Wakacje w Malibu (ZAWIESZONE)

Dreamer_Reader0

19.5K 557 97

Osiemnastoletnia Olivia Gray wraz z przyjaciółmi Vero, Leo, Conradem i Mattem wyjeżdża na prawdopodobnie osta... Еще

Kilka słów ode mnie
Prolog
Rozdział 2 Olivia
Rozdział 3 Lucas
Rozdział 4 Olivia
Rozdział 5 Lucas
Rozdział 6 Olivia
Rozdział 7 Lucas
Rozdział 8 Olivia
Rozdział 9 Lucas
Rozdział 10 Olivia
Rozdział 11 Lucas
Rozdział 12 Olivia
Rozdział 13 Lucas
Rozdział 14 Olivia
Rozdział 15 Lucas
Rozdział 16 Olivia
Rozdział 17 Lucas
Rozdział 18 Olivia
Rozdział 19 Lucas
Rozdział 20 Olivia

Rozdział 1 Olivia

1.2K 38 20
Dreamer_Reader0

Te wakacje mogły być naszymi ostatnimi, jakie razem spędzimy.

Obudziłam się i zdałam sobie sprawę, że to dziś. To dziś mieliśmy zacząć możliwe, że ostatnie wspólne wakacje w takim składzie. Był dwudziesty piąty czerwca, czwartek, godzina ósma rano.

Od dłuższego czasu planowaliśmy całą ekipą wyrwać się z Manhattanu w Kansas, aby pobyć ze sobą przed rokiem, w którym każdy uda się tam, gdzie marzył.

Samolot odlatywał za trzy godziny, a ja sprawdzałam czy na pewno wszystko wzięłam. Gdy stwierdziłam, że już nic więcej nie potrzebuję i najważniejsze oraz najbardziej przydatne rzeczy mam już w walizce, zaczęłam schodzić na dół. Tam chciałam zaczekać na Veronice, która miała po mnie przyjechać z tatą, a ten miał nas zawieźć na lotnisko. 

Chłopaki mieli się zabrać jednym samochodem, więc ustalili, że zamówią większą taksówkę, aby ich bagaże się do niej zmieściły. 

 Będąc już na dole mama zaczęła po raz kolejny temat wyjazdu:

- Pamiętaj, żeby do mnie dzwonić, najlepiej codziennie. Dbajcie o siebie tam nawzajem i nie pakujcie się w kłopoty.

- Wiem mamo, spokojnie. Jesteśmy dorośli, wiemy co robimy, poza tym nigdy nie naruszyłam twojego zaufania na tyle żebyś miała się czym martwić.

- Tak, ale to aż miesiąc Olivia i będziecie tak daleko od domów pierwszy raz.

- Masz rację, ale właśnie możemy potraktować to jako sprawdzian przed wyjazdem na studia. Zresztą będzie tam Sofia, ciocia Vero i jej wujek Luke, wszystko będzie dobrze, a zanim się obrócisz ja już będę w domu.

Isabelle popatrzyła na mnie błagalnym wzrokiem i krótko westchnęła. Wiedziałam, że się martwiła jak każda matka, ale nie należeliśmy do tych nastolatków, którzy często się upijali i do domu wracali w rękach policji. Też nie mogę powiedzieć, że nie imprezowaliśmy wcale, bo tak nie było, ale potrafiliśmy robić to z głową.

- A co do twoich planów na przyszłość, wybrałaś już konkretną uczelnie?

- Tak. Gdy przyjdzie list zwrotny, to cię poinformuję. 

Tu miałam trochę problem, bo wiedziałam, że mama długo odkładała pieniądze na moje studia, ale ja nie wiedziałam czy chciałam iść gdzieś, gdzie poziom był wysoki i czy w ogóle chciałam wyjeżdżać z miasta. Wolałam coś prostszego i z mniejszym poziomem nauki. Brałam pod uwagę Kansas State University w mieście, ewentualnie przeprowadzka do San Diego i rozpoczęcie nauki na tamtejszym uniwersytecie. Najgorsze było to, że moi przyjaciele o niczym nie wiedzieli. Jeszcze im nie powiedziałam, a powinnam. Boję się jak na to zareagują i co sobie pomyślą, ale nie dam rady ukrywać to w nieskończoność.

- Dobrze - odpowiedziała, a po chwili dodała - nie będę na ciebie naciskać, wybierz najlepiej dla siebie.

- Dziękuję. To co żegnamy się? Veronica będzie za niecałe dziesięć minut po mnie.

Mama pokiwała głową, podeszła do mnie i się przytuliła. Zanim zdążyłam wyjść z domu powtórzyła mi jeszcze kilka razy, że mam dzwonić, uważać na siebie i resztę moich przyjaciół. Taki miałam zamiar, a do tego chciałam się jeszcze dobrze bawić. Bardzo się cieszyłam na ten wyjazd. Mogliśmy wszyscy spędzić ze sobą czas i odciąć się od domowego i ponurego życia w Manhattanie. Nie żeby było jakieś specjalnie nudne i ciężkie, ale reset nam na pewno dobrze zrobi.

Veronica i jej tata właśnie podjeżdżali pod mój dom, gdy usłyszałam dźwięk swojego telefonu. Wyjęłam go i zobaczyłam, że dostałam sms 'a.

Od Leo: Właśnie pakujemy się do taksówki, za jakieś pół godziny powinniśmy być na lotnisku, a wy jak tam?

Do Leo: My podobnie. Vero już jest więc zaraz będziemy ruszać.

Wystukałam mu szybką odpowiedź i pomachałam do przyjaciółki, która właśnie wysiadała z samochodu. Spakowaliśmy moje rzeczy i wsiadłam na tylne siedzenie.

- Gotowa na zajebisty wypad do Malibu? - zapytała mnie dziewczyna odwracając się przez ramię.

- Oczywiście, że gotowa. Od tygodnia nie myślę o niczym innym. - Uśmiechnęłam się szeroko, co dziewczyna odwzajemniła i zaczęła piszczeć z podekscytowania.

Pan David nam się przyglądał i uśmiechał co zauważyłam we wstecznym lusterku. Tata Vero był wyluzowany podobnie jak jej mama i nas rozumiał. Był zdania, że młodzież musi się wyszaleć i nigdy nie ograniczał blondynki. Również się martwili, ale ufali swojej córce.

Trzydzieści minut później zatrzymaliśmy się na lotnisku. Wyjęliśmy moje bagaże oraz Vero i udaliśmy się w głąb budynku. Nagle usłyszałam, że mój telefon wibruje. Wyjęłam go z kieszeni spodenek i odebrałam. Dzwonił Leo:

- Hej, czekamy w korytarzu przed odprawą, wy już jesteście?

- Cześć, właśnie weszliśmy do budynku to będziemy się tam kierować.

- Dobra, w takim razie czekamy - odpowiedział chłopak i się rozłączył.

Schowałam telefon z powrotem do kieszeni i poinformowałam pana Davida i jego córkę, gdzie czekają na nas chłopcy. Udaliśmy się tam, a już z daleka, gdy Matt tylko nas zobaczył zaczął machać, krzyczeć coś niezrozumiałego i uśmiechać się. Ludzie wokół zaczęli na niego spoglądać. Jedni się uśmiechali, a drudzy byli zszokowani i nie wiedzieli co się dzieje. Podeszliśmy do nich, przywitaliśmy się. Zapytałam czy każdy na pewno wszystko zabrał, a co najważniejsze dokumenty oraz bilet na lot. Wszyscy stwierdzili, że wszystko jest na miejscu i możemy ruszać na odprawę. Pożegnaliśmy się z tatą Vero, jego również utwierdziliśmy w tym, że wszystko będzie dobrze, będziemy często dzwonić i pisać.

Humory nam dopisywały. Ekscytowaliśmy się, że za niecałe cztery godziny będziemy w słonecznym Malibu zaczynać swoje wakacje. Babcia Lucy wraz z ciotką Sofią i jej mężem mieli nas na miejscu odebrać z lotniska. Starsza kobieta lot do Londynu miała jutro rano więc dwoje z nas dzisiejszą noc miało spędzić na kanapie w salonie. Zdecydowaliśmy, że będę to ja z Vero, a po wyjeździe kobiety zajmiemy jej sypialnie.

Dom Lucy nie był duży. Mieściły się w nim trzy sypialnie, dwie łazienki oraz salon połączony z kuchnią. W dwóch sypialniach, z czym jedna należała do starszej pani były podwójne łóżka, a ta trzecia miała dwa pojedyncze. Wyszło na to, że w jednym pokoju sam miał spać Conrad, co oczywiście mu się nie spodobało i stwierdził, że napompuje sobie materac i ulokuje się w pokoju z chłopakami. Veronica poparła jego pomysł, więc mieliśmy ustalone kto z kim i gdzie śpi.

Po ponad trzygodzinnym locie, lądowaliśmy w porcie lotniczym Hollywood Burbank. Na lotnisku przywitała nas rodzina Vero, z którą mieliśmy udać się dwoma samochodami do domu babci dziewczyny. Jadąc już na miejsce podziwiałam widoki zza szyby z tyłu samochodu. Było tutaj przepięknie. Zawsze zresztą wolałam morze od gór. Czasami żałowałam, że nie urodziłam się w innej części Stanów.

Wszyscy swoje rzeczy od razu wnieśliśmy do domu Lucy, w którym mieliśmy spędzić lekko ponad miesiąc. Gdy każdy już się rozpakował i ogarnął po podróży, babcia blondynki poinformowała nas, że zrobiła obiad i za pięć minut zaprasza wszystkich na dół zjeść. Przed posiłkiem wystukałam wiadomość do mamy, że dotarliśmy i wszystko jest dobrze. Odpisała mi, że się cieszy i jutro zadzwoni.

- Ale się jaram, że tu jesteśmy. Nie pomyślałam nawet na początku pomysłu wyjazdu, na wspólne wakacje, że będziemy tak daleko od domu w pięknym i słonecznym Malibu - zagadała Vero, gdy siadaliśmy wszyscy do stołu.

- Różyczko, trzeba się spodziewać niespodziewanego - odezwał się Matt, mrugając do niej okiem. 

Chłopak często nazywał tak dziewczynę, przez jej nazwisko. Wystawiła środkowy palec w jego stronę i odpowiedziała:

- Nie mów tak do mnie.

- Dobrze wiesz, że idealnie to do ciebie pasuje.

- Trochę w tym racji - poparł przyjaciela Conrad i zaczęli się szczerzyć.

Obserwując ich przewróciłam oczami, wiedziałam, że ten wyjazd będzie cudowny.

Po jakże cudownej wymianie zdań zaczęliśmy jeść. Dużo rozmawialiśmy z Lucy, która również trochę martwiąc się o nas, poprosiła, że jak wróci to by chciałaby dom stał cały. Oczywiście powiedziała to prześmiewczo, dodając na końcu, że żartuje i wie, że wszystko będzie dobrze.

Po posiłku poszliśmy przejść się po plaży. Mieściła się ona zaledwie dziesięć minut pieszo od domu. Byliśmy dosyć zmęczeni lotem, dlatego zdecydowaliśmy, że nie będzie nic kombinować i posiedzimy trochę przy morzu. Babcia Vero została w domu, żeby się dopakować na jutrzejszy lot, który miała na drugi dzień o dziewiątej rano. Postanowiliśmy więc, że wstaniemy i ją pożegnamy. Na lotnisko zawieźć ją miała Sofia.

Był ciepły późny wieczór. Umiejscowiliśmy się na leżakach przy knajpie na plaży, zamówiliśmy lemoniadę i podziwialiśmy zachód słońca. Chłopaki oczywiście mieli ochotę na piwo, ale niestety nikogo tu nie znaliśmy kto mógłby nam je kupić. Conrad wpadł na pomysł abyśmy poszli do wody, ale ja i blondynka nie miałyśmy siły by iść jeszcze pływać. Odmówiłyśmy więc, a chłopcy zdjęli koszulki, buty i ruszyli w stronę morza. Gdy zostałyśmy same Veronica się odezwała:

- Ale jest pięknie. Ostatni raz miałam okazję tu być dwa lata temu. Troszkę się to miejsce zmieniło.

- Tak, jest cudowanie. Cieszę się, że możemy tu być - przytaknęłam spoglądając na dziewczynę. Uśmiechnęła się i po chwili ciszy znów przemówiła:

- Może nam się trafi jakaś wakacyjna miłość.

- Najlepiej jakiś rycerz na białym koniu - rzuciłam w odpowiedzi.

Popatrzyłyśmy na siebie chwilę milcząc, a po chwili wy buchnęłyśmy śmiechem. Jeśli chodziło o sprawy miłosne, nie byłyśmy ani trochę podobne. Vero gustowała bardziej w dziewczynach, ale zawsze powtarzała, że jest biseksualna. Jedynym jej chłopakiem w młodzieńczych latach, którego pamiętam był nasz obecny przyjaciel Matt Palmer. To ten mierzący prawie sześć stóp, ciemnooki chłopak skradł jej serce w wieku czternastu lat. Można powiedzieć, że byliśmy jeszcze dziećmi, więc każdy poznawał swoje poglądy właśnie wtedy. Po zerwaniu, które odbyło się w naprawdę dobrych stosunkach, bo oboje stwierdzili, że do siebie nie pasują, dziewczyna zdecydowała się spróbować czegoś nowego i od tamtego momentu to dziewczyny są u niej na pierwszym miejscu.

Mi natomiast od zawsze podobali się chłopcy. Trzymając się w grupce, gdzie jest ich trzech, nie jest możliwe bym nie chciała któregoś z nich poznać. Tak więc w wieku piętnastu lat przez prawie pół roku byłam w związku z Leo Moreno. Leo był poukładanym chłopakiem z ciemnymi blond włosami i niebieskimi oczami. Mamy podobne charaktery, dogadujemy się na wielu płaszczyznach i wtedy uznaliśmy, że czemu byśmy mieli nie spróbować. Nasze rozstanie również odbyło się bez żadnych zgrzytów, chociaż przez następne kilkanaście dni trochę się unikaliśmy. Reszta twierdziła, że blondyn od zawsze na mnie leciał i przeżył to gorzej. Później odbyliśmy rozmowę, w której stwierdziliśmy, że szkoda by było, gdyby przez nas nasza ekipa miała się rozpaść lub byśmy mieli nie spotykać się już wszyscy razem tylko w mniejszej grupce. Od tamtego momentu wszystko wróciło do normy.

- Poprosiłam Liama, żeby dał znać, czy dzieje się coś jutro w okolicy to może się wybierzemy - powiedziała Veronica.

- Jasne, super pomysł - odpowiedziałam. Po chwili milczenia i patrzenia na chłopców, którzy bawili się w najlepsze stwierdziłam - może wołajmy tych zjebów i wracajmy, bo jutro trzeba wstać koło siódmej, żeby pożegnać się z twoją babcią.

- Masz rację.

Poszłyśmy w stronę morza do Leo, Conrada i Matta by poinformować ich, że czas wracać. Conrad Owens był naszym trzecim przyjacielem. Podobnie jak Matt miał ciemne włosy, ale jego cera była jasna, a oczy brązowe.

Oczywiście nie obyło się bez ich cudownych pomysłów. Chłopcy stwierdzili, że jesteśmy marudne i przynudzamy. Zaczęli szeptać między sobą, uśmiechać się i już wiedziałyśmy co chcą zrobić. Matt ruszył w moją stronę, a Conrad w stronę Vero. Rzuciłyśmy się do biegu, ale nie minęło kilka sekund, złapali nas wpół unosząc do góry i ruszyli w stronę wody. Postawili nas przy brzegu, cały czas trzymając.

- Wyjmijcie telefony moje drogie panienki, żeby się przypadkiem nie zmoczyły - powiedział Matt prześmiewczym tonem.

- Chyba żartujesz, puśćcie nas - odpowiedziałam mu.

- W takim razie Leo pomóż - spojrzał na chłopaka, który podszedł najpierw do mnie, wyjął mi z kieszeni telefon i położył go na piasku, po chwili zrobił to samo u blondynki. Nie całe dziesięć sekund później wylądowałyśmy w wodzie, która była cholernie zimna. Wstałyśmy mając wodę po kolana, a chłopcy stali na brzegu i śmiali się w najlepsze.

- Jesteście pojebani, teraz nam zimno - rzuciła Veronica.

- Oj tam, troszkę wody wam nie zaszkodzi. Chociaż kąpiel macie za sobą - odpowiedział Conrad, ukazując swoje białe zęby.

- Pierdol się - skwitowałam i pokazałam im środkowy palec.

Wyszłyśmy na brzeg i szepnęłam do przyjaciółki, że rzeczy chłopaków leżą przecież obok miejsca, w którym siedzieliśmy chwile wcześniej, więc możemy wytrzeć się ich suchymi koszulkami. Zabrałyśmy swoje telefony i ruszyłyśmy w tamtą stronę. Chłopcy się odwrócili patrząc na nas nie wiedząc o co chodzi. Dotarłyśmy do leżaków i zgarnęłyśmy ich rzeczy wycierając się nimi. Nie minęła chwila, a pojawili się tuż obok nas i wyrwali nam je.

- Macie lamusy, jesteśmy kwita - spojrzałam na nich i puściłam im oczko.

- No muszę przyznać, że czasem uda wam się pomyśleć, żeby się odegrać - żachnął Leo.

- Częściej niż ci się wydaje mój drogi - cmoknęłam w jego stronę.

- Dobra chodźmy już, bo robi się chłodno, a ja nie chcę być chora, przez debili, którym nudziło się na tyle żeby wrzucać innych do wody - powiedziała Vero.

- Zaopiekuję się wtedy tobą różyczko. Nie martw się - powiedział do niej Matt, podchodząc i ją przytulając. Dziewczyna go odepchnęła, krzywiąc się i rzuciła:

- Twoje niedoczekanie.

Roześmialiśmy się i ruszyliśmy w stronę domu. Po powrocie każdy z nas wziął kąpiel. Dobrze, że Lucy miała dwie łazienki to poszło nam to sprawnie i szybko. Po wszystkim zjedliśmy kolacje i szykowaliśmy się do snu. Veronica i ja spałyśmy w salonie na dole, bo jeszcze tej nocy sypialnia była zajęta, przez jej babcię. Leo i Matt spali razem, w jednym pokoju na piętrze, a Conrad napompował sobie materac, który wcześniej dała mu starsza kobieta i ulokował się z nami w salonie. Przed samym snem, który czułam, że jest blisko, zapytałam chłopaka:

- Mam tylko nadzieję, że nie chrapiesz. Inaczej obudzę cię w środku nocy i spadasz na górę.

- Oboje wiemy, że tego nie zrobisz Liv, bo za bardzo mnie kochasz.

- To się zdziwisz.

Продолжить чтение

Вам также понравится

failure in life Julia

Подростковая литература

222K 5.2K 34
Książka opowiada o 14 letniej Julii Miller, która właśnie rozpoczyna swój pierwszy rok w liceum razem ze swoim bratem bliźniakiem Johnatan'em. W tym...
Rodzina Monet W Innym Wydaniu Zaczytanaaaaa2115

Подростковая литература

17.4K 730 46
(Wstęp) Hailie monet mieszka z ciocią Gabriellą (tak to jest w książce mama Hailie) i jej partnerem oboje znęcali się nad nią psychicznie i fizyczni...
A long way to the finish line Juliette

Подростковая литература

75.9K 2.8K 29
„Gdzie byłeś sześć lat temu?" Gdzie Blake Remington był kiedy Charlotte Wilson go potrzebowała? Tego nikt nie wie. Przepadł z dnia na dzień, a nikt n...
Hailie Monet - 12y h4rllo_te

Подростковая литература

73.4K 3.3K 35
Cześć! To moja kolejna praca o tej tematyce. Tym razem Hailie ma 12 lat. Na początku książki Shane i Tony mają 16 lat; Dylan 17 lat; Will 24 lata; V...