Dawka Śmiertelna

By deklinacja

5.2K 550 160

Osiemnastoletnia Nessa Spencer wreszcie decyduje się poprosić o pomoc, skutkiem czego zostaje wysłana do szpi... More

ostrzeżenie
I. Zamek Drakuli z mordercą w środku.
II. Pan ordynator- złodziej kanapek.
III. Połowa tablicy Mendelejewa.
IV. Mogłam być następna.
V. U progu najdłuższego tygodnia życia.
VI. Zawalczyłam.
VII. Inny, lepszy świat.
VIII. Naboje w pustym pokoju
IX. O kimś, kto też mnie spotkał.
X. Szemrany pomocnik.
XII. Ataki różne i różniejsze.
XIII. Droga przez piekło.
XIV. Czy papierosy rzeczywiście pomagają?
XV. Skutki wódki i słów wypowiedzianych zbyt szybko.
XVI. Uścisk jak za miliony.
XVII. Daddy issues.
XVIII. Blondwłosa nadzieja i wielka marynarka.
XIX. On wiedział, gdzie mnie szukać.
XX. Sukienka, którą on wybrał.
XXI. Nowe polecenia służbowe.
XXII. Scena pod wysokim do nieba sufitem.
XXIII. Zamknięta w szkle róża.
XXIV. Jak wyrastają najpiękniejsze kwiaty.
XXV. Rysa na szkle.
XXVI. Obraz, który miał ze mną zostać już na zawsze.
XXVII. Intencjonalne dewiacje.

XI. Więzienne tatuaże pana inteligenta.

122 18 1
By deklinacja

– Jenny wyszła na zakupy, a Aidem jest gdzieś z tym pizdniętym Casperem – mruknęła Harper, wygodniej układając się na swoim materacu – Chcesz mi wreszcie wyjaśnić, kogo będziemy szukać?

W odpowiedzi jedynie westchnęłam głośno, po czym sięgnęłam do kieszeni, a wyjętą z niej wizytówkę rzuciłam prosto w ręce koleżanki.

– Pana Bryce'a Addamsa – parsknęłam, na telefonie wystukując dobrze znany mi numer – Ale musi nam w tym wszystkim pomóc Blake. Jeśli ktoś ma wywęszyć pojeba, to właśnie on. Leci tylko i wyłącznie na takich.

– Czy on ma świadomość, gdzie jesteś i co się z tobą dzieje?

– Nie, myśli, że wygrałam miesięczne wakacje na Teneryfie – burknęłam, teatralnie przewracając oczami – Oczywiście, że wie. Wiedział od samego początku.

– A nie wsypie nas? – kontynuowała, jednak moje gromiące spojrzenie szybko zniechęciło ją do dalszych pytań – Na wizytówce nie ma zdjęcia, ładny chociaż jest?

– Obiektywnie chyba tak, ale nie do końca w moim typie. Z jednej strony wygląda jak straszny sztywniak, ale z drugiej jak ćpun. Tatuaże w sumie ma ładne. Trochę więzienne, ale ładne.

– Więzienne? – zaśmiała się w głos, chowając twarz w dłoniach – Wygląda jakby wyszedł z pierdla?

– Już szybciej jakby miał tam dopiero trafić – skwitowałam, intensywniej przyglądając się ekranowi telefonu – O, jest! Hej, słońce.

– Dzień dobry, komenda miejska policji, funkcjonariusz Blake Roy się kłania. Czy mógłbym się wreszcie dowiedzieć, jak długo zamierza pani siedzieć w tym pierdolonym Manchesterze? – burknął, wywołując u nas atak śmiechu – Kurwa, ale ja nie żartuję. Nessa, bez ciebie nudzi mi się w tej szkole jak nieszczęście.

– Zostało kilka głupich miesięcy, wytrzymasz – skwitowałam, starając się jak najszybciej uciec od niewygodnego tematu szkoły – Żebyś się za mocno nie nudził, mam dla ciebie zadanie na dziś wieczór.

– Aż się boję zapytać, o co chodzi...

– Byłam dziś na mieście rozglądać się za pracą. Zaczepił mnie na ulicy jakiś typ i dość mocno namawiał do tego, żebym została jego asystentką. Uciekłam co prawda, ale mam jego wizytówkę i chciałabym wiedzieć, jak bardzo przejebane mogłabym mieć, gdybym oddzwoniła.

– Nie żartuj nawet, że w ogóle to rozważasz – warknął od razu, a ja w głębi duszy byłam pewna, że wstał przy tym na równe nogi. Zawsze tak robił, kiedy się denerwował. – Czy ty pojechałaś tam z jakimiś ćpunami? Czy oni cię czymś faszerują?

– Wypraszam sobie – wtrąciła Harper, usilnie starając się nie roześmiać prosto w słuchawkę.

– Czemu mi nie powiedziałaś, że jestem podsłuchiwany? – burknął obrażony, przyjmując przy tym swój nieco bardziej oficjalny ton – Hej, koleżanko, miło mi się poznać. No, chyba, że ćpasz, to wtedy już mniej.

– Mi też miło cię poznać, chyba, że jesteś z policji, to wtedy już mniej – odparła w tym samym tonie, wpędzając uśmiech na moje usta – Gdybyśmy jeszcze mieli za co ją faszerować, to może i bym uskuteczniała, ale jak na razie bieda klepie niemiłosiernie.

– Są plusy dodatnie i są plusy ujemne – skwitował, chichocząc pod nosem – Bryce Addams i co dalej? Wyobraź sobie, że jest sporo osób o takim nazwisku, więc mogę ci nawet recydywistę z pierdla wynaleźć. Jak mniej- więcej wyglądał?

– Wysoki, raczej dobrze zbudowany, Twarz dość typowa, ciemne włosy... Na jednej dłoni ma jakiś tatuaż. Wydaje mi się, że na lewej. Z pod kołnierzyka koszuli też wystawał kawałek jakiegoś obrazka, bodajże błyskawicy, ale nie chciałam się za mocno przyglądać, więc pewności nie mam – wymieniłam, najmocniej jak tylko się dało wytężając przy tym szare komórki i nieco zharataną już pamięć – Może z dwa metry wzrostu, może trochę mniej. Chuj wie, miarki w oczach nie mam.

– Mam!

– Miarkę w oczach?

– To też – burknął, śmiejąc się po cichu – Bryce Addams, urodzony siedemnastego października tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego szóstego roku w Manchesterze. Właściciel galerii sztuki, krytyk, znawca malarstwa okresu baroku i klasycyzmu.

– No to źle znalazłeś. Nie wyglądał mi na kogoś, kto się zna na malarstwie. Już szybciej na kreśleniu i to, kurwa, białych kresek na stole – skwitowałam, jednocześnie wystukując nazwisko w wyszukiwarce – Chociaż jego wiek w miarę by pasował... Wyglądał na takie dwadzieścia dwa, trzy lata. No, ale pomyśl logicznie– jest taki młody i już ma galerię sztuki? Nie wydaje mi się,

Dziedzic jednej z większych manchesterskich galerii sztuki, rokroczny stypendysta i laureat licznych konkursów – wyrecytował Blake, najpewniej uśmiechając się przy tym podejrzliwie – Chyba studencika mądralę wzięłaś za ćpuna, Nessa. Obstawiam, że to może być ktoś pokroju Gregga, który zaczął liceum z nami, zaliczył je w półtorej roku i teraz studiuje na Harvardzie. Trochę kasy to kosztuje, ale jest możliwe.

– Nie żartuj sobie ze mnie – burknęłam, włączając coraz to nowsze karty przeglądarki – Wyślij mi zdjęcie tego typa, którego znalazłeś.

Jak wielkim było moje zdziwienie, gdy na czacie z przyjacielem wyskoczyło mi zdjęcie dokładnie tego samego mężczyzny, z którym rozmawiałam kilka godzin wcześniej. Nie byłam w stanie przeprogramować dochodzących do mnie informacji, przez co nawet nie zorientowałam się, że siedziałam z rozdziawioną buzią przez kilka dobrych chwil.

– Odpalam forum plotkarskie, także trzymaj się ramy łóżka, o ile jakiekolwiek masz – parsknął, pomimo pełnej świadomości tego, że sypiałam to na podłodze, to na głupim materacu. – Parapetu się chociaż złap, chyba że to też wam sprzątnęli.

Harper wydawała się całą sprawą równie mocno zaaferowana, ponieważ od dobrych pięciu minut nieprzerwanie gapiła się w ekran telefonu, co chwilę wyraźnie marszcząc przy tym brwi.

Wernisaż w Bibliotece Manchesterskiej zamknięty przemówieniem jednego z głównych głosów młodego pokolenia, pana Bryce'a Addamsa. Publiczność szacowana na około pół tysiąca osób – przeczytała Harper, podsycając tym jedynie moje skołowanie – Licytacja obrazów zakończona sprzedażą dzieła nieznanego artysty za przeszło dwadzieścia tysięcy funtów.

W odpowiedzi dosłownie zakrztusiłam się własną śliną– pierdolone dwadzieścia tysięcy funtów nie dość, że byłoby aktualnie przepustką do stabilnego życia dla całej naszej czwórki, ale również kwotą, której na oczy nie zobaczymy przez najbliższych kilka miesięcy pracy.

A to wszystko za jeden, głupi obraz.

Bryce Addams zawitał na kolejnej wystawie samotnie, czyżby oznaczało to koniec jego narzeczeństwa? – zacytował Blake, a ja w odpowiedzi jedynie pokręciłam głową – Od miesięcy nie pokazuje się on w przestrzeni publicznej wraz ze swoją partnerką...

– Pies jebał te jego ekscesy miłosne, Blake – wtrąciłam, przeglądając przy tym jednak jeden z popularniejszych brukowców – Dobra, powiedziałeś, że jest właścicielem jednej z większych galerii w tym mieście. Spróbuj ją znaleźć, a zobaczysz, że na pewno znajdzie się też jakiś skandal. Chłop wyglądał jak jeden wielki przekręt.

– Proszę cię bardzo, daj mi tylko trzy minuty – odparł od razu – Przypomnę ci jednak, że miałem wywęszyć zagrożenie, a nie wydaje mi się, żeby skandale związane z jakimiś głupimi obrazkami miały nas naprowadzić na zabójcę, albo, no nie wiem... Zoofila.

– Niby racja, ale gdzieś trzeba zacząć.

– Kurwa, ale bajer. – Posłyszałam nagle ze słuchawki, na co zmieszałam się lekko. – Ta jego galeria oferuje zwiedzanie online i to za frajer. Chcesz zobaczyć?

– Nie chcę – parsknęłam, sięgając po butelkę z wodą – Mieliśmy się skupić na czymś innym...

– Teraz to mi nie przeszkadzaj – zironizował, najpewniej skupiając się na wystawach w telefonie – Znawcą nie jestem, ale rozkład niektórych sal jest... Dziwny.

– Dziwny? – parsknęła Harper.

– Wygląda, jakby najebany to wszystko rozstawiał – skwitował, wysyłając mi stosowny zrzut ekranu – Sama zobacz. Posągi trochę skoszone, połowa rzeźb ma jakieś powyłamywane łapska.

– Wiesz, że najpewniej to nie on jest za to odpowiedzialny? – zaśmiałam się krótko, włączając kolejne z rzędu forum plotkarskie – Obstawiam, że jego rolą nie jest babranie się w gipsie.

– Skąd wiesz? Może akurat jest fanatykiem gipsu. Cholera, wiem już co stało się z narzeczoną! Pewnie jest w gipsie.

– Blake, do kurwy – skwitowałam, czując łzy spływające po moich policzkach – Poryczałam się już ze śmiechu, a nadal brak konkretów.

– Jak to brak konkretów? – warknął, znacznie podnosząc głos – Mądry, bogaty, znany, a skandali brak. Powiedziałbym, że jest nudziarzem, który przebiera się za badboya dla niepoznaki. Tak, czy tak, na twoim miejscu albo nie zgodziłbym się na tą pracę, albo chodził na wszystkie spotkania z gazem pieprzowym i jakimś nożem skitranym w kieszeni.

– Nożem?

– No, a czym? Pałka teleskopowa rzuca się w oczy i łatwiej ją wyrwać, także z twoimi umiejętnościami to szybciej zebrałabyś po łbie, niż cokolwiek zdziałała.

– Ale ja nawet nie rozważam podjęcia się tej pracy – podsumowałam, obejmując kolana jednym ramieniem – Cała ta sytuacja jest zbyt podejrzana i tyle. Może i chciałabym zdechnąć od czasu do czasu, ale na moich zasadach, a nie przez to, że zaszlachtował mnie jakiś pseudointeligent.

***

Zgodnie z tym, co wcześniej powiedziałam, nie zdecydowałam się odpowiedzieć na propozycję bruneta, choć skutecznie zaprzątała ona moje myśli.

Coś mi się w tym wszystkim po prostu nie zgadzało... Skoro był tak znany, ceniony i bogaty, to czemu miałby zatrudniać asystentkę z ulicy? To było po prostu horrendalnie głupie i na milion procent nie świadczyło o jego dobrych intencjach.

Co prawda ogromnie zdziwiły mnie informacje, które wygrzebaliśmy w Internecie, jednak nie zmieniły one mojego postrzegania jego osoby– wciąż wydawał mi się po prostu szemrany. Niemniej jednak była to sytuacja na tyle nietypowa, że najpewniej dość ciężko będzie mi o niej zapomnieć.

Dość długo musiałam się powstrzymywać i pilnować, by przypadkiem nie uwiodła mnie wizja potencjalnie sporych pieniędzy, będących wynagrodzeniem za– jak to sam Addams powiedział– niezbyt wymagającą pracę.

Ostatecznie z ciężkim sercem oddzwoniłam na numer firmy sprzątającej, tym samym potwierdzając podjęcie się pracy. Choć nie uśmiechała mi się ta wizja, starałam się podnosić na duchu i wmawiać samej sobie, że był to jedynie okres przejściowy i nieco trudniejszy moment, przez który musiałam się przebić.

Była to po prostu jedyna opcja, a ja potrzebowałam pieniędzy naprawdę szybko.

– Życzcie mi powodzenia – burknęłam, wkładając do materiałowej torby koszulkę na zmianę – Jeśli nie pizdnę nikogo jakąś miotłą w międzyczasie to myślę, że jakoś przeżyję tą robotę.

– Proszę cię, ja dzisiaj całe popołudnie spędzę na wtykaniu ulotek ludziom na ulicy – stęknęła Harper, w międzyczasie skanując wzrokiem Aidema krzątającego się po pokoju w nadzwyczaj dobrym humorze – A ty co planujesz? – dodała, kiwając głową w stronę chłopaka – Znalazłeś jakąś robotę?

– Można tak powiedzieć – odparł, niecko kłopocząc się przy doborze słów – Casper ma mnie dzisiaj zabrać do swojego szefa i zobaczymy, co uda się ugrać.

– Strasznie szybko się dogadaliście – mruknęłam, przyglądając mu się dość podejrzliwie – Na początku wydawałeś się skrajnie sceptycznie nastawiony.

– Trochę tak, ale pogadaliśmy dłużej, kiedy was nie było i okazał się naprawdę równym ziomkiem. – Uśmiechnął się blado, przejeżdżając dłonią po czubku głowy. – Wieczorem ma wystrzyc mi włosy maszynką z prawdziwego zdarzenia, także całkiem miło z jego strony. Ale, kurwa, powiem wam, że wcale nie czuję się tak, jakbym był poszukiwany.

Jego ostatnia wypowiedź spowodowała głośną salwę śmiechu. Wbrew pozorom i wcześniejszym złym przeczuciom, musiałam się z nim zgodzić– od kilku dni zdarzało mi się wręcz zapominać o tym, że nasza ucieczka była tematem poruszanym w mediach.

– To kwestia czasu – westchnęła Harper, spędzając nam głupie uśmieszki z twarzy – Jeśli przeczeszą cały Edynburg to zaczną szukać dalej. No, plus jest taki, że wybraliśmy miasto naprawdę daleko, ale gwarantuję wam, że to nie koniec.

– Ależ ja wiem, że to nie koniec – skwitował wciąż pozytywnie nastawiony Aidem – Ale dopóki nie postawili policji w Manchesterze na równe nogi, myślę, że nie ma się o co martwić. Znaczy, jejku, to nie tak, że możemy sobie żyć jak gdyby nigdy nic, ale aktualny stan rzeczy jest dosyć bezpieczny.

– No właśnie – kontynuowałam, ku zdziwieniu wszystkich zachowując przy tym nieco rozentuzjazmowana manierę – Nie dość, że jesteśmy daleko, to jeszcze zmieniliśmy się trochę z wyglądu. Jeśli nie będziemy odwalać jakichś gówien, będziemy uważać na sąsiadów i pracodawców, to może uda nam się dobić do momentu, w którym ten list gończy będzie się dało jakoś odwołać.

– Myślicie, że to w ogóle da się odwołać?

– No właśnie rzecz w tym, że jeszcze nie wiem. Obstawiam, że możemy się po prostu zgłosić na psy i powiedzieć, że się znaleźliśmy, ale z tym trzeba poczekać. Ja chcę skończyć osiemnaście lat, żeby nie musieć wracać do rodziców.

– W sumie racja – wtrąciła Harper – W wolnej chwili poszukam, co da się z tym zrobić.

– Ja to chciałabym znaleźć prawnika, który powie mi, czy mój durny „wyrok"... – parsknął, robiąc w powietrzu cudzysłów palcami.– ... da się zamienić na prace społeczne. Mógłbym i rowy czyścić, byleby nie wracać do klatki.

– A co z Jenny? – wtrąciłam, jednocześnie nerwowo rozglądając się wokół siebie – Gdzie ona znowu polazła?

– Tego nikt nie wie – parsknął blondyn, wzruszając przy tym ramionami – Chyba stara się przywyknąć do nowej rzeczywistości i non-stop łazi na zakupy, bo to aktualnie jedyne, co ją tu trzyma.

– Trzyma ją też łóżko, które kupiła, bo jest idiotką – parsknęłam, przejeżdżając ręką po metalowej ramie.

– Jeśli znudzi jej się miasto, to i w łóżko będzie miała wyjebane. Zostawi nam. Jeśli chodzi o jej samopoczucie, to wydaje mi się, że jest troszkę lepiej, niż dotychczas. Je z nami, nie ucieka do łazienki żeby wymiotować... Je mało, ale to wciąż lepsze, niż nic.

– Specjalnie kupujemy same zdrowe rzeczy, żeby nie czuła wyrzutów sumienia po jedzeniu – dodała szatynka, a ja uśmiechnęłam się pod nosem – No, według mnie ważne jest też to, żebyśmy jedli razem, bo jeśli będzie miała się za to zabrać sama, to najpewniej w ogóle tego nie zrobi.

– To fakt – skwitowałam, zbierając się z podłogi – Będę dziś po dwudziestej drugiej, więc możecie na mnie poczekać z kolacją, o ile jakakolwiek będzie. Mogę ewentualnie kupić coś po drodze...

– Dziś moja kolej na kupowanie czegokolwiek; plus, jeżeli z pracą się uda to powinienem od razu dostać dniówkę. Tak przynajmniej mówił Casper – wtrącił Aidem, uśmiechając się przy tym nieznacznie – Dziś z jedzeniem nie powinno być problemu. Ewentualnie wlecą zupki chińskie i chuj.

– Pamiętaj, że lubię te ostre! – rzuciłam, po czym ruszyłam ku wyjściu – Do wieczora.

Sama droga do pracy nie zajęła mi wybitnie dużo czasu i była względnie prosta– musiałam jedynie przejść spory kawałek pieszo, a następnie wsiąść w tramwaj, który zawiózł mnie niemalże na miejsce.

Zazwyczaj w sferze publicznej– tak dla świętego spokoju– chodziłam w maseczce na twarzy, jednak na całe szczęście nie wyróżniałam się tym zbytnio. Całkiem sporo osób chodziło w nich po ulicach, by nie wdychać zanieczyszczonego powietrza.

Stałam aktualnie przed gmachem jednej z większych, zabytkowych bibliotek, w których miały się dziś odbyć moje katusze. Telefonicznie zostałam poinformowana, że brak podpisanej umowy będzie skutkował nieco niższym wynagrodzeniem i angażowaniem mnie jedynie w obowiązki mniej ważnej grupy pracowniczej.

Poniekąd mi to odpowiadało– choć sprzątanie nie wydawało się być pracą wymagającą dużych pokładów wiedzy, istotnym też było zorganizowanie i znajomość specyfików, zwłaszcza w miejscach takich, jak to. Przeokropnie obawiałabym się, że jeżeli zostałabym do takiej pracy wysłana w pojedynkę, to zniszczyłabym cokolwiek źle dobranym detergentem.

No, a tak to zawsze znajdzie się ktoś, kto wyjaśni mi, co i jak.

W hallu zastałam już pięcioosobową grupę, najpewniej właśnie z firmy sprzątającej. Znaczna część z nich była już w sile wieku– udało mi się wypatrzeć tylko jedną dziewczynę, która mogła być w wieku zbliżonym do mojego.

– Dzień dobry – zaczęłam nieśmiało, przyklejając sobie sztuczny uśmiech do buzi – Ja do...

– Wiem, dziecko, że do pracy – burknęła czarnowłosa kobieta, która migiem ruszyła w moją stronę – Czekaliśmy na ciebie, a spóźnienie pierwszego dnia stawia cię w naprawdę złym świetle.

– Jak to? Przecież jestem przed czasem.

Dla pewności rzuciłam krótkie spojrzenie na ekran telefonu, a wyświetlana na nim godzina jedynie potwierdzała to, o czym wspomniałam– byłam piętnaście minut przed wyznaczoną godziną.

– Nie wymądrzaj się, tylko leć się przebrać i zabieraj się za robotę – fuknęła, rzucając mi jedną z firmowych koszulek – Trzy minuty i widzę cię z powrotem.

Zapowiada się zajebiście przyjemny wieczór.

Chcą uniknąć kolejnych uwag i przytyków ze strony kobiety, migiem ogarnęłam się w łazience i wróciłam w poprzednie miejsce. Non-stop mierzona byłam nieprzychylnymi spojrzeniami, jednak udało mi się spostrzec, że nie byłam pod ich ostrzałem jako jedyna– wszyscy pracownicy zdawali się być wobec siebie wrogo nastawieni.

– Od czego mam zacząć? – palnęłam, wykręcając sobie palce we wszystkie możliwe strony.

– W domu też cię trzeba za rękę wszędzie prowadzać? – prychnęła druga z kobiet, wręczając mi szczotkę i szufelkę – Mamy dziś uporządkować cały parter i wschodnią część pierwszego piętra, także macie się sprężać. Koleżanka nie rozumie po angielsku... – skinęła głową na moją rówieśniczkę – ... więc pójdzie z tobą.

– Macie wybitnie uważać na wszystkie eksponaty i nie używać nieodpowiednich środków do mycia. Wszystko tu jest zabytkowe i piekielnie drogie, więc za szkody płacicie z własnej kieszeni – dorzuciła jej poprzedniczka, mierząc naszą dwójkę pogardliwym spojrzeniem.

– A skąd mam wiedzieć, co jest do czego przeznaczone? – fuknęłam, finalnie zbierając się na odwagę – Skoro koleżanka nie rozumie po angielsku, a ja jestem tu pierwszy dzień to myślę, że warto byłoby nam wskazać pewne rzeczy.

– Czytać umiesz, to ci wystarczy – Pokręciła głową, popychając w naszą stronę jeden z wózków – Niebieskie plakietki oznaczają rzeczy do powłok drewnianych, czerwone do szkła, żółte do marmuru, zielone do kamienia...

– Wie pani co? Ja sobie jednak poczytam sama – burknęłam i pociągnęłam wózek w stronę możliwie najbardziej oddalonej części budynku.

Brunetka powlokła się tuż za mną, co chwila rzucając pod nosem półsłówka, które zdawały mi się być przekleństwami w używanym przez nią języku.

Kurczę, to była zajebista opcja. Mogła wyzywać te rury do woli, a one i tak nie rozumiały.

– Najwyższa pora wrócić do nauki francuskiego... – westchnęłam pod nosem, zasiadając na schodach z kilkoma butelkami w rękach.

Zajęłam się czytaniem etykiet, podczas gdy moja koleżanka z wyraźną niechęcią zaczęła zamiatać podłogę wokół nas.

– Skąd mam wiedzieć, jaka jest różnica między lakierowanym kamieniem a marmurem? – syknęłam pod nosem, odrzucając butelki na swoje poprzednie miejsce.

Złapałam w ręce drugą ze szczotek, ruszając w stronę przeciwną, niż dziewczyna. Starałam się robić wszystko jak najdokładniej, byleby później nie zebrać po głowie za ewentualną niestaranność.

Pech chciał, że wybrałyśmy salę, w której stało cholernie dużo specyficznych eksponatów i gablot; w niektórych z nich umieszczone były wiekowe książki spowite kurzem, w innych przybory pisarskie lokalnych twórców z poprzednich dekad, a na jednym z podestów umieszczona natomiast była sporych rozmiarów malowana waza.

Wnętrzne było względnie schludne i estetyczne, jednak nieco też przerażające– wiedziałam, że momentami byłam nieco nieskoordynowana, a wszystko, czym się aktualnie otaczałam, było cholernie drogie. Ostatnim, czego potrzebowałam, było płacenie za zniszczenie jakiegoś pierdolonego, stuletniego pióra.

Pierwsze pół godziny zleciało mi bez żadnych większych ekscesów– po tym, jak skończyłam zamiatać moją część, po raz kolejny przestudiowałam etykiety i zabrałam się za mycie podłogi, która w mojej osobistej opinii była wykonana z kamienia.

Jeśli nie to przypał.

Byłam akurat w trakcie ścierania nieco bardziej skrytych zakamarków, gdy usłyszałam przeszywający pisk. Odskoczyłam jak poparzona, zahaczając przy tym o jedną z gablot, która z łoskotem rozbiła się o płytki. Szkło rozprysło na wszystkie możliwe strony, zajmując sporą część podłogi wokół mnie.

Serce zatrzymało mi się na dobrych kilka chwil.

Nim jednak zajęłam się rozpaczaniem nad tym, co za chwilę się stanie, ruszyłam w stronę przerażonej dziewczyny, która zakrywszy ręką usta, wskazywała palcem na coś za filarem.

– Pająk, serio? – warknęłam poirytowana, zmierzając w jej kierunku. Przystanęłam obok, jednak gdy spojrzałam w dół, zrozumiałam skąd wzięło się jej przerażenie. – Kurwa, faktycznie wielki.

– Co tu się stało? – Dobyło się zza naszych pleców.

W duchu przeżegnałam się i ze sporym trudem obróciłam się na pięcie, by spotkać się z ciskającym piorunami spojrzeniem. Najbardziej wredna ze spotkanych kobiet stała centralnie nad stertą potłuczonego szkła, a jej wyraz twarzy zwiastował ogrom problemów, jakie zaraz na nas spadną.

– Campbell, możesz mi wyjaśnić, co tu się, do cholery jasnej, wydarzyło?! Jesteś tutaj pierwszy dzień, a już musiałaś się popisać – krzyknęła, pocierając dłonią czoło – Wiedziałam, kurwa, że z was obu są niedojdy. Pchać się do sprzątania i bać się pająków... Niebywałe.

Przez chwilę zastanawiałam się, do kogo właściwie się zwracała. Nim zorientowałam się, że takie właśnie nazwisko zmyśliłam sobie podczas rozmowy o pracę, jej poirytowanie zarysowało się znacznie wyraźniej. Cisza ewidentnie nie wychodziła nam na korzyść.

– Koleżanka ma arachnofobię...– palnęłam, starając się minimalnie wybronić całą sytuację, choć byłam w pełni świadoma, że znalazłyśmy się punkcie bez wyjścia.

Spuściłam wzrok na czubki butów i przymknęłam oczy, starając się z tego wszystkiego nie popłakać. W głowie dosłownie mi huczało, a łzy gromadzące się pod powiekami naprawdę mocno piekły. Wiedziałam jednak, że płacz tylko by mnie pogrążył.

– Ale co mnie obchodzą jakieś jej wymysły? – kontynuowała, nieprzerwanie podnosząc przy tym głos – Macie to posprzątać, a później wynoście się do domu. Rachunek za szkody dostaniecie...

– Prosiłbym, żeby zważać na słowa. – Dobyło się ze schodów, potęgując moje i tak ogromne już przerażenie. – Te gabloty są do wymiany, więc nie ma się co pieklić.

– A skąd może pan to wiedzieć?

Dźwięki na schodach robiły się coraz głośniejsze, co świadczyło o tym, że mężczyzna się do nas zbliżał. Z każdym kolejnym krokiem obawiałam się coraz bardziej, ponieważ byłam pewna, że był to ktoś decyzyjny, kto oczywiście musiał zobaczyć nas występek.

Gorzej być nie mogło.

– Bo sam zleciłem ich wymianę – parsknął, stając niewiele przed kobietą – Posprzątanie tego to kwestia dziesięciu minut, sam nawet mogę to zrobić. Nie ma problemu.

Finalnie odważyłam się podnieść wzrok, który od razu powędrował na złączone za plecami dłonie mężczyzny. Widniejący na jednej z nich tatuaż szybko uzmysłowił mi, z kim właśnie miałyśmy do czynienia.

Bryce Addams.

Faktycznie, gorzej być nie mogło.

– Wszystkie koszty pokryję do jutra – kontynuował, spoglądając w międzyczasie na ekran telefonu – Mniej więcej do czternastej pieniądze będą tam, gdzie trzeba.

– Dobrze, skoro tak pan uważa... – odparła, przyjmując dużo bardziej ugodowy ton – To naprawdę hojne z pana strony.

– Nie byłbym taki pewien – rzucił, wywołując u kobiety niemałe zdziwienie – Oprócz pieniędzy wyślę również stosowną opinię gdzie trzeba. Brak przeszkolenia pracowników...

– Brak przeszkolenia? – burknęła, wracając do poprzedniego tonu.

– Oczywiście, że tak. Gdyby była pani kompetentna, to dziewczyny zostałyby przeszkolone i wiedziały, że pewne rzeczy należy zabezpieczać. Wtedy do żadnej tragedii by nie doszło.

Widok kobiety błądzącej wzrokiem po ścianach nieco mnie usatysfakcjonował, jednak nie chciałam dać tego po sobie poznać. Jej twarz wyrażała milion emocji naraz i nie trzeba było być specjalistą, by dostrzec, że wybitnie się kłopotała.

– Do tego dochodzi skrajny brak szacunku do pracowników – kontynuował mężczyzna, a jego ton choć profesjonalny, był coraz bardziej kpiący – O, i jeszcze nieodpowiednie obuwie. Chce pani ciągnąć tą dyskusję dalej?

– Do widzenia – burknęła, odwracając się na pięcie.

Wraz z moją koleżanką stałyśmy w kompletnym osłupieniu, czekając na reakcję mężczyzny. Brunetka finalnie wymamrotała coś pod nosem i złapała swoją torbę, po czym z płaczem puściła się biegiem w stronę wyjścia.

– Czy coś ci się stało? – zaczął Addams, gdy na moje nieszczęście zostaliśmy kompletnie sami. Moją głowę wciąż rozpraszał milion bodźców będących skutkiem ostatnich pięciu minut, przez co nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa. – Halo, spadło obok ciebie naprawdę spore szkło, które mogło ci się gdzieś wbić... Pytam, czy nic ci się nie stało?

– Nie, nie, wszystko dobrze, dziękuję – bąknęłam, łapiąc za jedną ze szczotek, celem ogarnięcia całego bałaganu.

Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, brunet poczynił to samo, przez co już chwilę później wspólnie babraliśmy się w odłamkach szkła.

– Ręce ci się trzęsą – rzucił, lustrując mnie intensywnym spojrzeniem – Zostaw, ja to ogarnę, spokojnie.

– Dam sobie radę.

– Proszę cię bardzo – fuknął, wciąż nie odpuszczając szczotki – Rób to cała rozdygotana, pokalecz się...

– O chuj pa...– Urwałam, przypomniawszy sobie jego wczorajszą prośbę. Uśmiechnęłam się cynicznie, po czym kontynuowałam. – Zapomniałabym– mam nie mówić per panie. Zatem o chuj ci chodzi, Bryce?

– A o co ma mi chodzić? – Odbił piłeczkę, śmiejąc się pod nosem – Może mam pójść do tej rury i powiedzieć jej, że dostanie awans za to, jak po was jechała?

– Po co to robisz?

– Nie wiem – westchnął, nonszalancko wzruszając ramionami – Taki odruch.

– To nie jest odpowiedź – fuknęłam, opierając się o trzymaną szczotkę – Czemu aż tak się mnie uczepiłeś?

Widziałam, jak subtelnie uniósł w górę jedną z brwi, intensywnie zastanawiając się nad odpowiedzią. Przez jego twarz przebiegł cień uśmiechu, jednak od razu po tym wrócił do poprzedniej, sztywnej i profesjonalnej mimiki.

– Zapytam od drugiej strony – rzucił nagle, zbijając mnie tym z tropu – Czemu stawiasz aż takie opory?

– To oczywiste. Nie wiem, kim jesteś, czego ode mnie chcesz, wyglądasz jakbyś mógł mnie zaszlachtować w każdej chwili...

W odpowiedzi jedynie zaśmiał się w głos, łapiąc ze mną kontakt wzrokowy. Jego spojrzenie było dość onieśmielające.

– Posłuchaj – odchrząknął, poprawiając przy tym swój czarny krawat – Gdybyś dała mi dojść do słowa, już dawno wiedziałabyś, czego oczekuję.

Zakończywszy ostatnie zdanie pochylił się i zebrał na szufelkę wszystkie zgromadzone odłamki szkła, które już po chwili wylądowały w śmietniku. Odłożył szczotkę i założył ręce przed sobą, posyłając mi nieodgadniony uśmiech.

– Gdybyś chciała posłuchać już za pierwszy razem, nie znalazłabyś się w tak niekorzystnej sytuacji, jak ta dziś. Byłabyś po drugiej stronie – mruknął, po czym zrobił kilka kroków w przód i uniósł jedną z brwi – Moja propozycja wciąż jest aktualna, panno Campbell.

Continue Reading

You'll Also Like

577K 28.8K 102
'Dlaczego to zrobiłeś! Dlaczego zostawiłeś mnie tu samą! Tak bardzo chcę cię nienawidzić! A tak bardzo cię kocham.' Historia o pokręconej miłości. C...
2.3K 77 12
Szesnastoletnia Melanie Wiliams od dwóch lat mieszka w innym mieście z dala od osób, które zniszczyły jej życie, i którzy nazywają się "rodziną". Cho...
298K 14.5K 36
Read This- Jest to pierwsza cześć.(sześcio cześciowego ff) Dziewczyna pisze do znanego piosenkarza Harry'ego Stylesa. "Harry byłeś moim losem na lote...
1.3M 7K 5
Kiedy Fabian dowiaduje się, że jego siostra została uderzona przez pijanego ojca, ten postanawia pomóc Anastazji i zabrać ją do siebie. Dziewczyna be...