sweter podwinął się i wystawił kawałek skóry na lodowate powietrze. Pociągnął go gwałtownie w dół i Harry znów zachichotał. Gdy podniósł ramkę i przeszedł przez trzy schodki na ganek, Louis zatrzymał się i odwrócił. – Dzięki za przyjechanie dzisiaj, to była naprawdę miła niespodzianka.

Harry uśmiechnął się delikatnie. – Przyjemność po mojej stronie. Pomimo tego, mama i ja naprawdę musimy już jechać, Gemma i Robin będą nas oczekiwać przed północą.

Twarz Louisa zmieniająca się w zawód, sprawiła, że coś w jego żołądku opadło ciężko. Chciał mieć Harry’ego przez dłuższą chwilę. Tak naprawdę, Harry też chciałby zostać z nim na święta, ale wiedział, że tak się nie stanie.

-Aww – Harry podszedł bliżej i znów przytulił go troskliwie. – Nie bądź taki przybity! Zobaczymy się w sylwestra!

-Wiem – Louis westchnął, przyciskając twarz do cienkiego, wełnianego swetra Harry’ego. – Po prostu tęsknie za tobą cały czas przy mnie, nawet, jeśli tylko na dzień. Chyba odczuwam współzależność.

Harry zachichotał i puścił go wolno. – Cóż, jeśli to jakieś pocieszenia, ja czuję to samo.

-Aww, Hazza – Louis uderzył go żartobliwie w klatkę piersiową. – To najsłodsza rzecz, jaką do mnie powiedziałeś! Chyba zemdleję!

Harry zaśmiał się i pstryknął go w ucho. – Ow – Louis narzekał, pocierając je. – Dobra, to nie było miłe.

-Idiota – Harry wymamrotał przyjaźnie. – Chodź, wejdźmy do środka i pożegnam się z resztą twojej rodziny – odsunął się trochę by Louis wyłączył grzejnik i podążył na ganek za nim. Kiedy doszli do drzwi, coś zahaczyło o jego głowę. Automatycznie odsunął się w bok i energicznie potrząsał ręką włosy. – Lepiej, żeby to nie była pajęczyna, fuj, fuj, fuj!

Louis odwrócił się i zaśmiał, gdy zauważył, co zaatakowało jego przyjaciela. – Nie, to nie pajęczyna – po prostu wszedłeś w jemiołę Flick.

Harry od razu popatrzył się do góry i rzeczywiście, gałązka jemioły kiwała się nad nim. Louis przewrócił oczyma. – Zawiesiła ją tutaj, żeby podstępnie pocałować się ze swoim, nowym ‘przyjacielem’.

Harry uniósł brew i szturchnął dekorację, sprawiając, że huśtała się bardziej. – I pomogło?

-Nie – Louis odpowiedział, trochę zbyt radośnie.

-Aww, to szkoda – powiedział Harry, starając się być bardziej sympatycznym, co do sytuacji Fizzy.

-Niezbyt – Louis wzruszył ramionami. – Wyczułem od niego dość mocne gejowskie fale, które ona ignoruje. Tak naprawdę, nakrzyczała na mnie, żebym nie wtrącał się w nie swoje sprawy, co potwierdziło, że ona o tym wie, ale nie dopuszcza tego do siebie.

-Ouch – Harry skrzywił się. – Mam nadzieję, że nie złamie jej to serca.

-Taaa… - Louis westchnął i machnął na jemiołę. – Możesz to zdjąć? Wyrzucimy ją, zanim zostanie zapomniana i zacznie gnić.

Harry sięgnął do góry i ściągnął roślinę z haczyka. Obrócił gałązkę w rękach i studiował ją z rozbawieniem. Potem zachichotał i przytrzymał ją nad swoją głową, patrząc wyczekująco na Louisa i poruszając brwiami.

Louis przewrócił oczyma. – Ile ty masz lat? Trzynaście? – wzdychając, położył rękę na biodrze Harry’ego i stanął na palcach. Harry zachichotał w triumfie. Jego żołądek zwinął się, gdy poczuł zimny, lekko wilgotny i lepki dotyk ust Louisa na swoim policzku. Ta bliskość, mógł poczuć ciepło ciała Louisa i słodki oddech, który zahaczył o jego usta, gdy niższy odsunął się. Harry zadrżał. Obracając lekko głowę, spotkał spojrzenie Louisa. I wow, jego twarz była tak blisko… I jego oczy… kiedy stały się tak oszałamiająco niebieskie? Teraz jego żołądek wywinął koziołka na intensywność spojrzenia Louisa – przeszywający i całkowicie szczery wzrok. Serce Harry’ego zaczęło bić szybciej i przez chwilę ziemia pod jego stopami poruszyła się. Twarz Louisa rozjaśnił leniwy uśmiech i Harry automatycznie odwzajemnił go, a serce zaczęło się uspokajać – nagle ciepłe i większe. Jego przyjaciel naprawdę był kochanym głupkiem.

-Mam nadzieję, że to był tylko początek, panie Tomlinson – dokuczył, trochę niepewnie.

Uśmiech Louisa stopniał. – Och, naprawdę, panie Styles? I co, masz zamiar teraz zrobić, wyjaśnij proszę?

Harry uśmiechnął się w dół, robiąc krok do przodu tak, że Louis musiał się cofnąć. Zrobił to ponownie i znów, aż jego plecy zderzyły się z drzwiami. Louis zachichotał i lekko uderzył go w klatkę piersiową. – To oszukiwanie! Wiesz, że nie mogę się obronić.

Harry zaśmiał się, złapał twarz Louisa i pochylił się, łącząc ich usta. To było tak szybkie, że żaden z nich nie poczuł sensacji. Gdy Harry odsunął się, chichocząc spojrzał w oczy starszego i zobaczył, że w nich też tańczyły iskierki radości.

-Przykro mi to mówić – Louis ogłosił, a Harry zrobił kolejny krok do tyłu, stwarzając ponownie normalną odległość. – Ale obawiam się, że to również się nie liczyło.

-Och – Harry uniósł brew, unosząc kąciki ust w rozbawieniu. – A to dlaczego?

Wzrok Louisa celowo powędrował na podłogę. – Bo jemioła leżała na ziemi.

Harry spojrzał na dół i zobaczyć, że rzeczywiście spadła. – Oops – schylił się i ją podniósł. – Cóż, nie możemy liczyć tamtego… - zrobił krok w kierunku Louisa, ale te potrząsnął głową, podniósł ręce i zachichotał. – Nie.

-Czemu? – Harry zapytał i tak zbliżając się do przestrzeni osobistej Louisa.

-Ponieważ – i podczas, gdy Louis nadal mówił to z rozbawieniem, było w tym trochę dezaprobaty. – Są święta…jestem w ciąży… i czuję się dość emocjonalnie w tym momencie to może wywołać u mnie…dodatkowe uczucia.

Harry zachichotał i umieścił nad ich głowami jemiołę, trzymając ją prosto. – Mówisz, jakby to była jakaś zła rzecz!

-Harry… - Louis w połowie zachichotał ostrzegawczo, gdy Harry objął rękoma jego twarz.

-Och, ucisz się i użyj tych ślicznych, małych ust – dokuczył, zanim pochylił się i złączył ich usta razem. Louis pisnął i napiął się. To było szybkie, raczej jak muśnięcie.

Kiedy Harry odsunął się nie mógł nic poradzić, tylko zaśmiać się, widząc wyraz twarzy starszego. – Dobra, dam ci spokój tym razem, ale poćwicz, bo zrobimy to poprawnie w sylwestra.

Louis zachichotał, zaskoczony. – Och, naprawdę? To groźba, panie Styles? – zapytał, poprawiając sweter i unosząc brew na swojego przyjaciela z lokami.

-Nie – Harry powiedział, uśmiechając się, w pełni pokazując przy tym zęby. – To obietnica.

-Jestem przerażony – Louis wymamrotał, odwracając się w stronę drzwi. – Ale, co jeśli planowałem pocałować kogoś innego?

Harry przysunął się od tyłu do jego ramienia, kładąc tam policzek, gdy ten otwierał drzwi. – Cóż, lepiej zmień plany, bo w tym roku jesteś mój.

Louis tylko prychnął i pchnął drzwi.

~*~

Dobra, Louis był zdenerwowany, a gdy był zdenerwowany stawał się niespokojny, a gdy był niespokojny zaczynał denerwować ludzi. Tym razem padło na jego mamę.

-Louis, przestań tak łazić i usiądź! – w końcu krzyknęła, gdy piąty raz prawie na niego wpadła.

-Przepraszam – Louis uniósł ręce i cofnął się.

Jay pokręciła głową w rozpaczy. – Czym ty się tak w ogóle denerwujesz?

-Niczym! – Louis odpowiedział szybko. – Tylko myślałem, że pomogę ci wszystko przygotować – zamiast tego odszedł kawałek i wziął z kredensu chipsy o smaku soli i octu, miał na nie teraz wielką ochotę.

Jay wywróciła oczami, wyczuwając kłamstwo. – Naprawdę…? – Powiedziała sarkastycznie. – Cóż, jeśli naprawdę chcesz pomóc, możesz nalać nam po kieliszku wina. Chyba obydwoje tego potrzebujemy. I – oglądnęła się za siebie, ściągając garnek z kuchenki. – To już trzecia paczka dzisiaj – myślałam, ze chce jeść nieco zdrowiej?

-Tak naprawdę czwarta – wymamrotał, podchodząc do spiżarki. – Które chcesz, czerwone, czy białe?

-Ty wybierz – odpowiedziała z roztargnieniem.

Louis otworzył drzwi, niepewny. – Uh… Nie mam ochoty na wino, więc ty zdecyduj.

-W takim razie białe – odpowiedziała. – Jeśli chcesz to zamiast tego, masz piwo w lodówce.

-Nah, wolę nie, dzięki – Louis powiedział bezmyślnie, sięgając po butelkę Chardonnay. – Może być…- zaczął pytać, ale odwracając się zauważył wpatrującą w szoku, z rozszerzonymi oczami rodzicielkę. – Wszystko w porządku? – zapytał, mrugając.

-Nie tknąłeś alkoholu, odkąd tutaj przyjechałeś – powiedziała, jakby był to problem, nad którym zastanawiała się od wieków.

Louis poruszył się niespokojnie. – Tak…no i co? Mówiłem ci, ograniczam picie.

-To nie jest ograniczanie, Lou, to abstynencja – odpowiedziała, a jej spojrzenie padło na paczkę w jego lewej ręce. Teraz, na jej twarzy gościł spryt. – Znam cię, nie zniósł być tego, chyba, że miał byś cholernie dobry powód. I to nie jedyna dziwna rzecz, którą robisz. Odmówiłeś paracetamolu na ból głowy, a każdego ranka, regularnie, bierzesz witaminy – podniosła rękę, gdy chciał się odezwać. – Nie próbuj nawet wciskać mi kitu, że chcesz być zdrowy ze względu na zespół, bo… gdy ja byłam w ciąży z tobą i Flick cały czas miałam ochotę na Wotsits*.

Oczy Louisa rozszerzyły się, o Boże, ona wiedziała. Czuł, jak panika zaczyna rosnąć w jego klatce piersiowej. Nie minęły jeszcze trzy miesiące. Nie chciał, żeby ktokolwiek wiedział! – Ja…

Jay powoli przeszła przez kuchnię, wyjęła wino i chipsy z rąk Louisa, kładąc je na blacie. Potem, ujęła delikatnie w ręce jego twarz. – Powiedz mi prawdę, Lou…

Louis przełknął ciężko. Ona wiedziałą. Tylko chciała, żeby on sam jej powiedział, żeby nie miała wątpliwości. Chociaż on tego bardzo chciał.

-To pierwszy miesiąc – przyznał, dławiąc się słowami.

Jay przełknęła i oblizała usta, zanim zapytała cicho. – Harry’ego?

Louis przytaknął – My…uch… - spojrzał na dół, zawstydzony. – To nie było do końca zaplanowane… to raczej produkt naszego… żalu. Ale – spojrzał, do góry, by pokazać, że jest szczery. – Jesteśmy gotowi przez to przejść.

-Kiedy się dowiedziałeś? – jego mama zapytała, cicho.

-Jakieś dwa tygodnie temu… - Louis westchnął, pochylając się w jej ręce. – McKenna dała mi czas do Nowego Roku, żebym był pewien, czy decyduję się na to, zanim ona zacznie to całe leczenie hormonalne. Ale jestem już pewien, przejdę przez to, a Harry mówi, że on też jest na pokładzie.

Ręce Jay zacieśniły się lekko i przygryzła wargę. – Och, Lou, nie jest to za szybko? Minęło tylko kilka miesięcy.

Louis pociągnął nosem i wzruszył ramionami. – Prawdopodobnie tak, ale… stało się i jestem zdeterminowany, żeby zapobiec temu, co stało się z Williamem.

Jay zamrugała, zaskoczona prawie, jak Louis, gdy usłyszała imię Williama, wypowiedziane przez niego. – Cóż, ja też jestem na pokładzie – powiedziała delikatnie. – I wiem, że Anne również.

Louis skrzywił się. – Uch… nie powiedzieliśmy jej jeszcze. My…um…nie chcemy, żeby ktoś wiedział przez trzecim miesiącem.

-Dobrze – przytaknęła. – Chyba mogę to zrozumieć. Cóż…nikt nie dowie się ode mnie.

-Dzięki, mamo – powiedział z ulgą, zbliżając się by przytulić ją.

Kiedy odsunęli się, Jay spojrzała na niego z mglistym rozbawieniem. – Więc… pominę przemowę o używaniu prezerwatyw i od razu przejdę do tego, jak się czujesz, miałeś już poranne mdłości?

Louis potrząsnął głową. – Jeszcze nie – popatrzył na porzucone na blacie chipsy z pożądaniem. – Teraz, tylko mam na nie wielką ochotę – sięgnął po nie, otworzył i wziął jednego chipsa do ust z głośnym ‘mmm’.

Jay zaśmiała się i wróciła do swojej pracy. – To jeszcze nie jest źle. Ale ostrzegam cię, w pewnym momencie ja miałam ochotę na lody z brązowym sosem.

-Fuuuuj – Louis zrobił zdegustowaną minę. – Nie wydaje mi się, będzie aż tak źle – wskoczył na stół, huśtając nogami i jedząc resztę paczki.

-Więc… - Jay obejrzała się przez ramię. – Czy fakt, że Harry dzisiaj przyjeżdża sprawił, że jesteś taki roztrzepany?

Louis poczuł, jak się rumieni i wydusił. – Nie! – przecząc swoje zaprzeczenie.

Jay uniosła brew, wyjmując deskę do krojenia. – Czyli tak – zachichotała. – Tak w ogóle, co jest między tobą i Harrym? Jesteście już oficjalnie razem?

Louis zachłysnął się powietrzem, rozsypując parę chipsów na podłodze. Wytarł usta, patrząc z niedowierzaniem na mamę, która patrzyła na niego niewinnie, jakby właśnie powiedziała coś bardzo racjonalnego. – Nie – pisnął. – Harry i ja nie jesteśmy razem. Dlaczego w ogóle miałabyś tak myśleć?

Brwi jego mamy prawie złączyły się  z jej włosami. – Uch…może dlatego, że będziecie mieć razem dziecko?

-Och – Louis przerwał i zawahał się. W tym miała rację, walczył, by znaleźć dobry argument, ale nie wiedział. – Cóż…nie. To było bardziej, jak…my tylko czasami…my tylko…my…czasami… tylko…tylko…jesteśmy tylko przyjaciółmi – w końcu wypowiedział z trudem i dodał rumieniąc się jeszcze bardziej. – Z okazjonalnymi przywilejami po pijaku.

-Jesteś pewien, Louis? – Jay zapytała. – To znaczy – odwróciła się, by skupić się na krojeniu ziemniaków, nie palca. – Jesteście niemożliwie blisko, między tobą a nim nie ma żadnej granicy i chociaż myślałam, że jednak jest to najwyraźniej nie ma… skoro uprawialiście seks, przynajmniej dwa razy.

-Seks po pijaku – Louis wymamrotał.

-A zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego tak jest? – zapytała wprost.

Louis zmarszczył brwi, wolał, żeby jego mama zostawiła ten temat, nie chciał o tym myśleć. Myślenie o jego i Harry’ego relacji było niebezpieczne, mógłby odkryć coś, co utrudniłoby mu życie – coś, co potencjalnie odbiłoby się na ich przyjaźni. – Dlaczego co? – wymamrotał.

-Dlaczego uprawiacie seks tylko, gdy jesteście pijani.

-Może, dlatego, że muszę być naprawdę wstawiony, by uważać go na wystarczająco atrakcyjnego, żeby mnie zerżnął? – Louis skrzywił się, gdy tylko słowa te opuściły jego usta , zasługiwał za to na zdzielenie po uchu. Zakrył swoje prawe w oczekiwaniu, aż jego mama się obróci, ale zamiast tego, powiedziała. – Bzdura, Louis. Nawet Zayn przyzna, że Harry jest atrakcyjny bez żadnego drinka, a on jest całkowicie hetero*. Wiesz, co myślę? Że musisz być wystarczająco pijany, by zlikwidować swoje zahamowania i pójść za głosem serca. Myślę, że pragniesz Harry’ego bardziej, niż jako przyjaciela. Myślę, że boisz się przyznać to przed sobą, bo koliduje to z waszą przyjaźnią. Utrata Harry’ego przeraża cię tak bardzo, że wolisz siedzieć w ukryciu najdłużej, jak będziesz mógł. Nie wychowałam cię na tchórza, więc nim nie bądź.

-Strach, często oznacza, że to, co robisz jest głupie, chociaż – Louis odpowiedział cicho. – Cokolwiek myślisz, że jest prawdą, to jeśli wszystko w mojej głowie i sercu mówi mi, żebym tego nie robił, tak zrobię.

Jay złączyła usta i popatrzyła się na niego przez dłuższą chwilę. – Tylko nie żałuj tego potem, Lou.

~*~

Louis stał przed lustrem, zapinając dwa ostatnie guziki. Podskoczył, gdy usłyszał za sobą gwizdnięcie i uśmiechnął się głupkowato.

-Nieźle wyglądasz, starty – Lottie zauważyła, wchodząc do jego pokoju. – Komu próbujesz zaimponować?

-Nikomu – Louis odpowiedział niezręcznie, ciągnąc koszulę w dół, by leżała idealnie.

Lottie zachichotała, podchodząc bliżej. – Kłamca. Chodź tutaj, wyprostuje ci kołnierzyk.

Louis odwrócił się niechętnie i pozwolił siostrze pomajstrować przy kołnierzyku, aż według niej wyglądał dobrze. Miał na sobie parę stonowanych, szarych dżinsów, biały podkoszulek z dekoltem w kształcie litery ‘V’ i dopasowaną, czarną koszulę z nie zapiętymi trzema guzikami u góry. To było zimowe połączenie – zwyczajne, ale nie na tyle, żeby odstawał od innych na imprezie sylwestrowej. Był trochę podenerwowany. Czemu? Bo Harry dzisiaj przyjeżdżał i… Harry planował pocałować go o północy. Cóż… żartował sobie z tym, ale Louis znał go wystarczająco, by wiedzieć, że chociaż przekomarzał się, może naprawdę mieć taki zamiar. To byłoby jedynie muśnięcie, ale… tak naprawdę nie pocałowali się jeszcze nigdy… wcześniejsze gadanie jego mamy dało mu do myślenia… Westchnął we frustracji. Gdyby jego mama nic nie powiedziała, nie zadręczałby się tym teraz.

Nie myślałby dwa razy o pocałowaniu Harry’ego o północy – szczególnie, że to było bardziej dla żartu. W rzeczywistości myślałby o tym, jak zrobić to tak, żeby dla każdego świadka było to ohydne i teatralne. Teraz martwił się tym, żeby Harry nie pomyślał, że słabo całuje, ale szybko przypomniał sobie, że to wszystko było dla żartu, małe muśnięcie, delikatność była tu zbędna. Była też szansa, że Harry zapomniał o swojej ‘groźbie’ – w takim przypadku nawet nie miał, o co się martwić. Jeśli do tego dojdzie, niech się dzieje, a przejmować będzie się później.

~*~

-Och, nie bądź głupi, Louis – nie możesz świętować Nowego Roku bez kieliszka szampana! – jego ciotka oznajmiła, wyciągając kieliszek w jego stronę.

-Naprawdę, Ciociu Millie – Louis odpowiedział, a jego oczy powędrowały na człowieka z lokami, stojącego niedaleko. – Szklanka soku pomarańczowego wystarczy…

-Nie, nie, nie zgadzam się – nalegała ciotka i zamiast patrzeć się na Harry’ego, Louis spojrzał na nią.

-Nie mogę pić – odpowiedział, trochę bardziej stanowczo. – Jestem na antybiotykach.

-Pff, jeden kieliszek ci nie zaszkodzi – próbowała wcisnąć go w jego rękę.

-Wybacz, nie chcę ryzykować – Louis potrząsnął głową, stając się zniecierpliwiony. – Naprawdę, po prostu wezmę szklankę soku pomarańczowego!

Nagle poczuł ciepły ciężar na swoim ramieniu i obrócił głowę, by zobaczyć, jak Harry kładzie tam policzek. Coś gorącego rozlało się w brzuchu Louisa i uśmiechnął się.

-Cześć, Ciociu Millie – Harry przywitał się radośnie. – Poprosimy dwie szklanki soku – Louis i ja jesteśmy dzisiaj na bezalkoholowych napojach.

Millie zmarszczyła brwi, ale potem przewróciła oczyma i westchnęła. Harry ewidentnie posyłał jej ‘ten’ uśmiech. Louis odetchnął z ulgą i uśmiechnął się, gdy Harry pocałował go w skroń.

-Dzięki – wyszeptał, gdy ciocia odwróciła się do innego stolika po dwie szklanki soku pomarańczowego.

-Nie ma, za co – Harry wyszeptał w odpowiedzi, a Louis poczuł powiew jego drogiej wody po goleniu. Zadrżał przez to. – Zimno? – Harry wymamrotał.

-Trochę… - Louis skłamał.

-Chcesz moją kurtkę? Wisi tam.

Louis uśmiechnął się i spojrzał przez patio na małą ścianę, na której wisiała znajoma, szara, wełniana kurtka Harry’ego. – Dzięki, ale jestem pewien, że będzie lepiej, jak zacznę się ruszać – powiedział, w połowie chcąc, żeby naprawdę było mu zimno, a to by zadziałało.

Uśmiech Louisa złagodniał, gdy policzek Harry’ego pozostawał na jego ramieniu, gdy pochylił się do tyłu, w ciepło swojego przyjaciela. – Brzmisz na zmęczonego. Wszystko w porządku? – poczuł, jak ręce Harry’ego owijają się delikatnie wokół niego, gdy ten szeptał do jego ucha.

-Mmmhhhmmm… Po prostu trochę mało spałem.

- Nie musisz tu siedzieć, jak już wybiją dzwony – Louis odpowiedział cicho, kładąc swoje ręce na Harry’ego, które spoczywały na jego talii. – Możesz iść do łóżka – Harry spał tej nocy w jego łóżku.

-Proszę, chłopaki – ciocia Louisa podała im dwie szklanki. Harry puścił Louisa, gdy ten brał ich napoje.

-Zostało dziesięć minut! – Anne krzyknęła radośnie, przechodząc obok nich.

-Chcesz znaleźć miejsce? – Louis zapytał, wskazując głową na ścianę. Mark będzie odpalał fajerwerki zaraz po północy, a stamtąd będzie widać je idealnie – szczególnie, że to miejsce było przy grzejniku.

-Jasne – Harry przytaknął, biorąc swój napój i uśmiechając się śpiąco. Podeszli i usiedli, czując zimno kamienia przez spodnie.

-Hej, Lou – Pheobe krzyknęła, pojawiając się znikąd. – Mogę z wami usiąść?

-Oczywiście, kochanie – Louis odpowiedział, uśmiechając się, gdy pomógł jej usiąść koło siebie. Minutę później przyłączyła się też jej bliźniaczka i usiadła obok niej. Louis pomógł jej i wrócił na swoje miejsce między Harrym i Pheobe. Harry oparł się o niego lekko, pragnąc ciepła i dlatego, że był bardziej senny niż chciał przyznać. Louis otoczył go ramieniem i przysunął bliżej, tak, jak to robił zawsze.

Dziesięć minut dłużyło mu się trochę i wciągnął się w dziecięcą rozmowę swoich sióstr na chwilę, przyglądając się również, jak podekscytowana rodzina kręciła się po ogrodzie. Złapał też kawałek jakiegoś tortu, gdy ktoś przechodził. W końcu, jego mama krzyknęła. – Została minuta!

Harry wyprostował się i Louis zabrał swoje ramię. Wszyscy zaczęli kręcić się w ogrodzie, wychodzić z domu, rozmawiając podekscytowani. Serce Louisa zaczęło bić szybciej. Zdenerwowanie powróciło – zapomniał o tej całej groźbie Harry’ego. On naprawdę miał zamiar to zrobić? Coś w żołądku Louisa zatrzepotało.

-Dziesięć! Dziewięć! Osiem – Harry odłożył swoją szklankę koło siebie, a serce Louisa zaczęło szybciej bić, gdy ten schylił się również po jego. O Boże, Harry się przygotowywał…żeby to zrobić?

-Siedem! Sześć! Pięć! Cztery! – Daisy i Pheobe krzyczały obok niego, odliczając z innymi, ale Louis skupił całą swoją uwagę na Harrym, który wpatrywał się teraz w niego.  – Trzy! Dwa! Jeden! – BOOM! Pierwsze fajerwerki wyleciał w powietrze i Harry uśmiechnął się szeroko. Potem, zaczął się pochylać i Louis miał tylko chwilę, żeby pomyśleć ‘o kurwa, kurwa, kurwa’, zanim ich usta się spotkały. Wargi Harry’ego były miękkie, wilgotne i zimne od mroźnego powietrza. Otoczyły dolną wargę Louisa, ssąc delikatnie. Serce Louisa zaczęło wariować. Wtedy Harry przesunął się i Louis przygotował się do odsunięcia, ale zamiast tego spiął się, gdy język młodszego polizał jego usta. Był zszokowany i zajęło mu chwilę, zanim otworzył wargi, prawie nieśmiało i nagle ich języki spotkały się. Umysł Louisa oszalał. Poczuł, jak Harry wiercił się trochę, jakby był zdenerwowany i jego przyjaciel miał na tyle odwagi, żeby złączyć ich języki impertynencko w jednym, zmysłowym połączeniu, zanim odsunął się powoli.

Oczy Louisa zamknęły się i cienka strużka ich śliny pękła, osiadając na jego dolnej wardze. Zatęsknił za tym, jak Harry z wytężoną fascynacją wpatrywał się w jego wargi, gdy instynktownie je oblizał.

Bardzo powoli, Louis otworzył oczy i spotkał wzrok Harry’ego. Przez chwilę, nie był pewien, jak zareagować. Jego serce biło z prędkością miliona mil na godzinę. Potem jego usta otworzyły się i powiedział, drżąc. – Szczęśliwego Nowego Roku, Haz.

Harry zamrugał zaskoczony, a jego policzki zarumieniły się lekko, gdy zachichotał. – Szczęśliwego Nowego Roku, Lou.

~*~

- Jestem pewny – Louis odpowiedział z uśmiechem, spoglądając przelotnie na Harry’ego.

McKenna przytaknęła. – Dobrze. W takim razie porozmawiamy o kuracji hormonalnej. Po tym, zapytam cię jeszcze raz, czy chcesz kontynuować.

Louis, który spoglądał na Harry’ego zobaczył, jak jego czoło lekko się marszczy. Zwrócił uwagę na McKennę. – W porządku.

-Leczenie jest dość proste do wyjaśnienia. Obejmuje ono codzienne zastrzyki hormonalne w brzuch, które pobudzą twoją macicę do wytwarzania endometrium. Będziesz musiał je przyjmować przez całą ciążę.

Louis wzruszył ramionami. – Brzmi prosto.

-Jednak – McKenna kontynuowała surowo. – Mogą wystąpić dość poważne efekty uboczne. Oprócz zawrotów głowy, nudności, skurczów mięśni i znużenia, leczenie hormonalne również może powodować wykrwawienie się na śmierć, wypadanie włosów albo nadmierny ich wzrost, zakrzepy, niewydolność serca, uszkodzenie wątroby i nerek i

rabdomioliza - która jest śmiertelną chorobą mięśniową – krwawienie z mózgu i obrzęk płuc.

Oczy Harry’ego rozszerzyły się w przerażeniu. – Jezu… - wyszeptał. – Jakie jest prawdopodobieństwo, że coś takiego się wydarzy?

McKenna złączyła ręce i spojrzała na nich poważnie. – Jest mniej więcej 70 procent szans, że wystąpią mniej szkodliwe symptomy i około 60 procent, że może dojść do poważniejszych urazów.

Harry’emu opadła szczęka, a Louis momentalnie zrobił się zimny.

-Więc, skutecznie, leczenie może doprowadzić do uszkodzenia organów, albo zabić mnie? – Louis powtórzył cicho.

-Tak – McKenna przytaknęła. – A szanse na wystąpienie efektów ubocznych są dla ciebie nieprzychylne, Louis.

Louis przygryzł wargę, a jego umysł przetwarzał tysiące myśli na raz.

-Jak często będą musiał brać zastrzyki? – w końcu zapytał.

-Będziesz musiał się wkuwać rano i wieczorem.

Louis zbladł, będzie musiał je sam sobie wstrzykiwać? O Boże, nie wydawało mu się, żeby dał radę to robić!

-Więc – McKenna pochyliła się jeszcze bardziej, patrząc na nich obydwu, ostrożnie. – Co myślicie? Nie potrzebuje od was ostatecznej decyzji w tym momencie, ale pamiętajcie, im dłużej odwlekamy leczenie, tym większe szanse są, że dziecko zacznie cierpieć z braku endometrium.

-Ja... – Louis zawahał się, idea leczenia nie podobała mu się, ale nie miał wyboru. Już obiecał temu dziecku, że zrobi wszystko, by je ocalić. – Nie obchodzą mnie efekty uboczne, przyjmuje leczenie.

Obok niego Harry westchnął. - Louis! – brzmiał na przerażonego. Louis obrócił się do niego i uniósł brew. Czego Harry od niego oczekiwał? Co mógł powiedzieć? Ku jego zaskoczeniu Harry wyglądał na bliskiego płaczu. – Louis – wyglądał na strapionego. – Nie możesz po prostu…To znaczy…to nie…dziecko…ty – przełknął ciężko, desperacko próbując uporządkować słowa. W końcu powiedział załamane. – Nie możesz zgadzać się na coś takiego, Louis. Nie w ten sposób.

Louis przechylił swoją głowę, niepewnie. – Nie widzę, żebym miał inny wybór, Harry.

-Masz trzy opcje, Louis – McKenna powiedziała spokojnie. – Możesz poddać się aborcji teraz, albo kontynuować ciążę bez leczenia i najprawdopodobniej poronić albo zaryzykować zdrowie i życie i przejść przez kurację.

Louis popatrzył na Harry’ego i wzruszył ramionami. – Widzisz, mówiłem, że nie mam innej opcji, niż się na to zgodzić. Dwie pierwsze opcje nie są nawet do wyboru.

-Ale ryzykujesz tutaj swoje życie, Louis! – Harry powiedział, pochylając się i błagając Louisa o zrozumienie. – Nie…nie mogę ryzykować, że cię stracę!

Louis otoczył ramionami swoją klatkę piersiową i patrzył twardo na Harry’ego. – Więc, co? Chcesz powiedzieć, że powinienem wybrać aborcję? – powiedział całkowicie pewny, że to zakończy rozmowę, bo nie było szans, żeby Harry chciał zabić ich dziecko… Tak, czy inaczej, gdy zobaczył wyraz twarzy swojego przyjaciela zamarł w szoku. Było to grymas ‘tak, powinieneś – tak samo, jak nie chcę stracić tego dziecka – wybór nie jest prosty’.

-Nie możesz być poważny – Louis wyszeptał, zupełnie oniemiały.

-Nie… Nie mogę cię stracić – Harry odpowiedział, a jego głos załamał się lekko.

-Więc chcesz zabić nasze dziecko – Louis wypalił, a jego szok zmienił się w oburzenie. – Tylko, dlatego, że może tak, a może nie będę trochę chory?

-Trochę chory! – Harry krzyknął w odpowiedzi. – Jest 60 procent szans, że umrzesz, Louis! To o 59 procent za dużo!

-Och, nie bądź taki dramatyczny – Louis wysapał. – Są też dobre szanse, że nie będę miał żadnych objawów!

-Trzydzieści procent! – Harry rzucił w odpowiedzi. – Trzydzieści procent! To nie są dobre rokowania! Nie są nawet złe. Są okropne.

-Panowie! – McKenna ucieła w pośpiechu. – Jasne jest, że potrzebujecie czasu do dyskusji, bo nie macie zgodnych zdań. Potrzebujecie czasu by pomyśleć uważnie, rozważyć wszystkie opcje i podjąć pewną decyzję. Proponuje żebyście również porozmawiali ze swoimi rodzinami – może ich perspektywa wam pomoże. Możecie być zdziwieni ich opiniami.

Harry i Louis przytaknęli mocno i McKenna westchnęła. – Może umówię was na wizytę w następny poniedziałek? Myślicie, że do tego czasu podejmiecie ostateczną decyzję?

Bez patrzenia na siebie, przytaknęli oboje.

~*~

Przez sobotę mieli przynajmniej osiem kłótni i Louis był bliski osiągnięcia punktu kulminacyjnego. To, że jego mama zgodziła się z Harrym, że to wszystko było zbyt niebezpieczne by kontynuować wcale nie pomogło. Ale Louis nie mógł tego zrobić. Nie mógł zakończyć życia swojego dziecka w ten sposób. Po prostu nie mógł. Chciał tego dziecka tak mocno, że sama myśl o jego utracie raniła go tak bardzo, że chciało mu się wymiotować. Został tylko jeden dzień do podjęcia wspólnej decyzji i Louis nie widział szans, że im się uda.

Był zdesperowany, żeby Harry zrozumiał, dlaczego musi się na to zgodzić i był zdruzgotany, że jeśli Harry nie będzie przy nim, wtedy przejdzie przez to wszystko sam. Ta wizja przerażała go do szpiku kości, tak bardzo, że aborcja stawała się jedynym wyjściem. Ale zdecydowanie była część jego, która nie pozwoliłaby mu na to i nie było szans, żeby zmienił zdanie. Więc potrzebował przy sobie Harry’ego. Naprawdę, naprawdę potrzebował.

Teraz, siedział na podłodze w łazience, oparty o wannę, szlochał, próbując uspokoić się po ich ostatniej kłótni. Była to jedna z tych nieprzyjemnych, podczas której instynktownie otoczył swój brzuch ochronnym ramieniem. Harry skrzywił się na ten gest, cały zbielał i wydusił z siebie przerażony. – Nigdy bym cię nie skrzywdził…nie w ten sposób – zanim uciekł do kuchni. Louis zamknął się w łazience, by się uspokoić. Siedzenie tutaj i tak nic nie pomogło, wiedział, że musieli podjąć decyzję…nawet, jeśli miało to oznaczać kompromis, albo gorzej… błaganie.

Wycierając nos rękawem, wstał na nogi i podszedł do drzwi, odblokowując je. W mieszkaniu panowała cisza, ale Louis wiedział, że Harry nadal tu był – mógł wyczuć jego obecność. Przechodząc przez korytarz, dotarł do drzwi sypialni Harry’ego i zapukał, zanim wszedł. Harry leżał na swoim łóżku. Obrócił się, gdy drzwi otworzyły się i Louis zobaczył, że jego oczy są czerwone i obolałe. To sprawiło, że znów zachciało mu się płakać.

-Harry… - wychrypiał. Harry tylko przełknął ciężko i patrzył na niego w ciszy. – Harry… - podszedł do jego łóżka. – Harry, proszę. Potrzebuję cię… Musisz mnie zrozumieć! Potrzebuję cię przy sobie. Proszę. Nie dam rady zrobić tego sam! – wygrzebał się na łóżko i chwycił Harry’ego, skupiając na sobie jego pełną uwagę. – Proszę Harry. Błagam cię na kolanach. Proszę! Potrzebuję cię! Proszę.

Harry również go złapał, mocno zaciskając pięść na jego podkoszulku. – Lou… - wychrypiał.

-Proszę – Louis prawie szlochał. – Nie mogę się poddać przy tym dziecku. Po prostu nie mogę. Ale potrzebuje ciebie. Obiecałeś mi. Obiecałeś, że będziesz przy mnie na każdym kroku. Nie możesz teraz zmienić zdania. Potrzebuję cię! My cię potrzebujemy. Proszę.

I nagle twarz Harry’ego zmarszczyła się. Podciągnął się, klękając i popchnął Louisa na łóżko, wspinając się dopóki jego twarz nie spoczęła na brzuchu Louisa, chwytając jego biodra mocno.

-Ale nie mogę… - zapłakał. – Nie mogę cię stracić, Louis. Jeśli…jeśli coś ci się stanie ja nie… ja nie poradziłbym sobie. Potrzebuje cię. Potrzebuję się bardziej, niż nasze dziecko. Wiem, że to złe, wiem, że okropne, ale… jestem tak przerażony utratą ciebie i muszę być szczery. Wybieram ciebie. Z was dwojga, wybieram ciebie.

Louis był całkowicie zaskoczony. Harry’emu naprawdę tak zależało na jego dobru? Poczuł, jak młodszy drży i nagle był rozdarty. Nie pomogło też mamrotanie Harry’ego ‘przepraszam – tak strasznie przepraszam, proszę wybacz mi, ale potrzebuję go’ w kółko w jego brzuch.

-Och, Haz… - chwycił desperacko loki Harry’ego, przyciągając go do siebie. – Och, Haz…

Nagle Harry odsunął się i podciągnął do góry tak, że patrzył prosto w oczy Louisa. Pod ścieżką łez Louis dostrzegł strach na jego twarzy – desperacje, która stawiała się przeciwko życzeniom Louisa tak, że dostrzegł jego największe strachy. Louis chciał chwycić go i obiecać, że nic się nie stanie, chciał powiedzieć właściwe rzeczy, żeby go pocieszyć, ale nie mógł. Nie mógł, bo strach Harry’ego był słuszny. Było coś, co Harry powiedział i mogłoby to zmienić zdanie Louisa.

-Jest 60 procent szans, że stanie ci się coś okropnego, Lou – Harry pociągnął nosem. – Nie mogę pogodzić się z tymi opcjami. I jeśli coś się stanie, nie stracę tylko ciebie, ale również dziecko – Louis przygryzł wargę. Był skłonny się zgodzić, żeby zabrać to spojrzenie oczy Harry’ego. Ale nie mógł. To było ich dziecko. Złożył obietnicę. On umyślnie przyniósł na świat to dziecko przez swoje głupie wybryki. Był winny temu dziecku, żeby spróbować. Louis nie musiał mówić tego na głos. Harry widział to w jego oczach i Louis patrzył, jak młodszy się załamuje.

-Musi być jakiś kompromis – wydusił rozpaczliwie. – Harry! Musi być jakiś kompromis.

-Jaki? – Harry wyszeptał słabo. – Jest czarno na białym. Albo masz dziecko, albo nie, Lou.

Louis pomyślał szybko. Musiało być coś, na co obydwaj by przystali. Fakt, Harry również miał rację. Była szansa, że leczenie nie przyniesie żadnych skutków ubocznych i będzie ryzykować zdrowie i życie bez powodu. Dla Louisa fakt, że da temu dziecku szansę było wystarczającym powodem do zrobienia tego… Nagle to do niego doszło. Rodzaj kompromisu. Nie był idealny, ale prawdopodobnie jedyny, do którego by wspólnie doszli.

-A jakby tak… - wyszeptał, a jego kciuki zaczęły zataczać kółka w policzkach Harry’ego.

-Jakby tak… Jestem dopiero w piątym tygodniu ciąży. Mam czas do podjęcia decyzji o usunięciu.  Więc… może zacznę leczenie i jeśli… - przyłożył palec do ust młodszego, gdy wyglądał, jakby miał zacząć protestować. – Jeśli zacznę poważnie chorować, przestanę.

Harry wpatrywał się twardo w Louisa – tak twardo, że Louis zaczął drżeć. – Obiecaj mi – w końcu wychrypiał. – Obiecaj mi, że jeśli twoja mama i ja zaczniemy uważać, że to dla ciebie zbyt niebezpieczne, wtedy przestaniesz. Przysięgnij mi to.

Louis przełknął ciężko. Jeśli się na to zgodzi, nie będzie odwrotu. Jeśli można by było powiedzieć coś o Louisie to, to, że nigdy nie złamał szczerej obietnicy. Zamykając oczy, przytaknął. – Obiecuję, Harry. Obiecuję.

~*~

Louis usiadł na stołku w kuchni i wziął kilka drżących wdechów. Da radę to zrobić… da radę to zrobić. Zgarbił się lekko i chwycił trochę skóry, kilka cali nad pępkiem, w palec wskazujący i kciuk swojej lewej dłoni. Prawa dłoń uniosła igłę i przyłożyła do miejsca wkłucia. Da radę to zrobić. Musi to zrobić. Ale jego dłoń zaczęła drżeć. Nagle zachciało mu się płakać – może nie da rady tego zrobić. Ale musiał to zrobić, nie miał wyboru, ale nie miał jak, gdy jego ręce tak mocno się trzęsły.

Nagle ciepła dłoń owinęła się wokół igły i Louis puścił ją z ulgą. Druga delikatnie odsunęła jego dłoń spoczywającą na brzuchu. W przeciągu kilku sekund igła wbiła się i zagłębiła – wywołując wzdrygnięcie u pacjenta. I nagle było po wszystkim, igła wywołała stuknięcie uderzając o dno pudełka i wilgotny gazik został przyciśnięty do miejsca wkłucia.

-Dzięki – Louis wyszeptał, zamykając oczy. Poczuł delikatny pocałunek przy swojej skroni.

-Żaden problem – Harry odpowiedział cicho.

~*~

2 i ½ miesiąca później

Codzienne zastrzyki stały się nawykiem. Louisowi nadal nie udało się zrobić tego samemu, ale Harry był bardziej niż chętny do pomocy. W nocy, Harry włączał czajnik około dziesiątej, Louis siadał przy stole śniadaniowym. Po zastrzyku, Louis kończy herbatę i idą oglądać telewizję do salonu. Rano, Louis drepta sennie do pokoju Harry’ego z zestawem dokładnie o 7:30 i siedzi cierpliwie na brzegu łóżka, czekając aż Harry skończy zastrzyk. Potem, obydwoje wstają, albo Louis czołga się na drugą stronę łóżka młodszego i śpią jeszcze kilka godzin.

Leczenie, do tej pory, przyniosło jedynie minimalne efekty uboczne. Oczywiście, czuł się zmęczony, naprawdę zmęczony, do tego stopnia, że fani zaczęli komentować jego wyczerpany wygląd i spokojniejsze zachowanie. Zaczął też czuć lekkie nudności, chociaż nie powiedział o tym jeszcze Harry’emu. Nie będzie to łatwe do ukrycia, jeśli będzie, co chwilę wymiotował tak, jak wcześniej.

Harry by go usłyszał. Louis nie martwił się nudnościami – były zbyt oczywiste. Tak, czy inaczej, było dużo szans, że były po prostu zwyczajnym objawem ciąży, w ogóle nie związanym z leczeniem. Ostatnim razem poranne nudności nie pojawiły się przed 12 tygodniem. Teraz, był już w szesnastym tygodniu i zaczął odczuwać lekkie mdłości. Również w szesnastym tygodniu można było dojrzeć lekkie krągłości. Dobra, jeśli bardzo się nie przypatrywałeś było to niewidoczne, ale… na pewno tam było. To przyprawiło Louisa o dreszczyk emocji, bo znaczyło, że dziecko rośnie – nie brakowało mu niczego.

Oprócz zmęczenia i nowego uczucia mdłości, Louis naprawdę nie miał innych symptomów ciąży oprócz jednego – zachcianek.

Harry szybko kupił ser i cebulowe chipsy, ale tak samo szybko Louisowi zmieniło się na makaron z serem. Potem były galaretki, Malteasersy, ogórki, orzeszki ziemne, a teraz… banany.

Tylko, że jeśli nie zaspokoił swojej zachcianki, stawał się drażliwy, kapryśny i słaby – co również zauważył Harry. Pomimo objaw związanych z leczeniem, im dłużej ono trwało i im dłużej nic złego się nie działo, Harry coraz bardziej wkręcał się w ciążę. Tylko w zeszłym tygodniu, Louis przyłapał swojego przyjaciela na wpatrywaniu się przez witrynę sklepu na koszulkę Manchesteru United w dziecięcym rozmiarze. To prawie doprowadziło go to łez. Wiedział, że Harry bał się tego, co leczenie mogło mu zrobić i przez to, że Louis był zdenerwowany, młodszy odczuwał lekką niechęć do dziecka. Ale widząc go patrzącego z tęsknym spojrzeniem na dziecięce ubranka, Louis rozczulał się. Na dodatek, Harry był bardzo pomocny przy jego zachciankach, nawet wybierał się do całodobowego Tesco o w pół do pierwszej nad ranem, po ogórka i chleb, bo Louis wspomniał, że ma ochotę na kanapkę. Louis nie poprosił go o to, wprost, więc ten gest go wzruszył. Kolejną rzeczą, którą Harry zaczął robić, oczywiście dla dobra dziecka, było kładzenie rąk na biodrach Louisa, życzliwie, szczególnie, gdy pokazywali się w miejscach publicznych. Chociaż jego palce nigdy nie dotknęły brzucha, były wystarczająco blisko, żeby dać innym do zrozumienia.

Zaczynał chronić dziecko. Louis popierał go, jak zawsze. Fani uważali to za urocze i rozpływali się nad każdym wydarzeniem – spazmując na swoich Twisterach słodkimi ( i czasami zboczonymi) komentarzami.

Jak na razie we dwójkę cieszyli się tajemnicą, chociaż wiedzieli, że zbliżały się dni, kiedy będą musieli poinformować innych. Za pięć tygodniu Louis będzie miał swoje USG w 20 tygodniu ciąży i na pewno zacznie się pokazywać. Będzie musiał poinformować zarząd i resztę chłopaków – tak, jak planowali ostatnim razem.

Louis nie chciał na razie o tym myśleć – nie chciał kusić losu przedwczesnymi planami.

Lepiej było, jak się nad tym nie zastanawiał.  

~*~

Było sobotnie popołudnie, gdzieś w połowie marca i chłopaki zebrali się by oglądnąć film. Cały poranek spędzili w Radio 1 i na długim spotkaniu z fanami. Louis źle się czuł przez cały dzień, ale starał się nie pokazywać tego. Czuł lekkie skurcze przez cały dzień, te, w których nie wiedział, skąd pochodzą. Do tej pory wytrzymywał z nimi, ale powoli stawały się nie do zniesienia. Skurcze sprawiały, że syczał i zaciskał pięści. Czuł się też naprawdę zmęczony i rozdrażniony – bardziej, niż normalnie. Gdy wstał, by pójść po komórkę do płaszcza uderzył go szczególnie bolesny skurcz i poczuł, jak coś mokrego spłynęło do jego bokserek. Zawstydzony, poszedł szybko do łazienki, ale okazało się, że jest zajęta przez Liama. Panikując lekko, wyjaśnił szybko Niallowi i Zaynowi, że tylko skoczy do ich mieszkania, żeby skorzystać z łazienki. Zayn tylko na niego machnął, a Niall zażartował sobie z niego, ale Louis całkiem to zignorował.  

Dziesięć minut później, Niall położył nogi na stoliku do kawy i zamarł, patrząc na zegar.

-Louis już trochę siedzi w łazience, myślicie, że wszystko z nim w porządku?

Zayn prychnął, patrząc znad tyłu DVD, który czytał czwarty raz. – Pewnie nie zjadł wystarczająco dużo błonnika… tak, czy inaczej, lepiej żeby się pośpieszył, bo zaczniemy oglądać bez niego.

Liam zachichotał kładąc tacę z napojami na stoliku – zrzucając wcześniej nogi Nialla. – Przypomnij mi, żebym nie patrzył na ciebie z współczuciem, kiedy będziesz chory  - powiedział w żarcie. Wręczył Niallowi butelkę Stelli i wywrócił oczami, gdy ten spojrzał na niego, jakby oczekiwał czegoś innego. – Harry przynosi jedzenie, będzie za minutę – Liam podał butelkę piwa Zayn’owi i opadł na kanapę obok irlandzkiego przyjaciela z zespołu, otwierając swoją colę.

-Nie wydaje wam się, że Louis jest ostatnio jakiś dziwny? – Niall nagle zapytał, patrząc na drugą butelkę Coli, którą Louis wolał od piwa.

-To Louis – Zayn wymamrotał. – On zawsze jest dziwny.

Niall prychnął. – Racja.

Liam podszkoczył, gdy coś zaczęło wibrować na stole. Obracając się, zauważył iPhone Harry’ego na krańcu stołu – świecił się i uderzał o drewno. Kiedy nadal wibrował, zorientował się, że ktoś dzwonił do jego przyjaciela, a nie pisał. Zerknął na ekran i zamarł, gdy zobaczył, że to Louis dzwonił. Normalnie nie odebrałby dzwoniącego telefonu swoich przyjaciół, ale to Louis dzwonił.

-Hej, Lou – przywitał się radośnie.

-L…Liam? – Louis wydukał, zadławionym głosem. – G…gdzie jest Harry?

Liam od razu wiedział, że coś jest nie tak. Usiadł, zamierając. – Louis, wszystko w porządku, stary? – Niall i Zayn popatrzyli na niego ostro.

Louis pociągnął nosem. – Proszę, możesz po prostu dać mi Harry’ego?

Jego głos załamał się na ostatniej sylabie imienia Harry’ego i Liam zaniepokoił się. W tym momencie, wspomniany chłopak przeszedł przez drzwi, niosąc dużą siatkę z jedzeniem.

-Harry! – Liam syknął szybko, wyciągając telefon. – To Louis. Do ciebie. Wydaje mi się…. Wydaje mi się, że płacze – zobaczył, jak krew odpływa z twarzy młodszego przyjaciela, gdy szybko odrzucił siatkę i podszedł po telefon.

-Louis? Co się dzieje? Gdzie jesteś? – zapytał szybko i usłyszał, jak Louis bierze drżący oddech.

-W…w domu – wyjąkał. – Musisz… zadzwonić… do McKenny… ja…ja krwawię – serce Harry’ego zatrzymał się. Kurwa, nie. Nie, nie, nie!

-Nie ruszaj się – odpowiedział, drżąc. – Zaraz będę.

~*~

-Louis? – Harry krzyknął, prawie upadając, gdy w pośpiechu otworzył drzwi frontowe. Gdy wszedł, pobiegł prosto do łazienki. Drzwi były otwarte, więc ostrożnie je pchnął. Louis siedział oparty o wannę, z kolanami przyciśniętymi do klatki piersiowej i jedną ręką wokół brzucha. Płakał i wyglądał, jakby coś go bardzo bolało. – Louis – Harry upadł na kolana i złapał w dłonie policzki przyjaciela, tak by ten na niego spojrzał. Młodszy próbował pocieszyć go przez głaskanie policzków kciukami, ale jego własne ręce drżały. – Jak bardzo krwawisz? – zapytał, zastanawiając się, czy naprawdę musi martwić się tym, że Louis może się wykrwawić.

-Moje bokserki są mokre – Louis odpowiedział, pociągając nosem gwałtownie. – I to jest jasna czerwień.

Harry przełknął ciężko i wyjął komórkę z kieszeni. Jego palce drżały okropnie. Wiedział, że jest późno, więc musiał zadzwonić na numer McKenny, który dała mu w razie wypadku. Pięć długich sygnałów, zanim ktoś odbiera.

-Dr McKenna mówi.

-Cześć, tu Harry Styles. Dzwonię w imieniu Louisa Tomlinsona – odpowiedział nerwowo. – Powiedziała pani, żeby zadzwonić jeśli coś będzie nie tak.

-Och, tak, Harry, oczywiście. W czym mogę pomóc? Wszystko dobrze z Louisem?

-Nie – Harry odpowiedział szybko – On krwawi i mówi, że brzuch go boli – nastąpiła chwila ciszy, a potem.

-Przywieź go prosto do kliniki. Ja już jadę – odpowiedziała szybko. – Nie dawaj mu nic do jedzenia, ale musi wypić przynajmniej dwie szklanki wody. Żadnych leków przeciwbólowych. Weź wszystko, co przyjmował. Ja będę za dwadzieścia minut.

Harry rozłączył się, a następnie z bolącym sercem zorientował się, że jest po dwóch piwach. To znaczyło, że jest poza legalnym limitem, żeby prowadzić. O tej porze trudno będzie złapać taksówkę w mniej niż pół godziny. Tak, więc, nie miał innego wyjścia, nić poprosić, żeby Liam ich zwiózł, bo był on jedynym, poza Louisem, który nie pił dzisiaj alkoholu. Niechętnie, napisał do Liama wiadomość. Musisz przyjść do naszego mieszkania TERAZ. Tylko ty. Powiedz chłopakom, że przepraszamy, ale będziemy musieli oglądnąć film kiedy indziej.

Zaledwie trzy minuty później, Liam walił głośno w ich drzwi frontowe i Harry, który właśnie wziął dla Louisa czyste ubrania, poszedł mu otworzyć.

Liam wpadł do środka, gdy Harry ledwo zdążył otworzyć. – Co się dzieje? Wszystko z Louisem w porządku? – zapytał od razu.

Harry potrząsnął głową. – Nie – złapał rękaw Liama, żeby ten przestał chodzić. Zniżył głos. – Słuchaj, Liam, musisz być najlepszym przyjacielem, jakim możesz.

-Nie musisz… - Liam zaczął, ale Harry przerwał mu ostro.

-Musisz zawieść mnie i Louisa to kliniki medycznej River View. Musisz zrobić to szybko i nie możesz zadawać żadnych pytań – przynajmniej na razie. Proszę.

Liam wpatrywał się w niego ostro i długo i Harry już zaczął myśleć, że ten powie nie. Ale wtedy westchnął i wyciągnął rękę po kluczyki do samochodu Harry’ego, młodszy podszedł po nie do miski i westchnął z ulgą wyjmując je.

Zamiast wziąć je od Harry’ego, Liam złapał jego nadgarstek, sprawiając, że metal wpijał mu się w skórę. – Żadnych pytań, zanim wrócimy do domu – warknął. – Ale nie będę dłużej czekał. Słyszysz?

Harry przełknął i przytaknął. Nie mógł prosić więcej i przeklinał się w myślach, że był tak głupi, żeby pić, kiedy Louis jest w ciąży.

Liam wziął kluczyki i poszedł na dół odpalić samochód, a Harry wrócił po Louisa. Ten siedział na brzegu wanny, oddychając ciężko, gdy próbował założyć buty. Harry od razu klęknął na podłodze kolejny raz i delikatnie odsunął dłonie przyjaciela. – Ja to zrobię – powiedział. Ręce Louisa powędrowały do jego twarzy, gdy znów zaczął płakać. Z bólem w klatce piersiowej, Harry ostrożnie wsunął na stopy Louisa jego Tomsy i wstał szybko, przytulając najlepszego przyjaciela, kołysząc go.

Kiedy Louis uspokoił się lekko, Harry delikatnie przeprowadził go przez mieszkanie – zabierając leki Louisa i inne rzeczy, które potrzebowali. Następnie nalał mu szklankę wody i chwycił z lodówki butelkę Highland Spring. Potem, zamknął drzwi i poprowadził Louisa do czekającego samochodu. Louis cofnął się, gdy zobaczył Liama na miejscu kierowcy, ale Harry popchnął go delikatnie, szepcząc, że nie miał wyboru. Obydwoje wspięli się na tylne siedzenia, a Liam włożył kluczyk do stacyjki.

~*~

Oddech Louisa nadal drżał, gdy próbował przestał płakać, ale im bardziej się starał, tym gorzej mu to wychodziło. Harry siedział przy łóżku, bezmyślnie bawiąc się palcami Louisa, gdy czekali, aż McKenna skończy przygotowywać sprzęt.

-Wszystko będzie dobrze… - Harry wymamrotał, przyciskając usta do knykci Louisa. Starszy przewrócił swoją głowę by na niego spojrzeć, a na twarzy miał wypisany ból, który odczuwał.

-Nie możesz tego wiedzieć – zaszlochał, a świeże łzy spłynęły po jego policzkach. – Nie…nie chce stracić tego. Nie mogę, Haz… nie mogę.

-Ssh… - Harry uspokoił, sięgając wolną ręką by poprawić grzywkę szatyna. Louis chwycił ją, niemal rozpaczliwie.  – Możemy spróbować jeszcze raz, p-p-prawda? – wydusił. – Jeśli… jeśli stracimy to…m-m-możemy spróbować jeszcze raz…możemy? Proszę. Szczęśliwy t-t-trzeci raz i w-w-w ogóle?

-Hej, hej, hej, nie rozpędzaj się – Harry powiedział szybko. – Jeszcze nic nie wiemy. Dziecko może być idealnie zdrowe! Ale… - przyznał., gdy Louis chwycił go mocniej. – Jeśli stanie się najgorsze…tak, oczywiście, możemy spróbować jeszcze raz – uśmiechnął się, pomimo tego, że cały był we łzach i dodał. – Możemy spróbować nawet na trzeźwo.

Louis wydusił z siebie śmiech i było on dość niechlujny. Harry w ciszy podał mu chusteczkę, gdy McKenna przybiegła z pokoju obok, ciągnąc maszynę na kółkach.

-Dobra, Louis - powiedział. – Podnieś proszę koszulkę.

Harry pomógł mu to zrobić. McKenna skończyła łączyć części i schyliła się do szafki po butelkę żelu. Rozmazała go dość dużo pod pępkiem Louisa i włączyła urządzenie. Harry ścisnął rękę starszego i obydwoje wpatrywali się w monitor. Błysnęło normalnym niebiesko/srebrno-białym kolorem, a następnie pojawił się kształt, zmieniając się z większego na mniejszy, a potem znowu mniejszy. McKenna włączyła kolejny przycisk i szybki dźwięk dudnienia przeszył powietrze. Harry przestał oddychać. Poczuł, jak Louisa spina się obok niego.

-Cóż – McKenna powiedziała z nadzieją, jeżdżąc głowicą po brzuchu Louisa. – Serce twojego dziecka nadal bije mocno. Bardzo mocno. Więc krwawienie nie jest wywołane poronieniem – Harry wypuścił drżący oddech. Louis wydusił. – Och, tak, dzięki Bogu – i przerzucił drugą rękę, zasłaniając oczy, a ramiona zaczęły mu się trząść. McKenna uśmiechnęła się do Harry’ego, który próbował to odwzajemnić, ale ledwo widział przez łzy ulgi.

-Więc… pytanie brzmi… co wywołało krwawienie – powiedziała, bardziej do siebie. Potem zamilkła i pochyliła się w stronę monitora. – Och – powiedziała. – Wydaje mi się… - obróciła się do Harry’ego i wskazała na głowicę. – Możesz potrzymać w tym miejscu – Harry wziął ją od niej i McKenna wcisnęła kolejny przycisk. – Wrócę za kilka minut – powiedziała, zanim wstała i wyszła z pokoju.

Harry już miał odłożyć przyrząd, gdy nagle kształt poruszył się na monitorze. Przesunął głowicę, patrząc, jak na ekranie ukazał się cały zarys płodu. – Wow – wydyszał, widząc zwiniętą istotę. – Lou… patrz.

Ręka Louisa opadła trochę, gdy spojrzał na ekran. Było malutkie, ale mógł zobaczyć…

-O mój Boże – wyszeptał. – On ssie kciuk?

-Wydaje mi się, że ona to właśnie robi – Harry odpowiedział z brakiem tchu.

Louis odwrócił się do niego z szeroko otwartymi oczyma. – Myślisz, że to dziewczynka?

Harry popatrzył na niego, uśmiech uformował się na jego ustach, gdy powiedział. – Myślisz, że to chłopiec?

W tym momencie w pokoju rozbrzmiały kroki dr McKenny. – Dobra, chcecie najpierw dobre wieści, czy jeszcze lepsze? – ogłosiła, uśmiechając się.

Serce Harry’ego przyśpieszyło. Były same dobre wieści? Cholera, tak!

-Dobre! – Louis wydusił, próbując usiąść trochę.

McKenna uśmiechnęła się do niego. – Dobrze. Dobre wieści to to, że nie ma się co martwić krwawieniem – Harry i Louis wypuścili wstrzymywane oddech w uldze i młodszy ścisnął rękę swojego przyjaciela, chichocząc, gdy Louis oddał uścisk.

-Krwawienie i skurcze, które czujesz – McKenna kontynuowała. – Są związane z tym, że wytwarzasz za dużo endometrium i twoje ciało pozbywa się nadmiaru. W zasadzie to tak, jakbyś miał miesiączkę. Bóle i w ogóle.

- To przez to dziewczyny przechodzą raz w miesiącu? – Louis wydyszał, dotykając brzucha w miejscu, gdzie nadal odczuwał kłujący ból.

-Tak – McKenna przytaknęła, uśmiechając się z żalem. – To, co czujesz ma jakieś 90 procent kobiet przez 2 – 3 dni w miesiącu – wraz ze sporadycznymi migrenami, sennością, wzdęciami, zespołem drażliwego jelita…

-O rany, przepraszam, jeśli kiedykolwiek bagatelizowałem ten czas u dziewczyn – Louis jęknął, potrząsając głową. – Nie wiem, jak wy sobie z tym radzicie. Wszystkie zasługujecie na cholerną nagrodę!

McKenna zaśmiała się. – W imieniu wszystkich kobiet na świecie, dziękuję. To miłe, że przynajmniej jeden mężczyzna rozumie, przez, co przechodzimy. Teraz, jeszcze lepsza wiadomość, będę musiała zmniejszyć dawkę twojego leczenia hormonalnego. To znaczy, że będziesz musiał się wkłuwać tylko raz dziennie i to połowę twojej zwykłej dawki.

-Woohoo – Louis wiwatował, przybijając piątkę z Harrym.

-Tak myślała, że to się ucieszy – McKenna roześmiałą się. – To również znaczy, że szanse na to poważne komplikacje spadają gdzieś do 20 procent. Fakt, że do tej pory nic się nie działo, daje jeszcze mniej możliwości na efekty uboczne.

-Tak! – Louis znów się ucieszył i oboje, Harry i McKenna zaśmiali się.

-Więc, gratuluje, panowie – McKenna dokończyła, wskazując na brzuch Louisa. – Macie jedno szczęśliwe i zdrowe dziecko, rosnące tutaj – nagle rozległo się pukanie do drzwi. – Przepraszam na minutkę – powiedziała radośnie.

Kiedy wyszła, Louis popatrzył na Harry’ego i przygryzł wargę. – Dziecko jest zdrowe – wyszeptał.

-Ty też – Harry wyszeptał w odpowiedzi, patrząc w doł, prosto w jego oczy.

-Moje leczenie jest skracane – Louis wymamrotał.

-Co znaczy, że nie jesteś w takim niebezpieczeństwie – Harry skończył, a jego oczy zaczęły błyszczeć.

Louis sięgnął do góry i delikatnie wsunął palce w loczki Harry’ego. – Dziękuję… że byłeś… ze mną.

-A gdzie miałbym być – odpowiedział od razu. – I… dziękuję, że udowodniłeś mi, że się myliłem. Nie wahałeś się zaryzykować życie dla naszego dziecka… Myślałem, że jesteś idiotą, ale bardzo się myliłem. Powinienem był ci zaufać.

- Nie – Louis potrząsnął głową, mocniej łapiąc włosy Harry’ego gdy usiadł. – Miałeś rację, wątpiąc we mnie i chcę żebyś nadal to robił, bo często się mylę. Potrzebuję kogoś, kto sugeruje się rozumem, nie tylko sercem – może wtedy ja i dziecko dotrwamy do końca w jednym kawałku.

Harry zagryzł wargę. – Nie masz pojęcia, jak bardzo tego chcę. Będziesz fantastycznym ojcem.

Usta Louisa zadrżały. – Ty też, Harry. Ty też.

Te słowa sprawiły, że klatka piersiowa Harry’ego  zaczęła boleć. Pochylił się by złączyć ich czoła i usłyszał, jak Louis bierze drżący oddech. Uśmiechnął się i zamknął oczy, nieświadomie gładząc policzek starszego kciukiem.

-Harry… - Louis wymamrotał delikatnie i Harry uchylił lekko powieki, zatapiając się w oceanicznym błękicie, znajdującym się milimetry od niego. Nos Louisa otarł się o jego. Powieki Harry’ego zatrzepotały. Następnie ich usta połączyły się i trwały w czułym pocałunku.

Drzwi znowu otworzyły się i odsunęli się od siebie szybko, obracając do McKenny, rumieniąc się lekko. Kaszlnęła niezręcznie.

-Wybaczcie – powiedziała przepraszająco. – Ale lekko wzburzony, młody człowiek czeka na was na korytarzu. Chcecie, żebym przekazała mu wiadomość?

-Cholera! – Harry przeklął, łapiąc się za czoło. – Liam! Całkiem zapomniałem!

-O, Boże – Louis wymamrotał, zaniepokojony. – Jak mu to wyjaśnimy? Nigdy nam nie uwierzy.

-Rozumiem, że wasz przyjaciel nie wie o dziecku? – McKenna zgadła. Potrząsnęli głowami. – Chcecie, żebym mu wyjaśniła? To może być bardziej wiarygodne, jeśli lekarz mu powie.

-Mogłabyś to zrobić? – Louis zapytał zadziwiony.

McKenna uśmiechnęła się. – Tak, jeśli tego chcesz, Louis. Taka sytuacja nie zdarza się na co dzień.

-O mój Boże, tak, proszę. Dziękuję!

-Dobrze, wrócę z nim za kilka minut.

Żaden z nich, ani Harry, ani Louis nie odezwali się przez kilka minut, czekając na przyjście Liama. Louis poczuł, że byli winni McKennie największy na świecie bukiet kwiatów i prawdopobnie ogromną tabliczkę czekolady.

-W porządku? – w koncu zapytał Harry’ego, spoglądając na niego. Harry opierał się na łokciu i wpatrywał w przestrzeń.

-Hmm? – wymamrotał, patrząc na Louisa. – Tak, nic mi nie jest – tylko trochę zmęczony. A z tobą w porządku?

Louis uśmiechnął się i przytaknął. – Tak. Też jestem zmęczony i nie lubię tych skurczy.

Harry spróbował prychnąć, ale wyszło mu to sennie. – To znaczy, że teraz mogę ci dokuczać, że to twój czas w miesiącu, gdy będziesz humorzasty?

Louis uśmiechnął się sztucznie-słodko. – Zrób to i będziesz spał na wycieraczce.

Harry zachichotał. – Dobra, rozumiem, że nie.

Hałas przy drzwiach sprawił, że popatrzyli w górę i zamarli. Liam stał w progu, zaglądając niepewnie.

-Hej – Louis powiedział cicho. – Możesz wejść.

Liam wszedł niepewnie. Jego oczy były szeroko otwarte, gdy wpatrywały się w aparaturę. Louis wyciągnął rękę i Liam chwycił ją, pozwalając Louisowi poprowadzić się do drugiej strony łóżka. – McKenna wyjaśniła ci wszystko?

Liam przytaknął tępo. – Ty… - wychrypiał. – Ty naprawdę jesteś…w ciąży?

Louis uśmiechnął się do niego promiennie, widział, jak zszokowany jest jego przyjaciel. – Jestem.

-Ja… - Liam popatrzył znów na ciemny monitor. – Nie mogę… to jest… jak… ja…

Louis zachichotał. – Wiem, ciężko to zrozumieć, no nie. Na początku nie mogłem uwierzyć, gdy McKenna mi powiedziała.

Liam oblizał usta. – To nie powinno być możliwe...

-Wiem… - Louis się zgodził. – Ale jest… kiedy ja w ogóle byłem normalny?

Słaby uśmiech pojawia się na wargach Liama i Harry przeczyszcza gardło.

-Chcesz ją zobaczyć?

-Jego – Louis poprawił.

-Ją – Harry rzucił w odpowiedzi.

-Tak… - Liam wydyszał, prawie nieśmiało. – Z chęcią.

Harry zachichotał i podniósł głowicę, przejeżdżając nią po brzuchu Louisa. McKenna weszła i uśmiechnęła się do nich. – Jeśli znajdziesz dziecko w mniej niż piętnaście minut, dam wam wydruk.

-Ooooch – Louis zanósił, chwytając łokieć młodszego. – Teraz to wyzwanie.

Oczy Harry’ego zwężały się i ten wystawił język w koncentracji. Przejeżdżał nią delikatnie po brzuchu Louisa, ale nie mógł uzyskać takiego obrazu, jak ostatnio. McKenna zaśmiała się. – Nie martw się, dostaniecie wydruk za cztery tygodnie – zabrała od niego głowicę i przejechała nią w niższą część brzucha, niż gdzie Harry szukał. Prawie natychmiast na ekranie pojawiło się dziecko. Harry wydął wargę, gdy usta Liama otworzyły się.

-O mój Boże – wydyszał. – Wow.

Gdy Liam już napatrzył się na dziecko, wrócił do poczekalni, by tam na nich poczekać, McKenna odwróciła się do nich i uśmiechnęła. – Tak więc, prawdopodobnie będziesz krwawić okazjonalnie przez następny tydzień lub dwa. Będzie ustępować, odkąd leczenie jest zmniejszone. Oczywiście, jeśli nie, wróć tutaj i jeszcze bardzie zmodyfikujemy terapię. Eca Myślę, że dobra, stara kobieca porada będzie dobra w radzeniu sobie z symptomami. Będziesz musiał używać podpasek, żeby wchłonęły krew. Spróbuj jeść regularnie i możesz spróbować jakiś delikatnych ćwiczeń. Przepiszę ci leki przeciwbólowe na skurcze, ale dobry termofor może zdziałać cuda. Dodatkowo, nie ma nic złego w kawałku czekolady – mrugnęła kończąc.

Louis jęknął i zakrył twarz. – Świetnie. Następnym razem, gdy ktoś nazwie mnie dziewczyną nie będę miał powodu żeby go uderzyć.

To roześmiało McKenne i Harry’ego. – Dobrze. – powiedziała lekarka. – Masz jakieś pytania?

- Tylko jedno – Louis westchnął.

McKenna przytaknęła.

-Mogę iść już się wysikać? Mój pęcherz krzyczy na mnie i nie będę przepraszać, jeśli zmoczę łóżko bo to nie ja męczyłem mój brzuch przez ostatnie pół godziny!

McKenna odrzuciła głowę do tyłu i zaśmiała się głośno. – Oczywiście, Louis. Toaleta jest tuż obok. Wyczyść się i spotkamy się w recepcji by umówić się na USG w 20 tygodniu.

______________________

*Wotsits – chrupki, możecie sobie je zobaczyć na Googlach.

* W oryginale ‘he’s as straight as a ruler’  -  On jest prosty, jak linijka. W angielskim słowo straight znaczy zarówno prosty, jak i hetero. Po przetłumaczeniu takie porównanie nie ma sensu.

Od tłumaczki: Wybaczcie, że tak długo i nie zwracajcie uwagi na błędy, jutro dokładniej sprawdzę!

Proszę, nie pytajcie na razie, kiedy czwrórka. W wakacja rzadko jestem w domu i będę miała mało czasu, więc jak coś będę wiedzieć - napewno was poinformuję. Love ya!

Continue Reading

You'll Also Like

8.7K 796 20
Alicent Hightower zwykła mawiać, że jej córka Maegelle została jej zesłana jako prawdziwy anioł przez samych Siedmiu. Z trochę pulchnymi, różanymi po...
78K 3K 53
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
41.3K 2.2K 62
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
43.6K 2.4K 86
PART I |Lina, córka Tony'ego Starka, wprowadza się do Avengers Tower, gdzie jej sąsiadem staje się Bucky Barnes. Ich relacja szybko staje się skompli...