Wolność Równość Braterstwo (a...

By najs_is

1.8K 79 5

Świt po Wielkiej Bitwie. Draco czuje, że szybko przyjdzie mu odpokutować za błędy młodości, Narcyza nie zamie... More

Część 1
Część 2
Część 3
Część 4
Część 5
Część 7
Część 8
Część 9
Część 10
Część 11
Część 12
Część 13
Część 14
Część 15

Część 6

87 5 0
By najs_is


Hermiona

Proces Malfoya został wyznaczony na pierwszego czerwca. Przez cały maj Hermiona żyła w nieustannym lęku, że ktoś odkryje, jaki miała udział w tym przedstawieniu, i uzna, że jej manipulacje wykluczają dalszy udział w obradach komisji. Sama nie rozumiała, czemu jej to spędza sen z powiek, skoro niemal każdego dnia podczas debat miała ochotę wyjść, trzasnąć drzwiami i nigdy nie wrócić. Może nie chodziło jedynie o komisję, a on sam fakt udziału w procederze, który trudno jej było uznać za moralnie uzasadniony. Kiedy machina ruszyła, nagle opuściła ją pewność co do słuszności podjętych działań. Raz budziła się rozgorączkowana z myślą, że umożliwili zbrodniarzowi pełnoprawny powrót do grona uczciwych obywateli, aby mógł psuć społeczeństwo od środka; innym razem oblewały ją zimne poty, gdy sobie uświadomiła, że być może przyłożyli rękę do skazania na wieloletnie więzienie siedemnastolatka, który - gdyby nie ich malwersacje - żyłby sobie spokojnie i wyszedł na ludzi, podczas gdy Azkaban, poczucie krzywdy i chęć zemsty rozbudzą w nim uśpione zło.

- Przestań - spróbowała pohamować ją Ginny, której nieopatrznie opowiedziała o swoich lękach i która nauczyła się rozpoznawać, kiedy Hermiona znów się pogrążała w czarnych myślach. Fakt, że od piętnastu minut siedziała przy śniadaniu przygotowanym przez Stworka i jeszcze nic nie nałożyła na talerz, mógł być pomocny. - Pomyśl o tym odwrotnie, że tak czy inaczej będzie dobrze: albo szuja pójdzie do więzienia, albo niewinny dzieciak zostanie ocalony. Od razu brzmi lepiej, nie?

- Malfoy nie jest ani szują, ani niewinnym dzieciakiem.

- Myślę, że sędziowie Wizengamotu w swojej nieskończonej mądrości też o tym wiedzą, więc może przestaniesz się zadręczać? - Ginny westchnęła głęboko i podsunęła Hermionie kubek z kawą i talerz z jajkami. - Wiem, że ty i Harry myślicie, że wszystko zależy od was, ale to strasznie megalomańskie podejście, Hermiono.

- Puściliśmy w ruch tę machinę.

- Więc wasza rola skończona, dajcie jej się toczyć. Będzie, co ma być. Trochę zaufania do świata.

- Serio? Zaufania? - Hermiona posłała jej przepełnione powątpiewaniem spojrzenie, pod wpływem którego Ginny zaśmiała się krótko.

- A przynajmniej trochę wyluzuj. Będzie, co ma być, i tyle.

Ale Hermiona nie mogła uciec od tej sprawy. Temat ciągle wracał: w gazetach, w codziennych rozmowach z Harrym, którego też dręczyły wyrzuty sumienia, a wreszcie w komisji. Zwłaszcza podczas spotkań komisji. Głownie dlatego, że proces miał się rozpocząć, zanim ich ostateczne ustalenia zostały zaakceptowane i przyjęte prze Radę.

- Nie rozumiem, po co tu siedzimy, skoro stare prawa najwyraźniej są wystarczające - oburzała się co jakiś czas panna Florentyna. - Powstanie precedens i wszyscy oskarżeni będą się na niego powoływali.

- Sądzą dzieciaka, to inny przypadek - twierdził Starr. - I tak by go nie potraktowali jak dorosłego.

- Nie ma nad czym debatować w takim razie, zostawmy ten proces, skoro i tak już się toczy - zachrypiał Bogart, jedyny przedstawiciel goblinów. - Skupmy się na wymiarze kar: uważam, że powinniśmy wrócić do kwestii konfiskaty majątków.

- A ten znowu o pieniądzach... - mruknęła Mindy.

- Bo to ważne! - Ro wyszczerzyła kły, jak zwykle, gdy się ekscytowała. - Możecie im wszysstkim wlepić dożywocie, ale dopóki będę mieli te piękne rodzinne fortuny, będą rządzili zza krat!

- Dokładnie! Powinniśmy z miejsca, jak tylko zapadnie wyrok skazujący, pobierać zaliczkę na poczet naprawy wyrządzonych szkód i odszkodowania - oświadczył Bogart. - Powiedzmy: siedemdziesiąt procent.

- A co z ich rodzinami? - zapytała Hermiona. - Nie wszyscy przestępcy to samotni dziedzice wielkich majątków.

- Mogą pójść do pracy, jeśli o mnie chodzi - oświadczył Starr. - Praca jeszcze nikomu nie zaszkodziła.

- Oj, zdziwiłbyś ssię...

- Nie można ograbiać ludzi z pieniędzy, rzadko który majątek należy do jednej osoby. Trzeba ograniczyć dostęp lub wręcz wykluczyć możliwość zarządzania pieniędzmi...

- Żeby żonka albo synalek ze zbliżonym światopoglądem mogli hołdować rodzinnym tradycjom? Przechowywać zrabowane skarby? Wykupować za bezcen nowe?

- Nie jesteśmy od tego, żeby decydować, kto i na co ma wydawać swoje pieniądze, panie goblinie - nieoczekiwanie poparł Hermionę Cicero, nie wiedzieć czemu: czy dlatego, że się z nią zgadzał, czy dlatego, że z zasady nie zgadzał się z Bogartem. - Mamy stworzyć system wymiaru kar, a nie rabować. Więzień traci prawo do zarządzania majątkiem, ofierze należy się rekompensata. Tyle z naszej strony, reszta to Wizengamot.

Kilka osób pomruczało, ale nikt nie oponował ani nie wysunął kontrpropozycji. Czasami Hermiona się zastanawiała, czy nie są tu aby po to, by Cicero mógł głośno myśleć.

W dniu procesu Malfoya nawet nie próbowali zaczynać obrad. Dobry kwadrans przed czasem wszyscy poszli do sali przesłuchań, by zająć jak najlepsze miejsce na widowni. Teoretycznie przesłuchanie miało zamknięty charakter; w praktyce weszło zaskakująco dużo ludzi, którzy na pewno nie należeli do Wizengamotu.

Malfoy siedział już na krześle dla oskarżonego. Był jeszcze bledszy niż zwykle, jakby chory, i wyglądał na sporo młodszego niż w rzeczywistości, nie dałaby mu więcej niż szesnaście lat; choć mogło to mieć coś wspólnego z tym, że założył nieco za dużą szatę i siedział przygarbiony. Niewykluczone, że dokładnie o takie wrażenie chodziło. Z drugiej strony, lekkie drżenie rąk chyba nie było udawane. Zwłaszcza że przybrało na sile, kiedy odczytywano mu zarzuty.

Przesłuchanie nie trwało długo, a przynajmniej krócej, niż można by przypuszczać. Adwokat Malfoya, wymuskany fircyk, wydawał się być ekscentrykiem z lekką manią na punkcie zawijasów: miał trójkątną twarz z krótką, zakręconą bródką, cienki, mocno podkręcony wąsik i długie buty zakończone szpicem z malutkim dzwoneczkiem, który cichutko podzwaniał, kiedy czarodziej bujał stopą, słuchając aktu oskarżenia. Gdy sędzia oskarżający skończył, prawnik wstał z rozmachem i głośniej niż tego wymagała akustyka sali powiedział:

- Szanowny Wizengamocie, zanim przystąpimy do zeznań, mój klient chciałby wygłosić krótkie oświadczenie w związku z przedstawionymi mu zarzutami.

- Proszę bardzo.

Malfoy podniósł się z krzesła, potknąwszy się o nogę mebla. Wyprostował się i rozejrzał po sali, spoglądając po kolei na każdego z sędziów, jakby chciał zapamiętać ich twarze; albo pozwolić im zapamiętać własną.

- Komediant! - zachichotał szeptem Cicero stojący tuż za Hermioną.

- Protokolant jest gotowy, panie Malfoy, może pan zaczynać - pospieszył przewodniczący Wizengamotu.

Malfoy wziął głęboki wdech i nieco drżącym głosem wyrecytował:

- Osiemnastego sierpnia tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego szóstego roku, mając szesnaście lat, zostałem naznaczony Mrocznym Znakiem przez Lorda Voldemorta.

Przez salę przebiegł szmer, ale Malfoy nerwowym ruchem zwilżył wargi i mówił dalej:

- Stało się to wbrew mojej woli, pod wpływem nacisku ze strony mojej ciotki, Bellatriks Lestrange, która poinformowała mnie, że po uwięzieniu mojego ojca w Azkabanie ja muszę zająć jego miejsce w szeregach Lorda Voldemorta albo nasza rodzina stanie się celem ataku. W lecie tamtego roku wziąłem udział w dwóch spotkaniach zwolenników Lorda Voldemorta, podczas których omawiali strategię działań. Później wróciłem do Hogwartu i nie miałem kontaktu ze śmierciożercami aż do kolejnego lata. Wtedy wziąłem udział w jednym spotkaniu, które również miało charakter polemiczny. Kolejny, ostatni raz miałem do czynienia ze śmierciożercami w maju tego roku, kiedy Lord Voldemort zaatakował Hogwart. Stałem w ich gronie, kiedy Lord Voldemort ogłosił swoje zwycięstwo, na krótko przed tym, jak pokonał go Harry Potter.

Malfoy urwał na chwilę, by złapać oddech, a przez salę znowu przeszedł zwielokrotniony szept. Hermiona pomyślała, że pauza po nazwisku Harry'ego zbyt dobrze wybrzmiała, by to mógł być przypadek.

- Gdakacz pierwsza klasa - mruknął jej do ucha Cicero. - Świetnie wyszkolił chłopaka.

- Chciałbym dodać - kontynuował Malfoy - że przez cały okres mojej biernej przynależności do kręgu zwolenników Czarnego Pana nie popełniłem żadnego czynu, który kwalifikowałby się jako przestępstwo. Nie brałem udziału w atakach na mugoli ani na czarodziejów, nie uczestniczyłem w puczu w ministerstwie magii i nie szerzyłem ideologii wyznawanej przez zwolenników Lorda Voldemorta.

Zakończył i skinął głową przewodniczącemu na znak, że to wszystko. Wtedy cichy szmer zamienił się w gwar przekrzykujących się głosów.

- Proszę o ciszę! - zagrzmiał przewodniczący. - Przypominam, że przewodniczący Wizengamotu ma pierwszeństwo w zadawaniu pytań!

Głosy powoli zniżyły się do szeptu; nie umilkły zupełnie, zrobiło się jednak na tyle cicho, by było słychać pytania sędziego i odpowiedzi Malfoya.

- Panie Malfoy, pragnąłbym uściślić pewne kwestie. Przed chwilą oświadczył pan, że od sierpnia tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego szóstego roku jest pan śmierciożercą, czy tak?

- Nie.

- Nie?

- Nosiłem Mroczny Znak, ale nie identyfikowałem się ze śmierciożercami.

- Doprawdy? Według informacji, które otrzymał Wizengamot, wykazywał pan fascynację Lordem Voldemortem i popierał działalność jego zwolenników.

- To było zanim zobaczyłem, jak rzeczywiście wygląda ta organizacja. Wcześniej... Wychowałem się w domu o konserwatywnych tradycjach i niektóre przekonania, które mi wpojono, pokrywały się z ideologią szerzoną przez zwolenników Lorda Voldemorta. Wydawało mi się, że jest politykiem o radykalnych poglądach i metodach, ale nie wierzyłem we wszystkie doniesienia o aktach przemocy i nie zdawałem sobie sprawy z rzeczywistego charakteru jego działalności.

I tak to się ciągnęło przez dobry kwadrans: Malfoy rozsnuwał przed sędziami wizję siebie jako młodzieńca w sidłach historii; mówiąc o śmierciożercach i kontaktach z nimi, kwestionował swoją przynależność, podkreślając jej bierny charakter, i w gruncie rzeczy do niczego się nie przyznawał. Dokładnie tak, jakby mogła sobie życzyć ze względu na dalsze obrady w komisji. A jednak odczuwała jakiś niesmak na myśl o tym, że Malfoy się wykręci od odpowiedzialności za swoje jeśli nie działania, to zachowanie, bo jakkolwiek jego wersja brzmiała całkiem prawdziwie, doskonale wiedziała, że prawdą nie była. I nie dziwiła się ani trochę, że kolejni sędziowie wracali do tego samego, choć różnie sformułowanego zagadnienia jego przynależności, dopóki przewodniczący nie pozbawił ich głosu, prosząc, by zadawali tylko nowe, merytoryczne pytania.

Później wprowadzono kilku świadków oskarżenia: dwóch byłych uczniów Hogwartu ze Slytherinu i jakiegoś chłopaka przed trzydziestką, który sam był zwolennikiem Voldemorta, a choć nie zdążył otrzymać Znaku, to przeskrobał dosyć, by próbować się oczyścić poprzez pogrążenie kogoś innego w ramach współpracy z Wizengamotem. Hermiona dodała do mentalnej listy tematów do poruszenia z komisją kwestię obniżania wyroków w zamian za kooperację w innych sprawach, która prywatnie ją mierzwiła, a która - jak dobrze wiedziała - musiała być uwzględniona w przepisach.

Jednak żadne zeznanie nie stało w sprzeczności z tym, co powiedział Malfoy, i żadne nie mogło mu zaszkodzić, gdyż bardzo niewielkie grono osób wiedziało o faktycznych zbrodniach Malfoya: o próbach zamordowania Dumbledore'a ze skutkiem otrucia i przeklęcia przypadkowych ofiar, o wpuszczeniu śmierciożerców do szkoły pełnej dzieci, o zastraszaniu mugolaków w Hogwarcie, o pokątnym praktykowaniu czarnej magii. Hermiona czuła głęboką niechęć do siebie, że wiedząc o tym wszystkim, pozwala, by pominięto to milczeniem.

A potem pojawił się Harry. Nie napomknął ani słowem o ich szóstym roku i o tym, jak śledził Malfoya, przekonany, że chłopak jest śmierciożercą i wykonuje misję na zlecenie Voldemorta, co przecież okazało się prawdą. Nie wspomniał o znikającej szafie ani o scenie na Wieży Astronomicznej, o rzuceniu Imperiusa na Madame Rosmertę i Szatańskiej Pożodze podczas Ostatniej Bitwy. Opowiedział za to dokładnie, jak Malfoy odmówił rozpoznania ich, kiedy pojawili się w jego dworze, a ucieczkę stamtąd przedstawił tak, jakby Draco co najmniej im pomagał. Mówiąc, Harry patrzył na przewodniczącego, ale wzrok czasem uciekał mu do Hermiony; zapewne szukał wsparcia, ale czuła się ta, jakby ją niemo oskarżał, że go do tego zmusiła.

Ostatnia zeznawała profesor McGonagall i choć mówiła najkrócej, była najbardziej wymowna. Gdyby Hermiona nie znała jej tak dobrze, pomyślałaby, że to adwokat Malfoya przećwiczył z nią kwestie.

- Czy Draco Malfoy praktykował w Hogwarcie czarną magię?

- Tak jak większość uczniów starszych klas, w zakresie przewidzianym w programie zaaprobowanym przez ministerstwo magii.

- Na uczniach młodszych klas?

- Owszem, z polecenia nauczyciela zaaprobowanego przez ministerstwo magii.

- Zatem obarcza pani ministerstwo winą za czyny, których dopuścił się w szkole Draco Malfoy?

- Nie całe ministerstwo. Jedynie tych, którzy nim kierowali do maja. Miniony rok jest czarną plamą w historii Hogwartu i całej magicznej Anglii. Gdyby chciał pan sądzić za używanie wtedy czarnej magii, musiałby pan skazać wszystkich szósto- i siódmoklasistów, a w większości przypadków to przyzwoici młodzi ludzie o właściwie ukierunkowanym poczuciu dobra i zła.

- Pan Malfoy również?

- Pan Malfoy wyniósł z domu fatalne zasady moralne, ale o ile mi wiadomo, to jeszcze nie przestępstwo.

Podobnej tezy bronił adwokat Malfoya w mowie obronnej, mówiąc o nacisku ze strony krewnych, który spowodował „wkroczenie na złą ścieżkę", i całkowitym braku udziału w szerzeniu terroru mimo pozornej przynależności do „wiadomego ugrupowania". Perorował bardzo ładnie, pięknymi okrągłymi zdaniami, unikając używania niewłaściwych słów, ku rozbawieniu, a chyba i niechętnemu podziwowi Cicerona.

Nic zaskakującego, że kiedy przyszła pora na ustalenie werdyktu, przewodniczący oświadczył, że Wizengamot uważa za właściwe zmodyfikowanie zarzutów postawionych Draconowi Malfoyowi. Uznano go za niewinnego świadomego dołączenia do zwolenników Voldemorta; niewinnego aktywnego działania w szeregach śmierciożerców, łącznie z dokonanym zamachem stanu; niewinnego siania terroru; i - równą liczbą głosów - częściowo winnego propagowania nienawiści na tle rasowym.

- Wobec faktu, że oskarżony był nieletni w chwili popełnienia przestępstwa i działał pod wpływem nacisku, Wizengamot postanowił zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary i odstępuje od wymierzenia pełnego wymiaru kary, poprzestając na zastosowaniu środka kompensacyjnego w postaci dwunastu miesięcy prac społecznych. O ich rodzaju oskarżony zostanie powiadomiony listownie.

Wizengamot powstał, a razem z nim duża część obserwatorów. Znów zrobiło się tłoczno, a co więcej, Hermiona dostrzegła błysk lapy. Nie potrafiła stwierdzić, kto zrobił Malfoyowi zdjęcie. Dziennikarze nie mieli wstępu na salę przesłuchań, więc to musiał być jakiś zaradny czarodziej, który planował sprzedać wyjątkowo pożądaną fotografię „Prorokowi".

- No i mamy precedens, panno Hermiono - szepnął do niej Cicero, kiedy przystanęli w tłumie cisnącym się do wąskiego wyjścia. - Teraz zrobi się ciekawie!

Nie tak by to określiła, ale rzeczywiście, powstał precedens, mogła być z siebie zadowolona. Posłała Ciceronowi krzywy uśmiech, zupełnie jakby nie o to od początku jej chodziło.

Ale nie była nawet usatysfakcjonowana, a jeszcze gorzej poczuła się o szóstej popołudniu. Wieczorne wydanie „Proroka Codziennego" dosłownie unaoczniło jej, że nie ma nic za darmo: na trzeciej stronie zobaczyła duże zdjęcie Lucjusza Malfoya eskortowanego przez Narcyzę Malfoy do jednego z kominków w atrium ministerstwa.

- Aż się boję myśleć, co z tego wyniknie - mruknął Harry, składając ze złością gazetę, kiedy doczytali krótki artykulik poświęcony starszemu Malfoyowi. - Jeśli jemu się upiecze...

- Mówi się, że lepiej przepuścić dziesięciu zbrodniarzom niż ukarać jednego niewinnego - rzuciła Hermiona.

Harry popatrzył na nią uważnie.

- Wierzysz w to?

Dawno temu, kiedy poznali historię Syriusza, nie miała co do tego wątpliwości. Dzisiaj nie potrafiłaby odpowiedź twierdząco z pełnym przekonaniem i dokładnie to Harry wyczytał z jej twarzy.

ʘ

Drugi z góry stopień w schodach prowadzących z piętra na parter lekko skrzypiał. W dzień łatwo było to przeoczyć, ale wieczorem, kiedy cichły inne dźwięki, ten docierał po sypialni nawet przez zamknięte drzwi. Hermiona dopiero co zamknęła oczy, ale słysząc to, zerwała się z łóżka i narzuciwszy szlafrok na ramiona, wybiegła na korytarz i dalej, w dół.

- Harry! - zawołała, ześlizgując się z ostatniego stopnia.

Zawołany zatrzymał się z ręką na klamce i odwrócił do niej poczuciem winy wypisanym na twarzy.

- Cześć - rzucił przyciszonym głosem. - Nie chciałem cię obudzić.

- Jeszcze nie spałam.

Nie widzieli się od tygodnia, od rozprawy Dracona Malfoya. Od czasu, kiedy Harry oświadczył jej, że Ron się na niego obraził po tym, jak usłyszał jego zeznania. A choć nie powiedział, że to jej wina, usilne unikanie spotkań, podczas gdy ciągle mieszkali w jednym domu, było aż nazbyt jednoznaczne. Kiedy Hermiona wracała do domu, zastawała zamknięte drzwi od jego pokoju i nikt nie odpowiadał na pukanie, a ponieważ mieli niepisaną umowę, że nie wchodzą do siebie bez wyraźnego zaproszenia (czego Hermiona ściśle przestrzegała, pamiętając o tym, jak często Ginny u nich nocowała), nie próbowała sprawdzać, czy ktoś jest w środku. Rano też go nie zastawała. Od trzech dni specjalnie wracała trochę wcześniej, ale mimo to nie udało jej się na niego trafić.

- Mam wyjazd adaptacyjny, zostawiłem ci kartę na stole...

- Gniewasz się na mnie? - zapytała jednocześnie z nim i zaraz uzupełniła: - No wiesz, za sprawę Malfoya...

- Co? Nie, no co ty... Przecież to była moja decyzja, do niczego mnie nie nakłaniałaś... Zresztą im więcej o tym myślę, tym bardziej widzę, że miałaś rację, zresztą profesor McGonagall mówiła to samo... Powiedziała, że Malfoyowi przydałby się raczej długi i uciążliwy szlaban, a nie więzienie...

- Ron już nie jest obrażony?

Harry parsknął krótko.

- Nie, już mu przeszło, pewnie jego... - i urwał nagle.

Zrobiła pytającą minę, ale nie zareagował. Jakaś część niej pragnęła na tym poprzestać i zignorować fragment o Ronie, tak jak ostatnio ignorowała wszystkie wzmianki o nim, ale uznała, że najwyższa pora skończyć z tą dziecinadą. I, przy okazji, zaspokoić ciekawość.

- Co: Ron? O co chodzi?

- Ron ma nową dziewczynę - powiedział Harry przepraszającym tonem.

Hermiona spróbowała wzruszyć ramionami, jakby zupełnie jej to nie dotyczyło.

- No i co z tego? To nie moja sprawa. Nie musisz robić takiej miny - poinformowała go, a choć bardzo starała się myśleć, że to prawda, nieposłuszny umysł natychmiast zaczął wyliczać, ile czasu minęło od jej rozstania z Ronem i jak duże jest prawdopodobieństwo, że ta „nowa dziewczyna" to rzeczywisty powód tego, że Hermiona została eks-dziewczyną. Zakładając, że kiedykolwiek była dziewczyną Rona, co sam zainteresowany przecież zakwestionował.

- To koleżanka Malfoya - poinformował ją tymczasem Harry. - Była z nim na jednym roku w Slytherinie.

- Ron spotyka się ze Ślizgonką? - powtórzyła z niedowierzaniem, a kiedy Harry przytaknął, pokręciła głową. - Wielkie nieba, wygląda na to, że wreszcie dorasta. Jeszcze trochę i przestanie prześladować ludzi, którzy kibicują niewłaściwym drużynom quidditcha.

- Bez przesady, quidditch to poważna sprawa, nie to co jakieś tam wieloletnie uprzedzenia - zażartował i uśmiechnęli się do siebie.

- Wiesz, Ginny przypomniała mi ostatnio, że nauczyłeś się rzucać Patronusa, żeby wygrać w meczu z Krukonami - rzuciła Hermiona.

Harry najpierw nachmurzył się, a potem uśmiechnął z jakimś rozmarzeniem.

- Pamiętam, że po mistrzostwach świata, wtedy przed czwartym rokiem, wyobrażałem sobie siebie w takim meczu - powiedział cicho. - Kiedy to było...

- Nie brakuje ci quidditcha? Wiesz, gdybyś wrócił do Hogwartu, mógłbyś dalej grać i może nawet grać później w jakiejś drużynie...

Parsknął krótko, ale to chyba nie był śmiech, raczej jakby gniewny pomruk.

- Jakbym słyszał Ginny. Czasami za tym tęsknię, za lataniem i za quidditchem, ale to chyba nie jest to, co chciałbym cały czas robić... Wkręciłem się w łapanie czarnoksiężników, a jeszcze tyle jest do zrobienia. Zresztą sama dobrze wiesz... Muszę lecieć. Mamy świstoklik zarezerwowany na pierwszą piętnaście. Nie wiem dokąd, ale gdybyś mnie potrzebowała, wyślij Stworka, powinien mnie znaleźć.

- Długo cię nie będzie?

- Trzy-cztery dni. To do zobaczenia.

Uścisnął ją na pożegnanie i zniknął za drzwiami, wpuszczając powiew nocnego powietrza. Hermiona objęła się ramionami i powoli wróciła do sypialni w znacznie lepszym nastroju niż ją opuszczała. Przynajmniej to udało jej się naprostować. A skoro tak... to kto wie. Może jutro w trakcie obrad wreszcie odważy się przypomnieć Ciceronowi kwestię Mrocznego Znaku?

Continue Reading

You'll Also Like

103K 2.8K 56
Fakty o Sławnych piosenkarzu ( A teraz także modelu ) Niallu Horanie ❤❤ Byłym członku One Direction [*] Najwyższe notowania : 💎977 miejsce w Losowe...
17.6K 285 22
Ona- modelka znanych firm. Piękna i atrakcyjna. Czy poczuje coś co Mateusza? On- znany raper. Jest w chillwagonie. Czy zakocha się w dziewczynie? UWA...
12K 427 26
Zosia Laskowska jest siostrą Bartka Lakowskiego i wyszła z psychiatryka po próbie samobójczej,Bartek zaproponował jej zamieszkanie w domu Genzie dopu...
259K 12.8K 33
Aubrey Miller, to wyluzowana i pewna siebie nastolatka uczęszczająca do szkoły Beacon Hills. Jej życie przewraca się o sto osiemdziesiąt stopni, k...