Córka Śmierci, Dziecko Zemsty

By Evy_Andreewss

5.7K 310 322

Mała Viviene jest córką Bellatrix Black i Toma Riddla. Nieświadoma tego dziesięciolatka wychowuję się w rodzi... More

Informacja
Rozdział I "List"
Rozdział II "Nagini"
Rozdział III "Hogwart"
Rozdział V "Spotkanie W Azkabanie"
Rozdział VI "Nowy Prefekt"
Rozdział VII "Bogin"
Rozdział VIII "Dawne Wspomnienia"
Rozdział IX "Pierwszy Horkruks"
Rozdział X "Realizacja Planu"
Rozdział XI "Komplikacje"
Rozdział XII "Tajemnica Wychodzi Na Jaw"
Rozdział XIII "Nowe Sekrety"
Rozdział XIV "Dziwny Sen"
Rozdział XV "Syriusz Black"
Rozdział XVI "Dolores Umbridge"
Rozdział XVII "Prawdziwy Przyjaciel"
Rozdział XVIII "Mistrzostwa Świata Quidditch'a"
Rozdział XIX "Turniej Trójmagiczny"
Rozdział XX "To mój wybór"
Rozdział XXI "Pierwsza miłość"
Rozdział XXII "Alastor Moody"
Rozdział XXIII "Powrót"
Rozdział XXIV "Brak Kontroli"
Rozdział XXV "Bal Bożonarodzeniowy"
Rozdział XXVI "Odrodzenie"
Rozdział XXVII "Lestrange?"
Rozdział XXVIII "Inna"
Rozdział XXIX "Asystentka"
Rozdział XXX "O Północy"
Rozdział XXXI "Koniec sekretów?"
Rozdział XXXII "Dzień wyboru"
Rozdział XXXIII "GD"

Rozdział IV "Lord Voldemort"

359 14 23
By Evy_Andreewss

Narrator
Viviene stała w jakimś długim pomieszczeniu z dwóch stron otoczonym filarami z wizerunkiem węża. Wszędzie panował półmrok a jedynym źródłem światła była jej różdżka z której tryskał lekki blask. Dziwiło ją to ponieważ nie wypowiadała żadnego zaklęcia rozświetlającego. Wędrowała długim korytarzem trochę przypominającym pomost. Po dwóch stronach można było zauważyć wodę a na samym końcu pomieszczenia znajdował się kamienny posąg. Podeszła bliżej i usłyszała syk. Nie należał do niej ani żadnego węża. Był to głos jakiegoś chłopaka. Lekko zdezorientowana zaczęła się rozglądać. Nikogo nie zobaczyła. Jedyną rzeczą jaką udało jej się dostrzec był stary zniszczony dziennik. Schyliła się by bardziej mu się przyjrzeć. Był oprawiony w czarną skórę a na górze widniał napis "Dziennik Toma...". Nie zdążyła odczytać ostatniego słowa ponieważ poczuła jak ktoś przykłada różdżkę do jej szyi. Wystraszona obróciła się i zobaczyła przed sobą wysokiego bruneta w szacie Slitherin'u i dziwnie znajomymi oczami. Kiedy tylko młodzieniec ją zobaczył różdżka wyleciała z jego ręki. Zanim zdążyła o coś zapytać czy cokolwiek powiedzieć usłyszała tylko ciche słowa. Nie dało się niestety nic z n zrozumieć. Były jak szum w głowie bardzo niewyraźne i przenikliwe. W tym momencie Viviene obudziła się cała zlana potem. Nie wiedziała kto był tym tajemniczym chłopakiem. Czuła że skądś go zna jednak nie wiedziała skąd. Nie wiedziała też że ten sen nie był zwyczajny. Obawiała się że nie dowie się prawdy o rodzicach. A nie miała pojęcia że dzień w którym ją pozna zbliża się do niej coraz szybciej...
Viviene
Obudziłam się cała zlana potem. Popatrzyłam na zegar była czwarta rano. Spojrzałam na łóżko mojej współlokatorki. Pansy jeszcze spała. Wykonałam poranną rutynę i ponownie sprawdziłam godzinę. Za godzinę zaczynało się śniadanie więc postanowiłam obudzić koleżankę.
-Pansy wstawaj za godzinę jest śniadanie!- Krzyknęłam i zaczęłam potrząsać współlokatorką. Z czego nie była za bardzo zadowolona.
-No dobra, dobra już wstaję.- Powiedziała zaspanym głosem. Kiedy moja koleżanka już się ogarnęła wyszłyśmy do pokoju wspólnego. Zastaliśmy tam Draco i Blaise. Kiedy nas zobaczyli od razu do mas podeszli i zaczęli się witać. Bez zbędnych pogaduszek poszliśmy do Wielkiej Sali na śniadanie. Oczywiście nie obyło się bez plotek i dziwnych uwag na mój temat. Zasiadliśmy na swoich miejscach i zaczęliśmy jeść. Po kilku minutach zauważyłam moją sowę. Leciała z listem i jakąś paczką. Od razu wylądowała na mojej ręce a ja odwiązałam paczkę przyczepioną do jej szponów i wyjęłam list z dzioba.
-Co tam masz?- Zapytał Draco patrząc na moją przesyłkę.
-To pewnie te przedmioty na drugi rok i list od Mayerów.- Odpowiedziałam ze znudzeniem w głosie.
-Dawaj czytaj!- Podjudzał mnie Blaise.
-Blaise idioto!- Wrzasnęła Pansy.- Przecież nie tutaj gdzie każdy by mógł to usłyszeć!- Dodała po chwili.
-Pansy ma rację.- Poparłam ją a ona uśmiechnęła się triumfalnie w stronę chłopaka. Kiedy tylko zjedliśmy udaliśmy się do naszego dormitorium. Nie mogąc już znieść pytań chłopaków zaczęłam czytać list. Oczywiście moja intuicja się nie myliła ponieważ list był od Mayerów. Jego treść nie była jakaś ciekawa. Przysłali mi również wszystkie rzeczy potrzebne na ten rok oraz miotłę. Spakowałam się na zajęcia i razem z innymi poszłam na pierwszy przedmiot. To była lekcja zielarstwa. Po dzwonku weszliśmy do sali i zajęliśmy miejsca. Niestety mieliśmy ten przedmiot razem z Gryfonami z czego nie byłam zadowolona.
-No dobrze jak wiecie ja nazywam się profesor Sprout i uczę was zielarstwa.- Powiedziała na wstępie a ja już wiedziałam że nie polubię tych zajęć.
Nigdy nie interesowały mnie rośliny. Wolałam czarować. No ale cóż mus to mus. Naszym zadaniem było przesadzić Mandragorę. Nie było to trudne ale jeden bałwan z Gryfindoru źle nałożył ochraniacze na uszy. Skutkiem tego było że głupek zemdlał. Uczniowie z mojego domu mieli niezły ubaw przez całą sytuację. Po skończonej nawet nie najgorszej lekcji mieliśmy kilka innych przedmiotów. Była to między innymi transmutacja eliksiry i obrona przed czarną magią. Po lekcjach które trwały do 16.³⁰ razem z Pansy odrabiałyśmy zadania domowe. Blaise w tym czasie był na treningu Quidicha razem z Draconem. Po około dwóch godzinach wrócili i zrobili zadania. Po czym pobiegli na błonia spotkać się z Pansy. Ja nie lubiłam spotkań z ludźmi wolałam się uczyć. W tym przypadku jednak chciałam dowiedzieć się czegoś o rodzicach. Postanowiłam że pójdę zapytać o to dyrektora. Pokazał już że zna moje nazwisko. A kiedy tiara miała powiedzieć coś na temat mojego ojca on ją uciszył. Jedno było pewne on coś wie. Niestety oczywiście nie wiedziałam gdzie jest gabinet dyrektora. Na moje szczęście zauważyłam Cedrica. Stał sam przy oknie. Postanowiłam że poproszę o pomoc co nie zdarza się często.
-Cześć Cedric.- Podeszłam i się przywitałam. Widać było że był trochę zaskoczony ale na jego twarzy szybko pojawiła się radość.
-Cześć Viviene. Co ciebie do mnie sprowadza.- Przywitał się i tak jakby chyba przewidział że coś od niego chce.
-Czy mógłbyś pomóc mi dotrzeć do gabinetu dyrektora?- Zapytałam i posłałam chłopakowi miły uśmiech.
-Co przeskrobałaś?- Zażartował sobie i popatrzył na mnie podejrzliwie.
-Nic poważnie...- Odpwiedziałam patrząc w ziemię. Nie zamierzałam mu się tłumaczyć.
-No okej ale za to zrobisz coś dla mnie.- Powiedział a ja wiedziałam że będzie czegoś chciał.
-Dobrze a więc czego chcesz?- Zapytałam i przybliżyłam się o krok do Cedrica. Na jego twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech.
-Po prostu zostaniemy przyjaciółmi i nie będziemy mieć przed sobą tajemnic. Będziemy się we wszystko wtajemniczać.- Powiedział a ja myślałam że zemdleje. Ja mam przyjaźnić się z Puchonem? Wolne żarty. Same rozmyślanie o tym wzbudza we mnie odruch wymiotny. Nie dałam po sobie tego poznać i posłałam mu sztuczny miły uśmiech. Postanowiłam że przyjmę jego propozycję. Możliwe że będzie to dla mnie korzystne w przyszłości.
-Niech Ci będzie zgadzam się.- Powiedziałam od niechcenia ale on chyba tego nie zauważył.
-Super cieszę się!- Krzyknął uradowany. Ludzie na korytarzu patrzyli się na całą tą sytuację. Jedni pokazywali palcami inni się śmiali a jeszcze inni po prostu omijali nas szerokim łukiem. Po kilku minutach Cedric zaczął prowadzić mnie do gabinetu Dumbledora.
-Długo będziemy tam szli?- Zapytałam żeby przerwać niezręczną ciszę.
-Nie aż tak długo.- Odpowiedział nie patrząc się na mnie.- Właściwie to po co idziesz do dyrektora?- Zapytał po chwili. Nie chciałam mu mówić ale nienawidzę oszukiwać ludzi taj samo jak być okłamywana czy oszukiwana.
-Chcę dowiedzieć się czegoś o moich rodzicach.- Odpowiedziałam a on nagle się zatrzymał.- Coś się stało?- Zapytałam nie mogąc ukryć zdziwienia.
-Nie znasz swoich rodziców?- Zapytał zdziwiony.
-Niestety nie. Nie wiem nawet co się z nimi stało.- Odpowiedziałam patrząc w podłogę. Nie wiem dlaczego ale czułam jak w moich oczach zbierają się łzy. Szybko zdążyłam się opanować i ponownie przybrałam maskę obojętności.
-Przykro mi. Pomogę ci dowiedzieć się o nich wszystkiego.- Odpowiedział a ja nie wiedziałam co zrobić. Popatrzyłam mu się w oczy. Było w nich ukryte współczucie troska i nadzieja. Chwilę tak staliśmy. Nikt nawet się nie odezwał. Nagle Cedric zrobił coś czego się nie spodziewałam. Przytulił mnie. Kiedy wreszcie się ode mnie odkleił spowrotem ruszyliśmy w stronę gabinetu. Kilkanaście minut potem znaleźliśmy się pod kamienną chimerą. Cedric powiedział hasło i ukazały nam się schody.
-Poczekać tu na ciebie?- Zapytał patrząc w stronę schodów.
-Nie trzeba.- Odpowiedziałam.- Dziękuję za pomoc.- Dodałam po chwili. Szłam schodami w górę aż w końcu natrafiłam na drzwi. Niepewnie zapukałam do nich.
-Proszę.- Usłyszałam po chwili. Nie pewnie pchnęłam drzwi i weszłam do środka. Zobaczyłam że dyrektor stoi przy swoim biurku obrócony tyłem do drzwi.
-Dzień dobry.- Przywitałam się a Dumbledor obrócił się jak poparzony.
-Dzień dobry Viviene. Siadaj proszę.- Powiedział miłym głosem. Od początku czułam niechęć do tego starca. Nie mogę nawet powiedzieć czemu. Tak jak mi powiedział usiadłam a zaraz potem zrobił to on.
-Spodziewał się mnie pan?- Zapytałam nie kryjąc zdziwienia.
-Wiedziałem że prędzej czy później do mnie przyjdziesz. Nie wiedziałem tylko że z własnej woli.- Odpowiedział a ja czułam się bardzo zmieszana.- W takim razie co cię do mnie sprowadza?- Zapytał starzec po chwili milczenia.
-Czy wie pan coś o moich rodzicach?- Zapytałam nie owijając w bawełnę. W oczach starca nagle pojawił się strach. Nie wiem o co dokładnie chodziło ale czułam że to nie będzie miła rozmowa.
-Wiele osób coś wie o twoich rodzicach moja droga. Ja nie jestem jedną z nich.- Powiedział a ja czułam że kłamie. Widziałam to w jego oczach.- Twoi rodzice to nie jest temat na który chcę i będę z tobą rozmawiać. Proszę cię żebyś nie szukała informacji na ich temat. To wszystko dla twojego dobra.- Dopowiedział a ja już nie mogłam wstrzymać emocji.
-Naprawdę pan myśli że jestem aż tak głupia żeby w to uwierzyć!?- Wydarłam się wstając gwałtownie z krzesła.- Jeśli myśli pan że się posłucham i nie będę szukać informacji to się pan myli! Nie przestanę dopóki nie dowiem się na ich temat wszystkiego i nikt mnie nie powstrzyma! A gadanie że "to dla mojego dobra" wam nie pomoże! Nie mam zamiaru słuchać kogoś kto kłamie mi prosto w oczy!- Dodałam i skierowałam się do drzwi. Trzasnęłam nimi i zostawiłam oniemiałego dyrektora w gabinecie. Zamiast niechęci do niego pojawiła się niepochamowana nienawiść. Pobiegłam do łazienki jęczącej Marty usiadłam w koncie i zaczęłam płakać. Nie panowałam nad emocjami. Nie miałam zamiaru z nikim rozmawiać i opowiadać o tej sytuacji. Na moje nieszczęście zauważyła mnie Marta.
-Kim jesteś?- Zapytał mnie duch podlatując do mnie.
-Cześć Marto jestem Viviene.- Powiedziałam próbując opanować płacz.
-Przypominasz mi mnie. Też tak Siedziałam i płakałam w tej łazience.- Odpowiedziała patrząc się na mnie.
-Możesz mnie zostawić na moment?- Zapytałam patrząc jej się w oczy.
-No dobra pogadamy kiedy indziej!- Wydarła się i wleciała do zlewu. Kiedy wreszcie się uspokoiłam wyszłam z łazienki i udałam się do dormitorium. Tam zastałam siedzącą na łóżku Nagini.
-§Nagini!§- Wrzasnęłam nie mogąc ukryć frustracji.
-§Co się stało moja Pani§?- Zapytała po czym wsunęła mi się na rękę.
-§Czy wiesz coś o moich rodzicach§?- Zapytałam patrząc się przenikliwym spojrzeniem na węża. Nagini tylko pokiwała głową.-§Powiesz mi coś o nich§?- Zapytałam z iskrą nadziei w głosie.
-§Pani jedynie mogę tobie powiedzieć że niedługo spotkasz ojca który wyjaśni ci wszystko co powinnaś wiedzieć§.- Wysyczał wąż a w moich oczach pojawiły się iskierki nadziei.
-§Kiedy go spotkam§?- Zapytałam nie mogąc ukryć radości.
-§Tego nie wiem§.- Odpowiedziała Nagini a ja pozwoliłam jej spowrotem wpełznąć na łóżko. Sama zaś poszłam w stronę biblioteki aby poszukać potrzebnych informacji. Niestety nic nie znalazłam. Okazało się że siedziałam tam dość długo i że właśnie zaczęła się kolacja. Powoli ruszyłam w stronę Wielkiej Sali. Kiedy tam dotarłam wszystkie oczy znów zwróciły się na mnie. Zajęłam swoje miejsce obok Pansy. Draco i Blaise wpatrywali się we mnie dziwnie a Pansy nawet nie zauważyła że przyszłam.
-Wszystko dobrze?- Zapytał Draco a ja obróciłam się w jego stronę.
-Tak jest wspaniale.- Skłamałam a on to zauważył.- Skąd wniosek że coś się stało?- Zapytałam sarkastycznie.
-Twoje oczy...- Nie zdążył dokończyć.
-Są CZERWONE!- Wrzasnęła mi do ucha Pansy.
-Co ty gadasz!?- Wrzasnęłam przerażona. Wyjęłam różdżkę i wyczarowałam lusterko. Mieli rację moje oczy z brązowych zmieniły kolor na krwistą czerwień.- Co to oznacza!?- Zapytałam przerażona.
-Nie mam pojęcia!- Wrzasnął Blaise.
-Może to z emocji?- Zasugerował Draco.
-Możliwe a co jeśli to dziedziczne?- Zasugerowała Pansy.
-Nie mam pojęcia! Ale chyba nie oznacza to nic dobrego.- Powiedziałam już spokojniej  chociaż w środku cała trzęsłam się ze strachu. Po kolacji od razu poszłam do dormitorium. Szybko wykonałam wieczorną rutynę i poszłam spać. Nie miałam ochoty na rozmawianie z nikim i tłumaczenie się z różnych dziwnych sytuacji. Nie minęło kilka minut a ja odpłynęłam do krainy snów. Niestety ciągle męczył mnie ten sam koszmar. Teraz jednak dało się usłyszeć słowa które mówił do mnie ten chłopak. "Znajdź dziennik. Jesteś dziedzicem." Te słowa odbijały się echem w mojej głowie. Oczywiście zaraz po tym się obudziłam. Znów o tej samej godzinie w tym samym momencie w tym samym koszmarze. Miałam nadzieję że prędko to się skończy. Niestety co do tego myliłam się.

Dni bardzo szybko mi mijały. Wszystkie były praktycznie takie same. Śniadanie, lekcje, obiad, odrabianie zadań, szukanie informacji o rodzinie, kolacja, koszmary senne. Nic się nie zmieniało. Może poza tym że czasami rozmawiałam z kuzynem czy Nagini. Ten dzień też był zwyczajny. Właśnie razem z Draconem, Pansy i Blaisem wracaliśmy z kolacji gdy nagle usłyszałam jakiś szept. Mówił że mam do niego przyjść że to ważne. Jak zachipnotyzowana zaczęłam biec a reszta za mną. Nie wiedzieli o co mi chodzi a sama nie panowałam nad tym co robiłam. Po kilku minutach niekontrolowanego biegu zobaczyliśmy trójkę drugo-klasistów. Była to ta szlama Granger chłopak z blizną którego spotkałam na Pokontnej i rudzielec którego przyłapał wtedy Snape. Chyba nazywa się Wesley. Od Dracona dowiedziałam się że jest zdrajcą krwi. Cała trójka stała przy ścianie na której był napis z krwi a obok wisiała kotka Filcha.

"Komnata tajemnic znów została otwarta. Strzeżcie się
wrogowie dziedzica."

Kiedy tylko przeczytałam napis wiedziałam co się stało. Momentalnie cała zbladłam.
-Strzeżcie się wrogowie dziedzica?- Zaśmiał się Draco.- Kolej na was szlamy.- Dodał po chwili nadal się śmiejąc. Po minucie przestał chyba dlatego że zobaczył że jestem cała blada. Właściwie blada to mało powiedziane. Byłam biała jak kreda. Momentalnie dookoła nas zebrał się tłum wśród nich byli nauczyciele. Dało się w nich zauważyć profesora Snape'a McGonagall Dumbledora i woźnego Filcha. Filch zaczął się kłócić z bliznowatym o panią Noris a Snape zwrócił się do mnie.
-Wiesz kto to zrobił?- Zapytał szeptem.
-Nie mam pojęcia profesorze ale to nie ja przysięgam.- Odpowiedziałam a on nie zrobił się spokojniejszy.
-Wierzę Ci spokojnie.- Zapewnił mnie a ja poczułam tym czasową ulgę.
-Ma Pan jakieś podejrzenia?- Zapytałam a on pokiwał głową na nie.
-Dobrze wszyscy mają wrócić do swoich dormitoriów z prefektem naczelnym.- Powiedział głośno Drops. Wszyscy tak jak kazał ustawili się w grupach i wróciliśmy do pokoju wspólnego.
-Hej Viv coś się stało?- Zapytał Blaise.
-Jesteś cała blada.- Dodał Draco.
-To nie jest rozmowa którą można przeprowadzić tutaj.- Powiedziałam cicho.
-Chdźmy do naszego pokoju.- Powiedziała Pansy. Wszyscy udaliśmy się za nią i rozsiadliśmy na moim łóżku. Dla pewności że nikt tego nie zobaczy czy usłyszy zamknęliśmy wszystkie okna. Po czym zasłoniliśmy je zasłonami. To samo zrobiliśmy z kotarą łóżka. Dla większego bezpieczeństwa rzuciłam jeszcze zaklęcie wyciszające.
-Powiesz nam o co chodzi?- Zapytał wreszcie Draco.
-Dobra ale musicie obiecać że nikomu nie powiecie.- Powiedziałam a oni wszyscy obiecali dochować tajemnicy.- To ja jestem dziedzicem!- Krzyknęłam a oni wszyscy pobledli.
-Naprawdę?- Zapytała po chwili oszołomiona Pansy.
-Przynajmniej tak mi się wydaje.- Przyznałam lekko zmieszana.
-Czemu tak uważasz?- Zapytał Blaise.
-Wszystko na to wskazuję.- Powiedziałam trochę tajemniczo.
-Ale co wskazuję!?- Zapytał podirytowany Draco.
-Spójrzcie!- Krzyknęłam wyciągając różdżkę.- Olivader powiedział mi że zrobił ją sam Salazar Slitherin założyciel domu węża i że najprawdopodobniej jestem jego dziedzicem.- Dodałam po chwili.
-Skąd możesz wiedzieć że to prawda?- Zapytał zaciekawiony Blaise.
-Kiedy ją dostałam wyleciał z niej wizerunek węża.- Powiedziałam.- To nie wszystko cały czas męczą mnie koszmary o tym że jestem dziedzicem i muszę znaleźć jakiś dziennik. Wcześniej zanim zobaczyliśmy napis usłyszałam jakiś szept dochodzący jakby zza ściany.- Dodałam szybko a reszta nie wiedziała co ma zrobić.
-Co jeśli nie chodzi o dziedzica Slitherina tylko kogoś innego?- Zapytał mój kuzyn.
-Właśnie co wtedy?- Dodała Pansy.
-To nie możliwe wiem że chodzi tu o Slitherina!- Krzyknęłam.
-Skąd możesz to wiedzieć?- Zapytał Blaise.
-Dwa słowa: Komnata Tajemnic.- Odpowiedziałam.- Ona została stworzona przez założyciela domu węża. Kryję się w niej bazyliszek i tylko prawowity dziedzic potrafi go kontrolować.- Wyjaśniłam dużo ciszej i spokojniej.
-Z tego co wiem bazyliszek nie petryfikuje tylko zabija.- Powiedziała Pansy.
-Właśnie ta jedna rzecz się w tym wszystkim nie zgadza!- Poparłam ją po czym schowałam twarz w dłonie.
-Na razie nie wiadomo czy to na pewno o to chodzi.- Uspokajał mnie Draco.
-Na razie możesz być spokojna.- Dodał Blaise i mnie przytulił.
-Jakby co to masz nas.- Powiedziała Pansy i poszła w ślady Blaise'a. To samo zrobił Draco. Siedzieliśmy tak chwilę aż tą niezręczną ciszę przerwał ten sam szept. Wstałam jak poparzona i wybiegłam z dormitorium zostawiając oniemiałych przyjaciół w pokoju. Biegłam w stronę łazienki Marty a szept się nasilał. Nagle zobaczyłam wielkiego węża.
-§Witaj§- Przywitałam się a on natychmiast obrócił się w moją stronę. Zobaczyłam wtedy wielkie żółte oczy. Wąż powoli się do mnie zbliżał.
-§Pani szukałem ciebie§.- Odpowiedział i się ukłonił.
-§Jesteś bazyliszkiem prawda?§- Bardziej zasugerowałam niż zapytałam.
-§Tak pani.§- Odpowiedział po chwili. Zbliżałam się do niego z każdym krokiem. Byłam już na tyle blisko by go dotknąć. Jednak nagle usłyszałam głos Draco.
-§Wracaj do komnaty szybko!§- Rozkazałam a on zniknął w mgnieniu oka. Teraz miałam już pewność jestem dziedzicem a Salazar Slitherin to strzał w dziesiątkę. Poszłam do kuzyna i wytłumaczyłam mu co przed chwilą się tu stało. Na początku był uradowany że mnie znalazł ale kiedy wysłuchał mojej historii na jego twarzy wymalował się strach. Wróciłam do dormitorium i opowiedziałam wszystko Pansy a Draco podzielił się tym z Blaisem. Z tego względu że było dosyć późno wszyscy poszli spać. Mnie znowu męczyły te same koszmary. Znów obudziłam się w tym samym momencie. Postanowiłam nie marnować czasu i ogarnąć się szybciej. Miałam też nadzieję że dowiem się czegoś o nazwisku Riddle w bibliotece. Czemu nie wolno mi go używać i kto miał je przede mną. Może mogłabym dowiedzieć się coś o rodzicach? Lub o tym że jestem dziedzicem. Na razie niczego nie znalazłam w księgach ale myślę że to tylko kwestia czasu. Kiedy upewniłam się że Pansy jeszcze śpi co cichu wyszłam z dormitorium. Po kilkunastu minutach stałam już pod wielkimi drzwiami prowadzącymi do pomieszczenia pełnego wiedzy. Pchnęłam drzwi i weszłam do biblioteki. Był tu tylko jeden regał którego jeszcze nie sprawdzałam. Podeszłam do okna na końcu pomieszczenia. Nie było tam jasno a książki które się tam znajdowały były zakurzone. W kontach dało się dostrzec pajęczyny. Księgi z tych półek były stare i się rozpadały. Poza jedną podpisaną "Najlepsi Absolwenci Hogwartu". Niepewnie ruszyłam książkę i gdy miałam ściągać ją z półki zobaczyłam że coś się przesuwa. Okazało się że było to jakieś ukryte pomieszczenie. Było duże i okrągłe na ścianach wisiało dużo zdjęć. Były trochę stare i poniszczone. Na samym końcu pomieszczenia znajdował się pulpit z jakąś otwartą książką. Po bokach pomieszczenia znajdowały się również regały z książkami ale były podpisane rokiem w którym je napisano. Weszłam tam pewnym krokiem. Podeszłam do otwartej książki i usłyszałam głos.
-Powiedz czego szukasz.- Powiedział głos dochodzący jakby z książki. Dla pewności zaczęłam się rozglądać czy nikt przypadkiem za mną nie stoi. Kiedy zorientowałam się że byłam sama powiedziałam bez zastanowienia.
-Powiedz mi coś o nazwisku Riddle.- Zarządałam a strony w książce zaczęły się obracać. Natrafiłam na stronę z wizerunkiem chłopaka z moich snów.

Tom Marvolo Riddle
Jeden z najlepszych absolwentów Hogwartu. Trafił do domu węża kiedy jego opiekunem był jeszcze prof. Slughorn. Chodził na spotkania Klubu Ślimaka jako najlepszy uczeń i mistrz eliksirów swoich czasów. Fascynowała go czarna magia. Teraz znany jest pod innym nazwiskiem a mianowicie...

Dalsze słowa były przekreślone i pomazane. Nie dało się nic odczytać. Postanowiłam wziąć księgę ze sobą. Dyskretnie zapakowałam ją do torby. Chciałam dowiedzieć się jeszcze czegoś więcej. Więcej informacji mógł podać mi wcześniej wymieniony profesor Slughorn. Niestety nie uczy on już w Hogwarcie. Postanowiłam jeszcze rozejrzeć się po pomieszczeniu. Było tam dużo zdjęć które oglądałam z zaciekawieniem. Natrafiłam na jedno z wizerunkiem kobiety podobnej do mnie. Tej samej którą pokazywała mi na zdjęciu Narcyza. Chwilę się w nią wpatrywałam. Na początku nie dostrzegałam zbyt dużego podobieństwa. Po chwili jednak to się zmieniło. Kobieta wyglądała identycznie do mnie. Nie widząc sensu stania przed zdjęciem wyszłam z pokoju a ukryte drzwi do niego zamknęły się równie szybko. Nadal miałam myśli w głowie które nie dawały mi spokoju. Może dlatego wszyscy mylą mnie z jakąś Bellatrix? Może tak nazywała się moja mama? Z rozmyśleń wyrwał mnie czyiś głos.
-Hej co ty tutaj robisz!?- Zapytał ktoś kto stał za moimi plecami. Niestety nie wiedziałam kto to był. Nie znałam tego głosu. Postanowiłam się obrócić. Zobaczyłam tam wtedy Wesley'a.
-A co ty tu robisz?- Odpowiedziałam pytaniem.
-Szukam kolegi.- Odpowiedział już spokojnym tonem.
-Uprzedzając twoje pytanie nie widziałam go.- Wypaliłam zimno po czym skierowałam się do wyjścia z biblioteki. Nie zdążyłam się oddalić bo rudzielec chwycił mnie za nadgarstek.
-Nadal mi nie odpowiedziałaś!- Krzyknął po czym mnie puścił.
-Nie muszę się tobie spowiadać Wesley.- Wrzasnęłam w jego stronę a ten z wrażenia upadł do tyłu.
-Sorry nie krzycz już.- Zaczął mnie przepraszać a ja w głębi ducha śmiałam się że jest takim mięczakiem. Duma z siebie oddaliłam się od niego i poszłam w stronę Wielkiej Sali. Wszyscy już w niej byli. Usiadłam jak zwykle koło Pansy i zaczęliśmy jeść. Ten dzień nie różnił się niczym od pozostałych. Oczywiście oprócz tego że znalazłam informacje na temat jednego z moich nazwisk. Dni powoli zamieniały się w tygodnie. Przez cały czas liczba spetryfikowanych rosła. Cieszyło mnie to ponieważ byli to sami zdrajcy krwi czy szlamy. Nauczyciele w pewnym momencie mieli tego wszystkiego dość i rozpowiedzieli to całej szkole. Zaczęto nas szkolić z zaklęć obronnych. Oczywiście zajęcia prowadził nie kto inny jak profesorek "największa łamaga". Dzisiaj był pierwszy dzień tych zajęć. Mieliśmy tą lekcję z Gryfonami. Laluś wezwał mojego ulubionego profesora do pojedynku. Oczywiste było to że przegra. Jak się okazało miałam rację. Lockhart nie potrafił użyć nawet najprostszego zaklęcia obronnego.
-No dobrze skoro to mamy już za sobą...- Zaczął Laluś ale chyba nie za bardzo wiedział co ma powiedzieć.- Wesley, Potter na podest.- Dokończył w końcu.
-Różdżka Wesley'a nie nadaje się nawet do prostych zaklęć.- Zaczął Snape.- Może zmierzy się z kimś kogo ja wybiorę? Malfoy chociażby?- Zaproponował i wciągnął Dracona na pole walki. Chwilę ciskali w siebie zaklęciami. Gdy nagle mój kuzyn wyczarował węża. Każdy zaczął panikować i odchodzić do tyłu. Ja w tym czasie weszłam na podest i zaczęłam z nim rozmawiać.
-§Spokojnie§.- Zaczęłam go uspokajać.
-§Rozumiesz mnie§?- Zapytał zdziwiony.
-§Oczywiście że tak§.- Odpowiedziałam i pozwoliłam mu wpełznąć na moją rękę.- §Chciałbyś zobaczyć jak to jest na wolności§?- Zapytałam z uśmiechem.
-§Tak§.- Wysyczał wąż.
-§Dobrze§.- Odpowiedziałam i zaczęłam podchodzić do wyjścia. Wszyscy podążyli za mną nie mogąc ukryć strachu. Kiedy wreszcie wyszłam z zamku wypuściłam gada a on zaczął pełznąć w stronę zakazanego lasu.
-Zabij go ktoś to ręce i nogi powyrywam!- Wrzasnęłam do wszystkich po czym dumnym krokiem weszłam spowrotem do klasy. Akurat skończyła się ostatnia lekcja i mogliśmy wrócić do dormitoriów. Przez resztę dnia nie działo się kompletnie nic. Tygodnie mijały a nikt nadal nie znalazł wejścia do komnaty tajemnic. Dziwiło mnie trochę że Snape nie powiedział nikomu gdzie znajduję się wejście ale postanowiłam nie wchodzić w tą sytuację. Tego dnia jak zwykle po skończeniu lekcji siedziałam z książką w bibliotece. Niestety zaczytałam się i nie zauważyłam kiedy z siedemnastej zrobiła się dwudziesta pierwsza. Nie martwiąc się późną godziną zaczęłam wracać do dormitorium. Nagle usłyszałam ten sam szept.
"Viviene chodź do mnie. Komnata tajemnic otworzy się dla ciebie."
Zaciekawiona głosem zaczęłam iść w kierunku łazienki jęczącej Marty. Na moje szczęście jej tam nie było. Odezwałam się w mowie węży po czym łazienki się rozsunęły. Ujrzałam wielką dziurę w podłodze. Bez namysłu do niej wskoczyłam. Leciałam tak przez kilka sekund aż w końcu wylądowałam na ziemi. Usłyszałam jak wejście ponownie się zamyka. Wyciągnęłam różdżkę i szepnęłam zaklęcie Lumos. Z końcówki mojej różdżki zaczęło wychodzić światło. Nareszcie coś widziałam. Była tam skóra węża która jak mniemałam należała do bazyliszka. Poszłam dalej po jakimś czasie ukazało mi się okrągłe wejście. Ponownie odezwałam się w języku węży a ono otworzyło się. Pomieszczenie wyglądało dokładnie jak to z mojego snu. Poszłam na jego koniec i ujrzałam nie przytomną Ginny Wesley.  "No no no... najbardziej wkurzająca mnie dziewczyna z rodu Wesley'ów teraz leży na podłodze i nie kontaktuje ze światem. Po prostu SUPER."
Obok niej leżał dziennik taki sam jak z moich snów. Dziennik Toma Riddla. Przeczytałam niedowierzając. Po chwili poczułam jak czyjaś różdżka dotyka mojej szyi.
-Kim jesteś i jak tu weszłaś!?- Usłyszałam za sobą zimny głos.- Gadaj bo pożegnasz się z życiem!- Krzyknął ponownie.
-Nazywam się Viviene Black Riddle.- Przedstawiłam się tak samo zimnym głosem. Nagle poczułam że chłopak już nie celuję we mnie różdżką. Obróciłam się powoli ujrzałam tam wysokiego bruneta który miał takie same oczy jak moje. Były mi jakoś dziwnie znajome. Odeszłam o kilka kroków w tył. Chwilę staliśmy bez słowa wpatrując się w siebie. Aż w końcu chłopak przerwał tą niezręczną ciszę.
-Viviene bałem już się że nie przyjdziesz.- Powiedział powoli przybliżając się do mnie.- Myślałem że ten stary Drops wybił Ci z głowy przybycie tutaj. Cieszę się że znowu mogę ciebie zobaczyć.- Dodał dotykając mojej twarzy dłonią.
-Radzę Ci mnie zostawić! Nie mam pojęcia kim ty do Merlina jesteś!- Krzyknęłam celując w jego stronę różdżką.
-Wygląd i harakter masz po matce umiejętności na szczęście po mnie.- Zaśmiał się po czym spojrzał mi w oczy.
-Dasz mi chwilę?- Zapytałam nie dowierzając w to co przed chwilą usłyszałam.
-Zależy na co moja droga.- Odpowiedział z cwanym uśmieszkiem. Ja bez tłumaczenia mu i proszenia o zgodę przywołałam do siebie węża.
-§Nagini do mnie§!- Wrzasnęłam po czym popatrzyłam na chłopaka. Był zdziwiony sama nie wiem czym. Nagini w mgnieniu oka zjawiła się przy mnie.
-§Tak pani§?- Zapytał mnie gad.
-§Czy to jest...§?- Zapytałam wskazując na chłopaka. Wężowi natychmiast rozbłysnęły oczy.
-§Tak pani to jest twój ojciec§.- Powiedziała Nagini.- §To mój dawny właściciel§.- Dodała po chwili.
-Widzę że tam gdzie Śmierciożercy nie dają rady trzeba wysłać węża.- Powiedział z zażenowaniem.- Nawet Nagini znalazła Ciebie szybciej.- Dopowiedział klepiąc węża po głowie.
-Chwila Śmierciożercy mnie szukali!?Dlaczego mnie!?- Zapytałam nie dowierzając.
Nie doczekałam się odpowiedzi ponieważ usłyszeliśmy jak drzwi od komnaty tajemnic ponownie się otwierają. Wyciągnęłam różdżkę nie wiedząc czego mam się spodziewać. Mój ojciec wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem co olałam. Nagle do pomieszczenia wszedł Potter. Szybko przemierzył korytarz i znalazł się przy leżącej Ginny.
-Black co ty tutaj robisz!?- Wrzasnął Potter.
-Nie twój interes Potter!- Krzyknął mój ojciec zanim zdążyłam się odezwać. Jego głos nie wykazywał żadnych emocji.
-Tom czemu stajesz po jej stronie!? Ona zamordowała Ginny!- Krzyknął celując we mnie różdżką.
-Przepraszam bardzo nie oskarżaj mnie o morderstwo! Po pierwsze ona żyje. Po drugie to nie ja! Chociaż bardzo chciałabym się jej pozbyć ja tego nie zrobiłam!- Krzyczałam a on patrzył na mnie jak osłupiały.
-Skoro to nie ty...- Popatrzył na mnie a później w stronę chłopaka który aktualnie stał za mną trzymając swoją dłoń na moim ramieniu.- Tom dlaczego!?- Krzyknął w jego stronę.
-Chcesz wiedzieć dlaczego? Myślałem że odpowiedź jest prosta!- Zaśmiał się po czym kazał mi oddać różdżkę. Zrobiłam to sama nawet nie wiem czemu.- Expeliarmus!- Krzyknął a różdżka wybrańca natychmiast znalazła się w jego dłoni.
-Tom oddaj różdżkę!- Krzyknął Harry po czym wystawił swoją rękę w stronę mojego taty.
-Oddam ale nie tobie.- Odpowiedział nadal zimnym głosem po czym obrócił się w moją stronę i oddał mi wcześniej zabrany przedmiot.
-Dziękuję.- Powiedziałam od niechcenia i poprawiłam jeden z kosmyków moich włosów które wiecznie opadają mi na twarz. On nic nie odpowiedział tylko zaczął rysować swoje imię patykiem złotego chłopca. Nagle z liter słów Tom Marvolo Riddle powstał napis I'm Lord Voldemort.
Z niedowierzaniem patrzyłam na napis przede mną. Byłam tak samo zdziwiona jak Potter. Mój ojciec chyba to zauważył.
-Córeczko dlaczego jesteś taka zdziwiona?- Zapytał a jego zimny głos teraz krył w sobie zaciekawienie.- Czy Snape nic tobie nie powiedział?- Pytał ponownie teraz natomiast z irytacją w głosie. Ja nie mogąc nic z siebie wykrztusić po prostu pokiwałam głową że nie.
-O co tutaj chodzi!? Jak to możliwe że Black jest twoją córką!? Przecież macie różne nazwiska!- Krzyczał Potter a ja nie miałam ochoty mu tego tłumaczyć.
-Nie martw się za chwilę zapomnisz o tej sytuacji.- Powiedziałam z szalonym uśmiechem.- Oblivate!- Krzyknęłam rzucając zaklęcie zapomnienia na bliznowatego. Wymazałam mu z głowy tylko minutę rozmowy. To wystarczyło jednak żeby złoty chłopiec totalnie się pogubił.
-Jesteś Voldemortem!?- Wrzasnął z niedowierzaniem. Cieszyło mnie to bo oznaczało że czar zadziałał. Mój ojciec popatrzył się na mnie i z uznaniem skinął głową.
-Potter radzę tobie uciekać.- Powiedział Voldemort kierując się w jego stronę.
-A jak nie to co!?- Zapytał wściekły.
-Zaraz zobaczysz.- Odpowiedział nadal zimnym i spokojnym głosem. Ja nie zamierzałam wtrącać się do ich rozmowy. Nagle ojciec przywołał bazyliszka. On wyszedł i natychmiast zaczął kierować się w stronę Pottera. Nagle z nikąd pojawił się Fenix z tiarą przydziału w szponach. Upuścił starą czapkę na ziemię i pazurami wydrapał oczy ogromnemu wężu.
-Ten wstrętny ptak oślepił bazyliszka ale został mu jeszcze słuch!- Krzyknął rozwścieczony sytuacją Tom. Jego twarz nadal nie wykazywała żadnych emocji. Niczego po sobie nie pokazywał. Nagle wybraniec podbiegł do mnie i zaczął ciągnąć mnie za nadgarstek. Nie byłam z tego zadowolona ale wspólnie uciekaliśmy przed bazyliszkiem. Popatrzyłam ostatni raz w stronę mojego taty. Na jego twarzy malowała się wściekłość i pogarda.
-Dobra mam dla ciebie radę.- Zaczęłam rozmowę.
-Jaką?- Zapytał wybraniec nie zatrzymując biegu.
-Jeżeli chcesz sobie dłużej pożyć lepiej mnie tu zostaw!-  Krzyknęłam a on jak na zawołanie się zatrzymał.
-Nie rozumiesz że grozi nam śmiertelne niebezpieczeństwo?- Zapytał z drwiną w głosie.
-Grozi raczej...- Nie zdążyłam dokończyć ponieważ chłopak zasłonił mi usta swoją ręką. W tej samej pozycji zaciągnął mnie na koniec jakiegoś korytarza. Oboje zobaczyliśmy zbliżającego się bazyliszka. Potter rzucił jakiś kamień  tym samym odciągając go od nas. Pobiegłam spowrotem do komnaty a bliznowaty za mną. Nagle pojawił się bazyliszek a Potter zabił go używając miecza Godryka Gryffindor'a. Następnie próbował zniszczyć dziennik jednym z kłów węża.
-Nie Potter rzuć to!- Wydarł się mój ojciec. Natychmiast pojęłam co planuję zrobić.
-Accio!- Przywołałam dziennik zaklęciem zanim Potter zdołał go zniszczyć.
-Balck co ty wyprawiasz!?- Zapytał że zdziwieniem i strachem w głosie.
-To co uważam za słuszne!- Wydarłam się w odpowiedzi.
-Nie widzisz tego? On tobą manipuluję zrozum to!- Wrzasnął i wskazał na Voldemorta. Później zadziało się coś czego się nie spodziewałam. Fenix podleciał do mnie i zaczął odwracać moją uwagę. Potter skorzystał z sytuacji i wbił mi kieł bazyliszka w rękę w której trzymałam dziennik. Zanim zdążyłam coś zrobić zemdlałam. Czułam jedynie przeszywający ból który roznosił się po całym moim ciele. Dalej była już tylko ciemność...

Continue Reading

You'll Also Like

45.7K 1.7K 40
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
13.8K 367 80
Tłumaczenia piosenek 🤷‍♀️
11.2K 263 17
Pewna dwójka dzieci, należąca do bogatych rodzin, była najlepszymi przyjaciółmi. Aurora zawsze trzymała się obok Vincenta. Wszystko robili razem. Aż...
10.8K 835 33
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w którym mieszkał cale swoje życie, ma też...