Card War [jikook]

By nice_sue

3.2K 539 234

Trzy lata po wojnie, która dotknęła cały świat, Seul ponownie pogrąża się w mroku. Do miasta powraca grupa pr... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
INTRO
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30

Rozdział 9

97 18 6
By nice_sue

Sala, w której się znajdowali, przypominała trochę laboratorium jakiegoś szalonego naukowca. Oprócz skórzanego krzesła, które miało pasy do przypinana pacjentów, znajdował się tu również rząd półek z pustymi, częściowo zbitymi flakonikami. Jimin nigdy nie był w tym miejscu. Wydawało mu się obce i zimne. Nie za bardzo rozumiał, dlaczego spotkali się właśnie tutaj. Myślał, że przesłuchanie odbędzie się w gabinecie Seokjina.

– Masz zamiar go torturować, czy co? Nie jest tu zbyt przyjemnie – zauważył, zanim do środka wprowadzono Jungkooka.

– Zobaczysz. Ale to, co się tu wydarzy musi pozostać między nami – ostrzegł go, cedząc każde słowo. Jimin myślał, że to jakiś głupi żart, ale wszystko wyglądało naprawdę jak z jakiegoś horroru. Nie rozumiał, dlaczego Seokjin był taki poważny. Może chciał go nastraszyć.

– Przestań tak mówić. Zaczynam się ciebie bać.

– Mówię serio – powiedział, patrząc w przestrzeń pustym wzrokiem. – Nikt nie może się dowiedzieć. Przede wszystkim Taehyung. Dlatego zachowaj to dla siebie. Obiecaj – nakazał, a w jego oczach zobaczył podejrzane iskierki.

– Ale go nie skrzywdzisz, prawda? – Może to była jakaś sala tortur. Nie miał nawet pojęcia o jej istnieniu. W końcu w obozie nigdy nie było żadnych więźniów. To pierwszy raz, kiedy trzymali tu kogoś z zewnątrz, a na dodatek gracza.

– Nie zabiję go. Nie martw się – Skinął głową, a jego twarz nieco rozpromieniała. – Powiedz, dlaczego tak ci na nim zależy. Czy nie mówiłeś zawsze, że nienawidzisz Red Five?

– Jungkook jest inny – skomentował, nie chcąc się w to bardziej zagłębiać. Jak miał mu wyjaśnić relacje, która się między nimi wytworzyła. Sam wciąż jej nie rozumiał.

Chwilę później żołnierze wprowadzili go do środka i posadzili na krześle, przypominającym to elektryczne z jakiś filmów grozy. Martwił się, co planuje Seokjin. Dobrze, że chociaż mógł być na miejscu i w razie czego zareagować. Powoli zaczynał się denerwować.

– Co chcecie wiedzieć? – zapytał, gdy zostali we trójkę.

– Wszystko o planach ataku i twoim szefie Yoongim – Seokjin usiadł na stołku przed nim, uważnie go obserwując.

– Nie było żadnego większego planu. A nawet jeśli to by mi o tym nie powiedział. Nie dzieli się z nami takimi rzeczami.

– Czyli musi mieć, jakąś wielką moc, skoro był pewny wygranej. Gracze z kartą Króla potrafią panować nad ludzkim ciałem i umysłami.

– To prawda. Yoongi generuje ból. Potrafi to robić na odległość, ale ma też swoje ograniczenia. Nie może kontrolować więcej niż dwóch osób jednocześnie – powiedział, nawet przy tym nie mrugając. Nie wyglądało, jakby kłamał. To było tym bardziej przerażające. Jeśli Yoongi rzeczywiście umiał takie rzeczy, był niezwykle niebezpieczny. Słabym punktem każdego człowieka było cierpienie i dlatego mogło prowadzić do agonii, a nawet myśli samobójczych. W końcu każdy miał swoje granice, które w momencie notorycznego naruszania pękały.

– A twoja moc? Nic o niej nie mówisz.

– Jestem odporny na zranienia. Yoongi nauczył mnie to kontrolować i dlatego zawsze wygrywałem w boksie. Jimin pewnie ci mówił, że brałem udział w nielegalnych walkach. Dzięki temu byłem praktycznie niezniszczalny.

– W takim razie to dziwne, że nie wysyłał cię na front.

– Dobrze strzelam, dlatego w większości akcji jestem snajperem. W bezpośrednim starciu z innymi graczami moje moce nie są aż tak przydatne. Wasi ludzie władają ogniem i roślinami, nie pokonałbym ich swoimi pięściami.

To miało sens. Jimin mu wierzył. Wszystko składało się w całość. To, co powiedział mu rano i teraz. Boksował się z silniejszymi od siebie, ale i tak wygrywał, bo nie odczuwał bólu. To było naprawdę przydatne. Nie musiał martwić się o swoje życie, przynajmniej dopóki używał karty.

– Dlaczego uciekłeś? Nie rozumiem tego – Seokjin wciąż był podejrzliwy.

– Przez niego – Jungkook spojrzał prosto w oczy Jimina, sprawiając że ten mimowolnie się zaczerwienił. – Przekonał mnie, że życie w oazie jest o wiele lepsze niż ciągłe bieganie po mieście i zabijanie ludzi. Nie chcę już tego robić. Jestem zmęczony. Przez ostatnie trzy lata przemierzyliśmy prawie całą Koreę. Nie zliczę, ilu ludzi zginęło. Yoongi namówił mnie do rebelii, żebym mógł legalnie używać karty. Rząd ścigał wszystkich, którzy robili to na swój użytek. Też byłem pod ostrzałem. Dlatego się zgodziłem. Ale nie pisałem się na coś takiego. To tyle.

Widać było, że temat nie był dla niego łatwy. Starał się jednak zachować powagę i pozory spokoju. Jimin był w stanie zrozumieć jego sytuację. Sam często dopuszczał się głupich czynów, aby ratować bliskich. Jungkook został po prostu perfidnie zmanipulowany.

– Dobrze, czy pozwolisz, żebym to sprawdził? – Seokjin wstał z krzesła, obchodząc go dookoła, żeby sprawdzić stabilność fotela i wytrzymałość skórzanych pasów.

– Niby w jaki sposób? Masz jakieś serum prawdy? – rzucił wyraźnie poddenerwowany. Jimin też przestawał to wszystko rozumieć.

– Użyje na tobie swoich mocy. Możesz odczuwać pewien dyskomfort, jeśli będziesz się opierał. Dlatego postaraj się rozluźnić, abym nie musiał używać przemocy.

– Zaraz, zaraz, na nic takiego się nie zgodziłem. Jimin, o co tu chodzi?

– Seokjin, o czym ty mówisz? Przecież straciłeś kartę na wojnie – Aż cały chodził z emocji. Złapał go za ramię, chcąc przemówić mu do rozumu, ale ten już trzymał w dłoniach czarno-biały blankiet. Dama Trefl. Czy on potrafi czytać w myślach, zastanowił się Jimin. To by oznaczało, że wystawił Jungkooka na próbę. Przepytał go, a jeśli ten skłamał właśnie miał się o tym teraz dowiedzieć.

– Dlatego miałeś obiecać. Ta informacja nie może opuścić tego pokoju – Przerażał go. Jego słowa, postura, mina. To wszystko zupełnie do niego nie pasowało. Zupełnie jakby Seokjin, którego do tej pory uważał za przyjaciela, zniknął gdzieś pod tą twardą skorupą, a zastąpił go jego sobowtór. Nie znał tej bezwzględności. Nie znał tego człowieka.

– Będziesz współpracować? – zwrócił się tym razem do Jungkooka. Ten nie wyglądał na przekonanego, ale ostatecznie skinął głową. Przecież gdyby się nie zgodził, byłoby to równoznaczne z tym, że nie powiedział im całej prawdy. – Muszę cię przypiąć. Na wszelki wypadek, gdybyś chciał mnie zaatakować lub zrobić sobie krzywdę. Postaram się być delikatny.

– Nie boję się bólu – odpowiedział szczerze.

– To zupełnie inny rodzaj cierpienia, którego nigdy nie doświadczyłeś. Nie uderza w ciało, ale w twoją duszę i psychikę – Przypiął pasami jego nadgarstki i łydki, a głowę nakazał mu oprzeć o zagłówek.

– Jimin, pilnuj go, ale nie dotykaj – poprosił, nadal mając to mroźne spojrzenie. Mimo wszystko wykonał jego polecenie, ustawiając się po prawej stronie. Seokjin tymczasem objął rękami jego głowę, wbijając palce w skronie. Obyło się bez błysku czy innych fajerwerków, ale po minie Jungkooka można było zauważyć, że moc zaczyna działać. Jego oblicze utraciło większość swoich kolorów, wykrzywiając się nieco. Obydwaj mieli zamknięte oczy. Seokjin musiał bardzo dokładnie penetrować jego mózg, bo był całkowicie skupiony i praktycznie nie wykonywał żadnych ruchów. Jimin miał wrażenie, że nawet nie oddycha. Jungkook za to uparcie zapierał się nogami, ale w pewnym momencie mocno szarpnął całym swoim tułowiem. Jednak więzy nie puściły. Seokjin nie przerywał. Być może nawet mocniej zaatakował jego umysł, bo w pokoju rozległy się donośne wrzaski. Z trudem się na to patrzyło. To było znacznie gorsze niż tortury cielesne, bo nawet nie miało się pojęcia, co dzieje się z ciałem drugiego człowieka.

– Wystarczy już! Krzywdzisz go! – powiedział z przejęciem, widząc jak z uszu Jungkooka zaczynają wypływać strużki krwi. Obawiał się, że praktykowanie tej mocy nie tylko bolało, ale również uszkadzało nerwy. Tego było już za wiele. Nie tak sobie to wyobrażał. To miało być zwykłe przesłuchanie, a nie egzekucja. – Słyszysz? Zostaw go!

Nie dostał jednak żadnej reakcji. Jungkook wił się na wszystkie strony, a jego otwarte na oścież usta z trudem łapały powietrze. Język wyglądał na zdrętwiały. Obawiał się, że jeśli nie zareaguje, może go nawet połknąć. Fizycznie było to niemożliwe, ale praktycznie podczas drgawek człowiek był wstanie zadławić się na tyle, że stawało się to niebezpieczne dla zdrowia i życia.

– Graj! – wykrzyknął, wyciągając swoją kartę z kieszeni i złapał Seokjina za przegub. Wtedy wszystko ustało. Jego moc została zneutralizowana. Odepchnął go od Jungkooka, aby więcej niczego nie próbował i szybko odpiął go od fotela. Był na siebie taki zły, że pozwolił na to wszystko. Ślepo wierzył, że Seokjin nikogo by nie skrzywdził, a już na pewno nie w taki sposób. Cały aż chodził z nerwów, ale musiał się opanować i zająć rannym Jungkookiem. Całe szczęście był przytomny. Pomógł mu wstać tak, aby mógł oprzeć się o jego ramię i razem ruszyli ku wyjściu z pokoju.

– Jimin, pamiętaj że-

– Zamilcz! Brzydzę się tobą! – Nie powstrzymywał się. Nie chciał go widzieć. Na pewno nie w najbliższym czasie. Nie obchodziło go, że poniesie za to konsekwencje. Miał do niego ogromne pretensje. Zachował się gorzej niż nie jeden przestępca. Takie tortury to można było stosować w średniowieczu. To było obrzydliwe i niemoralne. Rozumiał, że nie ufał Jungkookowi, ale sprawdzenie go w ten sposób stawiało go na równi z Yoongim.

Zaprowadził go do swojego pokoju i położył na materacu. Tylko dzięki adrenalinie był w stanie go tu przetransportować. Ważył swoje, a na dodatek był wyższy i większy gabarytowo. Sprawdził, czy jego puls jest w miarę znormalizowany. Musiał podać mu jakiś środek przeciwbólowy i przemyć uszy. Przede wszystkim potrzebował spokoju i odpoczynku. Na to nie było już żadnego lekarstwa. Zrobił mu chłodny okład na czoło, a dodatkowo żeby jakkolwiek uśmierzyć ból, rozmasowywał jego przedramiona. Bardzo żałował, że go tutaj sprowadził. Obiecał, że wszystkim się zajmie i go ochroni, ale znowu zawalił na całej linii. Zupełnie nie miał pomysłu, jak to teraz odkręcić.

– Przepraszam, naprawdę przepraszam – wyszeptał, próbując w ten sposób sobie ulżyć. Nie przyniosło to jednak oczekiwanego skutku. Nic dziwnego, czuł się winny.

– Jest w porządku – Usłyszał cichy, zamglony głos, co tylko pogorszyło jego samopoczucie. Musiał być wyczerpany. Nawet nie otworzył oczu, gdy do niego mówił. Jimin obiecał sobie, że tak tego nie zostawi.

– Śpij. Będę przy tobie czuwać – powiedział, nie mając zamiaru się stąd ruszać. Nie wiedział, co zobaczył Seokjij i jakie mogły być jego dalsze ruchy. Spodziewał się, że może wpaść tu w każdej chwili i zabrać Jungkooka. Chociaż pewnie, gdyby rzeczywiście dowiedział się czegoś złego, nawet nie pozwoliłby im wyjść. Jego moc była straszna. Potrafił grzebać w ludzkich umysłach, a może i w jakiś sposób je kontrolować. Przez tyle lat ich okłamywał. Kto wie na kim już stosował swoje zdolności. Całkowicie stracił do niego zaufanie. Najchętniej powiedziałby o wszystkim Taehyungowi i pozostałym, ale czy ktokolwiek by mu uwierzył. Prawda była taka, że nikt nie chciał zatrzymać tu Jungkooka. Spodziewał się tego, lecz miał też ogromną nadzieję, że jakoś samo się to ułoży. Powinien pomóc mu stąd uciec. Seokjin i tak wydobył już z niego najważniejsze informacje. Tyle było im potrzebne do ataku na Red Five. Teraz Jungkook mógłby w spokoju zniknąć. Gorzej jednak było z wyprowadzeniem go ze stadionu. Jimin musiałby bardzo się postarać, aby zrobić to w tajemnicy przed wszystkimi i jednocześnie nie zostać o to oskarżonym. Miał mętlik w głowie.

Mijały godziny, a Jungkook wreszcie zasnął. Zdążył jeszcze podać mu leki i opatrzeć nadgarstki, które miał całe czerwone i przetarte od szarpania się z pasami. Najbardziej jednak martwił się o uszy. Krwawienie nie było duże i szybko ustało, ale mogło mieć opłakane skutki w przyszłości. Powinien wcześniej użyć swojej mocy. W takim momencie, gdy była mu wreszcie przydatna, tak późno ją wykorzystał. Nie chciał jednak nawet myśleć o tym, co by się stało, gdyby nie było go na miejscu. Jungkook mógłby nawet umrzeć. Ale przecież nikogo  z oazy by to nie obeszło. Zastanawiał się tylko, dlaczego jego tak bardzo to obchodziło.

Bał się zostawić go samego, wiedząc że w każdej chwili w drzwiach mogą pojawić się żołnierze. Nie stało się to co prawda aż do rana, jednak mimo wszystko cały czas nie spuszczał go z oczu. Nie budził go też, chcąc dać mu się wyspać. Nie wiedział, która była godzina, kiedy jeden z podwładnych Seokjina przyniósł im jedzenie. Musiało być już po apelu, skoro z kuchni wyszły pierwsze posiłki. Dostali dwie porcje gulaszu i jakieś czerstwe pieczywo. Jimin nie ruszył ani kęsa, chcąc oddać swoją część Jungkookowi. Musiał nabrać sił. Sięgnął jedynie po wodę, wypijając kilka łyków, a resztą zmoczył dwa gaziki przykładając je do jego ust. Były całkiem przesuszone i ponadgryzane.

Nikt więcej ich nie odwiedził. Nikt nie przybył z żadną wiadomością. Jimin odetchnął z ulgą, że na razie dano im spokój. Wiedział jednak, że konfrontacja z dowódcą na pewno go nie ominie. Dziwiło go też, że Taehyung nie przyszedł obudzić go na apel. Może Seokjin mu zabronił, opowiadając jakąś ckliwą bajeczkę, aby trzymał się od niego z daleka. Co by nie mówić bardzo go kochał, więc na pewno nie chciał, żeby dowiedział się o przebiegu przesłuchania. A zapewne wątpił, że Jimin dotrzyma tajemnicy.

Continue Reading

You'll Also Like

27.7K 1.6K 5
gdzie jungkook jest grzeczny i słucha się yoongi'ego ; yoonkook ; smut ; fluff ; ten jeden raz, kiedy yoongi stał się yoonji ; cute jimin ; cute jun...
72.7K 3.7K 125
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...
176K 15K 36
gdzie od tysięcy lat na świecie nie pojawił się żaden wampir Omega, a szczęściarz Yoongi ją spotyka yoonmin;angst>>wampiry!au, rules>> t...
20.1K 652 35
Aktor i model czy ten związek ma szanse przetrwać? Okładka wykonana przez @sora123123