Dawka Śmiertelna

By deklinacja

5.3K 557 162

Osiemnastoletnia Nessa Spencer wreszcie decyduje się poprosić o pomoc, skutkiem czego zostaje wysłana do szpi... More

ostrzeżenie
I. Zamek Drakuli z mordercą w środku.
II. Pan ordynator- złodziej kanapek.
III. Połowa tablicy Mendelejewa.
IV. Mogłam być następna.
V. U progu najdłuższego tygodnia życia.
VI. Zawalczyłam.
VII. Inny, lepszy świat.
VIII. Naboje w pustym pokoju
IX. O kimś, kto też mnie spotkał.
X. Szemrany pomocnik.
XI. Więzienne tatuaże pana inteligenta.
XII. Ataki różne i różniejsze.
XIII. Droga przez piekło.
XIV. Czy papierosy rzeczywiście pomagają?
XVI. Uścisk jak za miliony.
XVII. Daddy issues.
XVIII. Blondwłosa nadzieja i wielka marynarka.
XIX. On wiedział, gdzie mnie szukać.
XX. Sukienka, którą on wybrał.
XXI. Nowe polecenia służbowe.
XXII. Scena pod wysokim do nieba sufitem.
XXIII. Zamknięta w szkle róża.
XXIV. Jak wyrastają najpiękniejsze kwiaty.
XXV. Rysa na szkle.
XXVI. Obraz, który miał ze mną zostać już na zawsze.
XXVII. Intencjonalne dewiacje.
XXVIII. Czego nie może robić pięciolatka?

XV. Skutki wódki i słów wypowiedzianych zbyt szybko.

84 14 0
By deklinacja

twitter @dekliinacja + #dawkawatt

miłego czytania!

Bryce był względnie nieirytujący i zgoła odmienny od chłopców, z którymi zazwyczaj miałam styczność. Był dość poważny, jednak z upływem czasu coraz mocniej wydawało mi się, że była to jedynie odruchowa maska narzucona przez jego fach, jak i nawyki zawodowe. Nasze stosunki nie były zerojedynkowe, więc przez część czasu zwracał się do mnie jak do koleżanki, a przez drugie pół jak do pracownicy.

Było specyficznie. Na pewno nie tak wyobrażałam sobie pierwszą poważniejszą pracę w kompletnie obcym mi mieście.

No, generalnie nie tak wyobrażałam sobie wejście w dorosłość.

Zdążyłam zaobserwować, jak wielką uwagę mężczyzna przykładał do wszystkich zadań, których się podejmował. Jednocześnie opowiadał o nich z niezwykle wielkim zawzięciem i pasją, nigdy ze zmęczeniem, irytacją czy znudzeniem. Widać było, że kochał swoją pracę, jednak starał się w niej pozostawać profesjonalnym i stonowanym do granic możliwości.

Podczas wszystkich prowadzonych rozmów telefonicznych jego głos wyraźnie się zmieniał– nieco obniżał, zwalniał, przybierał inną manierę. Nie rzucał już kurwami na lewo i prawo, a wszystkie swoje myśli ubierał w barwne epitety.

Podczas rozmów ze mną jego głos natomiast wydawał się względnie naturalny, nieco nawet łagodny. Co prawda początkowo rozmów pomiędzy nami wywiązało się naprawdę niewiele, jednak podczas trzech kolejnych dni współpracy zdążyłam się nawet przekonać, by zapytać go o jakiś nieistotny szczegół albo rozpocząć rozmowę o pierdole, która wydarzyła się po drodze.

Dużo słuchał.

Widziałam, jak uważnie przyglądał się moim ruchom i reakcjom, jednak nie komentował niczego. Wiele uszczypliwych odzywek puścił mimo uszu, a na żarty odpowiadał w naprawdę zbliżonym do mojego tonie.

Spędzał ze mną dużo czasu, jednak tytułował to koniecznością i nie forsował w tym absolutnie niczego. Podczas gdy ja zajęta byłam ogarnianiem bałaganu skumulowanego w jego papierach na przestrzeni ostatnich kilku lat, on siedział przy biurku i rozrysowywał jeden z kolejnych projektów. Nie czułam, by ciągle patrzył mi na ręce; po prostu pracowaliśmy obok siebie.

Początkowo nie rozmawialiśmy, jednak cisza pomiędzy nami nie była skrajnie niezręczna, co w pewien sposób mnie cieszyło.

Z Aidemem miałam problem właśnie tej natury– z nim po prostu nie dało się siedzieć w ciszy; ciągle musiał o wszystko pytać, opowiadać po raz setny niestworzone historie czy po prostu bredzić pod nosem. Choć skłamałabym mówiąc, że go nie lubię, to nie potrafiłam w jego osobie przecierpieć tego jednego, nieszczęsnego szczegółu. Jego buzia się po prostu nigdy nie zamykała.

Bryce był kompletnie inny. Zachowywanie komfortowej i naturalnej ciszy oraz praca w niej wydawały się być jednymi z istotniejszych elementów jego usposobienia. Był dość spokojny, choć zdawało mi się czasem, że jego opanowanie rysowało się jedynie w mojej obecności.

Na kilometr czułam, że próbował mnie nie wystraszyć.

Czekał, aż sama się odezwę, sama zapytam lub sama o czymś opowiem. Nie naciskał na nic, nie dotykał mnie nawet, jeżeli sytuacja tego wymagała. Trzymał się na dystans i choć na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że miał mnie kompletnie gdzieś, to ja mimo wszystko widziałam, że było inaczej.

Respektował moje prośby, choć dotychczas nie wypowiedziałam ich na głos ani razu.

Odwiózł mnie do domu około godziny dwudziestej pierwszej, co po raz pierwszy było mi naprawdę na rękę. Zdążyłam w międzyczasie zaopatrzyć się w parasol, jednak nie uchroniłby mnie on przed niesamowicie intensywną burzą, która rozpętała się pod wieczór. Niebo raz za razem rozświetlane było przez piękną, jaskrawą pajęczynę, po której następował przeszywający grzmot.

Harper jeszcze nie zdążyła wrócić, zresztą tak samo, jak Jenny. Jedynie Aidema non–stop było słychać, ponieważ siedział z Casperem w kuchni, pijąc przy tym jakieś tanie piwo.

Robiło się pomiędzy nami wszystkimi nieco bardziej komfortowo, jednak obawiałam się, że moje zdanie determinowane było wyłącznie przez fakt naszych nielicznych interakcji i względnie krótkiego czasu spędzanego razem.

Harper pracowała ile tylko się dało, ponieważ pomagało jej to zająć myśli i zarobić na te durne, akrylowe paznokcie, które zamarzyły się jej już pierwszego dnia. Aidem znalazł sobie nowego kolegę, który absorbował zdecydowaną większość jego czasu wolnego, a Jenny... Jenny nikt nie widywał.

Co prawda wracała do mieszkania raz na jakiś czas i wybiórczo jadała z nami posiłki, jednak na większość czasu się po prostu ulatniała. Nikomu nie chciała uchylić ani rąbka tajemnicy, zlewczo uśmiechając się przy okazji każdego pytania.

Nikt nie wiedział, gdzie ona właściwie łaziła, jednak z czasem coraz mniej nas to obchodziło. Wychodziła w dobrym humorze, wracała w jeszcze lepszym, jadła coraz chętniej i z coraz mniejszym zawahaniem. Wychodziła na prostą chyba najszybciej z nas wszystkich.

Przestawała narzekać na miasto, na nas.

Jej najszczerszy, a jednocześnie jedyny widywany przez nas uśmiech, malował się, gdy jadaliśmy razem jej ulubione potrawy.

Chyba nasz plan faktycznie zadziałał tak, jak chcieliśmy.

Irytowała mnie ona niemiłosiernie, ale w głębi duszy liczyłam, że jest z nami choć częściowo szczera. Miałam ogromną nadzieję, że jej choroba wreszcie zacznie w choćby minimalnym stopniu ustępować.

– Jak w pracy? – zagaił Aidem, po tym jak dość nagle wbił się do pokoju – Nie wróciłaś dziś wybitnie poirytowana, więc obstawiam, że robi się trochę lepiej.

– Jest całkiem okej. – Wzruszyłam ramionami, w głowie starając się wymyślić jak najlogiczniejszy scenariusz w razie jakichkolwiek pytań.

Nadal nikt z moich znajomych nie wiedział, gdzie pracuję, a ja– z nieznanych nawet mi przyczyn– wciąż usilnie to ukrywałam.

– Okej? – westchnął, uśmiechając się pobłażliwie – Naprawdę rozgadana jesteś. Ja mógłbym godzinami pierdolić o tym, jak irytujący bywają klienci. Na palcach jednej ręki byłbym w stanie policzyć tych, którzy mnie nie zirytowali.

– No właśnie, jak tam u ciebie? – wtrąciłam, odpowiadając mu uśmiechem – Jak było dziś w pracy? Też sami pajace?

– No, kurwa, proszę cię – podburzył się, a zasiadłszy na swoim materacu, wyraźnie nastroił się do opowiedzenia kolejnej, niesamowicie interesującej historii.

Po pierwszych dziesięciu chaotycznych zdaniach moja głowa z wolna zaczynała się wyłączać, jednak znacznie ożywiłam się, gdy usłyszałam przekręcanie klucza w zamku. Nie wiedziałam, czy powinnam była się przestawić na tryb bojowy– w przypadku powrotu Jenny lub Belli, czy też raczej rozluźnić, tak jakby się to stało w przypadku przybycia Harper.

Odetchnęłam z wyraźną ulgą, gdy w progu naszego pokoju stanęła przemoknięta do suchej nitki szatynka. Jej twarz wyrażała same negatywne emocje, które choć w większości karykaturalnie przerysowane i sarkastyczne, były zdecydowanie zaraźliwe. Odruchowo wzdrygnęłam się na myśl o bezlitośnie spadającej za zewnątrz temperaturze połączonej z silnym deszczem.

Bryce się jednak do czegoś przydawał.

Wtuliłam się mocniej w trzymany dotychczas koc, próbując zrozumieć uśmiech, który coraz szerzej formował się na twarzy Harper. Nim którekolwiek z nas zdążyło zapytać, sięgnęła do swojej torebki i wyjęła z niej butelkę wódki.

– Wiecie, ile tu przeżyliśmy? – zaczęła, potrząsając trzymanym w ręce szkłem – Całe dziesięć dni. Dostałam dzisiaj wyjątkowo dużą dniówkę, jest piątek... Wpadłam na genialny pomysł, by wreszcie rozplątać wam języki, cymbały.

– Sam wcześniej o tym myślałem! – odparł nagle Aidem, podrywając się na równe nogi – Jutro żadne z nas nie pracuje, bo jest weekend, więc myślę, że możemy trochę polecieć. Tak wiecie, na lepszy początek...

Aidem był już wstawiony, więc w ogóle nie zdziwił mnie jego ogromny zapał. Zresztą ja sama w pewien sposób ucieszyłam się z jej pomysłu.

Pierwszą myślą, jaka pojawiła mi się w głowie było to, że wieczór będzie naprawdę udany, jeśli tylko w nasze progi nie zawita Casper.

A na to nie było co liczyć, bo pchał się tutaj tak, jakbyśmy byli wieloletnimi przyjaciółmi. Choć milion razy ugodowo i cierpliwie prosiłam go o odrobinę prywatności i pukanie przy okazji wejścia, kompletnie zlewał moje prośby i niekiedy wręcz się z nich nabijał. Usilnie starał się wprowadzić tutaj swojski klimat, jednak kompletnie nie miał do tego ręki i był głuchy na wszystkie dochodzące do niego uwagi.

– Wstawiłabym wódkę do lodówki, gdybyśmy ją tylko mieli – palnęła, przewracając oczami – Ale sytuacja jest, jaka jest, więc uciekam się kąpać, a wy macie bojowe zadanie– wystawić butlę na parapet tak, żeby wiatr ją owiał, ale nie zdmuchnął. Jenny nadal nie ma?

– Jak widać – westchnął Aidem, nie odrywając przy tym wzroku od ekranu telefonu – Nawet nie wiem, kiedy ostatnim razem ją widziałem.

– Im rzadziej, tym lepiej – skwitowałam, wygodniej układając się na materacu – Ja też nie pamiętam, kiedy ostatnim razem z nią gadałam, ale czy mi z tym źle? Absolutnie nie.

– Jak myślisz, ma kogoś czy znalazła pracę?

– Jenny pracę? – parsknęłam, ironicznie stukając się palcem w czoło – Szybciej zatrudniłaby któreś z nas, niż poszła do pracy. Pierwszego dnia w Manchesterze kątem oka zobaczyłam, ile ma na koncie i uwierz– nie musi się niczym martwić.

– No, ale to my musimy się martwić, bo jest idiotką i wszędzie najpewniej płaci kartą.

– Otóż nie, mój drogi. Kasa na koncie to plan awaryjny; przed samym wyjazdem, jeszcze w Edynburgu, wypłaciła sobie pieniądze i jak na razie jej wystarczają. Obiecała, że będzie płacić gotówką.

– Wiesz co? Cofam ostatnie zdanie. Jest wcale aż tak głupia, bo przez to, że wypłaciła pieniądze właśnie tam, psy najpewniej myślą, że wciąż się gdzieś w pobliżu ukrywamy.

– No, nie byłabym taka pewna. W serialach kryminalnych w takich momentach zazwyczaj śledczy uznają, że są to pieniądze właśnie na ucieczkę. No, ale Jenny na szczęście biedna nie jest, a po kwocie jaką wypłaciła, szybciej spodziewaliby się wylotu na inny kontynent, niż najtańszego pociągu do innego miasta – skwitowałam, kręcąc głową z politowaniem – Ale fakt faktem, zrobiła mądrze wypłacając je tam. Nie zostawiliśmy po sobie żadnych śladów, które krzyczałyby „Manchester".

– Chuj z Jenny, dopóki wraca zadowolona i w jednym kawałku, nie zamierzam ingerować. Od samego początku tak mnie irytowała, że myślałam, że dłużej nie ujadę – wtrąciła Harper, która błyskawicznie znalazła się w pokoju – Matko jedyna, ale dobrze jest wejść na trzy minuty pod wrzątek i wrócić do ciepłego pokoju. Ten jebany deszcz wyciągnął ze mnie całe życie.

Harper roznosiła ulotki, więc niekorzystna pogoda najbardziej we znaki dawała się właśnie jej. Dzień w dzień wracała przemoknięta albo przemarznięta, a mi cholernie było jej szkoda.

Plus był jednak taki. że nikt nie rzucał się przy obecnej porze roku na pracę tego pokroju, co skutkowało w płacy znacznie wyższej, niż dziewczyna na początku zakładała. Wciąż nie były to pieniądze napawające zbyt dużym optymizmem, jednak wystarczały na wszystkie podstawowe potrzeby.

– Myślicie, że są tu kieliszki? – zaczęła, idąc w stronę kuchni.

– Ja mam kieliszki. – Dobyło się zza drzwi, a moje ciśnienie automatycznie podskoczyło. – Ile chcecie?

– Harper, już lepiej weź szklanki – wtrąciłam, kompletnie zbywając jego pytanie – Jest jakaś popita?

– Popijają tylko pizdy – skomentował Casper, stając w progu naszego pokoju.

– O, to idealnie się składa. Masz jakąś?– burknęłam, w duszy śmiejąc się do rozpuku z jego reakcji.

– Nie mam – palnął, wystawiając język w moją stronę – Nauczę cię pić, młoda.

Kurwa, młoda.

– Weź zejdź z niego trochę. Kolega chce dobrze – westchnął Aidem, jednak jego zdanie również niezbyt mnie zainteresowało – Stary, wchodź.

Zdecydowałam się nie brnąć w dyskusję dalej, ponieważ nie miałam czym solidnie uargumentować mojej niechęci do chłopaka. Od samego początku wydawał mi się po prostu w pewien sposób podejrzany i miałam co do niego złe przeczucia. No, ale przeczucia to jedno, a wybrakowane fakty i kolejne niepotrzebne kłótnie ze znajomymi to drugie.

– Przyniosłem te kieliszki – westchnął, a trzymane w jego rękach szkło z łoskotem opadło na ziemię. Na całe szczęście zdążył przed tym usiąść, przez co kieliszki spadły z naprawdę małej wysokości i nie potłukły się.

Nie komentuj, nie komentuj, nie komentuj.

Nic złego ci nie zrobił, pamiętaj.

***

W ogóle nie zdziwiło mnie to, że po pierwszej skończonej przez nas flaszce nadeszła kolejna, na dodatek przeplatana piwami, które zostały Aidemowi i Casperowi z ich wszystkich kuchennych posiedzeń.

Nie dało się ukryć, że po upływie pierwszej godziny nieco się rozluźniłam i nawet zdobyłam na udział w toczonej akurat rozmowie. Finalnie nie bałam się odzywać aż tak, jak dotychczas, a żarty, które opuszczały moje usta nie miały w ogóle negatywnego wydźwięku. Nie miały nikogo atakować, a po prostu bawić.

Czułam się naprawdę okej.

Byłam już naprawdę bliska przyznania im się do mojego aktualnego miejsca pracy. Wreszcie udało mi się względnie pokonać pewne bariery, nie cieszyło mnie jednak, że nastąpiło to dopiero pod wpływem alkoholu.

Harper była widocznie zmęczona całym dniem w pracy, toteż procenty szybko uderzyły jej do głowy i miała z nas wszystkich największą głupawkę. Non–stop kogoś zaczepiała i była rozmowna, jak nigdy.

Jej humor z wolna zaczynał mi się udzielać, jednak byłam dużo ostrożniejsza, jeżeli w grę wchodził alkohol. Piłam w życiu na tyle rzadko, że nie znałam swoich granic i nie mogłam poznanym miesiąc temu znajomym zaufać na tyle, by ewentualnie mnie przy nich odcięło.

– Omijasz co drugą kolejkę – zaczął Aidem, siadając na materacu obok mnie – Oszukujesz. Powinniśmy pić równo.

– Sorry, że nie nadążam za twoim popierdolonym tempem – zaśmiałam się krótko, kręcąc przy tym głową – Nigdy nie piłam dużo i raczej się to nie zmieni.

– A może akurat? – kontynuował, a jego pijacki głos bawił mnie coraz bardziej – Pierwszy raz pijemy razem! Więcej nie będę cię namawiał, ale dzisiaj musisz.

– Nie chcę, naprawdę. Słabiej się ostatnio czuję i nie chciałabym przesadzić.

– Zostaw ją, pizdą jest i tyle – prychnął pijany Casper, posyłając mi prowokujące spojrzenie – Widać po niej, że nie umie się bawić.

– I ty myślisz, że mnie w ten sposób sprowokujesz? – zaśmiałam się w głos, zakładając ręce na piersi – Możesz mieć mnie za kogo tylko chcesz, pizda to dość lightowe określenie.

– Czemu ty jesteś tak wrogo nastawiona, co? – rzucił, a jego twarz kompletnie spoważniała, wprawiając mnie w dość mocne zakłopotanie – Nic ci nie zrobiłem, idiotko, więc przestań wreszcie tak do mnie skakać.

– Jakbyś nie zauważył, przede wszystkim nie wchodzę ci w drogę i nie odzywam się, dopóki mnie nie zaczepisz – wypaliłam, starając się panować nad głosem i nie spowodować nim jeszcze większej burzy.

– A nie moglibyśmy żyć w pokojowych stosunkach? – dodał sarkastycznie, bawiąc się przy tym palcami jak pięcioletnia dziewczynka – Może chciałbym taką koleżankę jak ty.

– Musisz się nabijać?

– A ty musisz się przypierdalać? Nie wydaje mi się. No, a jednak to robisz, więc nie będę dłużny – kontynuował, coraz mocniej podnosząc mi ciśnienie.

Wciąż nie potrafiłam się dopatrzeć logicznej genezy naszej sprzeczki, a chłopak i tak uparcie w nią brnął. Gdybyśmy się do siebie nie odzywali, a on by mnie nie zaczepiał, słowem bym się nie odezwała. Skurwysyn musiał mnie po prostu na każdym kroku prowokować.

Ciekawiło mnie, jak duży udział w kreowaniu jego stosunku do mnie miała Bella. Nieraz wydawało mi się, że jego odzywki były lustrzanym odbiciem tych, którymi nieprzerwanie ciskała we mnie czarnowłosa.

– Kurwa, to ty zacząłeś! – podniosłam głos, nie będąc w stanie utrzymać nerwów na wodzy – Nie dość, że się czepiasz, to jeszcze zrzucasz winę na mnie. Dowodzisz tylko, że pierwsze wrażenie o tobie jest słuszne i jesteś tak samo tępy, jak się wydajesz.

– Nessa, spokojnie – wtrącił Aidem, niespodziewanie oplatając swoją rękę wokół mojej talii, na co dość wyraźnie się wzdrygnęłam – Co jest?

– Nie dotykaj mnie – syknęłam, starając się wstać. Chwilowo komunikaty w ogóle do niego nie docierały, przez co nie rozluźnił uścisku.

Nerwy z wolna zaczynały wymykać mi się spod kontroli. Alkohol w ogóle nie zmienił mojego stosunku, jak i reakcji na dotyk. Skóra paliła mnie we wszystkich miejscach, w których znajdowały się jego palce, a mózg bezlitośnie przywoływał wszystkie wspomnienia, które poskutkowały nagłym kołataniem serca.

Zostałam wystawiona na zbyt wiele drażniących czynników naraz, przez co z wolna traciłam kontakt z rzeczywistością. Aidem wciąż nie chciał mnie puścić, jednak nie był to wcale agresywny uścisk; on wciąż odbierał całą sytuację jako żart i chyba liczył, że mnie w ten sposób uspokoi.

Uzyskał jednak skrajnie odmienny rezultat. Im bardziej jego uścisk wzbierał na sile, tym bliższa płaczu byłam; Harper zdawała się nieco otrzeźwieć przez powagę sytuacji, a Casper ciągle wbijał we mnie poirytowane spojrzenie, które jedynie potęgowało moje objawy.

Robiło się źle.

– Aidem puść ją – westchnęła Harper – Widzisz, że źle się czuje.

– Jeszcze, kurwa, wielką nietykalną zgrywa – zaśmiał się Casper, ponownie mierząc mnie spojrzeniem – Odezwać się nie można, przytulić nie można. Królewna się nam trafiła, kochani.

To był komentarz, przez który wszystkie gromadzące się w kącikach moich oczu łzy finalnie znalazły upust.

Sama nienawidziłam tego, jaka byłam. Nienawidziłam tego, że nie umiałam się już przytulać do ludzi, że źle reagowałam na ich dotyk. Mnie samą irytowały pretensjonalne odzywki, którymi rzucałam na lewo i prawo, jednak były dla mnie najłatwiejszą i najbardziej znaną forma obrony, na urojony niekiedy atak.

Starałam się przełamywać; gryzłam w język ile tylko się dało, pozwałam nawet Harper przytulać się raz na jakiś czas i choć kosztowało mnie to niesamowicie wysoką cenę, liczyłam, że wreszcie nastąpi jakiś progres. Najwidoczniej się myliłam.

Wciąż byłam jedynie cieniem mojej przeszłości i pozwalałam jej kontrolować moją rzeczywistość.

– Przestań, kurwa, proszę, przestań – wypaliłam, finalnie stając na równe nogi – Naprawdę wchodzisz na grząski grunt.

– Ty wlazłaś na grząski grunt, bo od samego początku robisz sobie problemy u mnie i u Belli – kontynuował, wciąż zgrywając niewzruszonego – Do każdego się tylko potrafisz przypierdolić. Za kogo ty się masz, królewno?

– Przestań mnie tak nazywać! – pisnęłam, drżącymi rękami odgarniając sobie włosy z twarzy – Nie masz bladego pojęcia o czym mówisz.

– Nie mam bladego pojęcia o czym mówię? – zaśmiał się parszywie, również stając na równe nogi – Zaginione talerze, sztućce, wylewanie szamponów, tłuczenie się i wycie po nocach, przez które spać się nie da... To może nie twoja sprawka? Chciałem do ciebie podejść ugodowo, ale się nie da.

– To ty cały czas masz do mnie problem – sapnęłam, łapiąc z nim kontakt wzrokowy – Ani razu nie potraktowałeś mnie na serio, ciągle mnie wyśmiewasz, a ta twoja Bella wyżywa się na mnie tak, jakbym jej cokolwiek w ogóle zawiniła.

– Trochę pokory – uśmiechnął się cynicznie, po czym subtelnym ruchem założył mi kosmyk włosów za ucho tak, jak zwykł to robić mój były chłopak.

To był moment, w którym puściły mi hamulce.

Nim zdążyłam przemyśleć to, co właśnie robiłam, wybiegłam z pokoju i złapawszy za kurtkę wiszącą na wieszaku, uciekłam z mieszkania. Zeskakiwałam ze wszystkich kolejnych schodków, jednak nie słyszałam, by ktokolwiek zdecydował się za mną pobiec. Moja komórka momentalnie zaczęła brzęczeć, jednak zignorowałam to kompletnie.

Z przed kamienicy ulotniłam się w ekspresowym tempie; ruszyłam ku większej z ulic tak, by wmieszać się w tłum ludzi i zachować minimum bezpieczeństwa. Wciąż było to lepsze, niż samotne przechadzki po opustoszałych uliczkach.

Nie chciałam tam wracać.

Harper po raz kolejny do mnie zadzwoniła, jednak odruchowo odrzuciłam połączenie. Zamiast tego otworzyłam listę kontaktów, wiedząc już dokładnie, co za chwilę się stanie.

Moje decyzje były kierowe skrajnie intensywnymi emocjami, jak i resztką alkoholu uchowaną w organizmie. Wiedziałam, że będę tego żałować przez kolejnych kilka miesięcy, jednak nie wiedziałam, co innego mogłabym ze sobą zrobić przez resztę nocy w samym środku obcego miasta.

– Proszę, przyjedź po mnie – wydukałam, gdy połączenie zostało odebrane – Będę czekać na tym samym przystanku, co zawsze. Możesz mnie wyrzucić z pracy nawet i teraz, ale błagam, przyjedź.

– Daj mi dziesięć minut i nie ruszaj się z miejsca.

Continue Reading

You'll Also Like

18.1K 964 32
Moje życie od zawsze było takie same, mówiąc inaczej po prostu nudę jak na nastolatkę. Moja rodzina przeżyła siedem lat temu tragedię, po której do...
76K 4.8K 27
Nina Turner to zwyczajna nastolatka z wielkimi ambicjami, która od września zacznie naukę w najbardziej prestiżowej szkole w Wielkiej Brytanii w The...
16.6K 405 23
*Książka może was rozczarować, ponieważ była pisana ponad 3 lata temu, kiedy mój styl pisania był na poziomie zerowym. W wolnym czasie będę starała s...
298K 14.5K 36
Read This- Jest to pierwsza cześć.(sześcio cześciowego ff) Dziewczyna pisze do znanego piosenkarza Harry'ego Stylesa. "Harry byłeś moim losem na lote...