wszystko gra • bxb

By vesaii

1K 112 419

• bxb • Baran gra w szkolnej drużynie e-sportowej, która niestety nie spełnia oczekiwań ich ambitnego trenera... More

1. Baran, klasycznie, baranem.
2. Życie towarzyskie Barana.
3. Baran czuje ducha rywalizacji.
5. Baran w roli detektywa.
6. Duchy i szkielety w szafie Barana, cz. I
7. Duchy i szkielety w szafie Barana, cz. II

4. Baran i kółko integracyjne.

102 16 58
By vesaii

Emocje na hali po ich zwycięstwie były intensywne. Mało kto spodziewał się porażki Piłsudskiego. Niemal każda jedna osoba, która oglądała starcie czuła pewnego rodzaju energię i nawet ludzie, których ta gra i jakikolwiek e-sport w ogóle nie interesowały mogli zauważyć dobrą robotę, jaką odwaliło Stado Barana.

Nie pamiętał kiedy ostatnio dostał tyle komplementów. Pomijając te od przyjaciół, nawet siostra go pochwaliła! Nie wspominając nawet o tych wszystkich obcych ludziach... z ich szkoły, ale także z Piłsudskiego! Wróg go dopingował i mu gratulował! Co się stało z prawdziwym polskim honorem i pluciem na drużynę przeciwną?!

– Mordo, jakbym był mniej trzeźwy, to chyba bym cię pocałował! – Graba wykrzyknął, mocno i "po męsku" tuląc Barana. – To żart – dodał w pełni poważnie. Spojrzał się w bok – Ale chyba właśnie idzie ktoś, kto może mnie zastąpić!

I zaraz po tym czuł się, jakby lewitował.

Sawicki podszedł do Barana, uśmiechnął się szeroko, po czym poczochrał go po głowie i wesoło pogratulował wygranej.

Na całej sali wrzało z emocji, ale gdy dłoń szatyna zetknęła się z włosami Tymona... Wszystko wydawało się jakby nic nie znaczyć, a ten mały gest odebrał blondynowi zmysły. Przez moment czuł, jak ponownie zatracał się w rysach Sawickiego, krążąc w całym tym chaosie po każdym milimetrze jego skóry, napawając się tą chwilą bliskości, pozornie prostej i nic nie znaczącej, ale mimo wszystko bliskości. I to Baranowi wystarczało.

Skłamał, oczywiście, nie starczało mu. Chciał być bliżej, mocniej, czulej, ale... nie mógł.

Baranowski, jak zawsze, musiał spiąć się lekko i zacząć przepraszać, wyjaśniać całą sytuację z wymiotowaniem, bo oczywiście unikał Kornela jak ognia od tamtego czasu... Ale w zasadzie było dobrze. Tak, było bardzo dobrze. Sawicki go pogłaskał! To było lepsze niż jakiekolwiek kwalifikacje w meczach i w ogóle lepsze niż... tak w zasadzie wszystko!

Rozmarzył się lekko. Oh, gdyby Sawicki mógł go tak dotykać codziennie... Cały czas...

To marzenie trzymało go potulnie przez kolejne dni, gdy to nadszedł piątek. Drużyna, bez trenera oczywiście, bo po co ponadprogramowo znosić Cieślaka, zdecydowała spotkać się na świętowanie zwycięstwa, czyli... pizzę. Klasycznie. W planach było zaprosić też Burzewicza, czyli ich nowego kolegi z drużyny, ale ten przez cały czas wypierał się mówiąc, że nie potrzebuje nigdzie wychodzić i on może po prostu integrować się z nimi na samych zajęciach, ale mieli doświadczenie w kwestii tego, jak te zajęcia wyglądają. Tam nie było czasu na integrację, bo człowiek miał szczęście, gdy mógł się w ogóle odezwać w środku tyrady trenera.

Więc jakimś cudem, po czymś, co mogłoby się wydawać godzinami ciągłego namawiania... zgodził się. Wprawdzie mniej z własnej chęci socjalizowania się z nimi, a bardziej z uwagi na to, że po prostu chciał, żeby dali mu spokój.

Baran pojawił się jako pierwszy. Nie należał do osób, które wyrabiały się zawsze na czas, ale wyglądało na to, że jego koledzy tym bardziej. Musiał kłócić się trochę z siostrą, a przez to też z Górą, bo oboje uparli się na to, by móc spędzić ten wieczór "w gronie przyjaciół", pod przykrywką, że niby Graba może zaprosić swoją dziewczynę, a Baran mógł Mazura i Różę, oczywiście po to, żeby Emilia i Górecki mogli się szczęśliwie obściskiwać... tylko, że nawet sam Grabowski zaprotestował. To miała być noc dla ich piątki, plus jeden, a nie dla przyjaciół, lasek, czy kogokolwiek innego! Prawdziwy męski wieczór!

Baranowski sam nie był już pewien, czy w ogóle przyszedł o dobrej porze i w dobre miejsce. Minęło całe dziesięć minut od jego przybycia zanim ktokolwiek inny się pojawił, ale zamiast jakiegokolwiek kumpla pojawił się... on.

Cichy, mroczny, oceniający.

– Siema – brunet mruknął, nie spoglądając nawet na Tymona tylko przeglądając coś w telefonie. – Reszty jeszcze nie ma?

– Siema. Nie, tylko my – odparł, niepewnie odwracając się w stronę rozmówcy. – To był... Krystian? Burzewicz?

– Tak.

I tyle z ich pogawędki. Jak można się było domyślić już wcześniej, Baran lubił swoje własne towarzystwo, a żeby zapoznawać nowe osoby - zwłaszcza, gdy te osoby wydają się bardzo ciężkie do poznania - to wolał zrobić to po prostu po kilku mocniejszych łykach. Stali tak chwilę w ciszy, zajmując się po prostu czymś w swoich telefonach. Burzewicz zerknął na blondyna.

– Więc... – zaczął. Widocznie chciał zagadać, by nie musieli stać tam w ciszy jak dwójka debili. – Ty jesteś z językowej?

Baran oderwał wzrok od komórki, nieco skołowany próbą rozmowy.

– Yyy... tak. A ty mat-fiz? – zapytał. Burzewicz przytaknął.

– Od początku tego roku, tak – dopowiedział i rozejrzał się dookoła. – Ta, wiem, późno dołączyłem. Długa historia.

Tymon przypatrzył się uważniej Krystianowi, ale mina chłopaka się nie zmieniła. Była równie obojętna co wcześniej. Nie drążył.

– Długo grasz? – blondyn zapytał, próbując kontynuować rozmowę. Skoro Krystian się wysilił zagadując, to co mu szkodzi dalej to prowadzić?

– Ta, odkąd gierka wyszła. A wcześniej w CS'a – odpowiedział, przydeptując coś na ziemi. Po prostu chciał się czymś zająć. – A ty?

– Ja... podobnie. Tylko bez tego z CS'em – mruknął, przytakując. Burzewicz też przytaknął.

I tak stali dalej. Niesamowita próba kontaktu międzyludzkiego. Naprawdę, był to szczyt osiągnięć ludzkości.

Baran nie wiedział, co tak naprawdę przerażało go w Burzewiczu do tego stopnia, że ciężko było mu po prostu poprowadzić głupią rozmowę. Nie wiedział, czy były to te ciemne i mroczne oczy, jego kamienna twarz czy przerastający wszystkich wzrost. Coś mu po prostu nie pasowało, ale nie miał pojęcia co takiego.

Wkrótce jego męczarnie dobiegły końca. Jeden po drugim, każdy z jego kumpli z drużyny zaczął się pojawiać, a przez to w końcu mogli wejść do środka i zamówić coś do jedzenia. Baran był niesamowicie głodny. Specjalnie nie jadł obiadu, by móc teraz zjeść więcej, a oni kazali mu czekać!

– Stado Barana! – wykrzyknęli, zbierając ciekawskie i zirytujące spojrzenia innych klientów. Stuknęli się komicznie dużymi kuflami z piwem, z wyjątkiem oczywiście Barana, który stwierdził, że woli napić się czegoś innego nieco później, więc wzniósł szklankę z wodą, po czym zaczęli pić swój śmieszny toast.

To, że niektórzy z nich nie mieli skończonych jeszcze osiemnastu, to był już tylko niewielki, mało ważny szczegół.

Obecność Burzewicza wychodziła im na rękę, bo zazwyczaj jedna osoba musiała brać pizzę samemu, a przez to przepłacać - za to z chłopakiem ktoś mógł podzielić się po połowie ceny, więc Kozioł był niesamowicie tą informacją rozradowany.

Baran spodziewał się, że Krystian odmówi pizzy i zamówi coś swojego. Wydawało się to w jego stylu biorąc pod uwagę jego usposobienie przez ostatnie kilka interakcji, które ze sobą mieli, ale został zaskoczony, gdy brunet przejechał wzrokiem menu i wybrał pierwszą lepszą pizzę z salami i pieczarkami. Zapunktował u Kozioła. Ten był równie nudny i zamawiał najzwyklejsze pizze, jakie tylko się dało, nie licząc może margharity.

Za to Tymon dziś czuł się bogato, więc na spółkę z Grabą wzięli sobie jakąś pikantną, z oliwkami, pieczarkami, papryczkami i milionem innych dziwnych składników. Tego dnia musiał jeść jak król. W końcu był kapitanem okręgowej sensacji! Gdzieś tam w głowie tylko usłyszał głos Cieślaka karcącego ich, że obżarstwo spowalnia mózg i pogarsza wyniki, ale ten wredny diabełek prędko umarł, zatopiony w masie ciągnącego się tłustego sera...

Przynajmniej nie pił na pusty żołądek. Z jednej strony nie upiłby się tak szybko po jedzeniu, jak bez niego, ale z drugiej, nie chciał powtórki z rozrywki z ostatniego razu...

No cóż. Wszystkie jego zmartwienia w moment zniknęły, gdy ze swoją słabą do alkoholu głową wziął łyka drinka zrobionego przez Kozioła. Był słodki, czuł nutkę... ananasa? I... czy to malina? Nie wiedział. Nie obchodziło go to. Krzywił się nieco przy każdym siorbnięciu, bo mimo wszystko dalej było czuć posmak wódki, ale poza tym było dobrze.

Muzyka głośno szumiała mu w uszach, niemal ustawiając mu swój osobisty puls serca. Zazwyczaj byłoby mu niekomfortowo, ale teraz było mu wszystko jedno.

Kucharz robił odgłosy cmokania i obściskiwał Górę, który głośno się śmiał; w końcu nie ma nic bardziej homoseksualnego niż dwóch heteroseksualnych kolegów. Graba za to wraz z Koziołem podśpiewywali sobie głośno do lecących piosenek, ledwo będąc w stanie przebić się przez huk głośników.

Baran siedział między tym wszystkim pozornie sam, jakby czuwał nad innymi i brał udział w ich głupotach po prostu pasywnie obserwując ich z kanapy obok. On, niby samotny w środku tego chaosu, ale gdzieś na granicy - gdzieś na ostatnim planie w tym dziwnym przedstawieniu - był też ktoś jeszcze.

Krystian, który siedział w oddali na jednym z krzeseł. Sam, zapatrzony w telefon, niemrawo popijając swojego drinka.

Choć teoretycznie i on, i Baran byli w podobnym stanie - oboje na różnych końcach pokoju, niby sami, bez czyjegoś towarzystwa obok - to gołym okiem widać było, że ich mentalna obecność różni się niesamowicie. Baran pasywnie uczestniczył; Krystian pasywnie był nieobecny.

Coś tknęło go, by wstać. Złapał za swoją szklankę i nieco chwiejnym krokiem rozpoczął niepewny marsz w stronę bruneta. Zebrał jakąś pijacką odwagę. Przecież nie musiał nic robić, mógł po prostu dać mu żyć, ale... to miał być członek jego drużyny, a drużyna musi być zgrana. Muszą się dogadywać, mieć jakąś synergię, która pomogłaby im w późniejszych meczach. Wprawdzie było to ich pierwsze spotkanie "integracyjne", ale Baran czuł, że na tym jednym by się skończyło, a Burzewicz unikałby ich potem jak ognia lub wymyślał wymówki. W jego pijackim umyśle irytowała go taka możliwość, więc stwierdził, że musi coś zrobić, by chłopak...

Krystian wstał. Jak gdyby nigdy nic, po prostu ruszył się z krzesła, odstawił szklankę na stół, nie rzucając nawet okiem w stronę Barana, który stanął na środku pokoju nieco skonfundowany, obserwując działania wyższego chłopaka. Burzewicz podszedł do Kozioła, szepnął coś na ucho, na co ten machnął ręką gdzieś w stronę wyjścia. Szatyn po prostu odsunął się i... wyszedł.

Baran stał tak jeszcze przez chwilę, niepewny co ma teraz zrobić. Mrugnął jak ogłuszony kilka razy, po czym odwrócił się w stronę Kozioła.

– Gdzie on poszedł?! – próbował przekrzyczeć muzykę. Chłopak zrobił zdziwioną minę.

– Co?! – odkrzyknął. Baran dramatycznie przewrócił oczami.

– Burzewicz! – spróbował jeszcze raz, a Kozioł odkrzyknął głośnym "aaa!" i przytaknął powoli na znak zrozumienia.

– Było tak od razu! – dodał. – Wyszedł zapalić!

Baran skinął do niego głową w podziękowaniu i po kilku chwilach był już za drzwiami domu jednorodzinnego na obrzeżach miasta. Westchnął z ulgą, bo udało mu się przynajmniej na chwilę wyrwać z tego całego huku i hałasu. Mocny bas wciąż buczał ze środka, ale na dworze było względnie cicho i spokojnie. Krystian stał przy budynku, oparty o jego zewnętrzną ścianę.

– Co tam? – Burzewicz odwrócił lekko głowę w stronę Tymona, który powoli podchodził do niego nieco niepewnym krokiem. Zaciągnął się mocno papierosem.

– Palisz? – blondyn zapytał, stając tuż obok niego i obserwując używkę, którą trzymał.

– Nie widać? – parsknął śmiechem i zmierzwił swoje ciemne włosy. Baran wzruszył ramionami, jakby sam nie był pewien odpowiedzi, ale po prostu zdał sobie sprawę z tego, że to pytanie był dosyć głupie. Przecież chłopak stał obok niego i palił! – A ty? – dodał po chwili ciszy. Tymon pokręcił głową.

I stali. Kolejny raz tego dnia po prostu stali obok siebie w ciszy i... nic.

– Czemu wyszedłeś? – kolejne trafne pytanie Barana.

– Bo palę.

No tak. To było oczywiste. Ale nie dla Baranowskiego! Alkohol zupełnie mu nie służył.

Jednak nie obchodziło go to. Stwierdził, że zamieni to jakoś na dobry temat do rozpoczęcia rozmowy.

– Coś mi mówi, że nie tylko przez palenie chciałeś się stamtąd urwać – zaczął, unosząc brew, na co Burzewicz tylko przewrócił oczami i spojrzał na niego swoim typowym nijakim-emocjonalnie wzrokiem.

– Może – wzruszył ramionami. – Głośno tam trochę.

Blondyn przytaknął.

– Prawda.

I cisza, znowu. To było okropne! Irytowała go niesamowicie umiejętność Krystiana do takiego zwykłego urwania tematu lub odpowiedzenia w taki sposób, że nie dało się nic z tego wyciągnąć ani podjąć dalszej rozmowy! On chciał rozmawiać! Naprawdę chciał! Tylko brunet potężnie mu to utrudniał.

– Nie jest źle – Krystian przerwał mu wszelkie przemyślenia.

– Nie żałuj, że przyszedłeś – Baran mruknął, a w oku Burzewicza pojawił się jakiś błysk, jakby został przyłapany na czymś. Chociażby na kłamstwie. Krystian zdał sobie sprawę z faktu, że to klasyczne Burzewiczowe kamienne i obojętne usposobienie nie jest tak w pełni niezawodne i ktoś zauważył jego prawdziwe emocje. – Wiem, jest głośno, dziwnie, puszczają jakiegoś asłuchalnego rapu i się obściskują i w ogóle... nie wiem. Ale miałem tak samo na początku – oparł się o ścianę i wyjrzał przed siebie, wpatrując się w jakiś daleki punkt. – Też myślałem, że to jeden wielki błąd i to zupełnie nie moje towarzystwo. Wolę siedzieć w domu i grać w Minecrafta z przyjaciółmi.

– Nie robisz dobrej reklamy swojej drużynie – parsknął śmiechem.

– Mimo że wolę Minecrafta z przyjaciółmi i to towarzystwo zupełnie nie jest w moim stylu – kontynuował, ignorując komentarz Burzewicza. – To ci ludzie są serio świetni. Na początku chciałem uciekać, a potem, patrz, wygraliśmy kwalifikacje do okręgowych – uśmiechnął się lekko na wspomnienie zwycięskich krzyków publiczności na wielkiej hali. Burzewicz też spojrzał przed siebie, rzucił papierosa na ziemię i przydeptał go.

– Dobry z ciebie dzieciak – Krystian zaśmiał się i poczochrał go po głowie, bo Baran był od niego o wiele niższy.

– Jesteśmy z tego samego rocznika – zakomunikował, patrząc na bruneta z powagą.

– Cicho – odburknął.

I stali. Znowu. Stali w ciszy, nie odzywając się, po prostu czując mocny bas dochodzący do nich ze środka domu. Tylko, że tym razem ta cisza była inna, taka mniej niezręczna, przepełniona zrozumieniem. Któryś z nich zarzucił jeszcze jakimś komentarzem, coś o pogodzie, o szkole, ale tak poza tym... to tyle.

– Dziś już raczej odpada – Baran zaczął kolejny temat. – Ale co ty na to, żeby zagrać na przykład jutro razem? Ktoś z drużyny pewnie też się dołączy. W końcu trzeba sprawdzić twoje kompetencje w grze – zaśmiał się.

– Ta, brzmi jak plan – przytaknął. – Gram Sovą i Killjoy.

– Słyszałem. Ja Harborem.

– Widziałem na tamtym meczu. To nienormalne – pokręcił głową z niedowierzaniem. – Przecież ta postać jest do dupy.

– Jak ktoś nie umie nim grać, to może i jest – westchnął i przeciągnął się lekko. – Trener mówił mi to samo. "Graj czymś innym albo będziesz ciężarem dla drużyny", a teraz jestem kapitanem, a on siedzi cicho. No bo, żeby grać Harborem, to trzeba...

I odjechał, przez kilka minut wyjaśniając techniczne różnice między postacią, którą gra, a innymi z tej samej roli Kontrolera, czyli klasy, która zajmuje się blokowaniem widoczności wrogów. Że Harbor jest bardziej defensywny, a inne ofensywne. Że trzeba umieć zrobić to i tamto... A Krystian słuchał i rozumiał. Rzadko przychodziło mu rozmawiać z kimś o jego pasji do tej gry tak na żywo, w dodatku z kimś, kto ma całkiem dobre pojęcie na jej temat. Co jak co, ale Baran był swego rodzaju przełożonym Burzewicza, a to wydawało mu się całkiem komiczne. Blondyn był niższy, wyglądał... "łagodniej", a nie jak jakiś lider, zwłaszcza patrząc na innych członków drużyny. Chociażby sam Graba wyglądał jak jakiś pospolity dresik, a gdy Baranowski mówił, to ten się słuchał, przytakiwał i odpowiadał donośnym "tak jest, kapitanie"!

Musiał jednak przyznać, że to były tylko pozory. Tymon podczas rozgrywki był jak zupełnie inna osoba, jakby demon w niego wstąpił. Był niemal jak wilk w... baraniej skórze. Tak, to dobre porównanie.

Baranowski miał rację. Dotychczas Burzewicz wahał się, czy dołączenie do drużyny to na pewno był taki dobry pomysł. Sądził, że może jednak tutaj nie pasuje, ale Baran miał coś w sobie, co sprawiło, że jego decyzja całkiem szybko się zmieniła.

Tymon wciąż trajkotał w najlepsze, gdy wchodzili we dwójkę z powrotem do domu, a Krystian odpowiadał mu czasami na jakieś pytanie związane z grą. Kozioł machnął ręką na zaproszenie, mówiąc, że dolał im jeszcze drinków, Graba spał rozłożony na kanapie a Kucharz i Góra z jakiegoś powodu grali w warcaby.

Było dobrze.

A Baran, który mimo wszystko był dalej nieco pijany zupełnie nie zarejestrował faktu, że pierwszy raz od ich spotkania na hali i kilkukrotnego widywania się na pozalekcyjnych zajęciach z Cieślakiem udało mu się zobaczyć szczerego Burzewicza, usłyszeć jego prawdziwy chichot i zobaczyć nieudawany uśmiech.

W następnym odcinku: Baranowski w roli detektywa.

___________

dziś trochę krótszy rozdział ale wydaje mi się że jest spokoXD

Continue Reading

You'll Also Like

368K 1.2K 6
Lily wiedzie spokojne życie w Nowym Jorku, z dwójką przyjaciół u boku. Właśnie skończyła ostani rok liceum i za namową mamy, która twierdzi, że dziew...
16.2K 321 18
Osiemnastoletnia Aurora ma na głowie zdecydowanie więcej trosk niż przeciętna nastolatka. Dziewczyna aby zapomnieć o złych duchach przeszłości, które...
75K 2.7K 28
„Gdzie byłeś sześć lat temu?" Gdzie Blake Remington był kiedy Charlotte Wilson go potrzebowała? Tego nikt nie wie. Przepadł z dnia na dzień, a nikt n...
62.2K 1.7K 24
Tom I trylogii Mafia Vivian Scott mając siedemnaście lat ucieka od rodziców, którzy zostali mafią. Po trzech latach dziewczyna jedzie na nielegalny w...