unlawful .:muke:.

By luvmyzayne

225K 16.2K 9.3K

Kiedy zwykła sympatia do nauczyciela przeradza się w coś znacznie większego... © 2015-2018 luvmyzayne More

Unlawful
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Liebster Awards
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Pytania do bohaterów
Rozdział 38
Odpowiedzi od bohaterów
Rozdział 39
Rozdział 40
Epilog
Podziękowania
Dodatek
UWAGA

Rozdział 20

4.8K 346 174
By luvmyzayne

Mogę prosić o komentarze? Och, wiem, że chcecie skomentować każdy ciekawy fragment tego jakże emocjonującego rozdziału...

Kiedy rodzice wspólnie weszli do mojego pokoju, zdezorientowany odwróciłem się w ich kierunku i niedbale odłożyłem czarny długopis na zeszyt, przerywając w ten sposób wykonywanie znienawidzonych zadań z algebry. Zanim skierowałem całą uwagę na swoich rodziców, upewniłem się, czy po wczorajszych porządkach w pomieszczeniu wciąż panowała czystość. Na szczęście jeszcze przed śniadaniem wszystkie brudne ubrania, które dotychczas zalegały pod moim łóżkiem, wylądowały w praniu i uratowały mnie przed kolejnym napadem złości taty, który z dnia na dzień stawał się coraz większym kłębkiem nerwów. Był jak bomba. Mógł wybuchnąć w każdej chwili, a zwykle działo się to w tych najmniej odpowiednich momentach...

Przyjście rodziców do mojego pokoju nie wróżyło nic dobrego. Wręcz przeciwnie, oznaczało, że prawdziwe kłopoty miały dopiero nadejść. Wspólne wagary z Calum'em wyłącznie pogorszyły sytuację, w której aktualnie się znajdowałem i wpakowały w pouczającą rozmowę z rodzicami. Dotychczas w głębi duszy miałem nadzieję, że uda mi się z niej jakoś wykręcić, ale teraz okazało się to nieuniknione. Tata nareszcie znalazł znakomitą okazję, aby wytknąć mi wszystkie popełnione błędy, natomiast mama, aby wyżalić się i pokazać, jak bardzo zawiodłem ją swoim zachowaniem. Brakowało jedynie Ben'a i Jack'a, naśmiewających się z moich marnych kłamstw i namawiających tatę na zmienienie mojej kary na gorszą. Nie zdziwiłbym się, gdyby okazało się, że właśnie siedzieli pod drzwiami i z niecierpliwością czekali na rozpoczęcie rozmowy. Takie zachowanie było u nich na porządku dziennym i nigdy nie próbowali tego przede mną ukryć. Podsłuchiwali, aby później wykorzystać to przeciwko mnie na każdy możliwy sposób.

Tata odchrząknął głośno, wyrywając mnie tak z niechcianego zamyślenia, a następnie jak gdyby nic usiadł na moim starannie pościelonym łóżku. Badawczo rozejrzał się po pokoju i usatysfakcjonowany uśmiechnął się na widok porządku. Mama w tym czasie nawet nie ruszyła się z miejsca, dlatego charakterystycznym ruchem ręki zachęcił ją do zajęcia miejsca obok niego. Kobieta dyskretnie pokiwała głową i powoli ruszyła w kierunku swojego męża. Na jej twarzy wciąż gościł smutek, rozczarowanie oraz pewnego rodzaju złość. Ani trochę nie podobna do złości, która od kilku dni była nieustannie widoczna w oczach taty, jednak to wciąż była złość. Nie chciałem jej, ale było już zdecydowanie za późno na takie wyznania. Sam wpakowałem się w to wszystko.

- Coś nie tak? - spytałem zmieszany, uważnie przyglądając się obu rodzicom.

Miałem świadomość, co było powodem ich przyjścia. Zarówno teraz, jak i kilka dni temu. Cały czas czas chodziło o moje zachowanie. Byli wściekli i jednocześnie zawiedzeni, a ja zupełnie nic nie mogłem z tym zrobić. Wielokrotnie obiecywałem poprawę, ale za każdym razem wszelkie starania szły na marne i jej przejawy bez zmian pozostawały niezauważalnymi. Prawdę mówiąc, nawet nie wiedziałem co było prawdziwą przyczyną moich działań. Wszystko było takie spontaniczne, żyłem chwilą. Idąc na wagary z Calum'em, nie przejmowałem się jakimikolwiek konsekwencjami, chociaż ze wszystkiego dobrze zdawałem sobie sprawę. Odkąd tylko pamiętam, rodzice zawsze źle reagowali na moje ucieczki z lekcji. Nie ważne, czy opuściłem pojedynczą godzinę zajęć wychowania fizycznego, czy cały dzień, bo nie nauczyłem się na sprawdzian z hiszpańskiego. Reagowali źle i teraz nie mogło być inaczej.

- Luke - zaczęła mama, znacząco wzdychając. Położyła obie dłonie na kolanach, po czym delikatnie wbiła paznokcie w swoje granatowe jeansy. Robiła tak zawsze, kiedy się denerwowała albo była choć odrobinę zestresowana. - Myślałam... Myślałam, że już odpuściłeś sobie ucieczki ze szkoły i... - urwała. Wzięła głęboki oddech, ale nie dokończyła wypowiedzi, gdyż tata przerwał jej donośnym chrząknięciem.

- Liz, ja z nim porozmawiam - oznajmił szorstko mężczyzna, uciszając kobietę dziwnym ruchem ręki. 

Nie powiedział wprost, aby opuściła pokój, jednak właśnie na to liczył z jej strony. Kobieta zorientowała się, dlatego ze zrozumieniem pokiwała głową i bez słowa wyszła na korytarz. Minęło trochę czasu zanim tata ponownie zaczął mówić, ponieważ przedtem poświęcił całą uwagę krótkiej wymianie zdań swojej żony i starszych synów, która odbyła się tuż za drzwiami. Ciekawość moich braci dała o sobie znać. Nie byłem ani trochę zaskoczony faktem, że podsłuchiwali. Lubili, a wręcz uwielbiali, kiedy rodzice krzyczeli na mnie z powodu złych ocen, czy wagarów.

- Chciałem ci tylko powiedzieć, że po raz kolejny bardzo się na tobie zawiodłem... - oznajmił chłodno tata. Wzdrygnąłem się już na sam ton jego głosu, ale ten nie zwrócił na to większej uwagi. Nie skarcił mnie ani nie powiedział, że to niestosowne z mojej strony, chociaż robił tak zawsze, kiedy dziwnie reagowałem na jego osobę. Po prostu kontynuował, od dołu do góry lustrując mnie oceniającym spojrzeniem. - Zapewne wiesz, co się z tym wiąże, prawda? - Twierdząco kiwnąłem głową, na co zadowolony mruknął coś pod nosem. - Wspólnie z mamą ustaliliśmy, że przedłużamy ci szlaban o kolejny tydzień, a jeśli to nie wpłynie na twoje zachowanie, poprosimy o pomoc Madison. 

- To nie będzie konieczne - mruknąłem niezadowolony. 

Madison była dobrą przyjaciółką mamy, którą wszyscy od dawna traktowaliśmy jak członka rodziny. Poznały się w Brisbane, gdzie obie studiowały. Przez wiele lat ich kontakt był ograniczony, ale wszystko zmieniło się, kiedy Madison dostała pracę w liceum, w którym mama od dawna pracowała jako nauczycielka matematyki. Kobieta z zawodu była psychologiem, a jej specjalizacją była praca z dorastającą młodzieżą, dlatego od czasu do czasu rozmawiałem z nią o swoich problemach z rówieśnikami. Byłem zmuszony się z nią spotykać, ponieważ rodzice nie potrafili, a nawet nie starali się do mnie dotrzeć. Miałem do Madison dość sceptyczne nastawienie, chociaż już nie raz mi pomogła. Wolałem nie dzielić się z nią swoimi problemami. Wszelkie tajemnice, które chciałem ukryć przed rodziną, nie były u niej bezpieczne.

- Mam nadzieję, że przemyślisz swoje zachowanie i prędzej, czy później zrozumiesz błędy jakie popełniłeś - powiedział. Jego ton wciąż był chłodny i pełen pogardy, dlatego niemal natychmiast przez moje ciało przeszły nieprzyjemne dreszcze. - Nie warto okłamywać rodzinę, naprawdę nie warto - Spuściłem wzrok, nie chcąc dłużej patrzeć na niezadowoloną twarz ojca. - Wiem, że coś ukrywasz i nie jest ci łatwo, dlatego kiedyś wszystkiego się dowiem. Dowiem się co, a może kto tak doszczętnie zmienił mojego syna.

Mężczyzna po raz kolejny uważnie rozejrzał się po pomieszczeniu. Zachowywał się zupełnie jakby coś zdążyło ulec zmianie w ciągu ostatnich kilku minut, a on był odpowiedzialny za odkrycie tego. Nie zauważył w pobliżu niczego podejrzanego, co ani trochę mnie nie zdziwiło, a potem nie do końca zadowolony mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i powoli ruszył do drzwi. Tym razem żaden z moich braci nie tarasował przejścia, dlatego bez problemu wyszedł na korytarz i zamknął za sobą drzwi. Poczekałem dłuższą chwilę, aby upewnić się, że taty nie było już w pobliżu, a następnie zadowolony z obrotu spraw opadłem na łóżko. Wyciągnąłem się na całej długości materaca, sięgając dłońmi pomiędzy poduszki, w których tymczasowo przechowywałem stary telefon Calum'a. Wyjąłem urządzenie, po czym jednym sprawnych ruchem je odblokowałem i wszedłem w moje ostatnie wiadomości z Hood'em. Um, a raczej w ponad dwadzieścia wiadomości do przyjaciela, na które bez wyjątku nie odpowiedział od wczoraj. 

Zbliżała się godzina dziewiętnasta, a ja wciąż nie miałem pojęcia, czy brunet nie zmienił decyzji co do zabrania mnie na imprezę swojego kolegi z drużyny. Prawdę mówiąc, nie zależało mi na niej tak, jak na koncercie Nickelback czy Green Day, ale mimo to chciałem spędzić trochę czasu w towarzystwie najlepszego przyjaciela. Wczorajsze wagary okazały się kompletnym niewypałem, jednak wciąż byłem dobrej myśli. Wiedziałem, że Calum nie potrafiłby od tak z dnia na dzień zakończyć naszej przyjaźni... Należał do szkolnej drużyny piłkarskiej, ale nie był takim dupkiem jak jej pozostali członkowie.

Wypuściłem głośno powietrze z ust, po czym nerwowo przygryzłem dolną wargę. Wymyślenie wiadomości, która różniła się od pozostałych i nie brzmiała jak głupi list miłosny, było cholernie trudnym zadaniem. Napisałem kilka wersji, jednak żadna z nich nie była odpowiednia. Prawdopodobnie dramatyzowałem. Och, tak, na pewno dramatyzowałem, ponieważ przejmowałem się głupią wiadomością bardziej niż rozmową z Michael'em na temat uczuć, o których nigdy nie potrafiłem rozmawiać.

Wziąłem głęboki oddech, po czym skarciłem się w myślach i niestarannie wystukałem na dotykowej klawiaturze kilka słów. Nie robiąc żadnych poprawek, wysłałem je na numer bruneta:

Ja: calum, proszę cię, przestań mnie ignorować

Ja: domyślam się, co sobie pomyślałeś, ale to wszystko nie tak

Ja: wytłumaczę ci to, tylko przestań zachowywać się, jakbym wcale nie istniał

Ja: wiem, że widzisz moje wiadomości!

Zniechęcony brakiem reakcji ze strony przyjaciela, przewróciłem się na plecy i położyłem telefon na brzuchu. Kompletnie zapomniałem o tym, że tata w każdej chwili mógł bez uprzedzenia wejść do mojego pokoju i zabrać telefon należący do Hood'a, za którym swoją drogą nie przepadał. Ba, nie znosił go, a ponadto nie potrafił nawet wymienić konkretnych powodów. To tak samo jak Calum - ciągle wyzywał Michael'a, chociaż sam dobrze nie wiedział, dlaczego to robił. Podejrzewam, że mój ojciec oraz najlepszy przyjaciel prędzej, czy później potrafiliby się dogadać.

Poczułem mocne wibracje, oznajmujące odpowiedź na moje SMS'y, kiedy na moment podniosłem telefon do góry. Podekscytowany podniosłem się do pozycji siedzącej i ponownie odblokowałem urządzenie.

Calum: porozmawiamy wieczorem, a teraz przestań wysyłać mi tyle wiadomości!

Ja: jesteś zły?

Calum: nie, bo wiem, że nic nie łączy cię z tym frajerem

Calum: przyznaję, że na plaży trochę przegiąłem i nie powinienem pytać się, czy spotykasz się z clifford'em

Calum: wszyscy wiemy, że to byłoby nienormalne, a ciebie kręcą dziewczyny

Calum: nie chciałem cię zostawiać

Ja: w takim razie: zgoda?

Calum: nie przypominam sobie, abyśmy się pokłócili, ale niech ci będzie... zgoda

Odetchnąłem z ulgą. Na moje usta niemal natychmiast wkradł się szeroki uśmiech, a z gardła wydobył się usatysfakcjonowany pisk. Nie potrafiłem zapanować nad swoimi emocjami, tym razem pozytywnymi emocjami. Poczułem niekontrolowany przypływ energii i radość.

Nie musiałem rezygnować z Michael'a.

Calum się ode mnie nie odwrócił. Nasza przyjaźń wciąż trwała, a on uważał, że pociągały mnie dziewczyny.

Że byłem całkowicie heteroseksualny.

Że nic nie łączyło mnie z Clifford'em.

Czego więcej mogłem pragnąć od życia?

Wystarczyło mi, że na chwilę obecną wszystko się układało...

***

Dochodziła jedenasta wieczorem. Ociężale wygramoliłem się spod kołdry, zgasiłem lampkę nocną, stojącą na niewielkiej szafce tuż przy moim łóżku i powoli ruszyłem w kierunku okna. Narzuciłem ciemną bluzę z kapturem na zwykły, granatowy podkoszulek, który miałem na sobie dopiero od niecałych dwóch godzin, a następnie wspiąłem się na parapet i wystawiłem nogi za okno. Zanim skoczyłem na trawę, pokrytą wieczorną rosą, ostatni raz rozejrzałem się po pokoju. Chciałem, aby wszystko wyglądało tak, jakbym spał już od jakiegoś czasu i wstał tylko na chwilę do łazienki. W tym celu nie pościeliłem łóżka, ani nie odsłoniłem pozostałych okien. Poskarżyłem się rodzicom, że pobudki przed siódmą rano wykańczały mnie i od kilku dni nie byłem w stanie normalnie funkcjonować, dlatego wcześniej kładłem się do łóżka. Było to kolejne kłamstwo, w które bez problemu uwierzyli. Musiałem wymyślić coś co trzymało się kupy i nie brzmiało równie nieprawdopodobnie jak czwórka z matematyki na koniec pierwszej klasy liceum. O dziwo, udało się. Udało się i teraz mogłem przejmować się kolejną sprawą, a mianowicie ucieczką z domu.

Plan był bardzo prosty, ale każde niewłaściwe posunięcie mogło jeszcze bardziej pogorszyć sytuację, w jakiej aktualnie się znajdowałem. Wystarczyło jedno nieświadomie wypowiedziane słowo, czy jeden zły skok, a wszystkie starania poszłyby na marne. Musiałem skupić się na ucieczce z pokoju i przestać zastanawiać się nad powrotem do domu. Ta kwestia nie dawała mi spokoju już od południa. Była najmniej przemyślana i najtrudniejsza do zrealizowania. Wejście przez okno było niemożliwe, a wejście drzwiami było cholernie ryzykowne. Rodzice mieli słaby sen, a Ben i Jack zazwyczaj kładli się do łóżka około czwartej nad ranem. Jack'a miałem z głowy, ponieważ poszedł nie było go na noc w domu. Niestety, zostali jeszcze: Ben, wiecznie zaniepokojona mama oraz tata, który od ponad tygodnia nie przestawał się na mnie wściekać.

Wziąłem głęboki oddech i zeskoczyłem z okna. Nie utrzymałem równowagi, dlatego przewróciłem się na bok, a z mojego gardła wydobył się cichy jęk. Na szczęście nie był na tyle głośny, że któryś z domowników mógł go usłyszeć. Upewniłem się, czy stary telefon Calum'a nie wypadł z mojej kieszeni, po czym ruszyłem biegiem w odpowiednim kierunku. Z Hood'em miałem spotkać się na miejscu, czyli w domu jego kolegi z drużyny. Impreza trwała od dobrych trzech godzin, a brunet był na niej od samego początku. Ja, kiedy już szedłem na jakąś domówkę, zawsze przychodziłem, gdy ludzie byli trochę pijani i nie zwracali jakieś większej uwagi na "spóźnialskich". Wprawdzie zawsze znajdywał się ktoś, kto zauważył "tego nieudacznika - Luke'a Hemmings'a", ale taka reakcja była lepsza niż reakcja całego tłumu.

Droga do domu Chapman'a zajęła mi niecałe piętnaście minut. Miałem szczęście, ponieważ większość dzieciaków z mojego liceum mieszkała w okolicy. Nie musiałem jechać autobusem, czy rowerem ani iść nie wiadomo jak wiele kilometrów. Bez najmniejszego problemu wszedłem do środka i znalazłem Calum'a, siedzącego na schodach w towarzystwie jakiegoś znajomego. Zauważając mnie, uśmiechnął się szeroko i odszedł od bruneta, z którym właśnie rozmawiał. Odezwał się dopiero, kiedy wyszliśmy na zewnątrz, gdzie głośna muzyka przestała utrudniać rozmowę. Chłopak wcisnął mi do ręki nienaruszoną puszkę piwa, a potem jak gdyby nic usiadł po turecku na zielonej trawie. Nie chciałem od razu otwierać swojego piwa, ale nie miałem innego wyjścia, ponieważ Calum wciąż zerkał na mnie wyczekująco. Niechętnie upiłem łyka alkoholu i usiadłem na ziemi tuż obok przyjaciela.

- No, nareszcie! - pisnął, nie ukrywając swojego zadowolenia z faktu, że wypiłem trochę alkoholu. Z entuzjazmem klasnął w dłonie, po czym dopił do końca swoje piwo i niedbale zgniótł kolorową puszkę. - Tatuś cię nie przyłapał? - upewnił się. Wypuścił głośno powietrze z płuc i wycelował puszką prosto na drugi koniec trawnika.

- Nie - odpowiedziałem zgodnie z prawdą, na co energicznie pokiwał głową.

- Posłuchaj, wiem, że przejmujesz się tym, co wydarzyło się wczoraj na plaży, ale... Nie chcę teraz o tym rozmawiać - przyznał. - Wierzę ci i nie musisz się z niczego tłumaczyć. - Na mojej twarzy natychmiast pojawił się usatysfakcjonowany uśmieszek. - No chyba, że naprawdę spotykasz się z Clifford'e, a ja o niczym nie wiem... - dodał, parskając śmiechem. 

Zachichotałem cicho, nie chcąc wzbudzać jeszcze większych podejrzeń i upiłem kolejnego łyka swojego piwa. Brunet przez cały czas nie odrywał ode mnie oczu. Czułem się odrobinę skrępowany, ale wolałem mu tego nie pokazywać. 

- Wracajmy, masz dużo do nadrobienia - oznajmił, gwałtownie zrywając się z miejsca. Posłał w moim kierunku tajemniczy uśmiech i pobiegł z powrotem do budynku.

Dołączyłem do przyjaciela. Czas mijał bardzo szybko, a ja równie szybko kończyłem drinki i dostawałem nowe. Wszystko robiłem za namową Calum'a. Mój tata mógł mieć rację, że ten chłopak nie miał na mnie dobrego wpływu, ale nie przejmowałem się. Po raz pierwszy od dłuższego czasu dobrze, a wręcz bardzo dobrze bawiłem się w towarzystwie rówieśników. Gdyby nie obecność Hood'a, zapewne siedziałbym w jakimś kącie i ciągle popijał to samo piwo, które dostałem na wejściu. Teraz sytuacja wyglądała zupełnie inaczej, a ludzie zachowywali się, zupełnie jakby nic do mnie nie mieli. Próbowałem jednego z kolorowych drinków, przygotowanych przez jednego z członka drużyny piłkarskiej, czekając na swoją kolej w grze w butelkę. Miałem już w sobie sporo alkoholu, ale mimo to piłem dalej. Właśnie skończyłem pić kolejnego drinka, kiedy butelka zatrzymała się, wskazując na mnie. Zadowolenie rówieśnicy natychmiast zerwali się z miejsca i zaczęli krzyczeć, chcąc w ten sposób przyśpieszyć zadanie pytania.

- Masz dziewczynę? - zapytał Chapman, gospodarz domu. Blondyn posłał mi złośliwy uśmieszek i nie pozwalając mi odpowiedzieć, kontynuował: - Słyszałem, że niejaka Zoe Campbell zostawiła cię dla twojego starszego brata - parsknął śmiechem. Tłum natychmiast mu zawtórował i zaczął krzyczeć, oczekując ode mnie szczerej odpowiedzi.

Nigdy nie zerwaliśmy, pomyślałem. Nie rozmawiałem z Zoe od ponad tygodnia, jednak to wciąż nie oznaczało, że zakończyliśmy nasz rzekomy związek. Chciałbym tego, ale wiedziałem, że młoda Campbell nie potrafiła tak szybko sobie mnie odpuścić...

- Mam chłopaka - palnąłem bez wcześniejszego zastanowienia.

Zgromadzeni wokół ludzie zaczęli buczeć, śmiać się i wydawać z siebie dziwne odgłosy. Zignorowałem to. Nie byłem w stanie teraz jakkolwiek zareagować. Obraz przed moimi oczami był coraz bardziej zamglony, a usłyszane dźwięki niewyraźne i zniekształcone. Na oczach tłumu dopiłem swojego drinka do końca, a następnie nie kręcąc butelką według wcześniej ustalonych zasad, odszedłem na bok. Rzuciłem plastikowy kubek na ziemię i skierowałem się w kierunku wyjścia na ogródek. Miękka powierzchnia pod nogami utrudniała mi utrzymanie równowagi, dlatego już po kilku krokach wylądowałem na chłodnej trawie. Do moich uszu cały czas dochodziły dźwięki z wnętrza domu. Głównie były to śmiechy, piski i wszelkie wyzwiska skierowane do... mojej osoby.

Minęło dziesięć, a może trzydzieści minut. Nie miałem pojęcia. Straciłem rachubę czasu, a miękka trawa jedynie mi to utrudniała. Kompletnie nic nie pamiętałem. Ocknąłem się z tego dziwnego stanu dopiero, kiedy Calum zaczął szturchać mnie w ramię i w kółko powtarzać moje imię. Wypił o wiele mniej ode mnie, dlatego myślał racjonalnie i przede wszystkich potrafił utrzymać się na własnych nogach. 

- Cholera, Luke, coś ty na robił... - wyszeptał brunet. Rzucił pod nosem kilka przekleństw, po czym złapał mnie pod ramię i podniósł do góry. Stawiałem lekki opór, ponieważ wizja leżenia na trawie wydawała się znacznie ciekawsza niż powrót do domu.

Chłopak wziął mnie na barana i powoli skierował się na ulicę, przy której mieszkałem. Cały czas coś do mnie mówił, ale nie byłem w stanie mu odpowiadać. Zapewne liczył na to, że rodzice zobaczą mnie przytomnego... Niestety, w połowie drogi przyłożyłem twarz do głowy przyjaciela i zasnąłem na następne kilkanaście minut. Ze snu zdołały wyrwać mnie jedynie głośne krzyki taty. Zdenerwowany mężczyzna zaniósł mnie prosto do mojego pokoju, a następnie zostawił samego wyłącznie w towarzystwie mamy. Kobieta pomogła mi pozbyć się niewygodnych ubrań i wejść do łóżka w samych bokserkach. Nie protestowałem ani nie przejmowałem się siniakami, czy malinkami na moim ciele. Blondynka także wydawała się zupełnie nie poruszona, ale działało to dla mnie na korzyść. Gdyby nie fakt, iż miałem w sobie sporą ilość alkoholu, zapewne przejąłbym się, że całkowicie to zignorowała.

Po kilku minutach mama także opuściła pomieszczenie. Zanim zdecydowałem się na sen, wygramoliłem się z łóżka i usiadłem na chłodnej podłodze. Odnalezienie ubrań okazało się znacznie trudniejsze niż przypuszczałem, ale nareszcie udało mi się po ciemku znaleźć spodnie, które miałem na sobie wcześniej. Zdjąłem je z krzesła, przy tym mocno uderzając głową w oparcie, a potem wyjąłem z przedniej kieszeni telefon. Wróciłem do łóżka, nie chcąc spędzać reszty nocy na ziemi, i odblokowałem telefon. Jasne światło wywołało nieprzyjemne szczypanie oczu, dlatego minimalnie je przymknąłem. Kliknąłem w ikonkę z książką telefoniczną, po czym wybrałem numer Michael'a i niedbale przyłożyłem urządzenie do ucha. Nie przejmowałem się, że był środek nocy. Chciałem usłyszeć jego głos.

- Luke? - odebrał zaspany. Ani trochę nie zdziwiłem się tonem jego głosu, ponieważ zbliżała się czwarta, a on zapewne spał już od dobrych kilku godzin. - Dlaczego dzwonisz o tej porze? Coś się stało? - wypytywał.

- Um, M-Michael... S-spieprzyłem... - wymamrotałem. Nagle olśniło mnie, co zrobiłem i jak cholernie wielki błąd popełniłem. Nie przejmowałem się kolejnymi konsekwencjami ani spotkaniem z Madison. Teraz chodziło o coś więcej, chodziło o moją przyszłość. - J-ja... J-ja... - bąknąłem, nie potrafiąc się wysłowić. Wszystkie słowa wydawały się teraz niewłaściwe i nie na miejscu. - K-kocham c-cię.

Nie zdając sobie sprawy z tego, co powiedziałem, przyłożyłem głowę do miękkiej poduszki. Moje oczy natychmiast się zamknęły, a obolała głowa zaczęła domagać się snu. Chciałem zakończyć rozmowę z Michael'em, ale nie mogłem zebrać w sobie odpowiedniej ilości energii, żeby ponownie sięgnąć po swój telefon. Przewróciłem się na lewy bok, a urządzenie wpadło w szparę między łóżkiem a ścianą.

- Halo? Luke? - Wciąż słyszałem poddenerwowany głos Michael'a, ale nie byłem w stanie wydobyć z gardła jakiegokolwiek dźwięku. - Luke, błagam cię, powiedz coś...

W moim życiu nie było miejsca na dobre zakończenia. Prędzej, czy później musiało nastąpić coś złego... A impreza z udziałem alkoholu właśnie okazała się czymś takim.

Od autorki: Ok, wyrobiłam się i w dwa dni napisałam nowy rozdział! Mam nadzieję, że nie jest tak zły, jak mi się wydaję... No cóż, nic nie może być idealne, ale nie będę już dłużej marudzić.

Chciałam podziękować Wam za wszystkie wyświetlenia, oceny i komentarze, ponieważ z każdym dniem jest ich coraz więcej! Naprawdę, mam najlepszych czytelników na świecie! 

Kocham Was, misie xx

+ Liczę, że mnie nie zabijecie. Znowu namieszałam w życiu Luke'a...





Continue Reading

You'll Also Like

2.5K 124 9
kino, horror z przyjaciółką, Jane nigdy nie sądziła że jej życie tak się zmieni...
7.3K 620 11
𝐉edenaście powodów dlaczego Regulus Black kocha James'a Potter'a «Zakończone «Jegulus(Regulus Black x James Potter) «Tematyka boyxboy- nie lubisz? N...
29.5K 1.5K 22
http://afterthehungergames.blogspot.com/ <-- wersja ocenzurowana! Po milionowym przeczytaniu całej trylogii Igrzysk Śmierci, poczułam ogromny nied...
85.5K 3K 47
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...