Wolność Równość Braterstwo (a...

By najs_is

2.2K 79 5

Świt po Wielkiej Bitwie. Draco czuje, że szybko przyjdzie mu odpokutować za błędy młodości, Narcyza nie zamie... More

Część 2
Część 3
Część 4
Część 5
Część 6
Część 7
Część 8
Część 9
Część 10
Część 11
Część 12
Część 13
Część 14
Część 15

Część 1

330 7 1
By najs_is


Draco

W Wielkiej Sali było już całkiem jasno. Tak jasno, że na twarzach dzielących z nimi stół osób widział wyraźnie szare smugi, które wyrzeźbiły w brudzie pot albo łzy. Wcześniej ludzie - i stworzenia - zlewały się w mniej lub bardziej jednolitą masę cierpiąco-radującą, ale teraz rozróżniał bez trudu sylwetki ludzi i duchów, skrzatów i centaurów, a w oczach tego czy tamtego dostrzegał błysk oznaczający, że i oni zostali rozpoznani, zaszeregowani i ocenieni. Draco poczuł, że najwyższa pora wstać i zniknąć, i poruszył się niespokojnie.

- Może powinniśmy... - zaczął, ale ojciec przerwał mu wpół słowa.

- Siedź - rzucił Lucjusz przez zaciśnięte zęby ze stanowczością, jakiej się u niego nie słyszało, odkąd wyszedł z Azkabanu. - Siedź i próbuj wyglądać, jakbyś miał pełne prawo tu być. I módl się, żeby ktoś zrobił nam zdjęcie.

- Nie będzie żadnego zdjęcia, zamordowaliśmy Colina Creevey.

- Nie my - powiedziała cicho matka, przyciskając go do siebie, nie wiadomo po co: żeby przytulić czy żeby zatrzymać. - Oni.

Jakby przejście z „oni" do „my" rzeczywiście mogło pójść tak łatwo. Silny uścisk palców na ramieniu sugerował, że matka jest w tej kwestii nie tyle naiwna, co zdeterminowana.

Gwar narastał. Wszyscy dookoła wypluwali z siebie słowa, jakby całe lata je w sobie dusili; przeplatając z parsknięciami, chrząknięciami i histerycznymi wybuchami śmiechu. Tylko w ich ciasnej trzyosobowej bańce panowała cisza, więc jeszcze wyraźniej wybrzmiewały rzucane obok uwagi:

- W ministerstwie już wiedzą! Aresztowali wszystkich z Komisji Rejestracji Mugolaków!

- ...zwalniają z Azkabanu, mama wraca w domu!

- Shacklebolta mianowali nowym ministrem!

- Aurorzy wyłapują śmierciożerców, Thicknesse jest już w drodze do Azkabanu...

Każde kolejne „auror", „śmierciożerca" i „Azkaban" sprawiało, że wymioty podchodziły Draconowi do gardła, a im dłużej to trwało, tym bardziej wątpił, że uda mu się utrzymać zawartość żołądka tam, gdzie jej miejsce. Jednak żaden auror nie upomniał się jeszcze o ostatnich śmierciożerców, ściśniętych przy ślizgońskim stole, choć już kilku przemknęło obok, a jeden zahaczył dłonią o rękę, na której ciągle tkwił Mroczny Znak. Ojciec skrzywił się wtedy przeraźliwie, jakby dotarło do niego, że samo myślenie życzeniowe może nie wystarczyć, ale dalej niewzruszenie trwał na miejscu.

Ktoś inny za to zdezerterował. Kątem oka Draco dostrzegł ruch tam, dokąd co jakiś czas uciekał mu wzrok: do rudego chłopaka i opartej na jego ramieniu rozczochranej dziewczyny, bo pewien był, że wyrok wygnania - jeśli nastąpi - padnie z ich strony. Obydwoje poruszyli się jednocześnie i zadarli głowy, patrząc w pustkę ponad nimi, jakby stał tam ktoś niewidzialny. Draco nie musiał nawet zgadywać, kto to taki.

Drgnął niespokojnie. Może powinien zrobić dokładnie to samo: wstać i wyjść. Nie oglądać się na nikogo, po prostu pójść przed siebie, znaleźć jakiś spokojny kąt i wreszcie zasnąć... A później niech się dzieje, co chce, jakikolwiek kształt przyjmie ten roztrzaskany świat, lepiej byłoby się wyspać i nabrać sił, zanim przyjdzie mu się z nim zmierzyć...

Podniósł się z ławy, ale zanim jeszcze wyprostował kolana, ramię matki zatrzymało go w miejscu.

- Zostań - szepnęła mu do ucha. - Nie teraz. Pewnie chcą znaleźć Pottera i pobyć sami. Nie byliby zadowoleni, gdybyś im przeszkodził, i nic by nam z tego nie przyszło.

Nie wyprowadził jej z błędu. Opadł bezwolnie na siedzenie i pozwolił jej oprzeć głowę na swoim ramieniu, doskonale wiedząc, że bardziej niż oparcia potrzebowała zmusić go, by posłuchał.

Jeszcze nigdy w życiu tak bardzo nie zazdrościł Potterowi tej głupiej peleryny niewidki.

ʘ

Przyszli po ojca za kwadrans jedenasta, czterdzieści minut po tym, jak wszedł do domu. Wcześniejsze cztery godziny, odkąd rozstali się pod bramą Hogwartu, Lucjusz spędził w niewiadomych okolicznościach, próbując w tym krótkim czasie zrobić coś, by resztki rodzinnego imperium, nadchwianego panowaniem Czarnego Pana, nie rozsypały się w pył, gdyby nie mógł nim zarządzać przez kilka najbliższych dekad.

W ciągu tych czterdziestu minut nie dowiedzieli się, z jakim skutkiem. Lucjusz zdążył wziąć prysznic i zmienić ubranie, wypić kawę i ustalić z żoną i synem wspólną wersję zdarzeń, żałośnie bliską rzeczywistości. Jak stwierdzili rodzice, nauczeni doświadczeniem, dobre kłamstwo musi czerpać z prawdy.

Nie zdążył zjeść śniadania, które opieszały skrzat zbyt długo szykował, zdrzemnąć się ani zmienić domowych pantofli na obuwie wyjściowe. Nie przygotował się też psychicznie na przyjście aurorów; zdradzał oznaki przynajmniej zaniepokojenia, kiedy wiązał buty w głupim pochyleniu, bez użycia różdżki, bo tę aurorzy skonfiskowali zaraz po przedstawieniu siebie i celu, jaki ich sprowadził do Malfoy Manor, mimo że ojciec tłumaczył, że różdżka należy do jego żony.

Aresztowali go. Ojciec i matka spodziewali się tego, ale Draco do ostatniej chwili miał nadzieję, że przynajmniej na razie poprzestaną na wezwaniu na przesłuchanie, skoro od przejęcia ministerstwa nie pełnił żadnej publicznej funkcji.

- Jak dobrze pójdzie, to ciebie wezmą tylko na przesłuchanie - mówił Lucjusz wcześniej, dzieląc ostatnie cenne dwadzieścia pięć minut pomiędzy ustalanie strategii i ożywianie się potrójnym espresso. - Nie mów nic, co mogłoby nam zaszkodzić. Nie odzywaj się niepytany, nie mów o niczym ponad to, o co pytają. Jeśli nie da się odpowiedzieć względnie bezpiecznie, mów tylko, że nic nie wiesz. Bądź tak niewinny, jak to możliwe.

- Ktoś to kupi po tym, jak Czarny Pan urządził sobie salę tronową w naszym salonie?

- Ile ty masz lat, siedemnaście czy siedem? - zapytał ojciec bardziej zmęczony niż zagniewany. - Każdy rozsądny czarodziej wiedział, że nie odmawiało się Czarnemu Panu, kiedy ten staje na twoim progu. - Choć bardzo się starał odesłać minione w bezpieczny czas przeszły, w drugiej części zdania przyzwyczajenie wzięło górę nad dobrymi chęciami. - Módlmy się, żeby padło na kogoś, kto miał okazję się o tym przekonać poprzednim razem - dodał, upewniając Dracona w przekonaniu, że w obliczu trudnych czasów nabrał jeśli nie religijnych nawyków, to przynajmniej formułek.

- Więc co, znowu Imperius?

Poprzednim razem - w poprzedniej wojnie - w ciągu godziny po tym, jak świat obiegła wieść o klęsce Czarnego Pana, Lucjusz stawił się w Ministerstwie, by przekonać wszystkich, że jest ofiarą długotrwałej i niezwykle silnej klątwy Imperius rzuconej przez Czarnego Pana. A ponieważ uprzednio odwiedził Gringotta, wszyscy zainteresowani zgodzili się, że Czarny Pan był wyjątkowo potężnym czarnoksiężnikiem.

- Nikt się nie nabierze dwa razy na tę samą sztuczkę - powiedziała cicho matka. - Za dużo świadków... różnych sytuacji. Musimy pójść w innym kierunku... i zdobyć innych sprzymierzeńców.

- Jakich? Nikt nie... - Lucjusz zaciął się. Spojrzał uważniej na matkę. - Potter? Co tam zaszło? Nie był martwy?

- Nie był. Jego serce biło... i ucięliśmy sobie krótką konwersację - powiedziała.

Streściła rozmowę z Potterem, kładąc nacisk na to, że weszli w pewien układ, ale ojciec nie wyglądał na przekonanego, a i Draco był sceptycznie nastawiony. Wyciągała zdecydowanie zbyt daleko idące wnioski i robiła sobie wielkie nadzieje. Nawet gdyby uratowała Pottera - a przecież tylko skłamała dla niego - to Złote Trio ocaliło Dracona tej nocy dwukrotnie, jak nie omieszkał mu wytknąć Weasley zaraz po tym, jak rąbnął go pięścią w nos. Potter nie był im nic winien, pewnie sądził, że to oni są jego dłużnikami; i nie wiadomo, czy byłby skłonny pozwolić na zaciągnięcie kolejnego długu.

Choć z drugiej strony - to Potter, wybawca magicznego świata.

- Draco, jak myślisz? Znasz go lepiej.

Ojciec utkwił w nim wzrok. Draco starał się odpowiedzieć pewnie, ale choć powstrzymał wzruszenie ramion, zdradził go drżący głos.

- To Potter, bohater wszystkich uciśnionych. Uratowałby samego Czarnego Pana, gdyby ten go poprosił.

- W takim razie ja i Draco poprosimy go tak, by nie mógł odmówić - oświadczyła Narcyza. - Lucjuszu?

Ojciec odetchnął głośno i przesunął palcem po nasadzie nosa, jednym miejscu na jego twarzy, które nie wyglądało, jakby potrzebowało natychmiastowej interwencji magomedyka. Stare siniaki na oku i żuchwie zdążyły zżółknąć, ale cięta rana na policzku musiała otworzyć się w czasie walki. Pojawiły się nowe ślady: siniak pod drugim okiem i liczne zadrapania, głównie na czole. Draco wiedział, że z nim też nie jest najlepiej, ale ojciec wyglądał jak ofiara wielu szturchnięć, uderzeń i paru nieprzyjemnych klątw. Wciąż nie najgorzej jak na pół godziny sam na sam z Czarnym Panem, ale nawet pocieszywszy się w ten sposób, Draco ledwo mógł na niego patrzeć.

- Dobrze, zróbcie to. A ja... ja zrobię swoje. - Odstawił opróżnioną filiżankę na stolik kawowy i spojrzał na matkę z wyraźnym poczuciem winy. - Przydałby nam się kozioł ofiarny. Ktoś, kto nas w to wszystko wciągnął... I Dracona - dorzucił syna jako kartę przetargową. - Bella byłaby idealna.

Matka, która poczerwieniała na twarzy, gdy zrozumiała, do czego zmierzają, przytaknęła krótko.

- Jej już nic nie zaszkodzi.

Niewiele więcej powiedzieli, zanim przyszli aurorzy. Matka stała sztywno wyprostowana, gdy zabierali ojca, a jej twarz nie zdradzała żadnych uczuć; tylko lekkie skrzywienie warg sugerowało niechcianym gościom, co sądzi o ich obecności w swoim domu. Draco podziwiał ją; sam schował ręce za plecami, by nikt nie dostrzegł, jak drżą, ale nie potrafił powstrzymać kropel zimnego potu, które zbierały się na czole tuż pod linią włosów. Zagryzł zęby i zacisnął pięści, żałując, że nie może po prostu zamknąć oczu i nie patrzeć na poniżenie ojca; a najlepiej uciec na górę do swojej sypialni i zatonąć w bezpiecznej miękkości kołdry, jak wtedy, gdy był dzieckiem.

Wreszcie wyszli. On i matka stali jeszcze przez chwilę w korytarzu, patrząc na drzwi, które zamknęły się za ojcem.

- Myślałam, że od razu przeszukają dom - odezwała się Narcyza.

Istotnie; dlatego po powrocie z Hogwartu, zanim ojciec wrócił, obeszli wszystkie pokoje, metodycznie unicestwiając ślady niedawnej obecności Czarnego Pana i śmierciożerców w Malfoy Manor. Przy okazji spakowali potencjalnie niebezpieczne przedmioty i te mniej szkodliwe - w tym ćwierć biblioteki - kazali przenieść skrzatom na strych, doskonale przystosowany do udawania miejsca od wieków nieuczęszczanego, a te groźniejsze odesłali do domu we Francji w nadziei, że uda im się znaleźć lepszą kryjówkę, zanim angielscy aurorzy dostaną pozwolenie na działanie poza swoją jurysdykcją.

Najtrudniej było pozbyć się zawartości lochów, zwłaszcza że do dyspozycji mieli już tylko jedną różdżkę: ciotecznego dziadka Asmodea, którego porwała kelpie i zżarła w całości, nie wyrzucając na powierzchnię nawet tyle, by mogli pochować szczątki z różdżką, tak jak w przypadku pozostałych członków rodziny, zmarłych w bardziej tradycyjnych okolicznościach. Różdżka nie chciała współgrać ani z Draconem, ani z jego matką, toteż liczyli jedynie na to, że umysły osób goszczonych na niższych poziomach rezydencji zostały tak zwichrowane kontaktem z Czarnym Panem, że nawet niezbyt silny Confundus zdołał zakorzenić w nich przeświadczenie, że byli przetrzymywani w tej ruderze Antona Dołohowa. To mogło wypalić; odesłali skrzata odpowiedzialnego za karmienie i czyszczenie więźniów, a Dołohow żył i umarł samotnie, więc nie miał kto zaprzeczyć tej wersji.

- Chodź za śniadanie. - Matka położyła mu dłoń na barku i ścisnęła nieco za mocno. - A potem prześpij się. Czeka nas ciężki dzień.

Tylko jeden? Optymistka.

ʘ

Miał wrażenie, że zamknął oczy na chwilę i nawet nie zasnął, ale musiało być inaczej, bo nie słyszał otwierania drzwi ani kroków matki i nie poczuł, jak usiadła przy nim. Ocknął się dopiero, gdy szepnęła:

- Draco, musisz wstać. Przyszli do ciebie.

W ułamku sekundy usiadł i przesunął rozbieganym spojrzeniem od drzwi do okna i od okna do drzwi, szukając drogi ucieczki, ale matka zatrzymała go w miejscu silnym uściskiem, zanim podjął decyzję.

- Tylko na przesłuchanie - powiedziała cicho. - Nie jesteś aresztowany, nie bój się... Pamiętaj: nie jesteś śmierciożercą, nic nie wiesz, cały czas byłeś w szkole... - szeptała mu do ucha, zupełnie jakby aurorzy czaili się zaraz za drzwiami i podsłuchiwali. - Przyjechałeś tylko na święta, ale nic nie widziałeś. Możesz opowiedzieć o Potterze, ale pamiętaj: bądź ostrożny. Nie mów nic, z czego musiałbyś się później wycofać. Ja postaram się jak najszybciej ściągnąć Artemisa...

Powtarzał sobie to wszystko i wcześniejsze pouczenia ojca, kiedy siedział samotnie w sali przesłuchań aurorów, czekając, aż ktoś do niego przyjdzie. Czekał długo. Aurorom nie spieszyło się i dobrze wiedział dlaczego: chcieli, by jego napięte do granic możliwości mięśnie odmówiły posłuszeństwa i zaczęły się trzęść jak galareta, by wymuszone opanowanie ustąpiło nerwowemu rozgorączkowaniu.

Nie wiedział, ile minęło, pół godziny czy trzy. A i wtedy, gdy do ciemniej sali wszedł auror z aurorką, przesłuchanie nie rozpoczęło się. Czarodziej przeglądał papiery, a czarownica kręciła się od lampy do lampy, zapalając jedną za drugą, jakby nie mogła rozświetlić wszystkich jednocześnie. Ewidentnie zwlekali; ewidentnie chcieli go wytrącić z równowagi.

Nie daj się sprowokować, zachowaj spokój, mówił ojciec. Sprawdź, na czym stoisz. Nie zgaduj, żądaj konkretnej odpowiedzi, na którą będziesz mógł się później powołać. Nie proś, wyraźnie artykułuj swoje potrzeby.

- Chciałbym dostać szklankę wody.

Mężczyzna podniósł głowę, spojrzał na niego bez słowa, a potem na krążącą za plecami Dracona kobietę.

- Przyniosę - mruknęła.

Po chwili rzeczywiście wróciła z pełną szklanką i wtedy się zaczęło.

- Nazywasz się Draco Malfoy, jesteś synem Lucjusza Malfoya i Narcyzy Malfoy, urodzonym piątego czerwca tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego roku? - wyrecytował auror, dopiero w ostatnie słowa wplatając pytającą intonację,

- Tak.

- Wiesz, dlaczego tu jesteś?

- Nie.

- Nie? - Mężczyzna uniósł brwi. - Aurorzy, którzy przyprowadzili cię na przesłuchanie, nie powiedzieli ci, w jakim celu zostałeś wezwany?

- Chyba mówili, ale nie jestem pewien, czy dobrze zrozumiałem. Spałem, kiedy przyszli.

Aurorka westchnęła ciężko, a auror pokręcił głową, jakby nie dowierzał, ale też nie był zaskoczony tym wykrętem.

- Zostałeś wezwany w charakterze świadka w sprawie twojego ojca, Lucjusza Malfoya, oskarżonego przez Wizengamot o aktywne śmierciożerstwo. Czy to jest dla ciebie jasne?

- Tak.

- Doskonale. Przejdźmy do rzeczy. Czy według twojej wiedzy twój ojciec jest śmierciożercą?

Nie spodziewał się, że zaczną tak od razu z grubej rury. I nie podobało mu się, że dobitnie sformułowany zarzut dotyczył aktywnego śmierciożerstwa, a pytanie tylko ogólnie pojętej przynależności ojca. Zaschło mu w ustach. Nie potrafił sobie przypomnieć, co mówił ojciec. Zamierzał się przyznać do części zarzutów, ale do których? Czy Draco powinien w takim razie zeznać, że wiedział o jego przynależności, czy udawać głupiego? Ale czy zdołałby później się z tego wykręcić? Na pewno ustalili, że nie wycofają się z tego, w co zabrnęli poprzednim razem.

- O ile wiem, pod wpływem Imperiusa dołączył do śmierciożerców w pierwszej wojnie - wydukał w końcu.

Aurorka parsknęła, auror pokręcił głową.

- Nie interesuje nas pierwsza wojna, ta sprawa została wyjaśniona i nie zamierzamy do niej wracać. - Wbrew temu, co mówił, ton, jakim powiedział „wyjaśniona", sugerował, że niekoniecznie zgadza się z ówczesnymi ustaleniami. - Interesuje nas jego działalność od czerwca dziewięćdziesiątego piątego roku, kiedy Sam-Wiesz-Kto zaczął ponownie gromadzić swoich zwolenników. Czy twój ojciec był wtedy w ich gronie?

- Nie wiem.

- Nie wiesz. - Aurorka włączyła się do rozmowy. - Nigdy nie wspominał o Sam-Wiesz-Kim, nie wychodził na dziwne zebrania, nie spotykał się z ludźmi znanymi jako śmierciożercy, nie mówił o swoich poglądach na temat czystości krwi?

- Mówił, że w pierwszej wojnie został przeklęty i pod wpływem klątwy dołączył do Sami-Wiecie-Kogo - powtórzył, pilnując się, by nie powiedzieć „Czarnego Pana". - Że to były mroczne czasy i wielu ludzi robiło rzeczy, których normalnie by nie zrobili. Ale nie lubił o tym rozmawiać. A co do poglądów... Mój ojciec jest tradycjonalistą. Niektóre jego poglądy są bliskie poglądom zwolenników Sami-Wiecie-Kogo. Inne zupełnie odległe.

- Doprawdy? - spytała aurorka, ale nie ciągnęła tematu. Zerknęła przez ramię aurora w dokumenty i zmieniła temat. - Porozmawiajmy o czerwcu dziewięćdziesiątego szóstego roku. Twój ojciec został wtedy aresztowany za włamanie do ministerstwa magii, rozbój i atak na grupę dzieci oraz wdanie się w walkę z przedstawicielami ministerstwa, w tym aurorami, ramię w ramię z innymi śmierciożercami oraz z Sam-Wiesz-Kim, który się tam wtedy pojawił. Podczas aresztowania miał na sobie strój identyfikowany jako szaty śmierciożerców. Czy wtedy nie uznałeś, że należy do nich?

Draco zacisnął zęby, ale zaraz rozluźnił szczękę, żeby wyraźnie powiedzieć:

- Nie znałem szczegółów tej sprawy. Wiedziałem tylko, że został aresztowany w ministerstwie za włamanie.

Aurorzy nawet nie próbowali udawać, że mu wierzą.

- Rok temu uciekł z Azkabanu razem z innymi śmierciożercami i według doniesień różnych świadków podjął szereg aktywności w ich grupie, do ataku na Hogwart zeszłej nocy włącznie. O tym też nie wiedziałeś?

- Przez większość roku byłem w szkole.

- Za wyjątkiem wakacji letnich i świątecznych, a śmierciożercy raczej nie robili sobie przerwy w święta. - Choć auror wydawał się bardziej sceptycznie nastawiony, to aurorka lubiła wbijać szpilę i przygważdżać ofiarę pytaniami bez dobrej odpowiedzi. - Wiemy z dobrego źródła, że Sam-Wiesz-Kto bywał w Malfoy Manor. Nie widziałeś go tam nigdy?

No i proszę. Wiedział, że na tym się potkną i przewrócą, spadając prosto na bruk Azkabanu. A choć miał prawie osiemnaście lat, a nie osiem, nie był naiwny i wiedział, że nie na wszystkie pytania da się odpowiedzieć „Nie wiem". Niemniej nie zamierzał dać się wrobić własnym przyznaniem do winy.

- Jestem o coś oskarżony? - zapytał.

Aurorzy wymienili spojrzenia. Odezwał się mężczyzna:

- Ustaliliśmy już, że składasz wyjaśnienia jako świadek w sprawie ojca. Odpowiedz na pytanie.

Ale on sam nie odpowiedział jednoznacznie.

- Zapytał pan, czy Sam-Wiesz-Kto był w moim domu i czy się tam z nim widziałem - upewnił się Draco.

- Ponieważ to dom twojego ojca i był tam raczej na jego niż twoje zaproszenie.

- Skoro zamierza pan zarzut śmierciożerstwa pod adresem mojego ojca oprzeć na tym, że Czarny Pan był w naszym domu i że mój ojciec się z nim widywał, to równie dobrze może pan na tej samej podstawie sformułować ten zarzut względem mnie, mojego skrzata domowego, a nawet mojego żywopłotu.

- Nie sądzę, by twój skrzat czy żywopłot nosił Mroczny Znak - rzucił aurorka, a w jej spojrzeniu dostrzegł potwierdzenie, że celowo nie uwzględniła jego samego w tej wyliczance.

- Czy jestem o coś oskarżony? - zapytał jeszcze raz.

- Na ten moment nie.

- Jeśli mam być oskarżony, to nie zgadzam się zeznawać bez obecności adwokata.

- Na ten moment nie jesteś o nic oskarżony, przesłuchujemy cię tylko w charakterze świadka i adwokat nie jest ci potrzebny. Oczywiście możesz zażądać jego obecności, ale to potrwa, a nie wypuścimy cię do czasu wznowienia przesłuchania - tłumaczył auror, a sposób, w jaki powiedział „nie jest ci potrzebny", jasno sugerował, że wezwanie pełnomocnika będzie potraktowane jak przyznanie się do winy. - Mamy przerwać? Chcesz składać dalsze wyjaśnienia w towarzystwie adwokata?

Milczał chwilę, powtarzając sobie w duchu, że nie jest dzieckiem.

- Nie. Możemy kontynuować.

- Doskonale. Czy kiedykolwiek widziałeś Sam-Wiesz-Kogo w Malfoy Manor?

I tak się to ciągnęło. Czuł, że źle odpowiada, że coraz bardziej pogrąża ojca, siebie, a nawet matkę, ale rodzice kazali mu nie mówić nic, co po zeznaniach innych osób okazałoby się kłamstwem, a aurorzy dobrze wiedzieli, jak konstruować pytania, by nie dało się powiedzieć „Nie wiem" bez narażenia się na oskarżenie o złą wolę. Zadawali mu te same pytania kolejny raz, i znowu, licząc na to, że w końcu zaprzeczy sam sobie, co na początku dawało mu nadzieję, że może jednak jego odpowiedzi są dobre, skoro ich nie satysfakcjonują. Później zrozumiał, że to nie ma znaczenia, że pytają dalej, bo takie mają techniki przesłuchań, że chcą go zmęczyć i doprowadzić do stanu totalnej beznadziei, kiedy zacznie mówić cokolwiek, byleby w końcu go wypuścili.

Nie wiedział, ile minęło czasu. Pewnie niewiele, skoro nie umierał z głodu, a tylko coraz głośniej i żałośniej burczało mu w brzuchu. Rozważał poproszenie o posiłek, choć jedzenie w sali przesłuchań byłoby jak wyraz gotowości pozostania w areszcie dłużej i to go powstrzymywało. Wreszcie, a minęły już chyba całe wieki, odkąd go tu posadzili, drzwi otworzyły się i stanął w nich kolejny auror.

- Przyszła jego matka i adwokat.

Przesłuchujący znowu porozumieli się spojrzeniami, jakby to pozwalało im na wymianę myśli. Kto wie, może aurorat się rozwijał i teraz każdy autor posługiwał się legilimencją... Jeśli tak, to nie powinno się nawiązywać z nimi kontaktu wzrokowego.

- Nie jest nieletni, nie potrzebuje matki - oświadczył auror. - A co do adwokata... - Rzucił spojrzenie na Dracona. - Uzgodniliśmy, że jego obecność jest zbędna, skoro pan Malfoy zeznaje w charakterze świadka.

- Adwokat twierdzi, że skończył się wam czas.

- Siedzimy dopiero trzy i pół godziny - powiedziała aurorka, patrząc na zegarek.

- Ale świadek jest tu od sześciu - odpowiedział tamten. - Adwokat uważa, że to się wlicza i że przekroczyliście czas jednorazowego przesłuchania. Powiedział, że jeśli są potrzebne jeszcze jakieś wyjaśnienia, to pan Malfoy złoży je w jego obecności...

- Pan Malfoy zrezygnował z adwokata - przerwał mu auror.

Draco odchrząknął.

- Żeby nie przedłużać przesłuchania. Skoro jest na miejscu, bardzo chętnie skorzystam z jego usług, zwłaszcza że i tak będę musiał mu zapłacić - dorzucił, jakby tylko o to chodziło.

Aurorzy wymienili znowu spojrzenia, ale tym razem dostrzegł w ich twarzach coś na kształt zaniepokojenia, co dawało mu nadzieję.

- Myślę, że na razie nie mamy więcej pytań - powiedział w końcu mężczyzna. - Będziemy kontynuować innym razem, kiedy pojawią się nowe wątpliwości. Proszę nie opuszczać kraju, a jeśli będzie pan nocował poza domem, proszę zostawić adres komuś ze współmieszkańców. Jest pan wolny, panie Malfoy.

Zabawne, że potrafili na jednym tchu wymienić kilka ograniczeń i stwierdzić, że jest wolny; i nie widzieli w tym żadnej niestosowności.

Continue Reading

You'll Also Like

50.3K 2.4K 10
O czym jest to Dramione? Otóż o skomplikowanej relacji, jaka łączy Dracona Malfoya z Hermioną Granger. Relacji, która nie miała prawa istnieć, ale w...
63.8K 1.7K 37
Hermiona Granger, Harry Potter, Ron Weaslay i Draco Malfoy rozpoczęli właśnie siódmy rok nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Jak potoczy...
10.5M 321K 62
❝WOAH, WOAH, WOAH, THERE'S NO WAY IN HELL IM GOING TO DATE YOU❞ in which a two enemies agree to fake date one another. [draco malfoy...
6.9M 242K 117
Harry never knew his Father James Potter had a little sister. That he had other options besides living with the extremely vile Dursley family. Where...