Listen to the melody [ZAWIESZ...

By szameliaa

756 21 13

Książka o losach Aiden'a Perez'a, syna Mitchie i Austina z ,,To dance your dream"!! Siedemnastoletni Aiden ro... More

Prolog
1. To moja miłość.
2. Nowa w mieście.
4. Koncert
5. Salon piękności Paige Perez.
6. Liceum
7. Mecz siatkówki.

3. Pierwsze spotkanie.

94 2 4
By szameliaa

ROBIN

Siedząc ze słuchawkami na uszach i nucąc piosenkę Justina Biebera, robiłam notatkę z Dumy i Uprzedzenie. Będzie mi ona potrzebna na poniedziałek, a ja wręcz nienawidzę zostawiać rzeczy na ostatnią chwilę, dlatego zajmuje się tym już teraz. Może ze względu na to, aby w weekend mieć święty spokój, albo na to, że dzisiaj poznam się z znajomymi Darcy i przez całą sobotę i niedzielę będę ładowała swoją baterie społeczną. W końcu musi być ona na rozmowę z moją nauczycielką, prawda?

Przygryzłam skówkę od długopisu, starając się w pełni skoncentrować. Patrzyłam na ekran laptopa, czytając streszczenie z internetu i przepisując najważniejsze informacje, jak na przykład: problematyka i geneza utworu.

Ziewnęłam, przymykając powieki. Było grubo po osiemnastej, a ja byłam padnięta i na dobrą sprawę chciałam tylko położyć się do łóżka i zasnąć. Zapewne właśnie to bym zrobiła, gdyby nie moja słaba asertywność względem mojej kuzynki.

Westchnęłam, wstając. Rozprostowałam zastałe kości, w wyniku czego te strzeliły. Skrzywiłam się na ten dźwięk, którego szczerze nienawidzę.

Podeszłam do szafy. Otworzyłam ją i spojrzałam na stos porozrzucanych ubrań. Co się zakłada na koncerty lokalnej kapeli, której piosenki są głównie o zerwaniach i jedynie gdzie się nadają to do puszczania ich na soundcloud?

Dresy będą dobrą opcją?

Jak na zawołanie poczułam wibracje, dlatego wyjęłam telefon z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz urządzenia, na którym widniała wiadomość od Darcy.

Darcy: stara tylko ty dresów nie zakładaj!

Zmarszczyłam brwi, smutniejąc.

Ja: :(

Aha. Taka właśnie ta Willer jest. Bez serca.

Dziewczyna nie marnowała czasu. Niemal od razu na ekranie wyświetlił mi się jej numer. Odebrałam.

- Co? - burknęłam.

- Jajco - odpowiedziała podobnym tonem. - Dżinsy będą w porządku.

- Dżinsy? - zawyłam.

- Tak, dżinsy - powtórzyła z mocą. - A jak jeszcze chcesz trochę podyskutować, to sama przyjadę i ubiorę cię w kieckę, co o tym myślisz, hm?

Uniosłam brwi do góry, czując jak rośnie we mnie panika.

- Nie, dżinsy to naprawdę super pomysł! - krzyknęłam szczęśliwa.

- Też mi się tak wydawało - zaśmiała się, po czym dodała: - Będę po ciebie o dziewiętnastej, dobra?

Szybko spojrzałam na zegarek i wykalkulowałam ile czasu mi pozostało. Trzydzieści osiem minut. Na luzie się ogarnę.

- Spoko.

Byłam pewna, że to już pora na rozłączenie się i już nawet mój kciuk zmierzał do czerwonego przycisku, jednak zatrzymał się w połowie, usłyszawszy głos kuzynki.

- Robin... - zaczęła tym swoim głosem, a ja już wiedziałam, że nie spodoba mi się to, co chce mi powiedzieć.

- Tak?

- Nie bój się, oni są naprawdę fajni.

Uśmiechnęłam się blado, pozostawiając jej komentarz bez żadnego odzewu. Nie widziałam w tym sensu. Przyjaciół Darcy znalałam tylko z opowiadań. Dziewczyna zawsze mówiła o nich w samych superlatywach i ciągle mi powtarzała, że napewno bym się z nimi dogadała. Nie uważałam tak. Nigdy nie lubiłam poznawać nowych osób, zawsze się przed tym stresuje i wymyślam najróżniejsze scenariusze, które mogą pójść nie tak. Zwymiotuje na buty Jess'a? A może potknę się i polecę na Aiden'a? Albo najlepsze: Rikki okaże się głupia blondyną, której wygarnę najobraźliwsze słowa na jakie będzie mnie stać.

Tyle może się wydarzyć, a ja bardzo nie chce, by mnie znienawidzili tylko dlatego, że nie umiem przebywać z ludźmi. A gdy w końcu między nimi jestem to gadam same głupoty, które nawet nie mają sensu lub rzucam sarkazmem jak najęta.

- Nie boję się, ale...

- Nie ma żadnych ale - przerwała mi. - Będzie fajnie.

Niepewnie pokiwałam głową, dobrze wiedząc, że Darcy tego nie zauważy.

- Okej...

- Zostało ci trzydzieści pięć minut! Narazie!

I to powiedziawszy rozłączyła się, zostawiając mnie z dziwnym, ciążącym na sercu uczuciu. Zacisnęłam usta w cienką linię i rzucając telefon ma łóżko, złapałam się za przeszukanie szafy, aby odnaleźć zwoje ulubione dżinsy. Może i są już przetarte, a ich kolor dawno wyblakł, ale są one moimi ulubionymi, dlatego je planuje założyć.

Po pięciu minutach intensywnych poszukiwań opadłam na podłogę, zawiązując ręce na klatce piersiowej.

- Mamo!

Czy wyglądałam jak rozwydrzona małolata? Bardzo możliwe. Ale czy będę się tym przejmować? Ani trochę, bo ja potrzebuje tych dżinsów na ten moment bardziej niż tlenu.

Barbara wpadła do mojego pokoju zdyszana. Trzymając dłoń na klamce, ukucnęła i złapała się za za kolana, starając się unormować oddech. Dopiero po chwili zapytała.

- Co się dzieje?

Spojrzałam na nią z prawie że płaczliwa miną. Kobieta od razu spoważniała.

- Gdzie są moje dżinsy? - zapytałam ją śmiertelnie poważnie.

Rudowłosa wypuściła oddech i machnęła ręką, zasiadając obok mnie.

- Czy ty jesteś poważna? Myślałam, że coś się stało!

- Bo się stało! - niemal krzyknęłam. - Nie mogę znaleźć moich ulubionych dżinsów!

Barb przewróciła na mnie oczami i powaliła się na szarej wykładzinie. Zawiązała ręce na klatce piersiowej i spojrzała na mnie z dołu, uśmiechając się w ten swój szyderczy sposób.

- Wyrzuciłam je.

Wybałuszyłam oczy i zachłysnęłam się własną śliną. Przytknęłam dłoń do serca i zaczęłam kasłać, jak nienormalna, zapewne robiąc się czerwona, tak samo jak moje włosy.

- Masz... tabletkę... - kolejne kaszlnięcie i próba
zaczerpnięcia oddechu. - od serca? - wydyszałam.

Mama podniosła się na równe nogi. Uniosła dłoń i chaotycznie zaczęła walić w moje plecy, próbuj mi pomóc. Dopiero po kilku sekundach mi przeszło i udało się odetchnąć. Jakie to piękne uczucie.

- Życie mi przeszło przed oczami - powiedziałam, kręcąc delikatnie głową. - Żartowałaś z tymi spodniami, prawda?

- Nie.

- Co?! - wrzasnęłam. - Jak to nie żartowałaś?!

- Robin, uspokój się, to były tylko spodnie.

Zakryłam usta dłonią, niedowierzając, że moja własna, rodzona (może nie tak do końca, ale genów i koloru włosów nie oszukasz) może mówić takie rzeczy.

- Zwariowałaś - skomentowałam, siadając na łóżku. - Kompletnie postradałaś zmysły, kobieto. Idź się leczyć.

- Z naszej dwójki to raczej ty powinnaś, bo robisz problem o stare, zepsute spodnie, których miejsce od dawna należało do kosza, a nie do twojej szafy - odgarnęła włos z czoła i kontynuowała. - A poza tym to przydałoby ci się odświeżenie garderoby. Twoje ubrania wyglądają jakbyś kupiła je w lumpie.

Przewróciłam na ten przytyk oczami, gdyż mama bardzo dobrze zdawała sobie sprawę, że właśnie stamtąd biorę większość swoich ubrań. Po prostu jest mi szkoda na pójście do sieciówki i kupienie sobie spodni oraz bluzki, i wydać na to wszystko majątek, podczas gdy w lumpeksie mogłabym kupić co najmniej dziesięć rzeczy za tą sama cenę. Nie chce wydawać pieniędzy na niepotrzebne mi rzeczy, wiedząc, że w domu i tak się nie przelewa.

- Nie mamy na to pieniędzy.

Barbara kolejny już raz w przeciągu pięciu minut posłała mi chytry uśmieszek.

- Ale tatuś ma.

- Tylko, że ja nie gadam z tatusiem, a dostępu do jego konta nie posiadam - przypomniałam jej, a na sam wydźwięk słowa ,,tatuś" z moich ust mocno się skrzywiłam.

- Za to ja mam.

Zmarszczyłam brwi.

- Co?

- Mam dostęp do jego konta - powtórzyła.

Podniosłam się na równe nogi, zaciskając dłonie w pięści.

- Co?!

W środę przeszłam z moją mamą kłótnie również ojca. Tego samego dnia przyszła do mnie z miską brzoskwiń i truskawek (moich ulubionych owoców) i na ,,przeprosiny" dała mi je, mówiąc, że pani z targu powiedziała, iż są mega słodkie, czyli takie jakie lubię najbardziej. Były dobre, a nawet przepyszne, ale nie powiedziałam tego mamie. Barbara zawsze stosuje taką formę przeprosin, żadnej innej nie respektuje, chociaż szkoda, bo czasami głupie przepraszam satysfakcjonowało by bardziej niż nie jedna miska z owocami.

W każdym razie, chodzi o to, że wiele razy miała możliwość powiedzenia mi, że utrzymuje kontakt z tatą, a w zasadzie to z jego portfelem. Nie wspomniała ani razu i chyba to boli mnie najbardziej niż sam fakt, że wyciąga od niego kasę.

- I na co się tak złościsz, co?

Zacisnęłam usta w wąską linię i odwróciłam się do niej plecami. Wcale mnie to nie rusza. Wcale to nie była zdrada. Wcale własna mama nie wbiła mi noża w plecy.

- Robin - warknęła ostrzegawczo. - O co ci chodzi?

Wzruszyłam ramionami, kręcąc głową.

- O nic - odpowiedziałam obojętnie. - Możesz wyjść? Chce się ubrać.

Mina Barbary wskazywała na chęć walki i kłótni. Byłam na to gotowa. Z miłą chęcią mogłabym się z nią pokłócić, bo to co zrobiła było niedopuszczalne. Nastawiłam się już nawet bojowa, ale ta bez słowa opuściła mój pokój, mocno trzaskając drzwiami.

Warknęłam zła. Podeszłam do płyty i ją otworzyłam.

- Nie trzaskaj drzwiami! - krzyknęłam.

Po czym sama nimi trzasnęłam, chcąc pokazać, że jestem wkurzona.

Z powrotem wróciłam do szafy. Wyjęłam z niej jakieś inne dżinsy, które mi się napatoczyły, a do tego czarny top z bordową flanelową koszulą w granatową kratę.

Uwielbiam flanelowe koszule, przysięgam!

Przebrałam się w to i podeszłam do lustra. Nie maluje się. Bardzo, ale to bardzo rzadko to robię. A gdy już nadarzy się okazja, to zazwyczaj wyczesuje brwi mydełkiem i nakładam maskarę oraz błyszczyk na usta. Więcej mi nie potrzeba. Moja cera jest w naprawdę wspaniałym stanie, co zawdzięczam genom - ojca, bo ojca, ale wciąż genom.

W tym samym momencie, co chciałam powalić się na łóżko, dostałam wiadomość. Spojrzałam na komórkę.

Darcy: Czekam!

Zbiegłam na dół. Kątem oka zerknęłam na mamę. Siedziała w salonie i oglądała jakiś program kulinarny. Chwile jej się przyglądałam, wiedząc, że ona czuje na sobie mój wzrok. Przez te kilka sekund w ogóle nie drgnęła. Prychnęłam i przeszłam do przedpokoju. Założyłam znoszone vansy i wyszłam, oczywiście znowu trzaskając drzwiami.

- Co się dzieje? - zapytała mnie kuzynka, widząc moją minę, kiedy we dwie przemierzałyśmy ulice Westport. - Pokłóciłaś się z mamą?

- Mhm - mruknęłam, obserwując swoje trampki.

Przydałoby się kupić nowe.

- O co?

- A takie tam głupotki - rzuciłam niewinnie, nie chcąc obarczać jej swoimi problemami.

Bo robiłam to zbyt często w ostatnim czasie.

- Robin, spójrz na mnie.

Prychnęłam, wcale nie robiąc tego co mi kazała. A żeby być jeszcze bardziej wredniejszą, odwróciłam głowę, wyzywając dziewczynę na kilka ładnych sposobów.

- Dzieciak z ciebie.

- Dziękuje.

- To nie był komplement - mogłam sobie wyobrazić, jak wznosi oczy do góry.

Wzruszyłam ramionami.

- A ja nadal dziękuje.

W niekomfortowej ciszy doszłyśmy do centrum miasta. Z opowiadań Darcy kapela Three Seventeen głównie gra w jednej z lokalnych restauracji, która naprawdę cieszy się popularnością wśród mieszkańców. Znajdowała się ona na molo, a sam ,,koncert" miał odbyć się na plaży.

Kątem oka zerknęłam na kuzynkę. Była zła, a mi momentalnie zrobiło się smutno. Opuściłam głowę, nie patrząc się przed siebie, ani tym bardziej na dziewczynę. Bo znowu to robiłam. Pokazywałam słabość, żeby zaspokoić uczucia innych ludzi.

- Posprzeczałam się z mamą o tatę.

Willer gwałtownie się zatrzymała, przez co o mało nie wpadłam na jej plecy. Odwróciła się do mnie i bez słowa przytuliła. Schowałam twarz w zagłębienie jej szyi, starając się nie płakać, chociaż jednocześnie było to trudne, co dla mnie niedozwolone.

- Ma z nim kontakt, wiesz? - szepnęłam.

Czarnowłosa zmarszczyła brwi, odsuwając mnie od siebie na dosłownie kilka milimetrów.

- Jak to? - zdziwiła się. - Przecież mówiła ci...

- Wiem co mi mówiła - przerwałam jej. - Nie rozmawiajmy już o tym, dobra?

- Okej... - słyszałam w jej głosie, że nie była do końca przekonana. - Ale w razie co porozmawiasz ze mną?

Mimo, że głosy w mojej głowie krzyczały: NIE, odpowiedziałam:

- Oczywiście.

Ruszyłyśmy w dalszą drogę. Minęłyśmy restauracje z chińszczyzną, w której byłam ostatnio. Wtedy nawet nie wiedziałam, że tuż za nią znajduje się molo oraz plaża. Moje buty zatapiały się piasku i nieznacznie się skrzywiłam na uczucie, że już mam go wszędzie. Starałam się jednak nie narzekać.

Szłyśmy w wzdłuż wybrzeża i dopiero po kolejnych dziesięciu minutach stanęłyśmy przed restauracją ,,Sea View".

- Mega dziwna nazwa - skomentowałam, przyglądając się szyldowi.

- Przyzwyczaisz się.

Podeszłyśmy pod scenę, a dzięki uprzejmości znajomych mojej przyjaciółki, mogłam wejść za kulisy. Przeszłyśmy do małego namiotu znajdującego się za prowizoryczną sceną, w której przygotowywała się trójka osób - dwóch chłopaków i jedna dziewczyna.

Nie widzieli nas, gdyż siedzieli do nas tyłem, ale to wystarczyło, abym się spięła i poczuła, jak ręce zaczynaja mi się trząść. Zaczęła ogarniać mnie panika.

- Chyba będę rzygać - wyszeptałam do kuzynki, ale ta mnie całkowicie zignorowała.

Złapała mnie za ramie i pociągnęła w głąb pomieszczenia. Dała pozostałym znać, że już jesteśmy, a mnie całkowicie zamroczyło.

Spojrzałam na Jess'a. Jego akurat znałam i mimo, że nie przepadałam za nim, co było w sumie odwzajemnione, wiedziałam, że mogę na niego liczyć.

- Hej, Jess - przywitałam się bardzo cicho, uznając, że buty będą zdecydowanie lepszym widokiem.

- Cześć, Robin - odpowiedział mi sucho.

- To jest ta twoja kuzynka?!

Nie zdążyłam unieść głowy, kiedy gwałtownie zostałam porwana w ramiona, jak mi się wydaje, Rikki. Była znacznie ode mnie niższa i zdecydowanie się różniła od Darcy. Miała krótkie, czarne włosy i ubierała się dosyć luźno. Przeskanowałam ja wzrokiem i wydęłam usta w literkę ,,O", ogarniając, że jesteśmy ubrane podobnie.

- Chyba się dogadamy - mrugnęła do mnie okiem. - Jestem Rikki.

Wystawiła w moją stronę dłoń, którą niepewnie uścisnęłam.

- Robin.

Głośne chrząknięcie sprowadziło mnie na ziemie. Spojrzałam na osobę, która była źródłem tego hałasu i przysięgam, że zamarłam.

Bo ja już tego chłopaka poznałam.

A nawet z nim rozmawiałam.

- To jest Aiden Perez.

Continue Reading

You'll Also Like

183K 7.1K 66
An Indian brother-sister/family story. The Singhania family is the most prestigious family in the country. Together, they seemed to be invincible...
36.4K 115 13
All the characters are from my imagination and nothing is personal here. For All the photos used the credits qre to their respective owners.
125K 5.2K 200
This story follows the early life of James also known by his street name Headshot or Shooter. James had an extremely rough childhood, one that turned...
380K 9.8K 32
Princess Marie, a renowned troublemaker of Paris has entered the Ton. Marriage, children and any prospect of love have always been a 𝘥𝘦𝘵𝘦𝘴𝘵𝘦𝘧...