Taehyung opierał głowę o drewnianą ramę łóżeczka, na którym leżał Pum. Do pokoju zaczęło wpadać delikatne, poranne światło. Nie było rażące, bo słońce zakrywały jesienne chmury. Tae przypatrywał się śpiącemu synkowi, któremu z każdym wdechem spokojnie unosiła się klatka piersiowa. Maluch przez sen złapała tatę za palec i nie chciał puścić. A Tae nie chciał oddalić dłoni.
Od kilkunastu dni cierpiał na bezsenność. Spał może kilka marnych godzin, a tak to czuwał przy Pumie. Ukrywał to przed ukochanymi, aby ich nie niepokoić. Wciąż drzemał w nim strach po traumatycznym zdarzeniu w szpitalu.
Nagle usłyszał, jak ktoś rozsuwa drzwi i od razu się obrócił, aby położyć palec na ustach, by tego kogoś uciszyć.
– Przepraszam – powiedział z pięknym uśmiechem Kook.
– Ciszej... jeszcze śpi – szepnął Taehyung. Jungkook podszedł bliżej i pomimo oschłego tonu głosu jego męża, czule ucałował go w czoło.
– Idę na siłownię. Coś przynieść ze sklepu? – spytał.
– Nie trzeba. I proszę... ciszej – ponowił Tae i przeczesał włosy. Kook uznał to za kolejne wzajemne droczenie, więc jedynie pomruczał i wyszedł z pokoju. Taehyung wciąż nie ruszył się od Puma, dopóki ten się nie obudził. Tae poszedł go przewinąć i przebrał z piżamy. Założył chustę, żeby móc nosić ze sobą chłopca. Wyszli z sypialni i Taehyung poszedł umyć zęby. Nawet wtedy był z nim Pum. Za bardzo bał się go zostawić.
Jimina nie było, bo odbywał dyżur. Dlatego póki co Kim był sam z synem. Chodził z nim po całym domu i mocno przytulał.
– Nic mu nie jest... nic mu nie jest – powtarzał i całował chłopca po głowie. Wizja utraty malucha wciąż była zbyt żywa. Jakby ten koszmar powtarzał się co godzinę, minutę... sekundę. Taehyung wciąż się bał i nie chciał spuszczać syna z oka. Gdy był na dyżurze, to bardzo często dzwonił do Jimina albo Kooka, którzy akurat byli w domu. Musiał zobaczyć, że z chłopcem jest wszystko dobrze.
Zrobił sobie herbaty, ale nie wypił jej od razu. Była gorąca, a wciąż miał na rękach Puma. Nie chciał ryzykować, że ją rozleje i poparzy malucha. Do domu wrócił Jungkook, który ubrany był w bluzę i dresowe spodenki, a przez ramię miał przerzuconą torbę.
– Co powiesz na tę pyszną zupę krem z papryki? Pum mógłby ją też zjeść – zaproponował Kooka, który wyciągnął z torby zakupione produkty.
– My możemy zjeść, ale lepiej, żeby Pum nie – odparł Tae, co zdziwiło Jungkooka.
– Ostatnio jadł i mu smakowała – przypomniał mężowi.
– Okej, ale nie pomyśleliśmy ostatnio, że to może być pryskane i ma mnóstwo toksyn. My jesteśmy odporniejsi, a on nie. Dam mu ze zupę ze słoiczka. To jest przynajmniej przebadane – wyjaśnił Taehyung, a Kook patrzył na niego z coraz większym zdziwieniem.
– No dobra, skoro tak sądzisz – odpowiedział nie chcąc ciągnąć tej jego zdaniem bezsensownej dyskusji. – A jajecznicę ze mną zjesz? Jemu też mogę...
– Zrobię mu kaszkę – przerwał Taehyung i od razu poszedł do kuchni. – Ty się umyj. Zrobię coś dla nas – dodał z lekkim uśmiechem. Jungkook to odwzajemnił, ale dalej był zdziwiony zachowaniem męża.
Kook szybko się umył i wrócił na dół, żeby siąść do stołu z ukochanym.
– Jimin mówił, że dzisiaj znowu są przesłuchania w sprawie pani Kwang – zagadał Jungkook, a Tae ledwo zamaskował dreszcz na dźwięk nazwiska niedoszłej morderczyni jego synka. – Chora sprawa... Tyle dzieciaków... Oby dostała dożywocie – powiedział Jeon.
– Oby – przytaknął Tae i zupełnie stracił apetyt. Karmił Puma, a sam nie tknął naszykowanych naleśników.
– A ty co? Nie jesteś głodny? – zapytał Jungkook.
– Coś mnie boli brzuch... może czymś się zatrułem – skłamał Taehyung.
– Może... w ogóle jesteś jakiś blady. Nie osłabiłeś się? Przygotuję ci jakieś witaminy – zaoferował Jungkook i od razu wstał od stołu.
– Dziękuję, serce, ale zjedz do końca. Sam sobie wezmę – powiedział Tae.
– Ty siedź – polecił Kook. Wrócił po chwili z witaminami oraz wodą, które wręczył Taehyungowi. Ucałował go w policzek i wrócił do śniadania. Tae był mu wdzięczny za troskę, chociaż wiedział, że Kook nie znając całej prawdy nie jest w stanie mu pomóc.
Do południe upłynęło im spokojnie. Taehyung wciąż trzymał blisko siebie Puma i nie chciał go nawet na chwilę oddać Kookowi, czy położyć do łóżeczka. Nawet jak poszedł się położyć, to Geopum leżał z nim.
Zszedł koło drugiej na dół, aby naszykować dla niego i Jungkooka obiad. Jego mąż zajmował się w tym czasie drobnymi naprawami, jakich nagromadziło mu się w domu.
– Może teraz ja się tobą chwilę zajmę, co? – zaproponował Pumowi, gdy podszedł bliżej Taehyunga. – Mieliśmy trenować chodzenie, a Tae ciągle cię nosi, jak księciunia – dodał z uśmiechem.
– Może dzisiaj go tak nie będziesz strofować – powiedział nieco nerwowo Tae nie chcąc oddawać dziecka.
– Codziennie dziesięć minut treningu mu nie zaszkodzi – oznajmił Kook i wziął malucha. Kim niechętnie mu go oddał i wziął się za gotowanie. Ciągle patrzył w stronę salonu i obserwował poczynania ukochanych. Jungkook trzymał Puma pod pachami i asekurował, jak ten próbował stawiać pierwsze kroki. Puścił go na kilka sekund i niestety chłopcu nie udało się utrzymać równowagi, więc prawie upadł, ale Kook go w porę złapał.
Jednak Taehyung spanikował.
– Kook, uważaj – powiedział nerwowo i odszedł od kuchenki. Podszedł do męża i od razu wziął od niego ich syna, a to wywołało zdziwienie u Jungkooka.
– Nic mu nie jest...
– Nie widziałeś, że upadł? – przerwał dosyć ostro Taehyung.
– Widziałem, że nie utrzyma równowagi, więc go złapałem. Nic się nie stało – wyjaśnił Jungkook zdezorientowany wybuchem złości jego męża.
– Mogło się stać. Uważaj na niego. Jest osłabiony po zapaleniu... Myśl no trochę – Taehyung coraz bardziej się nakręcał i do tego mocno tulił do siebie Puma.
– Myślę. Nawet jakby upadł, to jest to normalne przy nauce chodzenia, więc nie rozumiem, czemu masz do mnie pretensje – powiedział Jungkook.
– Bo ostatnio w ogóle nie myślisz, co robisz. Drzesz się, jak on śpi... Chcesz go karmić byle czym... Jeon, proszę – wymieniał Tae i brzmiał przy tym na zdenerwowanego.
– Aha, wiec uważasz, że ostatnio nie dbam o naszego syna? To mi chcesz przekazać? – zapytał Jeon, który też już był wytrącony z równowagi.
– Nie, nie o to mi chodzi... po prostu myśl – powiedział Taehyung.
– Myślę na przykład o nauce chodzenia, bo nie będziemy go wiecznie nosić. I proszę, ale nie dowalaj mi, kiedy nic się nie stało...
– Ale mogło, czy ty nie rozumiesz, co do ciebie mówię? – przerwał ostrzej Taehyung. Wtedy Jungkook wziął głęboki wdech i zacisnął mocniej szczękę.
– Nie pozwoliłbym, żeby coś się stało – zapewnił najspokojniej jak mógł. – Daj mi go, zupa się zaraz spali – powiedział czując, że przygotowywany przez Tae obiad zaczyna się przypalać. Jednak Taehyung poszedł razem z Pumem do kuchni i wyłączył kuchenkę. Tulił mocno chłopca, gdy obok nich stanął Jungkook. – Czy teraz nawet nie pozwolisz mi go wziąć na ręce? – zapytał Jungkook, a Kim milczał. Unikał jego wzroku i usiłował wyjść z kuchni, ale Kook zagrodził mu drogę. – Odpowiedz mi – poprosił dobitnie.
– Wolę ja go trzymać – wyznał niepewnie Taehyung.
– Aha... dobra – mruknął Jungkook i szybkim krokiem poszedł do drzwi wyjściowych.
– Co robisz? – zapytał Tae idąc za mężem.
– Wychodzę... bo nie chcę się z tobą zaraz pokłócić, a jak zostanę tu chwilę dłużej, to się pokłócimy – oznajmił Kook zakładając buty.
– Nie rób scen, zostań...
– Nie – przerwał stanowczo Jungkook. – Zastanów się, co ty właśnie robisz. Wyrywasz mi nasze dziecko, bo usiłuję nauczyć je chodzić. Zarzucasz mi brak wyobraźni, jakbym nie troszczył się o Puma. Wypominasz mi jakieś irracjonalne rzeczy i nie pozwalasz mi nawet wziąć Puma na ręce, bo... bo co? Bo nagle przestałeś mi ufać albo nagle stałem się złym ojcem? – zapytał Kook i ledwo powstrzymywał drżenie głosu.
– Koo, to nie tak...
– To daj mi Puma – ponowił Jungkook. Nastąpiła cisza, którą w końcu przerwał trzask wyjściowych drzwi.
Tae został z synem sam w mieszkaniu. Mocno przytulił chłopca i usiłował powstrzymać łzy.
– Nic ci nie jest... nic ci nie jest – szepnął i poszedł na kanapę. Wziął leżącą na blacie komórkę i zaczął dzwonić do Jungkooka, ale ten zostawił telefon w ich sypialni. Im niżej na horyzoncie było słońce, tym Tae bardziej martwił się o męża. Zachował się wobec niego koszmarnie, ale nie umiał mu wyjaśnić swojego strachu. Widział, jak on sam od tego wariował, a co dopiero Kook i Jimin. Chciał ich tylko chronić, ale sam przy okazji ich ranił.
Jimin wysiadł z autobusu, bo nim wybrał się do pracy. Skierował się do głównego wejścia i bardzo się zdziwił widząc siedzącego na ławce Jungkooka. Było już ciemno i zimno, a on miał na sobie jedynie bluzę i wyraźnie trząsł się z zimna.
– Koo? – dopytał nie wierząc, że to jego mąż. – Co ty tu robisz? – zapytał siadając obok ukochanego.
– Staram się nie pokłócić z Tae – odparł Jungkook.
– Co? Co się stało... cały jesteś przemarznięty, chodź do domu. – Jimin sam nie wiedział, na czym się skupić. Pomógł Jungkookowi wstać i skierowali się do środka. Wciąż go obejmował, aby chociaż trochę go ogrzać.
Weszli do domu i nawet psy ich nie przywitały. Siedziały z Taehyungiem, który mając Puma na rękach był na kanapie. Wstał z niej, jak tylko zobaczył ukochanych.
– Koo, gdzie byłeś? – zapytał z troską.
– Tam, gdzie nie mogę się z tobą pokłócić – burknął Jungkook, na co Tae westchnął.
– Chodźcie do stołu... macie natychmiast pogadać. Tae, daj mi Puma – poprosił Jimin.
– Dasz mu, czy Jimin też jest złym ojcem? – zapytał z drwiną Jungkook.
– Koo, nigdy nie powiedziałem, że jesteś złym ojcem – odpowiedział Taehyung.
– Dasz Jiminowi Puma? – spytał Kook siadając przy stole. Park wpatrywał się w Tae, a ten mocno przytulił synka i siadł obok Jungkooka. To zachowanie zdziwiło Jimina. Do tego nieobecny wzrok Taehyunga i kurczowe trzymanie ich dziecka... to było coraz bardziej niepokojące.
– Tae, co się dzieje? – zapytał Jimin, gdy już we trójkę siedzieli przy stole.
– N–nic – kłamał Taehyung.
– Stałeś się ostatnio bardzo przewrażliwiony na punkcie Puma – wytknął mu Jungkook, który dzisiaj doskonale się o tym przekonał.
– Czy to przez sytuację z panią Kwang? – dopytał Jimin.
– Nie... – wydukał Tae, czym się zdradził.
– Kochanie, wszyscy to przeżywamy. Ale dobrze wiesz, że Pumowi nic nie groziło. Wiem, że się o niego chcesz troszczyć, ale nie możesz przez to być dla nas opryskliwy – powiedział spokojnie Jimin. Kook był zły na męża, gdy uważnie się w niego wpatrywał. Jednak zaczął dostrzegać, jak w Tae gromadzi się coraz więcej złych emocji. Jak niespokojnie oddycha, a jego wzrok jest pusty.
– Tae, proszę, powiedz coś...
– Chciała go zabić – wyrzucił w końcu z siebie Taehyung. – Przepraszam, że was okłamałem... Chciałem was chronić – powiedział i spojrzał po zdezorientowanych ukochanych. – Chciała go zabić. Powiedziała mi to. Planowała zabić naszego syna... Nie chciałem wam mówić, żebyście nie przeżywali tego samego, co ja. Przepraszam, że was przy tym raniłem – mówił niespokojnie.
– Chciała... zabić? – dopytał ze łzami w oczach Jimin.
– Nie chciałem... chciałem was przed uchronić, ale was zraniłem... przepraszam... – powiedział Taehyung.
– Tae, kochanie – przerwał najspokojniej jak mógł Park. – To przeszłość. Pum jest zdrowy, a ta wariatka już nikogo nie skrzywdzi – powiedział Jimin i złapał męża za ramię. – Nie powinieneś był być z tym sam – dodał czulej.
– Jak chcesz Pum może spać jakiś czas u nas w pokoju. Jeśli to ci pomoże – odezwał się w końcu Jungkook.
– Tak... proszę – odpowiedział Taehyung.
Nie czekali dłużej. Jimin z Kookiem przenieśli łóżeczko Puma do ich sypialni i ułożyli chłopca do snu. Sami również się położyli, bo w jednej chwili stracili wiele sił. Dla Jimina i Jungkooka wciąż był to szok. Mogli stracić swoje kochane dziecko. W tym wszystkim ich mąż usiłując ich chronić sam przeżywał koszmarne chwile, kiedy go nie wspierali.
Tae leżał pośrodku, a mężowie czule go obejmowali. Kim pierwszy raz od dawna w miarę spokojnie usnął. Jednak przebudziło go szczekanie psów, które od razu wyrwało go z łóżka. Poszedł najpierw sprawdzić, czy z Pumem dobrze. Chłopiec spokojnie spał, ale to nadal nie uspokoiło Taehyunga.
Nie było nigdzie Jungkooka, co go bardzo zmartwiło. Zszedł na dół i zobaczył, że w salonie pali się światło. Chociaż właściwie nie było potrzebne, bo zaczynało świtać.
Na kanapie ze szklanką wody siedział Jungkook. Miał roztrzepane i mokre od potu włosy. Policzki były czerwone z wysiłku.
– Koo? – zapytał Tae podchodząc do męża. Siadł obok niego i spojrzał na dłonie. – Koo, co ci się stało? – spytał widząc na rękach przekrwione bandaże.
– Byłem na siłowni – odpowiedział beznamiętnie Jungkook.
– Teraz? O piątej rano? – dopytał Kim i zaczął delikatnie ściągać bandaże.
– Pojechałem koło północy – odparł Kook. – Musiałem się wyżyć, więc po prostu napieprzałem w worek treningowy – wyjaśnił.
– Przez tyle godzin? Koo, masz rany, dalej krwawisz – powiedział Taehyung i poszedł szybko po apteczkę. Zaczął opatrywać rany i był przy tym jak najdelikatniejszy. – Koo, przepraszam za to wszystko, co powiedziałem. Jesteś najlepszym tatą, jakiego nasz syn może mieć. Nie chciałem, abyś czuł inaczej – wyznał skruszony Tae.
– Nie mam ci tego za złe – zapewnił Jungkook. – Rozumiem, czemu tak się zachowałeś... Ja musiałem praktycznie zniszczyć worek treningowy, bo tak buzuję – wyznał Kook. – Jak tylko powiedziałeś o tym, co ta wariatka planowała... Chciałem ją zabić – powiedział ze śmiertelną powagą. – Chciałem wyjść z domu, pojechać na komisariat i ją zabić. Udusić, zakatować... cokolwiek...
– Koo, nie mów tak nawet – przerwał Tae.
– Taka jest prawda, Tae – odpowiedział Jungkook. – Jeśli ktokolwiek was skrzywdzi... Zabiję tego kogoś. I nie mówię tego, bo tak się mówi. Mówię, bo to zrobię. Jeśli coś stanie się moim mężom albo dziecku... to zabiję – powiedział, a na to Tae złapał go delikatnie za policzki.
– Nie... nie masz prawa tak myśleć. Jeśli coś takiego byś zrobił, to cię stracimy. Nie myśl tak nawet – nalegał, a jego głos był coraz bardziej zdesperowany.
– Ona chciała go zabić, Tae... naszego synka... Zabijając jego, zabiłaby nas. Nie chcę żyć, jeśli nie będzie któregokolwiek z was... jeśli nie będzie Puma. Nie chcę – wyszeptał i mocno przytulił Taehyunga.
– Spokojnie, Koo – powiedział Taehyung i całował Jungkookowi włosy. – Nic mu nie jest... Nam nic nie jest... I nigdy nic nam nie będzie – zapewnił.
– Nie mu nie jest... wam nic nie jest – powtórzył za nim Kook. – Kocham was – wyszeptał.
– A my ciebie – odpowiedział Tae.
***
Nie było łatwo, ale koniec dram.
A jak widzicie.... Jk nie będzie brać jeńców