Dawka Śmiertelna

By deklinacja

5.3K 557 162

Osiemnastoletnia Nessa Spencer wreszcie decyduje się poprosić o pomoc, skutkiem czego zostaje wysłana do szpi... More

ostrzeżenie
I. Zamek Drakuli z mordercą w środku.
II. Pan ordynator- złodziej kanapek.
III. Połowa tablicy Mendelejewa.
IV. Mogłam być następna.
V. U progu najdłuższego tygodnia życia.
VI. Zawalczyłam.
VII. Inny, lepszy świat.
VIII. Naboje w pustym pokoju
IX. O kimś, kto też mnie spotkał.
X. Szemrany pomocnik.
XI. Więzienne tatuaże pana inteligenta.
XII. Ataki różne i różniejsze.
XIII. Droga przez piekło.
XIV. Czy papierosy rzeczywiście pomagają?
XV. Skutki wódki i słów wypowiedzianych zbyt szybko.
XVI. Uścisk jak za miliony.
XVII. Daddy issues.
XIX. On wiedział, gdzie mnie szukać.
XX. Sukienka, którą on wybrał.
XXI. Nowe polecenia służbowe.
XXII. Scena pod wysokim do nieba sufitem.
XXIII. Zamknięta w szkle róża.
XXIV. Jak wyrastają najpiękniejsze kwiaty.
XXV. Rysa na szkle.
XXVI. Obraz, który miał ze mną zostać już na zawsze.
XXVII. Intencjonalne dewiacje.
XXVIII. Czego nie może robić pięciolatka?

XVIII. Blondwłosa nadzieja i wielka marynarka.

75 8 2
By deklinacja

twitter: @dekliinacja +#dawkawatt

miłego czytania! 

Spędziłam dany mi czas znacznie lepiej, niż wówczas, gdy identyczne słowa usłyszałam od Aidema. Tym razem byłam niemal pewna, że decyzja, którą zamierzałam podjąć, była słuszna.

Każdego dnia starałam się zastanawiać nad tym, co robiłam. Starałam się przekraczać pewne granice lub patrzeć na rzeczy chociażby trochę inaczej, niż dotychczas. Próbowałam się uświadomić w tym, że dużo moich zachowań wynikało z choroby, a nie spaczonego charakteru.

Wyglądało to niekiedy naprawdę sztucznie, ale starałam się nie odgryzać Aidemowi na każdym kroku i troszkę uważniej przyglądać jego reakcjom. Przecież wyznał mi kiedyś, że choć jego pobyt w szpitalu był spowodowany nieco pokrętną kwestią, cierpiał on również na pewne schorzenia psychiczne i mógł niekiedy zachowywać się nielogicznie.

Harper natomiast sprowadzała mnie na ziemię.

Tłumaczyła mi, że moja reakcja na wiadomość Bryce'a może być pokłosiem zaburzenia, o którym wspomniała mi kilka dni wcześniej. Na każdym kroku podkreślała, że nie brzmiało to tak, jakby mężczyzna chciał ze mnie zrezygnować.

Niemalże młotkiem tłukła mi do głowy, że chłodne i stonowane odzywki są absolutną normą w relacji pracownik– pracodawca, a moje przybicie było związane tylko i wyłącznie z nagłą zmianą używanego przez niego tonu.

Z drugiej strony natomiast powtarzała mi, że chęć zmiany była czymś naprawdę dobrym, ale nie musiałam jej kosztem zmieniać się o sto osiemdziesiąt stopni. Nie musiałam być nagle karykaturalnie miła, momentami rażąco wręcz sztuczna.

Na podstawie własnych obserwacji tłumaczyła mi, które zachowania według niej mogą być chorobowe, a które natomiast były dla mnie naturalne.

Dzień w dzień pilnowała, bym nie stała się... Nijaka.

Widać było, że chciała dobrze, jednak ja wciąż na tyle głowy miałam zbyt wiele nieprzyjemnych głosów, które sprawiały, że powątpiewałam w jej intencje.

Znalazłszy odpowiednią drogę, wychodziłam wieczorami na dach i spisywałam kolejne listy, które w przyszłości miały trafić do Blake'a. Starałam się w tych wiadomościach racjonalizować wszystko, co się działo i uważnie monitorować moje reakcje. Choć nie wiedziałam, w jaki sposób mogłabym je anonimowo wysłać, uparcie je pisałam.

Czekały po prostu na swój wielki dzień.

Dziś natomiast był przedostatni dzień danego mi tygodnia.

Po południu zdecydowałam się udać do sklepu z używaną odzieżą i dokupić kilka nowych rzeczy. Niestety zmuszona byłam do samotnego wyjścia, bo zarówno Harper, jak i Aidem, byli już w pracy. Jenny co prawda zawitała do mieszkania z samego rana, jednak nie obdarzyła mnie nawet spojrzeniem.

Od dłuższego czasu nie wiodła życia z nami, a obok nas.

Była aż nader specyficzna.

***

Pogoda dziś była nadzwyczaj korzystna, więc na miejsce dotarłam w nieco lepszym humorze, niż bym się tego spodziewała. Starałam się cieszyć głupotami, choć przychodziło mi to z niemałym trudem; wmawiałam sobie wręcz, że pewne rzeczy mnie cieszyły.

Nie potrafiłam wyjaśnić skąd brał się mój zły humor i z wolna zaczynałam się oswajać z myślą, że był on permanentny. Nawet pomimo pozytywnych momentów z udziałem Harper, mój nastrój miał raczej tendencję spadkową i był niezmiennie dość ponury.

Od dobrych pięciu minut stałam w przymierzalni na tyłach sklepu i zastanawiałam się mocno nad sukienką, którą miałam na sobie.

– Nigdy w Edynburgu nie widziałam lumpa z przymierzalnią – parsknęłam pod nosem, cofając się o kilka kroków tak, bym mogła zobaczyć swoje odbicie z nieco innej perspektywy.

Byłam pewna, że przymierzalnia była pusta. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy poczułam na sobie spojrzenie dość niskiej blondynki, najpewniej mającej dylemat podobnej natury, co mój.

– To jeden z niewielu w Manchesterze, które go mają – zachichotała pod nosem, obracając się w moją stronę – Doradziłabyś mi? Nie wiem, czy te spodnie dobrze leżą.

Nim zdążyłam zareagować, zrobiła przede mną kilka subtelnych obrotów, śmiejąc się przy tym dość głośno.

Była prześliczna.

– Leżą idealnie, serio – skwitowałam, uśmiechając się blado.

– Naprawdę?

– Naprawdę.

– Ta sukienka też. – Skinęła głową, a ja momentalnie oblałam się rumieńcem. – Nawet się nie zastanawiaj, tylko bierz.

– Nie jest zbyt... Wyzywająca? – sapnęłam, ponownie wbijając spojrzenie w moje odbicie.

W szkole niezależnie od ubioru słyszałam, że jestem dziwką, przez co aktualnie nie umiałam trzeźwo ocenić większości ubrań. Wyzwiska nasilały się, jeżeli zakładałam coś innego, niż dresy, więc aktualnie zakup sukienek czy spódnic był dla mnie dość problematyczny.

Wszystko wydawało mi się zbyt prowokujące.

– Wyzywająca? – rzuciła, marszcząc brwi – Jest dziewczęca, ładnie się układa. Wyglądasz uroczo, zaufaj mi.

Mogła mieć trochę racji, ponieważ sukienka naprawdę była dość zabudowana– sięgała mniej więcej do połowy łydki, od pasa była zdecydowanie luźniejsza, nieco nawet zwiewna. Miała bufiaste rękawki i delikatny, szałwiowy kolor.

Podobała mi się, ale wciąż się wahałam.

– Jeśli uważasz, że jest zbyt odkryta to daj mi trzy minutki. Zaraz wrócę z czymś cool, co będzie można założyć na wierzch – rzuciła, puszczając mi oczko.

Rzeczywiście po kilku minutach wróciła do mnie z trzema wieszakami w ręce; na jednym z nich był mleczny kardigan, na drugim czarna, bodaj męska marynarka, na ostatnim natomiast szara, zakładana przez głowę bluza.

– Okej, okej, może nie wygląda to obiecująco, ale musisz mi uwierzyć na słowo, że będą pasować – parsknęła, prezentując mi swoje znaleziska – Sweter akurat jest najbardziej oczywisty, ma też najlepszy kolor. Marynarka nie jest damska, ale oversize jest w modzie; nikt nawet nie kapnie się, że to męskie. No, a bluza... Bluzę musisz założyć, żeby ogarnąć skąd wziął mi się ten pomysł.

Popatrzyłam na nią z pod byka, jednak już chwilę później zaśmiałam się krótko i ujęłam w dłoń pierwszą z rzeczy. Dość długo przyglądałam się sobie i odczuwałam zdecydowanie mniejszą ekscytację, niż siedząca obok blondynka.

– Widzisz? Mówiłam! – zachichotała, z uznaniem patrząc na swoje dzieło – Zakrywa troszkę więcej, ale nadal wyglądasz jak wyjęta z Pinteresta.

Akurat w tym miejscu byłam w stanie jej przytaknąć– kardigan zakrył kawałek dekoltu, przez co czułam się znacznie bezpieczniej. Byłam w pewnym stopniu usatysfakcjonowana całą stylizacją.

– Kurwa mać – syknęła, potknąwszy się o jedno z pudełek na ziemi. Nie mogłam się powstrzymać i zaśmiałam się pod nosem, jednak ona automatycznie mi zawtórowała. – Ciekawe, kiedy sobie wreszcie łeb rozwalę. Ciągle potykam się o dosłownie wszystko – dodała, kładąc nacisk na ostatnie słowo – Autentycznie wszystko. Przymierz marynarkę, bo jej jestem najbardziej ciekawa.

Westchnęłam pod nosem, po czym narzuciłam na siebie górną część garnituru, sięgającą mi niemalże do połowy uda.

– Oversize to jedno, ale błagam, przecież ona jest ogromna – parsknęłam, obracając się w różne strony – To nie jest najlepsze połączenie.

– Trochę tak – mruknęła, zastanawiając się dość intensywnie – Jeju, ale mimo wszystko fajnie leży. Chujowo do tej sukienki, ale sama w sobie jest spoko.

– Wyglądam jak w worze – skwitowałam, marszcząc brwi – Albo jakbym była pięciolatkiem, który ojca okradł.

– Mogę ci do tego dobrać jakąś inną sukienkę? – wypaliła nagle, spoglądając na mnie z nadzieją wypisaną na twarzy – Masz taką ładną figurę, a ta jebana marynarka ma potencjał. Proooszę – ciągnęła, wpędzając uśmiech na moją buzię.

Blondynka zdawała się być nad wyraz autentyczna; uśmiechała się cholernie dużo i cholernie często– uśmiech praktycznie nie schodził jej z twarzy. Nie potrafiłam jej odmówić, bo widziałam, jak ogromnie wkręciła się w całą sytuację. Mimo wszystko liczyłam, że zrozumiała aluzję i nie zdecyduje się na wybranie czegokolwiek zbyt odkrytego. Do tego wciąż nie umiałam się przekonać.

Chciałam pomału wracać do mojego ukochanego stylu ubioru, jednak wiedziałam, że zajmie mi to naprawdę sporo czasu. Wciąż bałam się, że nagminne wyzywanie mnie od dziwek i kurew najzwyczajniej w świecie powróci.

– Wieszak się złamał – wypaliła, wracając do przymierzalni – Uznajmy, że nikt nie zauważy. Znalazłam coś, co może naprawdę fajnie pasować. Zobacz.

Wystawiła w moją stronę czarną sukienkę na krótki rękaw; była ona zdecydowanie krótsza niż ta, którą miałam na sobie. Na pierwszy rzut oka wydawała mi się też dużo bardziej obcisła.

Odruchowo przewróciłam oczami, co nie umknęło jej uwadze.

– Wiem, wiem. Domyślam się, że sama w sobie może nie być dla ciebie wymarzonym wyborem, ale to się wyklepie – skwitowała, wręczając mi wieszak – Połączenie dopasowanej sukienki i wielkiej marynarki to naprawdę piękna sprawa. Będziesz wyglądać jak bizneswoman.

Niechętnie ruszyłam z stronę przymierzalni, w której założyłam cały skompletowany przez nią zestaw. Starałam się zanadto nie przyglądać mojemu obiciu w lustrze, by zrobić sobie coś na wzór niespodzianki.

– Kurwa, miałaś rację – rzuciłam, nieco wytrzeszczając przy tym oczy – To serio wygląda dobrze.

– Patrz teraz – dodała, po czym ściągnęła sobie okulary przeciwsłoneczne z głowy i wsadziła mi je na nos – Wyglądasz, jak girlboss.

– Tak myślisz?

– Tak. Mogę to powtórzyć jeszcze milion razy. – Uśmiechnęła się krzepiąco, układając rękę na moim ramieniu. W lustrze dostrzegła, jak lekko się wzdrygnęłam, przez co błyskawicznie się odsunęła – Och, wybacz.

– To nic – szepnęłam, oddając jej okulary.

– Jestem Hope – palnęła po chwili ciszy, wystawiając do mnie dłoń.

– Nessa – odpowiedziałam, uśmiechając się szeroko – Dziękuję za pomoc.

– To ja dziękuję. Wybacz, sekundka – westchnęła, wchodząc do jednej z kabin z wibrującym telefonem w ręce. Słyszałam, jak rzuciła kilkoma półsłówkami, a następnie poszamotała się chwilkę i najpewniej przebrała się w swoje poprzednie ubrania. – Mój chłopak musi zostać dłużej w pracy, więc wygląda na to, że mam wolne popołudnie. Nie chciałabyś iść na kawę?

Chuj, raz się żyje.

– Chętnie.

Blake, byłbyś dumny.

***

– Uwierz, że chciałabym kłamać – zaśmiała się w głos, zwracając tym uwagę ludzi wokół – Znajomość z moim chłopakiem zaczęła się po tym, jak wpadłam do jego basenu w środku nocy. No, poznaliśmy się, kiedy się przed nim wyjebałam, ale to już szczegół.

– Powiedz wreszcie, czemu w ogóle wpadłaś do tego basenu – parsknęłam, ocierając jedną z łez płynących mi po policzku – Wywalenie się przed nim jestem w stanie zrozumieć, ale to? Nigdy.

– Nie chce mi się tłumaczyć całego zamysłu Gry Miejskiej, bo to strasznie pokrętna historia. Załóżmy, że po prostu graliśmy ze znajomymi w chowanego, no nie? – rzuciła, oplatając ręce wokół białego kubka z kawą – Cholernie boję się psów, a podczas tej durnej zabawy wpadłam na jednego, no to co miałam zrobić? Wlazłam na najbliższy mur, ale nie byłabym sobą, gdybym z niego od razu nie spadła.

W odpowiedzi zaśmiałam się krótko, skupiając się mocno na wszystkich emocjach malujących się na jej twarzy. Opowiadała historie o wszystkich swoich pokrętnych wypadkach z taką łatwością i dystansem, że w pewien sposób mnie to ujmowało.

– No, i jestem już w tym basenie... – kontynuowała, popijając przy okazji swój napój – Pierwszą myślą jaką miałam było to, że do domu odwiezie mnie radiowóz. Wiesz, dojebana willa, na podjeździe jeszcze lepszy samochód, bogata dzielnica... Byłam pewna, że posądzą mnie o włamanie. Wtedy pojawił się królewicz i mnie wyłowił – prychnęła, czerwieniąc się dość wyraźnie – Nie zadzwonił na psy, dał jeść i jeszcze tańczył ze mną do Taylor Swift, rozumiesz?

– Do której piosenki konkretnie? To akurat istotny szczegół.

Style.

– Jeśli sam ją wybrał, to według mnie jest materiałem na męża – rzuciłam, uśmiechając się do niej szeroko.

– Mam taką nadzieję – westchnęła, poprawiając się na swoim siedzeniu – Historia życia już za nami, więc pora na ciebie– pracujesz gdzieś czy jesteś na studiach?

Na samą wzmiankę o studiach nieco się spięłam, ponieważ zdarzało mi się coraz częściej zapominać o tym, że moja edukacja stała pod wielkim znakiem zapytania. Dłuższą chwilę wahałam się, czy blondynka powinna usłyszeć wersję wydarzeń, którą przedstawiłam Bryce'owi, czy raczej tą prawdziwą.

Dość szybko się otrząsnęłam i wybiłam z głowy ten durny pomysł. Nie mogłam nikomu zdradzać, skąd właściwie wzięłam się w Manchesterze i jaka była moja aktualna sytuacja.

– Mam gap year – rzuciłam, nieco uciekając spojrzeniem – Mieszkam tu od naprawdę niedawna i pracę mam tak... W połowie. To trochę skomplikowane.

– Mam dużo czasu – zachichotała, zakładając nogę na nogę.

– Można powiedzieć, że jestem asystentką jednego typa, ale chyba tylko w teorii. Dał mi tydzień, żebym zastanowiła się, czy chcę tą pracę kontynuować – wyrecytowałam, nie zastanawiając się zbytnio nad doborem słów. Nie był to temat zakrawający o moją przeszłość, więc mogłam jej zdradzić nieco więcej.

Najpewniej i tak się nigdy więcej nie spotkamy.

– To brzmi co najmniej dziwnie – rzuciła, przekrzywiając głowę – Podjęłaś już decyzję?

– Wydaje mi się, że tak. – Wzruszyłam ramionami, a przez moją twarz przebiegł cień rozczarowania – Ja chciałabym ją kontynuować, ale nie wydaje mi się, żeby druga strona miała takie same odczucia. Z tyłu głowy mam myśl, że ten tydzień był tylko po to, bym się zniechęciła.

– Nie musisz mi na to odpowiadać, ale... Z czego właściwie wynikł taki obrót akcji?

– Warunkiem utrzymania pracy jest pójście na terapię. Nie wiem czemu wydaje mi się, że on ma dość użerania się ze mną – dodałam, spuszczając wzrok na dłonie – Niczego na świecie nie boję się tak, jak dotyku innych ludzi i to chyba generuje pewnego rodzaju problemy.

– Wiesz, to wcale nie musi się tego tyczyć – skwitowała, dość wyraźnie zastanawiając się nad dobrem słów – Przyjaciel mojego chłopaka jakiś czas temu szukał asystentki i, kurwa jebana mać, nigdy nie widziałam go tak podenerwowanego. On jest oazą spokoju, ale przez te wszystkie kandydatki był jak tykająca bomba. Palił więcej, niż oddychał i cały czas zastanawiał się, czy aby na pewno potrzebuje tej asystentki.

W odpowiedzi jedynie zmarszczyłam brwi, dając jej do zrozumienia, że dygresja nieco nie powiązała się z bieżącym tematem.

– Chodzi mi o to, że relacja z asystentką jest dość bliska. Wiesz, to taki najbliższy współpracownik, z którym w większości przypadków trzeba podejmować interakcje, spędzać czas. No, mniej czy więcej, ale trzeba. Problem kolegi polegał na tym, że z żadną kandydatką mu nie kliknęło i strasznie długo się nad nimi wszystkimi zastanawiał.

– A zastanawiał się, ponieważ..?

Choć miałam pełną świadomość, że rozmawiałyśmy o dwóch różnych sytuacjach, podjęty przez Hope temat bardzo mnie zainteresował, bo mogłam się dzięki niemu nieco mocniej wczuć w zachowanie Bryce'a, a nawet spróbować je zrozumieć.

– Ma problem z babami – sapnęła, uśmiechając się dość niezręcznie – Dość źle wyszedł na ostatnim związku i od tamtej pory strasznie ciężko mu zaufać, nawet w sferze zawodowej. Najchętniej trzymałby każdą na dystans i w nieskończoność udawał chłodnego i nieprzejętego. Każda kandydatka miała według niego sto razy dłuższą listę wad, niż zalet i każdą z nich rozkładał na czynniki pierwsze, pod kątem ewentualnego kłamstwa.

To akurat zaczynało brzmieć znajomo.

***

Spędziłam z Hope dobrych kilka godzin, co było dla mnie naprawdę dużym zaskoczeniem. Moje tematy do rozmów naprawdę szybko się wyczerpały, jednak ku mojemu zdziwieniu, potrafiła ona naturalnie podtrzymać rozmowę, bez wypytywania mnie o życie prywatne, przez co udało mi się nawet w pewien sposób rozluźnić. Nie rozmawiała ona wyłącznie o sobie– przez większość spotkania zarzucała tematy, które mocno mnie angażowały i pozwalały wyrazić opinię na różne tematy.

Przy każdej możliwej okazji rzucała w moją stronę subtelnymi komplementami, które naprawdę zdawały się być szczere.

Tylko dzięki niej zdecydowałam się na zakup niemal wszystkich rzeczy przymierzonych w lumpeksie– na wieszak wróciła jedynie szara bluza, która kompletnie mi się nie podobała.

Na kawę też poszłyśmy w miejsce, które nie było przesadnie drogie, co automatycznie odstresowało mnie. Nie mogłam sobie pozwalać na zbyt duże wydatki, jednak ona zachowywała się tak, jakby to dosłownie wyczuła.

Wprawiła mnie w naprawdę logiczny humor i choć nie umiałam zrozumieć, co takiego w sobie miała, byłam jej wdzięczna.

Dziś natomiast był mój wielki dzień– oficjalny koniec danego mi przez Bryce'a tygodnia. Po raz pierwszy od początku naszej znajomości, to ja czekałam na odpowiednim przystanku przed czasem.

Stresowałam się.

Dużo czynników nakładało się tutaj na siebie– przede wszystkim, gdyby zdecydował się ze mnie zrezygnować, znów musiałabym rzucić się w wir poszukiwania pracy, który już raz solidnie mi dopiekł. Uświadomiona w wielu schorzeniach wymagających leczenia, miałabym problem ze znalezieniem pracy, która pozwalałaby mi opłacić terapię.

A na terapię finalnie się zdecydowałam.

Bryce był w pewien sposób jedyną opcją, która pozwalała mi aktualnie na leczenie– zgodził się na pracę bez umowy, oferował dobre pieniądze, obiecał znaleźć dobrego fachowca.

Z jednej strony bałam się go samego w sobie, a z drugiej obawiałam też utraty danej mi przez niego szansy. Złapał mnie w dość specyficzną, niepisaną i najpewniej urojoną, pułapkę.

– Długo czekałaś? – rzucił szorstko, momentalnie wyrastając za moimi plecami, na co odskoczyłam jak poparzona.

– Pięć minut, nie więcej. – Wzruszyłam ramionami. – Przyszedłeś na piechotę?

– Bardzo śmieszne – burknął, odwracając się na pięcie – Chodź, auto zostawiłem kawałek stąd. Może nie zdążyłaś jeszcze zauważyć, ale jest dzisiaj kurewski ruch.

Był nieco inny, niż zawsze.

Nie miał na sobie tego durnego, dopasowanego garnituru, tylko bluzę i dresy, w których chodził jedynie podczas pracy w domu. Na głowie miał założoną tył do przodu czapkę z daszkiem, a pod oczami dość wyraźne wory.

Humoru zbyt świetnego też zdecydowanie nie miał.

Obawiałam się tej rozmowy coraz bardziej.

– Jaka jest twoja decyzja? – zaczął, ówcześnie wpuszczając mnie do samochodu – Konkret, tak czy nie?

– Tak – rzuciłam, a mój głos był stłamszony zdecydowanie bardziej, niż zamierzałam.

– Dobrze się czujesz? – odparł, wyjeżdżając z miejsca parkingowego.

– Chyba tak – palnęłam, wbijając wzrok z widoki za oknem – A ty?

– Niekoniecznie – westchnął, przecierając dłonią twarz – Wkurwiaj się, ile chcesz, ale muszę zapytać ponownie– czy jesteś pewna swojej decyzji?

– Tak – burknęłam zdecydowanie głośniej, niż poprzednio.

– Dobrze, zatem będziesz miała swój pierwszy, wielki test – wypalił, uśmiechając się kpiąco – Elly jest chora i ma kurewsko zły humor. Nie spałem przez nią całą noc i naprawdę jestem już zmęczony, a moi rodzice się od niej pozarażali, także jesteś aktualnie jedyną opcją.

– Zostawiłeś dziecko samo w domu?

– W połowie – parsknął, rzucając mi przelotne spojrzenie – Siedzi z Trevorem, ale wychodzi prawie na to samo, co jakby została sama.

W odpowiedzi jedynie zaśmiałam się krótko i przytaknęłam głową.

W ogóle nie miałam ręki do dzieci i w kościach czułam, że mogę tego testu nie przejść.

– Elly? – rzuciłam nagle, zwracając się w jego stronę – To skrót od Elizabeth?

– Emmeline – sprostował, unosząc jeden kącik ust – Emmy jej się nie podobało, więc zostało Elly, które nie podoba się mi.

Kurwa mać, ale czy to było jego dziecko?

Continue Reading

You'll Also Like

76K 4.8K 27
Nina Turner to zwyczajna nastolatka z wielkimi ambicjami, która od września zacznie naukę w najbardziej prestiżowej szkole w Wielkiej Brytanii w The...
392K 35.2K 19
Historia Molly McCann i Aresa Hogana - spin-off dwóch dylogii: "Reguł pożądania" i "Związanych układem". Ostrzeżenie: Książka zawiera treści skierowa...
320K 12.2K 8
"Kłamca na zawsze pozostanie kłamcą". Wydawać by się mogło, że historia Vivian i Venoma już dawno dostała swoje zakończenie. Chłopak wyjechał z miast...
16.6K 405 23
*Książka może was rozczarować, ponieważ była pisana ponad 3 lata temu, kiedy mój styl pisania był na poziomie zerowym. W wolnym czasie będę starała s...