Is everything I want

By autorka_hope

307K 16.8K 2.9K

ON nie wierzył w miłość... ONA kochała go od zawsze. Zander Kane to diabeł skrywający się pod maską gentelman... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
cz. II Rozdział 1
cz. II Rozdział 2
cz. II Rozdział 3
cz. II Rozdział 4
cz. II Rozdział 5
cz. II Rozdział 6
cz. II Rozdział 7
cz. II Rozdział 8
cz. II Rozdział 9

Rozdział 5

4.9K 211 10
By autorka_hope


ROZDZIAŁ 5

LEA

Z nudów zaczęłam przeglądać jedną z ulotek, które znalazłam na biurku Zandera.

TrustVerify Biometrics to wiodąca firma specjalizująca się w rozwiązaniach biometrycznych, które zapewniają najwyższy poziom bezpieczeństwa i weryfikacji tożsamości. Oferujemy kompleksowe rozwiązania dla klientów z sektora prywatnego i publicznego – przeczytałam w myślach.

Nie będzie to ciekawa lektura, ale przynajmniej dowiem się, czym dokładniej się zajmuje.

Oferujemy kompleksowe systemy kontroli dostępu oparte na najnowszych technologiach biometrycznych, takie jak rozpoznawanie twarzy, odcisków palców czy głosu. Nasze systemy zapewniają niezawodną ochronę przed nieuprawnionym dostępem do wrażliwych obszarów. – Dobra, to robi wrażenie. Oczywiście wiedziałam, że jego firma w bardzo krótkim czasie zaczęła odnosić pierwsze sukcesy a z takim dyrektorem generalnym jak on, nie było to pewnie wcale takie trudne... Zander był diabelnie zdolny i ambitny. Jednak wciąż miał trzydzieści lat a jego firma z tego co się zdążyłam zorientować była warta więcej niż firma jego ojca, którą prowadził niemal całe swoje dorosłe życie. – Pomagamy naszym klientom w efektywnym wdrażaniu i konfiguracji naszych rozwiązań biometrycznych poprzez specjalistyczne szkolenia dla ich zespołów IT. – powróciłam do czytania informacji z kolorowej broszurki. – Przeprowadzamy audyty i oceny systemów biometrycznych dla naszych klientów, aby zapewnić im pewność co do wydajności, dokładności i bezpieczeństwa ich rozwiązań. Nasze audyty obejmują szczegółową ocenę systemów biometrycznych oraz zalecenia dotyczące ewentualnych ulepszeń lub zmian.

Nie dziwiłam się, że był tak skoncentrowany na pracy i nie widział niczego poza nią. Kiedy o tym pomyślałam, ponownie na niego spojrzałam, a wtedy on otworzył przymknięte powieki i również na mnie spojrzał. Wstrzymałam oddech i głośno przełknęłam ślinę.

Powinnam odwrócić wzrok, nie chciałam, aby pomyślał, że znowu mam na jego punkcie fioła, tak samo, jak kiedy byłam nastolatką. Wiedziałam, że powinnam przestać patrzeć się w jego zielone tęczówki, które na myśl przywodziły mi oczy węża, ale on również tego nie zrobił. On podobnie jak ja, cały czas patrzył.

– Powinniśmy już jechać – oznajmił niespodziewanie, a jego ton jasno wskazywał, że najbezpieczniej będzie się go posłuchać i ruszyć z miejsca.

Myślałam, że jego nastrój niebawem się zmieni, ale nie. Zander całą drogę nie tylko milczał, ale traktował mnie jak powietrze. Dwa razy próbowałam podjąć jakiś temat, ale za każdym razem w odpowiedzi słyszałam zdawkowe „tak" lub „nie". Brakowało tylko „nie wiem", ale gdyby tak mi odpowiedział, uznałabym, że jest chory. On wiedział wszystko, a nawet jeżeli nie wiedział, miałam wrażenie, że jego duma nie pozwoliłaby mu się do tego przyznać.

Takim sposobem w ponurej i chłodnej atmosferze dojechaliśmy pod firmę pani Dubois. Wysiadłam i obeszłam samochód, stając ramię w ramię z Zanderem. Liczyłam, że teraz coś mi powie, udzieli jakiejś wskazówki, ale on nadal milczał. Bez słowa wszedł do budynku, o dziwo przepuszczając mnie w drzwiach jako pierwszą. Może w innej sytuacji by mnie to nie dziwiło, ale kiedy zachowywał się jak góra lodowa, nie wiedziałam, czego można było się po nim spodziewać. I to nie tak, że kiedykolwiek indziej był jakoś niesamowicie rozmowny czy wylewny, ale teraz zwyczajnie zachowywał się, jakbym mu przeszkadzała.

Rozejrzałam się po eleganckim biurze, skupiając na spokojnym oddechu, choć serce biło mi szybciej. Wiedziałam, jak ważne było dla mnie to spotkanie i trudno było mi się nie denerwować. Zachowanie Zandera również nie pomagało.

Margot Dubois siedziała za swoim biurkiem, patrząc na nas z wyrazem obojętności na twarzy. Elegancko ubrana, emanująca pewnością siebie. Czułam się nieco skrępowana wobec jej surowego spojrzenia.

– Zander – Kobieta jako pierwsza zabrała głos, dostrzegając mężczyznę. – Dobrze cię widzieć – dodała, ściskając jego wyciągniętą dłoń i cmokając go w oba policzki. Coś w jej tonie głosu nie pozwoliło mi jednak myśleć, że była całkowicie szczera. – A to zapewne twoja urocza przyjaciółka. – Zmierzyła mnie wzrokiem, przelotnie podając mi jedynie opuszki palców. – Zapraszam – Wskazała na wolne krzesło przy biurku.

– Dziękuję, pani Dubois. Jestem bardzo wdzięczna za tę szansę – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.

Zander stał obok przysłuchując się rozmowie, choć ani na chwilę nie odłożył telefonu. Co więcej nie wydawał się nawet rad na spotkanie swojej znajomej i jedynie przelotnie skinął jej na powitanie głową, gdy ona niemal się na niego rzuciła. Rozumiałam, że miał inne, ważniejsze rzeczy, ale jeżeli nie chciał tu ze mną jechać to przecież nie musiał. Nie prosiłam go ani o pomoc w znalezieniu pracy, ani tym bardziej o niańczenie.

Margot spojrzała z wyraźnym zainteresowaniem.

– Zatem, jakie są twoje oczekiwania wobec nas? – Brzmiała dość nieprzychylnie i sztucznie.

Co to w ogóle było za pytanie? Zazwyczaj to pracodawca mówił, jakie miał oczekiwania wobec pracownika, nie na odwrót.

Przełknąłem ślinę, próbując zachować spokój, ale ukradkiem zerknęłam na Zandera. Nadal nie odrywał wzroku od telefonu. Nabrałam powietrza i starając się mówić naturalnie odpowiedziałam pani Margot na to i kolejne pytania. Starałam się brzmieć rzeczowo i profesjonalnie, od czasu do czasu potakując głową.

– Niestety nie jestem w stanie umówić się z panią na konkretne dni pracy, ponieważ organizacja różnego rodzaju przedsięwzięć jest czasem nieprzewidywalna.

– Oczywiście, rozumiem.

– Z pewnością nie będą to żadne nagłe i spontaniczne terminy. Nasz terminarz pęka w szwach, ale czasami są to tylko weekendy a czasami pojawiają się również takie wydarzenia w środku tygodnia, jednak liczę, że uda nam się porozumieć w tej kwestii – oznajmiła, spoglądając z ekscytacją albo niepokojem na Zandera. Jeszcze nie umiałam odczytać jej mimiki, ale znałam tę kobietę dopiero jakieś piętnaście minut.

– Oczywiście, rozumiem to i jestem pewna, że się pani nie rozczaruje. – Chciałam, żeby dostrzegła mój entuzjazm mimo jej chłodnego podejścia.

Zamieniliśmy jeszcze kilka zdań, po czym ruszyliśmy do wyjścia, a przed opuszczeniem samego budynku, Zander zatrzymał się i odwrócił w kierunku stojącej pośrodku lokalu kobiety.

– Zadzwonię później – zakomunikował, a ona jedynie przytaknęła, jakby wiedziała, że jakakolwiek dyskusja z nim nie miała najmniejszego sensu.

Stanęliśmy przed czarnym McLarenem i kiedy chciałam obejść auto, by zająć miejsce pasażera, głos Zandera mnie przed tym powstrzymał.

– Tam stoi auto. – Wskazał na czarnego Mercedesa, który stał po drugiej stronie ulicy. – Benjamin odwiezie cię do akademika. – Ponownie spuścił wzrok na telefon, nawet na mnie nie patrząc.

Co ja mu do diabła zrobiłam?

– Nie jadę do akademika – wydusiłam z siebie.

Milczał. Nic nie odpowiedział i przez chwilę sądziłam, że w ogóle mnie nie słyszał. A jednak miałam wrażenie, że przestał skupiać się na tym, co czytał w tym przeklętym telefonie i nad czymś myślał.

– Więc zawiezie cię, dokąd chcesz.

Słyszał.

A to, co zrobił potem było jak policzek.

Odjechał.

Bez jednego słowa, wsiadł do samochodu i pojechał w siną dal, nie oglądając się za siebie.

Niechętnie spojrzałam na wysiadającego kierowcę z czarnego Mercedesa, a następnie na znikającego na horyzoncie czarnego McLarena. Zacisnęłam zęby, podobnie jak pięści, które skrywałam w cienkim, beżowym płaszczyku i ciężko westchnęłam, ruszając w stronę Benjamina. Przynajmniej tak właśnie nazwał go Zander.

– Dzień dobry – przywitałam się z rosłym mężczyzną, nieśmiało się uśmiechając. – Moje plany uległy nieco zmianie... – Przestąpiłam z nogi na nogę, gdy w mojej głowie pojawił się diaboliczny plan. – Czy to będzie problem, jeżeli nadrobimy trochę trasy i zatrzymamy się w dwóch miejscach na trochę?

– Skąd – odparł, zachowując pełen profesjonalizm. – Zgodnie z poleceniem pana Kane'a jestem do pani dyspozycji.

– Wspaniale! – Mój entuzjazm musiał go nieco zdziwić, bo spojrzał na mnie spod uniesionej brwi. – W takim razie podjedziemy po moją przyjaciółkę pod akademik a potem ruszymy dalej – poinformowałam, wskakując na tylne siedzenia samochodu z przyciemnianymi szybami.

Skoro miałam do dyspozycji jego kierowcę, dlaczego tego nie wykorzystać? Wiedziałam, że spontaniczny pomysł, który zrodził się w mojej głowie był wyjątkowo nie dojrzały, ale na dorosłe zachowania miałam jeszcze czas. Tym razem zamierzałam się pobawić ich nadmiernym poczuciem odpowiedzialności za moją osobę.

W drodze do akademika, szybko napisałam wiadomość do Harper.

Ja: Cokolwiek robisz, rzuć to i szykuj się, bo wychodzimy. Po drodze zgarnij mi jakąś kieckę i widzimy się na dole za jakieś dziesięć minut.

Moja przyjaźń z Harper miała to do siebie, że choć to dziewczyna była o rok starsza, bo ja zaczęłam naukę nieco szybciej, to była bardziej postrzelona, by nie mówić niedojrzała. To ona z naszej dwójki wpadała na szalone pomysły, które potem pakowały nas w tarapaty. Dlatego wiedziałam, że nie będzie o nic pytała tylko od razu weźmie się do szykowania.

Kiedy jednak już zbliżaliśmy się do akademika, zaczęłam mieć wątpliwości. Niby nie chciałam zrobić nic złego, wiele dziewczyn w naszym wieku chodziło do takich miejsc, ale z nerwów zaczęłam wyłamywać sobie palce, bo to nie było w moim stylu. Nie mogłam się jednak pozbyć zirytowania i poczucia odrzucenia przez Zandera, gdy bez słowa zostawił mnie na tym pierzonym chodniku.

I choć z jednej strony głosy w mojej głowie mówiły, że przecież nie musiał ze mną jechać do Margot, nie musiał załatwiać mi pracy ani mi pomagać, tak z drugiej strony brzmiały one zgoła inaczej. Tam przemawiała ta część mnie, która wciąż darzyła Zandera sentymentem zakochanej w nim nastolatki, a ona czuła się, brzydko mówiąc, olana.

– Mów, jaki masz plan – usłyszałam pytanie zadane przez Harper, gdy tylko otworzyła drzwi do czarnego Mercedesa.

– Co powiesz na wypad do Manhattan Men? – zagadnęłam, pochylając się do przodu, by podać Benjaminowi zapisany na karteczce adres. Nie wiem czemu, ale wstydziłam się prosić mężczyznę na głos, żeby zawiózł nas do klubu z męskim striptizem.

– Co ty mówisz? – Harper pisnęła, podskakując na siedzeniu, jakby miała dostać wcześniejszy prezent urodzinowy.

– Boże – szepnęłam, zawstydzona i nieco osunęłam się na siedzeniu. – Uspokój się.

– Lea, a czy ty pamiętasz, że na ostatnie urodziny chciałam cię tam wziąć, ale powiedziałaś, że prędzej umrzesz niż wejdziesz do lokalu wypełnionego gołymi facetami? – Spojrzała na mnie z wyrzutem, a ja ukryłam twarz w dłoniach.

Doskonale o tym pamiętałam i nadal niespecjalnie byłam przekonana do tego pomysłu. Sama w sumie nawet nie wiedziałam po co to robiłam i co chciałam w ten sposób ugrać, ale Zander Kane mnie wkurzył. Łudziłam się jedynie, że jeżeli jakimś cudem Carter się dowie, że kierowca Zandera zawiózł mnie w takie miejsce, to opieprzy przyjaciela i zrzuci na niego całą winę za deprawację jego kochanej, niewinnej siostrzyczki.

– Dobra, dawaj tą sukienkę. – Wyszarpnęłam jej z rąk czarny materiał, który wciąż trzymała przyciśnięty do piersi. Kiedy wyciągnęłam ręce przed siebie, kolejny raz utwierdziłam się w przekonaniu, że to był idiotyczny pomysł. – Serio? Nie miałam w szafie nic, co zakrywałoby nieco więcej ciała?

– Nie mówiłaś jaką sukienkę ci wziąć. – Wzruszyła ramionami.

– I dlatego wzięłaś tę, którą ostatni raz miałam w liceum? – prychnęłam, spoglądając na przyjaciółkę z politowaniem. – Przepraszam, czy to okienko między panem a nami idzie jakoś zasłonić? – Skierowałam pytanie do Benjamina, który cały czas nas słyszał, ale nie dawał tego po sobie znać.

– Oczywiście – odpowiedział natychmiast i po chwili niewielka pusta przestrzeń została zasłonięta.

Sceptycznie spojrzałam na czarny, satynowy materiał, w który nie byłam nawet pewna, czy się zmieszczę. Zrzuciłam z siebie ubrania, opornie wciskając się w sukienkę i chciałabym powiedzieć, że była dopasowana, ale nie. Ona była opięta tak mocno, że obawiałam się, że przy gwałtowniejszym ruchu materiał może pęknąć, a warto dodać, że byłam osobą raczej o drobnej budowie. Zwyczajnie od czasów szkoły średniej tu i ówdzie nabrałam bardziej kobiecych kształtów, ale daleko mi było do J.Lo.

– Powinnaś zdjąć stanik.

Spojrzałam na Harper jakby upadła na głowę.

– W życiu – prychnęłam.

– Lea – jęknęła przeciągle moje imię. – Masz odkryte całe plecy i przechodzą ci na krzyż jedynie cienkie sznureczki, które przytrzymują ci przód – oznajmiła, machając w powietrzu wskazującym palem, niczym Harry Potter swoją różdżką.

Boże, czemu w mojej głowie to zabrzmiało tak nieprzyzwoicie? Zdecydowanie powinnam znaleźć sobie chłopaka, bo za chwilę będzie rok, od kiedy żyję w celibacie, a nadmiar libido chyba rzucał mi się powoli na mózg.

– Słuchasz mnie? – zapytała zniecierpliwiona, kiedy odpłynęłam myślami.

– Nie – wyznałam szczerze.

– Ściągaj stanik – rozkazała.

– Wolałabym, żeby powiedział mi to jakiś facet, a nie przyjaciółka. – Skrzywiłam się.

– Może tej nocy ci się poszczęści, ale dzięki mnie powie tylko „zdejmij majtki" bo stanika już nie będziesz miała – oznajmiła z dumą, jakby przyczyniła się przynajmniej do zwalczenia głodu na świecie.

– Jasne – prychnęłam z kpiną, bo w ogóle nie brałam takiej możliwości pod uwagę. Zwyczajnie nie należałam do tego typu dziewczyn, które szły do łóżka z facetem, którego poznały pół godziny wcześniej w barze. – Serio ten stanik aż tak źle wygląda? – Obróciłam głowę, starając się zajrzeć sobie przez ramię na plecy, co oczywiście mi się nie udało. Musiałabym mieć szyję żyrafy, żeby to miało sens.

– Wyglądasz jak moja kuzynka z Wisconsin.

Na moich ustach pojawił się grymas, bo jej kuzynka z Wisconsin... Ona była... Boże nawet nie umiałam znaleźć odpowiedniego określenia, aby jej nie obrazić.

– Dobra – westchnęłam i mimo początkowych obiekcji, zdjęłam biustonosz.

Auto się zatrzymało, a Benjamin poinformował nas, że dojechaliśmy na miejsce. Spojrzałam przez przyciemnioną szybę na neonowy szyld z nazwą klubu i poprawiłam sukienkę, upewniając się, że przynajmniej żadna intymna część mojego ciała nie będzie na wierzchu. Ciężko westchnęłam, starając się zignorować nerwy i przewroty mojego żołądka, które tylko nabierały na sile.

– Dawaj, idziemy! – Harper była pełna entuzjazmu i niespożytej energii.

Chwyciła mnie za rękę i niemal siłą wyciągnęła z samochodu. Z tęsknotą spojrzałam na czarnego Mercedesa, w którym Benjamin musiał siedzieć przez kolejną godzinę lub dwie, czekając aż skończymy zabawę, choć nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że bawić się będzie tylko jedna z nas.

Po kilku minutach stania w kolejce i opłaceniu biletu wstępu, weszłyśmy do lokalu. Po przekroczeniu progu, niemal od razu uderzyło w nas gorąco i wilgoć, która unosiła się w powietrzu. Przez chwilę miałam wrażenie, jakbyśmy wkroczyły do zupełnie innego świata. Z każdym kolejnym krokiem, dźwięki muzyki stawały się coraz głośniejsze, a krążący wokół nas mężczyźni byli coraz bardziej roznegliżowani.

Gdy uniosłam wzrok, zauważyłam migające światła i tancerzy, odsłaniające swoje ciała w rytmie muzyki. Emanowali pewnością siebie i zmysłowością, a ich taniec wydawał się hipnotyzować widzów, ale w ogóle nie przemawiał do mnie. Czułam się skrępowana i coraz bardziej przeklinałam się w myślach za ten pomysł, ale wiedziałam, że teraz Harper mi już nie odpuści. Musiałyśmy spędzić tutaj przynajmniej godzinę, żeby dała mi spokój. Jak do tej pory najbezpieczniejszym miejscem w całym lokalu wydawał mi się bar, przy którym krążyli barmani bez koszulek, ale oni mieli przynajmniej na sobie spodnie.

– Muszę się napić – Wskazałam na wolne stołki, przekrzykując głośną muzykę.

Harper jedynie skinęła głową i ruszyła tam ze mną. Kiedy usiadłyśmy, niemal natychmiast zjawił się jeden z opalonych, napakowanych barmanów. Wyglądał, jakby żywcem został wyjęty z jakiegoś magazynu dla kobiet.

– Czego się napijecie?

– Tequlla – oznajmiłam. – Taką deskę, jak te dziewczyny mają – dodałam, pokazując na grupkę dziewczyn przy stoliku obok.

– Jest na niej dwanaście shotów – poinformował, jakby uważał, że nie damy rady tego wypić.

– Idealnie –Sztucznie się uśmiechnęłam. – Może zapomnę, że kiedykolwiek tu byłam – wymamrotałam pod nosem, czego mężczyzna już nie usłyszał.

***

To wszystko co dziś dla Was miałam!

Możecie dać znać jak pierwsze wrażenia.

Twitter #ieiw_watt

Continue Reading

You'll Also Like

377K 10.1K 34
𝐉𝐚𝐤 𝐦𝐨𝐠𝐥𝐢𝐬́𝐦𝐲 𝐬𝐨𝐛𝐢𝐞 𝐳𝐚𝐮𝐟𝐚𝐜́, 𝐬𝐤𝐨𝐫𝐨 𝐧𝐚𝐬𝐳𝐚 𝐦𝐢ł𝐨𝐬́𝐜́ 𝐳𝐫𝐨𝐝𝐳𝐢ł𝐚 𝐬𝐢𝐞̨ 𝐧𝐚 𝐠𝐫𝐮𝐳𝐚𝐜𝐡 𝐤ł𝐚𝐦𝐬𝐭𝐰, 𝐤�...
VANDAL By

Romance

11.5K 895 30
Bezpieczeństwo to rzecz względna. Możesz dopłynąć tak blisko brzegu, że prawie czujesz grunt pod nogami, po czym nagle roztrzaskujesz się na skałach...
89.1K 1.4K 34
-jesteś kurewsko podniecające w tym wdzianku.. Wiesz aniołku? -wystękał z bólem w spodniach Ashley -tak wiem to, wyjdę tak na miasto.. -powiedziałem...
4.7K 233 17
Valentina Carmen Roadez, zwana również jako najgroźniejsza i najbardziej poszukiwana morderczyni w całej Hiszpanii. Całe swoje życie przeznaczyła na...