TANIEC Z DIABŁEM - Santino To...

By flaura2020

246K 1.1K 137

Santino Torres i Maribel Montemayor od chwili, gdy poznali się w dość niecodziennych okolicznościach, próbują... More

Rozdział 1
Rozdział 3

Rozdział 2

7.1K 362 36
By flaura2020

Santino

Wkurwiony nieoczekiwanym spotkaniem pyskatej blondynki, ruszyłem do rezydencji. Czułem potworne zmęczenie, głód i wściekłość. Czekało mnie jeszcze sporo pracy, i choć wiedziałem, że wieczorny spacer jeszcze nikomu nie zaszkodził, to i tak wytrąciło mnie to z równowagi.

Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Wyglądało to tak, jakby Pedro i Martin kompletnie ogłupieli na jej widok. Nie widziałem dokładnie rysów jej twarzy, ale dostrzegłem seksowne blond włosy okalające jej twarz. W połączeniu z ogromnymi czarnymi oczami, które zawzięcie mrużyła, chcąc mi pokazać swoją niechęć wyglądała naprawdę apetycznie.

Zmierzyłem wzrokiem jej ciało i była całkiem, całkiem...

Dawno nikt nie zwracał się do mnie w ten sposób. Ten jej niewyparzony język stanowił odświeżającą nowość. Zazwyczaj ludzie wiedzieli, z kim mają do czynienia, więc albo trzęśli przede mną portkami zwracając się z szacunkiem albo zabiegali o uwagę włażąc mi w dupę.

Od dawna nikt nie podniósł na mnie głosu, nie warczał ani też nie podważał moich decyzji.

Ciekawe, kim jest urocza nieznajoma?

Może odwiedzała rodzinę albo przyjechała na wakacje?

Nie znała mnie, więc raczej nie była stąd.

To nazwisko coś mi mówiło. Chyba kojarzyło mi się z sąsiadami? W okolicy były tylko trzy domy, więc może to moja nowa sąsiadka?

– Genialnie. Po prostu genialnie – wymamrotałem z frustracją przeczesując włosy palcami.

Nie znosiłem niewiedzy lub poczucia, że coś mi umyka.

Gdy wszedłem na teren posiadłości, ochroniarze kiwnęli tylko głowami, ale nie zdołali ukryć zdziwienia wymalowanego na twarzach. Zazwyczaj siedziałem na tylnej kanapie samochodu, ukryty za przyciemnianymi szybami.

Po minucie spaceru drogą otoczoną drzewami pomarańczy, ominąłem ogromną fontannę zlokalizowaną na środku podjazdu i jak tylko postawiłem stopę na pierwszym stopniu, na podjeździe pojawiły się cztery czarne SUV-y. Zaparkowały jeden za drugim, a chwilę później, jak na sygnał, z każdego wysiadło po trzech mężczyzn, z wyjątkiem pierwszego wozu.

Ochroniarze kiwnęli mi głową, po czym zniknęli za budynkiem rezydencji, gdzie jakiś czas temu postawiłem nieduży dom, ułatwiając życie sobie i pracownikom, ponieważ część z nich mieszkała w nim na stałe, a część tylko nocowała.

Obok pierwszego samochodu stał już Pedro i pochylał się w kierunku tylnych drzwi, które wcześniej otworzył. Kiedy się wyprostował, trzymał już pyskatą blondynę na rękach, a do mnie dotarło, że przecież miał się nią zająć Martin. Rozejrzałem się rozdrażniony, natychmiast dostrzegając go na drodze wjazdowej na teren z labradorem idącym grzecznie przy jego nodze.

Pedro zatrzymał się przede mną z kobietą w ramionach, a ja wreszcie mogłem się jej przejrzeć i musiałem przyznać, że była jedną z niewielu kobiet, jakie znałem, które są atrakcyjne i pociągające nawet w zakurzonym ubraniu, z naburmuszoną miną i groźnie zmrużonymi oczami, ciskającymi w moją stronę błyskawice.

Była zniewalająca i zastanawiające było to, że dopiero teraz ją spotkałem.

– Szefie. Berta zaraz będzie – zapewnił poddenerwowany Martin, patrząc na mnie niepewnie.

– Będę w gabinecie, gdyby działo się coś niepokojącego. – Bez pożegnania ruszyłem po schodach do wnętrza rezydencji.

Takie ślicznotki zwiastowały poważne kłopoty. Miałem trochę oleju w głowie, żeby nie komplikować sobie życia. Ani teraz, ani w najbliższej przyszłości.

– Martin! – Nagły wrzask nieznajomej spowodował, że odruchowo zerwałem się z miejsca i wybiegłem z domu. – Weź ją! Te kwiaty są trujące dla Luny!

Pedro próbował utrzymać w swoich ramionach szarpiącą się kobietę, i biorąc pod uwagę, że był potężnym facetem, a ona należała do filigranowych, szło mu gorzej niż mizernie.

Pies świetnie się bawił z Martinem. Machał radośnie ogonem, uciekając mu za każdym razem, gdy ten próbował go złapać za obrożę. Nie zanosiło się na szybkie złagodzenie sytuacji, więc niewiele myśląc, zbiegłem po schodach.

– Pomóż mu – rozkazałem, czym trochę zaskoczyłem Pedra, ale nie tylko jego.

Gdy ślicznotka mnie usłyszała, zamarła, a ja korzystając z jej chwilowego szoku, złapałem ją w pasie i instynktownie przytuliłem. Otoczyła mnie nogami w pasie, przywierając do mnie całym ciałem. Ręce położyła na moich barkach, uwieszając się na mnie.

Przez krótki moment trwała nieruchomo, ale odgłosy zabawy psa z Martinem ponownie przyciągnęły jej uwagę, więc przekręciła głowę, chcąc zobaczyć co się dzieje. Jej pełne wargi prawie otarły się o moje, ale w ogóle tego nie zauważyła.

Starałem się opanować emocje i niewytłumaczalne podekscytowanie, które skrajnie mocno rozbudziło moje ciało.

Pachniała czymś świeżym. Jakąś delikatną słodyczą...

Sam uścisk, trzymanie jej w objęciach było niewinne, ale zaskakująco silne emocje zaczęły mi ciążyć na żołądku, wywołując szalone podniecenie. To było przerażające, ale ekscytujące zarazem.

Już od dawna dotyk kobiety nie budził we mnie tak gwałtownych emocji. Czasy młodzieńczych niepochamowanych żądzy już dawno minęły, a szczeniackie popędy przemieniły się w klarowne potrzeby, które regularnie zaspakajałem.

Z rozmyślań wyrwał mnie głośny pisk nieznajomej. Dodatkowo zaczęła się kręcić w moich ramionach, co sprawiło, że natychmiast otrząsnąłem się z rozmyślań i ponownie rozejrzałem dookoła. Martin leżał na trawie, a pies lizał go po twarzy. Dzięki temu, Pedro podszedł go z zaskoczenia skradając się od tyłu i już bez żadnych problemów złapał go za obrożę.

– O Boże! – jęknęła z ulgą nieznajoma.

Rozluźniła się i pewnie zupełnie nieświadomie położyła głowę na moim ramieniu. Drżała z nerwów, a jej ciepły oddech omiatał moją szyję.

Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego czułem palącą potrzebę, by ją pocieszyć. Jednak wbrew zdrowemu rozsądkowi, dalej trzymając ją jedną dłonią w pasie, drugą zacząłem gładzić ją uspokajająco po plecach.

– Co tu się dzieje? Słyszałam jakieś krzyki i ujadanie psa.

Mama skakała wzrokiem pomiędzy mną, a pracownikami, którzy dalej stali na trawie, trzymając za obrożę wyrywającego się psa.

Blondynka podniosła głowę i kompletnie nie zwracając na mnie uwagi, spojrzała w kierunku domu.

– Maribel? To ty, dziecko?

Mama zaskoczyła mnie znajomością pyskatej istoty.

– Tak. Dobry wieczór, pani Torres. Przepraszam za zamieszanie, ale miałam mały wypadek i... – przerwała, przekręcając głowę. Spojrzeliśmy sobie prosto w oczy. Była tak blisko, że wystarczyło się minimalnie nachylić, a poznałbym smak jej warg.

Po kręgosłupie przepłynął elektryzujący dreszcz. Reagowałem na nią jak rozgorączkowany młokos.

– Santino. – Błądziłem wzrokiem po jej ślicznej buzi, ale najbardziej przyciągały mnie jej czarne jak noc tęczówki, które, miałem wrażenie, przenikały wprost do mojej duszy.

– Tak, właśnie. Santino zaproponował mi pomoc, więc nie mogłam odmówić – przyznała nieśmiało, co sprawiło, że uśmiechnąłem się pod nosem, rozbawiony jej małym kłamstwem. – Luna mi towarzyszyła. Wpadła przed chwilą w oleander i przestraszyłam się, że zje coś przez przypadek. Jest już w podeszłym wieku i słabo widzi.

Jej ciało ponownie zadrżało, więc zupełnie nie kontrolując odruchów, objąłem ją mocniej, chcąc chyba dodać jej otuchy albo powoli traciłem przy niej rozum.

Z zaskoczenia lekko rozchyliła usta, co jeszcze bardziej mną wstrząsnęło. Wpatrywałem się w jej pełne, miękkie wargi i bardzo nieprzyzwoite myśli zaczęły krążyć po mojej głowie, co było bardzo, ale to bardzo nie na miejscu.

Mama podeszła bliżej, obdarzając nas przebiegłym uśmiechem, więc obawiałem się, co zdążyło się uroić w tej głowie.

– Dziecko, zaraz się tobą zaopiekujemy. Dzwoniłaś do mamy? Pewnie martwi się o ciebie.

– Nie. Zapomniałam telefonu. – Ponownie przeniosła ma mnie wzrok, ale teraz był pełen pretensji, co w pierwszym momencie nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia.

Jednak po sekundzie zrozumiałem, że mogłem jej przecież pożyczyć pieprzony telefon, o którym mówiła, bo w sumie, to nawet nie zapytałem, ile siedziała na tej przeklętej drodze.

– Zaraz to naprawimy – zawyrokowała Blanca, przejmując stery nad sytuacją. – Martin! Pedro! Zaprowadźcie psiaka do tylnego wejścia, tam dostanie wodę i może coś się znajdzie dla niej w lodówce. I znajdźcie też coś, żeby ją przywiązać. Oleander rzeczywiście może być niebezpieczny dla zwierząt.

Mama przyglądała się nam z zainteresowaniem, czym chyba wprowadziła Maribel w zakłopotanie. Kobieta zaczęła się wiercić w moich objęciach.

– Mogę iść sama. Tylko musiałbyś... – wydusiła, przeszywając mnie hipnotyzującym wzrokiem.

– Nie ma mowy. Jeśli skręciłaś kostkę, to nie możesz jej nadwyrężać. Zaniosę cię. – Przerwałem jej w pół zdania.

Może i wcześniej dałem się poznać jako nieuprzejmy cham, ale to nie znaczyło, że nie poszedłem po rozum do głowy.

Potrzebowała mojej pomocy, ale był też drugi powód. Czerpałem przyjemność z trzymania jej w ramionach. Absurdalne myśli zalewały mój umysł. Chciałem mieć ją blisko tak długo, jak to możliwe. Później pewnie wróci do siebie albo wyjedzie.

Nie znałem jej. Nie wiedziałem, czym się zajmuje ani jaka jest. Może nawet była mężatką. Sporo tych niewiadomych, a nakręcanie się nie było w moim stylu.

Dopiero skończyłem trzydziestkę. Aktualnie korzystałem z życia, bez zaciśniętych na nadgarstkach kajdanek wierności i obroży małżeństwa na szyi. Tak było mi dobrze, a nawet rewelacyjnie.

– No to chodź, synu. Zaopiekujemy się Maribel – zachęciła śpiewnie Blanca, uśmiechając się radośnie.

Tak jak myślałem, mama będzie się teraz zachwycać nad urodą Maribel.

– Nie chciałabym panu sprawić kłopotu – szepnęła, gdy wchodziłem z nią po schodach. – Przepraszam za zamieszanie z Luną. No i za garnitur. Jestem trochę zakurzona i... – W jej oczach zobaczyłem szczerą skruchę.

– Niczym się nie przejmuj, Maribel – wymruczałem nisko, zwracając tym samym jej uwagę.

– Nie powie... – odpuściła w pół słowa i odwróciła głowę, wyraźnie robiąc focha, jakbym popełnił jakąś zbrodnię, że zwróciłem się do niej po imieniu.

Mama ją znała, więc ciekawił mnie fakt, dlaczego ja jej nie kojarzyłem.

Maribel okazała się nie tylko urzekająca i zadziorna, ale dodatkowo uroczo humorzasta.

Zostawiłem gościa wraz z mamą w salonie, a sam ruszyłem do gabinetu, zabierając z lodówki kawałek żółtego sera, żeby coś na szybko przekąsić.

Jakiś czas później zajrzała do mnie gosposia Pilar, niosąc niewielką porcję gęstej zupy. Pora była późna, ale gosposia doskonale wiedziała, że nie zasnę głodny. Jak tylko postawiła talerz na biurku, zamknąłem klapę laptopa i sięgnąłem po talerz.

– Przepyszne – przyznałem, nabierając łyżką kolejną porcję kremu. – Dziękuję. Byłem głodny jak wilk.

– Na zdrowie, chłopcze.

Pilar nie ruszyła się z miejsca, więc podniosłem na nią wzrok, zauważając to samo podekscytowanie, co wcześniej w oczach mamy.

– Berta opatrzyła kostkę Maribel i usztywniła bandażem elastycznym. Ponoć to tylko lekkie skręcenie, więc to jej wieczorne bieganie na szczęście nie skończyło się najgorzej. A co do zdartych kolan i dłoni, to oczyściła rany, czymś posmarowała i też owinęła bandażem.

– I mówisz mi to, bo...? – zapytałem, podnosząc brwi zaciekawiony.

– Bo na pewno się martwisz. Znam cię, odkąd zacząłeś używać nocnika, więc wiem, że lubisz zgrywać twardziela. Ale ja i tak wszystko widzę – zripostowała twardo, po czym wyszła, zanim zdążyłem odpowiedzieć.

– Co za upierdliwa baba. – Roześmiałem się pod nosem, ponieważ miała rację.

Opiekowała się mną, gdy rodzice pracowali, więc z racji tego, że miała już swoje lata, to traktowałem ją jak przyszywaną babcię. Odkąd ją pamiętałem, nie zmieniła się albo to tylko moje wrażenie.

Po posiłku wróciłem do pracy odganiając natrętne myśli, co chwila powracające do pyskatej blondynki.

M.N.

Continue Reading

You'll Also Like

24.6K 1K 19
DRUGA CZĘŚĆ "LOST" Jenny powoli stara się poukładać swoje życie. Studiuje, mieszka w innym mieście. Na wakacje wraca jednak do Naples. Nie zdaje sobi...
144K 3.6K 23
Valencia Briven po kłótni ze swoją najlepszą przyjaciółką, postanawia pójść do baru by zapomnieć o tym co się wydarzyło. Tam spotyka przystojnego chł...
186K 15.5K 62
Część 2!! Część 1 znajdziesz na moim profilu :) Idiota przekonuje swojego przyjaciela z dzieciństwa, by przebrał się i zachowywał jak jego dziewczyna...
328K 23K 161
❗️NIE jestem autorem, ja tylko tłumaczę❗️ Alternatywny tytuł: I Am No Heroine AUTOR: Yehwon, 예훤 ARTIST: Harara, 하라라, Salaman OPIS: Stałam się czarn...