White Dandelion| Seongjoong

De Anonimowaok

7.3K 1.1K 628

~-Czasem najtrudniejszym jest przyznanie się przed sobą, że jedyną osobą, która cię nienawidzi jesteś ty sam... Mai multe

Prolog: gabinet nr 312
1. Trudne pytania
2. Gumy truskawkowe
3. Spinacze w kształcie kwiatów
4. Ulubiony kolor
5. Zapach alkoholu
6. Karmelowa kawa
7. Szwy
8. Wieczorna zmiana
9. Znajomości
10. Rodzaje chaosu
11. Ryż z kurczakiem
12. Słowne przepychanki
13. Ten uśmiech
14. Konfrontacja
15. Pudełko
16. Asertywność
17. Pizza z soju
18. Bratnia dusza
19. Anonimowy podarunek
20. Tabelki i wykresy
21. Pokaz
22. Dobry dzień
23. Lęk
24. Nauka emocji
25. Espresso i uroczy uśmiech
26. Wesołe oczy
27. Nawracający lęk
28. Hamulce (lub ich brak)
30. Docieranie
31. Pierwsze koty za płoty
32. Sweet chilli
33. Konwersacje przy krawężniku
34. Przyjacielska konsultacja
35. Kolacja
36. Pierwsza randka
37. (Korpo)szczur w (korpo)ścieku
38. Okazja
39. Walc w toalecie
40. Chwila odwagi
41. Slow it down...
42. Deklaracje
43. Słowa, słowa, słowa
44. Wszystko się zmieni
45. Nowa rzeczywistość
46. Bukiet szczęścia
47. Pojedynek
48. Kroplówka i trzy łyżki cukru
49. Kocie wymioty i impreza niezakrapiana alkoholem
50. Nowy lokator, fryzjer i boże ciało
51. Latte z bitą śmietaną
52. Skazy przeszłości
53. Zacząć od początku
54. Nostalgia
55. Festiwal
56. Prawie jak rodzina
57. Plan i siedmiu idiotów
58. Niespodzianka
59. Prezent
60. Turbulencje
61. Sto lat i oby każde z nich było nasze

29. A mógłbyś, po prostu, tutaj ze mną być?-

113 20 23
De Anonimowaok

Hongjoong nigdy nie miał nic wspólnego z policją, czy wymiarem sprawiedliwości. Raz w życiu dostał mandat za brak biletu i wspominał to jako jeden z najbardziej traumatycznych doświadczeń w swoim życiu (z tym odrobinę przesadzał, bo chociażby ostatnie zdarzenia były znacznie bardziej traumatyzujące). Nigdy nie ukradł nawet cukierka ze sklepu, ani nie przeszedł na czerwonym świetle. Bał się przechodzić obok radiowozu, w obawie, że nagle funkcjonariusz znajdzie tysiąc powodów, by go zaczepić.  Toteż pojechanie na komisariat oraz złożenie zawiadomienia o nękaniu, stalkingu oraz naruszeniu nietykalności cielesnej, było dla Kima istnym koszmarem. Towarzyszył mu cały ten czas Seonghwa, czekając na niego na korytarzu z kubkiem zimnej wody. Niestety, nie wpuszczono go do gabinetu na czas składania wyjaśnień, lecz sam także później zeznawał. O dziwo, policja poważnie potraktowała zgłoszenie, a mężczyznę, w obawie przed kolejnymi podobnymi czynami, zatrzymano w areszcie na najbliższe czterdzieści-osiem godzin.

- Nie było tak źle.- Park poklepał chłopaka po plecach, kiedy wreszcie mogli opuścić budynek. Było już późno, lecz po takich wrażeniach chłopak wcale nie chciał wracać do domu. 

- Było.- odparł, ale zaraz nieśmiało się uśmiechnął.- Niemniej dziękuję. Gdybyś mnie nie zmusił, to nie wiem, do czego by wreszcie doszło. 

- Od tego ma się przyjaciół.- stwierdził ciemnowłosy, zatrzymując się naprzeciwko Joonga. Jak to pięknie brzmiało. Mieć przyjaciela. Hong z początków zastawiał się, jak powinien traktować relację tak czysto zawodową, a zarazem mającą potencjał na coś więcej. Rzadko spotykało się ludzi tak dobrych. Rzadko można było mieć pewność, że czyjeś zamiary wobec ciebie były stuprocentowo czyste. W Parku nie było krzty fałszywości. Był naprawdę cudownym człowiekiem i Kim nie rozumiał, jaki cud się stał, że pojawił się na jego drodze. Czy ktoś tak idealny jak on nie zasługiwał na kogoś równie perfekcyjnego? Kogoś, kto nie ma problemów z odnalezieniem siebie, kto nie tapla się ciągle we własnych rozterkach, kłopotach rodzinnych, niejasnościach, czy własnym niezbyt kolorowym świecie. Należało przyznać, że Joong na co dzień, będąc studentem kierunku, jaki wcale go nie interesował, mając niepewną przyszłość, masę wątpliwości oraz będąc zawiedzionym samym sobą, nie wiódł jakiegoś szczęśliwego życia. Szczęście w ogóle było zbyt wyniosłym słowem, by określać cokolwiek. Nie chodził zrozpaczony, nie cierpiał na depresję, nie płakał dzień w dzień, nie przeklinał swojej rzeczywistości w każdym momencie dnia. Po prostu nie umiał się do końca cieszyć. Nie miał ku temu zbyt wielu powodów. Było to życie, które leciało gdzieś obok niego, ale nie tak je planował. Ta znajomość i ten ostatni miesiąc, były takim pierwszym przebudzeniem, poczuciem, że jest tu po coś, że wszystko o czym tak marzył po prostu potrzebowało czasu. I przestał analizować, czy może już nazwać Parka przyjacielem, czy nie, bo nigdy nie miał kogoś, kogo mógłby określić tym mianem bardziej niż jego. Jeśli ktoś miałby to wyśmiać, bo minęły trzy lub cztery tygodnie, to chyba nie Hong miał się tym przejmować.

- Zdajesz sobie sprawę, że jak się przykleję, to później ciężko oraz boleśnie się mnie odrywa? Boleśnie dla mnie, rzecz jasna.- przyznał, spuszczając wzrok na chodnik. Prawda była taka, że w konfrontacji z Parkiem jego reakcje bywały naprawdę skrajne. Z jednej strony, wraz z biegiem czasu, atmosfera między nimi była coraz bardziej komfortowa, a jednocześnie, czego Hong nie potrafił zrozumieć, postura mężczyzny lub jego drobne gesty strasznie go peszyły. Często nie był w stanie spojrzeć mu prosto w twarz, gdyż wówczas nie kontrolował swojej mimiki, a bał się zrobić jakąś krzywą minę, albo spłonąć burakiem. W dodatku, po usłyszeniu słów Hwy dzisiejszego dnia, Kim podświadomie zastanawiał się nad pewnymi kwestiami, za co miał ochotę uderzyć się mocno w głowę, lecz nie miał pod ręką żadnego twardego przedmiotu. Joong miał bardzo rozwiniętą wyobraźnię, a ponadto zdarzało mu się dopisywać do pewnych wypowiedzi, ruchów, albo uśmiechów, własną interpretację. 

- Jakim byłbym przyjacielem, decydując się kiedykolwiek cię skrzywdzić?- pochylił się nad nim i stali tak na środku drogi prowadzącej na parking, gdzie tamten zostawił auto. Oboje wpatrywali się w siebie przez jakiś czas, a Kim bał się chociażby mruknąć. Trwało to chyba zbyt długo, ponieważ Hong nie pamiętał, czy kiedykolwiek miał okazję tak dokładnie poznać jego rysy. Miał duże, okrągłe oczy, w których mieściło się zdecydowanie za dużo optymizmu, jak na jego gust. Jego pełne, ciemne usta zatrzymane były w nieudawanym, rozgrzewającym serce uśmiechu. Nos miał z łagodnym garbkiem, ale pewnym ukrywanym przez Joonga upodobaniem, były te pozornie nieidealne nosy, te wyraziste, charakterystyczne, sprawiające, że ktoś nabierał charakteru. Tak więc, musiało minąć naprawdę kilka minut, skoro zrobił pełną analizę budowy czyjegoś nosa.

Był to dzień, w którym spełnili swoje plany o nocnej wycieczce autobusami i siedzeniem na zewnątrz do późna, na jednej z miejskich ławek, przy butelce bezalkoholowego wina (był to wybór Seonghwy, który uważał, że jest to niezbędne dla odpowiedniego nastroju) z muzyką włączoną z telefonu. Dookoła nie było ani jednej duszy, letni wiatr owiewał ich skórę, a Hongjoong podciągał kolana pod brodę, wpatrując się w niebo. Co jakiś czas przemykała po nim jakaś połyskująca iskra, która nie była wcale spadającą gwiazdą, a samolotem. Kolejnym pomysłem na spotkanie, jakie należało do marzeń Honga, było pojechanie na lotnisko oraz wpatrywanie się w odlatujące, wielkie maszyny. Zasadniczo, to marzenie miało się niedługo spełnić, ponieważ ich lot do Amsterdamu zbliżał się nieubłaganie. Joong miał w sobie pewien lęk przed spełnianiem marzeń. Tak naprawdę najpiękniejsze w nich było samo ich wizualizowanie, kiedy przed snem opracowywało się w głowie scenariusze potencjalnie najlepszych chwil swojego życia. Pięknym było marzyć i chcieć czegoś od swojego życia. Sam moment spełnienia był często zawodzący, ponieważ pewien punkt był odhaczany i wszystko trwało tyle co pstryknięcie palcami. Czas przed był niesamowity. Planowanie, ekscytacja, tyle niewiadomych, znaków zapytania, tyle oczekiwań, tyle pozytywnych nerwów, po to by po pięciu dniach wrócić do domu i tkwić we wspomnieniu. Dlatego Kim wymagał od siebie, żeby ciągle znajdywać coś takiego i zanim znalazł Hwę, miał z tym spory problem, bo jego codzienność stawała się dla niego przytłaczająco nudna. Nie pomyślałby, że będzie z kimś siedzieć około pierwszej w nocy, pijąc jakiś cierpki trunek bez procentów, który swoją drogą był naprawdę okropny i spoglądać na uśpioną stolicę. Kochał ten spokój. Kochał to, iż w nie musiał się już absolutnie niczym przejmować. Na razie wszystko się układało. 

- O czym myślisz?- spytał ciemnowłosy, zerkając na młodszego. 

- O tym, że mi bardzo tu dobrze. A czasem też o tym, że mój wuj już przestał do mnie dzwonić. Chyba pogodził się z moim losem. Jeśli mnie zabiją, to trudno.- zaśmiał się.- Ewentualnie już wie, że spędzam czas z tobą. 

- To takie oczywiste?- rozweselił się Park. 

- Nie mam katalogu znajomych, z których wybieram kandydata na spędzenie wolnego czasu. Nie masz konkurencji, choć może by się taka przydała, bym nie wychodził na aspołecznego dziwaka.- skrzywił się, niepewny, czy może dwudziestosześciolatek go za takiego nie uważa.

- Nie chcę mieć konkurencji. Wiesz jak miłe jest być czyimś pierwszym wyborem? Lubię to poczucie, że wcale nie muszę spędzić kolejnego samotnego wieczoru w domu. Przepadałem za nimi, ale teraz muszę przyznać, że wcale nie cieszyło mnie siedzenie samemu na kanapie, a po prostu nie miałem kogoś z kim kanapa byłaby wygodniejsza.- stwierdził, po czym się zawstydził. Chyba był zbyt oczywisty, w tym co miał ochotę przekazać drugiemu. 

- To strasznie niezręczne o co zapytam, więc błagam nie wypominaj mi tego w przyszłości, ale... mógłbym cię przytulić, czy to za dużo jak na dwudziestosześcioletniego wiceprezesa firmy deweloperskiej?- wydukał Hongjoong na jednym wydechu, ponownie chcąc rozbić czaszkę o twardą powierzchnię. Przełknął ślinę, mając wrażenie, że dostał jakiejś gorączki. Niemniej po kilku sekundach poczuł czyjeś ramiona oplatające się wokół jego ciała i brodę ułożoną na jego włosach. Coś się skruszyło w jego wnętrzu. Było to dziwne uczucie, jakby jakaś jego cząstka się rozkruszyła i z mocnym impetem spadła aż do jego stóp, sprawiając, ze poczuł się jakoś tak lżej. Niepewnie położył dłonie na łopatkach wyższego.- Oh...

- Wiesz, że zawsze mogę ci pomóc, kiedy będziesz tego potrzebować i wiesz, że mogę zrobić naprawdę wszystko...- wycedził ciemnowłosy.

- A mógłbyś, po prostu, tutaj ze mną być?- 

--------------------------------------------------------

- ZGADNIJ KTO JEDZIE NA ROLLERCOASTERY?!- Wooyoung wpadł do swojego miejsca pracy, krzycząc do Jongho, który jak zawsze polerował szkło. Metr za nim dreptał San, który zdziwiony był widokiem prawie pustego baru za dnia. Barman zerknął najpierw na jednego oszołoma bez zaskoczenia, a potem na drugiego, zastanawiając się, po co Woo wziął go tu ze sobą. 

- Przecież ty się zrzygasz zanim wsiądziesz do wagoniku.- stwierdził bez większego zaaferowania. Szatyn bał się połowy rzeczy na świecie, wliczając w to ptaki, ogórki, wysokość, insekty, kaktusy, ludzi, rekiny, słonie morskie, yeti, grzyby, potwora z Loch ness, godzillę, granulki do przeczyszczania rur, olej, dziwne wilgotne plamy, ale o dziwo nie wliczając krwi, dementorów, osoby bez pępka, osoby z wystającym pępkiem, ciemność, cebulę na pizzerinkach, rezonans magnetyczny oraz zielone karteczki samoprzylepne, czy kredę do tablicy. Co do większości, Jongho nawet nie rozumiał dlaczego, ale nie chciało mu się pytać, bo pewnie odpowiedź jaką by otrzymał, byłaby równie irracjonalna co sam fakt.

- Lepiej rzygać w parku rozrywki niż na uboczu jakiejś ulicy, po tym jak się zjadło zapiekankę z podejrzanej knajpy za tysiąc wonów.- wzruszył ramionami i przyciągnął do siebie Sana, który nie chciał ingerować w ich rozmowę.- Jadę z tym oto jegomościem oraz jego znajomymi. Podobno nawet nie będę najmłodszy. I nie będę płacił. Duma mnie piecze, ale skoro przystojni mężczyźni chcą mi zasponsorować wymioty z wysokości, to ja jestem za. 

- To brzmi bardzo dziwnie Wooyo, ale cieszę się twoim szczęściem. Czy coś Panu podać?- zerknął na Sana z uprzejmości, lecz tamten pokiwał głową.- To na chuj Pan przyszedł?

- Jongho...- syknął Jung. 

- No co? Skoro nie klient, to nie muszę się płaszczyć.- bąknął, a dwudziestosiedmiolatek się uśmiechnął. 

- Przyszedł ze mną, bo muszę wziąć zwolnienie na sobotę.- oznajmił dumnie Woo, trzymając karteczkę z podaniem. Była to już tradycja, że jeśli chciało się uzyskać dzień wolny, to należało zostawić w biurze świstek papieru, ponieważ szef nie miał określonych godzin pracy i przychodził kiedy tak mu się podobało. Jongho nie był zadowolony, bo to oznaczało samotną zmianę, więc podświadomie życzył chłopakowi, żeby go cofnęło. Oczywiście, ze szczerej sympatii. 

- Czyli co, jesteście teraz jak papużki nierozłączki? Jak to dobrze, że z takich związków nie rodzą się dzieci.- westchnął, odkładając szklankę i usłyszał jak San krztusi się w tle.- Pięćset mililitrów wody kosztuje u nas jedynie dwa tysiące won. Podać?

- Uhm, nie, dzięki.- odchrząknął, a Woo poklepał mężczyznę po ramieniu dla otuchy. Jeśli mieli się przyjaźnić, to musiał zaakceptować Jongho, nawet w takim lekko irytującym kształcie. 

- Zostaw mi te bazgroły, przekażę. Szef będzie za dwie godziny, więc nie ma sensu byś czekał. Idź korzystać z młodości.- rzucił zachęcająco.- Szkoda, że ten twój San już się nie bije, bo mam wrażenie, że obroty nam spadły. Jak zachlany gość lat pięćdziesiąt dostaje w mordę, to to się aż tak nie sprzedaje. 

- A właśnie, próbuje go przekonać, żeby do tego wrócił, ale na innych warunkach, bardziej cywilizowanych i może ze specjalistycznym przygotowaniem. On się boczy, ale ja mu powtarzam, że nie powinien się ograniczać, tylko robić to co lubi, byle nie z jakimiś obdartusami. Wystarczy wybierać piątki, by do poniedziałku siniaki zdążyły lekko zblednąć.- 

- Zastanowię się.- wtrącił się San. Tęsknił za tym, a poza tym wiedział, jakie sytuacje mają tu miejsce i siłą rzeczy, chciał też mieć oko na Woo, czy przypadkiem nikt go tutaj nie zaczepia. Był odrobinę zaborczy, to była prawda, ale starał się nad tym pracować. 

- W przyszły piątek jest wolna klatka. Mogę zarezerwować. Jakiś frajer do bicia zawsze się znajdzie.- Jongho wyciągnął ich firmowy notesik w tulipany. 

- Kuszące, nie powiem. Zarezerwuj i dam znać jeśli miałoby się coś zmienić.- 

- Stoi. A teraz kup tą wodę, jak już zająłeś mi pięć minut z mojego czasu.- burknął barman, nalewając mu do szklanki zwykłej kranówki, jednocześnie kasując za to dwa tysiące. 

Continuă lectura

O să-ți placă și

4.1K 60 8
Checkout your self I'm sure you'll love it.
593K 9.1K 87
A text story set place in the golden trio era! You are the it girl of Slytherin, the glue holding your deranged friend group together, the girl no...
1.7M 88.4K 43
"you still sleep with a plushie?" "his name is shiber." in which san has trouble sleeping and wooyoung loses a bet. warnings: some triggering themes...
212K 4.5K 47
"You brush past me in the hallway And you don't think I can see ya, do ya? I've been watchin' you for ages And I spend my time tryin' not to feel it"...