See you again

Por wildestdreamsbby

219K 6.7K 2.5K

Pierwsza część trylogii "See You" © wildestdreamsbby (17.02.23 - 10.06.23) Más

Prolog
1. Wakacje życia
2. Trzecia wojna światowa
3. Spotkanie
4. Instynkt
5. Huśtawka nastrojów
6. Prawda czy wyzwanie
7. Ognisko
8. Bransoletka
9. Siostry
10. Minionki
11. Atak paniki
12. Kac moralny
13. Dom
14. Paczka szlugów
15. Plaża
16. Kolacja
17. Wypadek
18. Rodzina
19. Lepsza strona
20. Szczerość
21. Nowe postanowienie
22. Beztroska
23. Stressed out
24. Cała wieczność
25. Pierwszy krok
26. Przywiązanie
27. Bolesne wspomnienia
28. Bezradnosć
29. Szósty zmysł
30. Własny trener
32. Jeszcze nigdy...
33. Gorzkie kłamstwa
34. Lawina słonych łez
35. Nadzieja umiera ostatnia
Epilog
Podziękowania

31. Niepowtarzalna okazja

4.7K 175 54
Por wildestdreamsbby

– Na dzisiaj starczy – oznajmił Henderson, kiedy już ledwo stałam na nogach.

Opierałam się o napięte linki ringu pochylając się do przodu. Większość włosów wypadła mi z kucyka, nie wspominając o tym, że były całe mokre. Z trudem próbowałam złapać oddech, bo oczywiście wcześniej nie mogłam odpuścić.

Zrobiliśmy parę rund sparingowych, a prawda była taka, że już po pierwszych dwóch ledwo zipiałam. Nie zliczę, ile razy dostałam pytanie czy chcę już skończyć, ale to brzmiało, jak oferta poddania się. I dlatego tego nie zrobiłam. Walczyłam do końca, tak, jak kiedyś.

Dopiero, kiedy wzięłam parę głębszych wdechów, dotarł do mnie głębszy sens jego słów i automatycznie się przez to wyprostowałam.

– Na dzisiaj? – wykrzywiłam się biorąc kolejne łapczywe oddechy. – Żebyśmy się zrozumieli, nie będzie następnego razu, Henderson.

– Oczywiście, że będzie – odparł z arogancką miną zaciągając rękawice.

– Chyba cię coś...

– Nie wysilaj się tak, bo ledwo stoisz na nogach.

Przez te jego gadanie miałam znów ochotę mu przywalić, mimo, że robiłam to dzisiaj wiele razy. Taka okazja. Niepowtarzalna. A można powiedzieć, że nieco ją zmarnowałam, bo nie wykorzystywałam potencjału swojej siły. Chociaż i tak biorąc to wszystko pod uwagę, gdybym to robiła, prawdopodobnie padłabym po trzech rundach, jak nie po dwóch.

Moja kondycja była prawie że porównywalna z nim, ale miałam o wiele większe doświadczenie w zachowaniu w ringu i technice. On za to, jakby nie patrzeć, był silniejszy. I większy. Dużo większy i silniejszy. Nieważne, ile pracy w siebie włożę, i tak zawsze będzie silniejszy.

Już dawno pogodziłam się z tym, że po prostu nigdy nie dorównam w niektórych kwestiach chłopakom. To fizycznie niemożliwe. Za każdym razem powtarzał mi to trener Davis, ale nie po to, żeby mnie dobić, tylko żeby zmotywować. Mówił, że oni zawsze będą więksi, ale ja mogę być sprytniejsza. I na to zawsze stawiałam.

Nie wiem, jakim cudem zwlokłam się po schodkach na ziemię, bo nogi miałam jak z waty. mi się przypomniały moje pierwsze treningi tutaj. Nigdy nie było łatwo, ale za to skutecznie. Rzuciłam rękawice obok worka, w którym wcześniej leżały i usiadłam na ławce pod ścianą.

Trzęsły mi się dłonie i nogi, ale nie ze stresu, ani nadmiaru emocji, tylko z ich wyładowania. Może i wyglądałam koszmarnie, ale czułam się... Naprawdę dobrze. Jakby to wszystko ze mnie uciekło. Cała frustracja, wszystkie myśli. Wszystkie obawy, wszystko związane z rodzicami, Soph, Connorem, czy kimkolwiek innym. Po prostu zniknęło. Nawet, jeśli to uczucie miało trwać tylko chwilę, to chciałam się tym delektować jak najdłużej.

– Pomogło? – zapytał Henderson nagle stając nade mną.

– Co? – zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, o co mu chodzi. A może i doskonale wiedziałam, tylko byłam na tyle zmęczona, że nie łączyłam faktów.

– Pytam, czy pomogło – powtórzył głośniej i wyraźniej, jakbym była głucha.

– Jezu, nie drzyj się tak – wykrzywiłam się czując, jak każdy, pojedynczy mięsień mnie boli. – W czym niby miało pomóc?

– Nie przywiozłem cię tu od tak. Czułem... Wiedziałem, że coś nie gra – szybko się poprawił. – Nie jestem ślepy. Ale nie powiedziałaś, o co chodzi...

– Nie spytałeś – przerwałam unosząc brwi.

– Bo byłaś wkurzona.

– Ty mnie wkurzyłeś.

– W każdym razie, nie chciałem cię bardziej... Rozdrażniać – widziałam, z jakim trudem próbował dobrać odpowiednie słowa. – A wiem, że to pomaga. Sport pomaga się wyładować. Zwłaszcza boks.

– Trenowałam MMA – automatycznie go poprawiłam, chodź w kontekście jego wypowiedzi, to i tak nie miało znaczenia.

– Jeden chuj. Chodzi o koncepcję. Dlatego pytam, czy pomogło? – dopiero teraz ogarnęłam, o co mu chodziło.

To wszystko, nie było od tak. Nie było po nic. Nie było po to, żeby mnie wkurzyć. Ani dlatego, że taki był jego kaprys. To miało mi pomóc. Bo on wiedział. Mimo, że za wiele nie mówiłam, on wiedział, że jest ze mną źle. I naprawdę mi pomógł.

Siedziałam chwilę w milczeniu łącząc to wszystko w całość i dopiero, gdy to zrobiłam, spojrzałam mu w oczy i z czystym sumieniem mogłam odpowiedzieć:

– Tak. Pomogło.

Ale po tym, ile musiałam się z nim wcześniej użerać, nie miałam już odwagi powiedzieć dziękuję. I tak widziałam, jaką satysfakcję dałam mu mówiąc, że to, co zaplanował mi pomogło.

Czułam, że dalej patrzy na mnie z góry cierpliwie czekając, aż wstanę, ale nawet nie spoglądałam na jego twarz. Wystarczyło mi, że przez ostatnie paręnaście minut z bardzo krótkimi przerwami musiałam patrzeć mu w oczy, aby wykryć kolejne ciosy. To już dla mnie za wiele.

W końcu i tak musiałam się zebrać, więc po paru minutach to zrobiłam. Z trudem podniosłam się z ławki, niemal zapominając, że kiedyś taki wysiłek fizyczny był na porządek dziennym.
Noga za nogą, skierowałam się do szatni, co było zupełnie bezmyślną decyzją, bo i tak nie miałam się w co przebrać.

Nie wiem, po co to zrobiłam, ale do niej weszłam. A Henderson tuż za mną. Tyle że dla niego było to logiczne, bo mógł się przebrać. Zrozumiałam to dopiero, kiedy wyjął z szafki swoje rzeczy, ale wtedy już kompletnie zabrakło mi odwagi, by się ruszyć.

Otworzyłam szerzej oczy, kiedy zobaczyłam, że nie ma skrupułów, aby się przy mnie przebierać. Po prostu zdjął koszulkę, a ja walczyłam sama ze sobą, żeby patrzeć w kompletnie inną stronę. Nie dlatego, że tak bardzo chciałam go zobaczyć bez bluzki, bo i tak widziałam go na plaży. Tyle że wtedy byliśmy z mnóstwem innych ludzi, a teraz siedzieliśmy tam kompletnie sami.

A odruchowo w końcu i tak zerknęłam w jego stronę. Tylko kątem oka, ale wystarczyło, żeby znów zobaczyć... To wszystko. Zarysowane mięśnie i całkiem duży biceps. Wyglądał...

– Bo się zarumienisz, Black – parsknął wytrącając mnie z jakichkolwiek przemyśleń, przez co zastygłam w bezruchu. – A nie, już to zrobiłaś.

Kurwa. Byłam tak zażenowana. Dlaczego musiaĺ to powiedzieć? Parę sekund zajęło mi wrócenie do pełnej trzeźwości umysły i dopiero wtedy mu odpowiedziałam:

– To po treningu, idioto – oczywiście, że miałam prawo być czerwona po ponad godzinie nieustannego wysiłku. – Nie pochlebiaj sobie.

Widziałam, jak śmieje się pod nosem, ale nie powiedział nic więcej. Na wszelki wypadek jednak wolałam wyjść, zanim zdejmie spodnie. Wiem, że będzie do tego zdolny, ale chyba wolę tego nie widzieć.

– Czekam pod samochodem – odparłam wychodząc i nie czekając na jego reakcję, bo byłam wręcz pewna, że doda jakąś kąśliwą uwagę.

Szybkim krokiem wyszłam z budynku jeszcze bardziej przygnieciona przez falę zażenowania i zakłopotania, które sama na siebie rzuciłam. Jezu, nigdy więcej. To na tyle okropne uczucie, że miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Jedyne, co może to przebić, to moment, w którym mój tata zaczął gadać o zostaniu dziadkiem, kiedy Henderson pofatygował się do mojego domu.

Nie musiałam czekać długo, bo po chwili stania pod autem, zobaczyłam, jak wychodzi z hali. Szedł tak pewny siebie, że miałam jeszcze większą ochotę gdzieś się ulotnić. Gdziekolwiek, byleby znów nie popaść w jego słowne przepychanki.

Dopiero gdy podszedł bliżej mnie, zobaczyłam, jak marszczy brwi z ciekawości patrząc na moją twarz.
Nie musiałam długo czekać, żeby dowiedzieć się, o co mu chodzi.

– Masz rozciętą wargę – oznajmił stając jeszcze bliżej.

Automatycznie dotknęłam ust i faktycznie. Poczułam, że moja dolna warga jest nie równa. Szybko wyciągnęłam telefon z kieszeni, aby przejrzeć się w aparacie. Dopiero teraz rozcięcie nabrało ciemnego odcienia, przez co wcześniej nie bardzo było je widać. Za to teraz było całkiem spore. I widoczne.

Ale co się dziwić, żadne z nas nie miało szczęki, aby założyć ją podczas sparingu, więc aż dziwne, że skończyło się tylko na rozciętej wardze. Mogliśmy to jednak lepiej przemyśleć, chodź właściwie nie myślałam w ogóle, odkąd weszłam na ring.

– Jezu, Black – w jego oczach widziałam, jak bardzo się o to obwinia. – To był głupi pomysł. Przepraszam.

Spojrzałam na niego o wiele intensywniej, ale nie dlatego, że miałam mu cokolwiek za złe. Tylko dlatego, że on mnie przeprosił. Naprawdę i szczerze. Przeprosił mnie, chociaż uważałam, że nic wielkiego się nie wydarzyło. Przeprosił mnie.

– Daj spokój – odparłam chowając z powrotem telefon. – Nie pierwszy raz dostałam. Przyzwyczaiłam się.

– Może to trzeba jakoś opatrzeć czy coś – okej, to było o drobinkę słodkie. O drobinkę.

To małe zadrapanie – uniosłam brwi czekając na jego dalszą reakcję.

– Nie jest takie małe.

– Ale nic mi się przez to nie stanie. Poza tym, ja ci rozwaliłam nos, ty mi wargę. Jesteśmy kwita – wzruszyłam ramionami wsiadając do samochodu.

W życiu mu tego nie przyznam i prędzej skoczę z klifu, niż to zrobię ale... Podobało mi się to. A właściwie, to dzięki temu trochę się rozpływałam. We własnych myślach i tak ogólnie. Po prostu.

Dopiero kiedy zapięłam pasy i na chwilę skończyłam się rozmarzać zaczęłam myśleć, czy nie odbierze mnie źle. Nie żebym się tym jakoś przejmowała, ale w gruncie rzeczy to ani ja nie uderzyłam go celowo wtedy w nos, ani tymbardziej on mnie teraz.

– Henderson? – zwróciłam się do niego, jakbym liczyła, że nie odpowie.

– No? – nawet na mnie nie spojrzał, wbijając swój wzrok w szybę przed sobą.

– To nie twoja wina – odparłam szybko przygryzając policzki od środka prawie do krwi. – Oboje nie mieliśmy założonych szczęk, więc pewnie zachaczyłam zębami o wargę.

– Okej – za równo po jego wyrazie twarzy, jak i tonie głosu zdecydowanie mogłam stwierdzić, że dla niego to nie było okej.

– Henderson – mój ton głosu był o wiele bardziej podniesiony, niż jeszcze przed chwilą. – Spójrz na mnie.

Nie mam pojęcia, dlaczego to robiłam. Dlaczego za wszelką cenę starałam się go przekonać do tego, że to nie jego wina. Chodź mogę się jedynie domyślać. Przerzucałam na niego moje własne problemy z zaakceptowaniem czegokolwiek i nie obwiniania się o wszystko wokół. Bo prawie zawsze to robiłam i może dlatego czułam, że on też będzie to robił.

Widziałam, że był nieco zszokowanym tym, czego od niego zarządałam, ale po chwili w bezruchu wykonał moje polecenie. Wbił we mnie zielone tęczówki, a ja niemal od razu poczułam, jak przeszywają mnie na wylot.

– Nic się nie stało – powiedziałam najbardziej przekonującym tonem, na jaki było mnie stać.

– Nic nie rozumiesz, Black – parsknął odwracając spojrzenie, zanim zdążyłam cokolwiek dodać. – Ja po prostu... Nie chciałem tak cię uderzyć. Nigdy.

Nie musiał mówić o jakie tak mu chodziło, bo od razu się domyśliłam. On chciał tylko ze mną potrenować. Nie uderzyć. Nie tak, żeby został mi potem tak wyraźny ślad. Nie chciał mnie skrzywdzić.

– Wiem – odpowiedziałam bez zastanowienia, po czym powtórzyłam o wiele pewniej. – Wiem.

I chyba tyle wystarczyło, bo nie powiedział nic więcej. Zaczęliśmy jechać w milczeniu, a ja zastanawiałam się, dlaczego tak bardzo zabolało mnie to, że się obwiniał. Dosłownie poczułam wewnętrzne ukłucie widząc go takiego. Było to tak naturalne i odruchowe, że nie byłam w stanie tego powstrzymać ani kontrolować, przez co czułam się jeszcze dziwniej.

Chyba nigdy wcześniej tego nie doświadczyłam. Tego uczucia, że coś jest nie tak, ale nie we mnie, tylko w kimś. Nawet nie czułam, ja po prostu to wiedziałam.

Starałam się odwracać swoją uwagę, na czymkolwiek innym, ale po swojej jednej stronie miałam okno, z którego widok znałam niemal na pamięć, bo wracaliśmy o wiele prostszą drogą, niż jechaliśmy w tamtą stronę. Za to po drugiej miałam jego. A tak zwyczajne patrzenie na niego po dzisiejszym dniu było dla mnie na tyle dziwne, że wolałam skupić się na muzyce lecącej z radia.

Lady, running down to the riptide
Taken away to the dark side
I wanna be your left-hand man
I love you when you're singing that song

Wszędzie rozpoznam tą piosenkę. Riptide. Przywoływała we mnie jakiś dziwny rodzaj wspomnień, których nawet nie byłam świadoma. Ale było to całkiem przyjemne uczucie, więc tkwiłam w nim przez następne kilka minut, aż nie zajechaliśmy pod mój dom.

Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak niebezpieczne jest stawanie tak blisko niego, bo w każdej chwili mógł mnie ktoś zobaczyć przez okno. Ale na wycofanie się było już za późno. Świetnie.

– To ja ten... Idę już – po tym wszystkim kompletnie nie wiedziałam, co powiedzieć.

– Ta, okej – odparł niewzruszony dalej na mnie nie patrząc.

– To... Do kiedyś tam – wysiadłam z samochodu słysząc, jak mruczy coś pod nosem w stylu ta, narazie.

Jezu, nie wiem, czy to było bardziej niezręczne, czy sytuacji w szatni. Ale miałam ochotę sama siebie udusić, jak pomyślałam sobie o tych dwóch chwilach naraz. Czemu to wszystko było tak popaprane? Czemu nie mogliśmy być normalni i nie zmieniać swoich nastrojów co parę minut? To było tak dziwne... On był dziwny. A świadomość, że chyba nigdy nie będę w stanie w pełni go rozgryźć, albo zrozumieć, dobijała mnie jeszcze bardziej.

Wchodząc do domu zupełnie zapomniałam o wszystkim, co działo się przed naszym wejściem do samochodu. Nawet na chwilę przestałam czuć promieniujący ból mięśni w każdym odcinku mojego ciała.

Na moje wielkie szczęście, o wszystkim oczywiście przypomniała mi kochana mamusia. I to ledwo chwilę po tym, jak przekroczyłam próg przedpokoju.

– Długo ci się zesz... – nie zdążyła dokończyć zdania, bo kiedy mnie zobaczyła, stanęła jak wryta. – Co ci się stało w wargę?

Odruchowo dotknęłam ust. Kurwa. Z tego wszystkiego zapomniałam, że będę musiała się z tego jakoś wytłumaczyć. A każda milisekunda działała na moją niekorzyść, bo zaczynała piorunurowac mnie wzrokiem coraz bardziej.

– A to – właśnie co? – Wywaliłam się na plaży i...

– I? – uniosła wyżej brwi oczekując szybkiej odpowiedzi.

– Wylądowałam twarzą w piasku, a leżało tam jakieś szkło i tak wyszło.

Powiedziałam to wszystko na jednym w dechu i sama byłam pod wrażeniem tego, z jaką łatwością przyszło mi wymyślenie całej historyjki.

– A szkło przecięło ci akurat i tylko wargę? – dopytywała niedowierzając.

– Dokładnie. A teraz wybacz, ale chcę się pójść umyć – wyminęłam ją nie czekając na dalszą reakcję.

Nie dziwiłam się, że tak średnio łyknęła moją wersję wydarzeń, bo nic poza wargą na to nie wskazywało. Ale nie przejęłam się tym za bardzo, bo grunt był w tym, że nie zdążyła zapytać o nic więcej. Za to ja naprawdę potrzebowałam prysznica. Byłam spocona i czułam, jak wszystko się do mnie klei.

W szybkim tempie poszłam na górę i zamknęłam się w łazience. Rozejrzałam się po niej. Kto by pomyślał, że jeszcze wczoraj siedziałam na tych kafelkach i płakałam bez konkretnego powodu, wymiotując co chwilę? Nikt by nie pomyślał, bo wiedziałam o tym tylko j a.

Zazwyczaj moje prysznice trwały długo, tak jak i tym razem. Potrzebowałam zmyć z siebie ciężar całego wszechświata. Nigdy nie umiałam tego logicznie wytłumaczyć. Po prostu czułam się obciążona wszystkim. Nawet, jeśli był jakiś dzień, w którym nic nadzwyczajnego się nie stało, to zwyczajnie to czułam. A tamtego dnia dodatkowo wiedziałam, że jestem brudna.

Po jakiś trzydziestu minutach niechętnie wyszłam z łazienki zdając sobie sprawę, że wcale nie jest tak późno. Było nieco po osiemnastej, a ja byłam tak padnięta, że najchętniej już bym poszła spać.

I prawie od razu to zrobiłam. Prawie. Prawie, bo wcześniej musiał mi wpaść do głowy kolejny, genialny pomysł. Coraz częściej się we mnie pojawiały, a zazwyczaj chwilę po ich dokonaniu żałowałam, że je zrobiłam.

Chwyciłam za telefon i weszłam w wiadomości z Liamem Hendersonem. I zanim zdążyłam się zastanowić, wysłałam mu wiadomość:

"Przyjdę jutro do was koło siedemnastej"

Was. Do niego i Connora. Bez żadnego zapytania, przemyślenia, czy czegokolwiek innego. Tak po prostu.
Ale tym razem nie miałam nawet chwili na pożałowanie swojej decyzji, bo niemal od razu odrzuciłam od siebie wyciszony telefon i wbiłam twarz w poduszkę, żeby zasnąć.

Seguir leyendo

También te gustarán

Hateful Love Por Miula

Novela Juvenil

1.5M 33.1K 33
Veronica i David od zawsze przepełniali się nienawiścią. Odkąd tylko pamiętali próbowali trzymać się od siebie z daleka, ponieważ próby jakiegokolwie...
280K 7K 36
Część I trylogii Mafia Vivian Scott mając siedemnaście lat ucieka od rodziców, którzy zostali mafią. Po dwóch latach dziewczyna jedzie na nielegalny...
512K 12.5K 46
Siedemnastoletnia dziewczyna która straciła rodziców, przeprowadza się do Las Vegas do swojego starszego brata. Jak potoczy się jej historia ?
56.9K 3K 21
Tego chłopca nikt nie nauczył kochać. Poznajcie Logana Thornhill'a, Aroganckiego Króla Wszystkiego, który ma wszystkich w garści. Wszystkich z wyjątk...