White Dandelion| Seongjoong

By Anonimowaok

8.6K 1.2K 647

~-Czasem najtrudniejszym jest przyznanie się przed sobą, że jedyną osobą, która cię nienawidzi jesteś ty sam... More

Prolog: gabinet nr 312
1. Trudne pytania
2. Gumy truskawkowe
3. Spinacze w kształcie kwiatów
4. Ulubiony kolor
5. Zapach alkoholu
6. Karmelowa kawa
8. Wieczorna zmiana
9. Znajomości
10. Rodzaje chaosu
11. Ryż z kurczakiem
12. Słowne przepychanki
13. Ten uśmiech
14. Konfrontacja
15. Pudełko
16. Asertywność
17. Pizza z soju
18. Bratnia dusza
19. Anonimowy podarunek
20. Tabelki i wykresy
21. Pokaz
22. Dobry dzień
23. Lęk
24. Nauka emocji
25. Espresso i uroczy uśmiech
26. Wesołe oczy
27. Nawracający lęk
28. Hamulce (lub ich brak)
29. A mógłbyś, po prostu, tutaj ze mną być?-
30. Docieranie
31. Pierwsze koty za płoty
32. Sweet chilli
33. Konwersacje przy krawężniku
34. Przyjacielska konsultacja
35. Kolacja
36. Pierwsza randka
37. (Korpo)szczur w (korpo)ścieku
38. Okazja
39. Walc w toalecie
40. Chwila odwagi
41. Slow it down...
42. Deklaracje
43. Słowa, słowa, słowa
44. Wszystko się zmieni
45. Nowa rzeczywistość
46. Bukiet szczęścia
47. Pojedynek
48. Kroplówka i trzy łyżki cukru
49. Kocie wymioty i impreza niezakrapiana alkoholem
50. Nowy lokator, fryzjer i boże ciało
51. Latte z bitą śmietaną
52. Skazy przeszłości
53. Zacząć od początku
54. Nostalgia
55. Festiwal
56. Prawie jak rodzina
57. Plan i siedmiu idiotów
58. Niespodzianka
59. Prezent
60. Turbulencje
61. Sto lat i oby każde z nich było nasze
62. Tęcza na szarym tle
63. Oni wiedzą
64. Artykuł
65. Nierozwaga
66. Prawdziwy dom
67. Konsekwencje
68. Cappucino z syropem pistacjowym

7. Szwy

146 16 3
By Anonimowaok

Hongjoong podreptał niechętnie do gabinetu numer czterysta-pięć, wybity z tropu przez konwersację z Parkiem. Wolał, aby ten nie dowiedział się o zajściu z piątku, ani nie skupiał się na tak drobnej rzeczy, jak jego ręka. Posiadanie matki alkoholiczki było kontuzjogenne, jakkolwiek absurdalne by się to nie wydawało. Nie pozwoliłby jednak Hwie dowiedzieć się o takich zakamarkach jego prywatności, ponieważ rodzina była tym, czego wstydził się najbardziej, a zupełnie nie potrafił się od niej odciąć. W dodatku koszmarnie bolała go ta rana i stresowało spotkanie z pracodawczynią. Te czynniki nałożone na siebie wyprowadzały go z równowagi. 

Stając przed właściwymi drzwiami, miał wrażenie że stopy zapadają mu się w podłogę i nie może się ruszyć. Jeśli jego matka, będzie podobna w choć minimalnym stopniu do Parka, to nie powinno stanowić problemu, aczkolwiek bywało to różnie i miała szanse okazać się najbardziej drętwą, surową szefową, jaką wyhodował kapitalizm. Niemniej nie mógł stamtąd odejść, ponieważ takich poleceń się nie ignorowało. No chyba, że nie miał nic przeciwko wyrzuceniu go ze stanowiska w trybie natychmiastowym, a miał ambicję wytrzymać tu przynajmniej do końca tygodnia. Ten "okres próbny", jak go w głowie nazywał (gdyż był bardziej próbą czy psychicznie wytrzyma w tym zawodzie, a nie czy reszta pracowników będzie z niego zadowolona), wydłużał się z każdym dniem i jak we czwartek sądził, iż nigdy tu się nie zjawi, tak w poniedziałek miał chęć spędzić tam przynajmniej cztery dni więcej. 

Zapukał i natychmiast odpowiedział mu satynowy, kojący, kobiecy głos. Był zasadniczo damskim odpowiednikiem głosu Seonghwy, ale bardziej spokojnym, wyważonym.

- Proszę!- zawołała, a Joong uchylił drzwi i wcisnął się do wnętrza, zatrzymując się prawie przy progu, jakby ta nagle zażyczyła sobie, aby wyszedł. Nie zdziwiłby się, jakby kazała mu wychodzić i nigdy nie wracać do murów S.K.Y., ale prawdopodobnie dramatyzował, a należało zaznaczyć, że w tym był niezrównanym mistrzem.

Pierwsze co zauważył to fakt, że był to największy gabinet w jakim kiedykolwiek był. Już biuro, w jakim urzędował Seonghwa było imponujące, ale tutaj luksus wylewał się wszędzie. Zresztą pomieszczenie to  nie pasowało do wystroju reszty budynku, gdyż było bardziej klasyczne, zachowane w starym guście. Tym samym, pod butami miał elegancki, drogi dywan, za pewne przywieziony z drugiego końca świata lub robiony na specjalne zamówienie, na jednej ścianie stała elegancka gablota, gdzie kobieta trzymała wszelkie nagrody jakie otrzymała jako prezes, ale także dyplomy potwierdzające zasługi jej firmy. Naprzeciwko znajdowała się wielka, brązowa kanapa oraz szafa na różne papiery i szpargały, podobna do tej, którą miał Hwa. Ona sama siedziała za biurkiem, przypominającym fortecę, zewsząd obładowana segregatorami oraz kubkami po kawie. 

Była to kobieta, oceniając na oko, przed pięćdziesiątką, z włosami spiętymi złotą klamrą z połyskującymi kamieniami, o oczach głęboko czarnych i ustach pomalowanych intensywnie czerwoną pomadką. Nosiła dopasowaną garsonkę, która najpewniej była warta krocie, jak wszystko czym się otaczała. Na jej szyi połyskiwał złoty naszyjnik, który Joong oceniłby raczej jako tandetny, gdyż sam nienawidził tego koloru. Przynajmniej pasował do ozdoby na włosach. 

- Dzień dobry, nazywam się Kim Hongjoong. Jestem asystentem pani sy... ma się rozumieć wiceprezesa.- zaczął niepewnie.

Wstała, zachęcając by chłopak podszedł bliżej i wyciągnęła do niego dłoń, którą ten uścisnął. Kim jeszcze bardziej się zdenerwował, bo jak ktoś na tak wysokim szczeblu mógł się zgodzić podać mu rękę. Pewnie to zwykła grzeczność, natomiast czy ktoś z jej statusem musiał być kulturalny? Joong zawsze wyobrażał sobie takich ludzi jako wyniosłych, obracających się jedynie w towarzystwie równych sobie, którzy innym zlecali zajmowanie się wstrętnymi przypadkami raczkujących studentów. 

- Ach, miło mi ciebie widzieć. Seonghwa dużo o tobie wspominał, jak na fakt, że jesteś dziś dopiero trzeci dzień u nas. Patrząc, że na koncie masz już udane spotkanie z ważnym klientem oraz całkiem sprawnie sobie radzisz z tym, z czym mój syn często kłopocze się przez miesiąc, widzę, że nasza współpraca może mieć owocną przyszłość. Hwa dobrze cię traktuje, wszystko jest w porządku? Niezbyt lubi, jeśli ktoś wtrąca się w jego obowiązki, więc początkowo na pomysł zatrudnienia asystenta zareagował niezbyt przychylnie.- mówiła to z uśmiechem i od razu było widać, że w tym oto momencie mówi o Seongwie jak o swoim dziecku, a nie współpracowniku. Rzecz jasna, nie było to dobre, chociaż możliwe że rodzinne biznesy miały większą stabilność. Choć to też mogło być złudą. 

- Oh tak, nie mam żadnych zastrzeżeń.- wypalił od razu, aby tylko nie pomyślała o dwudziestosześciolatku nic złego. Wprawdzie pierwszego dnia oraz zleconym przez niego zadaniu, Kim pragnął wyrzucić go z dwudziestego piętra wieżowca, to teraz, pomimo dalszego przekonania, że ten jest irytujący, był w stanie znieść jego towarzystwo i nawet na nie nie narzekać. Kobietę te wieści wyraźnie zadowoliły. Joong łypnął wzrokiem na złote wizytówki, które leżały w pudełeczku na blacie- Park Sihyeon. 

- W takim razie się cieszę. Gdyby coś się działo, to mamy rozpatrujemy wszelkie skargi, nieistotne, na kogo zostały złożone. Mówię to, żebyś nie pomyślał, że ktoś dzięki znajomościom może uważać się za lepszego. Tak więc, jeśli coś by się działo, to nie miej oporów. Seonghwa wyjaśnił ci mniej więcej jak działamy oraz gdzie czego powinieneś szukać?-

- Tak.- zasadniczo to nie, ale wystarczało mu położenie toalet, bufetu, pokoju socjalnego i gabinetu Parka. Nie potrzebował znać więcej miejsc, ani większej ilości ludzi.- Jest naprawdę pomocny.

Przytaknęła.

- Dobrze, nie będę cię dłużej stresować i zawracać głowy. Wracajmy do swoich obowiązków i życzę miłego dnia.- podziękowała, siadając ponownie w swoim fotelu, a Hongjoong skinął grzecznie, po czym wypadł na korytarz. Dopiero wtedy poczuł, jak tlen uderza mu do głowy. Prawie, że tam nie oddychał. Teraz jednak poczuł ulgę i musiał przyznać, że Sihyeon nie była taka straszna, jak sobie to wyobrażał. Był absolutnie przekonany, iż nie zamieni z nią w swojej karierze jeszcze zbyt wielu zdań, a widywać będzie raczej na korytarzach, chyba, że ta postanowi wydać mu jakąś osobistą reprymendę. Właściwie, to takie uwagi też spodziewał się otrzymywać na piśmie. Nie przeszkadzało mu to, bo niezbyt lubił podobne konfrontacje. 

Wsiadł do windy, wybierając parking jako punkt docelowy. Nie spodziewał się podróży w jakiekolwiek inne miejsce, ale z drugiej strony, to dość logiczne, że Hwa pragnął załatwić pewne sprawy na neutralnym gruncie. Dwudziestolatek i tym razem najchętniej wybrałby komunikację miejską, ale chyba nie miał wyboru. Gorzej jak coś zepsuje w prywatnym samochodzie mężczyzny, albo poplami mu tapicerkę. Zapadłby się pod ziemię. 

Po trafieniu na parking czuł się jak dziecko we mgle. Była to spora przestrzeń, dość kiepsko oświetlona, a Hong wiedział tylko jaką marką jeździ Park. 

Przez to błądził dobre kilka minut, bojąc się, że ktoś zaraz uzna go za rabusia, ale wtedy wzdrygnął się, gdyż niedaleko niego rozległ się dźwięk klaksonu. Omal nie podskoczył, a zaraz usłyszał cichy śmiech. Odwrócił się, tym razem od razu zauważając bruneta, stojącego przy otwartych drzwiach, z rękoma założonymi na klatce piersiowej. Hongjoong pomaszerował w jego kierunku, marszcząc brwi. 

- I jak tam pogadanka z panią prezes? Wyglądasz na niepocieszonego.- odezwał się, wskazując na wolne miejsce obok swojego. Sam usiadł za kierownicą, czekając aż chłopak wsiądzie i zapnie pasy. 

- Dobrze, nic konkretnego ode mnie nie chciała.- stwierdził, zgodnie z prawdą.- Po prostu wystraszyłem się dźwięku. 

- Ach, przepraszam. Nie mogłem ci pozwolić błąkać się jak zagubione szczenię przez kolejne pięć minut, choć przyznam, miałem niezły ubaw.- nastawił radio i uruchomił silnik. Czyli cały ten czas go obserwował?

- Aha. Mogłeś napisać, gdzie stoisz. Przecież masz mój numer.- 

- Mogłeś zadzwonić i zapytać.- 

- Mogłeś krzyknąć.-

- Mogłeś znaleźć mnie na mapce na snapchacie.-

- Ile ty masz lat, że używasz snapchata? Trzydzieści?-

- Przesada.- Seonghwa docisnął gazu, aż Hongjoonga wcisnęło głębiej w fotel. Pozwolił sobie na to tylko na parkingu, bo sekundę później zwolnił prawie do zera.

Hwa wyjechał na ulicę, wyprostowany, rozglądając się na wszystkie strony. Hongjoong nie miał prawa jazdy, ale i bez tego mógł stwierdzić, że Park prowadzi jak emeryt. Jechał tak przepisowo, że gdyby poruszał się odrobinę wolniej, wstrzymałby ruch na ulicy. W dodatku puścił jakiś kanał informacyjny, przez co zamiast muzyki, słuchali wywiadu z jakimś bankowcem, mówiącym o ekonomicznych wyzwaniach, jakie przyniesie ostatni kwartał roku. Kim miał to gdzieś, nawet jeśli jechał z przedstawicielem takiego środowiska. Wpatrywał się w guziki, ciekawy, czy jak przełączy stację, to tamten się zdenerwuje.

- Wolisz disco? Pop? A może muzykę klasyczną?- prychnął mężczyzna, zatrzymując się na światłach.

- Coś z gustem, na przykład.-

- Możesz sobie poszukać, nie zabraniam.- mruknął, a palce Joonga powędrowały do radia. 

- Na jaką dzielnicę jedziemy?- spytał. 

- A no ten... daleko.- odparł, a Hong zmrużył powieki. 

- Gdyby tak powiedział mi jakiś starszy, obcy facet, w czarnym mercedesie o przyciemnianych szybach, mający plecy u najbogatszych ludzi w kraju, zacząłbym się obawiać, że grozi mi niebezpieczeństwo.- wydukał, a ciemnowłosy parsknął, wyobrażając siebie w roli jakiegoś porywacza. Co więcej, jechali teraz do szpitala, aby lekarz przyjrzał się kontuzji Kima. Raczej oprawca by się tak nie zachowywał. Poza tym, nikt rozsądny, nie porwałby dzieciaka, który pewnie miał włączoną lokalizację w telefonie, masę aplikacji pobierających dane o miejscu pobytu. 

-No to wysiadaj, droga wolna, akurat stoimy, to nic ci się nie stanie.- uznał z uśmiechem.- Tylko obawiam, się, że musiałbym cię za to zganić, bo jako mój asystent powinieneś wykonywać moje polecenia. 

- Czyli jakbyś kazał mi skoczyć z mostu, to miałbym skoczyć?- bąknął Hong, wlepiając wzrok w widoki za oknem. Ostatnio nie miał okazji bywać w tej części Seulu i z fascynacją przyglądał się wszystkim nowo otwartym kawiarniom. 

- Oczywiście, z podwójnym saltem, prosto na główkę.- powiedział Seonghwa z udawaną powagą. 

Kim przez niemalże całą drogę nie podejrzewał, gdzie jadą i zdawało się, że zapomniał o ich rozmowie sprzed spotkania z Sihyeon. Może właśnie dlatego Hong był w takim szoku, kiedy ujrzał bramę szpitala oraz wielki napis "Izba przyjęć" nad jednym z wejść. Chłopak obruszył się, jakby naprawdę miał ochotę stamtąd uciec, za to Park ze spokojem szukał właściwego miejsca parkingowego na olbrzymim polu, gdzie samochody stały prawie jedno na drugim. 

- Co ty robisz?- 

- Parkuję, nie widać?-

- Nie o to mi chodzi. Dlaczego tu jesteśmy?- 

- A żeby firma nie musiała płacić ci za leczenie po amputacji ręki, jeśli się okaże, że nadaje się do niczego innego, jak obcięcia. Patrząc na to, jak wygląda, nadawałbyś się do filmu o zombie.- wjechał gładziutko na wyznaczony prostokąt, dumny z tak perfekcyjnego manewru oraz idealnych odległości od linii. 

- Toż to jest tylko zwykła rana. Jak się dziecko wywróci na boisku, to przecież nie biegnie od razu na intensywną terapię...- 

- Ależ ty marudzisz. O tej porze nie ma kolejek, więc pójdziemy, doktor ci to obejrzy i wrócimy do S.K.Y. ciężko pracować, skoro tak bardzo zależy ci, by tarzać się w dokumentach, okay? Okay. Wysiadaj.- 

- Nigdzie nie idę.- zaparł się Hong. Bał się osób w białych fartuchach, a tym bardziej, kiedy mieli mu grzebać w ręce. Obruszył się, wizualizując sobie człowieka w jasnych, gumowych rękawiczkach, który staje przed nim w maseczce. Był dorosły, więc z pewnością nie dostanie znieczulenia. Poczuł, jak robi mu się słabo. 

- Idziesz.- Seonghwa otworzył mu drzwi i odpiął pas, czekając aż ten wyjdzie. 

- Nie.- podkurczył nogi. 

- Masz dwadzieścia lat Hongjoong, jesteś studentem prawa, asystentem wiceprezesa, dużo sobą reprezentujesz, więc nie zachowuj się jak pięciolatek.- Park wywrócił oczami. 

- Nie potrzebuję nigdzie iść. W domu mam bandaże, tylko po prostu zapomniałem założyć w pośpiechu. Nic mnie nie boli. Możemy zakończyć to przedstawienie i jechać na to spotkanie?- 

- Nie boli, powiadasz? Więc nie przeszkadza ci, jeśli zrobię tak?- chwycił go za przedramię, a Hong zawył, odsuwając się od ciemnowłosego.- No już, szybciutko. Wstajemy. 

Joong powlókł się za nim niechętnie, wzdychając co chwilę, by ten miał świadomość, że bardzo, ale to bardzo, nie podoba mu się, że tam jest. Seonghwa nie dawał jednak za wygraną i najpierw zaprowadził go do recepcji, a później pod same drzwi sali, na której miał go obejrzeć lekarz. Chciał wejść z nim, ale na to już mu Hong nie pozwolił. 

Jak dotąd chłopak uważał, iż Hwa stanowczo przesadza, wioząc go do szpitala, tak po rzuceniu wzrokiem na porządne, długie rozcięcie, lekarz od razu oznajmił, że będzie konieczne szycie. Co więcej, pukając się w głowę powiadomił, że to będzie jeszcze bardziej bolesne, ponieważ dwudziestolatek nie zgłosił się od razu na dyżur. Będzie trzeba rozrywać brzegi rany, aby można było je ponownie zaszyć. Hongjoong po usłyszeniu tego, miał wrażenie, że nogi odmawiają mu posłuszeństwa. Powinien stamtąd czym prędzej wybiec. Tak... wybiec i nie wracać. 

Niemniej posłusznie wstał i z wypisanym skierowaniem, powędrował do gabinetu zabiegowego chirurga. Seonghwa nieustannie mu towarzyszył, pragnąc wygłosić długi wywód, traktujący o tym, że jest nieomylny i tym razem, również miał rację. Nie zrobił tego tylko dlatego, bo Joong wyglądał, jakby uszło z niego życie. Niższy nie oponował nawet wtedy, gdy wszedł razem z nim do pokoju. Chirurg popatrzył na Parka, zastanawiając się, czy ten jest rodziną, partnerem, czy może przyjacielem, lecz nie skomentował tego, wyciągając od razu niezbędne narzędzia. Każdy wiedział, że zbyt dużo gadania nie poprawi sytuacji. Kim odwrócił spojrzenie, patrząc błagalnie na swojego szefa, jakby ten mógł go stamtąd zabrać. Dwudziestosześciolatek również skrzywił się na widok nici. Robił wszystko, aby dodać Hongowi otuchy, lecz koszmarnie go mdliło. Kim jęknął cicho, po tym, jak tamten się wkuł, a później było już tylko gorzej. Ból uderzenia butelką był nieporównywalnie mniejszy do tego. Pomimo, iż trwało to kilka minut, dla Joonga dłużyło się to niemiłosiernie, a każda sekunda była istną męką. Zaciskał lewą pięść na materiale spodni, powstrzymując się od wydobywania z siebie niekontrolowanych, pełnych agonii dźwięków. Powtarzał sobie, że jest dorosły i powinien takie rzeczy znosić jak prawdziwy mężczyzna. 

A najgorszą wiadomością była ta, że ma zajrzeć do tego samego pomieszczenia za niecałe dwa tygodnie, aby zdjąć szwy. Omal się nie popłakał na samą myśl o tym. 

- Byłeś bardzo dzielnym pacjentem. To co, teraz frytki? Musimy też zajść do apteki po tą maść, którą ci wypisał.- Seonghwa objął go delikatnie ramieniem, na co ten się wzdrygnął.

- Musimy wracać do firmy.- 

- Nie musimy. Zleciłem mojemu "koledze" tamto spotkanie, a inne rzeczy mogą zaczekać. To co? McDonald's?- 

Hongjoong przytaknął ochoczo, czując się odrobinę lepiej. 

Continue Reading

You'll Also Like

374K 32.5K 92
Sequel to my MHA fanfiction: •.°NORMAL°.• (So go read that one first)
793K 29.4K 97
𝐀 𝐒𝐌𝐀𝐋𝐋 𝐅𝐀𝐂𝐓: you are going to die. does this worry you? ❪ tua s1 ⎯⎯⎯ 4 ❫ © 𝙵𝙸𝚅𝙴𝙷𝚇𝚁𝙶𝚁𝙴𝙴𝚅𝙴𝚂...
295K 14.6K 95
Riven Dixon, the youngest of the Dixon brothers, the half brother of Merle and Daryl dixon was a troubled young teen with lots of anger in his body...
119K 1.8K 25
"You're so Full of Shit, Conway" "No, i'm full of Love" "It's Common Sense for me not to fall for you" "But there's a difference, your brother hates...