White Dandelion| Seongjoong

By Anonimowaok

7.3K 1.1K 628

~-Czasem najtrudniejszym jest przyznanie się przed sobą, że jedyną osobą, która cię nienawidzi jesteś ty sam... More

Prolog: gabinet nr 312
1. Trudne pytania
3. Spinacze w kształcie kwiatów
4. Ulubiony kolor
5. Zapach alkoholu
6. Karmelowa kawa
7. Szwy
8. Wieczorna zmiana
9. Znajomości
10. Rodzaje chaosu
11. Ryż z kurczakiem
12. Słowne przepychanki
13. Ten uśmiech
14. Konfrontacja
15. Pudełko
16. Asertywność
17. Pizza z soju
18. Bratnia dusza
19. Anonimowy podarunek
20. Tabelki i wykresy
21. Pokaz
22. Dobry dzień
23. Lęk
24. Nauka emocji
25. Espresso i uroczy uśmiech
26. Wesołe oczy
27. Nawracający lęk
28. Hamulce (lub ich brak)
29. A mógłbyś, po prostu, tutaj ze mną być?-
30. Docieranie
31. Pierwsze koty za płoty
32. Sweet chilli
33. Konwersacje przy krawężniku
34. Przyjacielska konsultacja
35. Kolacja
36. Pierwsza randka
37. (Korpo)szczur w (korpo)ścieku
38. Okazja
39. Walc w toalecie
40. Chwila odwagi
41. Slow it down...
42. Deklaracje
43. Słowa, słowa, słowa
44. Wszystko się zmieni
45. Nowa rzeczywistość
46. Bukiet szczęścia
47. Pojedynek
48. Kroplówka i trzy łyżki cukru
49. Kocie wymioty i impreza niezakrapiana alkoholem
50. Nowy lokator, fryzjer i boże ciało
51. Latte z bitą śmietaną
52. Skazy przeszłości
53. Zacząć od początku
54. Nostalgia
55. Festiwal
56. Prawie jak rodzina
57. Plan i siedmiu idiotów
58. Niespodzianka
59. Prezent
60. Turbulencje
61. Sto lat i oby każde z nich było nasze

2. Gumy truskawkowe

147 19 15
By Anonimowaok

Leżąc kolejnego dnia o poranku bił się z myślami, czy powinien iść tam z powrotem, czy może zostać w łóżku i płakać lub oglądać serial. Sprawdził zegarek. Było zbyt wcześnie, ponieważ według wyświetlanej godziny nie zaspał, a więc miał wystarczająco czasu, żeby zdążyć. Jeśli wydarzyłoby się coś, co pokrzyżowałoby mu plany pójścia do biurowca, to by nie narzekał, aczkolwiek wszystkie znaki z nieba i ziemi wypychały go spod pościeli. W końcu przeklął pod nosem, stanął na równe nogi, po czym powędrował do toalety. 

- Jednak idziesz?- spytał go wuj Minjae, z którym mieszkał od dzieciństwa. Był to już starszy człowiek, niemniej w dobrej kondycji jak na swoje lata. Przez pół dnia objeżdżał całe miasto, wybierając z katalogu kolejną wizytę lekarską, a drugą część ślęczał przed telewizorem. W weekendy lubił wybywać na spacer, a wówczas nie było go przez dwie godziny w domu i zwykle wracał punktualnie, co do sekundy. Wyjątkami były olbrzymie promocje w pobliskim sklepie, wtedy miał rozrywkę na dobre cztery. 

- Tak.- burknął chłopak, wtykając do ust szczoteczkę do zębów. Sam nie wiedział, po co to robi. Wyrzuty sumienia z pewnością by go wyżarły, więc modlił się o jakikolwiek powód, by nie musiał już tam nigdy iść i miał ku temu perfekcyjną argumentację. Specjalnie po prysznicu włożył na siebie byle jakie ubrania, nie martwiąc się o dress-code i powędrował na autobus, będąc na przystanku stanowczo zbyt wcześnie, więc na poprawę humoru kupił sobie energetyka oraz ulubiony baton w kiosku. Jadąc, usiłował wmówić sobie jak bardzo nienawidzi tego miejsca, ale jakimś sposobem, ciekawiło go to, co tam zastanie. 

Jeszcze zanim wszedł do budynku, ujrzał przy wejściu Seonghwę, który z papierosem przy ustach stał w towarzystwie blondyna, jakiego Kim poznał zeszłego dnia oraz innego szatyna, który z jakiegoś powodu szeroko się do niego uśmiechnął. Joong naprawdę liczył, że go nie zauważą, ale od zawsze był kiepski z matematyki i musiał to zaakceptować. Skinął lekko, mówiąc cicho "dzień dobry", a następnie przemknął do środka. Tym razem ochroniarz nie zwrócił mu uwagi, zresztą nawet by nie zdążył. Hong czym prędzej przemknął przez bramki, a potem pobiegł na schody. Uznał, że woli się przespacerować i tym samym nie spotka nikogo niepożądanego, bo wszyscy normalni pracownicy poruszają się windą. Niestety, już po trzech piętrach miał absolutnie dość, więc wcisnął ten nieszczęsny guzik. 

Najwyraźniej jego poranek miał się okazać kompletnym żartem, gdyż kiedy tylko drzwi się rozsunęły, a on zziajany ruszył do wnętrza, dostrzegł tam człowieka, którego pragnął aż do dziewiątej unikać. 

- Aż kurzyło się za tobą, a chciałem zapoznać cię z moimi znajomymi. Pracują tu, więc pewnie się na nich natkniesz, ale rozumiesz, trzeba dbać o dobrą atmosferę w firmie.- odezwał się Hwa. Ostatnim, czego Hong pragnął, to poznawanie kolegów Parka. Był tu od dwóch dni i samo zapoznanie się z ciemnowłosym było dla niego olbrzymim wysiłkiem, a co dopiero bratanie się z resztą kadry. Go tak właściwie miało tu dziś nie być. Dziś, ani nigdy więcej. 

- Uhm, ja... tak. Będzie jeszcze okazja, z pewnością.- odparł, ukrywając swoją zadyszkę, która jednak nie uciekła uwadze Parka. 

- Biegłeś po schodach?- uniósł jedną brew. 

- Nie.-

- Przecież widzę.- 

- Nie biegłem, tylko wchodziłem, powoli, mam zwyczajnie słabą kondycję.- westchnął, a Seonghwa zaśmiał się, proponując mu butelkę wody. 

- W pakiecie pracowniczym masz zniżki na siłownię, poza tym wnioskowałem, aby otworzyli taką  na ostatnim piętrze. Bym nie musiał jeździć przez pół miasta, a ty męczyć się na schodach.- zamyślił się, układając w głowie projekt, który przedstawiłby swojej matce. 

- Nie skorzystałbym, ale jeśli ty tak, to super.-

- Najmniej entuzjastyczne "super", jakie w życiu słyszałem.- prychnął i oboje wyszli na dwudziestym piętrze, kierując się do gabinetu Hwy. O dziwo starszy przepuścił niższego w drzwiach, co wybiło go z pantałyku.

- Nie mam garnituru.- rzucił, czekając, aż ten jakoś to skomentuje. Ani w windzie, ani po tym, jak zjawili się już w "312" ten nie zwrócił mu przez to uwagi. 

- Zauważyłem.- cmoknął, wyjmując laptopa z torby i stawiając na biurku. Hong wciąż się w niego wpatrywał, a Hwa nie wiedział, o co mu chodzi.- Potrzebujesz pożyczki? Znam takiego kolesia, co po znajomości uszyłby ci taki za darmo.

- Nie... Miałeś mnie za to zwolnić, albo przynajmniej nakrzyczeć tak, bym sam się zwolnił.

- I kto wtedy poszedłby mi po drożdżówkę z brzoskwiniami do bufetu na parterze?- 

- Dopiero byliśmy na dole, dlaczego nie zaszedłeś po nią od razu?- wypalił, niechętnie zawracając w kierunku wyjścia. 

- Abyś mógł zanieść to do takiej miłej pani Yoon z recepcji.- wyszczerzył się z satysfakcją, wyciągając w kierunku Joonga teczkę oraz dwa banknoty.- Za resztę kup sobie pączka i weź mi gumy truskawkowe w listkach. A tę bułkę to taką wiesz, wypieczoną, pierwszą z prawej, z największą ilością nadzienia. Jeśli zechce ci wcisnąć tę ze środka, to zapieraj się nogami i rękoma, one są z wczoraj.

- Chyba będę potrzebował instrukcji obsługi bufetu.-  bąknął i włożył sobie pieniądze do kieszeni, a dokumenty pod pachę. Jedynym plusem było to, że w windzie grało radio, co umilało jazdę. 

Podszedł do blatu na parterze, zza którego wyjrzała uprzejmie wyglądająca, farbowana blondynka o filipińskich korzeniach. Przesłodzonym tonem podziękowała, a on czując, iż ta będzie chciała go w jakiś sposób zagadać, odszedł, kierując się wskazówkami do bufetu. Zasadniczo, wyglądał on jak typowa restauracja z masą stolików, eleganckim, wyczyszczonym na błysk barem, gdzie siedział jeden mężczyzna popijając poranną latte. Nad zlewem, myjąc szklanki, uwijał się całkiem młody chłopak o roztrzepanej fryzurze, lecz nienagannie gładkim fartuchu, zawiązanym na biodrach. Gdy dostrzegł Hongjoonga, od razu na jego twarz wypłynął wymuszony uśmiech, który musiał serwować swoim klientom. Zdmuchnął czarny lok ze swojego nosa, za to Hong zbliżył się do lady, gdzie widniała oferta z kawami oraz ciastami. Aż sam zgłodniał na widok sernika z karmelem oraz małych tart owocowych. 

- Dzień dobry, w czym mógłbym pomóc?- zapytał tamten, kładąc ręce wzdłuż tułowia. 

- Drożdżówkę z brzoskwiniami poproszę oraz paczkę gum truskawkowych... w listkach.- wyrecytował, zgodnie z wytycznymi podanymi przez Parka, a tamten już doskonale wiedział czyim asystentem jest Hongjoong, ponieważ spojrzał na niego z pełną wyrozumiałością. Odruchowo sięgnął po pieczywo leżące na środku, ale Kim nieśmiało odchrząknął.- Tę z prawej, jeśli to nie problem. I pączka z budyniem. 

Nie spieszyło mu się, aby dotrzeć z powrotem do gabinetu, więc zrobił rundkę po parterze, rozglądając się, co gdzie jest, gdyż wcześniej nie miał ku temu dobrej okazji. Zajrzał do pokoju, gdzie znajdowały się telewizory z nagraniami z monitoringu, ale zaraz uciekł, orientując się, że ochroniarz musiał na chwilę wyjść. Zwiedził też toalety, aby ocenić jej czystość i po drodze zjadł swoje drugie śniadanie. Wreszcie, kiedy nie było go już blisko kwadransa, zdecydował się wreszcie ruszyć na górę. 

Seonghwa powitał go uniesioną brwią oraz nogą założoną na nogę, chcąc jawnie dać mu znać, że wyczekiwał, aż ten wreszcie przyjdzie z zakupami. 

- Te ślady cukru pudru na twojej twarzy są, mam nadzieję, po tym nieszczęsnym pączku?- wskazał na kącik jego ust palcem, a młodszy natychmiast przetarł go rękawem, potwornie speszony. Położył mu na biurku "zamówienie" i ponownie zatrzymał się na krawędzi dywanu, jakby czekał na kolejne komendy. 

- Owszem, tutaj reszta.- położył ją na kalendarzu Parka, a ten podziękował i zabrał się do jedzenia. 

- Czemu tak stoisz? Usiądź. Przygotuj się psychicznie, ponieważ za jakieś pół godziny mamy spotkanie z takim niefajnym gościem, nazywa się jakoś na H... Hyun... Han... w każdym razie jego nazwisko to Jeong . Jest prezesem czegoś tam, a moja matka jest chora i to największe wyzwanie w mojej karierze, aby go nie spłoszyć.- bełkotał z zapchanymi ustami.- Powinienem trzymać deser na potem, żeby się jakoś pocieszyć jeśli stracimy kontakt na jakiś miliard, ale nie taką mi wspaniałą bułkę wybrałeś, że nie mogę się oprzeć. 

- "My" oznacza ciebie i...?-

- No nas. Ja, ty, nasz wspaniały kontrahent. Ciekawe, czy dalej wygląda tak staro jak ostatnio, czy coś mu wstrzyknęli. Wiesz, jak śmiesznie mówią osoby, u których przesadzono z wygładzaniem zmarszczek mimicznych? Ja wiem, bo mieszkam z moją matką.- zachichotał, a Hong skrzywił się. 

- Nie mogę się śmiać, kiedy mowa jest o mojej pracodawczyni. Jeśli mnie sprawdzasz, to wiedz, że to nieczyste zagranie.- wymamrotał. 

- Widzisz tu kamery? Nie, więc i tak nie będzie dowodów. A jakbym miał coś zmyślić, żeby cię wywalili, to nie potrzebowałbym twoich wybryków. Pozwalam ci na żartowanie sobie ze wszystkiego w tych czterech ścianach, oczywiście z rozsądkiem. Trochę śmiechu dobrze ci zrobi, bo jakiś ponury jesteś. Chyba nie jestem taki straszny, co?- strzepał okruszki ze swoich spodni. Dopiero teraz Hong dostrzegł, że mężczyzna ubrał się w pełen, elegancki garnitur, składający się z szytej na miarę marynarki, białej, okropnie nudnej koszuli, czarnego krawata, który by go udusił, gdyby tylko podciągnął go o kilka milimetrów wyżej oraz tragicznych, połyskujących pantofli, które miał na stopach prawdopodobnie jedynie w sklepie obuwniczym. Tymczasem Joong nie wyglądał najbardziej reprezentatywnie i choć z początku był to dobry pretekst do zdenerwowania przełożonego, to teraz było mu zwyczajnie głupio, skoro miał udać się z nim na spotkanie.

- Ocenię, jak spędzę tu przynajmniej tydzień.- 

- A możemy i całe życie. Raczej już nigdy stąd nie odejdę, więc jeśli chcesz stabilną posadę, to trafiłeś idealnie. Może nawet dostaniesz podwyżkę, albo dwa banany w owocowe czwartki.- grał zamyślonego. 

- Nie lubię bananów. Aczkolwiek nawet gdybym lubił, to spędzenie calutkiej przyszłości w jednym miejscu niczym nie różni się od kary dożywotniego pozbawienia wolności.- Seonghwa nie mógł się z nim nie zgodzić, choć chyba pogodził się już ze swoim wyrokiem, a przynajmniej starał się za bardzo na nim nie skupiać.

- Ty co? Prawo studiujesz?-

- Tak, jakiś problem?-

- Cholera, nie jeden. Dobrze, że chroni nas tajemnica firmy, to nie możesz nas podać do sądu, póki kogoś nie zabiję w tym budynku.- założył ręce za głowę. 

- Obawiam się, że kodeksy by się z tobą nie zgodziły, natomiast możesz żyć w swojej bańce, a ja może będę miał temat na pracę dyplomową.- wydukał z dumą, a Hwa wywrócił oczami. Szybko jednak spostrzegł, że coś trapi niższego. Obszedł biurko, by opaść na kanapę, czekając aż Joong zrobi to samo. 

- Co taki skwaszony?-

- Obawiam się, że będziesz musiał iść sam na to spotkanie. Ten wasz biznesmen nie będzie zachwycony widokiem mnie w koszulce oraz starych trampkach. Chciałem tobie zagrać na nosie, ale nie całej firmie.- znów zapomniał ugryźć się w język. 

- Ach tak, czyli chciałeś mi zagrać na nosie? A to ciekawe.-  nie był zły, takie uczucie nawet nie przemknęło przez jego twarz. Miał duże, brązowe oczy, które cały czas się śmiały. Joong nie miał wątpliwości, że gdzieś tam w środku kryje się zupełnie przeciwna strona medalu, ale nie był właściwą osobą, by tę stronę odkrywać. Zapatrzył się o kilka sekund za długo, gdyż ten to zauważył.- Mam tutaj trochę ubrań. Jeśli pracuje się tu przez tyle lat, to siłą rzeczy zostają jakieś podstawowe elementy garderoby. Znajdę ci jakąś marynarkę. 

- Nie mogę nosić twoich ubrań...- obruszył się, obserwując jak starszy zbliża się do wysokiej szafy. 

- Dlaczegóż to? Ja rozumiem, że te oficjalne wdzianka nie są najpiękniejsze, ale już bez przesady,  nie urąga to chyba twojej dumie?-

- Chodzi bardziej o fakt, że jesteś moim szefem, twoja jedna koszula jest warta co połowa mojego mieszkania i jeśli przez przypadek ją zaciągnę lub zaplamię, to nie będę miał jak za nią zapłacić.- 

- Jesteś przewrażliwiony. Nic mnie kawał materiału nie obchodzi. Jeśli byś coś porwał, to nic by się nie stało, ale nie przewiduję konieczności przechodzenia poligonu, więc ciuchy powinny przetrwać w całości.- rzucił w jego stronę wieszak z beżowym żakietem, który tamten ledwo złapał.- I się tak nie stresuj, bo ja będę zestresowany, a wówczas, rzeczywiście, będziemy mieli kłopoty. 

- A zwolnisz mnie, gdybym zepsuł ci negocjacje?- zrobił minę pełną nadziei. Seonghwa był zdziwiony jak szybko zaostrzał się temu chłopakowi temperament. Kiedy pierwszy raz zobaczył go w tym budynku, wcale nie był taki wyszczekany. Najwyraźniej poczuł się całkiem swobodnie, a to schlebiało dwudziestosześciolatkowi. 

- Obawiam się, że oboje zostalibyśmy wyrzuceni i wtedy nawet moje korzenie by nie pomogły, więc prosiłbym cię o jakieś inne metody. Ewentualnie złóż wypowiedzenie.- 

- A to to nie, nie dzisiaj. Nie mam wzoru i skończył mi się tusz w drukarce, więc najpierw musicie mi przelać wypłatę, żebym mógł sobie kupić.- 

- W tej firmie jest przynajmniej czterdzieści drukarek, jedna jest nawet w tym pokoju i czeka na użycie.- wskazał na maszynę stojącą przy jego biurku. 

- Nie kuś.- 

- A ty się ubieraj, bo do konferencyjnej trochę się idzie.- ponaglił go machnięciem ręki, zbierając klucze, cały zielony segregator podpisany słowami "BARDZO WAŻNE" i otworzył drzwi na oścież.- Zapraszam do wyjścia. 

- Wyjmij tę karteczkę, bo wygląda nieprofesjonalnie.- postukał w niesione przez Parka dokumenty, w zamian tamten zrzucił mu je na ramiona, samemu szarpiąc się z zamkiem. Joong mógł dostrzec w mimice wyższego, że potwornie się denerwuje, co było całkiem zabawne, gdyby nie fakt, że mógł zmienić do niego nastawienie, jeśli coś pójdzie nie po jego myśli. Nie miał ochoty znosić do końca dnia naburmuszonego, niezadowolonego szefa, który jeszcze zacznie wyżywać się na nim za swoje własne niepowodzenia. 

Pomaszerowali długim korytarzem, który wił się jak labirynt. Kim szczerze wątpił, iż każde z mijanych pomieszczeń ma jakieś przeznaczenie. Na plakietkach widniały niebotyczne numery oraz nazwy stanowisk jakich by nie powtórzył za nic w świecie i widział je prawdopodobnie po raz pierwszy i ostatni w swoim życiu. Hwa co sekundę poprawiał rękawy, spodnie, klapy, włosy, a nawet pierścionki na palcach. Hong może nawet by starał się go pocieszyć, dodać trochę otuchy, ale znali się dopiero niecałe dwie doby, on o nim nic nie wiedział, a przede wszystkim, nie był dobry w dawaniu porad, czy wsparcia. Zasadniczo, był w tym beznadziejny, bo i praktykę miał niewielką. 

Wreszcie natknęli się na przeszklone drzwi, za którymi dało się zauważyć długi stół, ozdobiony białym dzbankiem z walczącymi o przetrwanie kwiatami. Jeśli ktoś je kiedykolwiek podlewał, to prawdopodobnie kwasem, ponieważ zamiast dodawać temu wnętrzu, to jedynie odejmowały. 

- Weź schowaj gdzieś te chabazie.- jęknął Park, zasiadając na jednym z obitych skórą krzeseł, a Hongjoong wrzucił naczynie do niewielkiej komody, uważając, że śmietnik jest za mocno wystawiony na widok. Dopiero teraz aż tak udzieliło mu się samopoczucie Seonghwy, ponieważ spiął się, jakby to chodziło o jego miliardy. Fakt faktem, dla niego takie liczby brzmiały abstrakcyjnie, bo wychodził z założenia, że jeśli czegoś nie widział, to tego nie ma, a nigdy nie widział miliarda won na swoim koncie. Nie obraziłby się natomiast, gdyby ktoś zapragnął mu udowodnić ich istnienie.

- Ja może zrobię kawę i przyniosę karafkę z wodą? Czy tobie od razu coś mocniejszego?- 

- Nie wiem, masz coś na obniżenie ciśnienia, a nie podwyższenie?-

- Nie, ale mój wujek ma nadciśnienie, to następnym razem wezmę z domu. Tylko jeśli umrzesz po takich lekach, to ja nic o tym nie wiedziałem i proszę mnie w to nie mieszać.- stwierdził, po czym pobiegł szybko do najbliższego pokoju socjalnego. Okazywało się bowiem, że mają ich kilka na tym piętrze, więc nie musi krążyć przez kolejne naście minut, aby przynieść kilka szklanek oraz coś do picia. Wracając, ukradł nawet jakiś ładnie wyglądający bukiet z otwartego gabinetu, sądząc, że nikt się nie obrazi, jeśli pożyczy kwiatki na pół godziny. 

Hwa widząc go w progu zaczął się śmiać, jakby to co zobaczył było najlepszą, a zarazem najzabawniejszą rzeczą od dawna. Kim poukładał wszystko elegancko na blacie, po czym stanął przy korytarzu jak odźwierny i wyglądał wyczekiwanego gościa.

- Nie wiedziałem, że mamy tutaj kwiaciarnie.- 

- Każde miejsce jest sklepem, jeśli jesteś złodziejem. W dodatku masz w nim minus sto procent zniżki.- puścił do Seonghwy oczko. Coś było w tym dzieciaku, że wnosił jakieś światło do każdego miejsca, w jakim się znalazł. Hwę mało co potrafiło uspokoić, a po każdym kolejnym żarcie chłopaka, czuł się o wiele bardziej rozluźniony. 

Nagle Joong wybałuszył ślepia, a Park domyślał się, co to zapowiada. 

- Łysy?- łypnął na starszego.

- Łysy.- odrzekł, waląc palcami w blat. 

- Bródka i wielki pieprzyk nad lewą brwią?- 

- Tak...-

- Idzie, cholera jasna. Idzie, uśmiechnij się.- wycedził, sam pokazując klawiaturę białych jak śnieg, równych zębów. 

Continue Reading

You'll Also Like

944K 21.6K 49
In wich a one night stand turns out to be a lot more than that.
228K 8.4K 50
"you're just like those other girls" [editing]
2.7M 60.8K 195
Welcome to my suffering, im dragging you to this fluffy/smutty book. Im sorry [Completed]
1.3M 58.1K 104
Maddison Sloan starts her residency at Seattle Grace Hospital and runs into old faces and new friends. "Ugh, men are idiots." OC x OC