JOKER || Louis Tomlinson

By awwtommosbear

16.7K 1.1K 137

Jednego dnia widzisz coś, czego tak naprawdę nie chcesz widzieć. Nie masz pojęcia, co ta jedna sytuacja zmien... More

Prolog
Rozdział 2 - Zapłacę ci, Joker
Rozdział 3 - To ten głos
Rozdział 4 - To jeszcze nie koniec
Rozdział 5 - On mnie śledzi?
Rozdział 6 - Podwiozę cię do domu
Rozdział 7 - Pamiętasz tego chłopaka?
Rozdział 8 - Jestem roztrzepana
Rozdział 9 - Sprawił, że się uśmiechnęłam
Rozdział 10 - Pokażę ci co to prędkość
Rozdział 11 - To nie miejsce dla mnie
Rozdział 12 - Grace
Rozdział 13 - Odezwij się do mnie
Rozdział 14 - Kto to Ronnie?

Rozdział 1 - Kocham Cię, Rose

1.7K 91 5
By awwtommosbear

W moim pokoju pozostały już tylko meble i łóżko. Może następni właściciele zrobią z tego użytek? Lub wyrzucą... Ale co mi będzie do tego. Resztę rzeczy już spakowałam.

Wstałam z podłogi i chwyciłam karton oburącz. Łokciem otwarłam drzwi od pomieszczenia i wyszłam na dwór. Wpakowałam karton do bagażnika i wsiadłam do samochodu, czekając na mamę.

To trochę przygnębiające, że już nigdy tu nie wrócę. Kiedyś myślałam, że to moje miejsce na ziemi, że zawsze tutaj będę, jednak wszystko się zmieniło, bo mama dostała tą nową pracę i to na innym kontynencie. Była aż takim wspaniałym pracownikiem, że zasłużyła na ten awans? Owszem, starała się, zawsze. Chciała zrobić z nas normalną rodzinę i często aż zatracała się w pracy. Robiła dla nas bardzo dużo, ale to nie dziwne, bo przecież jesteśmy same od kilkunastu lat. Do dzisiaj nie wiem dlaczego tata nas zostawił. Nie kochał mnie? Nie kochał mamy? Pokochał kogoś innego bardziej? Nie wiem i pewnie nigdy nie uzyskam odpowiedzi na te nurtujące mnie pytania. Nawet nie chcę go poznawać. Pokazał mi już jakim okropnym człowiekiem jest.

Mama wsiadła do samochodu i zapytała:

- Możemy już jechać? - Kiwnęłam głową. - Pożegnałaś się z Michaelem? - Zadała kolejne pytanie, gdy wyjechałyśmy samochodem z podwórka.

- Tak, wczoraj - odpowiedziałam.

Kiedy wczoraj żegnałam się z Mikem, to po prostu zaczęłam płakać. Będziemy od siebie daleko, a przyjaźń na odległość jest tak samo trudna jak miłość. W sumie przyjaźń to jedno ze stadiów miłości. Nie wiem jak dam sobie bez niego tam radę.

- Rosie - mama wytrąciła mnie z myśli - czy to czasami nie Mike? - Wskazała palcem na chodnik, po którym biegł mój przyjaciel. Co on wyprawiał?

- To on - powiedziałam zdziwiona i zaczęłam trzepać się po fotelu pasażera. - Zatrzymaj się. - Mama na moje polecenie zatrzymała samochód. Wysiadłam z niego z impetem i krzyknęłam do Michaela:

- Mike, co ty robisz?

W końcu zdyszany chłopak dobiegł do mnie. Jego jasno-brązowe włosy były mocno roztrzepane, a umięśniona klatka piersiowa poruszała się w zatrważającym tempie.

- Wczoraj wieczorem zapomniałem powiedzieć ci coś bardzo ważnego - wybełkotał, ledwo łapiąc oddech.

- Co? - Przełknęłam głośno ślinę.

- Chciałem ci powiedzieć to już dawno.

W myślach błagałam, aby to nie było to o czym myślałam. Mike chwycił moje obie dłonie i gładził je swoimi palcami.

- Kocham cię, Rosie. - Poczułam jego zimne i zmęczone usta na swoich.

Czy on właśnie powiedział to czego ja nie chciałam? Nie wierzę, że zniszczył naszą przyjaźń, a do tego właśnie mnie całował! Michael przywarł swoim ciałem do mnie, a ja opadłam na boczne drzwi pasażera w samochodzie. Ciekawe co myślała sobie mama o tej całej sytuacji, którą na pewno bacznie obserwowała. Oczywiście nie odwzajemniłam pocałunku przyjaciela, nie chciałam. Kochałam go, ale jak... brata i nic więcej. Chciałam przyjaźni, prawdziwej przyjaźni. Było mi tak cholernie przykro, że on to wszystko zepsuł i to jeszcze teraz gdy wyjeżdżałam... Cholera! Co on sobie wyobrażał?

Nagle jego usta odkleiły się od moich. Chyba w końcu poczuł, że nie chciałam tego. Zauważyłam, że bardzo się speszył. W sumie ja też jakoś dziwnie się poczułam. Jeszcze nigdy nie było mi tak nieswojo przy Michaelu, jak właśnie w tamtej chwili.

Chłopak odchrząknął i odsunął się kawałek ode mnie. Cholera, ale dziwna sytuacja.

- Mike, ja...

- Okej, rozumiem - przerwał mi.

Wsadził ręce do kieszeni swoich jeansów i zagubionym spojrzeniem wędrował po swoich butach.

- Nie spodziewałam się, że mi to powiesz po prostu - wymamrotałam pod nosem. - Nie byłam na to gotowa.

- Mogłem to chyba bardziej przemyśleć. - Zaśmiał się z ironią po chwili ciszy. - Byłem głupi, myśląc, że czujesz to samo.

- Nie mów tak - nakazałam i przybliżyłam się do niego.

- Ale to prawda, Rose. - Powiedział do mnie ,,Rose'', a nie ,,Rosie'', znaczyło to, że był na mnie zły. - Przepraszam, po prostu chciałem ci to powiedzieć już od roku, ale nie potrafiłem. Sądziłem, że pora kiedy się wyprowadzasz jest idealna.

- A co w niej takiego idealnego? - Nie rozumiałam o co mu chodziło. - Przecież nawet jeśli odwzajemniałabym twoje uczucia, to i tak musiałabym wyjechać.

- Wiem - odpowiedział - ale w tej sytuacji nie miałem nic do stracenia, dlatego to powiedziałem.

Nic do stracenia? A gdybym powiedziała mu, że go kocham, to co? Jednak straciłby mnie. Nie wiedziałam co mu odwaliło, naprawdę.

- Czyli mam rozumieć, że... emm, nie czujesz tego, tak? - wydusił z trudem te słowa.

- Przepraszam, Mike. - Spuściłam głowę. Nie chciałam go zranić, po prostu powiedziałam to co czułam. - Muszę już jechać. - Poinformowałam go po chwili, bo miałam już dosyć tej niekomfortowej sytuacji.

- Nie wierzę, że to zrobiłem, kurwa - powiedział wściekły, ignorując to co właśnie mu zakomunikowałam. - Zniszczyłem wszystko - mówił dalej.

- Naprawdę muszę jechać - powtórzyłam po raz drugi.

Wsiadłam do samochodu bez słowa i zapięłam pasy. Chłopak odsunął się od auta i zszedł na chodnik. Mama ruszyła, a ja zerknęłam w boczne lusterko i obserwowałam jak Michael zostaje sam na środku drogi. Po chwili podszedł do jakiegoś śmietnika i dał mu porządnego kopa.

Można powiedzieć, że złamałam mu serce? Tak, chyba to jest słynne złamanie serca. Nie chciałam mu tego robić, przysięgam. Chciałam żeby był szczęśliwy, ale z inną dziewczyną. Ja po prostu nic do niego nie czułam. Jego słowa mocno we mnie uderzyły, on powiedział ,,Kocham cię''. To taka hmm... mocna wypowiedź. Tego nie czuje się co chwilę i do byle kogo. To uczucie, którym można obdarzyć tylko wyjątkową osobę. Czy ja byłam dla niego tym kimś wyjątkowym? Powiem szczerze, że zakochałam się raz w życiu, było to jak zaczynałam liceum. Tam poznałam Fredda Lightona. Był bardzo kochany i przystojny, a do tego taki wysportowany. Mój pierwszy, prawdziwy chłopak. Niestety, nasz związek nie przetrwał nawet do drugiej klasy, ponieważ oboje stwierdziliśmy, że jesteśmy zupełnie różni. Jednym słowem, nie pasowaliśmy do siebie, w ogóle. Dla niego liczył się praktycznie tylko sport i nic po za tym, a plus tego był mocno zazdrosny o Michaela. Rozstaliśmy się w spokoju i jesteśmy znajomymi... chyba. Nie gadamy za często, nie widujemy się, nie piszemy, ale czasami mówimy sobie ,,cześć''. To jednak dziwna relacja.


***

Byłyśmy już w Fleetwood i właśnie zajechałyśmy pod dom Lucy i Sharona. Wysiadłyśmy z samochodu i udałyśmy się do wejścia. Wcisnęłam przycisk dzwonka i po chwili w drzwiach zjawiła się osoba, która w kilkunastu procentach była podobna do mnie. Brązowe, proste włosy, pociągła twarz, wysokość licząca zaledwie sto sześćdziesiąt centymetrów.

- Cześć - powiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko. Lucy odpowiedziała tym samym i uścisnęła mnie na przywitanie.

Następnie przywitała się z mamą i zaprosiła nas do środka. Kiedy weszłyśmy, od razu zauważyłam, że trochę się u niej zmieniło od mojej ostatniej wizyty tutaj. Długi korytarz był teraz w odcieniach beżu, po lewo kuchnia, po prawo salon, dalej łazienka i przejście z kuchni do jadalni. Wprost od drzwi ogromne schody prowadzące na górę.

Zajęłyśmy z mamą miejsca na kanapie w salonie, a ja rozglądałam się dookoła. Salon utrzymywany był w przewadze brązu i czerwieni. Na ścianie wisiał telewizor. Po mojej prawej znajdowało się okno, przez które widać było ulicę. Przy pozostałych ścianach stała kanapa i meble. Przed kanapą była mała, szklana ława, która nadawała się na kawę i ciasto co najwyżej.

Lucy wróciła z kawą i rozstawiła po ławie, po czym sama zajęła miejsce obok nas.


***

Mama z Lucy były pogrążone rozmową już od dobrych trzydziestu minut, więc stwierdziłam, że nic tu po mnie i powiedziałam:

- Pójdę pownosić swoje rzeczy. - Siostra z mamą pokiwały głowami, a ja wstałam i wyszłam na ulicę.

Było ciepło. Jeszcze cieplej niż kiedy przyjechałyśmy. Zerknęłam na telefon, była już godzina 15:00 . Zobaczyłam, że miałam trzy nieodebrane wiadomości i wszystkie od Mike'a:

Mike: Przepraszam, że zniszczyłem naszą przyjaźń

Mike: Nie chciałem tego robić, naprawdę

Mike: Rosie, proszę cię

Miałam ochotę do niego zadzwonić, ale zrezygnowałam. Chyba jednak nie chciałam teraz z nim gadać. Dziwnie bym się czuła. Mogliśmy się nadal przyjaźnić, ale już nic nie byłoby takie jak kiedyś.

Otwarłam bagażnik i zaczęłam po kolei wyjmować kartony z rzeczami oraz torby i walizki. Było tego dosyć sporo, ale uporałam się z przenoszeniem tego do domu w kilkanaście minut. Następnie znów wróciłam do siostry i mamy.

- Będę się zbierać. - Zakomunikowała moja rodzicielka i wstała z kanapy. I co? To już? Właśnie się żegnamy?

Podeszła do mnie i mocno przytuliła, co od razu odwzajemniłam.

- Trzymaj się, Rosie. Słuchaj się Lucy i Sharona, pomagaj im. Będę do ciebie dzwoniła na tyle ile będzie to możliwe. - Przytuliłam mamę najmocniej jak tylko potrafiłam, jakby to był nasz ostatni uścisk w życiu. Wiedziałam, że zobaczymy się dopiero w grudniu lub później.

Mama uśmiechnęła się do mnie ze łzami w oczach i wyszła z domu. Poszłyśmy za nią.

- Cześć, kocham cię - powiedziałam do niej, gdy wsiadała do samochodu.

- Ja was też - odpowiedziała i odpaliła samochód. - Napiszę do was już jak wyląduję - dodała na koniec i pomachała nam, a my odpowiedziałyśmy tym samym gestem.

I zaczęło się. Mamy już ze mną nie było. Za niecałą dobę będzie tysiące kilometrów ode mnie. Teraz już sama nie wiedziałam czy dziwne uczucie przepełniające mnie od środka spowodowane jest wyjazdem mamy czy słowami Michaela.


***

- Cześć, młoda - powiedział Sharon, wchodząc do kuchni i przerywając naszą rozmowę z Lucy.

On od zawsze nazywał mnie młoda. Przywykłam do tego. Nie robił tego nie wiadomo jak często, ale zdarzało się.

- Cześć, Shar - odpowiedziałam i oboje uściskaliśmy się na powitanie, a później przywitał się z moją siostrą.

We trójkę zasiedliśmy do kolacji, przy której dużo rozmawialiśmy, szczególnie ja i Sharon. On był bardzo przyjacielski i rozmowny, a poza tym nie widzieliśmy się kilka miesięcy, więc miał do mnie masę pytań, tych zwykłych oraz tych dziwniejszych i śmiesznych jak to on.

Po kolacji zdecydowaliśmy, że ogarniemy moje rzeczy i wniesiemy je do pokoju. Sama musiałabym chodzić dużo razy, a tak, przy pomocy Sharona poszło mi znacznie szybciej.

Zaczęliśmy wnosić pudła jedno po drugim do pokoju. Był to pokój tak zwany gościnny, jednak od tamtego dnia był zupełnie mój. Nie był duży, jego ściany były koloru jasnobeżowego. Na środku stało dwuosobowe łóżko, ale na moje oko dwojgu mogłoby być tu deczko za ciasno. Zresztą, co za różnica. Będę spała tu sama.

Kiedy wnosiłam jedno z ostatnich kartonów na górę, poczułam, że telefon w kieszeni moich spodenek wibruje. Szybko odstawiłam karton na podłogę i zerknęłam na wyświetlacz. Mike. Sama nie wiedziałam czy miałam odebrać. Jednak w końcu się zdecydowałam i przesunęłam palcem po ekranie.

- Mike? - powiedziałam i przełknęłam głośno ślinę. Nie wiedziałam czy w ogóle byłam w stanie z nim rozmawiać.

- Rose, Rosie... - powiedział, a po tym wydał jeszcze kilka jakiś dziwnych odgłosów, których w ogóle nie zrozumiałam.

- Co? Michael? - zawołałam do słuchawki i wyszłam na balkon. Wiedziałam, że Sharon dalej nosił moje rzeczy, a wolałam rozmawiać w ciszy.

- Myślisz, że co? Że jesteś taka super, że dałaś mi kosza? Co?! - Chłopak wręcz krzyczał do telefonu, a jego język mocno się plątał.

- Ty coś piłeś? - spytałam zdziwiona.

- Może tak, może nie... Nie twój interes, kurwa.

Tak jak przypuszczałam, był pijany. Czy naprawdę aż tak go zraniłam? Aż do tego stopnia żeby schlać się tak mocno i przeklinać na mnie przez telefon?

- Mike, idź się połóż i prześpij, dobrze - mówiłam spokojnie i delikatnie. Byłam jednak przejęta tym co się z nim działo. A co jeśli pójdzie i sobie coś zrobi? Ludzie po pijaku robią wiele głupich rzeczy. Gdyby coś mu się stało, obwiniałabym się do końca życia.

- Jesteś taka śmieszna - odpowiedział po dłuższej chwili. - Chciałem ci tylko powiedzieć, że to wszystko to twoja wina, to w jakim teraz jestem stanie. Widzisz co miłość robi z człowiekiem! - Mike krzyczał, dosłownie. Pewnie słyszało go całe Sheffield i jedna czwarta Fleetwood.

- Ale...

- Gówno wiesz - przerwał mi - nie wiesz jak ja się teraz czuję, nic nie wiesz! Jesteś wredną suką...

Wiem, że powiedział to, bo był pijany, ale mimo wszystko to wzięłam sobie to mocno do serca.

- Dam ci radę, nigdy się nie zakochuj, to cię zgubi. - Usłyszałam jego śmiech. - Bo skończysz tak jak ja, wiecznie zakochany w tobie i w chuj nieszczęśliwy - dodał po chwili i się rozłączył.

Ta rozmowa mnie mocno zgnębiła. Przecież ja widziałam jak on się wtedy czuł. Może nie mogłam postawić się prosto w jego sytuacji, ale byłam świadoma tego, że było mu teraz źle. Jednak to nie był powód żeby się na mnie wyżywać przez telefon.

Powoli odsunęłam komórkę od ucha i włożyłam ją z powrotem do kieszeni. Wróciłam do pokoju i już chciałam się skierować na dół po kolejne pudło, ale zobaczyłam, że Sharon stał w wejściu. Pewnie podsłuchał całą moją rozmowę z Michaelem.

- Chłopak? - zapytał po chwili.

- Nie - zaprzeczyłam i sztucznie się uśmiechnęłam.

- Przyjaciel?

- Tak, to znaczy nie - powiedziałam zdenerwowana. - Sama nie wiem kto - westchnęłam.


***

Był wieczór i postanowiłam, że wyjdę z domu. Chciałam pooglądać okolicę i przypomnieć sobie to i owo. Założyłam buty i wyszłam. Na dworze było bardzo ciepło, mimo, że była dwudziesta. W krótkich spodenkach i zwykłej koszulce było mi idealnie.

Minęło już kilka dni od mojego przyjazdu do Fleetwood. Powoli się tu zaaklimatyzowałam. Z Mike'em nie miałam kontaktu od mojego pierwszego dnia tutaj. Trochę za nim tęskniłam, ale wiedziałam, że moje telefony i smsy do niego będą teraz bezsensowne.

Najpierw postanowiłam odwiedzić plażę, która była kawałek od domu Lucy. Droga w to miejsce zajęła mi niewiele więcej niż pięć minut. Na szczęście było jeszcze widno, więc idealnie widziałam całe morze i otaczający mnie krajobraz. Zdjęłam buty i chwyciłam je w ręce, gołymi stopami szłam po rozgrzanym piasku. Czułam się tak błogo, że stwierdziłam, że do pełni szczęścia brakuje mi już tylko muzyki, dlatego z kieszeni spodenek wyjęłam słuchawki i umieściłam je w swoich uszach. W telefonie znalazłam playlistę, która była moją ulubioną i nacisnęłam ,,Start''. W uszach rozbrzmiała jedna z piosenek mojego ulubionego zespołu The Falling Drops*. To taki rockowy zespół z Australii. Byłam ich fanką już jakoś od trzech lat i nadal nie byłam na koncercie. Cóż, nigdy nie byli w Sheffield, byli tylko dwa razy w Londynie, ale mama nigdy nie zgodziła się żebym tam sama pojechała. Ale nie chciałam teraz zaśmiecać sobie głowy zamartwianiem o to, że nigdy nie widziałam The Falling Drops na żywo.

Chodziłam po plaży, oglądałam zachodzące słońce, latające nad moją głową mewy i słuchałam moich ulubionych piosenek. Idealny wieczór. Jednak po dłuższym czasie zaczęło robić się coraz chłodniej. Jak wiadomo, noce na plaży nie należą do upalnych. Wyłączyłam muzykę i skierowałam się w stronę chodnika, który oddzielał plażę od miasta. Przetarłam tam swoje stopy z piasku i założyłam buty z powrotem.

Nie chciałam wracać do domu. Miałam ochotę jeszcze przejść się kawałek po mieście. W Sheffield uwielbiałam spacerować wieczorami po centrum miasta, więc czemu nie przenieść by tego do Fleetwood? Długo nie myśląc, ruszyłam w miasto. Uważałam oczywiście żeby się nie zgubić. Na większości ulic panował tu spokój. Od czasu do czasu przejechał jakiś samochód i przeszedł przechodzień, nic szczególnego. W centrum Fleetwood na pewno była masa ludzi, ale tu był idealny spokój. Podobało mi się, że co kilkadziesiąt metrów stały ładne lampy na chodniku. Nie były one takie zwykłe, ale bardziej ozdobne. Wysokie, z okrągłym żyrandolem na górze, a na słupach zawieszone były koszyczki z jakimiś roślinami. Wystawały z nich tylko zielone liście i pełno dużych, fioletowych i ciemno-różowych kwiatów. Co chwile mijałam jakiś sklep, który miał podświetloną wystawę. Oglądałam je z zaciekawieniem, chociaż wcale nic z tych rzeczy nie było moim celem kupna. Po dłuższym spacerze w ciszy, coś przykuło moją uwagę, a mianowicie chodziło o jakąś rozmowę i hałas. W tej ciszy na ulicach, rozmowa wydawała mi się być hałasem. Ciągle zbliżałam się do miejsca skąd wydobywały się różne, coraz głośniejsze dźwięki.


__________________________
*The Falling Drops - wymyślony przeze mnie zespół.
__________________________

Pierwszy rozdział już za nami. Jest trochę długi, ale po prostu zależało mi, aby każda z tych opisanych scen pojawiła się właśnie w rozdziale pierwszym. Myślę, że końcówka zachęca do dalszego czytania, także zapraszam już niedługo na drugi rozdział. :)

Jeśli przeczytaliście i się wam podobało to bardzo proszę o gwiazdkę lub komentarz. To wielka motywacja. Dziękuję xx

/awwtommosbear



Continue Reading

You'll Also Like

92.4K 3.3K 49
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
5.7K 617 34
"Nie jestem już dzieckiem do cholery zrozum to wreszcie jestem prawie pełnoletni i mam prawo umawiać się z kim chce, to jest moje życie więc się odpi...
3.8K 306 16
Kiedy nieoczekiwanie twoje życie zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni za prawą pewnego szatyna o lazurowych oczach, ale potem przewraca się jeszcze...
23.2K 1.9K 20
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...