Dawka Śmiertelna

Від deklinacja

5.3K 557 162

Osiemnastoletnia Nessa Spencer wreszcie decyduje się poprosić o pomoc, skutkiem czego zostaje wysłana do szpi... Більше

ostrzeżenie
I. Zamek Drakuli z mordercą w środku.
II. Pan ordynator- złodziej kanapek.
III. Połowa tablicy Mendelejewa.
IV. Mogłam być następna.
V. U progu najdłuższego tygodnia życia.
VI. Zawalczyłam.
VIII. Naboje w pustym pokoju
IX. O kimś, kto też mnie spotkał.
X. Szemrany pomocnik.
XI. Więzienne tatuaże pana inteligenta.
XII. Ataki różne i różniejsze.
XIII. Droga przez piekło.
XIV. Czy papierosy rzeczywiście pomagają?
XV. Skutki wódki i słów wypowiedzianych zbyt szybko.
XVI. Uścisk jak za miliony.
XVII. Daddy issues.
XVIII. Blondwłosa nadzieja i wielka marynarka.
XIX. On wiedział, gdzie mnie szukać.
XX. Sukienka, którą on wybrał.
XXI. Nowe polecenia służbowe.
XXII. Scena pod wysokim do nieba sufitem.
XXIII. Zamknięta w szkle róża.
XXIV. Jak wyrastają najpiękniejsze kwiaty.
XXV. Rysa na szkle.
XXVI. Obraz, który miał ze mną zostać już na zawsze.
XXVII. Intencjonalne dewiacje.
XXVIII. Czego nie może robić pięciolatka?

VII. Inny, lepszy świat.

150 21 10
Від deklinacja

twitter @dekliinacja + #dawkawatt

miłego czytania!

Nic nie przebiegło po naszej myśli.

Nie oznaczało to jednakże niczego skrajnie negatywnego– summa summarum uważałam, że skończyliśmy w odpowiednim miejscu, o odpowiedniej porze, mimo iż z perspektywy osoby trzeciej nasze położenie zdawało się skrajnie tragiczne.

Cała nasza czwórka aktualnie znajdowała się niemalże czterysta kilometrów od domu.

Ostatnie dni mijały nam na przeglądaniu śmieciowych ofert pracy i mieszkań, spaniu pod stertą starych koców i testowaniu coraz to wymyślniejszych smaków zupek chińskich.

Było beznadziejnie, ale po raz pierwszy od tak dawna poczułam się wolna i nawet ta beznadzieja mi w jakimś stopniu odpowiadała. Wreszcie nie musiałam się nikomu tłumaczyć ze złego samopoczucia– mogłam powiedzieć, że to wszystko skutek ostatnich wydarzeń i ogromnego stresu, czemu nikt właściwie się nie dziwił. Wszyscy czuliśmy się dziwnie i nikt nikomu nawzajem nie zarzucał durnych, bezsensownych dołków.

Miałam przy sobie jedynie szczoteczkę do zębów, kilka par majtek, ładowarkę do telefonu i ubrania, w których uciekłam ze szpitala, ale nie potrzebowałam chwilowo niczego więcej. W przeciwieństwie do reszty, nie brakowało mi rodziny, przyjaciół, czy w ogóle Edynburga. Byłam w bezpiecznej odległości od wszystkich moich problemów, zmartwień i smutków, co było dla mnie jedyną, ale jednak dość sporą motywacja do życia.

Wciąż śmieszyło mnie, w jaki właściwie sposób się tu znaleźliśmy.

Po ucieczce ze szpitala, przez kilka dni przesiadywaliśmy w domku letniskowym rodziców Aidema i z wolna mieliśmy wracać do poprzednich stylów bycia– Jenny chciała wrócić do swojego domu rodzinnego i czekającego w nim pieska, blondyn wolał przeleżeć bezczynnie kolejne miesiące w swoim pokoju, a Harper... Harper było wszystko obojętne i tylko ona dotrzymywała mi kroku w zbywaniu wszystkich nieistotnych problemów i kłopotów.

To chłopak jako pierwszy zebrał się w sobie, by poinformować nas, że następnego dnia zamierzał powrócić do swojego mieszkania, jednakże tego samego wieczoru dobiegły nas mrożące krew w żyłach wieści.

„Poszukiwana jest czwórka nastolatków zbiegłych ze szpitala psychiatrycznego na przedmieściach Edynburga" – zakomunikował prezenter radiowy, gdy na zegarku wybiła osiemnasta.

Wiedzieliśmy, jak ogromne kłopoty ściągnęlibyśmy sobie na głowę, gdybyśmy po prostu dali się złapać. Aidem i Harper zawzięcie powtarzali o konsekwencjach i zarzutach, w które wpędziłaby nas wściekła Wilson.

I tak znaleźliśmy się już w ogromie patowej sytuacji, więc żadne z nas nie widziało sensu, by nagle się z niej wyłamywać.

„Jeżeli idziesz przez piekło, nie zatrzymuj się" zawzięcie krążyło mi w głowie.

Po usłyszeniu wiadomości z radia, serce stanęło mi na kilka chwil, jednakże kolejne wydarzenia były dla mnie jak kubeł zimnej wody wylany wprost na głowę. Nie wiem, w którym momencie zaczęliśmy myśleć, jak jeden organizm i działać tak zgodnie, ale było to dla mnie dziwnie budujące i nieco nawet krzepiące. Byliśmy w tym razem.

Aidem najbardziej z nas wszystkich potrafił zachowywać zimną krew. Nakazał nam sprawdzić, ile oszczędności w danej chwili posiadaliśmy, a podliczone przez nas fundusze nie były pocieszające. Wszyscy spodziewaliśmy się, że dojdzie wreszcie do momentu, w którym będziemy zmuszeni, by spać na jakimś dworcu.

Ja osobiście miałam odłożone niewiele ponad trzysta funtów. Byłam tą kwotą usatysfakcjonowana i wreszcie mogłam się cieszyć z faktu, że nie miałam znajomych, z którymi mogłabym ówcześnie owe pieniądze roztrwonić. Raz na rok kupowałam sobie nowe ubrania i książki, ale z tytułu tego, że w domu praktycznie tylko spałam i płakałam, moje miesięczne kieszonkowe często biedniało tylko o koszt kilku lichych batonów, które kupowałam Blake'owi w szkole.

„W jakim mieście nigdy nie byliście, a zawsze chcieliście?" było definitywnie moim ulubionym zdaniem tamtego wieczoru.

Szybko zdecydowaliśmy się na Manchester, ponieważ bilety kolejowe do niego były naprawdę tanie, a miasto na tyle duże, że tropienie nas w nim byłoby szukaniem igły w stogu siana. A przynajmniej tak uznały w tamtej chwile nasze otumanione umysły.

Nim jednak udaliśmy się w podróż, Harper zarządziła, że trzeba było w naszych wyglądach co nieco pozmieniać. Co prawda nie spodziewałam się, by ktokolwiek podróżujący nocnym pociągiem na tak długim dystansie był skory do wypatrywania zbiegów i uważnego przyglądania się wszystkim podróżnym, jednak w tamtym momencie trzeba było chuchać na zimne.

Z ogromnym bólem zaleciłam Jenny, by ścięła moje włosy na nieco krótsze, niż do ramion. Zapuszczałam je od dziesiątego roku życia i uwielbiałam to, jak długie i piękne były, jednak obcięcie ich uznałam za symbol nowego etapu w życiu. Liczyłam, że nie będzie on równie zły, jak mój aktualny wygląd.

Włosy przetrzymywały wspomnienia, a ja swoich wręcz nienawidziłam, toteż zanadto nie rozpaczałam nad ponad trzydziestoma centymetrami rudych włosów, które wylądowały w śmietniku.

Harper i Jenny wymieniły się ubraniami, ponieważ miały one zgoła odmienne style– Jenny była niczym lalka, ubierana w najdroższych, francuskich butikach; uwielbiała biel, róż i brokat, druga z dziewczyn natomiast preferowała niemal gotyckie stylizacje.

W następnej kolejności zaszły zmiany w ich włosach- czarnowłosa zdecydowała się na dość rzadką grzywkę, blondynkę natomiast zmuszono do całkowitej zmiany koloru, ponieważ niemalże biały, idealny blond mógłby okazać się aż nazbyt charakterystyczny.

Jenny bardzo długo płakała i wypominała wszystkim wokół, jak drogie było uzyskanie owego koloru na włosach, jednak wiedziała, że innej opcji nie było. Na szczęście finalnie odpuściła i zdecydowała się na jedną z nielicznych dostępnych na pobliskiej stacji farb. Jasnobrązowe włosy naprawdę jej pasowały, co sama pomiędzy łzami była w stanie przyznać.

Praktycznie tylko z Aidemem nie dało się nic zrobić– nie umiałyśmy ścinać męskich włosów, jednak po dość długim czasie jednej z nas błysnął w głowie pomysł z kategorii tych, które były już absolutną ostatecznością. Ogoliłyśmy mu bowiem głowę jednorazową maszynką.

Nie mieliśmy przy sobie prawie niczego– Aidem i Harper spakowali się do jednego, lichego plecaka, w którym znalazły się również moje najdrobniejsze rzeczy, które udało mi się założyć na siebie warstwami przed sprowokowaniem zsyłki do izolatki.

Wczorajszej nocy chłopak zdecydował się udać na stację benzynową i dorobić nam zapasów jedzenia tak, by wystarczyły nam na kilka dni, podczas których jego miało już z nami nie być. W duszy byłam mu za to niezmiernie wdzięczna, ponieważ dzięki temu nie musieliśmy sobie aktualnie zawracać głowy kupnem prowiantu na naszą podróż.

Po raz setny potwierdziliśmy godzinę odjazdu wybranego przez nas pociągu, a sprawdziwszy wszystkie stacje, na których zatrzymywał się w naszym mieście, wybraliśmy tą najbardziej na odludziu, na której praktycznie nigdy nikt nie wsiadał. W godzinach nocnych pracujący tam ludzie zazwyczaj mieli we krwi już co najmniej pół promila, co dawało nam iskierkę nadziei na to, że nie zostaniemy rozpoznani już na samym początku wyprawy.

Odjazd planowany był na dwudziestą trzecią trzydzieści sześć, a od samej stacji dzieliło nas zaledwie dwadzieścia minut spacerkiem, ponieważ stacja, tak samo jak ogrody działkowe, ulokowana była na obrzeżach.

Nasze ostatnie chwile w domku spędziliśmy na wysłuchiwaniu płaczu Jenny, spowodowanego zarówno ogromną zmianą w wyglądzie, jak i niesamowitym stresem. Stres zżerał od środka każde z nas, jednak wiedzieliśmy, że odwrotu już nie było.

Z tak patowych sytuacji się nie uciekało. To właśnie wtedy najmocniej sprawdzały się wszystkie głupie powiedzonka typu „you only live once". Non– stop wmawiałam samej sobie, że wycofanie się jedynie pogorszyłoby moją sytuację– skończyłabym najpewniej postawiona przed sądem, albo co gorsza– przed matką, która zdążyła się już dobrze rozeznać we wszystkich moich przeszłych występkach.

Wolałam zaryzykować, niż wrócić do tego cholernego gówna.

W międzyczasie raz czy dwa zgodziłam się przytulić do Harper i odkryłam, że wcale nie czułam się przy niej aż tak źle, jak myślałam że będę. Dość szybko uświadomiłam sobie, że najbardziej palącym był dla mnie dotyk męski; ten damski byłam w stanie znieść bez większych przeszkód, co było naprawdę logiczne zważywszy na przebyte przeze mnie przykrości.

Na zewnątrz wyszliśmy około godziny przed odjazdem pociągu, ponieważ chłopak musiał poprowadzić nas bez użycia lokalizacji w telefonie. Swoją drogą, jej użycie byłoby niemożliwe, gdyż nasze karty SIM zostały gdzieś w odmętach szpitalnych śmieci. Odcinało to nas od internetu, jak i ludzi zgromadzonych w kontaktach, a jedyną łączność ze światem gwarantowało nam wi-fi, które funkcjonowało w okolicach domku Aidema.

Orientacja w terenie oraz widzimisie Aidema sprawiły, że przemierzyliśmy wszystkie najmroczniejsze zakamarki miasta, skutecznie pozostając niezauważonymi.

Ze stacji odjechaliśmy o planowej godzinie. Całe szczęście udało nam się wypatrzeć kilka wolnych przedziałów, a zajęliśmy ten ulokowany jak najdalej od pozostałych podróżujących.

Nie było już odwrotu.

***

Manchester był piękny, a pierwszy, głęboki wdech świeżego powietrza tuż po opuszczeniu pociągu był jednym z lepszych momentów ostatnich kilku miesięcy.

Zaczynała się wiosna, a wraz z barwnymi kwiatami, w moim sercu nieśmiało kiełkowała nadzieja. Było to dla mnie wręcz niemożliwe do opisania uczucie, gdyż od zawsze plasowałam wiosnę na pierwszym miejscu najbardziej znienawidzonych przeze mnie pór roku.

Czułam się dziwnie wolna i nie zawracałam sobie głowy wszystkimi nadciągającymi problemami i wyzwaniami, no, a przynajmniej przez pierwszych kilka godzin. Starałam się zapamiętać jak najwięcej miejsc i nazw uliczek, które przemierzyliśmy po drodze; przyglądałam się ludziom i ptakom, które pałętały się po chodniku w ogromnych ilościach.

Czułam się tak, jakbym widziała to wszystko po raz pierwszy, a wyhodowana w mojej głowie bańka dodawała mi sił i nakładała na oczy różowe okulary. Nie chciałam uświadamiać sobie, że wszystko, co widzę, wcale nie jest dla mnie nowością. Chciałam jak najdłużej czuć się tak, jakbym była w innym świecie, nie mieście.

Po części jednak byłam w innej rzeczywistości– od lat nie miałam okazji spojrzeć na świat, który nie był zasnuty czarnymi chmurami, napędzanymi przez moją rodzinę, jak i spaczoną głowę. Już dawno nie patrzyłam na świat, który nie był stuprocentowo dominowany przez moją chorobę.

Pierwsze godziny w mieście wyglądały jakby zostały wyrwane z młodzieżowego filmu. W pierwszej kolejności udaliśmy się do sklepu z używaną odzieżą, by jeszcze mocniej zmienić swój dotychczasowy wizerunek. Śmialiśmy się przy tym do rozpuku, ponieważ wybierane przez nas ubrania były dosłownym przeciwieństwem preferowanych.

Aidem, który skończył w luźnych, sztruksowych spodniach, koszuli w kratę oraz koszulce, którą od dawien dawna nazywaliśmy z Blake'iem „żonobijką", prześmiewczo uznał, że jego nowy styl przywoływał na myśl osiedlowych dilerów marihuany lub soundcloudowych raperów. Na głowę założył czapkę z daszkiem, kamuflując tym samym swoje iście komiczną łysinę.

Jenny i Harper wyglądały chyba najciekawiej z całego naszego zestawienia. Pierwsza z nich była od góry do dołu ubrana w ortalion, a rozpięta, luźna kurtka odsłaniała jedynie krótki, biały top. Mimo, że ona sama ogromnie narzekała na swój strój, ja kompletnie nieironicznie uważałam, że wyglądała w nim korzystnie.

Harper natomiast była wybitnie zadowolona ze swojego różowego, dwuczęściowego dresu. Podobno od zawsze chciała poczuć się, jak te wszystkie cukierkowe, głupiutkie dziewczyny w filmach. Zarzekała się, że jeżeli tylko dostanie dostatecznie duży zastrzyk gotówki, dorobi sobie również długie, akrylowe paznokcie i zakupi wielkie sztuczne rzęsy, by jak najmocniej wczuć się w kreowaną przez siebie postać.

Mi osobiście bardzo spodobał się narzucony przez pozostałych styl, ponieważ wcale nie był mi on tak obcy, jak się wszystkim wydawało. Przed zerwaniem z moim byłym chłopakiem, jak i serią nieprzyjemnych wydarzeń, które po nim nastąpiły, bardzo lubiłam ubierać się zwiewnie i dziewczęco. Uwielbiałam spódniczki i śliczne, nieco krótsze bluzki. Co prawda miałam teraz swego rodzaju uraz do ubrań, które nie ukrywały całej mojej sylwetki swoją objętością, jednak po krótkiej sesji płaczu w przymierzalni przełamałam się i zdecydowałam, że na tyle, na ile mi własny umysł pozwoli, będę wracać do moich poprzednich preferencji.

Największą walką, jaką aktualnie toczyłam było wmawianie samej sobie, że nie jestem już otaczana przez ludzi z mojego liceum, a kompletnie obcy ludzie na ulicach nie mieli do mnie tak pejoratywnego stosunku, jak tamci. Co prawda zazwyczaj nie udawało mi się tej walki zwyciężać i bardzo się wycofywałam, jednak od kilku dni planowałam, by chociaż podjąć próbę porozmawiania z Harper o tym, co stało się w mojej przeszłości.

Nim jednak do tego dojdzie, trzeba będzie ją jeszcze troszkę sprawdzić.

Aktualnie miałam na sobie długą, białą spódnicę w drobne kwiatki i zapinany z przodu, kremowy kardigan. Co prawda dobór kolorystyczny nie był najlepszy, jednak w całej stylizacji czułam się naprawdę dobrze. Nie chciałam się porywać na krótkie sukienki, ponieważ miałam pełną świadomość, że mogłabym czuć się w nich po prostu źle.

Po wyjściu z lumpeksu ruszyliśmy do najbliższego parku, po drodze zahaczając o kiosk, w którym wreszcie nabyliśmy nowe karty SIM. Całe szczęście wciąż dało się zakupić te staromodne, które nie wymagały podawania żadnych danych, jak i kontaktu z konsultantem.

W duchu modliłam się, bym wciąż znała na pamięć numer Blake'a.

Byłam niemal pewna, że już dotarły do niego wieści o ucieczce kilku pacjentów. Znał mnie jak nikt inny, więc już na pewno wiedział, że jestem w to zamieszana; ja natomiast wiedziałam, że mocno się o mnie martwił, zwłaszcza ze względu na to, że od kilku dni nie dawałam znaku życia.

– Dobra, skupcie się wreszcie wszyscy – zaczęła Harper, odrzucając na bok swoją komórkę – Musimy znaleźć jakiś pokój, bo czas tyka, a my jak na razie jesteśmy bezdomni.

W odpowiedzi krótko się zaśmiałam, ponieważ słowo "bezdomni" wydawało mi się nieco przesadzone; przesadzone, aczkolwiek trafne. Szybko zabrałam się za przeglądanie najkorzystniejszych cenowo dzielnic, dyktując je od razu znajomym.

– Fakt, musimy szukać czegoś taniego, ale darowałabyś sobie osiedla, które dosłownie są znane z tego, że panuje w nich patologia i jakiś nieludzki rozpierdol – syknęła Jenny, unosząc na mnie wzrok znad ekranu telefonu – Jesteśmy biedni, ale przypominam, że zer na kontach też nie mamy. Nie będę się babrać w jakichś slumsach, Spencer.

– Skoro taka mądra jesteś to wykaż się... – Urwałam, ponieważ uświadomiłam sobie, że nie miałam bladego pojęcia, jak właściwie miała na nazwisko – Skąd ty, kurwa, wiesz, jak mam na nazwisko?

– Bo twoja matka wydzierała się wniebogłosy i ciężko było nie usłyszeć – odparła, kręcąc przy tym głową.

To racja.

Następne piętnaście minut spędziliśmy w kompletnej ciszy, ponieważ wszyscy zajęci byliśmy wyszukiwaniem coraz to lepszych propozycji. Ustaliliśmy, że cena pokoju powinna zamknąć się w czterystu funtach, a pokój powinien mieć co najmniej dwa łóżka lub wystarczająco dużo miejsca do upchania kolejnych materacy.

Nie było to zbyt łatwym zadaniem, bo wszystkie pokoje, które wpadły mi w oko miały naprawdę spore mankamenty– połowa z nich była ładna, ale zdecydowanie za mała na trójkę osób, no, a co dopiero czwórkę. Kolejnym problemem były ceny, co akurat absolutnie mnie nie dziwiło– większe pokoje kosztowały krocie i nawet pomimo tego, w większości nie pomieściłyby one naszej zgrai. Posunęłam się nawet do obejrzenia pokoi w mieszkaniach podchodzących pod socjalne, jednak tam sprawa wcale nie rysowała się lepiej.

Czekałam na propozycje od pozostałych, jednak w duchu liczyłam, że nie byłam jedynym wyjątkiem i szło im równie opłakanie, jak mi.

– Jak wam idzie? – sapnęłam, rzucając spojrzeniem po zmieszanych twarzach.

– Ja mam kilka propozycji... – zaczął nieśmiało chłopak, podając swój telefon w obieg.

Jako pierwsza złapała go Jenny i niemalże od razu oznajmiła nam, że większość opcji jest do odrzucenia.

– Jezus, Aidem, jesteś tak tępy – zaczęła wyraźnie zirytowanym głosem – Jeżeli już znajdziesz przystępny pokój, który ma więcej, niż trzy metry kwadratowe, to znajduje się na jakimś osiedlu morderców albo bezpośrednio nad kebabiarnią. No błagam, popatrz na coś innego, niż obrazki.

– Ale co złego w kebabie?

– To, że z takich lokali wypełza kurewsko dużo szczurów, robali, a niekiedy nawet ćpunów na gastro w środku nocy. Nie, po prostu nie. Tylko na początku podobałby ci się zapach mięsa, po tygodniu chciałoby ci się rzygać na samą myśl o nim.

– Do listy wymagań dopisuję to, że pokój nie może być blisko miejsca wydzielającego intensywny zapach. Właściwie to się z tym zgadzam, mieszkałam nad pizzerią i bywało to naprawdę wkurwiające – skwitowała Harper, wystukując hasło na ekranie telefonu – Ja miałam na oku naprawdę spoko miejsce, ale zniknęło z listy ofert sekundę po tym, jak dodałam je do ulubionych. Nessa?

– Ja mam tylko to...– westchnęłam, po czym wystawiłam telefon w stronę dziewczyny – No, ale świetne nie jest.

Na zdjęciu figurował dość zagracony pokój w starej kamienicy, jakoś trzydzieści minut od centrum. Lokalizacja była naprawdę przyjemna, ale na tym plusy się kończyły. Spodziewałam się odrzucenia tej propozycji już na starcie, ponieważ wiedziałam, że te durne osiem metrów kwadratowych by nam nie wystarczyło. No, chyba że chcielibyśmy spać na jednym materacu.

– Dzwoń – usłyszałam nad uchem, praktycznie od razu po tym, jak telefon do mnie wrócił – To jak na razie najlepsza opcja. Najwyżej przesiedzimy tam chwilę i będziemy szukać czegoś lepszego w międzyczasie.

Szybko wybrałam numer podany w ogłoszeniu i już po trzech sygnałach usłyszałam zaspany głos po drugiej stronie słuchawki.

– Tak?

– Dzień dobry, dzwonię w sprawie pokoju z ogłoszenia. Chodzi konkretnie o ten na ulicy...

– Nieaktualne, do widzenia.

Połączenie od razu zostało urwane, co automatycznie spowodowało u mnie dość spory stres. Jeżeli nawet taka speluna została wynajęta już po czterech godzinach od wstawienia ogłoszenia to możliwym jest, byśmy dzisiejszą noc, jak i kilka kolejnych, naprawdę spędzili na dworcu.

– Już wynajęte – burknęłam, rzucając telefon na trawę.

Widziałam, że moich towarzyszy nie przejęło to wcale aż tak mocno, jak mnie. Wprawdzie był to pierwszy wykonany przez nas telefon, jednak nawet tak drobne rzeczy skutecznie mnie demotywowały.

– A co myślicie o tym? – zaczęła nagle Jenny, wybudzając mnie z letargu – Według mnie to najlepsza opcja dotychczas.

W obieg ruszył jej telefon, jednak od razu zauważyłam ogromną konsternację malującą się na twarzach wszystkich oglądających. Gdy wreszcie mogłam ocenić ofertę, niestety zareagowałam w taki sam sposób.

– Jenny, ale to jest, kurwa, mać puste – fuknęłam, a dziewczyna założyła ręce na piersi, już gotując się do kłótni o swoją rację – Co w tym takiego super?

– Wszystko – burknęła, a jej spojrzenie dosłownie wywiercało we mnie dziurę – Po pierwsze, zero jebanej kebabiarni w pobliżu, co już stawia je wyżej, niż opcję Aidema. To, że nie ma łóżek jest plusem, a wiecie czemu? Wszystkie pokoje, które pokazaliście były stare i zagrzybione, a łóżka na zdjęciach kurewsko odstraszały. Wolicie zainwestować i kupić nowy, świeży materac czy spać razem z wszami na łóżku, na którym najpewniej ktoś ducha wyzionął?

– Jakiś sens to ma, ale serio? Kompletnie pusty pokój za taką cenę? – westchnął Aidem, na powrót skupiając uwagę na ogłoszeniu w telefonie.

– To wyjaśnij mi, na chuj ci szafa, co? Na ubrania, których nie masz? – fuknęła, powodując wybuch śmiechu mnie i Harper – Och, a może wieszak ci się przyda na ten twój jeden, potężny plecaczek? Kurwa błagam cię, bądź realistą. Ja nie stawiałam oporów podczas ucieczki ze szpitala, to ty nie stawiaj oporów teraz.

– Niech już będzie, po prostu przestań się łaskawie na mnie wydzierać na każdym kroku – odparł tym samym, po czym wyrzucił ręce w górę i odpuścił sobie dalszych sprzeczek – Dzwoń, póki jeszcze jest dostępne.


1. Cyt. Winston Churchill (przyp. autora)

Продовжити читання

Вам також сподобається

76K 4.8K 27
Nina Turner to zwyczajna nastolatka z wielkimi ambicjami, która od września zacznie naukę w najbardziej prestiżowej szkole w Wielkiej Brytanii w The...
318K 12.2K 8
"Kłamca na zawsze pozostanie kłamcą". Wydawać by się mogło, że historia Vivian i Venoma już dawno dostała swoje zakończenie. Chłopak wyjechał z miast...
101K 2.1K 44
Ona - 25 letnia, seryjna zabójczyni należąca do grupy przestępczej lotos. On - 30 letni szef mafii, który wygrał ją, zastawioną przez ojca w pokerze...
Tam, gdzie gasną wszystkie gwiazdy Від Weronika Szutkowska

Підліткова література

11K 546 14
Gasnęliśmy. Z każdym dniem coraz bardziej.