Strażnicy Smoków II

By JustDevilOn

13.4K 1.2K 510

"Kiedyś był spokój. Byli dzielni strażnicy i ich przyjaciele, smoki. Codzienne loty nad naszą piękną krainą p... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7 cz.1
Rozdział 7 Cz 2
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10

Rozdział 11

201 27 9
By JustDevilOn


*James*

Cain poblażliwie na mnie patrzył i tylko lekko kręcił głową, jego brata nie było już pięć dni, a wszystko w szkole prawie wróciło do normy. Razem ze współlokatorami Colina próbowaliśmy czegoś się dowiedzieć, jednak jak na razie podsłuchaliśmy że blondyn jest po drugiej stronie, szkoła nic nie może zrobić i w sumie nie wiemy czy ten dureń żyje.
- Naprawdę nic nie wiesz? - zapytałem, próbując ukryć desperację, Victor który mi towarzyszył, tylko lekko poklepał mnie po ramieniu.
- Tak naprawdę nikt się do nas nie odezwał - wymamrotał Cain. Bliźniacy byli praktycznie identyczni, z wyglądu nie różniło ich prawie nic, jednak z charakteru byli całkowicie inni. Znałem Caina całkiem dobrze, więc z łatwością zauważyłem jaki jest wykończony zniknięciem brata, podobnie jak smoki, jego towarzysz również został zamknięty, aby przypadkiem Cain nie wpadł na nic głupiego - Dyrektorka zapewniła nas tylko o tym, że szkoła zaczyna sama poszukiwania.

Przeklnąłem cicho i rozejrzałem się po dziedzińcu szkoły, pozwalając aby to Vic przejął rozmowę. Kiedyś nie wyobrażałem sobie aby spędzić z McRae dnia, a teraz wariuje z niepokoju gdzie może być ten debil. Im więcej dni nas dzieli, tym mniejsza jest nadzieja na to, że nasz przyjaciel może być żywy. Musiałbym wyciągnąć Enyę z lochów, co jest ciężkim zadaniem, najłatwiej wypuścić Asherę od medyków, ale on nigdy nie brał mnie na grzbiet bez Cole. Jeżeli chodzi o samą podróż Damon mógłby mi pomóc, jednak w porównaniu do smoków nie będzie potrafił wytropić blondyna. Przeczesałem włosy i spojrzałem za Cainem który ruszył w stronę domu, po chwili przeniosłem wzrok na Victora.
- Ciężka sprawa - mruknął zrezygnowany chłopak, a ja kiwnąłem głową - Jak mamy znaleźć naszego przyjaciela, jak nie dają wyciągnąć z lochu jego smoków? No cholera! - warknął cicho - One go mogą znaleźć. Któryś musiałby być szczurem aby wydostać się przez te pieprzone kraty i...
- Inferno - powiedziałem nagle, a Victor na mnie spojrzał.
- Co? - zapytał głupio
- Musimy zdjąć zaklęcie z Inferno! - zawołałem, wymachując dłońmi - Jeżeli to się uda, będziemy mogli wyciągnąć go przez kraty, nadal jest mały.
- Mały, ale jest smokiem - mruknął podłapując, a jego oczy aż się zaświeciły - Młody nas może poprowadzić.
- Może, ale musimy mieć kogoś na kim możemy latać - mruknąłem i przeczesałem włosy. Nagle przyszedł mi głupi pomysł, po czym ponowie spojrzałem na mojego towarzysza - Jak myślisz, jak bardzo McRae się wkurzy, jak dołączy do nas Aaron?
Victor tylko uniósł brwi, dając mi tym samym znać, że jeżeli ktoś ma zginąć, to my, jeżeli brunet się na to zgodzi. Aaron wydawał mi się rozsądnym pomysłem, ze względu na to, że miałem z nim najwięcej kontaktu. Cały dzień myślałem nad tym jak przekonać chłopaka do pomocy i jak spróbować nakłonić go do milczenia, gdyby jednak się nie zgodził. Mimo iż kolegujemy się z Aaronem, w końcu jesteśmy z jednego domu, miałem problem aby ugryźć ten temat. Dopiero przed kolacją spotkałem chłopaka gdy szedł do swojego smoka, sam zaproponował abym się z nim przeszedł, więc skończyłem siedząc na polanie z nim i jego smoczycą Theo. Brunet zajmował się nią, a ja obserwowałem jak między jej łuskami przeskakują iskry. W końcu to mój starszy kolega się do mnie odwrócił.
- Przykro mi, że nie daliśmy rady z... Z Colinem - mruknął powoli, a ja parsknąłem zaskoczony - Ale chyba już wszyscy wiedzą, że coś kombinujecie, Johnson. - otworzyłem zaskoczony usta, a Aaron uśmiechnął się krzywo - Znajomi McRae nie są zbyt dyskretni, stary. Dlatego jako ja, nie jako strażnik, mówię ci odpuść.
- Ty mówisz abym odpuścił? - zapytałem zaskoczony, a chłopak lekko się speszył, co też było nie codziennym widokiem.
- Mogę Ci coś zdradzić, coś co wiedzą tylko strażnicy i dyrekcja, okej? - zapytał cicho - Jeżeli chcesz coś robić, to zrób to sam, nie mieszaj do tego chłopców z dobrych domów.
- Oni też chcą go odnaleźć - powiedziałem, próbując ukryć lekką irytację.
- Stary - jęknął i przetarł sobie twarz - Tu chodzi o coś więcej, niż porwany dzieciak.
- O coś więcej? - zapytałem, unosząc brwi. Aaron myślał nad czymś, w końcu jednak spojrzał na swoją smoczyce.
- Wszyscy myślą, że będzie wojna - mruknął - Nikt nie wie po co im McRae, ale Marina i Constantine martwią się, że może to mieć coś wspólnego z jego magią. Zbiera kolekcje smoków, w końcu musiał zwrócić na siebie uwagę.
- Więc co sugerujesz? - westchnąłem cicho, masując sobie kark.
- Jeżeli już dojdzie do odbicia McRae to będzie to miało duże konsekwencje. - zaczął tłumaczyć, głaszcząc przy tym swoją towarzyszkę
- Zaraz, jeżeli dojdzie? - zapytałem zaskoczony - Oni nie mają zamiaru go ratować?
Aaron przymknął oczy i pomasował nasadę nosa.
- Nie wiem! Pewnie mają, ale nam też nic nie mówią! - zawołał - McRae to na razie wielka niewiadoma!
- On może zginąć! - zawołałem zrywając się z trawy
- To nie ja decyduje! - zawołał i rozłożył ramionami - Nas nawet nigdzie nie wyślą! Tylko królewską straż! Po prostu chce ci przekazać, odpuść sobie, zanim i ciebie przymkną, do cholery!
Wpatrywaliśmy się w siebie wyjątkowo zirytowani, nie miałem zwyczaju się kłócić ze strażnikiem, ale zaczął mnie denerwować.
- Idę do siebie. - skwitowałem, próbując powstrzymać warknięcie i odwróciłem się, szybkim krokiem oddalając się od chłopaka i jego smoka.
- Johnson, no! Nie obrażaj się! - zawołał, jednak nawet nie odwróciłem się w jego stronę. Skoro wiedzą, że ja i przyjaciele McRae chcemy go odbić, nie ma szans na to, że wyciągnę jakiegoś smoka z terenu szkoły.
Wpadłem jak burza do pokoju, na szczęście moich współlokatorów nigdzie nie było. Skoro nie mogłem wziąć ze sobą towarzyszy, Damon pewnie też jest pilnowany, to co mi zostało? Stałem oparty chwilę o drzwi, zanim wpadłem na głupi pomysł. Pójdę sam. Tylko muszę się dowiedzieć gdzie dokładnie i oczywiście, muszę odzyskać różdżkę kretyna który dał się porwać. Chwilę myślałem nad za i przeciw, oczywiście argumentów przeciw było więcej. Mimowolnie wyszczerzyłem się do siebie i spojrzałem na zegarek, muszę pojawić się na kolacji, aby nie wzbudzić zbyt dużych podejrzeń, ale mogę wyjść z niej szybciej. Jeżeli wyjdę dziesięć minut szybciej, powinienem zdążyć dobiec na skrzydło domu ognia, McRae powinien mieć jakąś zapasową różdżkę bo ta właściwa jest w gabinecie opiekuna. Ale znając umiejętności blondyna...
- W co ty się pakujesz, Johnson - wymruczałem do siebie i przeczesałem sobie włosy. W dziesięć minut muszę włamać się do gabinetu opiekuna, wyjść i spróbować wybiec zza szkołę, nie korzystając z pomocy żadnego z towarzyszy. Brzmi jak coś, za co Hale urwie mi głowę.

Gdy nadeszła pora kolacji musiałem szybko wyrzucić plecak z uszykowanymi rzeczami za okno mojego pokoju, a następnie szybko udać się do stołówki. Nie usiadłem ze współlokatorami McRae, machnąłem tylko do chłopaków i usiadłem do swojego stołu. Kolację jadłem szybko, dyskretnie obserwując stolik naszych opiekunów, dzisiaj byli wyjątkowo milczący, więc obawiałem się, że Clark wróci szybko do swojego pokoju. Tak jak myślałem, dziesięć minut przed końcem, parę osób zaczęło już opuszczać stołówkę, w tym również Andy. Nie chciałem wzbudzać podejrzeń, dlatego spokojnie wyszedłem z pomieszczenia, a następnie biegiem zerwałem się za chłopakiem.
- Andrew! - zawołałem, a zaskoczony chłopak odwrócił się w moją stronę.
- Johnson - mruknął spokojnie - Coś się stało?
- Słuchaj, potrzebuje pomocy - westchnął - Musimy odzyskać różdżkę McRae.
- Co? Dlaczego? - zapytał powoli, a ja przygryzłem wargę. Szybkie kłamstwo.
- Może poprzez jego magię uda się go wytropić, a przez co najczęściej przepływa jego magia, nie? - zapytałem, modląc się aby Andy w to uwierzył.
- No nie wiem, to całkiem bez...
- Nie! To ma sens. Twoim zadaniem jest trzymanie jak najdłużej Clarka z daleka od pokoju. Zgadzasz się? Super, więc mnie kryj - skwitowałem i zaraz biegiem ruszyłem w stronę skrzydła ognia, zostawiając zaskoczonego chłopaka za mną. Wejście do jednego skrzydła zamku jest o wiele wygodniejsze, niż włamanie się do domu danego żywiołu. Tu skrzydło jest rozległe, nie ma salonu wspólnego, więc ludzi jest mniej, a co ważne, nie czuwa przy nim żaden smok. Pokój opiekuna odnajduje szybko, zawsze jest blisko głównego wyjścia. Nigdy o tym nikomu nie wspominałem, ale każda magia ma swój specyficzny zapach, magowie nie mogą jej wyczuć, ale inne magiczne istoty, mieszańce, owszem. Wyszeptałem cicho zaklęcie, a drzwi do pokoju opiekuna otworzyły się z cichym skrzypnieciem, zajrzałem kontrolnie do pokoju, a następnie wślizgnąłem się do pomieszczenia, zamykając drzwi. Jak się spodziewałem, w pomieszczeniu panował porządek, był o wiele mniejszy niż komnaty uczniów, pierwsze pomieszczenie było standardowym pokojem przerobionym na gabinet, regały pełne książek, segregatorów, biurko zawalone papierami i teczkami, oraz fotele przed biurkiem aby było gdzie karcić uczniów. Tak jak wspominałem, każda magia ma specyficzny zapach, moją wyczuwam jako woń lasu, Clark pachnie jak dym z ogniska, jednak moc McRae... Nigdy nie czułem takiego zapachu, nawet podobnego, więc bez problemu odnalazłem różdżkę Colina w biurku nauczyciela. Podrzuciłem ją parę razy, na szczęście nadal jest cała. Moc Colina pachnie jak zagrożenie, jak wulkan przed wybuchem, lub powietrze chwilę przed pożarem. Chowam różdżkę i wychodzę z pokoju nauczyciela, sprawdzając czy nikt nie idzie. Następnie zamykam zaklęciem drzwi. Opiekun pewnie niedługo zauważy, że ktoś go odwiedził, więc muszę się pospieszyć, bo mam jeszcze jedną sprawę, zanim wyruszę za teren szkoły. Tym razem, wyjątkowo muszę wplatać w to moje rodzeństwo.

Dyrektorka przyglądała mi się, unosząc brwi, nieczęsto prosiłem ją aby wypuściła mnie ze szkoły, a tym bardziej nieczęsto prosiłem ją o powrót do domu.
- James rozumiem, że sytuacja jest ciężka, ale uważasz, że powrót do domu, na czas nieokreślony jest dobrym pomysłem? - zapytała, nie spuszczając ze mnie wzroku. Ja też nie spuszczałem wzroku, walcząc z nią na spojrzenia. Pakuję się w kłopoty, ale nie odpuszczę. Poznałem panią Marine na tyle, że wiem, że jeżeli bym powiedział, że jest to idiotyczny pomysł, po złości by mnie nie puściła. Więc muszę ubrać to w ładniejsze słowa.
- Pani dyrektor, zdaje sobie sprawę, że dla szkoły i dla całego personelu łapie byłoby abym został w szkole - zacząłem spokojnie - Jednak zapewniam, że w domu będę tak samo bezpieczny. Mój brat Jacob będzie cały czas nade mną czuwał. - kobieta rozpogodziła się, słysząc o moim bracie, nie muszę chyba wspominać, że tak jak ja, był jednym z lepszych magów w szkole - Zapewne przypilnuje abym nie opuścił się w nauce.
- W to nie wątpię - powiedziała, a jej surowy wzrok zaczął lekko topnieć.
- Colin McRea jest moim jedynym przyjacielem tutaj, zapewne pani wie, że wie o moim pochodzeniu - przerwałem, a kobieta przytaknęła - W szkole jest mi na razie trudno, więc pomyślałem, że najlepszym sposobem na pogodzenie się z jego zniknięciem będzie właśnie powrót do domu. Zapewne zdążę wrócić do czasu, kiedy on się tutaj pojawi, jednak moja prośba brzmi dalej tak samo, proszę pozwolić mi wrócić do domu. Nie dopuszczę do tego, aby moje wyniki się pogorszyły, wrócę gdy tylko pani uzna, że powinienem.
Długie paznokcie Mariny Hall zastukały o blat dębowego biurka, kobieta przyglądała mi się uważnie, aż w końcu ponownie kiwnęła głową.
- Przyjmuje twoją prośbę i pozwolę ci wrócić do domu - mimowolnie rozluźniłem się na uczucie ulgi, które właśnie mnie wypełniało - Znam dobrze twoją rodzinę, znam ciebie i wiem, że jesteście ambitni, jednak nie mogę Ci pozwolić pojechać do domu na czas nieokreślony, James. - tym razem to ja pokiwałem głową. - Wstępnie mogę pozwolić ci wyjechać na dwa tygodnie, po tym okresie chce abyś powrócił w mury szkoły.
Uśmiechnąłem się delikatnie i pokiwałem głową. Dwa tygodnie na znalezienie Colina, brzmi jak coś niemożliwego.
- Dziękuję pani dyrektor, brat odbierze mnie jutro z rana - zapowiedziałem, a gdy kobieta kiwnęła głową, wyszedłem z jej gabinetu. Szybko dałem znać telepatycznie mojemu bratu o zaistniałej sytuacji, jednak zamiast powiedzieć mu prawdę, nakłamałem, że chce poszaleć z innymi zmiennokształtnymi, co mój brat przyjął z ulgą. Jutro rano pojawi się aby odegrać teatrzyk przy dyrektorce. Powoli opuściłem budynek szkoły, kierując się w stronę domu błyskawicy, gdy wszedłem w gęściejszy las, pierwszy raz od bardzo dawna zacząłem swoją przemianę. Pierwsze przemiany są brutalne i bolesne, mieszańcy często tego nie przeżywają, jednak wbrew mojemu ojcu, matka zawsze pomaga przy pierwszych przemianach. Kolejne są nie wyczuwalne. Zamknąłem oczy i już po chwili czułem jak moje kości się przemieszczają, w kolejnych sekundach już stałem na czterech łapach, a wszystkie zmysły wyostrzyły się jeszcze mocniej niż zazwyczaj. W końcu przemieniłem się w czarnego wilka i truchtem ruszyłem do swojego domu, uprzedziłem moich współlokatorów, że nie będzie mnie na noc, bo idę poćwiczyć, a z rana wyjeżdżam, więc nie będą tego zgłaszać. Z krzaków wyciągnąłem mój plecak, trzymając go w zębach ruszyłem biegiem przez las, aby dotrzeć do klifów. To moja jedyna nadzieja. Bieg zajął mi z dziesięć minut, tuż przy samych klifach przemieniłem się w człowieka i tak jak często McRae, ześlizgnąłem się z nich aby znaleźć się jak najbliżej wody. Jeżeli to wszystko nie podziała, wejście na górę może być bardzo trudne. Jedną dłonią trzymałem się kamieni, a drugą ostrożnie zanużyłem w wodzie. My mieszańcy mamy pewien problem z naszymi towarzyszami, więc często musimy przyzywać ich inaczej, tego nauczył mnie mój brat. Wypowiedziałem cicho zaklęcie, a po wodzie rozszedł się złoty błysk.
- Aquarii, proszę przybądź - powiedziałem cicho - Mam pewną prośbę.
Przywoływanie czyiś towarzyszy równa się śmiercią z rąk właściciela lub samego towarzysza. Aquarii może mnie zabić, zanim nawet mnie wysłucha, jednak muszę podjąć ryzyko, skoro jest jedynym wolnym smokiem.
Gdy po kolejnych minutach nic się nie działo, wyciągnąłem dłoń w wody i przeklnąłem siarczyscie. Wszystko się posypało, a ja będę musiał spać na klifach póki Jacob mnie nie znajdzie jutro rano. Do tego będę musiał wrócić do domu, co będzie jeszcze gorszą karą. Pogrążony w swoich myślach, nie zauważyłem, że woda zaczyna się wręcz gotować, w ostatniej chwili podskoczyłem na wyższe kamienie, a ogromną smoczyca wynurzyła się z wody, wydając z siebie ryk. Nigdy nie byłem tak blisko niej, więc naprawdę byłem przerażony gdy jej wzrok wbiły się we mnie.
- Wybacz, za to wezwanie - powiedziałem, nie umiejąc zapanować nad drżeniem głosu - Ale potrzebuje pomocy.
Smoczyca nie spuszczała ze mnie wzroku, wysuwając bardziej kły.
- Młody magu - w mojej głowie zagrzmiał jej potężny głos - Obyś lepiej miał dobre wytłumaczenie dla tej zniewagi.
Przymknąłem oczy, próbując pozbierać moją odwagę, w końcu spojrzałem prosto w jej oczy.
- Pomóż odnaleźć mi Colina McRae. Obiecuje zwrócić ci go żywego - powiedziałem pewnie, a smoczyca zmrużyła swoje oczy. Albo się zgodzi, albo zaraz zginę. - Jesteś... Jesteśmy jego jedyną nadzieją, Aquarii.

***

Cześć
Rozdział taki se xD Ale staram się wrócić na właściwe tory

Continue Reading

You'll Also Like

914K 31.1K 111
When Grace returns home from college, it doesn't go like she thought it would. With her past still haunting her everyday choices, she discovers a sid...
1.3M 30.6K 38
Warning: Last chapter is only available on inkitt ⚠️ Rejection was the last thing I could ever think of. To think, I the bakers daughter, would be ma...
7.5K 57 14
(A/N): this is a spinoff of the Blissful Trilogy and its set within the events of A Blissful Story Alex Auditore is in a personal war with Alexa's ex...
145K 4.1K 27
Warning: 18+ ABO worldကို အခြေခံရေးသားထားပါသည်။ စိတ်ကူးယဉ် ficလေးမို့ အပြင်လောကနှင့် များစွာ ကွာခြားနိုင်ပါသည်။