Is everything I want

By autorka_hope

279K 15.3K 2.8K

ON nie wierzył w miłość... ONA kochała go od zawsze. Zander Kane to diabeł skrywający się pod maską gentelman... More

Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
cz. II Rozdział 1
cz. II Rozdział 2
cz. II Rozdział 3
cz. II Rozdział 4
cz. II Rozdział 5
cz. II Rozdział 6
cz. II Rozdział 7

Rozdział 1

10.7K 272 41
By autorka_hope

Dla wszystkich dziewczyn, które szukają księcia z bajki

– szukajcie dalej, tu go nie znajdziecie.


OSTRZEŻENIE

Ta książka zawiera szczegółowe opisy scen erotycznych, przekleństwa oraz porusza tematy, które mogą być drażliwe dla niektórych czytelników.



ROZDZIAŁ 1

LEA

Nienawidziłam się spóźniać, naprawdę, ale taka była moja natura. Spóźniałam się do szkoły, na randki, na studia a teraz nawet na pierwszy dzień pracy w firmie ojca, przyjaciela mojego brata. Tak, wiem, to nieco zawiłe i kiedyś z pewnością poświęcę nieco więcej czasu, aby to szerzej objaśnić, ale nie teraz bo...

– Proszę zaczekać! – krzyknęłam do ludzi znajdujących się w metalowej puszce lub jak kto wolał, w windzie, której drzwi akurat się zamykały.

Oczywiście, zanim zdążyłam do nich dobiec, odjechała. Jakżeby inaczej... Tupnęłam nogą niczym mała dziewczynka, która właśnie w tej chwili postanowiła obrazić się na cały świat. Spojrzałam na tarczę zegarka, która boleśnie przylegała do mojego nadgarstka, planując celebrację swojej śmierci.

Jestem już spóźniona pięć minut, pomyślałam, wpatrując się w czarny elektroniczny wyświetlacz nad windą, który pokazywał na którym piętrze aktualnie się znajdowała.

Ciekawe, czy respektują kwadrans akademicki...

Przestępując z nogi na nogę, usłyszałam dźwięk nadchodzącej wiadomości. Pośpiesznie i nieco nerwowo wyjęłam urządzenie ze swojej zdecydowanie za małej i niepraktycznej torebki. Przesunęłam wzrokiem po nowej wiadomości, ruszając przed siebie, gdy kątem oka zauważyłam rozsuwające się przede mną metalowe drzwi. Nie doszłam jednak zbyt daleko, bo pogrążona w SMS–ie od przyjaciółki, zatrzymałam się na ścianie, jak błędnie w tamtej chwili sądziłam. Owa ściana, okazała się nią nie być, chyba że przystojny, wysoki szatyn z zielonymi oczami przypominające połyskujące szmaragdy postanowiłby nią zostać.

– Jestem święcie przekonany, że najpierw się wysiada – odchrząknął, przyglądając mi się z nikłym uśmiechem, wyraźnie nade mną górując. – A dopiero później się wsiada.

– Tak – odparłam natychmiast, starając się zapanować nad wpełzającym na moje policzki rumieńcem. Wręcz czułam, jak zaczynam się czerwienić. – Przepraszam. Zaczytałam się i... – zabrakło mi słów.

– Czy przynajmniej było to coś dobrego?

– Słucham? – zapytałam zdezorientowana, delikatnie potrząsając głową.

– Pytam, czy to co pani czytała, było dobrymi wiadomościami? – wyjaśnił, skinąwszy na urządzenie, które ściskałam w dłoni. – Chyba, że nadrabia pani nowinki z portali plotkarskich.

Kącik jego ust lekko drgnął do góry, a ja musiałam sobie powtarzać w głowie: Oddychaj, Lea. To nic takiego, to tylko przystojny facet.

– Nie – odpowiedziałam szybko, a dostrzegając jego zdziwienie, szybko się poprawiłam. – Tak – dodałam, mając ochotę uderzyć się z otwartej dłoni w czoło. – To znaczy... – wzięłam głęboki wdech. – Przyjaciółka pytała, czy zdążyłam na mój pierwszy dzień w pracy – oznajmiłam i wtedy zstąpiło na mnie nagłe objawienie. – O boże, praca! – niemal wykrzyknęłam, spoglądając na godzinę. – Boże, boże, boże – mamrotałam jak najęta, nerwowo wduszając przycisk przywołujący windę, która w trakcie tej przyjemnej pogawędki z obcym przystojniakiem, który równie dobrze mógł się okazać seryjnym mordercą, odjechała.

Zanim mężczyzna zdążył coś powiedzieć, wskoczyłam do windy. Całkiem zignorowałam jego rozchylone usta i lekko wyciągniętą w moim kierunku dłoń, w której trzymał niewielką, białą tekturkę. To było coś, co wyglądało jak wizytówka...

On chciał dać mi swoją wizytówkę!

Kiedy to do mnie dotarło, wyciągnęłam po nią rękę, ale winda było ode mnie szybsza. Drzwi się zamknęły.

No cholera jasna!

Przeklinałam się w myślach, bo szczerze wątpiłam, żebym jeszcze kiedykolwiek go spotkała. No chyba, że był pracownikiem pana Prestona. Wtedy istniała szansa, że jeszcze nie raz go spotkam, ale czy on wyglądał na pracownika kogokolwiek? Prędzej to on był czyimś szefem i rozstawiał innych po kątach.

Ciężko westchnęłam, starając się skupić na pierwszym dniu pracy, o ile jeszcze w ogóle ją miałam po tej tragicznej wpadce, którą było niemal piętnastominutowe spóźnienie. Przełknęłam ślinę, otarłam nieco spocone dłonie o granatowe eleganckie spodnie i wzięłam głęboki oddech, przewieszając przez rękę w tym samym kolorze prochowiec. Miałam nadzieję, że pan Preston Kane mnie nie skreśli.

Empire Trading to dziecko pana Kane'a, choć nie jedyne. Posiadał również syna, Zandera, który tak się złożyło, był przyjacielem mojego brata, Cartera. To właśnie dzięki tej znajomości, udało mi się dostać stanowisko w Empire Trading, a to nie było byle co. Pan Preston bowiem od zawsze angażował się w rozwój swojej firmy i pewnie dlatego, dziś była jedną z największych, oferujących import i eksport towarów.

Oczywiście, ja sama nie miałam żadnego doświadczenia w tej branży i również nie wiązałam z nią swojej przyszłości. Studiowałam psychologię, a nie logistykę czy choćby informatykę, by w jakiś znaczący sposób przydać się panu Prestonowi w jego firmie. Potrzebowałam jednak pracy, bo w kawiarni, w której do tej pory pracowałam zredukowali ilość stanowisk i z dnia na dzień kopnęli mnie w tyłek. W taki sposób zostałam bez środków do życia i funduszy, które umożliwią mi dalszą naukę na Uniwersytecie Columbia. Oczywiście miałam stypendium i to dość mocno rozwiązywało moje problemy finansowe, jednak życie w Nowym Jorku nie było tanie i musiałam pracować, ale mało która firma umożliwiałaby mi pracę w dogodnych dla mnie godzinach. Dlatego nie mogłam tego zawalić, a już pierwszego dnia dałam plamę.

– Dzień dobry – przywitałam się z nieśmiałym uśmiechem z długonogą brunetką, która stała przy biurku przed gabinetem pana Kane'a. – Nazywam się Lea Rhodes i byłam umówiona z panem Prestonem... – Nie zdołałam wydusić z siebie nic więcej, bo kobieta spojrzała na mnie znad tabletu, po czym coś w nim wystukała i powróciła do mnie swoim oceniającym, zimnym wzrokiem.

– Pan Kane ma w tej chwili spotkanie, proszę usiąść i poczekać – oznajmiła bez krzty emocji, niczym zaprogramowany robot i powróciła do wcześniejszej czynności, czymkolwiek ona była.

Posłusznie zajęłam jedno z wolnych miejsc na fotelu pod ścianą i czułam się, jakbym czekała na egzekucję. Oczywiście, wiedziałam, że pan Preston nie ma całego dnia zarezerwowanego dla mnie, ale nie sądziłam, że po kilku minutach spóźnienia, już tak łatwo się do niego nie dostanę. Spuściłam wzrok na czarną torebkę, którą ułożyłam chwilę wcześniej na swoich kolanach i zaczęłam się bawić wystającą nitką. Próbowałam równomiernie oddychać, żeby nie dostać jakiegoś bezdechu, gdy tylko drzwi się otworzą, ale to oczekiwanie nie ułatwiało sprawy. Wszystko przez tego przystojniaka na dole i moje cholerne roztargnienie. Poważnie powinnam się przepadać pod kątem jakiś zaburzeń.

Znudzona oczekiwaniem, rozejrzałam się po przestronnym holu, korytarzu czy jakkolwiek inaczej można by nazwać to puste pomieszczenie, w którym jedynymi meblami były dwa fotele, niewielki stolik kawowy oraz stanowisko pracy sekretarki pana Kane'a. Zerknęłam na stojącą nieopodal donice z rośliną przypominającą palmę, która była tu jedynym żywym elementem wystroju, a co więcej, zdawało mi się, że jest ona bardziej żywa, niż kobieta, stukająca nerwowo w tablet naprzeciw mnie. Kiedy już miałam ziewnąć, drzwi do gabinetu pana Prestona energicznie się otworzyły, a moje serce niespokojnie zabiło. Śniadanie, które zjadłam dwie godziny wcześniej podeszło mi do gardła, ale w tej chwili nie mogłam przejmować się napadami mdłości i związanym na supeł żołądkiem. Wstałam z fotela, nerwowo poprawiając włosy, gdy przez próg przekroczył Kane, ale nie ten, którego się spodziewałam.

– Nie zamierzam się w to mieszać i ty też nie powinieneś, ale to tylko moja opinia – oznajmił stanowczym tonem, w ogóle nie brzmiąc, jakby rozmawiał z ojcem.

– To ryzyko może się opłacać – odparł starszy Kane, nie wyłaniając się zza drugiego drewnianego skrzydła, które pozostało zamknięte.

– Nie stronię od ryzyka, a od głupoty. – Spuścił wzrok na mankiety czarnej, dopasowanej koszuli, po czym dodał. – A interesy z tym człowiekiem to szczyt głupoty i zdecydowanie zyski, jakie oferuje w tym momencie nie są warte tego ryzyka.

Uważając najwidoczniej rozmowę za zakończoną, odwrócił się i przelotnie, od niechcenia spoglądając na mnie ruszył przed siebie. Dopiero po jakiś dwóch sekundach stanął w miejscu i ponownie odwrócił się w moją stronę.

– Lea?

Zander nie był mistrzem w okazywaniu emocji, ale w tamtej chwili na jego twarzy malowało się zdziwienie. Jednak równie szybko jak ono się pojawiło, tak samo szybko zniknęło, ustępując miejsca chłodnej obojętności.

– Hej – przywitałam się, nieśmiało machając mu ręką niczym zawstydzona nastolatka.

Oddychaj, Lea. Znasz go od jakiś dziesięciu lat, widział cię w pidżamie w jednorożce, co było chyba najbardziej uwłaczającym doświadczeniem w całym twoim życiu. To tylko Zander Kane, przyjaciel twojego brata.

– Co ty tu robisz?

Pytanie było na pozór zwyczajne, ale gdy dodać do tego jego ton, spojrzenie i mimikę twarzy a raczej jej brak, to poczułam jakbym była o coś oskarżona i właśnie w tej chwili stała przed sędzią na sali sądowej. Albo przed katem...

– Jestem umówiona z...

– Lea przyszła do mnie – wtrącił pan Preston wyłaniając się w końcu ze swojego gabinetu.

– W jakim celu? – To pytanie nie było już skierowane do mnie tylko do jego ojca.

– Czy ty mi się spowiadasz z planów i decyzji kadrowych w swojej firmie? – Pan Preston z lekkim i niemal niewidocznym uśmiechem spojrzał na syna, a następnie wyciągnął w moim kierunku rękę. – Zapraszam do mnie. – Odsunął się na bok, umożliwiając mi przejście.

Zerknęłam ostatni raz w kierunku Zandera i choć jego wyraz twarzy jak zwykle pozostał grobowy, miałam nieodparte wrażenie, że moja obecność mu przeszkadzała. Nie zamierzałam, a co więcej nie mogłam nic z tym zrobić, dlatego nieśmiało uśmiechnęłam się do pana Prestona i zniknęłam za drzwiami, ukrywając się przed przenikliwym spojrzeniem jego syna.

– Proszę, usiądź. – Mężczyzna wskazał na krzesło przed jego biurkiem, a sam zajął fotel po drugiej stronie mebla.

– Na wstępie chciałabym bardzo podziękować za szansę i najmocniej przeprosić za spóźnienie – wygłosiłam przygotowane w myślach zdanie, nerwowo miętosząc pasek od torebki, którą podobnie jak wcześniej, ułożyłam na kolanach.

– Spokojnie. – Machnął ręką. – Jak zauważyłaś, mój syn złożył mi niezapowiedzianą wizytę, więc nawet tego nie zauważyłem, ale na przyszłość postaraj się tego unikać – oznajmił, zmieniając ton głosu na mniej serdeczny, a bardziej profesjonalny. – Mam na myśli spóźniania – dodał dla pewności, po czym podsunął mi kilka dokumentów, które jak zdążyłam zauważyć, były moją umową.

– Oczywiście.

– Twoja umowa do podpisania czeka w kadrach. Musisz zjechać piętro niżej, zresztą Vanessa cię poinstruuje. – polecił. – Dziś miał się rozpocząć twój pierwszy dzień pracy, ale doszło do niewielkich komplikacji i osoba odpowiedzialna za wdrążenie cię w twoje obowiązki niestety jest w tej chwili nieosiągalna – odchrząknął, poprawiając ciasno zawiązany pod szyją krawat. – Dlatego dziś tylko podpiszemy dokumenty, a do pracy stawisz się... – zamilkł, odszukując wzrokiem jakiejś informacji w swoim kalendarzu. – W czwartek – dopowiedział. – Zgadza się?

– Tak, oczywiście.

Nagle odniosłam wrażenie, że miałam niesłychanie ubogi zasób słów. Jak cyrkowa małpka wypełniałam polecenia, czyli w tym wypadku na wszystko przytakiwałam. Wiedziałam mniej więcej, co będzie należało do moich obowiązków i nie obawiałam się, że nie podołam, ale byłam spięta i chyba każdy na moim miejscu by był. Uniosłam wzrok na pana Prestona i oczekiwałam na jakieś jego dalsze polecenia lub pytania, ale one nie nadeszły, dlatego cicho odkaszlnęłam.

– Czy w takim razie to wszystko?

– Tak, naturalnie – odparł, wstając zza biurka. – Dziś jesteś wolna i widzimy się w czwartek – dodał, wyciągając do mnie dużą, ale zadbaną dłoń, którą natychmiast uścisnęłam.

– Jeszcze raz dziękuję za szansę. – Uśmiechnęłam się w wdzięcznością.

– To żaden problem.

– Dziękuje – powtórzyłam bezsensownie i ruszyłam do wyjścia, zanim podziękowałabym mu po raz trzeci. – Do widzenia – pożegnałam się, spoglądając przez ramię na mężczyznę, a gdy skinął głową, przekroczyłam próg i po cichu zamknęłam drzwi.

Ciężko odetchnęłam, mając wrażenie, że z mojego serca i ramion spadł właśnie głaz ważący tonę. Uniosłam wzrok na sekretarkę, która nawet w najmniejszym stopniu nie zwróciła na mnie uwagi, dlatego sama powoli do niej podeszłam i poprosiłam o potrzebne informację, by dotrzeć do kadr.

Niechętnie pokierowała na odpowiednie piętro, podając przy tym numer gabinetu, w którym czekała na mnie niejaka Sutton Powell. Mimochodem powiedziałam do widzenia i skierowałam się do nieszczęsnej windy.

Starałam się wyglądać profesjonalnie, bo choć to od pana Kane'a zależało moje zatrudnienie, a on już zdecydował, to nie chciałam sprawiać wrażenia nieobytej. Co więcej, wolałam uniknąć publicznych oskarżeń, że dostałam tę pracę przez znajomości, choć poniekąd tak właśnie było.

Wzięłam głęboki wdech i cicho zapukałam do drzwi z srebrną tabliczką na drzwiach i wygrawerowanym na niej imieniem i nazwiskiem kobiety, z którą miałam się spotkać.

– Proszę.

Niepewnie weszłam do środka, napotykając wzrokiem niewiele starszą ode mnie dziewczynę. Maksymalnie mogła być w wieku mojego brata. Delikatnie się uśmiechnęłam, a gdy dostrzegłam jej pytający wzrok, postanowiłam się przedstawić.

– Dzień dobry, nazywam się Lea Rhodes i... – nie powiedziałam nic więcej, bo mi na to nie pozwoliła.

– Dobrze, że jesteś – przerwała mi, siląc się na przepraszający uśmiech a to nie wróżyło nic dobrego. – Dosłownie przed sekundą zakończyłam rozmowę z panem Kanem w twojej sprawie – oznajmiła i po chwili kontynuowała, gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi. – Doszło do fatalnej pomyłki, ponieważ stanowisko, na które miała pani zostać zatrudniona jest już zajęte.

Poczułam się, jakby ktoś chlusnął mi lodowatą wodą prosto w twarz.

– Ale przecież przed chwilą rozmawiałam z panem Prestonem i mówił, że mam u pani podpisać umowę – wyznałam zmieszana całą sytuacją. Nie wiedziałam, co myśleć.

– Tak, rozumiem. Jednak, jak już powiedziałam, doszło do nieporozumienia. Jak pani rozumie, pan Kane nie zajmuje się osobiście każdym działem w firmie, każdym zatrudnieniem czy zwolnieniem. Od pewnych zadań ma ludzi i tutaj niestety zawiodła komunikacja. Najmocniej przepraszam w imieniu Empire Trading.

Przyglądałam jej się zdezorientowana, zniechęcona i sfrustrowana. Kiedy już sądziłam, że w moim życiu wydarzy się w końcu coś pozytywnego, znowu musiałam się potknąć na mijanej przeszkodzie. Niby to nie do końca była moja wina, a jednak czułam, jakbym znowu poniosła porażkę.

Pożegnałam się z pracownicą pana Kane'a i opuściłam jej gabinet pogrążając się w milczeniu. Nie zostało mi zbyt wiele czasu na znalezienie pracy, ale musiałam wierzyć, że mi się to uda. Proszenie rodziców o pomoc finansową nie wchodziła w grę. Od razu bym usłyszała cały monolog na temat studiów jakie wybrałam. W ich opinii studiowanie psychologii nie miało przyszłości, a co więcej uważali, że całe dni będę spędzać z wariatami i skończę jak ciotka Beatrice, którą kilka lat temu zamknęli w zakładzie psychiatrycznym.

Ostatecznie postanowiłam nie rezygnować i dalej w siebie wierzyć, bo co innego mi zostało? Jeżeli w tej chwili załamałabym się i w siebie zwątpiła, to z całą pewnością, by nie pomogło.

Spokojnie odetchnęłam a moje organy wewnętrzne wznowiły pracę. Skąd to wiedziałam? Mój brzuch zaczął niesamowicie głośno burczeć i dobrze, że byłam sama w windzie, bo chyba zapadłabym się ze wstydu. Po kilkunastu sekundach wydostałam się z tej klaustrofobicznej puszki i ruszyłam przez przeszklony, przestronny hol do głównego wyjścia z jednego z wielu biurowców na Park Leęnue w Midtown na Manhattanie.

Kiedy poczułam na twarzy delikatne promienie słońca, które walecznie przedzierały się przez wysokie drapacze chmur, których nie brakowało w tej dzielnicy Nowego Jorku, przymknęłam na kilka sekund powieki. W tym roku kwiecień był wyjątkowo ciepły i słoneczny, choć nocami wciąż temperatura szalała i spadała do kilku stopni na plusie. Moja chwila spokoju jednak nie trwała długo, bo po pierwsze, na Manhattanie nie pracowali ludzie tylko cyborgi, które prędzej staranowałyby mnie na chodniku, niż się zatrzymały, a po drugie, ponieważ z tego chwilowego relaksu wyrwał mnie pewien głos.

– Wsiadaj – dotarło do mnie polecenie, jakbym była psem, wyszkolonym do wykonywania komend.

Otworzyłam oczy, nieco mrużąc powieki i spojrzałam przed siebie. Przed wejściem stał przeklęty Zander – zajmę wszystkie twoje myśli, ale będę miał cię w dupie – Kane. Nonszalancko opierał się o swojego czarnego McLarena i choć jego oczy były przysłonięte czarnymi okularami słonecznymi od Olivera Peoples, czułam jego przenikliwe spojrzenie na każdym centymetrze ciała.

– Co ty tu robisz? – Zmarszczyłam brwi, mocniej zaciskając palce na torebce.

– Wsiadaj – powtórzył, a jak znałam Zandera Kane'a, nie przywykł do powtarzania poleceń.

Biedak, zapomniał, że nie byłam jego pracownikiem.

– Nie.

Przewiesiłam przez ramię torebkę i skrzyżowałam ręce na piersiach, nie poruszając się z miejsca choćby o krok. Jeden z mijających mnie w biegu mężczyzn, rozmawiając przez telefon i machając niezgrabnie skórzaną teczką w drugiej ręce, wyklinał mnie pod nosem, ale nie specjalnie się tym przejęłam. W tym momencie patrzyłam na człowieka, który zalazł mi za skórę już tak wiele razy, że czasami miałam wrażenie, jakbym nieustannie czułam go w sobie, choć mimo moich fantazji, nigdy fizycznie we mnie nie był.

– Lea – wypowiedział moje imię takim tonem, jakby kolejnymi słowami miał zamiar opisać tortury, które mnie spotkają, jeżeli go nie posłucham. – Wsiadaj do samochodu.

Zsunął z nosa okulary, zaszczycając mnie spojrzeniem samego boga, z tym, że jego mroczny wzrok nasuwał mi na myśl bardziej jakiegoś piekielnika z diabelskiej otchłani, a niżej boską postać.

– Jestem umówiona z Harper – skłamałam, zamierzając czym prędzej przed nim uciec.

Jednak dzięki temu kłamstwu przypomniałam sobie, że wciąż nie odpisałam na jej poranną wiadomość, w której pytała, czy zdążyłam na czas w pierwszy dzień swojej nowej pracy.

– Harper poczeka. – Otworzył przede drzwi, a gdy go mijałam, zacisnął palce na mojej ręce tuż nad łokciem i niemal wepchnął mnie do auta. – A ja mam za dwadzieścia minut spotkanie – dodał, nie słuchając tego, co miałam mu do powiedzenia.

– Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale to jest porwanie – przerwałam, kiedy zatrzasnął drzwi od swojego przeklętego McLarena i czekałam aż dołączy, zajmując miejsce kierowcy. – Powinnam zacząć krzyczeć – dopowiedziałam, gdy położył dłonie na kierownicy.

Śmiało.

Odpalił auto i w mgnieniu oka odjechał spod budynku, w którym mieściła się firma jego ojca.

– Ciekawe, czy to samo byś powiedział, gdybym faktycznie zaczęła krzyczeć na środku ulicy – fuknęłam, krzyżując ręce na piersiach. – Czego ode mnie chcesz?

Zamiast odpowiedzi, Zander przyśpieszył, mocniej zaciskając palce na kierownicy. Chciałam złośliwie zauważyć, że ponoć jest niesłychanie zajęty i nie powinien marnować swojego jakże cennego czasu, a przy okazji też mojego, ale wtedy wypowiedział jedno, krótkie zdanie. Zdanie, przez które zapomniałam o języku w buzi.

– Nie będziesz pracować dla mojego ojca.

***

I od razu kochani zapraszam Was do 2 rozdziału :)

Twitter #ieiw_watt

Continue Reading

You'll Also Like

223K 8.6K 30
Po siedemnastu latach Vanessa McMillan decyduje się wrócić do Nowego Jorku, rodzinnego miasta, z którego jako mała dziewczynka musiała uciekać. Popul...
198K 5.4K 33
,,Na początku czułam, że ogarnął cały bałagan, który panował w moim życiu, ale on chciał je jeszcze bardziej spierdolić. I to zrobił''. Siedemnasto...
735K 4K 6
Mijają dwa lata. Kariera Hope Myers nabiera tempa. Dziewczyna skończyła studia artystyczne i przygotowuje się do pierwszego wernisażu. Choć rozstanie...
96.2K 6.1K 26
Wokół ciebie unosiła się niebezpieczna aura, która tylko ciągnęła mnie do ciebie. Sprawiłeś, że zapragnęłam czegoś nieprzyzwoitego. Byliśmy dla siebi...