❝ arytmia naszych żyć ❞ 2023...

By kofeina__

1.5K 130 111

„Gdy życie rzuca nam kłody pod nogi, czasami lepiej je obejść, niż przeskoczyć" Znasz to uczucie? Kiedy cały... More

Dedykacja
Wstęp
01. Szklane serce Olivii
02. Chciałabym być zdrowa
03. Świat nie jest idealny, ale nie jest źle
04. Analiza?
05. Fortuna toczy się kołem
06. Koniec początkiem
07. Obiecałam coś gwiazdom
08. To będzie nasz sekret
09. Jestem Laura
10. Los szpitalnych dzieci
11. Kłamstwo czy wyzwanie?
12. Już nie szukam winnych
13. Gorzej niż w filmach
14. Wychodzę na wolność
15. Miejsce, gdzie zawsze możesz wrócić
16. Zapomnij o tym
17. „jesteś nienormalna, Woods"
18. Kucharz na medal
19. Burzowe chmury
20. Prawdziwi przyjaciele od biedy
21. Shine bright like a diamond
23. Taniec w deszczu
24. szkoła start
25. Randka?
26. Pech ma na imię pies
27. „Just me, myself & I"
28. Powrót do korzeni
29. Olivia i Nate
30. Prezent pod choinką
Epilog

22. Przegrani są wygranymi

31 3 6
By kofeina__

Ten dzień był wyjątkowo deszczowy. Tak, jakby niebo płakało ze straty Petera razem z nami—jego rodziną, przyjaciółmi. Kimś, komu ten jeden, złoty chłopak rozjaśniał takie dni, jak ten, swoim uśmiechem, bądź żartem. Zawsze miał złotą myśl, nawet, kiedy sam miał zły humor.

Westchnęłam cicho, kuląc się jeszcze bardziej w tłumie ubranych na czarno osób. W tym momencie nawet mój płaszcz wydawał się na mnie zbyt duży, choć rano, przysięgam, był jeszcze całkiem całkiem. Ugh, nie ważne.. nie mogłam przywyknąć do myśli, że mój przyjaciel opuścił mnie na zawsze. Już nie będzie Petera, Jane i Olivii. Będzie Olivia, gdzieś oddzielnie istniejąca Jane i dotkliwy brak Petera. Trudno uwierzyć, jak bardzo to całe durne przeznaczenie dawało nam po kościach! Czy naprawdę zasłużyliśmy sobie na tyle cierpienia? Tyle miesięcy spędzonych w szpitalu, z myślą, że w końcu z niego wyjdziemy, by teraz spotykać się w tak smutnych okolicznościach? Przecież to chore! Ten cały świat był chory, a jego zasady wydawały mi się jeszcze bardziej bezsensowne, gdy wpatrywałam się w jego umęczonych rodziców, zapłakane rodzeństwo, które od dawna musiało być przygotowane na taki moment. Ale nikt nie przewidział, że nastąpi oj tak szybko. Zdecydowanie, zbyt szybko.

Ktoś przepchnął się przede mnie, trącając mnie barkiem, ale nie zdążyłam zareagować. W owej osobie rozpoznałam Jane, która w dłoni odzianej w skórzaną, czarną rękawiczkę, trzymała równie elegancki czarny parasol. Zagryzali nerwowo wargi, tak samo, jak ja. Jednak widząc, że traciła właśnie mnie, skrzywiła się z obrzydzeniem, jakbym zrobiła jej coś złego. Moje wnętrzności po raz kolejny przewróciły się o jakieś 180°, i to nie z powodu ciągłego zdania na deszczu bez parasola, a w oczach zebrały się łzy. Hej, ja właśnie też straciłam przyjaciela, Jane! Wyobraź sobie, że mi też było ciężko!

–oczywiście dziękujemy wszystkim za przybycie.. również jego przyjaciółkom, które..– w tym momencie głos mamy Petera ugrzązł jej w gardle, a po jej policzku spłynęła samotna łza. Żałobnicy nerwowo przejrzeli się po tłumie, a ja spuściłam wzrok w ziemie, spazmatycznie biorąc oddech. –które wspierały go w tych ciężkich chwilach, gdy był w szpitalu, a my nie mogliśmy tak być.. stara wymarzonego cudu boli najbardziej, ale przegrani są wygranymi– dodała drżącym z emocji głosem, który łamał się z każdym kolejnym wypowiadanym przez nią słowem. Kobieta zeszła z mównicy, wtulając się w swojego męża, który bez słowa objął ją ramieniem. Widziałam kątem oka, jak szeptał jej coś na ucho, zapewne coś, co miało chociaż chwilowo ukoić jej ból. Poczułam ukłucie w sercu, po raz kolejny chyba z żalu, smutku i złości. Z zaciśniętym gardłem patrzyłam, jak mój przyjaciel na zawsze opuszcza nasz świat, a w głowie nadal echem odbijały mi się słowa jego mamy. Przegrani są wygranymi.

Po około trzydziestu, ostatnich, minutach grono żałobników zaczęło się rozchodzić. Tępo wpatrywałam się w przestrzeń, czując, jakby właśnie z tego świata odeszła jakaś część mnie—ta, którą był Peter. Czy naprawdę tylko to nas w życiu czekało? Mnóstwo cierpienia, żeby później świat o nas zapomniał? To niedorzeczne.

Ktoś złapał moją rękę w swoje chłodne palce. Wzdrygnęłam się, nerwowo mrugając i ocierając łzę.

–chyba nie powinno cię już tu być– mrukną ktoś ozięble. Była to Jane. Miała zaczerwienione od płaczu oczu i wyglądała na mocno zmarzniętą, co potęgowało wzrost guli w mojej gardle. Agh, wszystkie złości mi na nią przyszły, gdy widziałam ją w tak żałosnym stanie. Choć domyślałam się, że mój też nie był lepszy.

Jej długie palce wciąż boleśnie zaciskały się na moim nadgarstku.

–ciebie też– odparłam cicho, na myśli mając jedynie to, że padało. Niestety, Jane chyba zinterpretowała to chyba inaczej, bo wlepiła we mnie wściekłe spojrzenie, niemal siłą wyciągając z cmentarnej alejki.

–zasługuje na to, żeby tu być, bardziej, niż TY– warknęła, specjalnie podkreślając ostatni wyraz. W szoku wytrzeszczyłam oczy, obejmując się ramionami.

–Jane, ale o czym ty mówisz? Pada, jest chłodno, powinnaś już być w domu..– zaczęłam głupio tłumaczyć, podczas gdy ona zatrzymała się przede mną i wymierzyła mocne, dosadne uderzenie w mój policzek. HLAST! Świst powietrza, a później piekielny ból na moim policzku. Nie wiem, ile miała ona siły, ale pewnie dużo sugerując się tym, że moja głowa bezwładnie poleciała na bok. Zaszlochałam cicho, ona również.

–to ja przy nim byłam, gdy cierpiał! Nie wymieniłam go na żadnych innych znajomych, jak ty! Nie powinno cię tu być!– mówiła pomiędzy napadami płaczu, podczas których kuliła się, ocierała policzki i obrzucała mnie najróżniejszymi epitetami. Poczułam się okropnie, ale cierpliwie znosiłam jej obelgi, zaciskając palce na pasku od torebki. Byłam pewna, że to, co się dzieje, było tylko moim snem. Koszmarem. Ale chyba nie do końca tak było.

Do domu wróciłam w tak silnym szoku, że nie docierało do mnie to, co się działo. Nawet nie zadzwoniłam, by ktokolwiek mnie odebrał, tylko dzielne szłam w deszczu, mając cichą nadzieje, że zmyje ze mnie to wszystko. Równocześnie nadal szlochałam, roztrząchując słowa Jane. Czy naprawdę byłam aż taka okropna? Z tym schowałam się pod kołdrę, która wydawała mi się bezpieczna i szlochałam dalej, próbując znaleźć na to odpowiedz.

–kochanie..– do moich uszu dotarł przyjemny, cichy ton głosu. Mama położyła dłoń na moich plecach, a następnie materac delikatnie ugiął się pod jej ciężarem.

–j-ja nie c-chciałam t-te-ego..– wyjęczałam, nie umiejąc opanować tych wszystkich targających mną emocji. Mama westchnęła cicho i zaczęła głaskać moje łopatki przez kołdrę. Byłam niemal na sto procent pewna, że właśnie przymknęła oczy i zastanawiała się, co mi powiedzieć.

–doskonale wiem, co czujesz.. ja też straciłam przyjaciółkę– wyznała cicho, a ja zrzuciłam jej dłoń z siebie, biorąc głęboki wdech, by się uspokoić i jakoś sensownie dobrać słowa. Raz, dwa, trzy, Olivia.

–nic nie wiesz i nic nie rozumiesz! Nikt cię nie obwiniał o..– i znowu wybuchłam nieopanowanym płaczem, który mógłby uzupełnić Niagarę. Mama popatrzyła na mnie ze współczuciem, a później wyciągnęła mnie spod kołdry i mocno przytuliła do siebie, zaczynając się delikatnie kołysać.

–kto cię obwinia i o co,kochanie?– spytała cicho, zaciskając palce na moich ramionach. Wcisnęłam twarz w jej ramie, opowiadając o wszystkim—zaczynając od początku uroczystości, a kończąc na niezbyt miłej rozmowie z Jane, na którą kobieta się wyjątkowo wściekła. Później westchnęła, odsuwając się ode mnie powoli.

–wiesz, też to przechodziłam, Olivka.. moja przyjaciółka umarła w wypadku, gdy miałyśmy po dwadzieścia lat– przyznała, a ja zauważyłam, jak posmutniała. Jakby przygniótł ją niebywały ciężar. Nie naciskałam, sama mi opowiadała.

–to było w lipcu, było wtedy bardzo upalnie i duszno.. wracaliśmy z imprezy po północy, ona kierowała– uśmiechnęła się słabo, mrużąc oczy, jakby starała się przypomnieć sobie ten dzień w każdym szczególe. –wiesz, Olivia była wtedy pijana..– dodała, łamiącym się głosem. Wzdrygnęłam się, słysząc swoje imię.. chyba nasze imię. Jakkolwiek irracjonalnie to brzmiało.

–jechałyśmy szybko, pomyliliśmy zakręty.. uderzyliśmy w zbocze, samochód zaczął zachować i.. o rety, dwie osoby od strony kierowcy, czyli kierowca oraz pasażer za nim zginęli– zakryła twarz dłońmi, pociągając cicho nosem. Objęłam ją, cicho szlochając razem z nią, a ona objęła mnie, wciskając pocałunek na moje mokre czoło.

–wtedy ja obwiniałam siebie, niektórzy obwiniali mnie.. wiele przyjaźni się skończyło, ale były inne, trwalsze, które pomogły mi zrozumieć, że to wcale nie była moja wina.. kłóciliśmy się z nią, nie chcieliśmy wsiadać, ale była uparta.. nawet bardzo, a my zrobiliśmy to na swoją odpowiedzialność– dodała poważnie, ocierając z twarzy łzę. –jeśli rozumiesz do czego zmierzam, kochanie.. czasami nie da się zmienić czegoś, co los już dawno dla nas przygotował.. czasami są też odpowiednie osoby, ale w nieodpowiednim czasie.. czas oczywiście ukoi rany, ale ich nie uleczy, bo trzeba żyć z nimi dalej. Ale tylko od ciebie zależy, jak sobie z nimi poradzisz– wyjaśniła, głaszcząc delikatnie koje kosmyki. Westchnęłam cichutko, kiwając delikatnie głową.

–jak ty się w ogóle czujesz, co? Zrobię ci herbaty, bo się odwodnisz– wyszeptała, a ja pokiwałam delikatnie głową, odpowiadając jej zgodnie z prawdą, że czuje się okropnie od chwili przyjścia z cmentarza. Gdy wyszła, przebrałam się w piżamę i usiadłam na oknie, zaczynając wpatrywać się w dal. Może miała racje.. może faktycznie czasami los robi nam pod górkę tak bardzo, jak to możliwe.. patrząc na deszcz uśmiechnęłam się mimowolnie, melancholijnie. Teraz Peter będzie tutaj z każdym deszczem, byłam tego bardziej, niż pewna.

Bo przegrani właśnie zostali wygranymi.

Continue Reading

You'll Also Like

154K 3.9K 34
Po stracie ojca nie ma nikogo. Teraz musi sama o siebie zadbać. Lecz gdy na jej drodze stanie pewien chłopak i nieznajoma kobieta wszystko się zmieni...
143K 6.4K 57
ငယ်ငယ်ကတည်းကတစ်ယောက်နှင့်တစ်ယောက်မတည့်တဲ့ကောင်လေးနှစ်ယောက်ကအလှလေးတစ်ယောက်ကိုအပြိုင်အဆိုင်လိုက်ကြရာက မိဘတွေရဲ့အတင်းအကြပ်စီစဉ်ပေးမှုကြောင့်တစ်ယောက်အပေါ...
242K 6.2K 23
Dziewczyna musi zebrać sporą sumę pieniędzy. Stara się szukać każdej pracy. Przez przypadek znajduje ogłoszenie jako "osoba do towarzystwa" za wynagr...
301K 7.9K 31
-Dlaczego ty nigdy nie płaczesz ? -zapytał z mordem w oczach - nie wiem ,krzycz , zwyzywaj mnie , uderz , powiedz coś do cholery! -nie jesteś tego wa...