YINYANG TIGER

By milkychimy

20K 2.3K 1.1K

[☯️] zakończone ❝a tiger in a herd of hunters kills the most❞ Charlie Wilson to poseł republikański, wal... More

Prolog: pewność zasiana tygrysim czarem
1 🂡 mafiozo pod płaszczem politycznego wybawcy
2 🂡 godło na czole
3 🂡 skaryfikacja po ostrzu Xiuying
4 🂡 tygrysek z niewidzialną przeszłością
5 🂡 I rada: nie pozwól wrogowi poznać swoje lęki
6 🂡 zemsta to pierwszy stopień do piekła
7 🂡 władza nad krajem bliska władzy mafii
8 🂡 niewinny królik również potrafi się mścić
9 🂡 ostrze kompromitacji
10 🂡 niepokój budzi intrygę
11 🂡 nie zawstydza mnie męska aparycja
12 🂡 Amur Tiger
13 🂡 sieć rodzinna pod presją mafii?
14 🂡 melodia guzheng snuje powiew śmierci
15 🂡 powiedz mi, kim według ciebie jestem
16 🂡 jak dżentelmeni
17 🂡 imię moje - Xiao
18 🂡 początek mafijnej wojny
19 🂡 mały jadeitek
20 🂡 ten, którego imienia nie można wypowiadać
21 🂡 zwaśniona z tygrysem
22 🂡 wspólna nienawiść budzi najgorętszą potęgę
23 🂡 piętno obietnic
24 🂡 Resflor Company
25 🂡 kres wojny
26 🂡 krwawa piwonia
27 🂡 śmiertelny duet
28 🂡 wspólne łoże
29 🂡 pierwsza, chińska poszlaka
30 🂡 sprzymierzeńcy szybko we wrogów się zmieniają
31 🂡 pocałunek wybawienia
32 🂡 sumimasen, szach-mat
33 🂡 powiedz, co chcesz mi zrobić
34 🂡 dlaczego tutaj nie zostaniesz?
35 🂡 pierwsza ofiara
36 🂡 przepraszaj najskrytsze niebo
37 🂡 niczego nie żałuję
38 🂡 naczelny krzykacz
39 🂡 jaśmin na skórze
40 🂡 rewolucja jest kobietą
41 🂡 tęsknota za domem to pierwszy stopień do buntu
42 🂡 rodzinne więzy
43 🂡 plan mizogina
44 🂡 skoro chcesz ze mną zostać...
45 🂡 spalone mosty
46 🂡 Dzień Niepodległości
47 🂡 wiesz w ogóle, gdzie Chiny leżą?
48 🂡 tchórzliwy prezydent
49 🂡 Rodzina Zhang
50 🂡 mafia jest jak państwo totalitarne
51 🂡 odwiedźmy Zhouzhuang!
52 🂡 żołądek amerykańskiego pieska
53 🂡 pociąg do Szanghaju
54 🂡 mądrości starej nainai
55 🂡 McDonald's i Kungfu Panda
56 🂡 Qiaoxi 桥西
57 🂡 polowanie na Smoka
58 🂡 spotkanie z feministyczną królową
59 🂡 ślad jaśminowego przymierza
60 🂡 Vincent Lawrence nie żyje
61 🂡 zmęczony, duży kiciuś
62 🂡 człowiek to bardzo delikatna maszyna
63 🂡 młodzieńcza głupota
64 🂡 paskudny kłamca
65 🂡 Ameryka o sobie przypomina
67 🂡 pocałunki w pierwszy śnieg
68 🂡 biały katolik z Ameryki - największe zagrożenie
69 🂡 Księżycowy Nowy Rok
70 🂡 Wǒ xǐhuan nǐ
71 🂡 Witaj ponownie, Ameryko
72 🂡 Konferencja zdrajcy czy ofiary?
73 🂡 Yareli Harrera i Zhang Chaoxiang
74 🂡 nóż w plecach
75 🂡 pozostał mi tylko on
76 🂡 ledwo zdobyta, a już stracona
77 🂡 plan Marshalla
78 🂡 pośmiertny ruch na szachownicy
79 🂡 zdrajca niejedno nosi imię
80 🂡 finał sztuki tragicznej
Epilog: powiedz mi, kiedy się we mnie zakochałeś

66 🂡 tego historia nie wytłumaczy braterską miłością

70 13 1
By milkychimy

              Karmelowy odcień skóry Xiao kontrastował z wyraźnie bledszym ciałem Charliego. Napięte ramiona, chuda klatka piersiowa, kościste dłonie płynące po krzywiźnie talii. Spod ciemnego dżinsu wybijały się mięśnie na udach Amerykanina, który siedział okrakiem na Xiao. Jedynym dowodem muskających się warg był przyćmiony blask hotelowej lampki. Nowy Jork pochłoniętych w fajerwerkach, w patriotycznych kolorach lśnił zza mosiężnych okien, był miernym tłem dla ciężkich oddechów, pocierających o siebie ciał i tęsknych, rozmarzonych spojrzeń. Ta chwila miała pozostać tylko dla nich. W prywatnych zbiorach wspomnień, którymi mogliby się za kilka lat dzielić ze świadomością, że nikt inny nie zna słodkiego sekretu. Każdy pocałunek, każde przejeżdżające po najeżonej skórze paznokcie, każde pasma włosów wpływające między zaciskające się na nich palce. To wszystko było ich chwilą. Drobnym urywkiem intymności. Momentem, z którego pamiętali ciepło grających w równym tempie ciał, ciężko bijące serca i urokliwe uśmiechy.

Teraz patrzył na to cały świat.

Otwarty laptop postawiono na kilku grubych książkach. W pałacowej bibliotece już dawno zapadł zmrok, sylwetki rozmywały się niewyraźnie w cieniu. Wszyscy w skupieniu oglądali transmisję wiadomości CNN z chińskimi napisami. Zaraz przed ekranem, swobodnie rozłożona na drewnianym krześle, bujała się Yareli. Od momentu wzniesienia popłochu w pałacu przez Shiyun i Charliego nie odezwała się ani słowem. Dongyang, Mingxia, babka Ping oraz Zirui odmówili oglądania tych informacji, odkąd tylko zobaczyli przodujący nagłówek. Shiyun w kącie wertowała zacięcie całego Twittera, natomiast Jiang krążył nerwowo. Charlie i Xiao stali w progu ciężkich, dębowych drzwi, ściskając swoje splecione dłonie za plecami.

— Prezydent Stanów Zjednoczonych trzymający w objęciach... swojego największego przeciwnika? Nie, to nie scenariusz najnowszego serialu na Netfliksie, a szokująca informacja, którą żyje cały świat. W nocy z drugiego na trzeciego stycznia dwa tysiące dwudziestego drugiego roku w sieci zamieszczony został materiał ukazujący prezydenta Vincenta Lawrence'a oraz Sekretarza Stanu Charliego Wilsona w swoich pożądliwych objęciach. — Na głównym ekranie pojawiło się wyciszone nagranie, które od kilkunastu godzin błądziło po Internecie w różnych wersjach oraz przeróbkach. Przedstawiało boczny kadr na łóżko w pokoju hotelowym w Nowym Jorku. A na nim Charliego, perwersyjnie siedzącego na kolanach Xiao. Całowali się, a mimo półmroku nie dało się podważać oryginalności nagrania. Tym razem nikt nic nie sfałszował. To byli oni. Najprawdziwsi. — Oryginalne nagranie zniknęło z Internetu godzinę po publikacji, jednak zdążyło wywołać chaos, którego amerykańska polityka nigdy nie widziała. Obywatele żądają wyjaśnień, strajki pod Białym Domem blokują połowę Waszyngtonu, a demokraci unikają kontaktów z mediami.

Na ekranie mignęło ujęcie z wnętrza siedziby Kongresu Stanów Zjednoczonych. W tłumie reporterów, blasków fleszy i wbijanych w kończyny, puchatych mikrofonów przedzierali się Marshall, Florence oraz kilku pozostałych członków najbliższego kręgu prezydenckiego. Ich twarze były blade, powieki przekrwione, a w oczach biła maniakalna desperacja. Ochrona odpychała reporterów, a wścibskie kamery chwytały zbliżenia na umykające bezgłośnie spomiędzy warg polityków przekleństwa. Jakby w odpowiedzi na milczenie demokratów telewizja przedstawiła kilka druzgoczących komentarzy opozycji.

— To jest coś nie do pomyślenia. Ameryka upada na naszych oczach.

— Kto dopuścił tego człowieka do rządu? To jakiś oszust!

— Skandal. Po prostu skandal. W obliczu informacji, jakie ostatnio docierają, zaczynam wątpić, że przeprowadzone wybory były w pełni transparentne.

— Zboczeńcy w rządzie. Właśnie tego doczekała się Ameryka!

Po ciałach Charliego oraz Xiao przebiegły salwy dreszczy. Obaj wzdrygnęli się na dźwięk agresywnych słów polityka republikańskiego, zerknęli ukradkiem po sobie.

Na ekranie laptopa pojawiły się jeszcze przebitki z nerwowych spojrzeń Vivienne oraz Milesa, który z szacunkiem i kulturą odmówili komentarza do sytuacji. Charlie podziękował im cicho w głowie, mimo że wciąż w sercu rozlewał się nikły żal. Przynajmniej nie wykorzystali tej fatalnej sytuacji do podzielenia się spostrzeżeniami, które już wcześniej wysnuli.

Albo wręcz przeciwnie, milczeli, szykując na niego najcięższą bombę.

Powrócono z powrotem do prezenterki w studiu, która wyglądała na żywo przejętą sytuacją.

— Biały Dom w sprawie Vincenta Lawrence'a i Charliego Wilsona wystosował jedynie śledztwo policyjne, mające namierzyć osobę stojącą za rozpowszechnienie prywatnego nagrania z hotelowego pokoju. Obywatele zadają odmienne pytania. Czy romans dwóch przeciwników przeważył na wyniku zeszłorocznych wyborów? Co się dzieje z Pierwszą Damą Ameryki Yang Serenity, która nie pokazała się publicznie od oficjalnej przeprowadzki pary prezydenckiej do Białego Domu? Czy skandale wokół prezydenta mają odwrócić uwagę od ostatnich posunięć demokratów? Gdzie w tym wszystkim jest Vincent Lawrence? Czy ta tajemnicza kandydatura wytrwa do zaprzysiężenia, które powinno się odbyć za dwa tygodnie?

Powiedzenie, że stanęli w obliczu bardzo nieciekawej sytuacji, byłoby umniejszeniem amerykańskiego dramatu. Ameryka płonęła, a oni stali na drugim końcu globu, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. W tym wszystkim sprawa wycieku stanowiła jedynie poszlakę do kolejnych teorii spiskowych. Do opinii publicznej wyciekły puste akta, Stany zauważyły jego nieobecność, zniknięcie Daiyu oraz dziwne posunięcia polityczne. To była kwestia czasu, kiedy policja dostanie nakaz przeszukania jego starego mieszkania, natkną się na ślady krwi Pierwszej Damy. Odnaleziono już zwłoki Edwardsa i Orville? Strażnik z więzienia sprzedał ich obecność u Willwooda? Ktoś odkrył, że para obściskująca się na korytarzu Dragon's Palace to oni? Tygodnie dzieliły od wystawienia za Xiao listu gończego.

W tym wszystkim nie dawała spokoju jedna kwestia: Dlaczego Chaoxiang milczał? Mieli włączone telefony i dostęp do Internetu od ponad miesiąca, a przez ten czas nikt nie zadzwonił do nich z informacją, że Stany Zjednoczone rozpadają się w szwach.

To wszystko śmierdziało do tego stopnia, że Xiao sprawę filmu został z tyłu głowy, jak najdalej. Inne zdanie o sytuacji najwyraźniej miał Charlie. Gdy reportaż zdążył się skończyć, a reporterka zmienić temat, Wilson natychmiast wyciągnął z kieszeni telefon, w milczeniu czegoś poszukiwał. W tym samym czasie do boku Xiao przywarła Shiyun.

— Najdłuższa wersja filmiku na Twitterze ma trzy minuty. Do samego końca obaj w znacznej części jesteście ubrani — powiedziała tak, jakby miałoby to cokolwiek zmienić. Jakby niezarejestrowanie przez kamerę ocierających się o siebie genitaliów wykluczało możliwy skandal i dało się to wytłumaczyć braterską miłością.

— Co oprócz tego piszą ludzie? — zapytał Jiang, zatrzymując się na drugim końcu długiego, dębowego stołu. Skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.

Shiyun skrzywiła się nieznacznie, spuszczając wzrok na aplikację Twittera.

— Cóż... opinia publiczna dzieli się na nastolatki piszące, że chciałyby zająć miejsce Charliego, konserwatystów wyzywających ich, polityków robiących pełną analizę oraz dziwny odłam społeczeństwa piszący fanfiction na ich temat — mruknęła, klikając trzy razy w ekran telefonu, aby zaraz odwrócić w ich stronę otwartą stronę AO3. — Enemies to lovers... adekwatny tytuł. Chwytliwe.

Xiao wywrócił oczami. Młodsi obywatele Stanów, bez prawa do głosowania, gdy go pierwszy raz zobaczyli, zaczęli tworzyć dziwne dzieła w Internecie. Od TikToków z viralową pioseneczką w tle, po jakieś fancluby i półnagie rysunki. Spływało to po nim.

Wyrwał się z ucisku Charliego, podszedł do stołu, na którym stał laptop. Zamknął go z trzaskiem, wiadomości umilkły. Oparł się ramionami o blat, spoglądając na stoicki wyraz twarzy zamyślonej, nieodzywającej się Yareli.

— Wszystko się popieprzyło — syknął, kompletnie ignorując Shiyun. — Jeżeli teraz wrócimy do Ameryki, aby ukręcić łeb Chaoxianga, media wedrą się do samego samolotu chwilę po wylądowaniu. Wszystko tylko po to, aby nas dorwać.

Yareli obserwowała go spode łba. Bystre spojrzenie biegało po rozjuszonej twarzy Xiao. Kobieta nie odezwała się ani słowem. W dyskusję wdarła się ponownie Shiyun, podeszła bliżej i rzuciła telefon na blat.

— A tak całkowicie szczerze, i co cię to obchodzi? Wystarczy trochę ochrony i dyskrecji, nikt z dziennikarzy nie wie, że jesteś za granicą.

Xiao wyprostował się, wypuszczając z płuc nagromadzone powietrze.

— Nasz plan zakładał, że Amerykanie nie będą chcieli mnie rozszarpać.

— Nie ciebie. Chcą rozszarpać Vincenta Lawrence'a. — Między nich wdarł się spokojny głos Jianga. Mężczyzna splątał dłonie za plecami, powolnym, przepełnionym namysłem krokiem sunąc w ich stronę. Rozglądał się swobodnie po regałach, jakby snuł filozoficzną opowieść o życiu i śmierci. Nie skandalu z seksualnym nagraniem. — Mojego brata ma zamordować Wang Xiao. W momencie, w którym zdecydowałeś się zawrzeć z nami sojusz, zamordowałeś idealną kreację Vincenta Lawrence'a. Prezydent, który naraził się własnemu ludowi, tak naprawdę nie istnieje. A my możemy to świetnie wykorzystać.

Desperacja spłynęła po jego barkach. Poczuł, jak ramiona opadają wzdłuż ciała, a rwący plus powoli uspokaja swój szaleńczy nurt. Zacisnął mocno pięści, czując, jak panika szarga ciałem. Z nadzieją zerknął na obserwującą Yareli, szukając w jej oczach potwierdzenia.

Sam w tym momencie nie wiedział, czy pragnął od niej nowego planu akcji, czy potwierdzenia, ze wszystko jest w porządku. Miał wrażenie, że choćby zapewniał go cały świat, najwyżsi uczeni i geniusze, on uwierzyłby tylko strategicznemu umysłowi Lady Yeh.

Kobieta z pełnią gracji odrzuciła z ramienia pasmo włosów, zarzucając swobodnie nogę na nogę. Odwróciła się w ich stronę, uśmiechając nikle i przebiegle pod nosem.

— Co o tym myślisz? — zapytał ją Xiao.

— Jiang ma rację. Przepraszam, że to mówię. Ktoś naruszył waszą prywatność i to nie jest w porządku, ale ta sytuacja bardzo nam pomaga — odparła, a spojrzenia wszystkich zebranych, nawet zajętego telefonem Charliego, momentalnie się podniosły. Kobieta rozsiadła się wygodniej, patrzyła na nich z dołu. — Chaoxiang musi cholernie panikować. Widać to po reformach i ustawach, które uporczywie i desperacko próbuje przepchnąć. W zamęcie i chaosie najłatwiej jest popełnić karygodny błąd — mówiąc to, uśmiechnęła się szelmowsko.

Xiao poczuł, jak spływa po nim zimny pot. Momentalnie zszedł na ziemię, a drobniutka igiełka ulgi wbiła się w żyły. Odetchnął swobodniej, jednak niedane mu było należycie zebrać myśli, ponieważ momentalnie za ich plecami rozszedł się podniesiony głos Charliego.

— Mam! Znalazłem! Patrzcie na to! — rzucił Wilson, rozpierając się łokciami między nimi. Pochylił się do przodu, aby Yareli również mogła zerknąć na ekran jego telefonu. — Zrobiłem to zdjęcie następnego poranka.

Xiao rozchylił oczy zdziwiony. Fotografia przedstawiała jego osobę. Stał przed łóżkiem, leniwe, poranne słońce opadało na nagą pierś i szare spodnie dresowe. Miodowe kosmyki wzburzone w nieładzie, a twarz opuchniętą i poczerwieniałą od snu. Nawet nie wiedział, kiedy Charlie zrobił mu to zdjęcie, jednak to nie on był tu istotny. Gdy spojrzenia wszystkich skupiły się na ekranie urządzenia, czarnowłosy przybliżył ujęcie na komodę za Xiao. Stał na niej wazon z niepozornie wyglądającym bukietem kolorowych gipsówek. Przybliżył dokładniej, zauważyli między drobniutkimi kwiatuszkami obiektyw zakamuflowanej kamery.

— Cholera — syknął Xiao, pocierając dłońmi twarz.

Charlie zablokował telefon, schował do kieszeni. Jiang i Shiyun odsunęli się nieznacznie zmieszani, a Yareli jedynie kiwnęła w namyśle głową.

— Najpierw afera z edytowanym zdjęciem, potem wyciek akt i teraz to. Do naszej gry dołączył trzeci zawodnik o nieznajomych celach. Musimy zachować najwyższą ostrożność — mówiąc to, podniosła się z krzesła.

W pałacowej bibliotece zapadła niepokojąca cisza. Xiao nerwowo zagryzł policzek od środka.

— Co twoim zdaniem powinniśmy teraz zrobić? — zapytał Charlie, a Yareli uraczyła go jedynie przelotnym spojrzeniem. Natychmiast odwróciła się do Xiao, rzuciła wyzywające spojrzenie.

— Masz w Stanach kogoś, komu możesz bezgranicznie zaufać? —Nie potrzebował nawet chwili namysłu. Natychmiast kiwnął głową. Yareli uśmiechnęła się nieznacznie. — Skontaktuj się natychmiastowo z Ameryką. Jeżeli chcemy, aby wszystko się udało, musimy zajrzeć bezpośrednio za plecami Chaoxianga.

                  Marshall odebrał, zanim zdążyli usłyszeć pierwszy sygnał.

Gdy Yareli tylko wspomniała o osobie, której Xiao może bezgranicznie zaufać, bez większego namysłu nasunął mu się Marshall. Choć ten szalony, lekko socjopatyczny fioletowowłosy wariat był lekko roztrzepany i nieobliczalny, tak nie dało się ukryć jego lojalności. Gdy Xiao mówił, że idą razem podbić Amerykę, Marshall szedł za nim. Gdy odwracał się przeciw Yijing, Diaz nie kwestionował jego zdania. Pośród wszystkich ludzi, których poznał w tym imperium, Marshall Diaz był jedyną osobą, do której mógł tego wieczora zadzwonić.

Kiedy w szanghajskim pałacu dawno zapadł zmierzch, a mróz wpadał do niewielkiego pokoiku, w Waszyngtonie była ósma rano. To nie była godzina, o której przeważnie budził się Marshall Diaz, jednak odebrał, jakby czekał od dwudziestu czterech godzin.

— Xiao! Xiao! Jezus, stary, mordo, brachu, jak ja się cieszę, że cię widzę! Nawet nie uwierzysz, jeny, tyle się podziało, jejku — mamrotał roztrzepany fioletowowłosy, gdy tylko pojawił się na ekranie telefonu blondyna.

W czasie gdy reszta rodziny siedziała piętro niżej na kolacji, Xiao i Charlie zajęli pokój Shiyun, gdzie był najlepszy zasięg Wi-Fi. Mimo polepszenia kontaktu Jadeitowego Pałacu z resztą świata, karta SIM Xiao wciąż szwankowała. Nie mógł połączyć się z żadnym z numerów o rejestrze zagranicznym, a wiadomości nie dochodziły. Wybrał więc najbardziej prymitywnie amerykańską opcję — FaceTime.

Czuł się potwornie niekomfortowo, kiedy widział rzucającego się z zachwytu Marshalla. Po raz pierwszy od tylu miesięcy.

— Spokojnie, Mars, my... — zaczął mówić, jednak fioletowowłosy nie pozwolił dokończyć.

— Tu się dzieje jakiś kataklizm! Wei sra po całym moim domu, Chaoxiang chce urwać głowę Florence, Florence chce urwać głowę Chaoxianga, media nas napastują, ostatnio w siedzibie mieliśmy policję. Stary, ratuj! — zawył żałośnie, a Xiao westchnął desperacko, pozwalając przyjacielowi przeżywać jeszcze przez kolejne trzy minuty.

Nie było sensu przemawiać do rozsądku, kiedy Diaz był tak rozemocjonowany. Xiao nie rozumiał nic z tego, co mówił, jednak wytrwale i sumiennie kiwał głową. Przy okazji obserwował, jak mężczyzna biega po całym mieszkaniu, próbując się opanować. On w tym czasie zwrócił spojrzenie w stronę rozsuniętych drzwi na balkon. O drewnianą framugę opierał się zamyślony Wilson. W dłoni zażył się papieros, a w ustach para mieszała się z dymem nikotynowym. Charlie zerknął nieznacznie w stronę siedzącego na jedwabnej poduszce Xiao, wywracając z nikłym rozbawieniem oczami.

— Skończyłeś się emocjonować jak fanka One Direction na widok Harry'ego Stylesa? — rzucił głośniej Amerykanin, Marshall natychmiast zamarł.

— Charlie! Jak cieszę się, że cię słyszę! — zawył z żywym entuzjazmem fioletowowłosy.

Xiao obserwował, jak Marshall zasiada na białej, skórzanej kanapie w przestronnym, bogatym apartamencie. Nigdy nie był w mieszkaniu Diaza, ale przysiągłby, że prędzej wyobraziłby go sobie w brudnej melinie albo mieszkającego pod mostem w kartonie, niżeli w luksusowym apartamentowcu. Najwyższe piętra wieżowców w centrum Waszyngtonu nie wydawały się jego środowiskiem naturalnym.

Blondyn wykorzystał moment, w którym Marshall stracił zainteresowanie sprawą Ameryki i walącym się pod Yijing gruntem, aby przejść do rzeczy ważniejszych — pokazać mu Wei. Xiao jedynie uśmiechnął się nikle, zaraz wracając do konkretów.

— Marshallu, widzieliśmy amerykańską telewizję.

Fioletowowłosy zwrócił kadr na siebie. Wywinął dolną wargę.

— No. Troszkę nieciekawa sytuacja. Ale przy tym, co się dzieje w Yijing, to wyciek waszej seks-taśmy jest najmniejszym problemem. — W tym momencie Charlie zakrztusił się wciąganym dymem papierosowym. Xiao zerknął na niego opiekuńczo, aby zaraz powrócić uwagą do rozmowy.

— Co się dzieje?

Marshall westchnął cierpiąco. Ustawił telefon na stoliku kawowym, aby moc przetrzeć twarz dłońmi.

— Nie wiem, burdel totalny. Nie mogliśmy się z wami skontaktować. Tyle razy do was pisałem, wydzwaniałem, nic, cisza, nul. Kazałem nawet włamać się na twoje prywatne social media i wykraść najbliższe kontakty rodziny Zhang. Żadne wiadomości nie dochodziły. Chaoxiang tak się wściekł, że kazał wysłać po was do Chin członków Yijing z Ameryki, bo w Szanghaju nikt nie odpowiadał na zgłoszenia.

Na czole Xiao zarysowała się długa zmarszczka. Podniósł oczy na Charliego, który zgasił niedopałek w szklanej popielniczce, po czym powolnym krokiem wrócił do pomieszczenia. Stanął za plecami blondyna, spojrzał na Vasqueza.

— Nikogo tu nie było — odparł Wilson. Marshall skinął głową rozżalony.

— Tak! Bo nikt nie dotarł! Nasz prywatny samolot zaginął!

Xiao odwrócił się ku Charliemu. Ich rozszerzone źrenice wylewały szok i desperację. Ich dłonie zrosił nagły, śliski pot. Bieg serc przyśpieszył, w głowie zaczęły w zatrważającym tempie obracać się trybiki.

Czy to możliwe, aby samolot z grupą przynajmniej dziesięciu osób tak po prostu zaginął?

A może nigdy wcale nie wyleciał?

W obliczu zeznań Marshalla cała sytuacja zaczęła przybierać coraz bardziej niepokojącego obrazu. Od początku uznali, że wszystko to, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych, było sprawką wycieku informacji do dziennikarzy. Kamera zastawiona w pokoju hotelowym przez spiskującą obsługę, aby podsłuchać możliwe brudy i oblane tajemnicą spiski oraz układy. Puste akta obiegające Internet, nieodpowiednia taktyka polityczna zdesperowanego Smoka.

Jednak media nie miały pojęcia, że Vincent Lawrence przebywa za granicą. Nie wiedziały, że ktoś uporczywie próbuje się z nim porozumieć.

Nad głową Xiao zapaliła się wyimaginowana żaróweczka.

— Dziwne, nie? Przecież samoloty nie zapadają się pod ziemię ot tak! Chyba że porwali go kosmici — mówił dalej Marshall, w momencie, kiedy Xiao porwał telefon w dłonie, dał FaceTime w tle. Gdy obraz rozgadanego fioletowowłosego pojawił się w prawym rogu ekranu, blondyn pośpiesznie kliknął ikonkę wiadomości. — Ludzie strajkują pod Białym Domem nieustannie od sierpnia. Akta nasiliły sytuację. Florence prawie skoczył z okna, gdy usłyszał, że Chaoxiang kazał przepuszczać najgorsze pomysłu ustaw, a teraz to nagranie z hotelu. No, trochę dupnie — rzucił, zaglądając do jakiegoś kubka, wypił jego zawartość.

Na tym etapie Xiao kompletnie go zignorował. Charlie pochylił się nad jego ramieniem, gdy blondyn wszedł w zakładkę zablokowanych numerów, wyświetlając ten, z którego przed miesiącami dostawał anonimowe groźby. Po rozmowie z Charliem w Zhouzhuang zdecydował się zablokować dziwny numer. Chciał wierzyć, że wszystkie dziwne wiadomości były jedynie spamem, kolejnym szykiem żartów od tej połowy kraju, która wydrapałaby mu oczy i odstrzeliła połowę wrogiej partii. W sierpniu myślał tylko o Chinach, Charliem, rodzinie i domowym cieple Jadeitowego Pałacu. Nawet nie próbował snuć teorii wokół tego, jak ogromny ogień mógł w tym samym momencie pożerać Stany Zjednoczone.

Wszedł ponownie w zastrzeżony numer, serce podskoczyło mu nieprzyjemnie do gardła. Palce zatrzęsły się na ściskanym uporczywie telefonie, a za plecami z ust Charliego ubiegło ciche przekleństwo.

Wiadomości było więcej niż dwie, które zdążył odczytać.

Dodaj nam trochę rozrywki, Panie Prezydencie.

Wiem, że jesteś uzależniony od atencji. Rozpocznijmy prawdziwe widowisko.

王 小*

Następne były zdjęcia.

Biały Dom od wewnątrz. U nasady dużych schodów stał oparty o barierkę Xiao, obok niego z szelmowskim uśmiechem Charlie.

Stare mieszkanie w Waszyngtonie. Zakrwawione ściany, noże wbite w podłogę, roztrzaskane szkło. Zimne, stygnące ciało młodej Chinki. Pierwsza Dama Stanów Zjednoczonych z poderżniętym gardłem.

Zanurzający się do rzeki samochód z prezesem Edwardsem, a w tle nieemocjonalne wyrazy twarzy Sekretarza Stanu oraz prezydenta.

Blondyn przełknął nerwowo zatrzymaną w gardle gulę, przesuwając konwersację jeszcze niżej. W tym samym momencie z gardeł Charliego oraz Xiao wydobył się desperacki jęk.

Ostatnią wiadomością była fotografia z dobrze znanego kadru. Nowojorski pokój hotelowy. Fajerwerki z okazji Dnia Niepodległości w tle. Angielska boazeria na ścianie, jedwabna pościel rozpuszczająca dwa ciała. Z tym wyjątkiem, że ubrania zakrywające ich na wyciekłym nagraniu zanikły. Karmelowa skóra przywierała do bladej. Ich ciała plątały się w uczuciu, wargi zatrzymane zostały w środku pożądliwego pocałunku.

Pod fotografią wysłano ostatnią wiadomość:

Przegrałeś.

Charlie zacisnął pięść na barku Xiao. Marshall ciągle gadał. W głowach kotłowały się myśli. Wilson przeklął siarczyście, pocierając twarz palcami. Kompletnie ignorując Marshalla, mruknął:

— Macie w Yijing kreta.

Diaz zamilknął. Xiao nawet nie zerkał na rozjuszonego Amerykanina. Choćby chciał mówić, że to wszystko zbieg okoliczności, nie przegapili trzeciego członka piekielnej, politycznej gry, tak nie potrafił łgać samemu sobie w oczy. Zanim połączył wątek wycieku poufnych brudów do mediów oraz niepokojących wiadomości, nie oddawałby tej sprawie zbyt wiele uwagi. Liczył się chaos. Chaoxiang w chaosie i popłochu podejmie desperackie, złe decyzje. Do jego pustych akt miesiące wcześniej dokopał się Charlie, zupełnie tak, jakby ktoś z Yijing specjalnie nie wykonał swojej roboty, aby nakłamać w poufnych kartotekach. To była kwestia czasu, kiedy dotrze do nich ktoś jeszcze. Ukryta kamera, podsłuch — cholera jasna, dziennikarze łapali się najgorszych chwytów, aby zdobyć intrygujący nagłówek na gazetę.

Teraz te wszystkie wnioski były nic niewarte.

Marshall wyglądał na szczerze zdziwionego i przerażonego słowami Charliego. Momentalnie podsunął się bliżej kamerki w telefonie, biorąc na kolana miauczącego tygryska.

— Co? To niemożliwe.

Charlie syknął za plecami składającego wszystkie informacje w całość Xiao.

— Ale wszystko na to wskazuje. Xiao od wylotu do Chin dostawał niepokojące wiadomości na swój prywatny numer. Nikt nie mógł się z nami skontaktować, karty SIM kupione przez Yijing są wadliwe, a kordon mafijny wysłany do Chin zaginął. Ktoś od początku sabotował kontakt na linii Waszyngton – Szanghaj — mówił zacięcie, kręcąc się po pomieszczeniu w tę i z powrotem. Drapał się w zamyśleniu po brodzie, a Xiao jedynie pokiwał głową. — Do tego ta ukryta kamera i zdjęcia z ukrycia. We wszystkich przedstawionych sytuacjach byli przy nas tylko ludzie z Yijing. Apartament hotelowy mieliśmy wspólnie z Marsem i Florence. Wchodziła tylko ochrona i kilku członków Yijing. To nie pozostawia po sobie żadnego innego wyjaśnienia.

Oczy Marshalla momentalnie się rozszerzyły. Xiao westchnął z opanowaniem, wypchnął policzek językiem.

— Tak, Charlie ma rację. Jeżeli w Yijing rzeczywiście jest szpieg, to nie jest wykluczone, że następną bombą rzuconą do mediów będzie moja prawdziwa tożsamość.

W pomieszczeniu zapadła niepokojąca cisza. Xiao pośpiesznie zrobił screenshoty wiadomości od nieznanego numeru, cenzurując ostatnie zdjęcie. Wysłał wszystkie dowody Marshallowi na Whatsappie. Przygotowany był na kolejny komunikat o błędzi. Ku ich zdziwieniu wszystkie screenshoty poprawie dotarły do adresata.

Nad głowami szumiał agresywny przeciąg. Zasłony powiewały w oknach, kartki otwartego szkicownika przewracały się, a zdesperowane, rozemocjonowane ciała potrzebowały mosiężnej dawki ocucającego powietrza. Charlie podsunął jedną z jedwabnych poduszek, usiadł obok Xiao na podłodze.

— Jeżeli w Ameryce wyda się, że jesteś oszustem, będziemy ścigani. To może zaszkodzić naszemu planowi — odparł Wilson, sprawiając, że blondyn ponownie się zamyślił.

— Jakiemu planowi? — zapytał osłupiały Marshall. W tle przetoczył się niemały huk. Na ramionach Xiao wsunęła się gęsia skórka.

— Jesteś sam?

Marshall skinął pośpiesznie głową, poprawił jakiś zrzucony przez Wei przedmiot.

— Tak, jestem u siebie w domu. Za jakąś godzinę będzie po mnie Florence, muszę mu powiedzieć, że udało nam się skontaktować.

W ślepiach Charliego i Xiao momentalnie wzbudziła się desperacja.

— Nie! — krzyknęli równo.

Marshall wyglądał, jakby jego niewtajemniczenie zaczynało go denerwować. Z twarzy znikły beztroska i euforia. Socjopatyczny uśmiech podupadł, a w oczach zaiskrzyło zwątpienie. Czoło przecięła równa zmarszczka.

— Czy możecie wytłumaczyć mi, o co wam chodzi? Zaczyna, się gubić.

Xiao i Charlie spojrzeli po sobie. Szpieg nie wiedział o tym, że pod Chaoxiangiem kopane są dołki. Nawet jeżeli w ich kręgach szwendał się kret, nie był świadomy nowego celu, którym kierował się Xiao. Plan Lady Yeh pozostanie bezpieczny, o ile nie wypłynie poza krąg Charliego, Xiao oraz Marshalla.

Blondyn ułożył dłoń na kolanie Wilsona, wypuszczając powietrze z ust z ulgą.

— Marshall, nie możesz mówić nikomu o tym, że masz z nami kontakt. Nie mów nikomu o tym, do czego wspólnie dotarliśmy. Będziemy potrzebować ciebie i twojej dyskrecji w zamordowaniu Chaoxianga razem z Lady Yeh.

— Że co?! — pisnął Marshall.

Zapowiadał się długi wieczór.




*王 w transkrypcji hanyu pinyin to Wáng Xiǎo

Continue Reading

You'll Also Like

83.6K 8.7K 70
Będąc odważnym splotł ich dłonie ze sobą. Ucieszył się, kiedy starszy ani nie wyrwał ręki, ani jakkolwiek nie zaprotestował. Ba! Baekhyun był wręcz z...
46K 3.6K 200
One Direction ma przerwę, a jedynym marzeniem Zayna jest odzyskanie Louisa. Okazuje się jednak, że mimo jego rozstania z Harrym, nie jest to takie ł...
484K 73.5K 81
Współtwórca : @spacedeerlu Gatunek : komedia, romans, fluff Paring główny : Hunhan Paring poboczny : Chanbaek Ilość rozdziałów : 72 Stan opowieści :...
233K 24.1K 97
「Przygnębiająca cisza przerywana jedynie dźwiękiem przychodzącej wiadomości.」 ⚣ angst; wiadomości; depresja; uzależnienia (nie tylko od alkoholu i uż...