not TRUE LOVE

By lubiekotysiema

198K 5.4K 1.9K

,,Na początku czułam, że ogarnął cały bałagan, który panował w moim życiu, ale on chciał je jeszcze bardziej... More

POSTACIE POGLĄDOWE
PROLOG
1.11:11
2.PAMIĘTAJ, TO JESZCZE NIE KONIEC
3.NOWE ZNAJOMOŚCI
4.TO SIĘ NIE DZIEJE
5.DREWNIANA CHATKA
6.DOM NAPRZECIWKO
7.WITAJ, SĄSIEDZIE IDOTO
8.CHOLERNY SZANTAŻYSTA MNIE ROZGRYZŁ
9.SKŁOT
10.SARAH SAYS
11.WITAJ, SŁONKO
12.DLACZEGO JA?
13.TO TY NAS ZNISZCZYŁAŚ
14.PAMIĘTNIK
15.POCAŁUJ MNIE, PROSZĘ
16.PIEKŁO
17.STAŁO SIĘ COŚ, A RACZEJ KTOŚ..
18.PRAWDA, CZY WYZWANIE?
19.NASZE MIEJSCE
20.KOKAINA
21.JESTEŚ MOIM MALUTKIM SZCZĘŚCIEM
22. DOWIESZ SIĘ W SWOIM CZASIE
23. LIST I CZERWONE RÓŻE
25. CZARNY KOT
26. CHORA MIŁOŚĆ
27. SEKRETY
28. AMBER
29. GORZKA PRAWDA
~Podziękowania ~
CZĘŚĆ DRUGA.

24. ZAWIODŁEM SIĘ NA TOBIE

4.9K 140 84
By lubiekotysiema

Rozdział 24

Bezradność.

Właśnie ona zawładnęła moją głową.
Nie wiedziałam, co robić, bo tu, nie chodziło już tylko o mnie, chodziło o kogoś innego, w tym o bliską mi osobę.

Kate

Richard nie dawał za wygraną, a teraz, upatrzył sobie ją jako swój cel.

Swoją kolejną przynętę

Był potworem. Nie lubił przegrywać, czułam, że jest to w pewnym rodzaju zemsta. Zemsta za to, że ja już go nie chciałam, że pragnęłam się odciąć i zapomnieć.

Chciał za wszelką cenę mnie zniszczyć, a skoro ja, w końcu zaczęłam mu się stawać, obrał sobie za cel moją przyjaciółkę, z pewnością wiedząc, że uderzy we mnie tym dwa razy mocniej.

Negatywne emocje zaczęły wychodzić z mojej głowy, zostawiając po sobie ślady w postaci ostrej czerwieni na twarzy.

Byłam w zasranej pułapce, a wiedząc, że Richard jest osobą nieobliczalną, cholernie bałam się kolejnego ruchu z jego strony. Bałam się, że zrobi z Kate to samo, co ze mną.

- Ej, wszystko gra? - usłyszałam głos Oscara, który wybił mnie z moich rozmyśleń, skinęłam głową, a następnie swój wzrok przeniosłam na roześmianą Madeline, powoli otwierając swoje drżące ze strachu wargi.

- Gdzie do cholery może być Kate? - skierowałam słowa do rudowłosej. Słowa, które wypowiadałam cholernie szybko i chaotycznie, a w moim głosie, można było dostrzec potworny lęk. Wzrok wszystkich tutaj zgromadzonych, skupił się na mojej osobie, w końcu tak znienacka wypaliłam z tym pytaniem.

- Pewnie na górze, w którymś z pokoi. - odparła po chwili. - A coś..

- Dzięki. - rzuciłam, w mgnieniu oka opuściłam pomieszczenie, w którym jeszcze niedawno radosna, grałam ze znajomymi w Beer-Pong'a.

Miałam już wbiegać na schody, kiedy usłyszałam za sobą głośne krzyki, a już po chwili moja sylwetka, przyparta była do białej ściany. W moje nozdrza, dostawały się dobrze mi już znane, intensywne perfumy, a przede mną stał nijaki Oscar Davids, którego mina mówiła sama za siebie.

Był wkurwiony

- Możesz mi do jasnej cholery powiedzieć co się stało!? - wrzasnął, a po moim ciele przeszedł strumyczek nieprzyjemnych dreszczy.

- Oscar, odsuń się. - wymamrotałam. - Nie mam czasu, muszę znaleźć jak najszybciej Kate, a swoim zachowaniem, utrudniasz. - mimo tego, że próbowałam się uwolnić, ten był nieugięty, po trupach dążył do celu i za wszelką cenę chciał dowiedzieć się, co takiego się stało, może i z troski, ale w tamtym momencie, utrudniało to sprawę, więc poddałam się, szybkim ruchem, wyciągnęłam z kieszeni spodni telefon, wchodząc w ostatnią otrzymaną wiadomość, odwróciłam ekran w jego stronę, by ten mógł wczytać się w jej treść.

- To się kurwa stało. - podsumowałam. Brunet rozszerzył swoje powieki, śledząc tekst, a kiedy zakodował go w swojej głowie, zaklnął głośno pod nosem.

- Czy go już kurwa do reszty popierdoliło!? - krzyknął zbulwersowany, jego brązowe tęczówki już nie pajały już taką radością, jak jeszcze niedawno podczas gry. Były wypełnione strachem i ogromną dawką wkurwienia. - Przecież ja zabiję tego sukinsyna! - mówił przez zaciśnięte zęby, a jego ton wciąż był taki sam.

- Muszę ją odnaleźć, nie pozwolę na to, żeby ją skrzywdził. Nie wybaczę sobie tego, nigdy! - mówiłam bezsilna, a łzy podstępem wydobywały się z moich zalęknionych oczu.

Nie miałam już zasranej siły, Richard, z każdym dniem wyniszczał mnie coraz bardziej, a moja psychika była już na wykończeniu, zapewne, gdyby nie Oscar, już dawno bym się poddała.

On był moim jedynym wsparciem, on był moim światełkiem w tunelu, bo to dzięki niemu wierzyłam w to, że jutro będzie lepsze. Dawał mi wszystko, czego nie dostawałam nigdy, od nikogo. On, jako jedyny, podjął się próby poskładania w spójną całość, mojego rozstrzaskanego na drobinki serca.

On, jako jedyny podjął się próby uratowania mnie..

- Musimy ją odnaleźć. - poprawił mnie, mówiąc już znacznie łagodniej. - Nie ma szans, że cię z tym zostawię. I proszę, nie płacz. - starł z moich policzków krople łez, po czym wyciągnął w moim kierunku swoją dłoń. - Złap mnie za rękę, i nie traćmy czasu. - dodał, a ja zrobiłam to, o co prosił.

Na pierwszym piętrze, znajdywała się masa pokoi, otworzyliśmy więc jedne z drzwi, natrafiając na jakieś pomieszczenie służbowe, w którym zastaliśmy jedną, wielką pustkę.

W kolejnych, tych obok, było zupełnie tak samo.

Już traciłam nadzieję, a w myślach zadawałam sobie masę pytań

co jak on gdzieś ją wywiózł?

co jak zgwałcił ją tak samo, jak mnie?

co jeśli teraz, ona przechodzi przez te samo piekło, przez które musiałam przechodzić ja?

Moją głową, zawładnęła masa negatywnych scenariuszy, a ja przewidywałam najgorsze, wiedziałam, że Richard, był zdolny do wszystkiego, a już w szczególności do krzywdzenia dziewcząt.

Byłam na skraju, kiedy otwierając kolejne z drzwi, zastałam jedną wielką ciszę i pustkę.

Z Oscarem rozdzieliliśmy się na chwilę, by sprawniej poszło nam sprawdzanie pomieszczeń, bo przecież nawet sekundy trzeba było brać pod uwagę.

Wariowałam, dosłownie wariowałam, zadzwoniłam nawet na jej numer, ale bezskutecznie. Brak odezwu.

Dopiero kiedy usłyszałam krzyk Oscara:

- Tutaj jest! - spadł mi kamień z serca i poczułam ogromną ulgę, błyskawicznie znalazłam się w jednym z pokoi dostrzegając leżąca na łóżku brunetkę.

Samą.

- Kate! - wrzasnęłam. - Wszędzie cię szukałam! - dziewczyna obróciła się w moim kierunku, a ja dostrzegłam szeroki uśmiech na jej twarzy, a w jej ciemnych oczach iskierki szczęścia.

- Stało się coś? - pytała z radością w głosie, zmieniając pozycję z leżącej na siedzącą. Była lekko pijana. - Nawet nie wiecie. - skierowała swoje słowa do mnie i Oscara. - Jakiego cudownego faceta poznałam! - wzdychała rozmarzonym głosem, a mnie potwornie zakuło w klatce piersiowej, na samą myśl o tym, że za moment uświadomię jej coś, przez co ten jej szeroki uśmiech i ekscytacja, znikną w mgnieniu oka.

- Wiem, Kate. To nie jest żaden cudowny facet, tylko zwykły psychopatyczny chuj! - mówiłam, na co dziewczyna głośno się zaśmiała.

- Że co? - prychnęła. - Najwidoczniej nie poznałaś go na tyle, mówię ci! Jest wspaniały!

- Znam go dłużej od ciebie i wiem, jakim potrafi być tyranem.

- Niby skąd ? Mówił, że dopiero niedawno tutaj przyjechał.

- O tym, że jest skurwysynyem, najwyraźniej zapomniał ci wspomnieć. - wtrącił się Oscar, a dziewczyna zrobiła wielkie oczy.

- Wy w dwójkę przeciwko niemu? Co on wam niby takiego zrobił?

- Wspomniał ci, gdzie jeszcze niedawno mieszkał?

- Nie.

- Mieszkał w Nowym Jorku, tam gdzie ja. A wiesz czemu tutaj przyjechał? - dziewczyna wbiła we mnie pytające spojrzenie, kiedy ja podeszłam bliżej, zasiadając obok niej.

Przełknęłam ślinę, myślami wracając do traumatycznych wydarzeń, o których chciałam jak najszybciej zapomnieć.

Już zaczynał łamać mi się głos.

- Za mną. - wyznałam. - Przyjechał tutaj za mną.

- Jak... Jak to za tobą? - wymamrotała z niemałym zdziwieniem.

- Bo jest zasranym chujem! Wybacz Kate, ale nie chcę opowiadać o tym, co między nami zaszło, bo jest to dla mnie cholernie ciężki temat.

- Pewnie teraz tak mówisz, bo dał ci kosza i jesteś nadzwyczajniej w świecie zazdrosna! - stwierdziła oburzona, podnosząc się z łóżka. - Jesteś zazdrosna, że taki super facet zainteresował się mną, a nie tobą,co?

- Czekaj, co ty teraz wygadujesz? - moje ciśnienie właśnie się podniosło, a wściekłość, panująca w mojej głowie, wdawała się coraz bardziej we znaki. Chciałam do cholery dobrze, a jeszcze Kate obsypała mnie zarzutami na temat tego, że jestem zazdrosna.

To był cios poniżej pasa.

- Pokaż jej wiadomość. - odezwał się do mnie Oscar. - Jeśli nie wierzy w twoje słowa, może uwierzy w to.

- Jaka wiadomość, o czym wy mówicie?

- Myślisz, że niby skąd wiemy to, że przespałaś się akurat z nim? - ciągnął Oscar. - Nie wyssaliśmy sobie tego z palca.

- Wiecie, że się przespaliśmy? - wymamrotała, nerwowo przegryzając swoją dolną wargę. - Do cholery jasnej, skąd!? - podniosła ton.

Popatrzyłam na Oscara, który delikatnie się uśmiechnął w moim kierunku, skinęłam głową, wyjmując z kieszeni telefon. Weszłam na wiadomości z Richardem, pokazując jej tę ostatnią.

- Stąd. - rzuciłam.

Brunetka wczytywała się w esemesa jak osłupiała, a uśmiech błyskawicznie zniknął z jej twarzy, tak samo jak iskierki szczęścia z oczu.

- Czyli... Ty też z nim do cholery jasnej spałaś!? - wywnioskowała.

- Ta.

- Japierdole! To niemożliwe! Na pewno nie macie cholernej racji! Przecież... Przecież on wydawał się taki...

- Taki dobry i kochany, co?

- Tak. Idealny.

- Pozory.

- Nie, on naprawdę był cudowny, to była moja najlepsza noc w życiu, a wy wyskakujecie z czymś takim? - zmierzyła w kierunku drzwi wyjściowych, a kiedy przekroczyła ich próg, mając zamiar znaleźć się w korytarzu, dodała jedynie:

- Muszę z nim wszystko wyjaśnić! - po czym straciła nam się z pola widzenia.

Richard omamił ją przez jedną zasraną noc, okręcił sobie wokół palca, więc ciężko było jej uwierzyć w nasze słowa.

W cholerną prawdę.

Bo taki był właśnie Richard, jebanym manipulatorem.

Nie mogłam pozwolić na to, żeby Kate ponownie się z nim spotkała, wybiegłam za nią z pokoju, krzycząc przy tym, by ta się zatrzymała, ale moje słowa były na nic.

Była tylko jedna rzecz, przez którą mogłabym jej otworzyć oczy, ale ta rzecz, była cholernie ciężka, bym ją wypowiedziała, ale wiedziałam, że jak tego nie zrobię, ona przepadnie, tak, jak niegdyś przepadłam ja.

Musiałam wyjawić coś, co chciałam, żeby zostało moją wielką tajemnicą..

- On mnie zgwałcił! - powiedziałam na tyle głośno, że dziewczyna zatrzymała się w miejscu, odwracając w moim kierunku.

- Co? - zapytała zszokowana. - Żartujesz sobie ze mnie, prawda?

- Nie, ona nie żartuje. - usłyszałam za sobą głos Oscara. - To mój brat. - wyznał.

Oscar ukrywał ten fakt, tak samo, jak ja ukrywałam fakt, że zostałam zgwałcona. Wyznał to, mimo tego, że mu również ciężko wracało się do tych wspomnień.

Czułam, że zrobił to dla mnie..

- Tu jest jakaś ukryta kamera, prawda ? - mówiła Kate, do której wciąż nic nie docierało.

- Nie. A chcesz wiedzieć coś jeszcze? - Oscar wbił w dziewczynę pytające spojrzenie.

- Co takiego ?

- Jako dzieciak był niezrównoważony  psychicznie, rodzice nie dawali sobie z nim rady, dlatego postanowili go umieścić w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym. Nie wiem, jakim chujem z niego uciekł, ale on jest zdolny do wszystkiego. - brunetka zrobiła wielkie oczy, powoli przyswajając wiadomości do swojej głowy.

- Wy... Wy tak serio? - wydukała z siebie.

- Bardzo cię lubię Kate i chciałabym, żebyś była szczęśliwa, ale kiedy dowiedziałam się, że ten chuj zwabił cię do łóżka, obiecałam, że nie pozwolę na to, żebyś więcej się z nim spotykała. - przełknęłam głośno ślinę. - Nie chcę, żebyś przechodziła przez to, przez co musiałam przechodzić ja, nie pozwolę ci na to. Wiem, jaki jest Richard i jak potrafi manipulować ludźmi, sama wplątałam się w jego pułapkę i ciężko było mi z niej wyjść, a kiedy w końcu uświadomiłam sobie, w jakim tkwię gównie, on.. - nie dokończyłam, poczułam jak ponownie w moich oczach gromadzą się łzy.

- No chodź tutaj. - wyszeptał Oscar, widzący mój stan. Wyciągnął ręce tak, abym wpadła w jego ramiona. Tak też zrobiłam, czując mocny uścisk, przez który momentalnie wstrzymał mi się oddech. - Jestem przy tobie, pamiętaj. - wyszeptał mi na ucho.

- Ja pierdolę. - zaklnęła Kate pod nosem. - Elizabeth, ja o niczym...

- Skąd mogłaś wiedzieć. - mówiłam przez łzy, które Oscar starał się systematycznie ścierać z moich policzków.

To było takie urocze..
On tak cholernie się o mnie troszczył..

- Elizabeth. Tak mi przykro! - mówiła ze współczuciem w głosie. - Niewyobrażalne jest to, przez co musiałaś przechodzić. Wiedz, że we mnie masz wsparcie. - dodała, a ja delikatnie się uśmiechnęłam, czując, że na sercu robi mi się cieplej.

Miałam wsparcie w Kate..

Nie oceniła mnie, tylko chciała wspierać.

- Dziękuję, to bardzo...

- Nie. To ja dziękuję. - przerwała mi. - Teraz widzę, ile emocji kosztowało cię to wszystko. Dziękuję ci, że mnie ostrzegłaś, gdyby nie ty, pewnie dalej bym w to brnęła, ale teraz... Daje sobie spokój z tym zasranym Richardem.

***

- Oscar, gdzie ty mnie prowadzisz? - pytałam chłopaka, kiedy szliśmy przez ciemny las już od dobrych dziesięciu minut. Droga się dłużyła i dłużyła, a ja wciąż nie widziałam zakichanego końca.

- Zobaczysz. - odparł, zadziornie się przy tym uśmiechając. - Nie chcę cię zabrać na randkę do jakiegoś oklepanego miejsca. Daj mi się wykazać.

- Na randkę!? - wbiłam w niego pytające spojrzenie.

- Tak, na randkę.

- Przecież nawet mnie na nią nie zaprosiłeś. - po moich słowach chłopak głośno się zaśmiał. Zatrzymał mnie, a chwilę później już przede mną klęczał, tak, jakby lada moment miał zamiar się oświadczać.

- Elizabeth Black, czy sprawisz mi tą przyjemność i przyjmiesz moje zaproszenie na randkę? - pytał, pełen nadziei.

O mój boże.. Miałam rację od samego początku, że to kretyn..

- Już myślałam, że chcesz się oświadczać. - prychnęłam pod nosem.

- Jeszcze przyjdzie na to pora. - powiedział pewnie. - To jak, przyjmiesz moje zaproszenie?

- No nie wiem.

- Obiecuję ci, że to będzie twoja najlepsza randka w życiu. - zapewniał, robiąc słodkie oczka, z pewnością myśląc, że mnie to urzeknie i się zgodzę.

Tak też było

- Niech ci będzie. - mówiłam, a uradowany chłopak podniósł się z ziemii, wystawiając dłoń w moim kierunku.

- Złap mnie za nią. - zażądał. - Tak będzie bardziej romantycznie.

- Nie wiedziałam, że jesteś takim romantykiem, Oscar. - rzuciłam, zaciskając dłoń bruneta. - Chociaż nie, ostatnio się o tym przekonałam, kiedy dostałam od ciebie bukiet róż i liścik.

- Podobała się niespodzianka?

- Jeszcze pytasz.. Była cudowna, z takiej strony jeszcze cię nie znalazłam.

- Ja siebie też nie. Nigdy nikomu nie robiłem takich prezentów, chyba, że laurki w przedszkolu dla rodziców się liczą?

- Może w jakimś stopniu.. - mówiłam przez śmiech.

Oscar, mimo tego, że z początku wyzwalał z mojej duszy same negatywne emocje, teraz swoim poczuciem humoru, potrafił rozbawić mnie do łez. Poznając go bliżej, coraz bardziej dostrzegałam w nim cechy, takie, o jakich będąc małą dziewczynką, marzyłam, by posiadał mój przyszły chłopak.

A ja... Ja coraz bardziej zaczynałam coś czuć.

I nie, nie było to już zwykłe zauroczenie.
Zwykłe zauroczenie już minęło.

A teraz...

Teraz czułam, że z każdym dniem, coraz bardziej się w nim zakochuję.

Tak, jak w nikim innym, do tej pory.

- Tutaj. - odezwał się Oscar, rozkładając ręce w górę. - Tutaj, do tego miejsca cię prowadziłem. Czekaj, poświęcę latarką, bo ciemność nie oddaje tego piękna. - dodał, wyciągając z kieszeni spodni telefon, w którym włączył flesha.

Rozejrzałam się dookoła. 

Oscar Davids zabrał mnie na randkę do opuszczonego wesołego miasteczka

Kreatywnie.

Otaczały nas przeróżne karuzele. Drzewa i krzewy widniały nad starą kolejką górską, a pozostałe atrakcje, były pokryte rdzą i porośnięte mchem.

O tej porze dnia, miejsce te zaliczyłabym do tych bardziej strasznych, niż tych romantycznych, sama z pewnością nie udałabym się do niego, obawiałabym się, że zza roku wyskoczy seryjny morderca z piłą i będzie mnie gonić, a z moją kondycją z pewnością by mnie dorwał i zabił.

- Więc czemu akurat zabrałeś mnie tutaj? - wbiłam w Oscara pytające spojrzenie.

- Widzisz te karuzele? - skinęłam głową na jego pytanie. - Są po przejściach, ale mimo tego, nadal wypełniają je kolory.

- No i co w związku z tym? Do czego zmierzasz?

- To tak jak ja. - zaczął. - Jestem chłopakiem po przejściach, a moje życie niedawno było bez barw, ale ty je pokolorowałaś, nadając intensywności kolorom. I teraz, mimo, że jestem wyniszczony, tak, jak one, moje życie jest kolorowe, a to wszystko twoja zasługa. To ty to wszystko odmieniłaś.

- Ja? - zdziwiona wskazałam palcem na swoją osobę. - Przecież ja nic nie zrobi..

- Zrobiłaś. - przerwał mi, nie dając dokończyć. - Wyzwoliłaś z mojej duszy uczucia, o których niegdyś nie miałem bladego pojęcia.

- Oscar... - przejechałam palcem po jego rozgrzanym policzku. - Ty też nadałeś mojej szarej rzeczywistości barw. Ogarnąłeś cały ten bałagan, który panował w moim życiu, gdyby nie ty, już dawno bym się poddała, bo nie dałabym sobie z tym wszystkim rady.

- Wiesz co to oznacza? Że jesteśmy we właściwym miejscu, o właściwym czasie. Uratowaliśmy się nawzajem, kiedy było z nami naprawdę kiepsko, niekoniecznie zdając sobie z tego sprawę.

- Potrzebowaliśmy siebie do szczęścia. - podsumowałam. - Żeby normalnie funkcjonować i w końcu poczuć smak szczęścia.

- Tak. - mówił szeroko się uśmiechając. - Teraz czuję, że jestem cholernym szczęściarzem, kiedy jesteś obok. Chodź. - zaciągnął mnie za sobą, prowadząc do jednej z karuzel.

Do karuzeli z konikami

O mój boże..

Co za dzieciak.

Wygodnie rozsiadł się na jednym z nich, głośno przy tym wzdychając. Rękoma gestykulował, bym ja zasiadła na tym obok niego.

- Oscar, przecież  w każdym momencie on może się zawalić. Patrz, jakie to jest zardzewiałe i stare. - mówiłam, będąc niezbyt przekonana do jego pomysłu.

- Co ty pierdolisz. Jest stabilne. - upierał się. - Jestem zdecydowanie cięższy od ciebie i pode mną jakoś nic nie pierdykło. - dodał.

Z rozbawieniem w oczach spoglądałam na wesołego Oscara, który na tym koniku wyglądał jak mały, bezbronny dzieciaczek. Ten widok w jakimś stopniu cholernie mnie rozczulał.

- Wskakujesz czy nie?

- Och. - wymamrotałam pod nosem. - Niech ci będzie. - wymiękłam zajmując miejsce obok niego. - Gdzie ty wychaczyłeś tą miejscówe?

- Wiesz, na bezsenne noce dobrze na mnie działa jazda autem bez celu po okolicach. Tak właśnie natknąłem się na te miasteczko. Od razu mi przypasowało. Lubię takie klimaty.

- Tak, klimat jest cudowny. - przyznałam mu rację. - Ale sama o tej porze za chuja bym tutaj nie przyszła.

- No widzisz. Od tego masz mnie. - uśmiechnął się szeroko. - Zmieniając temat, jestem z ciebie cholernie dumny. W zasadzie to najdumniejszy na świecie.

- Jesteś ze mnie dumny, bo? - pytałam, nieco zdezorientowana.

- Bo wyjawiłaś swój bolesny sekret, z którym z nikim nie chciałaś się dzielić, tylko po to, żeby uchronić Kate.

- No tak chyba robią przyjaciele, prawda? Z resztą, ty też przyznałeś się do tego, że Richard to twój brat, a jakoś zbytnio się z tym nie obnosisz.

- Zrobiłem to dla ciebie. - tak czułam. - Ty wyjawiłaś coś, do czego ciężko było ci wracać, więc ja postanowiłem zrobić to samo. Poza tym wiem, jakim Richard jest chujem i żadna dziewczyna nie zasługuje na piekło, które on potrafi zgotować z życia.

- Jesteś kochany, wiesz? -szepnęłam, spoglądając prosto w jego brązowe, przepełnione szczęściem oczy.

- Dla ciebie warto, Elizabeth. - powiedział krótko.   - W końcu to Ty jesteś tą jedyną dziewczyną.

- Jedyną dziewczyną?

- Tak. Jedyną dziewczyną, w której szczerze się zakochałem. - wyznał.

A ja przejechałam po swoich policzkach, czując potężne gorąco z nich bijące.

Ja pierdolę.
Czy on to naprawdę powiedział?
Nie, ja chyba śnię.

***

Oscar, ponownie został u mnie na noc, muszę przyznać, że randka, na którą mnie zabrał, naprawdę mnie urzekła i z ręką na sercu przyrzekam, że była ona najlepszą randką w moim życiu, bo w końcu z nim.

Zasnęłam wtulona w jego ramionach, ale zanim do tego doszło, brunet dopilnował, bym zmyła makijaż ze swojej twarzy, a kiedy tak się stało, uśmiechnął się szeroko, szepcząc:

- Jesteś najpiękniejsza, a w swojej naturalnej odsłonie wyglądasz zjawiskowo. -
po czym obdarował mnie czułym buziaczkiem w czółko.

Niestety, szczęście nie trwa wiecznie, a tego poranka musiało zostać ono zburzone.

Kiedy Jack, bez pukania, wtargnął do mojego pokoju, zaczynając radośnie wykrzykiwać:

- Elizabeth! Olivia postanowiła urodzić!! - wybudził mnie z głębokiego snu.

Zresztą, nie tylko mnie.

Oscar na słowa bruneta, przetarł rękoma swoje zaspane oczy, podnosząc się z łóżka.

- Czy mi się kurwa przesłyszało!? - odezwał się, a w jego głosie było można wyczuć niemałe wkurwienie.

- O żesz w mordę. - wymamrotał przerażony Jack, cofając się do tyłu. - Ja nie wiedziałem...

- Kurwa mać! - warknął brązowooki, spoglądając na mojego brata z mordem w oczach, z takim mordem, który nie zwiastował niczego dobrego. - Jak kurwa Olivia jest w ciąży!? - pytał, nerwowym ruchem, wstając na równe nogi.

Złapałam się za głowę, mając ochotę rozszarpać Jack'a na strzępy. Fakt faktem, nie wiedział, że Oscar zostanie u mnie na noc, ale swoimi słowami wszystko zburzył.

Wiedziałam, że przez to ucierpi również moja relacja z brunetem, w końcu wiedziałam o ciąży jego siostry, a nie pisnęłam mu o tym ani słówka.

Kątem oka spoglądałam na Oscara, którego wściekła mina wyrażała więcej niż tysiąc słów. Zacisnął zęby, wielkimi kroczkami zbliżając się do Jack'a, który opierał się o drzwi, głośno wzdychając, a w jego oczach, gotowało się z przerażenia.

- Zapłodniłeś moją siostrę, idioto!? - wrzasnął Oscar, łapiąc szatyna za fraki, którego wargi telepały ze strachu.

-Ja... - próbował cokolwiek wydukać z siebie, kiedy Oscar agresywnym ruchem, przyparł jego głową o wrota.

Robiło się niebezpiecznie

- Oscar, stop! Nie rób mu krzywdy! - starałam się uspokoić nabuzowanego chłopaka, ale do niego ewidentnie nie docierało.

- Powtórzę pytanie. - wymawiał słowa z agresją w głosie, z agresją dobrze mi już znaną. - Zapłodniłeś moją siostrę!? - jego krzyk rozniósł się po całym domu, a moim ciałem zawładnął nieprzyjemny strumień dreszczy.

- Tak. - wymamrotał Jack. - Będziemy mieli..

- Kurwa nie! - przerwał mu Oscar, nie panujący nad swoją agresją. Zacisnął swoje pięści, wyładowując złość na moich drzwiach, z całej siły w nie uderzając.

- Proszę cię, spokojnie. - ponownie się odezwałam, podchodząc bliżej tej dwójki. Oscar obdarował mnie chłodnym spojrzeniem.

- Wiedziałaś o tym wszystkim? - pytał nerwowo, na co ja niepewnie skinęłam głową.

Już nie było sensu tego ukrywać.

- Zajebiście! Po prostu kurwa świetnie! Jak mogłaś zataić przede mną coś takiego? - zwrócił się do mnie, mówiąc pretensjonalnym tonem. - Naprawdę, do chuja, uważasz, że nie zasługuję na cholerną prawdę?

- Oscar, ja.. - chciałam coś powiedzieć, ale brunet mi w tym przeszkodził.

- Myślałem, że jesteś inna. Najwidoczniej się myliłem.- stwierdził pod wpływem emocji, a ja poczułam potworne ukłucie w klatce piersiowej.

,,Myślałem, że jesteś inna..
Najwidoczniej się myliłem''


Zabolało.

Wiedziałam, że powinnam była powiedzieć mu o tym, ale nie chciałam się w to wtrącać. Uznałam, że to jest sprawa tylko i wyłącznie Olivii, a kiedy nawet nie było jeszcze wiadome, co zamierza zrobić z ciążą, wolałam milczeć, wspomniałam tylko o tym Jack'owi, bo w końcu on był cholernym ojcem dziecka i miał prawo wiedzieć, że brunetka coraz głębiej zastanawiała się nad aborcją.

- Porozmawiaj o tym z Olivią. - powiedziałam, ignorując wcześniej wypowiedziane przez niego słowa.

- Żebyś kurwa wiedziała, że tak zrobię. - warknął z grozą w głosie. - Przejebałeś sobie, frajerze. - wyraził się chłodno do szatyna, po czym plunął mu w twarz. - Jesteś nieodpowiedzialnym, skurywysynem, jak zachciało ci się pieprzyć moją siostrę, powinieneś wiedzieć jakie są tego konserwacje! A ty Elizabeth.. - wbił we mnie swoje spojrzenie. - Zawiodłem się kurwa na tobie.

- Przepraszam.. - szeptałam, chcąc mu wytłumaczyć wszystko ze swojego punktu widzenia, ale ten nawet nie dał mi takiej możliwości, wtopił się w głąb korytarzu, całkowicie tracąc mi się z pola widzenia.

Ja pierdolę, zasrany Jack.

- Nienawidzę cię! - krzyknęłam do brata przez zaciśnięte zęby, rzuciłam się na łóżko, sięgając po swój telefon.

Nowa wiadomość:

Do:Oscar:

Przepraszam, Oscar. Nie chciałam, żeby tak wyszło. Przepraszam, że nie wyjawiłam ci tej cholernej prawdy, nie chciałam cię zawieźć, ani w żadnym stopniu zranić. Dowiedziałam się o tym wczoraj, załamana Olivia przyszła do mnie pokazując test. Mówiła, że chce usunąć i mam o niczym nie mówić nikomu, a w szczególności Jack'owi, ale ja i tak jej nie posłuchałam. Wyznałam mu całą prawdę, bo to on w końcu jest tym cholernym ojcem. Nie chciałam, żeby była z tym sama, chciałam, żeby miała wsparcie w ojcu dziecka. Nie mówiłam ci tego, bo doszłam do wniosku, że Olivia, kiedy zdecyduje czego naprawdę chce, wszystko ci wyjawi.

Przepraszam.

Rozprawka wysłana. Co chwilę odświeżałam esemesy, oczekując na odezw ze strony bruneta, ale mijały minuty, godziny, a mój telefon milczał, liczyłam na to, że kiedy wszystko przyswoi do swojej głowy, odezwie się.

Tak bardzo na to liczyłam.

Ta relacja nie mogła pójść w zapomnienie od tak. Za bardzo mi zależało, a przez zaistniałą sytuację, tego ranka wylałam multum łez, błagając w myślach, żeby wszystko wróciło do normy.

Zrobiłam się głodna, więc postanowiłam zejść na dół, schodząc po schodach, w moje nozdrza dostawał się zapach przyrządzanego jedzenia. Wkroczyłam więc do kuchni, a w oczy rzucił mi się Jack, w fartuszku, który stał przy garach.

Nie ukrywam ten widok nieco mnie zdziwił, bo chłopak rzadko kiedy wykazywał chęć ugotowania czegoś.

- Elizabeth. - odezwał się smutno, przenosząc swój wzrok na mnie. - Przepraszam cię, tak cholernie cię przepraszam! Nie wiedziałem, że zastanę go u ciebie.

- Oscar mi nie odpisuje, najwyraźniej nie chce mnie już znać. - westchnęłam zmarnowana, otwierając lodówkę, z której wyciągnęłam jogurt waniliowy, a chwilę później z szafki łyżeczkę. Zasiadłam przy blacie, wciskając w siebie zawartość opakowania.

- Naprawię to. - mówił Jack, na chwilę odstępując od kuchenki, zajmując miejsce na krześle obok mnie. - Pogadam z Olivią, poproszę ją, żeby wszystko mu wyjaśniła. Przysięgam ci, że naprawie to. - zapewniał, wysilając się na uśmiech.

- Chciałabym, żeby wszystko się ułożyło. - odparłam.

- Tak będzie, obiecuję ci, że to załatwię.

- Ta. - mruknęłam pod nosem. - A tak swoją drogą, co cię wzięło na gotowanie? - odbiegłam trochę  od tematu.

- Ojciec niedługo wraca, więc postanowiłem coś ugotować, żeby przy rodzinnym obiadku poinformować go o tym, że zostanie dziadkiem. - oznajmił, a ja rozszerzyłam swoje powieki.

- Poważnie? - spytałam zdziwiona. Była to świeża sprawa i ja osobiście, wolałabym się na jego miejscu wstrzymać z tym wszystkim. - Tak szybko?

- Nie ma na co czekać, jestem już dorosły, a zresztą wiesz, jaki jest ojciec, nie będzie mnie potępiał, tylko wykaże się wsparciem. Tak myślę.

- No nie wiem, się okaże. - westchnęłam, w międzyczasie czując jakiś smród, który coraz bardziej dostawał się do moich nozdrzy. - Jack, czy tobie coś się nie przepala?

- O żesz w mordę! - krzyknął, w mgnieniu oka podnosząc się z krzesła, a kiedy znalazł się z powrotem przy garach, złapał się za głowę. - Ja pierdolę. Właśnie przypaliłem mięso, jest całe czarne. - wymamrotał przygnębiony. - Co ja teraz podam ojcu?

- Oj, Jack. - prychnęłam pod nosem. - Mistrzem kuchni to ty nie jesteś..

- To nie jest śmieszne, Elizabeth! Chciałem zabłysnąć przed ojcem, jako mistrz gotowania.

- Coś ci nie pykło. Może po prostu zamów jakieś jedzenie?

- To jest plan! - delikatnie się uśmiechnął. - Zamówię i powiem, że ja je przyrządziłem. Big brain.

Ta, big srak.


***

- Nie wierzę synu, że sam przygotowałeś takie dobrocie. - westchnął ojciec zajadając się  pysznym rigatonni.

- A widzisz, jednak twój synuś potrafi czasem zaskoczyć. - uniósł kąciki swoich ust w górę, kiedy ja w między czasie, pod stołem ciągle odświeżałam wiadomości, ale Oscar wciąż milczał.

A milcząc powodował cholerną pustkę w mojej głowie.

- Kryje się za tym jakiś haczyk? - pytał prześmiewczo ojciec, na co Jack nerwowo przygryzł swoją dolną wargę.

Jednak miał tremę.

- Muszę ci coś wyznać, ojcze. - powiedział niepewnie, a mężczyzna wbił w niego pytające spojrzenie.

- Coś przeskrobałeś ? Gadaj mi tu od razu.

- Bo wiesz... - przełknął głośno ślinę, a wypowiedzenie dwóch, kluczowych słów, najwyraźniej nie chciało mu przejść przez gardło.

- Co wiem? - dopytywał ojciec.

- Ja.. - wziął głęboki wdech, a później wydech. - Ty... ty będziesz dziadkiem. - oznajmił, na co ojciec głośno zaśmiał się pod nosem.

- Niezły żart. - stwierdził, a śmiech nie opuszczał go nawet na sekundę. - Który dzisiaj jest? Bo nie przypominam sobie, żeby był pierwszy kwietnia.

- Ale to nie są żarty. Ja mówię całkowicie serio. - odparł, a jego wzrok podążał za roześmianym mężczyzną.

- Tak, tak. Jeśli chciałeś mnie wkręcić, to wybacz synku, ale ci to nie wyszło. - mówił, a następnie wziął kesą ciepłego dania.

Jack obdarował mnie zmarnowanym spojrzeniem. Tak, jakby spojrzeniem błagał mnie o to, bym potwierdziła jego wersję. Przynajmniej tak mi się wydawało.

- Tato, on mówi serio. - odezwałam się.

- Dzieciaki, co wy wygadujecie. Przecież Jack to nawet dziewczyny nie ma.

- Już mam. - rzekł.

Szok

Szok

Szok

I jeszcze raz szok

Czyżby Jack był w swoim pierwszym, poważnym związku!?

O kurwa.

Nawet ojciec rozszerzył swoje powieki, z niedowierzaniem obserwując szatyna.

- I ja o niczym nie wiem? - pytał nieco zszokowany.

Tak, tato, mnie też to zdziwiło.

- Teraz już wiesz. I właśnie z tą dziewczyną, spodziewamy się dziecka.

- Czyli to nie są żarty? - pytał, a do jego głowy, chyba najwidoczniej zaczęło docierać to, że za kilka miesięcy zostanie dziadkiem. - Poważnie będę dziadkiem!? - wykrzyczał zdezorientowany, na co Jack pokiwał twierdząco głową. - Synu, ale zdajesz sobie sprawę z tego, że wychowanie dziecka wiąże się z dużą odpowiedzialnością? Co ze studiami? Przecież tak bardzo chciałeś na nie pójść.

- I pójdę. Najwyżej zaocznie, ale pójdę. I tak, ojcze, zdaję sobie sprawę z odpowiedzialności. Jestem przekonany, że wspólnie z Olivią damy sobie radę.

- Olivią?

- Tak się nazywa dziewczyna Jacka. - odpowiedziałam. - Dokładniej Olivia Davids, miesz... - mocne uderzenie mężczyzny dłonią w stół wybiło mnie z rytmu, przez co przerwałam swoją wypowiedź.

- Olivia jaka? Powtórz, bo chyba coś mi się przesłyszało. - dopytywał, a jego ton głosu brzmiał znacznie inaczej niż jeszcze chwilę wcześniej. Był taki chłodny, wypełniony agresją.

- Olivia Davids. Dokładniej nasza sąsiadka.- powiedziałam to, o co prosił mnie ojciec.

Jego twarz nabrała grymasu, zmarszczył brwi, mrużąc przy tym oczy. Nerwowo wstał z krzesła, odchodząc od stołu. Odszedł kawałek dalej, krążąc nerwowo w kółko.

A ja nie umiałam pojąć tego, co kryło się za jego dziwnym zachowaniem.

Po dłuższym czasie zaprzestał, podchodząc do zdezorientowanego Jack'a.

- Za ile teraz schodzi cała ta aborcja? - pytał nerwowo.

- Nie wiem. Nie obchodzi mnie to. - powiedział krótko.

- To niech do cholery zacznie! - warknął chłodno, a ja spoglądając na ojca, pierwszy raz w życiu, dostrzegłam kogoś innego.

Zupełnie inną osobę.

Maskę, której jeszcze nie miałam okazji poznać.

- Nie ma takiej potrzeby, tato. Nie jesteśmy zainteresowani aborcją.

- Guzik mnie to obchodzi. Jak się dowiesz, ile potrzeba, powiedz. Pozbędziemy się kłopotu. - słowa wypowiadane przez niego były takie oschłe, cholernie agresywne. A ruchy, jakie wykonywał były chaotyczne i nerwowe.

Był tak cholernie nabuzowany, że przez moment nawet myślałam, że byłby w stanie roznieść cały ten dom, przez natłok emocji panujących w jego głowie.


Tylko co w tej głowie mogło siedzieć?

,, Pozbędziemy się kłopotu ''

Co to miało być ?
To nie był już ten sam mężczyzna, którego będąc małą dziewczynką, tak cholernie podziwiałam i uważałam za autorytet.

- Nie tato. Nie zabiję swojego dziecka. Jestem już dorosły i sam odpowiadam za konsekwencje swoich zachowań. Nie wykazujesz wsparcia, w porządku. Poradzę sobie sam. Nie potrzebuję łaski. - odparł Jack, starając się mówić ze spokojem, ale widziałam, ile emocji go to kosztowało, wstał, zasuwając krzesłem do stołu. Po czym obdarował mężczyznę chłodnym spojrzeniem, bez słowa zmierzając w kierunku schodów.

- Ja też już pójdę. - odparłam, robiło się niezręcznie, więc postanowiłam nadzwyczajniej w świecie odejść, zostawiając ojca samego.

Co on do cholery wyprawiał?

Co kryło się za jego zachowaniem?

Może miał po prostu gorszy dzień?

Miałam tak wiele pytań, a odpowiedzi ani jednej..

***

Był już późny wieczór, siedziałam skulona na łóżku, analizując wydarzenia ostatnich godzin. Oscar, jak na złość milczał, co cholernie mnie bolało, wysyłałam jeszcze do niego wiele wiadomości, ale na żadną z nich nie odpowiadał, a połączenia, które wykonywałam, natychmiastowo odrzucał.

Byłam zrozpaczona, jeszcze niedawno tak pragnęłam, żeby zniknął mi z oczu, a teraz brak kontaktu z nim, powodował w mojej głowie cholerną pustkę.

Z rozmyśleń wybiło mnie pukanie do drzwi mojego pokoju.

- Proszę. - krzyknęłam.

A kiedy one się otworzyły, dostrzegłam w ich progu Jack'a z Olivią. Wyglądali tak marnie, ich miny nie zwiastowały niczego dobrego.

- Wszystko gra? - pytałam zdezorientowana spoglądając na tę dwójkę.

- Liv, może ty powiesz? - szatyn zwrócił się do brunetki, na co ta skinęła głową.

- Chodzi o Oscara? Rozmawiałaś z nim na mój temat? - pytałam, mając nadzieję, że ten, coś jej o mnie wspomniał.

Tak cholernie pragnęłam, żeby ten się do mnie odezwał, że nic w tamtym momencie nie liczyło się dla mnie bardziej niż to.

- Nie, nie chodzi o Oscara. - wykluczyła, a moja ostatnia nadzieja właśnie umarła. - Wasz ojciec u mnie był niedawno, chciał zapłacić mi dziesięć tysięcy dolarów, żebym usunęła ciążę i całkowicie zniknęła z życia Jack'a. - wyznała.

Czy go już kurwa do reszty pojebało?

/// Dziękuję za przeczytanie, mam nadzieję że rozdział Wam się spodobał❤️

Do następnego!

Ps. Bardzo się cieszę, że jest już Was tyle🥺dziękuję za miłe słowa i motywację do dalszego pisania ✨

Cieszę się, że jesteście!!!

Continue Reading

You'll Also Like

124K 3.6K 30
17-letnia Grace w słonecznej Florydzie, zostawiła swoich przyjaciół, chłopaka i życie, jakie prowadziła do czasu, gdy rodzice oznajmili, że przenosz...
266K 7K 46
Aurora Freeman, obiecująca lekkoatletka, za sprawą stypendium zyskuje możliwość wkroczenia w mury nowego liceum. Z pozoru całkiem normalna sprawa, je...
21.4K 837 11
Opowiadanie zawiera wątki, które mogą nie być odpowiednie dla osób młodszych/wrażliwych lub wywołać niechciane wspomnienia. Jeśli nie czujesz się na...
122K 9.5K 40
Willow to 21- letnia studentka sztuki, która na co dzień prowadzi spokojne życie i póki co, nie zamierzała tego zmieniać. Wszystko jednak obraca się...