Za jakie grzechy?

By Lady_Farstone

1.4K 266 560

Może i nie byłam najlepsza z rachunku prawdopodobieństwa, ale na pewno w tym przypadku działał na moją korzyś... More

Rozdział 1 - za rogiem tego uniwersum
Rozdział 2 - profesjonalistki nie mają skrupułów
Rozdział 3 - koreański Londyn
Rozdział 4 - tytaniczne pieguski
Rozdział 5 - za jej grzechy
Rozdział 6 - adopcja wg. młodej porywaczki
Rozdział 7 - ładni ludzie nie porywają dzieci
Rozdział 8 - antagonistki lubią się bić
Rozdział 9 - matki chuliganów potrafią przywalić
Rozdział 10 - protagonistki bywają fałszywe
Rozdział 11 - jelitowy kankan
Rozdział 12 - Złole lubią anime chłopców
Rozdział 13 - burżuje lubią promocje
Rozdział 14 - przyjaźń oczami odludka
Rozdział 15 - doświadczone gangusy mówią, za co biją
Rozdział 16 - pacjentom nie wolno się (nie) denerwować
Rozdział 17 - winni też mogą płakać
Rozdział 18 - wyrocznie (stare prukwy) i jasnowidzki (studentki psychologi)
Rozdział 19 - baba do wora, wór do jeziora
Rozdział 20 - chłopak, dziewczyna..., dziewczyna normalna rodzina
Rozdział 22 - walcząc z ostrym cieniem mgły.
Rozdział 23 - Chuliganom czasem (zazwyczaj) brakuje taktu.
Rozdział 24 - twarde klaty i miękkie serca
Rozdział 25 - gorący szef mafii (tak naprawdę to nie) i pokrzywdzona osadzona
Rozdział 26 - misja „ojciec" (zapłodnić i uciec)
Rozdział 27 - Wizytacja
Rozdział 28 - to tylko postaci z gry
Rozdział 29 - nie okej
Rozdział 30 - koniaczek
Rozdział 31 - głowa w trawniku

Rozdział 21 - Stara prukwa i młodzi degeneraci.

51 8 100
By Lady_Farstone

I teraz siedzieliśmy sobie w szóstkę.

Ja, Vincent, babcia Rosalind, chłopak z którym próbowała mnie spiknąć i... dwójka moich „romantycznych partnerów". Leslie, która udaje moją dziewczynę i Claude, który zupełnie nieplanowanie wtrynił się do całego przestawienia.

– Obawiam się, że nie rozumiem – stwierdziła Rosalind, gdy Leslie na siłę wepchała krzesło pomiędzy mnie, a Vincenta.

– Czego tu nie rozumieć? – zapytała z promiennym uśmiechem. – Jestem dziewczyną Layli, a Claude jest jej chłopakiem. Teoretycznie Claude jest też moim chłopakiem, a ja jego dziewczyną, ale bardziej nazwałabym to relacją friends with benefits... Jakoś ciężko mi czuć do niego cokolwiek więcej. A próbowałam, Bóg mi świadkiem!

– Nie mieszaj do tego Boga, dziewczyno – zaznaczyła już nieco słabiej.

– Ależ ja go mieszać nie muszę. Sam się w wmieszał, stawiając Laylę a mojej drodze – jej oczy zaświeciły. – Takie anioły nie pojawiają się bez jego interwencji.

Nie byłam w stanie powstrzymać prychnięcia.

– Więc jesteście ze sobą we trójkę? – upewnił się Noah.

I przysięgam na wszystko, co mi drogie, że wyglądał na szczerze zafascynowanego!

– Tak i nie planujemy żadnych rozszerzeń – Pogroziła mu palcem. – Nie podzielę się z Laylą już z nikim więcej. Moje serce by tego nie wytrzymało – Wtuliła się w mój bok. – Już i tak ledwo wytrzymuje tego nieznośnego brzydala.

– Brzydala? – Claude wtulił się w mój drugi bok. – Czyżbyś wątpiła w gust Layli?

– W kwestii chłopaków nigdy w niego nie wątpiłam. Zawsze miała koszmarny.

– Ciekawe, że to samo zauważyłem, ale w kwestii jej gustu do dziewczyn – odpowiedział złośliwie.

– Mów sobie co chcesz. To i tak bez znaczenia, bo w ogólnym rozrachunku to ja spędzam z nią więcej czasu. I to do mnie zadzwoniła. Nie do ciebie.

Nie miałam bladego pojęcia, co się działo.

Po mojej lewej siedział Claude – trzymał mnie za rękę i przytulał mi się do boku, a po prawej Leslie, która robiła dokładnie to samo. I się o coś kłócili – to akurat nie było nic niezwykłego, bo kłócili się praktycznie cały czas, ale -- do cholery; o co oni się tak właściwie kłócili tym razem?!

I czy przypadkiem oboje nie powinni przenieść się na aktorski?! Bo grali wybitnie.

– Pewnie miała twój numer na wierzchu – odpowiedział niewzruszony. – W nieodebranych połączeniach wręcz się od ciebie roi.

– Lepiej być w nieodebranych, niż w spamie.

Jakaś parka ze stolika obok przestała rozmawiać i byłam prawie pewna, że podsłuchują. Czy to była pierwsza sztuka, którą wystawiałam?! I to na pierwszym roku studiów! Mama byłaby dumna...

– Lepiej być mną, niż tobą.

– Widzę, że skończyły ci się argumenty, więc przyszła pora na tekściki – odpowiedziała poirytowana. – Ale i one nic nie znaczą, w obliczu tego, że to mnie chciała przedstawić pani Rosalind. To nie mnie się wstydziła.

– Wstydziła? – prychnął – Layla i wstyd? Czy ty aby na pewno chodzisz z tą samą dziewczyną, co ja?

– Oczywiście. Różnica polega na tym, że...

– Zamawiacie coś? – przerwałam, delikatnie ich od siebie odpychając.

– Jasne! – Leslie momentalnie przestawiła się z trybu bojowego, w ten zwyczajny. – Co tylko polecisz.

– Na pewno nie kalmary – odpowiedziałam, sięgając po kartę.

Leslie się nade mną pochyliła.

– Chyba też skuszę się na coś słodkiego... – spojrzała na mnie znad pióropuszu rzęs. – Serwują tu może urocze blondynki? – dodała ciszej.

To był zły pomysł, żeby ją tu sprowadzać. Wręcz okropny. Do tego był jeszcze Claude, który trzymał moją dłoń tak kurczowo, że zastanawiałam się czy przypadkiem mu nie zdrętwiała.

Nie można zapomnieć też o Vincencie, który obedrze mnie ze skóry gdy dowie się o co w tym wszystkim chodzi i Noahu widocznie zajaranym poligamią.

Ale było przynajmniej ciekawie.

W moim prawdziwym świecie – w prawdziwym życiu, nie miałam takich atrakcji.

-- Wezmę jabłecznik, a ty coś bierzesz? -- do Claude'a zwróciła się nieco mniej miło.

-- Stek. Medium rare.

-- Typowe – skomentowała.

-- Wezmę jabłecznik – pisnął cienko w odpowiedzi. -- Bo taka słodka i delikatna ze mnie dziewczynka. Nie to co ci obrzydliwi mężczyźni. Tylko mięcho im w głowie – Chyba próbował naśladować jej głos.

-- Jesteś żenujący.

-- Na pewno nie tak jak ty.

Brzmieli trochę jak dzieci z przedszkola, ale grali te role wspaniale. Więc złożyłam zamówienie, kątem oka widząc jak Rosalind opróżnia kieliszek za kieliszkiem. Ostatecznie domówiła jeszcze jedną butelkę, więc chyba chciała jeszcze trochę powalczyć z chęcią ucieczki.

-- To jest chore, Layla – w końcu postanowiła wtrącić się pomiędzy kłótnie Leslie i Claude'a. -- Musisz zerwać z tą dziewczyną. To nie jest normalne. Jeśli jeden partner ci nie wystarcza, znajdź sobie drugiego, ale na Boga, nie kobietę!

Chyba czegoś nie rozumiałam.

-- Nie zerwę z Leslie.

-- Musisz to zrobić, Layla. Zarówno dla siebie, jak i dla niej. To jedyne rozwiązanie.

-- Kocham ją, a ona kocha mnie, więc w czym problem?

Rosalind spojrzała mi prosto w oczy. Wzrok miała już trochę zamglony, co świadczyło o raczej nienajmocniejszej głowie do alkoholu. Ton natomiast wydawał się jakby łagodniejszy.

-- Kobiety za wszelką cenę będą chciały ściągnąć cię w dół. Nie można im ufać, Layla. Tylko na tym ucierpisz. Jesteś ładna, bogata i mądra. Masz wszystko, więc uczepią się ciebie i będą po kawałeczku od ciebie odrywać. Najpierw pieniądze, potem zdrowie, a potem wezmą całą resztę. Zniszczą cię i będą udawały współczucie. Bo takie właśnie są kobiety Layla. Wszystkie.

Nie... Nie wszystkie takie były.

To Rosalind takie poznała i pewnie sama była jedną z nich. To były kobiety, na które się natknęła w swoim małym świecie.

Ale ja nie należałam do tego samego świata.

-- Nawet jeśli cię kocha, to nie będzie ci wierna jak mężczyzna. Prędzej czy później będzie chciała założyć rodzinę. Prawdziwą rodzinę, a ty jej tego nie będziesz mogła zagwarantować. Nie dasz jej tego, co dałby jej mężczyzna, a i ona nie będzie w stanie ci tego dać. Dlatego nie możesz z nią być, Layla.

Interesujące, że mówiła o tym kobieta, która traktowała swojego syna jak maszynkę do spełniania własnych, niezrealizowanych marzeń i ambicji i wywaliła go z domu, gdy okazał się czymś więcej niż przedmiotem, który mogła wykorzystać jak chciała. Jeśli to była dla niej definicja „prawdziwej rodziny", to chyba już wolałam poślubić Leslie.

Poza tym dziwne wrażenie, że mówiła z doświadczenia, a to by oznaczało, że...

-- Sama byłaś kiedyś z kobietą – powiedziałam, nim zdążyłam ogarnąć, że coś mówię.

Widelec Vincenta z hukiem uderzył w talerz.

Jego wzrok dobitnie informował mnie, że się nie myliłam. A on coś wiedział.

Parka ze stolika obok dalej nasłuchiwała.

-- Młodzieńcze szaleństwo, nic więcej – odpowiedziała dziwnie szczerze jak na nią. -- Przeszło mi, jak wszystkie inne tego typu głupoty.

„Tego typu"? Robiło się coraz ciekawiej. Nie powiem, że nie.

-- I tobie też przejdzie. Nie chcę po prostu, żebyś popełniła ten sam błąd, co ja. Możesz szaleć ile chcesz, ale się nie angażuj. Nie z kobietą. To nigdy nie kończy się dobrze.

Opadła mi szczęka, ręce i wszystko, co opaść mogło.

Rosalind chodziła z jakąś kobietą i prawdopodobnie skończyło się złamanym sercem, albo przynajmniej jakąś niezłą draką. A może kręciła z więcej niż jedną? To „nigdy'' było z lekka podejrzane.

Czułam, jak na usta wkrada mi się niezbyt subtelny uśmieszek.

Może jednak poczekam z tym urywaniem kontaktu? Musiałam znać szczegóły. Wszystkie. Łącznie z tymi najbardziej pikantnymi.

-- Z całym szacunkiem, ale pani bredzi, pani babciu Layli – wtrąciła się Leslie, delikatnie dotykając mojego ramienia. -- Nie wiem, jakie kobiety pani poznała, ale nie wszystkie marzą o sianiu spustoszenia w życiach innych. I nie każde chcą mieć dzieci. Co to w ogóle za logika?

-- Jesteś za młoda, żeby to zobaczyć, ale z czasem i ty zrozumiesz – odpowiedziała dziwnie spokojnie. -- Żaden mężczyzna nie wyrządzi kobiecie tyle szkody, co druga kobieta. Żaden kochanek cię tak nie skrzywdzi, co pierwsza lepsza kochanka. Tak jak dwóch mężczyzn nie powinno być razem, tak i związek dwóch kobiet nie ma prawa się udać.

-- No błagam! -- prychnęła z niedowierzaniem. -- A jest tak, bo pani tak mówi?! Bo pani w życiu nie trafiła na swoją Ewę? Co za brednie!

Ewę? Czy ona właśnie nawiązała do Biblii?

-- Leslie – dotknęłam jej dłoni. -- Spokojnie.

-- Nie, Layla. Jestem w stanie znieść naprawdę dużo, ale od takich głupot aż boli mnie głowa.

-- Tu nie chodzi tylko o moje doświadczenie – zaznaczyła Rosalind. -- To wszystko nauka. Jesteśmy stworzeni tak, by wiązać się w pary składające się z kobiety i mężczyzny. Nasze hormony, ciała i nawet sposób w jaki funkcjonują nasze mózgi. Wszystko to prowadzi do hetreroseksualności.

Teraz ja prychnęłam. Bo co jak co, ale naprawdę miałam ją za wykształconą i mądrą kobietę. A teraz? Teraz brzmiała jak oderwana od rzeczywistości fanatyczka, która cały swój system wartości opiera na informacjach, które pasują do jej własnych przeżyć. Żaden szanujący się naukowiec tak nie postępuje.

-- I dlatego pani sama kiedyś zabawiała się z kobietami? -- zapytał Claude, ale teraz już nie był tak miły, jak przed chwilą.

A gdy tak sobie na niego spojrzałam, zdałam sobie sprawę, że wrócił stary, dobry i całkowicie nieokiełznany chuligan. Nareszcie! Teraz już tylko brakowało mu kolczyków. Gdzie on je do jasnej cholery pochował, bo chyba zaraz sama mu je włożę...

-- To dobre słowo. Zabawiałam. I na tym takie związki zawsze się kończą. Na świetnej zabawie i złamanym sercu. Bo na nic innego nie ma tam miejsca. Stabilność, do której dążą pary hetero, nie ma prawa bytu, bo to wszystko zawsze opiera się tylko na zabawie. Nie mam mowy o zakładaniu rodziny. Nie ma mowy o dzieciach. Nie ma...

-- Trzymajcie mnie, bo zaraz w coś uderzę – odpaliła się Leslie. -- Żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku, nie w osiemnastym, do cholery! In vitro, adopcja, mówi to coś pani, czy jest równie obce, co postęp?! Do cholery z takimi naukowcami! Wolałabym, żeby operowała mnie ameba, niż ktoś pani pokroju!

Zrobiłam wielkie oczy. Claude też.

Oboje jakby się w sobie skuliliśmy, widząc jak Leslie coraz bardziej podnosi się z krzesła. Teraz to już chyba cały lokal na nas patrzył.

-- Nie podnoś na mnie głosu, gówniaro – odpowiedziała Rosalind.

-- Leslie... -- próbowałam ją uspokoić, ale sposób w jaki na mnie spojrzała, sprawił, że tylko jeszcze bardziej wtopiłam się w krzesło.

-- Że niby nikt nie jest w stanie skrzywdzić kobiety, tak jak inna kobieta? Co to w ogóle za farmrazony! Ile pani słyszała o napadach seksualnych tego typu?! Ile kobiet zostało napadniętych przez inne kobiety?! Ile takich gwałtów się wydarzyło?!

I wtedy dotarło do mnie, co ją tak bardzo zdenerwowało.

-- Nie mówimy teraz o takich...

-- No jasne! Śmiało, niech pani sobie wybiera, których argumentów możemy używać! Ale sensowna rozmowa nam z tego wyjdzie! Może powinna pani zostać polityczką, z takim myśleniem?

Spojrzałam na Vincenta, który...

O mój Boże, on wyglądał jakby podobał mu się ten nagły wybuch Leslie. Słowo daję, że wyglądał jakby miał jej zaraz zacząć kibicować...

-- Leslie – powiedziałam już nieco ostrzej, delikatnie popychając ją na krzesło, z którego już się prawie podniosła. -- Musisz się uspokoić.

-- Nawet ty, Layla?! -- krzyknęła na mnie, sprawiając że coś fizycznie mnie zabolało.

Nie... To nie jej krzyk, a wzrok mnie złamał.

Poczułam jak coś przewraca mi się w żołądku.

-- Kto, jak kto, ale myślałam, że ty...

Nie miałam zamiaru na ani minutę dłużej skazywać jej na te męczarnie. Bo tym właśnie okazało się dla niej przebywanie w towarzystwie Rosalind. Ta toksyczna kobieta była nożem, który bezbłędnie otwierał wszystkie stare rany. Nawet te, które jeszcze nie zdążyły się dobrze zamknąć.

Wywlekała na wierzch to cierpienie, przez które przeszła – traumę, o której nie potrafiła nawet jeszcze mówić.

Wstałam, złapałam ją za rękę i ogłosiłam:

-- Nie mam zamiaru utrzymywać kontaktu z kimś, kto tak traktuje ludzi, których kocham – te słowa wypowiedziałam do Rosalind, ale na ani chwilę nie oderwałam wzroku od Leslie. -- Wychodzimy.

-- Layla! -- Rosalind też wstała.

-- Jeb się, stara prukwo – dodał na odchodne Claude, łapiąc nasze płaszcze.

A ja tylko jeszcze pokiwałam głową i pokazałam jej środkowy palec.

I we trójkę elegancko się ulotniliśmy.

Ja na przodzie, ciągnąc za sobą wkurwioną Leslie, a za nami zadowolony z siebie Claude bez kolczyków (bo to, że ich wtedy nie miał, naprawdę było dla mnie ważne. Przecież Claude bez kolczyków, to nie Claude!).

Ale jebać Claude'a! Najważniejsza była tutaj Leslie.

Szłam przed siebie jeszcze na długo po tym, jak opuściłyśmy restaurację. I ani ja, ani ona nie zatrzymałyśmy się, by założyć płaszczów. A było zimno. Bardzo zimno.

-- Layla – usłyszałam głos Claude'a, ale go zignorowałam.

Jak burza weszłam do parku i siłą usadziłam Leslie na ławce.

-- Moja babcia to suka – stwierdziłam, kucając przed nią. -- A twój były to chuj – z trudem spojrzałam jej w oczy. -- A ty jesteś totalnie zajebista i to, co tam zrobiłaś było epickie.

Widziałam, jak przygryza wargę, by nie wypuścić łez, które zebrały jej się w oczach.

-- Dziękuję, że tam dla mnie byłaś, Leslie – powiedziałam, łapiąc ją za drżące ręce. -- I przepraszam, że zareagowałam tak późno. Powinnam była zabrać cię stamtąd wcześniej.

-- Nie, to ja nie powinnam się tak unosić – odpowiedziała stłumionym głosem.

-- Powinnaś – odpowiedziałam, obserwując jak jej twarz coraz bardziej się napina od wstrzymywania płaczu.

-- Więc dlaczego... -- przerwała, spuszczając głowę.

Aksamitne loki opadły jej na twarz, zakrywając wszystko, co zakryć chciała.

-- Bo jestem głupia, Leslie. Jeszcze tego nie zauważyłaś? Jestem tępa jak paczka gwoździ, a ty się mnie pytasz, dlaczego próbowałam cię uspokoić? Nie wiem, Leslie. Naprawdę nie wiem, co miałam wtedy w głowie. Spanikowałam. Odbiło mi. Nawet teraz nie wiem co robię. Znowu panikuję – włączył mi się słowotok. -- W szpitalu też spanikowałam. Skąd mam wiedzieć, co się robi jak ludzie opowiadają o uczuciach? Jak się zachować, kiedy je okazują? Gdzieś tego w ogóle uczą? Nie wiem, naprawdę nie wiem...

Na moja dłoń skapnęło coś mokrego.

-- No właśnie... Nie wiem, co teraz zrobić – spojrzałam na Claude'a.

I ten kretyn znów się uśmiechał. I choć bliżej temu było do wyrazu łagodności, dalej chciałam dać mu w twarz.

-- Ale... -- aż się zapowietrzyłam. -- Chcę przy tobie być w takich chwilach. Jezu, jakie to żenujące. Już się nie odzywam – Aż zrobiło mi się gorąco z zawstydzenia. -- Przytulić cię? Pogładzić po plecach?

Nie dostałam odpowiedzi, więc poszukałam ratunku u Claude'a, ale on tylko skrzyżował ręce i wzruszył ramionami. Na twarzy dalej miał tamten łagodny uśmiech.

Westchnęłam i postanowiłam zaryzykować:

-- Już, już – powiedziałam, niezręcznie klepiąc ją po plecach – Wyrzuć to z siebie.

I Leslie prychnęła, mimo że dalej nie przestawała płakać.

Zerknęłam na Claude'a, który przyłożył pięść do ust i odwrócił głowę, by ukryć powstrzymywany śmiech.

-- Claude robił to samo, kiedy rzygałam na imprezie – odezwała się pociągając nosem – Dokładnie tak samo...

Czułam jak twarz mi płonie.

Momentalnie puściłam jej rękę, zabrałam drugą z pleców i wyprostowałam się jak struna.

To było dla mnie za dużo.

-- Możesz mnie przytulić – powiedziała, nieśmiało unosząc twarz.

I wtedy mogłam zobaczyć ją w całej okazałości. O dziwo makijaż nie wyglądał tak źle. Cienie tylko trochę się rozmazały, a włosy poprzyklejały do mokrych policzków, ale dalej wyglądała obłędnie.

Pełne usta z pomadką o kolorze wiśni, migdałowe oczy podkreślone eyelinerem i tuszem, ostre kości policzkowe i tamten słodki uśmiech, pod którym próbowała schować smutek. Ciało dalej jej drżało, ale nie byłam pewna czy od zimna, czy może silnych emocji.

W każdym razie, zanim spełniłam jej prośbę, zabrałam od Claude'a jej płaszcz i delikatnie ją nim przykryłam.

A potem niepewnie ją objęłam.

Ale chyba tylko ja byłam w tej kwestii nieśmiała, bo ona ścisnęła mnie tak mocno, że aż zabrakło mi tchu.

-- Kocham cię, Layla-- wyszeptała, a ja przez chwilę poczułam jakbym miała zaraz sama się rozpłakać.

W życiu słyszałam te słowa tylko od jednej osoby. I tylko jednej osobie odpowiedziałam tym samym. I choć wiedziałam, że Leslie wypowiedziała je, bo poniosły ją emocje, w tamtym momencie, nie miało to dla mnie zbytniego znaczenia.

Bo bardzo chciałam, by i tutaj był ktoś, od kogo mogłabym je usłyszeć. Ktoś, kto by mnie kochał. Nawet jeżeli to była miłość stricte przyjacielska.

-- Dziękuję – tylko na tyle byłam się w stanie zdobyć w odpowiedzi.

Leslie ścisnęła mnie jeszcze mocniej.

-- Interesujące – usłyszałam nad sobą lodowaty głos i nie było wątpliwości, że on wcale nie należał do Claude'a.

Więc i ja mocniej wtuliłam się w Leslie. Jeśli ktoś miał mnie uratować przed Charliem, to tylko ona.  

Continue Reading

You'll Also Like

42.7K 2.2K 7
Druga część dylogii ,,Racing" Życie Mili Taylor układało się wspaniale od 5 lat. Miała dobrą pracę, wspaniałych przyjaciół, a co najważniejsze miała...
264K 9.3K 21
Dla Cartera muzyka jest całym życiem. Gdy rodzice zabraniają mu udziału w konkursie dla młodych talentów z powodu złych ocen chłopak nie zamierza się...
375K 10K 34
𝐉𝐚𝐤 𝐦𝐨𝐠𝐥𝐢𝐬́𝐦𝐲 𝐬𝐨𝐛𝐢𝐞 𝐳𝐚𝐮𝐟𝐚𝐜́, 𝐬𝐤𝐨𝐫𝐨 𝐧𝐚𝐬𝐳𝐚 𝐦𝐢ł𝐨𝐬́𝐜́ 𝐳𝐫𝐨𝐝𝐳𝐢ł𝐚 𝐬𝐢𝐞̨ 𝐧𝐚 𝐠𝐫𝐮𝐳𝐚𝐜𝐡 𝐤ł𝐚𝐦𝐬𝐭𝐰, 𝐤�...
6.5K 323 32
Siedemnastoletnia Caroline Hunter jest zmuszona do przeprowadzenia się ze Stanów Zjednoczonych do Wielkiej Brytanii oraz porzucenia świetnie rozwijaj...