❝ arytmia naszych żyć ❞ 2023...

By kofeina__

1.5K 130 111

„Gdy życie rzuca nam kłody pod nogi, czasami lepiej je obejść, niż przeskoczyć" Znasz to uczucie? Kiedy cały... More

Dedykacja
Wstęp
01. Szklane serce Olivii
02. Chciałabym być zdrowa
03. Świat nie jest idealny, ale nie jest źle
04. Analiza?
05. Fortuna toczy się kołem
06. Koniec początkiem
07. Obiecałam coś gwiazdom
08. To będzie nasz sekret
09. Jestem Laura
10. Los szpitalnych dzieci
11. Kłamstwo czy wyzwanie?
12. Już nie szukam winnych
13. Gorzej niż w filmach
14. Wychodzę na wolność
15. Miejsce, gdzie zawsze możesz wrócić
16. Zapomnij o tym
17. „jesteś nienormalna, Woods"
18. Kucharz na medal
20. Prawdziwi przyjaciele od biedy
21. Shine bright like a diamond
22. Przegrani są wygranymi
23. Taniec w deszczu
24. szkoła start
25. Randka?
26. Pech ma na imię pies
27. „Just me, myself & I"
28. Powrót do korzeni
29. Olivia i Nate
30. Prezent pod choinką
Epilog

19. Burzowe chmury

27 3 4
By kofeina__

O ile poprzedni dzień był niemal idealny, nie licząc afery z pizzą, to tego dnia miałam ochotę zniknąć. Od samego rana czułam się okropnie, to znaczy.. ciężko było mi oddychać, a klatka piersiowa oraz chyba cale ciało bolało mnie do tego stopnia, że nie umiałam powiedzieć, gdzie dokładnie. Ponadto dostałam gorączki, która powodowała, że tylko spałam.

Również kłótnia rodziców nie ułatwiała mi tego burzowego dnia. Nad moim domem chyba zawisły jakieś burzowe chmury, podczas, gdy nad całym miastem zdawało się świecić prażące słońce. Z cichym jękiem naciągnęłam na głowę poduszkę, biorąc głęboki wdech. Spowodował ostry ból mojego chorego serce, dlatego nie próbując następny raz złapałam się za nie i skuliłam, jakby miało mi w jakiś magiczny sposób pomóc.

Amber wczoraj wyjechała z domu i do tej pory nie wróciła, czego w głębi duszy jej zazdrościłam. Nie musiała słuchać kłótni, od których ja odwykłam—moi rodzice chyba również zapomnieli, że mimo wszystko jestem w domu, bo ich kłótnia nabierała na sile, przeskakując z mojego tematu, na temat Amber. Nie wiem, czy zdawali sobie sprawę, że ściany miały uszy.

–ja się nie pisałem na chore dziecko– wysyczał tata, a ja poczułam, że przede mną wyrasta jakiś mur, który zagłuszał wszystko inne. Nagle poczułam, jakby ktoś dał mi z całej siły w twarz, a następnie przeciągnął po asfalcie za włosy. Mój obraz rozmazywał się pod naporem łez, a klatka zaczęła unosić się szybciej, mimo bólu, jaki ją opanowywał. Próbując nie płakać, ukryłam twarz w poduszce i załkałam bezgłośnie, bo w całej tej sytuacji poczułam się, jakbym to ja ją spowodowała.

–pomyśl, co ty w ogóle mówisz! Mogłeś myśleć o tym wcześniej!– wrzeszczała mama, przekrzykując każde słowo taty. W moich oczach wyglądało to tak, jakby on mówił jedno, a ona dziesięć następnych. Chyba nie mogłam się dziwić, bo poniekąd był to przytyk w jej stronę.

–pójdę sprawdzić, co u Olivii– oznajmiła lodowatym tonem, od którego po moich plecach przebiegły dreszcze. Nie, nie, nie idź tu, pomyślałam gorączkowo, wciskając twarz jeszcze bardziej w poduszkę. Zacisnęłam powieki, modląc się, by mama pomyślała, że mimo wszystko spałam i wcale nie słyszałam ich ostrej wymiany zdań.

–śpisz?– spytała już nieco łagodniej, kładąc lekko dłoń na moim barku. Wymamrotałam coś niewyraźnie, udając, że tak. Nie wiem, czy mi uwierzyła, czy nie, ale złożyła delikatny pocałunek na moim policzku i szybko wyszła z pokoju, trzaskając za sobą drzwiami. Odczekałam chwile, a nawet dłuższą, by po chwili zebrać w sobie wszystkie siły do wstania z łóżka. Gdy tylko tak się stało, szybko zakluczyłam drzwi, opierając się o nie plecami. Zjechałam w dół, kolana przyciągając do klatki piersiowej. W głowie ciągle miałam ich kłótnie i umiałam się jej pozbyć. Nawet wtedy, gdy zobaczyłam, że Laura, Nate oraz Amber dobijali się do mnie od rana. Moje myśli nie drgnęły ani o milimetr również wtedy, gdy zobaczyłam wiadomość od mamy Petera, która informowała mnie o jego stanie. Wiedziałam, że był beznadziejny. Jak dzisiejszy dzień.

–chce tam z powrotem– wymamrotałam do siebie, w pośpiechu szukając słuchawek, które ukryłam gdzieś pod poduszką. Starając się zachowywać, jak najciszej, wcisnęłam je w uszy i włączyłam jakąś pierwszą lepszą piosenkę, by oderwać się od realnego świata. Naprawdę nie mam pojęcia, ile to wszystko trwało, ale chyba dostatecznie długo, bo w końcu poczułam się w miarę dobrze. Nie słyszałam już też kłótni rodziców, w domu, w końcu zapanowała upragniona cisza.

Nate:Olivia do cholery, czemu nie odpisujesz bambiku?

Mimowolnie się uśmiechnęłam, gdy w mojej głowie odtworzył się słynny tekst z tiktoka. Odpisałam szybko siostrze oraz Laurze, która pytała mnie o spotkanie, a na końcu Nate'owi, wahając się jednak, czy mówić mu o wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło. Uznałam, że najlepiej powiedzieć mu tylko pięćdziesiąt procent całej sytuacji.

Olivia:wszystko w porządku, źle się czułam :/

Po chwili namysłu wysłałam wiadomość. Nate w jednej chwili ją odczytał, później pojawiła się ikonka pisana, później znikła, i znowu się pojawiła, aż dostałam wiadomość.

Nate:od takich sytuacji są lekarze, a nie sprowadzanie piłkarzyków na zawał. Nie ważne..
Nate:mam zaraz wizytę u lekarza, odezwę się później

Mimowolnie ponownie uśmiechnęłam się, widząc, że Nate wysłał mi zdjęcie. Faktycznie siedział on na typowych krzesłach, które zawsze były w poczekalni. Robił jakąś głupią minę. W ogóle zdjęcie było robione od góry, ale uchwyciło ono także rąbek czyjegoś kitla.

Odłożyłam telefon i położyłam głowę na biurku, wsłuchując się w dźwięk piosenki we fell in love in october, która mimowolnie dawała mi poczucie zrelaksowania. Nagle jednak poczułam, że muszę się uwolnić od panującej tu ciężkiej atmosfery. Dlatego, nawet się nie przebierając z dresów i koszulki, postanowiłam wyjść. Co prawda musiałam się trochę nagimnastykować przy wychodzeniu przez okno, ale co tam! Myśle, że było warto. Na wszelki wypadek do kieszeni wrzuciłam telefon, na.. umierającej baterii lekko mówiąc, ale przecież lepszy rydz, niż nic. Poza tym skoro byłam aż takim problemem, to raczej nikt nie powinien się martwić, prawda? Nie wiem, czy takie drążenie było moją wadą, czy zaletą, ale z pewnością czasami się przydawało, a czasami.. wręcz przeciwnie.

Gdy w końcu wylądowałam na twardej powierzchni poczułam swego rodzaju ulgę. Doskonale wiedziałam, że stąd to raczej nikt mnie nie zauważy, dlatego powędrowałam od razu do starego parku, który rozciągał się za moimi plecami. Było tam pewne miejsce, do którego trzeba było przedostać się przez drogę nieokiełznanych krzaków i prawdę mówiąc wyglądała, jak miejsce z horroru, gdzie morderca dorywał swoje ofiary, ale wiedziałam, że to nie do końca tak. Bo nigdy tam nikogo nie spotkałam, oprócz jakiś dzikich zwierząt, czy bezpańskich psów, które zawsze chciałam wziąć do domu. Ale niestety, nie mogłam, bo zaraz widziałam zły wzrok rodziców.

Oh, czy właśnie robiłam z nich potworów? Hm.. nie. Po prostu miałam powód, by na nich ponarzekać.

Zamyślona weszłam przez starą, ledwo widoczną bramę, a później przeszłam przez stary most nad resztkami rzeki. Trochę zarosła, ale podejrzewałam, że trochę wody nadal tam było i nigdy nie chciałam próbować. Moje miejsce było schowane dobre dwa kilometry od wejścia, ale widniało na starej, ledwie widocznej mapce. Trzeba było ominąć stare sadzawki, boisko oraz miejsce piknikowe, by znaleźć się na ukrytej polanie. Dziki ogród, niczym z książek.

Tylko czemu to boisko przypominało mi o Nathanielu? Kurde. Przegryzłam lekko wargę, zaczynajac iść bardziej leśną drogą, gdy przed oczami mignęła mi.. postać. Zaskoczona zamrugałam kilka razy, dopiero czując, jak moje oczy zapiekły. Cholera. Błagam, powiedzcie, że nie było widać moich zapuchniętych oczu. Wtem poczułam nieprzyjemny zapach alkoholu wymieszanego z potem, odorem starych, niepranych ubrań i.. starość. Panicznie rozejrzałam się wokół siebie, a dopiero wtedy zauważyłam starszego mężczyznę, zmierzającego w moim kierunku. Jednak ewidentnie nie patrzyło mu dobrze z oczu i ewidentnie nie był on jednym z tych mężczyzn, których mijałam na ulicy. Przełknęłam nerwowo ślinę, potrząsając głową.

–cześć, dziewczynko– odezwał się bardzo ochrypłym głosem, przez który się skrzywiłam. Wyszczerzył się on, ukazując braki w uzębieniu. Gdybym zobaczyła go jeszcze później, to pomyślałabym, że uciekł z jakiegoś zakładu—w podartych ciuchach, nieogolony, w dodatku brzydko pachnący i.. po prostu zaniedbany. Cofnęłam się o krok, a on przybliżył.

–dokąd to uciekasz, co? Jeszcze żem cię tu nie widział— uśmiechną się pijacko, a w jego oku pojawił się szaleńcy błysk. Wtedy już wiedziałam, że muszę być czujna i „w razie w" zwiewać, gdzie pieprz rośnie.

–do chłopaka– wypaliłam bez namysłu. Kiedyś w filmach widziałam, że tak robiły dziewczyny, więc miałam nadzieje, że zadziała i teraz. Jednak nieznajomy zaśmiał się tylko nisko, wyciągając w moim kierunku ręce. Zacisnęłam oczy, odwracając się za siebie, by zerwać się do ucieczki, jednak na kogoś wpadłam. Z przerażeniem wbiłam wzrok w osobę, którą okazał się Nate. Zaciskał szczękę i od razu złapał mnie w ramiona, wściekłym wzrokiem mierząc drugiego mężczyznę.

–nie widzisz, że się ciebie boi? Zamiast straszyć młode dziewczyny, to idź w końcu na obiecaną terapie– warkną gardłowo, a ja wtuliłam się w jego ciepłą bluzę, normując powoli oddech. Skąd Nate go znał? I czy to dziwne, że właśnie się w niego wtuliłam? Chyba nie. Raczej nie. Nie, nie, nie. Teraz najważniejsza była ta chwila, która po prostu trwała, a ja odzyskiwałam poczucie bezpieczeństwa.

–co ty tu w ogóle robisz? Podobno źle się czułaś– powiedział cicho, opierając lekko brodę na czubku mojej głowy. Uśmiechnęłam się słabo, zastanawiając się, skąd on w ogóle wiedział, że właśnie potrzebowałam przytulenia. Nie odsuwał się, ani mnie nie popędzał, bym poszła.

–bo czułam.. ale nie mogłam wysiedzieć w domu– przyznałam niepewnie, lekko się przy tym krzywiąc. Nate zaśmiał się cicho, kciukiem gładząc moje ramie, a później zaprowadził nas w kierunku stadionu.

–hej, ale ja gdzie in..– próbowałam mu przerwać, ale chyba miał inne plany. Docisnął mnie bardziej do swojego boku, jakbym była jego najcenniejszą rzeczą.

–nie ma mowy, obiecałem Amber, że będę cię pilnował, a aktualnie kręci się tu dużo panów, jak tamten– wymamrotał, a następnie zadarł głowę do góry i z frustracją wypuścił powietrze. Wobec tego po prostu usiedliśmy na starych trybunach porośniętych mchem i patrzyliśmy w ciszy na krajobraz.

–Olivia?– spytał Nate, przerywając ciszę między nami. W odpowiedzi lekko przechyliłam głowę i uniosłam brew.

–masz podpuchnięte oczy– zauważył, splatając ze sobą ręce. Był lekko pochylony do przodu, a łokcie opierał na kolanach, ręce mając przed sobą. Poniekąd nie rozumiałam, czemu dziewczyny się do niego nie lepiły, jak w tych wszystkich książkach.

–wiem..– jak to mówiłam, mój głos się z lekka załamał, a na wspomnienie przykrych słów moje oczy znowu zapełniły się łzami. Ukryłam twarz w dłoniach, w końcu wyrzucając wszystko z siebie. Pomiędzy łamiącym się, albo niesłyszanymi słowami, poczułam jednak ulgę. Jakiś ciężar właśnie spadł z moich ramion. Nate znowu przyciągną mnie do siebie, opierając moją głowę na swojej klatce.

–hej, napewno twoi rodzice tak nie myślą– zaczął łagodnie, odgarniając z mojej twarzy zabłąkany kosmyk. Sfrustrowana chciałam się odsunąć, jednak sprytnie mi tego zabronił.

–ale mi zawsze możesz się wygadać, wiesz? Obiecuje, że postaram się ci pomóc, arytmiczko– uśmiechną się lekko, przeczesując swoje kosmyki dłonią. Uśmiechnęłam się mimowolnie, nawet nie myśląc o tym, że moi rodzice właśnie się do mnie dobijali.

Continue Reading

You'll Also Like

85.9K 4.9K 27
❝Podobno zakazany owoc smakuje najlepiej. Chcesz żeby nas wyrzucili z raju jak Adama i Ewę?❞ Od momentu kiedy pierwszy raz ją zobaczył, wtedy na tym...
301K 7.9K 31
-Dlaczego ty nigdy nie płaczesz ? -zapytał z mordem w oczach - nie wiem ,krzycz , zwyzywaj mnie , uderz , powiedz coś do cholery! -nie jesteś tego wa...
171K 10.2K 52
Soojoon zacisnęła mocno zęby, zawieszając spojrzenie na stojącym przed nią mężczyźnie, który nawet nie próbował ukryć zadziornego wyrazu twarzy, jaki...