San pojechał z Wooyoungiem w wyznaczone miejsce, gdyż i tak nie miał co robić tego wieczoru, a chłopakowi wyjątkowo zależało na tym, by ktoś mu towarzyszył. Wprawdzie, nie liczył na wiele, bowiem mogło się okazać, że ci nie potrzebują dodatkowych członków, lecz taniec był jego pasją tak długo, iż zależało mu na samym sprawdzeniu własnych umiejętności. Zajmując się tym hobbystycznie nie wyuczył się techniki, ani konkretnych zdolności i kierował się głównie własnym poczuciem rytmu. Nie pokazywał też innym swoich występów, gdyż zwyczajnie obawiał się kompromitacji, zresztą też nie istniało wiele takich osób. Yeosang nigdy się tym nie interesował, a z Jongho raczej nie rozmawiali o takich tematach. Otworzył się dopiero przed Sanem, który był nim zachwycony i czekał, aż zacznie coś robić w tym kierunku.
A to była najlepsza ku temu okazja.
Wooyoung przyglądał się samochodom, które zjechały się w pobliżu placyku oraz wychodzącym z nich osobom. Każdy z nich miał onieśmielającą aurę, przez co Jung miał wrażenie, że nie będzie w stanie nawet się zająknąć, a co dopiero się przed nimi zaprezentować. W ciągu ostatnich dni przeglądał ich nagrania, więc doskonale wiedział, jaki poziom sobą reprezentują. To nie była jedna z tych grup, które zajmowały się tym amatorsko. Byli znani, zarabiali pieniądze prowadząc social-media, zajmując wysokie miejsca w konkursach oraz pojawiając się na wielu wydarzeniach. Ponadto od dwóch lat ich skład się nie zmieniał, więc nie miał pojęcia, co musiałoby się stać, by nagle zmienili zdanie.
Doskonale znał choreografie piosenek, z jakimi się tutaj pojawiali. Powtarzał je przez półtorej tygodnia w każdej wolnej chwili, a nawet rozdając drinki w barze. Tak czy siak, stres mógł pokrzyżować mu plany. Marzył o jakimś przypadku, który odmieni jego życie. Od czasu, kiedy magicznie posiadł pieniądze na spłatę długu, poczuł, że cuda są możliwe i pragnął, by przytrafił mu się jeszcze jeden.
Tamci rozstawili się ze sprzętem. Towarzyszył im młody chłopak o ognisto rudych włosach, którego Woo nie kojarzył z nagrań. Trzymał się blisko pewnego blondyna, który musiał być dla niego kimś bliskim, gdyż wpatrywał się w niego jak w obrazek. Rozmowę przerwała im dopiero jedna z dziewczyn, która kazała zająć jasnowłosemu pozycję.
Zrobili dwie próby przed nagraniem własnego video, a Jung coraz bardziej się stresował, bo absolutnie nie miał pojęcia, jak mógłby się im pokazać. San trzymał ręce na jego talii, opierając brodę o ramię chłopaka i szepcząc mu do ucha, że powinien tam wyjść i zrobić show. Z tym, że szatyn nie był głównym bohaterem jakiegoś filmu, tylko spanikowanym gówniarzem, który nigdy nie prezentował się przed publiką. Niemniej korciło go, żeby coś zrobić. Kończyny same rwały się do wykonania tego układu, a pierwsze dźwięki piosenki pobudziły pamięć mięśniową.
Przeraził się, gdy niespodziewanie poczuł, jak czyjeś ręce wypychają go do przodu, a wokół niego rozlegają się głośne oklaski oraz wiwaty. Stał na środku, tuż przy tancerzach, mając przed sobą sporą widownię, trzymającą telefony w górach. Mógł stamtąd uciec i była to jego pierwsza myśl, gdyż przez ułamek sekundy czuł obezwładniający wstyd. Zaraz jednak ujrzał pełne wiary oczy Sana, który kibicował mu najmocniej ze wszystkich i miał wrażenie, że marnując tę okazję, zawiódłby zarówno siebie, jak i jego. Zbierając całe pokłady własnej pewności siebie, jaką miał głównie podczas swoich prób, dołączył do występującego zespołu, dając z siebie naprawdę wszystko. Ludzie wyglądali na zachwyconych tym co robi, a to dodało mu więcej energii.
Po pierwszej minucie cały strach się ulotnił, a mu ta aprobata tłumu zaczęła się naprawdę podobać. San przyglądał mu się z przeogromną dumą i krzyczał chyba najgłośniej ze wszystkich. Wooyoung nie potrafił kryć uśmiechu, bo wreszcie poczuł zadowolenie z samego siebie. Dotychczas unikał wystawiania się na świecznik, ponieważ obawiał się oceny innych, przez pryzmat jego przeszłości, czy stylu życia. Jednak tu był tylko on, jego marzenia oraz pasja, przez co zapomniał w ogóle, znajduje się w towarzystwie zespołu coverowego, który najwyraźniej też nie miał nic przeciwko niezapowiedzianemu gościowi. W innym wypadku mogliby przecież przerwać nagrywanie i wyrzucić go z kadru.
- Woah, to było niezłe.- podeszła do niego Mina, tuż po tym jak utwór się skończył.- Długo trenujesz?
- Uhm...ja? Trochę, ale amatorsko.- wydukał nieśmiało, czując się przy niej jak karaluch, choć możliwe, iż była od niego młodsza.
- Masz talent.- stwierdziła, klepiąc go po ramieniu.- Masz szczęście, bo gdybyś nie miał i zepsułbyś nam ten filmik, to osobiście bym cię udusiła.
- Ma rację. W obu kwestiach.- zbliżył się do nich tamten blondwłosy, wysoki chłopak, lustrując Woo od góry do dołu.- W jakim klubie tańczysz? Masz jakiś kanał na Youtubie, albo Tiktoku?
- Mówił, że jest amatorem.- Mina bąknęła pod nosem, szturchając tamtego w ramię.
- Właściwie to nie ćwiczę nigdzie profesjonalnie i nie prowadzę żadnych mediów. Chciałem tu przyjść, żeby...-
- Żeby się pokazać, to logiczne. Inaczej nie wbijałbyś się nam w kamerę. Niemniej, tym osobom tam się podobało, więc jakikolwiek miałeś cel, to udało ci się go osiągnąć. Pojawisz się na naszym kanale, więc wyczekuj.- zaznaczył, po czym wrócił do zbierania sprzętu. Zazwyczaj nie zabawiali tam długo, bo mieli masę obowiązków, a tym razem Yunho był z kimś umówiony, więc i tak nie zostałby dłużej. Wooyoung chciał go jakoś zapytać, zagaić temat nowego członka w ich grupie, ale cała ta odwaga, którą miał przed sekundą go zostawiła i był w stanie tylko cicho podziękować.
Odszedł szybkim krokiem do Sana, który już czekał na niego z rozłożonymi ramionami i poczuł jak ogarnia go zażenowanie, choć nie było ku temu żadnego racjonalnego powodu. Wtulił się w wyższego, potrzebując schować gdzieś zaczerwienioną twarz. Nie wiedział, co o tym sądzić. Samo występowanie mu się podobało, ale czy to wyrwanie się przed szereg coś zmieniło? Nie miał pojęcia. Był w tamtej chwili zmieszany oraz odrobinę zawiedziony, że ostatecznie nie udało mu się zapytać o to, na czym mu najbardziej zależało.
- Jestem z ciebie dumny. Mój utalentowany Woo...- Choi trzymał go za policzki, szczerząc się do niego, usiłując tym samym rozweselić chłopaka, o którym dyskutowali wszyscy dookoła.- Idziemy teraz coś zjeść, hmm?
Mieli już iść, ale wtedy Jung poczuł, że ktoś chwyta go za przedramię.
- Zaczekaj!- był to ten blondyn, który trzymał karteczkę ze swoim numerem telefonu oraz adresem sali, na której zazwyczaj trenowali.- Przyjdź w sobotę. Zaczniesz okres próbny. Niemniej, nie mogę niczego obiecać. Szkoda by jednak było, gdyby taki talent się zmarnował.
------------------------------------------
Hongjoong wyjściem na bankiet ekscytował się tak mocno, jakby szykował się na prom. Czy z tej jednej okazji zakupił nowy garnitur o niestandardowych wycięciach przy talii, ze skróconą marynarką, o przepięknym grafitowym odcieniu? Czy właśnie z tej okazji wydał masę pieniędzy na idealnie dopełniającą wszystko biżuterię, w tym zdobny naszyjnik oraz zestaw srebrnych pierścionków? I czy właśnie dlatego stał przed lustrem od godziny, starając się, by każdy włos układał się według jego modły, nie dopuszczając nawet najmniejszego odstępstwa od perfekcji? Ależ owszem. Joong wiedział, że sam bankiet to nie jest najważniejsze wydarzenie tego wieczoru. W jego planach pojawiło się coś więcej, do czego usiłował się przemóc przez ostatnie dwa tygodnie, lecz miał masę wątpliwości. Te rozwiały się tak naprawdę dopiero podczas tegoż właśnie wyjazdu, bowiem Hong był skazany na Seonghwę przez cały dzień i to pozwoliło mu bliżej poznać jego nawyki, ale też przede wszystkim stosunek bruneta do niego. Bał się z początków, że to jakieś płytkie zadurzenie i ten kieruje się powierzchownymi pobudkami, przez co nie traktuje go aż tak poważnie. Dla Kima, zbliżanie się do kogoś musiało opierać się na naprawdę silnym przekonaniu, że ta druga osoba jest tą właściwą. Ciężko było to jednoznacznie stwierdzić po lekko ponad miesiącu znajomości, lecz przez cały ten okres Hwa ani razu nie zrobił czegoś, co zaświeciłoby czerwoną lampkę w głowie chłopaka. Miał swoje małe wady, których nie krył, ale przede wszystkim charakteryzowało go dużo kluczowych zalet, jak troskliwość, umiejętność słuchania, wyrozumiałość, bijące od niego ciepło, brak przesadnej posesywności, delikatność z jaką robił każdy gest, ciągła gotowość, by zjawić się przed nim tu i teraz. Nie było w nim krzty materializmu, albo egoizmu. Hongjoong lubił to, jak mógł się przy nim poczuć. W życiu nie czuł się tak komfortowo w czyjejś obecności. Kim nigdy nie zastanawiał się nad swoim wybranym typem drugiej połówki, ani w kontekście wyglądu, ani charakteru. I skłamałby twierdząc, że kiedy zobaczył Parka to szczęka mu opadła. Był przystojny, co nie budziło wątpliwości, natomiast Joongowi dotychczas podobali się szatyni, trochę mocniej zbudowani, wyżsi, ubierający się podobnie do niego. Seonghwa był jak od linijki. Próbował zerwać z wizerunkiem eleganckiego, trochę sztywnego wiceprezesa firmy, ale już po kilku dniach Kim zrozumiał, że to tylko takie zagrania, by zdenerwować matkę, która raz na pół roku kupowała mu trzy nowe garnitury.
Istniała zaś nuta prawdy w tym, że kiedy się w kimś zakochujesz, to nagle również wizualnie zaczyna cię mocniej pociągać. Z dnia na dzień, Hong stwierdził, że coś niesamowicie atrakcyjnego jego stylu chodzenia, w rysach twarzy, w sylwetce. Zaczął mieć obsesję na punkcie jego oczu, jego dłoni, jego włosów, jego manier, jego głosu, tych cholernych niemodnych spodni, które na nim wyglądały, jakby ktoś ściągnął je z najlepszych pokazów mody. Zaczęła go onieśmielać jego aura, sposób w jaki wypowiadał komplementy, nawet cholerna bransoletka na jego nadgarstku za bardzo mieszała mu w głowie. Nie było takiego aspektu w Hwie, który magicznie by się mu nie spodobał. Był zły na siebie, ponieważ nigdy nie pomyślałby, że zacznie rozpływać się na czyjś widok, czy zachowywać jak sfrustrowany idiota, który rumieni się, bo jakiś taki "ktoś" był dla niego miły. To było absurdalne. A jeszcze bardziej absurdalne było to, że właśnie teraz stroił się, jakby zaraz ktoś miał mu się tam na tym bankiecie oświadczyć, podczas kiedy nie miał pojęcia, czy do czegokolwiek dojdzie. Możliwe, że czeka go blisko cztery godziny obracania się wśród obrzydliwych bogaczy, którzy takich jak on traktują z góry. Możliwe, że poczęstunek będzie obrzydliwy, Hwa zbyt zajęty urabianiem potencjalnych wspólników, by zwrócić uwagę na jego twarz, którą upiększał specjalnie żeby komuś się przypodobać. Jakie to było żałosne... Nie powinien starać się dla kogoś, a po to, by wyglądać jak główna gwiazda wieczoru.
Z tym podejściem pomaszerował wypryskać się perfumami oraz włożyć buty, w których był choć odrobinę wyższy. Sprawdził, czy telefon się naładował i czy ma jakieś gry, które zajmą jego czas, gdyby naprawdę miał tam zasypiać z nudów. Park go ostrzegał, że może być straszliwie nużąco, ale niestety nie mogą sobie tego odpuścić. Joong był gotowy, w końcu studiował prawo, więc wielogodzinne słuchanie bzdetów nie było mu obce. Mimo to, trochę się spiął, wychodząc na korytarz. Obawiał się, że może wystylizował się za bardzo, że może wypadałoby dostosować się do tych wszystkich podstarzałych facetów, których atrybutami były drogie zegarki oraz wystające z kieszeni kluczyki do piekielnie drogiego samochodu. Zmienił jednak zdanie, kiedy Hwa widząc go głośniej odchrząknął, a zaraz zadławił się własną śliną, przez co musiał go uderzać po plecach, by nie umarł zanim w ogóle odjechali spod hotelu. Zresztą, sam Park też widocznie przejął się swoją aparycją, gdyż Hong nigdy nie widział go tak dobrze ubranego. Tylko ze względu na swoje umiejętności ukrywania jakichkolwiek emocji, udało mu się powstrzymać zdumienie. W takich okolicznościach, mógłby spędzić na tym wydarzeniu całą noc, byle móc sobie siedzieć i podziwiać zacne widoki.
- Wyglądasz...- zaczął.
- Tak wiem, dzięki.- odparł, wciskając guzik windy. Winda to był jakiś stały punkt ich życia. Dosłownie nic tak nie kojarzyło mu się z ich znajomością, jak te pieprzone windy. Wprawdzie to nie ta, którą jeździł codziennie na dwudzieste piętro, ale dźwig to dźwig. A jeszcze gorsza była cisza panująca w tym dźwigu, której towarzyszyły intensywne spojrzenia oraz napięcie, lecz nie takie spowodowane jakąś niezręcznością, a czymś kompletnie innym.