Wolność Równość Braterstwo (a...

By najs_is

2.2K 79 5

Świt po Wielkiej Bitwie. Draco czuje, że szybko przyjdzie mu odpokutować za błędy młodości, Narcyza nie zamie... More

Część 1
Część 2
Część 3
Część 4
Część 6
Część 7
Część 8
Część 9
Część 10
Część 11
Część 12
Część 13
Część 14
Część 15

Część 5

128 5 0
By najs_is


Draco

Od samego rana Draco był nerwowy. A właściwie od poprzedzającego go wieczora, odkąd przyleciała ta cholerna sowa, ale wieczorem trzymała go jeszcze złość. List, mimo że był adresowany do niego, odebrała matka. Co więcej, sama na niego odpowiedziała, w duchu głęboko sprzecznym z pragnieniami Dracona.

Napisał do niego Potter. Napisał, że chce się spotkać i jeszcze raz omówić kwestię jego udziału w wojnie - tak, dokładnie w ten sposób to określił, a Draco mógł tylko mieć nadzieję, że nikt tego listu nie przechwycił. Napisał też, że przy rozmowie będzie Granger, a to stanowiło wieko do trumny. Draco słyszał, że Granger dostała jakąś małą posadkę w Departamencie Przestrzegania Prawa i mimo niewielu obowiązków niemal nie wychodziła z ministerstwa. Wyobrażał sobie, jakie mroczne fantazje mogła snuć w godzinach pracy, kiedy nie miała już żadnych raportów do przepisania po raz trzeci na czysto.

Gdyby miał wybór, pozbyłby się sowy i udawał, że nigdy do niego nie dotarła. Potem, korzystając z tego, że aurorzy wreszcie zakończyli przesłuchanie i mógł się swobodnie przemieszczać, wyemigrowałby na rok albo dwa, albo dziesięć, mniejsza o matkę i jej obiekcje. I to szybko, zanim aurorzy zmienią zdanie; Artemis twierdził, że koniec przesłuchań nie wynika bynajmniej z nadchodzącego procesu ojca, ale z problemów legislacyjnych, i niewykluczone, że Draco jeszcze zostanie wezwany.

Niestety matka odpisała przed pokazaniem mu listu i zaprosiła obydwoje do Malfoy Manor. Szlama i Potter jako goście we dworze - co za kuriozalna sytuacja. Dziwniejsze było tylko to, że się zgodzili. Na ich miejscu nigdy by tu nie wrócił po tym, co im się przytrafiło ostatnim razem. Krzyki Granger długo prześladowały go w snach i wciąż głęboko żałował, że nie uciekł na zewnątrz, gdy tylko zorientował się, że ciotka Bella zabiera ją na małe tête-à-tête. Granger musiała być naprawdę gruboskórna, skoro to nie pozostawiło w niej żadnego śladu; jemu na samą myśl robiło się niedobrze.

Nie mógł spać, niewiele zjadł na śniadanie i ledwo wybiła dziesiąta, stanął na czatach przy oknie wychodzącym na dziedziniec. Przez godzinę obserwował leniwe powiewy poruszające z rzadka łodygami kwiatów i skrzaty, które podlewały ogród. Dopiero kilka minut przed jedenastą dostrzegł nietypowy ruch na biegnącej do bramy ścieżce, którą zbliżały się dwie postaci.

- Nie gap się, to niegrzecznie - powiedziała Narcyza. - Lepiej przejdźmy do małego salonu.

Słusznie. Z tym ich „goście" nie mieli zbyt miłych wspomnień.

Potter wyglądał na niepewnego, a Granger na zdeterminowaną; to nie wróżyło zbyt dobrze. Na zaproszenie matki oboje usiedli na fotelach przy stoliku kawowym, ale zgodnie odmówili poczęstunku i herbaty, zapewne w obawie przed otruciem. Matka, nic sobie z tego nie robiąc, napełniła ich filiżanki.

- Co pana sprowadza, panie Potter? - zapytała uprzejmie. - I czemu zawdzięczamy obecność panny Granger?

Draco złapał kontakt wzrokowy z Potterem. Zastanawiał się, czy on też myśli o groteskowym kontraście między tym a poprzednim spotkaniem w Malfoy Manor. Cokolwiek miała na myśli matka, serwując im tę wizytę rodem z podręcznika savoir-vivre'u, to nie było właściwe.

- Chciałem porozmawiać o sytuacji prawnej Dracona - zaczął twardo Potter i Draco wyczuł w tym echo słów Granger. - Pamiętam o naszych ustaleniach i nadal uważam, że Draco nie popełnił żadnych przestępstw... - zaciął się w tym miejscu, ale Granger chyba szturchnęła go pod stołem, bo kontynuował: - ...żadnych przestępstw, które zasługiwałyby na Azkaban, więc nie zamierzam go o nic oskarżać...

- Ale? - zapytała matka trująco słodkim głosem, od którego Draconowi zjeżyły się włosy na karku.

Potterowi chyba również, ale hardo odwzajemnił jej spojrzenie.

- Ale uważam, że byłoby lepiej dla niego, gdyby to ustalił Wizengamot.

Zapadła niemal idealna cisza, zakłócona tylko stukaniem łyżeczki o porcelanę. Znak, że matka była wściekła.

- Nie rozumiem, dlaczego Draco miałby w ogóle stawać przed sądem. Nigdy nie był śmierciożercą.

Potter wziął głęboki wdech i jeszcze zanim otworzył usta, Draco wiedział, co powie. Podświadomie czekał na to od momentu, gdy dostrzegł jego wzrok dwa lata temu u Madame Malkin, gdy ta głupia jędza uraziła Dracona w jeszcze niezagojony Znak.

- Wszyscy czworo doskonale wiemy, że Draco był śmierciożercą. Przyjął Mroczny Znak.

Matka nie poruszyła brwiami, nie zmarszczyła czoła, nie drgnęły jej nawet kąciki ust, a mimo to Draco rozpoznał znajomy rys śmiertelnie niebezpiecznej koncentracji na jej twarzy, gdy błyskawicznie obmyślała, jaką przyjąć strategię - brnąć w zaparte, zmienić temat czy błagać o litość.

- To jeszcze nie znaczy, że był śmierciożercą. Znak to tylko pusty symbol bez większego znaczenia, głupi błąd popełniony pod wpływem złych podszeptów.

- Istnieje silne ugrupowanie w ministerstwie, które uważa inaczej - odezwała się Granger. - Uznaje, że każdy, kto nosi Mroczny Znak, jest winny popierania Voldemorta i uczestnictwa w terrorze. Harry i ja, podobnie jak pani, jesteśmy zdania, że to nie tatuaż jest zbrodnią... Ale sędziowie mogą mieć odmienną opinię. Zwłaszcza jeśli nie będzie żadnego precedensu.

- Więc potrzebujecie precedensu w osobie mojego syna. - Chłód w głosie matki jeszcze bardziej oziębił atmosferę. - Nie rozumiem, dlaczego Draco miałby się narażać na nieprzyjemności procesu i zniesławienie, które zapewne zaserwuje mu prasa, żeby wspomóc wymiar sprawiedliwości. Zwłaszcza że, jak słusznie pan zauważył, panie Potter, nie jest niczemu winny i nie potrzebuje tego nikomu udowadniać, skoro nikt go o nic nie oskarżył.

Posłała mu przeszywające spojrzenie, jakby chciała go sprowokować do wyznania, że jednak wystąpi z oskarżeniem, więc Potter, naturalnie, tego nie zrobił.

- Ten precedens przydałby się innym oskarżonym. Na przykład ojcu Dracona.

- Ojcu Dracona przydałby porządny świadek obrony - oświadczyła ostro matka. - Może mu pan to zagwarantować?

- Mogę mu zagwarantować sprawiedliwy proces - oświadczył Potter.

Matka musiała odczuć to jak policzek. Chyba nawet Potter zdał sobie z tego sprawę, bo spróbował naprawić błąd:

- Podobnie jak Draconowi, jeśli dobrowolnie stanie przed sądem. Pewnie pani wie, że zostałem powołany do Wizengamotu... Niewykluczone, że będę jednym z sędziów.

Zabrzmiało to jak obrzydliwa łapówka i Granger spojrzała na Pottera karcąco. Ale matka... matka dokładnie to chciała usłyszeć, bo w jej oczach pojawił się pewien błysk.

- Przedyskutujemy tę kwestię i omówimy z naszym prawnikiem - powiedziała powoli. - Damy panu znać, panie Potter, jeśli się zdecydujemy.

Odprawa została prawidłowo zinterpretowana. Potter i Granger niemal natychmiast zniknęli i Draco został z matką sam w towarzystwie nietkniętych ciastek i czterech filiżanek pełnych herbaty.

- Masz świadomość, że nie odezwałeś się ani jednym słowem? - zapytała srogo matka. - Nie uznałeś za stosowne przemówić we własnej sprawie?

- Po co? Tobie szło świetnie - odparł, starając się, by w jego głosie wybrzmiała uraza. - Pozwól, że teraz przemówię: nie stanę przed sądem.

Ostentacyjnie odsunął fotel i wyszedł z pokoju, nie pozwalając jej odpowiedzieć. Ale dobrze wiedział, że to złudzenie; gdyby chciała mu coś powiedzieć, nie zdołałby jej powstrzymać. Jeśli milczała, to dlatego, że już snuła plany, i Draco miał przeczucie, że naprawdę nie chce ich znać.

ʘ

Przeczucie go nie pomyliło. Nie minęły trzy dni, a siedział znowu w gabinecie ojca z Artemisem, który wkładał mu do głowy, co powinien mówić podczas przesłuchania przed Wizengamotem. Matka sprzedała go Potterowi, ale trochę przy tym ugrała: Lucjusz miał wyjść na wolność do czasu swojego procesu, żeby odpowiadać z wolnej stopy. Oczywiście za gigantyczną kaucją, bez różdżki i z aresztem domowym, ale wszyscy troje doskonale zdawali sobie sprawę, że sędziowie, świadomie czy nie, zupełnie inaczej traktują tych, którzy przybywają na proces samodzielnie, niż tych, których dostarczają strażnicy z Azkabanu. Nie wspominając o tym, że mimo braku dementorów, Azkaban nadal nie był najmilszym miejscem na świecie.

Nic dziwnego, że ojciec poparł matkę, by pójść na układ z Potterem. Miał przynajmniej tyle przyzwoitości, żeby kilkakrotnie zapytać, czy Draco jest pewien, że chce procesu. Draco był pewien, że nie chce. Matka jednak dobitnie mu uświadomiła, że Potter co prawda wyszedł z pewną propozycją i włożył sporo trudu w to, by ich do niej przekonać, ale jeśli spotka się z odmową, to zacznie działać sam. A jeśli Dracona oskarży Potter... To cóż, można zapomnieć o łagodnym wyroku, kończyła, na wypadek gdyby nie zrozumiał sytuacji, patrząc na niego tak, jakby oceniała, czy aby na pewno wyraziła się wystarczająco jasno.

Czasami Draco zastanawiał się, czy matka rzeczywiście troszczy się o jego dobro. Nigdy wcześniej nie miał wątpliwości, że stoi po jego stronie, zawsze była barierą ochronną między nim a resztą świata. Nawet kiedy porażki ojca sprawiły, że naprawdę trudno było im się utrzymać na powierzchni, pilnowała, by nie utonął. A teraz... teraz jakby sama go podtapiała.

Tyle dobrego, że Artemis uczciwie zarabiał na honorarium, zgrabnie lawirując, by zadbać o interesy Dracona w sposób, który nie kolidowałby zbytnio z dbaniem o interesy Lucjusza. Od razu odrzucił śmieszną koncepcję, by Draco sam się zgłosił do Biura Aurorów, i ukrócił zapędy matki.

- Jeśli z miejsca przyzna się do winy, to po co w ogóle mają go sądzić? - zapytał drwiącym tonem Narcyzę. - Musimy znaleźć jakiegoś pozoranta na świadka oskarżenia... Niestety anonimowy donos mógłby nie wystarczyć. Ale zakładam, że z tym nie będzie problemu. Nie brakuje takich, którzy chętnie dobiorą się do Malfoyów, prawda?

- Znajdziemy kogoś - oświadczyła matka i na tym skończył się jej aktywny udział w sprawie.

Draco zakładał, że ruszyła polować na kogoś wystarczająco zdesperowanego, by wejść w układy z Malfoyami, a jednocześnie na tyle głupiego, by uwierzyć, że wyjdzie mu to na dobre. Miał tylko nadzieję, że nie połasi się na Goyle'ów. Gregory'ego złapali trzeciego dnia po bitwie o Hogwart w szemranym punkcie z nielegalnymi świstoklikami w Lincolnshire, skąd próbował przedostać się do Kanady. Nawet do Dracona dotarły pogłoski, że jego rodzina, prócz gniewu, pała też żądzą sprawiedliwości, a konkretniej żąda potraktowania Gregory'ego tak jak jego kolegi o zbliżonych doświadczeniach w czarnoksięstwie, który uniknął więzienia, to jest Dracona. Co prawda nie wystąpili jeszcze z oficjalnymi wnioskami w ministerstwie, a jedynie matka Goyle'a publicznie pomstowała na Malfoyów, ale kto wie, do czego by się posunęła, gdyby zaoferować jej głowę Dracona na tacy. Pozostawało mieć nadzieję, że Narcyza uzna Goyle'ów za zbyt niebezpiecznych. Pewne rzeczy były nieodwracalne, dotychczasowa znajomość Dracona z Gregorym dobiegła końca, ale nie chciałby go spotkać w sądzie po stronie świadków oskarżenia.

Dodatkowe zajęcie oczywiście nie powstrzymywało Narcyzy przed wypytywaniem Dracona i komentowaniem biegu zdarzeń, ale przynajmniej nie brała bezpośredniego udziału w układaniu strategii na proces. Resztę obrad toczyli z Artemisem we dwóch za zamkniętymi drzwiami, bo prawnik kategorycznie stwierdził, że obecność trzeciej osoby jest zawsze potencjalnie szkodliwa.

Rozpoczął się szereg długich dni wypełnionych żmudnymi przygotowaniami. Na początku miały charakter czysto teoretyczny: Artemis tłumaczył mu pojęcia i stopień szkodliwości różnych czynów oraz prawdopodobieństwo uznania go winnym poszczególnych zarzutów. Przy okazji próbował go przekonać, że nawet jeśli nie zostanie uniewinniony, to nic strasznego, bo postarają się, by zarzuty były nieznaczne, a lepiej odpracować ewentualną karę niż próbować wyprowadzić sędziów w pole.

- Twój ojciec nigdy nie udawał, że do tego wszystkiego nie doszło - oświadczył, jakby to był najlepszy przykład. - Po prostu znalazł sposób, by jego działalność została odpowiednio zakwalifikowana. Z tobą zrobimy to samo.

- Ojciec nigdy nie stanął przed sądem.

- Nie musiał. Trafił na odpowiedni moment i odpowiednich ludzi i rozegrał to inaczej. Ale weź pod uwagę, że nigdy za wiele nie osiągnął. - Artemis pochylił się nad biurkiem w stronę Dracona, patrząc na niego uważnie, jakby doskonale wiedział, jakie herezje opowiada o Lucjuszu tuż pod jego portretem zasłaniającym mały sejf, i robił to zupełnie celowo. - Jego największy publiczny sukces to stanowisko Przewodniczącego Rady Hogwartu. Mimo doskonałych stosunków z ministrem i różnymi szychami, mimo strumieni pieniędzy płynących z waszej skrytki do ich skrytek, nigdy nie zaproponowano mu stołka choćby w Biurze Doradztwa w Zwalczaniu Szkodników.

- Nie sądzę, żeby był tym zainteresowany.

- Byłby zainteresowany czymkolwiek, co dałoby mu pretekst, by zaczepić się w ministerstwie i bawić się w politykę. Ale czarodzieje mają świetną pamięć i nie zapomnieli, że nigdy nie stwierdzono, co Lucjusz robił w czasie wojny, ani go za to nie ukarano. Dlatego nigdy nie pozwolono, by miał realną władzę, mimo wszystkich znajomości i konszachtów. Z tobą, Draco, będzie inaczej. Wiem, że się martwisz, i niestety nie jest tak, że nie masz czym. Będzie olbrzymie zamieszanie, obsmarują cię równo w gazetach i dopiero zobaczysz, co to znaczy społeczny ostracyzm... - Pokręcił głową, jakby pomyślał o czymś naprawdę paskudnym, ale szybko zapanował nad twarzą. - Ale to minie, prędzej czy później, a w obecnej sytuacji raczej prędzej, bo rzucą się na kogoś innego, a ty powoli wrócisz do łask. Za parę lat nikt nie będzie pamiętał nic poza tym, że zostałeś uniewinniony. A za dziesięć lat, kto wie, może nawet dostaniesz pracę w ministerstwie i osiągniesz więcej niż twój ojciec kiedykolwiek. Potrzebujemy tylko odpowiedniego oskarżenia. I szybkiego procesu. Musimy koniecznie zdążyć przed czerwcem.

Draco był daleki od równie optymistycznych założeń i bynajmniej nie ciągnęło go do ministerstwa; przeciwnie, wolał się trzymać jak najdalej od niego. Ale w jednym zgadzał się z Artemisem: jeśli miał być proces, to rzeczywiście powinien się zacząć - i zakończyć - jak najszybciej. W czerwcu Draco kończył osiemnaście lat. Choć oficjalnie czarodzieje osiągali pełnoletność w wieku siedemnastu lat, ze względu na Hogwart jeszcze przez rok traktowano ich jak nie całkiem dorosłych. W większości przypadków było to irytujące, ale akurat w procesie sądowym mogło mieć decydujący wpływ na wyrok. Żaden Wizengamot nie skazał jeszcze siedemnastolatka na Azkaban, w najgorszym razie - na pobyt w miejscu odosobnienia, który niekiedy kończył się Azkabanem, ale nie zawsze. Szanse Dracona na uniknięcie więzienia przed piątym czerwca były spore; po piątym czerwca - bliżej nieokreślone.

Nie musiał długo się tym zadręczać. Zaraz potem przyszło zawiadomienie z ministerstwa o przesłuchaniu przed Wizengamotem wyznaczonym na pierwszego czerwca w celu ustalenia, czy Draco Malfoy, syn Lucjusza Malfoya, należał do organizacji przestępczej nazywanej śmierciożercami, skupionej wokół niejakiego Lorda Voldemorta, i czy doszło do aktów przemocy, której byłby sprawcą. Nie przyszli po niego aurorzy, nie było żadnych przesłuchań wstępnych. Artemis wyraził głębokie zadowolenie, którego Draco mimo starań nie potrafił podzielać.

- Żadnych nazwisk potencjalnych poszkodowanych - stwierdził prawnik zaraz po odczytaniu zawiadomienia. - Bardzo dobrze, znaczy, że nic nie mają. W najgorszym razie skończy się na użyciu magii w złej wierze. Powiedziałbym, że sami nie traktują tych oskarżeń zbyt poważnie... Potter musiał się nalatać wokół ważniaków z Departamentu Przestrzegania Prawa... No cóż, nie skorzystamy z tego. Najpierw polecimy z wyznaniem, potem mu zaprzeczymy, a na koniec wyrazimy skruchę. To wystarczy.

Draco wolałby poprzestać na publicznym wyparciu się wszystkiego, skoro najwyraźniej to też by zadziałało, ale nikt go nie pytał o zdanie. Kiedy spróbował zagadnąć matkę, spojrzała na niego z tym nowym, przykrym chłodem i wróciła do omawiania po raz enty strategii Artemisa, jakby sądziła, że w ten sposób zahipnotyzuje Dracona, by mówił tylko to, co zarządził adwokat.

Tymczasem skończyli z teoretyzowaniem i przeszli do konkretów. Wałkowali teraz życiorys Dracona i krótką karierę w kręgu śmierciożerców, omawiali wszystko, co mówił na przesłuchaniu w sprawie ojca, ustalali priorytety i uzgadniali właściwe odpowiedzi.

- Nigdy nie mów, że jesteś śmierciożercą. Mów, że dołączyłeś do zwolenników Voldemorta pod wpływem nacisku ciotki. Powiedz, że masz Mroczny Znak. Przyznaj, że brałeś udział w zebraniach Voldemorta. Ale jeśli kiedykolwiek każą ci powiedzieć, czy jesteś śmierciożercą, odpowiedz: nie.

- Jakie to ma znaczenie? To tylko słowa, fakty są...

- Wiele wskazuje na to, że słowa i ich definicje to jest to, o co chodzi Potterowi.

- Będzie w składzie sędziów? - zapytał niechętnie, wiedząc, że od tego właściwie zależy wszystko.

- Nie - odpowiedział Artemis i wbrew temu, że Draco aż skamieniał z przerażenia, uśmiechnął się. - Z dużym prawdopodobieństwem będzie świadkiem obrony.

- On - moim świadkiem?

- Ten proces to farsa, Draco. Wiem, że dla ciebie to okropne doświadczenie, ale uwierz mi: jeszcze nie brałem udziału w tak prostej sprawie. Nie ma ofiar, nie ma zbrodni. Nie ma zbrodni, nie ma kary. A ty niewiele masz na sumieniu. Sama przynależność o niczym nie świadczy.

Ten pobłażliwy ton był niezwykle irytujący, ale nie na tyle, by bezczelnie zapytać, dlaczego w takim razie Artemis sam nie stanął przed sądem i nigdy nie odsłaniał przedramion, skoro przynależność - nawet wytatuowana na skórze - nie miała znaczenia.

Mimo wszystkichposiedzeń z Artemisem, mimo przygotowania prawidłowych odpowiedzi i powtarzaniaich, aż wyryły mu się w mózgu, mimo snucia różnych teorii i rozważanianajgorszych scenariuszy, Draco nie czuł się gotowy. I wciąż zaklinałrzeczywistość, powtarzając sobie w duchu, że zrobiłby wszystko, żeby uniknąćspotkania z Wizengamotem, gdyby istniał jakikolwiek inny sposób; bo aniszkolenie Artemisa, ani nagabywanie matki, ani słowa wsparcia przekazane odojca nie były w stanie sprawić, by uwierzył, że będzie dobrze. Nie mogło byćdobrze po tym wszystkim; nie dla nich.

Continue Reading

You'll Also Like

5.6K 402 7
Byłam przy Tobie zawsze bez względu na wszystko. Wierzyłam Ci zawsze bez względu na wszystko. Kochałam Cię każdego dnia bez względu na wszystko. Ufał...
22.2K 916 25
Byliście kiedyś odrzuceni nawet przez własną rodzinę? Nie wiem dlaczego to zrobili... Ale przez to stałam się silna i bezwzględna. Jedynymi osobami k...
290K 23.2K 40
- Fajna koszulka - powiedział. - Dzięki.
11.4K 349 13
Opowiadanie jest o zwykłej dziewczynie , która posiada kanał na yt. Bohaterka o imieniu Amelia odrazu zawraca youtuberowi w głowie.