Ice Hearts

By littlewolffie

3.6K 396 104

Czy czekanie na miłość ma datę ważności? Zamarznięte serca, zaklęte w lodzie i miłości. Odkryj historię dwój... More

DEDYKACJA & OSTRZEŻENIE
Prolog
I
2
3
4
5
6
7
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
Epilog

8

164 15 5
By littlewolffie

Yesly

Śniłam o lodzie. Góry lodowe wyrastały z lodowiska, gdy ja sunęłam na łyżwach przed siebie. Im szybciej jechałam, tym więcej gór wyrastało mi na drodze. Pociłam się, starając się omijać każdą z nich. „Zrób obrót, Yesly" – znajomy głos mojej byłej trenerki, pani Pennsley, rozbrzmiewał w mroźnym powietrzu. Wykonując jej polecenie zakręciłam się. A potem, jakby wyciągnięta z głębin swojego snu, obudziłam się. Wizja nadal kręciła koła i chwilę zajęło mi zorientowanie się, że nie jestem w domu.

Moim pierwszym odruchem było uniesienie kołdry, aby sprawdzić, czy nie jestem naga. Na szczęście nadal miałam na sobie ubrania. Ostrożnie przekręciłam głowę w bok i ujrzałam spokojnie śpiącego Faulknera. Tak po prostu sobie spał obok mnie. W tym momencie wspomnienia zeszłej nocy zaczęły uderzać do mojego obolałego mózgu przypominając mi jak się tu znalazłam...

Jeszcze na chwilę opadłam głową na poduszkę, masując czoło z nadzieją, że tak uśmierzę pulsujący ból głowy. W pomieszczeniu było bardzo jasno, nic nie zakrywało ogromnych okien. Promienie słoneczne przepływały przez odkryte okna, rzucając tańczące wzory światła na ściany. Co prawda, było tam odrobinę za jasno dla moich oczu, ale chociaż udało mi się pożądnie rozbudzić.

Z nieśmiałą odwagą ośmieliłam się spojrzeć na niego jeszcze raz. Jego spokojne oblicze było niemal kojące dla moich poszarpanych nerwów. Kilka kosmyków czekoladowych włosów niesfornie opadało na jego czoło, komponując nieład. Jedną rękę miał na poduszce nad głową, a druga chowała się pod kołdrą, którą dzieliliśmy.

Było coś znajomego w rysach jego twarzy, przelotne podobieństwo do Aarona. Jednak Faulkner miał zupełnie inną, swoją twarz. Twarz Aarona znałam doskonale, każdy jej milimetr był wryty w zakamarkach mojej pamięci. Podświadomie szukałam podobieństw na twarzy Faulknera. Czułam się okropnie, a to była moja desperacka próba znalezienia pociechy w czymś znajomym.

- Gapisz się – zachrypiały głos Faulknera rozdarł ciszę pokoju, choć jego oczy pozostały zamknięte.

- Nie gapię się, tylko patrzę – odparłam półszeptem.

Kąciki ust Faulknera uniosły się formując beztroski uśmiech, którym wzbudził w moim brzuchu dziwne uczucie. Dziwne, jednak przyjemne.

- Mogę otworzyć oczy, czy zdzielisz mi za położenie cię do swojego łóżka? – spytał, odruchowo poruszając brwiami.

- Chciałam, ale to nie jest prawdziwe łóżko, tylko materac, więc się nie liczy – ripostowałam, wywołując u niego chrypki śmiech.

Otworzył oczy i również położył się na boku. Nasze twarze znalazły się niebezpiecznie blisko siebie. Teraz to on gapił się na mnie bez słowa.

- Co? – spytałam cicho.

- Mógłbym się do tego przyzwyczaić – rzucił i krótko oblizał wargi. – Do budzenia się obok ciebie.

Jego wyznanie wywołało u mnie gęsią skórkę. Nienawidziłam siebie za to, że chciałam rozpłynąć się na tej poduszce. Dlaczego leżenie z nim było tak łatwe? Dlaczego będąc tam z nim, mężczyzną, którego tak naprawdę nie znałam, poczułam się jakby świat przestał istnieć? Jakby jego apartament był odłączony od tego świata i problemów, i dryfował sobie razem z nami na chmurce na tym całym chaosem. Dlaczego patrząc w jego oczy nawet moje myśli zwolniły? Zdecydowanie miałam nadal alkohol we krwi.

Westchnęłam cicho.

- Muszę iść poukładać sobie wszystko w życiu – zaczęłam, patrząc w jego piwne tęczówki. – Zbyt wiele się wydarzyło i... Nie możemy się spotykać, a tym bardziej całować się albo lądować ze sobą w łóżku. Potrzebuję czasu i odpowiedzi. Jeśli cokolwiek kiedykolwiek miałoby się wydarzyć, ja muszę wiedzieć co to dla mnie oznacza. Wiesz o tym, prawda? – spytałam cicho obserwując, jak Faulkner zaciska szczękę.

- Ja doskonale wiem, co to wszystko dla mnie znaczy – rzucił, po czym ciężko westchnął i przekręcił się na plecy, wzrok wbijając w sufit. – Ale nie będę naciskał, Yesly. Dam ci czas, przestrzeń i wszystko inne, czego potrzebujesz.

- Dziękuję...

- Ale to ty przyszłaś do mnie – dodał szybko i spojrzał na mnie. – Nie będę cię nękał, śledził czy robił problemów, ale jeśli znów do mnie przyjdziesz... Dla mnie będzie to oznaczało tylko jedno.

Po krótkiej chwili przemyśleń skinęłam głową. Jeszcze przez chwilę pozwoliłam sobie istnieć w tej chwili, zanim opuściłam jego apartament.

Musiało być jeszcze bardzo wcześnie, bo recepcja jeszcze nie funkcjonowała, a restauracja dopiero budziła się do życia. Weszłam schodami na górę i na palcach weszłam do mieszkania Aarona. Ten jeszcze spał, nadal na dywanie przed kanapą, w tej samej pozycji, w której go zostawiłam. Ostrożnie kucnęłam nad jego głową i nadsłuchiwałam, aby upewnić się, czy oddycha, po czym sama położyłam się na kanapie i naciągnęłam na siebie koc. Bałam się, że natłok myśli wciśnie mnie w tą kanapę, ale niemal od razu zasnęłam.

- Nie wiem, co zrobić – wyznałam z buzią pełną francuskiego tosta, siedząc z podwiniętymi nogami na blacie w kuchni naszej restauracji.

- Na pewno nie możesz się tutaj chować cały dzień – oznajmił Toby, ubijając coś w dużej, metalowej misce.

- O piętnastej mamy spotkanie zarządu na bal charytatywny Veil, muszę tam iść – przyznałam niechętnie, wpychając kolejną porcję słodkiego chleba do buzi.

- Na pewno nie możesz się poddać. Karmel nie może wygrać – wtrąciła Layla, która siedziała obok mnie i kończyła pić kawę.

- Albo po prostu powiedz Aaronowi co do niego czujesz i dowiesz się, czy to odwzajemnia. Czy to nie rozwiązałoby wszystkich twoich problemów, Yes? – Toby uniósł brwi, przelewając masę do foremek.

Obie z Laylą spojrzałyśmy na niego z uniesionymi brwiami i bardzo surowym spojrzeniem. Toby jedynie wywrócił oczami i wrócił do swoich zajęć.

- Słuchaj, Yes, unikanie go niczego nie rozwiąże – Layla stwierdziła i zwędziła mi z talerza ostatni kawałek chleba, który wpakowała sobie do ust. – Może on nie widzi twoich sygnałów, bo nadal widzi w tobie tylko swoją przyjaciółkę, a nie kobietę do potencjalnego związku.

- Może powinnam przefarbować włosy na ciemno... - rzuciłam i przechyliłam głowę. – Może, gdybym wyglądem przypominała ją, byłabym bardziej w jego guście. Musiałabym schudnąć parę kilo.

Layla bez uprzedzenia zdzieliła mnie w ramie, aż się wyprostowałam. Chwyciłam obolałe miejsce i spojrzałam na nią ze skwaszoną miną.

- Au! – krzyknęłam.

- Wybacz, ale w tej sytuacji musiałabym cię zdzielić. A nie, czekaj, już to zrobiłam, aby zapobiec dalszemu pieprzeniu głupot z twojej strony! – rzuciła, marszcząc brwi. – Jesteś piękna i przede wszystkim zdrowa. Poza tym, to Aaron. Nie jest na tyle płytki, aby sugerować się kolorem włosów czy też innymi głupotami.

- Może i nie, ale chodzi o atrakcyjność, fizyczne pociąganie – odparłam, masując ramie.

- W takim razie, zamiast wymyślać głupoty o zmianie swojego wyglądu podkreśl go tak, żeby ślina ciekła mu nawet przez zamknięte usta. Macie dzisiaj to spotkanie. Ubierz się jak gorąca sekretarka i rozbudź wyobraźnię chłopaka – zasugerowała Layla, zeskakując z blatu, aby dolać sobie kawy. Toby zmierzył ją wzrokiem.

- Nie przeginasz? – sugerował.

- Potrzebuję dużo energii... na dzisiejszy wieczór – odparła, zerkając na niego.

Ten odpowiedział gardłowym śmiechem i pokiwał głową, pozwalając jej kontynuować. Gdybym to była ja, zabrałby mi dzbanek z kawą i dostałabym kopa w drodze do wyjścia. Ten incydent utwierdził mnie w tym, że coś się między nimi kręci.

- Idziesz, Yes? Mam w domu taką ołówkową, obcisłą spódniczkę... - Layla na mnie spojrzała i poruszyła brwiami.

Zeskoczyłam z blatu i chwyciłam jej dłoń, udając się za przyjaciółką.


Kiedy patrzyłam się w lustro, słowa Layli powracały do mnie, a moje odbicie w lustrze potwierdzało, że nie żartowała. Ubrana w ołówkową spódnicę sięgającą do kolan i żywo-czerwoną koszulę, faktycznie przypominałam ideał sekretarki. Layla zręcznie uczesała moje włosy w eleganckie upięcie, odsłaniając kark. Jej rady tkwiły w powietrzu, nakłaniając mnie do odsłonięcia odrobiny skóry w imieniu nutki zmysłowości, pozostawiając dużo miejsca dla wyobraźni Aarona. Patrząc na swoje odbicie doskonale rozumiałam jej strategię, cicho w duchu mając nadzieję, że Aaron też tak to odbierze.

- Jeszcze tylko czerwona Miss Chanel na usta i jesteś gotowa do wyjścia – oznajmiła Layla, machając mi przed nosem czerwoną konturówką i szminką Chanel.

Skrzywiłam się, bo nie byłam przekonana co do czerwonych ust.

- A to nie będzie ciut za dużo? – spytałam niepewnie.

- Nie, będzie idealnie. Poza tym masz piękny uśmiech, ta szminka tylko wzmocni jego efekt. – Przyjaciółka puściła do mnie oczko i pod jej wpływem zgodziłam się na czerwień. Dziewczyna obrysowała moje wargi konturówką i nałożyła na nie miękką szminkę. – A teraz zobacz sama. – Chwyciła mnie za ramiona i obróciła przodem do lustra, a ja nie poznałam samej siebie, w najpozytywniejszym znaczeniu.

- Świetnie. Płaszcz i szpilki masz przy drzwiach. I pamiętaj, daj mu posmakować i zostaw go z niedosytem, ok? – Layla chwyciła mnie za ramiona i uniosła brwi.

- Postaram się, ok. Zadzwonię do ciebie jak wrócę do domu. – Skinęłam głową, starając się samą siebie przekonać do swoich słów.

- Koniecznie, ze szczegółami. Leć, ptaszyno.

Przekraczając próg wieżowca w centrum miasta, mój telefon zadzwonił. Wyjęłam go z torebki i odebrałam połączenie.

- Słucham?

- Nie wystawiaj mnie, Yesly. Błagam cię, powiedz, że jesteś w drodze, bo ja sam jajo zniosę na tym spotkaniu. – Aaron brzmiał na zdesperowanego. Pewnie kac jeszcze go trzymał.

Rozłączyłam połączenie, ostatni raz wzięłam głęboki oddech i podeszłam do niego, stukając go palcem w plecy.

- Bu.

- Jezu, dzięki b – zaczął i odwrócił się do mnie. Lustrował mnie wzrokiem od stóp do głów i chyba zaniemówił, choć sam wyglądał równie elegancko w czarnej koszuli. – Yesly...

- Aaron – odparłam, zgodnie z instrukcjami uśmiechając się do niego. – Idziemy do środka? – spytałam, przechylając głowę w bok. Opuszkami palców muskałam jego knykcie.

- Ech, tak. Chodźmy – odparł i trzymając dłoń na moim krzyżu przepuścił mnie pierwszą do środka szklanego biura, w którym znajdował się długi stół z co najmniej trzydziestoma krzesłami. Czułam na sobie spojrzenia obecnych osób, ale zastygłam dopiero na widok Faulknera, który siedział przy stole. Na mój widok wstał i położył dłoń na torsie. Wyglądał naprawdę dobrze w granatowym garniturze. Bałam się spojrzeć na Aarona, który pewnie gotował się ze złości na widok brata. Bałam się też, że Faulkner do nas podejdzie. Skinęłam więc głową, patrząc Faulknerowi w oczy, a on odpowiedział tym samym gestem. Choć napięcie w sali było namacalne, po prostu odwróciłam od niego wzrok i zajęłam swoje miejsce. Aaron usiadł obok mnie, więc byłam zmuszona w końcu na niego spojrzeć. On natomiast wypalał wzrokiem dziurę w garniaku Faulknera.

- Co on tu robi? – szepnął do mnie, zaciskając pięści pod stołem.

- Hej, nie denerwuj się. Buduje się tu, otwiera biznes, czy tego chcemy czy nie, w końcu będzie częścią tej społeczności – oznajmiłam i położyłam dłoń na jego zaciśniętej pięści. – Aaron. Spójrz na mnie.

Niechętnie skierował wzrok na mnie i jego mina, jak i pięść, rozluźniły się. Odetchnął i splótł nasze palce pod stołem, nie odrywając wzroku od moich oczu. W jego spojrzeniu widziałam gniew, który starał się opanować patrząc na mnie. Często to robił, w krytycznych sytuacjach szukał mnie i zwykłym spojrzeniem lub dotykiem pomagałam mu się rozluźnić. Jednak dopiero teraz zrozumiałam, jak wiele to dla mnie znaczy. Odkąd się poznaliśmy byłam jedyną osobą, która potrafiła załagodzić jego nerwy. A raczej jedyną osobą, której na to pozwalał.

Tak bardzo chciałabym cię teraz pocałować, Aaron.

Wolną dłoń położyłam na jego karku, on odruchowo zamknął oczy na kilka sekund. Gdy je otworzył, odetchnął, a ja się do niego uśmiechnęłam i spotkanie się rozpoczęło.

Pani burmistrz przedstawiła nam ogólny plan balu charytatywnego, po czym zaczęła omawiać go bardziej szczegółowo. Starałam się neutralnie uczestniczyć w zebraniu, patrzeć na panią Burmistrz, ale przez cały czas czułam na sobie spojrzenie Aarona. Gdy co raz bardziej wychodziło mi ignorowanie go, wzdrygnęłam się czując jego dłoń na moim kolanie. Odruchowo na niego spojrzałam, ale on teraz beznamiętnie gapił się na przewodniczącą spotkania, więc i ja zaczęłam patrzeć przed siebie.

Ale on nie przestał. Dłonią sunął pod moją spódniczkę po wewnętrznej stronie mojego uda, moje serce przyspieszyło. Wstrzymałam oddech, gdy jego palce znalazły się na mojej koronkowej bieliźnie. Badał ją opuszkami przez chwilę, drażniąc tym samym moją kobiecość. Doskonale wiedział co robił, a moja cipka to lubiła. Z każdym ruchem jego palca robiła się bardziej wilgotna. Aaron zahaczył palcem materiał i odsunął go, a jego opuszki miały bezpośredni dostęp do mojej łechtaczki. Masował ją, co chwilę zniżając ruchy. Próbowałam zaciskać uda, ale to go nie powstrzymało. W końcu wsunął we mnie palca, a ja odruchowo zacisnęłam dłoń na jego udzie i zassałam powietrze. Robiłam wszystko, aby nikt nie zorientował się co dzieje się pod stołem. Aaron poruszał rytmicznie palcem, jednocześnie pieszcząc łechtaczkę, a ja przygryzałam dolną wargę, aby nie wydawać z siebie żadnych dźwięków. On cały czas patrzył przed siebie, przyspieszając ruchy dłonią. Byłam blisko, bardzo blisko. Nagle mój głupi umysł wpadł na pomysł, aby dochodząc spojrzeć na Faulknera. Próbowałam wybić sobie to z głowy, ale im bardziej się starałam, tym bardziej pragnęłam to zrobić.

I zrobiłam. Nasze spojrzenia spotkały się, a ja czując, że za chwilę rozpłynę się na dłoni Aarona, rozchyliłam lekko wargi i bez względu na konsekwencje pozwoliłam sobie oddychać nieco głośniej, spojrzeniem złączona z Faulknerem. Nie był głupi, doskonale wiedział na co właśnie patrzył. Jednak nie spojrzał na Aarona, aby się upewnić. Cały czas patrzył mi w oczy, kącik ust unosząc w figlarnym uśmieszku. Szczytowałam, odruchowo zaciskając uda na ręce Aarona.

Szybko przerwałam kontakt wzrokowy z Faulknerem, bo poczułam wstyd. Nie dlatego, że widział, jak dochodzę, tylko dlatego, że poczułam się jakbym zdradziła Aarona z jego największym wrogiem. Aaron zabrał rękę, układając ją na moim kolanie. Nadal nierówno oddychając spojrzałam na niego, teraz to on się do mnie uśmiechnął. Tak niewinnie, a za razem tak bardzo seksownie. Ten uśmiech... Miałam wrażenie, że mogłabym dojść jeszcze raz. Wtedy Aaron ścisnął lekko moje kolano i puścił do mnie oczko. Nie mogąc powstrzymać uśmiechu pokiwałam głową, wzrokiem wracając na panią burmistrz. Moja dłoń spoczywała przez resztę spotkania na jego dłoni. Miałam nadzieję, że to podlegało pod zasadę Layli „daj mu posmakować, a później zostaw go z niedosytem". Albo lepiej pominę ten szczegół opowiadając jej o spotkaniu i reakcji Aarona.

Wiedziałam, że Aaron będzie chciał więcej, dlatego nie mogłam z nim pójść do Ice Hearts. Nie oszukujmy się, ale rozłożyłabym przed nim nogi z prędkością światła. Tym bardziej po tak intensywnej grze wstępnej... Dlatego wykorzystałam okazję po spotkaniu, gdy Aaron rozmawiał z jednym ze swoich dostawców i wymknęłam się z pomieszczenia, kierując się prosto do wyjścia. Szybkim krokiem udałam się za ścianę budynku wiedząc, że Aaron pójdzie w drugą stronę. Wyjrzałam jeszcze zza ściany, czy na pewno za mną nie poszedł i oparłam się plecami o chłodną, szklaną ścianę, wypuszczając z płuc zalegające powietrze.

- Interesujące spotkanie, nieprawdaż? – Faulkner rzucił wychodząc zza ściany i stanął przede mną. Wystraszył mnie, moje serce odruchowo przyspieszyło.

- T... Tak. Bal zapowiada się – zaczęłam.

- Podobało mi się to – przerwał mi i nachylił się nade mną na tyle, że jego wargi niemal dotykały mojego ucha. – A najbardziej podobało mi się to, że on nie wie, że to dla mnie doszłaś – rzucił i oddalił się, ten uśmieszek znów zagościł na jego twarzy.

Konkretnie zbił mnie z tropu. Otworzyłam usta, ale nic się z nich nie wydostało. Faulkner zaczął się cofać w stronę swojego auta.

- Do zobaczenia, Yesly Mayfield – powiedział i wsiadł do auta, które ruszyło w drogę.

Miałam o niczym nie mówić Layli. Minutę później, idąc przed siebie kompletnie zadyszana, wybrałam jej numer i przyłożyłam telefon do ucha.

- Opowiadaj – rzuciła brunetka, jak tylko odebrała telefon.

- Nie uwierzysz, jak ci opowiem co się stało... 

Continue Reading

You'll Also Like

733 54 11
Melodia Smith to zielono oka brunetka z szczupłą figurą i z ciężką przeszłością,lecz gdy poznaje Przyjaciela swojego brata jej życie błyskawicznie si...
3.7K 441 35
Holly Martin to na pozór miła dziewczyna. Uwielbia pomagać innym i podróżować. Żyje prawie tak jak każdy inny człowiek. Chociaż w tym przypadku prawi...
239K 1.2K 4
WYDAWNICTWO: https://wydawnictwoniezwykle.pl/gdy-mnie-ukradniesz LEGIMI: https://www.legimi.pl/ebook-gdy-mnie-ukradniesz-katarzyna-salach,b974650.htm...
6.2K 387 41
Nowa szkoła. Nowa rodzina. I pięciu nowych braci. Ava kocha swoją matkę. Musi to sobie powtarzać przynajmniej kilka razy dziennie, gdy wraz z matką r...