Rozdział 3

1.5K 144 49
                                    

Czasami to wszystko mnie zastanawia. Dlaczego to ja musiałem się urodzić magiem? Dlaczego to ja mam smoka, a nie na przykład Troy. Dlaczego to zawsze ja przyciągam gówniane sytuacje i dlaczego to ja nawet nie radzę sobie na treningach Clarka?

O tak, byłem chyba pierwszy raz od... Po prostu byłem. Dostałem łomot od profesora, stosuje on zasadę nadrabiania w szybkim tempie. Inaczej mówiąc, pokona cię twoja niewiedza, więc idąc tą drogą, ćwiczył ze mną wszystko, czego nie potrafiłem, a jedną z tych rzeczy jest bawienie się kijem, który ma imaginować miecz i jednocześnie latanie na rozpędzonym smoku, ale najlepiej na stojąco. Czy inni tak mieli? Oczywiście, że nie. To była zemsta. I szczerze, podziałała.

- Cole?- mówi mama i wchodzi do mojego pokoju, zerkam na nią. - Długo masz zamiar siedzieć nad tymi papierami?- pyta, wskazując na moje biurko.

Cóż, świat magiczny wkurzał mnie na tyle, że postanowiłem pojawić się pierwszy raz od ponad pół roku w moim domu, w normalnym ludzkim świecie. Aktualnie siedzę przy biurku i uczę się jak normalny nastolatek. Tyle że nie uczę się anatomii człowieka, a smoka.

Wzruszam powoli ramionami.

- A potrzebujesz coś ode mnie?- pytam spokojnie. Kobieta wzdycha cicho i kręci głową.

- Skoro pojawiłeś się w domu, może do nas zejdziesz?- pyta.

Mimo iż cały w środku krzyczę, że nie mam ochoty nigdzie schodzić i z nikim spędzać czasu... Przytakuje lekko, aby moja mama się nie denerwowała i w spokoju dała mi się zanurzyć w oceanie mojej beznadziejności.

- Kinsley zrobiła ciasteczka.- mówi kobita i uśmiecha się, parskam cicho.

- Już idę, pięć minut.- mówię rozbawiony. Mama zadowolona zamyka za sobą drzwi.

Rozbawiony zbieram swoje papiery. Kinsley to moja młodsza o trzy lata siostra, która praktycznie wcale nie wykazuje umiejętności magicznych, ale potrafi być tak samo straszna, jak matka. Dlatego wole nie nadwyrężać cierpliwości tego małego potwora i zejść do kuchni po ciasteczka, które może tym razem się jej udały.

Kinsley też ma szansę trafić do szkoły dla magów, chociaż na myśl o tym jej poziom ekscytacji jest praktycznie jak mój, wcale jej się to nie uśmiecha. I co się dziwić? W normalnym liceum jest alkohol, dragi, imprezy i morderstwa. Między innymi za taką opinię, mama nie chce i nie będzie chciała zostawić mnie w ludzkim świecie. Cóż, może gdyby wcześniej wiedziała, ile będę mieć smoków, przecierpiałaby te dragi. Może nawet zainwestowałaby w jakiś odwyk? A tak? Smoków się nie pozbędzie tak łatwo.

Uśmiecham się pod nosem i wychodzę z pokoju. Biały korytarz ozdobiony jest masą naszych zdjęć, nic dziwnego, że obcy nie orientują się jaką dziwną rodziną jesteśmy. Wiecie, zdjęcia na ścianach, czysty dom, gruby kot, trójka niby zrównoważonych psychicznie dzieciaków, ojciec pantofel... Znaczy, głowa rodziny i wspaniała, wcale nie psychopatyczna mama.

Oczywiście to przerysowany obraz mojej rodziny, jeżeli ktoś miałby mnie zamknąć w szpitalu psychiatrycznym, jeżeli niechcący wygadałbym się gdzieś o smokach.

Schodzę po schodach i powoli zaglądam do kuchni. Szczupła szatynka z wyciągniętym na wierzch językiem starannie układała ciastka na talerzu, próbując zrobić z tego pokraczny kształt kwiatka. Po chwili zadowolona bierze talerz i odwraca się do mnie.

- Cole!- krzyczy wystraszona i wyrzuca talerz do góry, przez co ciastka lądują na ziemi. Wściekła dziewczyna tupie zła.- Nie mogłeś ostrzec?!- krzyczy zrezygnowana i spogląda na swoje ciastka.

- Przecież takie też się zje- śmieje się cicho i podchodzę do siostry, obejmuje ją, na co obrażona trzynastolatka nie reaguje.- Oj no weeeź.- mówię rozbawiony.- Kolejna porcja się piecze.

Strażnicy Smoków IIWhere stories live. Discover now