BTS || Hello, stranger ✓

By Farao_

509 109 90

2009 1898 1983 2005 1837 2014 1803 Nie ma bardziej nastoletniego życia od tego przepełnionego sprawdzianami... More

it's you
Ważna informacja
1: morning difficulties
2: new classmate
3: skipping classes
4: thief, americano & skatepark
5: new roommate?
6: where is my speaker
7: odd jobs
8: house of cards
9: bad news
10: grumpy police officer
11: misunderstanding
12: bitterness
13: matchmakers & japchae
14: "the night of the 17th of October"
15: wrong suspicions
16: make it right
17: warning
18: unfulfilled promise
19: heavy breathing
20: friends forever
21: tapes of truth
22: disappointing rejection
23: code red
24: storm of emotions
25: sudden call
26: family issues & chocolate ice cream
27: happy birthday, Hana
28: strict parents & longing for love
30: friends don't lie
31: uncle's return
32: investigation goes on
33: time to say goodbye
34: it was you
35: moments before disaster
36: hide and seek
37: bittersweet ending
life goes on
BONUS

29: bloody hand

6 3 0
By Farao_

wtorek, 10 listopada


Wtorkowa lekcja wychowawcza z panią Lee przyniosła (w teorii) smutne wieści. O ich nieuchronności wiadomo było od pierwszej chwili, w której wychowawczyni weszła do sali — jej mina, chód, a nawet stonowane kolory ubrań roztoczyły niepokojącą aurę. Zasiadła za swoim biurkiem, postawiła obok komputera parzącą się w ceramicznej tykwie yerbę i przebiegła wzrokiem po pomieszczeniu. Westchnęła, wiedząc, że do jej obowiązków należy rozpoczęcie tematu.

— Jak już pewnie wiecie, jeden z waszych kolegów ze względu na sytuację rodzinną przepisał się do innej szkoły, a to oznacza, że jako klasa zostaliśmy bez gospodarza. — Splotła palce obu dłoni i oparła je tuż nad podbrzuszem. Koszula w kolorze suszonej żurawiny zmarszczyła się na jej łokciach i podwinęła powyżej nadgarstków. — Do egzaminów zostało już niewiele czasu, dlatego to nie jest rola na długo, ale za to być może to ostatnia okazja, żeby się takiej podjąć. Oczywiście, jeśli ktoś planuje zostać na jeszcze jeden rok, to inna sprawa... Podejrzewam jednak, że większość z was będzie stąd uciekać wraz z ostatnim dzwonkiem.

Od razu było widać, że sama myśl o pożegnaniu się z wychowankami sprawiła, że posmutniała jeszcze bardziej. Jej oczy delikatnie przygasły, kiedy zrobiła rundkę po twarzach uczniów, jakby chciała zachować ich rysy na jak najdłużej. Niby wiele miała grup przed nimi i wiele jeszcze będzie miała po nich, ale każde takie rozstanie było każdorazowo zwyczajnie przykre.

— Tradycyjnie proponuję zrobić anonimowe głosowanie. Wyciągnijcie, proszę, długopisy, kartki zaraz rozdam. Czy ktoś chce liczyć głosy? Potrzebuję dwóch osób.

Jedna dziewczyna podniosła rękę — a właściwie dwie ręce, swoją i koleżanki. Pani Lee uśmiechnęła się do nich.

— Super, komisję już mamy, do rozpoczęcia brakuje tylko kandydatów. Śmiało, śmiało! Może zastępca gospodarza chce awansować? Albo skarbnik? — zachęcała z tak poczciwą miną, że aż żal było się nie zgłosić. Najpierw w górze pojawiła się jedna dłoń (zastępcy), potem druga (jakiś chłopak z ostatniej ławki pod ścianą) i trzecia.

— Hoseok? — zdziwiła się Seulgi, gdy nastolatek trzymał dłoń w górze, drugą nieustannie (robił to od momentu wejścia do klasy) grzebiąc w swoim plecaku (dla ułatwienia trzymał go na swoich kolanach). — Co ty wyrabiasz?

— Jak to "co"? — oburzył się. — Zgłaszam się na gospodarza! Jestem przecież najbardziej ogarniętą osobą, jaka stąpa po... Nie widziałaś może mojego portfela? — Zajrzał do plecaka, w którym zrobił się istny armagedon podczas intensywnych poszukiwań. — Przecież na pewno go spakowałem...

Seulgi strzeliła sobie w twarz.

— Najbardziej ogarnięta osobo, zostawiłeś go na stole w kuchni.

— Ach. To wiele wyjaśnia.

— Jeśli jakimś cudem zostaniesz wybrany, wieszczę naszej klasie zagładę.

— Oby tylko nadeszła przed egzaminami — skwitował, odstawiając plecak na podłogę. Podrygując niecierpliwie nogami, poczekał, aż pani Lee dojdzie do ich ławki z karteczkami do napisania swojego głosu.

Czas na głosowanie ruszył. Hoseok naskrobał pospiesznie nazwisko i odwrócił kartkę. Nachylił się do Seulgi, chcąc podejrzeć jej wybór, ale przezornie się odsunęła. Gdy skończyła, także przewróciła papier wielkości jednej ósmej kartki A4. Hoseok fuknął pod nosem.

Pani Lee w tym czasie nasmarowała kredą trzy nazwiska na ciemnozielonej tablicy. Zerknęła na zegarek, odliczyła ostatnie sekundy i poprosiła komisję o zebranie głosów. Dziewczyny szybko obleciały całą klasę. Karteczki wylądowały u jednej, a drugiej został przekazany pylący, biały przedmiot. Rozpoczęło się liczenie głosów.

— Dongyoung, Donyoung, Donyoung... Kolejne dwa też Donyoung... — czytała pierwsza z dziewczyn, a każdą wykorzystaną kartkę odkładała na biurko wychowawczyni. Przy nazwisku zastępcy gospodarza było pięć kreseczek. — Youngjo, Donyoung, Donyoung...

Hoseok nie tracił nadziei, choć następne cztery również nie były na niego. Tylko jego nazwisko świeciło pustkami, aż prosząc się o dostawienie choć jednej kreseczki, nawet takiej malutkiej, tyciej. Nastolatki dotarły dopiero do połowy głosów, więc teoretycznie miał jeszcze szanse... Może wszystkie głosy na niego były na samym końcu? To by było dopiero miłe zaskoczenie...

— Trzy na Youngjo — poinformowała uczennica i poczekała cierpliwie, aż jej koleżanka to odnotuje. Początkowo Donyoung miał znaczną przewagę, ale teraz Youngjo nieco go podgonił, wciąż jednak wiele mu brakowało. Wyglądało na to, że pojedynek zaczynał nabierać rumieńców. — Donyoung, Donyoung, Youngjo... Donyoung... Hoseok.

— TA JEST, WOHOO! — Jung wyskoczył (dosłownie) z siedzenia, siłą radości pociągnięty do góry. Zacisnął dłonie w małe piąstki, uśmiech rozjaśnił jego buźkę. Pani Lee zasłoniła usta, żeby nie prychnąć śmiechem i gestem nakazała mu usiąść. Dopiero wtedy ogarnął, że odrobinę za bardzo uzewnętrznił swoje uczucia i zawstydziwszy się, klapnął na siedzisku.

Choć do końca liczenia głosów jego nazwisko nie pojawiło się już ani razu, ten jeden głos zapewnił mu wystarczająco dużo emocji. Rozpromieniony nachylił się do Seulgi.

— To byłaś ty, prawda?

— Na łeb upadłeś? Jeszcze mi nie odbiło — odparła, chowając długopis do piórnika.

Jung zdębiał. Rozejrzał się po sali.

— W takim razie kto? — rzucił bardziej sam do siebie. Okręcił się parę razy na siedzisku, gotów wstać i wypytywać każdego po kolei, ale pani Lee kazała mu się uspokoić i nie przeszkadzać w zajęciach, bo było jeszcze kilka ważnych rzeczy do przekazania.

Jeongguk siedzący za chłopakiem uśmiechnął się pod nosem.

Skoro wstrzymał się od głosu, to oznaczało, że odpowiedź mogła być tylko jedna.

I była nią Seulgi.


~*~


Książka Dam Joona leżała na środku podłogi niczym uświęcone relikwie. Obłożona dodatkową folią praktycznie nie nosiła śladów użytkowania, chociaż była wypożyczona z biblioteki. Ktoś, kto bardzo się nią zainteresował i zostawił niewytarty ołówek w jej wnętrzu, musiał obchodzić się z nią bardzo ostrożnie. Ciekawe, czy w ogóle nosił ją w plecaku?

Seulgi wczoraj dokładnie to przeanalizowała i podzieliła się swoimi wnioskami na stołówce podczas przerwy obiadowej. Według niej na dziewięćdziesiąt dziewięć koma dziewięć procent poszukiwany robił użytek z lektury jedynie w czytelni. Z tego powodu nie udało im się znaleźć nikogo podejrzanego wśród osób zapisanych w historii wypożyczeń. Niestety, to oznaczało, że porywacz musiał co najmniej raz wpisać się do zeszytu odwiedzających leżącego na biurku Namjoona, ale dziennie bibliotekę i czytelnię odwiedzało tyle uczniów, że to było jak szukanie igły w stogu siana.

Na domiar złego, zadanie, przed jakimi stali, nie wydawało się ani trochę łatwiejsze. Wczoraj po lekcjach trwało intensywne liczenie. Przy słowach znajdujących się stosunkowo wysoko na stronie poszło szybko, ale przy tych, które dobiegały do dwustu, zajmowało to znacznie dłużej. Głównie dlatego, że po napakowanym nauką dniu zdarzały się pomyłki i nie raz i nie dwa angażowali się wszyscy, odliczając na głos (co czasem także wywoływało komplikacje). Ostatecznie uwinęli się z tym do wieczora i z powodu znacznej ilości prac domowych rozeszli się do pokoi. Mieli wrócić do układanki później, ale koniec końców nie zdołali, pokonani przez matematykę (jakby nie było już wystarczająco cyferek).

Na szczęście dzisiejsze zajęcia były dla nich łaskawe i mogli złapać chwilę oddechu — w szkolnym życiu, rzecz jasna, bo w prywatnym trwało właśnie zgromadzenie w pokoju Hoseoka i Jeongguka. Dla wygody złączyli ich łóżka, tworząc jedno duże i przy okazji robiąc nieco więcej miejsca na podłodze w i tak największym pokoju ze wszystkich w mieszkaniu (nie licząc kuchni połączonej z salonem).

Jeongguk zajął sobie od razu miejsce na materacu, obok niego wpakował się Hoseok z miską przekąsek. Jimin ulokował się przy meblu, aby opierać się o niego wygodnie plecami, Taehyung postawił na stare dobre krzesło odsunięte od biurka, a Seulgi przytachała dla siebie poduszkę i położyła się na niej na brzuchu. Na samym środku tego kanciastego okręgu leżała rozsypanka ze słów:

gra, to, już, moja, sobotę, przyjaciel, umrze, zapomniana, będziesz, w, matematyk, piwnica, miła, zawsze, Kim, twój, mały

Hoseok pochylił się w stronę krawędzi łóżka i przekrzywił głowę, patrząc z góry na porozkładane karteczki.

— Aha! — wykrzyknął. — Wiem!

Seulgi podniosła na niego zaintrygowany wzrok. Ciężko jednak było stwierdzić, czy był on zaintrygowany w znaczeniu „naprawdę to rozgryzłeś? Wow!" czy bardziej w rodzaju „coś ty znowu wymyślił i dlaczego mam przeczucie, że to wcale nie jest rozwiązanie".

— Co wiesz? — zagadnął Jimin.

Twój przyjaciel umrze. — Połączył kartki palcem. Taehyung zmarszczył brwi.

— Wnoszę sprzeciw. Numerów było siedem, więc wnioskuję, że komunikat musi być siedmiowyrazowy.

— Spoko. Twój przyjaciel Kim umrze w sobotę... yyy, miła.

— Kim, Kim... — wymamrotał szarowłosy i pobladł nagle. — Że niby ja?!

— No przecież nie ja! Zobacz sobie w dokumentach, jak wół pisze, że jestem Jung!

— To musi być przypadkowa zbieżność nazwisk! Albo... — zszedł z tonu, gdy do głowy wpadł mu lepszy pomysł. — Albo moglibyśmy urządzić zasadzkę. — Zakasał rękawy. — Skoro tak chce się bawić, to ja chętnie się z nim spotkam.

Seulgi westchnęła.

— Nikt nie będzie się z nikim spotykał, a przynajmniej na razie. Gdyby to było to, już dawno leżałbyś martwy w jakichś krzakach. To mogła być każda sobota.

— Zapiszę tę propozycję, później do niej wrócimy — oznajmił Jimin (bawił się w protokolantkę), notując skrzętnie każde spostrzeżenie.

— W takim razie: twój Kim umrze w sobotę w piwnicy — nie ustępował Hoseok. — Jest czas, jest miejsce, wszystko wiadomo. Nie wchodzimy od dzisiaj do pralni, ubrania będziemy odświeżać dezodorantem i perfumami.

— To ohydne, to po pierwsze — skomentowała Ryu, znów robiąc za niszczyciela wszelkich teorii. — A po drugie: niepokoi mnie fakt, że tak bardzo uwziąłeś się na Taehyunga.

— No właśnie! — poparł ją rzeczony chłopak, aż się wzdrygając (prawie przy tym potrącił ramię Jimina, który spisywał dalej każde słowo).

Jung podparł się pod boki. Jego mina przywodziła na myśl nastroszoną kuropatwę.

— Taak? — przeciągnął. — A masz jakiś lepszy pomysł?

Już zawsze będziesz zapomniana, twój matematyk umrze — wyrecytowała. — Hana dawała korki z matmy, więc połączenie jej z tym nie jest takie głupie. Poza tym zaginęła, dlatego to mogła być taka zapowiedź tego, co się z nią stanie. Chciał ją przestraszyć i zaatakować, gdy już zacznie odchodzić od zmysłów po odkryciu tej wiadomości.

— Grrt, zła odpowiedź! — udzielił się Taehyung. — Doceniam twój wywód i szanuję argumentację, ale muszę się nie zgodzić.

Krótkowłosa spojrzała na niego spod byka. Szarowłosy chrząknął.

— Myślę, że gdyby Hana rozszyfrowała to jako ewidentną pogróżkę, komuś by o tym powiedziała. A w szczególności mi. Dopilnowałbym jej albo przekonał, żeby zgłosić to na policję.

— Tak samo jak powiedziała ci, że czuła się obserwowana i że dostawała jakieś dziwne wiadomości do szafki? — odparowała kąśliwie.

— To nie była sytuacja zagrażająca życiu.

— A czym się niby różni od tej?

— Dobra, spokój — wtrącił się mrukliwie Jimin. — Na razie tylko zróbmy burzę mózgów, zgoda? Spiszmy wszystkie pomysły, o ich selekcję będziemy się martwić później.

— Okej — przystała Seulgi. — Niech będzie. W takim razie dopisz jeszcze twój mały przyjaciel umrze, moja miła.

— To sześć wyrazów, nie siedem — podliczył uważnie Taehyung. — Poza tym czy to miał być przytyk do wzrostu Jimina?

— Nie i nie — odparła. — To moja gra, już zawsze będziesz moja. Hm, czy słowa mogą się powtarzać?

— Nie mam pojęcia — przyznał Park. Biedny, pewnie na koniec spotkania ręka będzie mu odpadać od tego pisania, chyba że przeniesie się na elektroniczne notatki. — Chyba nie wykluczamy takiej możliwości.

— Przypominam o siedmiu numerach! — udzielił się Taehyung. — Jestem za teorią, że to siedem oddzielnych słów, w dodatku śmiem zaryzykować stwierdzenie, że nieodmiennych. Skoro wskazał je konkretnie, to coś w tym musi być.

— Siwy mądrze prawi — poparł go Hoseok. — Polać mu.

— Mogę zaoferować co najwyżej wodę z kranu — mruknęła Ryu, układając się wygodniej na poduszce. Trochę odgniotła już sobie żebra na tej twardej podłodze. — I w sumie to nie jest takie głupie. To, co powiedział Tae, znaczy się. Może faktycznie możemy sobie ułatwić zadanie.

— W końcu się w czymś zgadzamy. — Jung otarł niewidzialną łzę z oka. — Jestem z nas dumny.

— Ja będę, gdy już to rozgryziemy — odparła beznamiętnie, nie podzielając jego jakże pozytywnych emocji. — Czy Hana zaznaczała, w jakiej kolejności dostawała karteczki z cyframi? — zagaiła. — Ktoś doczytał jej pamiętnik do końca?

— Chyba nie... — przyznał Park, podchwytując jej spostrzeżenie. — Możemy od tego zacząć.

— Przyniosę go — zaoferował Taehyung, wstając już z krzesła. Przeszedł praktycznie okrakiem nad dziewczyną i wyszedł z pokoju, nie zamykając za siebie drzwi. Wrócił o parę chwil później, niż można się tego spodziewano. Minę miał nietęgą. — Mamy problem.

— Nie mów, że nie możesz go znaleźć. — Seulgi obróciła się do niego, wykręcając swoje ciało w pasie. — Och. No, to rzeczywiście problem — orzekła, dostrzegając w ręce Taehyunga oprócz pamiętnika w niebiesko-złotej oprawie pokaźny plik karteczek przewiązany gumką recepturką.

— Co to? — zdziwił się Park.

— Znalazłem pod łóżkiem. Kapeć mi się tam wsunął i kiedy chciałem go wyjąć, zobaczyłem jakieś pudełeczko. W środku było to i resztki świeczek. — Przeszedł nad Ryu i usiadł na swoim miejscu.

— Czy to kolejne wiadomości z szafki?

— Niestety.

— Możliwie więcej liczb?

— Istnieje taka szansa.

— Chryste. — Fioletowowłosy przetarł twarz dłonią, pociągając przy tym skórę w dół, jakby próbował sobie zdjąć przyklejoną maskę. — Daj mi pół. Albo jedną trzecią — skorygował się, dostrzegając wyciągniętą rękę Seulgi. Hoseok też zaoferował swoją łapę, ale dziewczyna go po niej trzasnęła.

— Dawanie tobie ognia równa się z zagrożeniem pożarowym — orzekła stanowczo.

— Będę ostrożny! — obiecał Hoseok. — Jak babcię kocham!

— Niech już ma — uznał dobrotliwie Taehyung, wręczając mu część papierków. — Szybciej pójdzie, jeśli podzielimy się na cztery. Ja wezmę pamiętnik Hany i postaram się ułożyć liczby w kolejności — rozdzielił zadania.

— Aye, aye, kapitanie! — zasalutował Jung, z namaszczeniem przyjmując zapaloną świeczkę od Jimina. Przybliżył ją sobie do twarzy; tańczący płomyk odbijał się od jego zachwyconych oczu.

— Wszyscy spłoniemy — westchnęła z rezygnacją Seulgi, zabierając się do roboty. W tym czasie Park odpalił kolejnego tealighta dla Jeongguka i ostatniego dla siebie i już mieli zająć się robotą, gdyby nie niespodziewany dzwonek do drzwi. Chwała Bogu, że Hoseok zdążył odstawić swoją świeczkę, bo inaczej ta spadłaby wprost na dywan.

— Spodziewamy się gości? — zdziwił się Jimin.

— Nie. Która godzina? — zaniepokoiła się Seulgi.

— Zaraz siódma.

— Może Sangwook wpadł po mąkę czy tam jajka. Minęłam się z nim dzisiaj na korytarzu, mówił, że ma w planach piec ciasto, może czegoś mu zabrakło. Pójdę sprawdzić. — Wstała z podłogi i poczłapała w stronę drzwi. — Ktoś ze mną? Dla towarzystwa? Aha, wszyscy — odpowiedziała sama sobie, widząc podnoszących się z miejsca kolegów.

— Obstawa nie zaszkodzi. — Taehyung wzruszył ramionami. — Może to tylko Sangwook, a może to nasz porywacz dopominający się o zaległą sobotę.

— Słusznie — skomentowała, wychodząc już z pokoju. Prawdę powiedziawszy, była ciekawa tożsamości tak późnego gościa. Możliwości było naprawdę niewiele. Poza sąsiadami, którzy zaglądali do nich raz na ruski rok, o takiej porze do drzwi mógłby zawitać tylko Yoongi albo Seokjin. Jednakże prokurator śledczy ostatnio nie dawał znaku życia, a nie wyglądał na takiego, który wpadał na niespodziewane odwiedziny, Seokjin natomiast był w delegacji...

Postanowiwszy ukrócić swoje rozważania, wyjrzała przez wizjer i nagle zamarła. Odsunęła się czym prędzej i zasłoniła judasza malutką blaszką, przytrzymując ją jeszcze ręką, jakby bała się, że jakimś cudem cudzy wzrok może przenikać metal.

— Kto to? — zapytał zdezorientowany jej zachowaniem Taehyung, cichnąc pod koniec, bo Seulgi przyłożyła z paniką palec wskazujący do swoich ust, nakazując milczenie.

— Musicie się ukryć. Szybko — nakazała niemal bezgłośnie, odsuwając się od drzwi jak od tykającej bomby.

— Przed kim...? — Jimin był zdezorientowany. — Kto tam jest, do cholery?

Seulgi obejrzała się kontrolnie za siebie.

— Wiedźma — poinformowała szeptem. Pełne przerażenia westchnięcie opuściło usta Hoseoka.

— Ewakuacja! — zarządził stłumionym głosem. — Już!

— Ale... — Jimin chciał się zbuntować, dopóki nie zostanie mu podane więcej szczegółów. Niby czemu miałby się chować i uciekać przed kimś, kogo nawet nie znał? Okej, słyszał opowiastkę o tym, jak piorunujące pierwsze wrażenie zrobiła, ale uważał, że kto jak kto, ale Hoseok na pewno przesadzał.

— Może ktoś by mi w końcu otworzył? — zapytała niespodziewanie Kobieta zza drewnianej płyty, wykorzystując do tego swój najbardziej lodowaty ton głosu. Brzmiała tak, jakby urwała się z samych zastępów diabła i przybyła tutaj, aby wymierzyć karę uciekającym przed nią duszyczkom. — Słyszę rozmowy.

Seulgi wzdrygnęła się i pokazała palcem na Taehyunga i Jimina.

— Pod łóżka, obaj. Będziemy was kryć.

Jung złapał ich za rękawy i pociągnął za sobą, ślizgając się skarpetkami na panelach. Jeongguk pobiegł za nimi, aby pomóc wszystko przygotować, zostawiając tym samym Seulgi sam na sam z wieczornym gościem.

Dziewczyna odczekała chwilę, aż korytarz mieszkania się opróżni. Jej przyjaciele najpierw chcieli uciec do Hany, ale w ostatniej chwili zmienili zdanie i postawili na pokój chłopaków, do którego wpadli jak oparzeni. Byli w trakcie gorączkowej akcji, kiedy powoli otworzyła drzwi i wyjrzała na klatkę, przyklejając do buzi krzywy uśmiech.

— O, dobry wieczór pani — przywitała się z Wiedźmą.

Postrach siedmiu mórz i oceanów stał na wycieraczce, bezlitośnie dziurawiąc ją obcasami beżowych szpilek. Kobieta mogąca z łatwością kandydować do roli zimnego i bezwzględnego czarnego charakteru pozbawionego ludzkich uczuć i odruchów na swój dzisiejszy strój wybrała cygaretki w stylowym odcieniu zgaszonego, brudnego różu i białą satynową koszulę pozbawioną kieszonek, którą wsadziła do środka spodni. Na to narzuciła płaszcz z wielkimi guzikami, które teraz były rozpięte. Rękawy marszczyły się w zgiętych łokciach.

Zmierzyła nastolatkę oceniającym wzrokiem.

— Wreszcie. Co to były za głosy? — powiedziała, przechodząc przez próg. Jej obcasy stuknęły o posadzkę.

— Wie pani, to tylko Hoseok i Jeongguk...

— Słyszałam jeszcze kogoś.

— Rozmawiali przez telefon z przyjaciółmi.

— Czyli nikogo tutaj nie nocujecie? — Spojrzała na nią z wyższością, jakby pytanie było tylko formalnością, skoro odpowiedź była powszechnie znana. Seulgi pokręciła naturalnie głową, wspinając się na wyżyny swojego i tak miernego aktorstwa.

— Nie, proszę pani.

— O, co za odwiedziny! — Hoseok wychylił się z pokoju i nonszalancko oparł o framugę, zastawiając tym samym wejście do środka. — Kawy, herbaty? Może się pani skusi na ciasteczko? — zarechotał głupio, chcąc ukryć swoją nerwowość (nie wyszło mu).

Mina Wiedźmy była niezmienna: jak wyciosana z głazu, nieruchoma, pozbawiona wszelkich emocji. Przeszła obojętnie obok Ryu, nie zdejmując butów.

— Nie przyszłam się z wami spoufalać — oznajmiła — tylko dlatego, że mam pewien obowiązek do spełnienia pod nieobecność męża. — Rozpoczynając inspekcję, udała się do kuchni. Całe szczęście, że pozmywali po obiedzie! Co prawda w pomieszczeniu wciąż znajdowały się niedobitki w postaci niepoukładanych zmywaków czy zawalonej suszarki na naczynia, a poduszki w salonie były niepoukładane, ale przynajmniej było względnie czysto.

Podczas gdy Seulgi na migi starała się jakoś porozumieć z Jungiem i dowiedzieć się, czy Tae z Jiminem wleźli pod dwa złączone łóżka, Kobieta przeszła do pokoju Seulgi. Jako że panował w nim godny podziwu porządek, bardzo szybko z niego wyszła i skierowała się, o zgrozo, do kolejnego pomieszczenia po tej części mieszkania — do azylu chłopaków.

Seulgi bezszelestnie szła za nią krok w krok, ze stresu waliło jej serce. Hoseok, który zrobił miejsce w progu, dosłownie uciekając sprzed Wiedźmy, wyglądał, jakby ilość jego stresu przewyższała siedemnastokrotnie tę dziewczyny. Zdążył się upocić do tego stopnia, że Ryu miała wrażenie, że zaraz zrobi się pod nim kałuża.

Oboje wstrzymali oddechy, gdy Kobieta przestąpiła przez granicę pomieszczenia wyznaczoną przez poszarzałą framugę i rozejrzała się po pokoju. Odkąd wprowadzili się tutaj Taehyung z Jiminem (a raczej przenieśli tu swoje rzeczy, bo nocowali w salonie), był bardziej zagracony i zapełniony, ale za to nie brudny. Po prostu przy ścianach stały torby sportowe z ubraniami, na których wcześniej były plecaki — a które teraz grzały miejsce w szafie, zabrane z widoku.

To był efekt trzeźwego myślenia Jeongguka, który siedział właśnie na złączonych dwóch łóżkach ze szkicownikiem otwartym gdzieś na środku. Kreślił w nim coś ołówkiem, starając się wyglądać naturalnie. Na widok Wiedźmy skinął jej kulturalnie głową.

Taehyung z Jiminem, skryci pod spodem tegoż mebla, wymienili spojrzenia. Według szarowłosego aura, jaką roztoczyła ta demonica, obniżyła temperaturę w pomieszczeniu o co najmniej trzy stopnie. Wystarczyło, że zastukała złowieszczo obcasami, przechodząc w stronę biurka, a dreszcz przebiegł wzdłuż jego kręgosłupa, Jimin za to skulił się w sobie i wycofał bardziej pod łóżko, choć nogami dotykał już ściany.

Było tutaj strasznie ciasno. To w ogóle cud, że stelaż pozwolił im się tu wślizgnąć, choć Hoseok i Jeongguk musieli podnieść nieco łóżka. Nad głowami mieli deski i materace i nie dalej niż trzydzieści sekund temu Jimin uderzył się w nie potylicą, gdy próbował zmienić pozycję. Łokcie trochę go bolały, nogę miał niewygodnie zgiętą w kolanie, no i ten przeklęty kurz... Czy oni w ogóle tutaj nie odkurzali? Podłoga tuż przy jego nosie pokryta była tak grubą warstwą brudu, że mógł w nim rysować palcem jak kredą po tablicy. Przy kolejnym wdechu coś zaczęło kręcić go w przegrodzie nosa.

— Niewiele się tu zmieniło od mojej ostatniej wizyty — oznajmiła tymczasem Wiedźma, sprawdzając stan półek. Kilka kłaczków kurzu strąconych z książek spadło na biurko. — A wręcz mogę powiedzieć, że jest gorzej. — Skrzywiła się, a mięśnie jej twarzy podążyły za tym grymasem, jakby to była ich naturalna pozycja.

Taehyung, choć widział tylko jej buty, potrafił to sobie dokładnie wyobrazić. W jego głowie ta baba była aparycji meduzy i pewnie jeszcze bardziej zmieniającym w kamień wzrokiem. Żałował, że nie uciekł przez okno!

— Poza tym co tu tak śmierdzi dymem? — Zaciągnęła się powietrzem, odchodząc od zagraconego biurka.

— Niedawno zgasiliśmy świeczkę — wytłumaczył Hoseok trącony przez Seulgi łokciem. Podrapał się po potylicy z głupim uśmiechem. Brakowało mu tylko dodatkowych efektów i peruki i mógł kandydować do odtworzenia roli Naruto w pełnometrażowym filmie.

— Na litość boską, otwierajcie okna — zrugała ich Kobieta, podchodząc w tamtą stronę. Musiała się trochę wyciągnąć, aby dosięgnąć klamki. Oczywiście nie omieszkała tego skomentować: — A co to za składowisko?

Seulgi znów dała kuksańca biednemu chłopakowi.

— Wie pani, wczoraj wieczorem przyjechałem od rodziców, jeszcze nie zdążyłem się wypakować, hehe...

Porażka. Taehyung był wdzięczny wszechświatowi, że dostał mu szansę obserwowania tego zdarzenia ze względnie bezpiecznej pozycji. Teraz rozumiał, dlaczego tamtego dnia wszyscy byli przerażeni. Gdyby Wiedźma dowiedziała się, że od kilku dni tutaj pomieszkiwali... prawdopodobnie nie zostałaby z nich nawet mokra plama.

— Przekażę mężowi, żeby zajrzał tutaj, kiedy tylko wróci z delegacji. Do tego czasu radzę wam posprzątać, i to porządnie — kontynuowała swoją gadkę, wracając od okna w stronę drzwi. Po drodze nastąpiła obcasem na materiał rozpinanej bluzy wystającej spod łóżka.

Bluzy Jimina.

— Nie dość, że nie dbacie o własną przestrzeń, to jeszcze nie szanujecie pieniędzy rodziców i ubrania, które zostały za nie kupione, walają się na ziemi... — Chciała się schylić i wyciągnąć nieszczęsny ciuch, tym samym odkrywając Jimina z Taehyungiem, ale Jeongguk ją uprzedził, biorąc winę na siebie:

— To moja. Podniosę — odezwał się z jednym załamaniem głosu, jakby jeszcze raz przechodził okres dojrzewania. Odłożył szkicownik i spuścił nogi na podłogę, sygnalizując, że zamierza się tym zająć. Wiedźma przeszła więc do drzwi, dzięki czemu nie zauważyła, że gdy Jeongguk wepchał bluzę pod spód, Jimin ją prędko do siebie zgarnął, niechcący przy tym wzniecając kurz z podłogi.

Znów zakręciło go w nosie. Przytknął do niego rękę i zacisnął powieki, próbując jakoś to przetrzymać. Jeszcze tylko parę sekund, demonica zbierała się już do wyjścia, żeby obejrzeć resztę mieszkania, jeszcze chwileczka i...

A psik!

Kobieta zamarła w pół kroku i obróciła się do Jeongguka, który energicznie pocierał nos dłonią. Wierzył, że to wystarczy, żeby dać jej do zrozumienia, że to właśnie on kichnął.

— Na zdrowie, Guk! — zawołał głośno Hoseok, ciągnąc tę wymyśloną na szybko próbę ratowania sytuacji.

— Ach, ten sezon przeziębień... — zainsynuowała też Seulgi, specjalnie chrząkając, aby oczyścić gardło. — Bez witaminy C nie ma co się nawet ruszać z domu, bo od razu jakiś kaszel i zatkany nos... — Jej wyjaśnienia chyba przeszły, ale zaraz pojawił się inny problem, bo nawet jeśli Wiedźma uwierzyła w kichnięcie Jeongguka, to jej uwagę przykuła jedna z paru kartek, która wystawała spod łóżka.

Niedobrze. Bardzo niedobrze.

— A co to za kartki? — Wskazała na papiery. — Nie wiecie, co to śmietnik? Strach pomyśleć, co jeszcze jest pod łóżkiem. Tam też się sprząta — gderała, ruszając w ich stronę. Najwyraźniej chciała je zebrać. Tylko nie to!

Gdy szpilki zaczęły ze stukotem zbliżać się do łóżka, Jimin skulił się jeszcze bardziej niż wcześniej i spojrzał spanikowany na Taehyunga. Szarowłosy wyglądał, jakby chciał zniknąć z powierzchni planety. Także cofnął się do samej ściany i zacisnął mocno powieki, dodatkowo złożył ręce jak do modlitwy, choć Park nigdy wcześniej nie widział go w kościele.

Chociaż szczerze powiedziawszy, Jiminowi być może także pozostała już jedynie modlitwa. Lada moment ta demonica zajrzy pod mebel, odkryje dwóch nieproszonych gości, powiąże fakty (obecność dodatkowych toreb, znajdzie plecaki, buty, w łazience odkryje cudze szczoteczki, których nie zdążyli schować...) i urządzi raban na całą okolicę.

Sytuacja była naprawdę dramatyczna i jeśli ktoś miał coś zrobić, to musiał to uczynić właśnie teraz, inaczej będzie za późno. Jeongguk wysyłał Hoseokowi spanikowane spojrzenia niczym znaki dymne.

A Hoseok?

Hoseok zrobił to, co pierwsze wpadło mu do głowy.

Kobieta zamarła nagle w pół kroku i zaraz obróciła się z prędkością światła, słysząc głośny huk na korytarzu. Lotem błyskawicy wybyła z pokoju, po drodze przestawiając Seulgi jak szmacianą lalkę, żeby na własne oczy zobaczyć tragedię w jednym akcie, jaką był wazon leżący na podłodze. Woda już płynęła po drewnianych panelach, przywiędłe kwiaty rozsypały się wokół wazy z wizerunkiem wielokolorowego, dumnego pawia otoczonego kordonem pomarańczowo-żółto-czerwonych kwiatów i wijących się między nimi ciemnozielonych listków.

Seulgi była przerażona. Autentycznie przerażona. Ile to razy Seokjin powtarzał im, że ten wazon to jego oczko w głowie? Najświętszy punkt mieszkania? Nietykalna relikwia poprzedniej epoki, której sama obecność musiała zapewniać energetyczną ochronę całego budynku?

A teraz — za sprawą Hoseoka — grzała miejsce na posadzce, leżąc w rozpływającej się wodzie niczym w kałuży szkarłatnej krwi. Niebo płakało nad tym obrazkiem, anioły śpiewały żałobne pieśni, zastępy bogobojnych duszyczek zgromadziły się, aby lamentować nad losem bezcennej porcelany.

...I być może także nad losem chłopaka, na którego przeniosło się spojrzenie Wiedźmy. Oczy chłodne jak zima Syberii omiotły jego znieruchomiałą postać. Gdyby wzrok mógł zabijać, już dawno leżałby na podłodze w znacznym stopniu rozkładu, z robakami wyłażącymi przez oczodoły i kośćmi wyzierającymi przez gnijące tkanki skórne.

— Macie to posprzątać — rozkazała, a jej głos niby składał się z wielu nakładających się na siebie, zupełnie jakby przemawiały przez nią same rozgniewane duchy przodków. — Natychmiast.

I wybyła z mieszkania niczym gradowa chmura. Huk trzaskających drzwi rozniósł się po klatce i wprawił w drżenie fundamenty. Dopiero gdy kroki ucichły, Seulgi odzyskała władzę w kończynach. Zbliżyła się do Junga, nabrała powietrza w płuca i wydarła się na niego:

— Czyś ty do reszty oszalał?!

— Nie miałem czasu na zastanawianie się... — starał się wytłumaczyć. — Prawie odkryła chłopaków...

— Ale wazon?! — nie kryła niedowierzania. Kucnęła przy ofierze tego bezdusznego przestępstwa i podniosła go, przy okazji odkrywając zbite jedno ucho. — Nosz, cholera... Brawo, geniuszu. To cud, że nas nie pozabijała. Gdyby to zobaczyła, wszyscy wąchalibyśmy już kwiatki od spodu. Biegnij po jakąś ścierę. Boże, daj mi siły... — narzekała, zbierając odłamki porcelany. Kiedy Hoseok wrócił z czymś do wchłonięcia wody, wszystkie miała już w ręku.

Taehyung w tym czasie wygramolił się spod łóżka i otrzepał brzuch z kurzu. Na twarzy był niemal tak szary, jak odczepiające się od ubrania drobiny.

— Już wam wierzę — orzekł, uspokajając serce, zanim dostałby zawału. — Ta kobieta chyba się z piekła urwała. A myślałem, że przesadzacie.

— Chryste, nie żeby coś — rzucił Jimin, także wyczołgując się spod mebla — ale życie mi przed oczami przebiegło i jedno wiem na pewno: nie chciałem umierać tak żałośnie, z tak marnym życiorysem.

Seulgi podparła się pod boki, okręcając swój tułów w ich stronę.

— To taka nauczka na przyszłość, żeby wierzyć nam na słowo.

— I bardziej doceniać swoich landlordów — dodał Hoseok, czym zasłużył sobie na nieprzychylne spojrzenie krótkowłosej.

— Ty tam szoruj tę podłogę i jak skończysz, to migiem po klej. Zepsułeś, to będziesz naprawiać.

— A mamy w ogóle super glue?

— Jeśli nie, to jeszcze pomiędzy pogrzejesz do sklepu. Zresztą, nie obchodzi mnie, jak to rozwiążesz, możesz nawet kleić na ślinę, byle tylko śladu nie było. Kapewu?

Jung pokiwał głową niczym zastraszony przedszkolak. Nawet się przygarbił, więc wzrostem prawie takowemu dorównywał. Posłusznie zebrał resztę wody, a panele do sucha wytarł swoimi skarpetkami, przy okazji je froterując. Zostawiając na podłodze wilgotne odciski stóp podreptał do łazienki, gdzie wycisnął ścierkę i powiesił ją na małym wieszaczku.

Do pokoju powrócił dopiero po paru dłuższych minutach, znalazłszy w kuchni w szafce awaryjnej na wpół zeschnięty klej w sztyfcie. Uznawszy, że się nada, wziął go i wraz z odłamkami ucha, pokiereszowanym wazonem i poduszką dla wygody tyłka rozsiadł się pod ścianą, gdy pozostali wrócili do sprawdzania stosu karteczek nad małymi płomieniami świeczek.

Oczywiście Hoseok nie byłby sobą, gdyby nieświadomie trochę im tę czynność zakłócił.

Pogrążony w rozwiązywaniu puzzli 3D, zaczął nucić pod nosem tylko jemu znaną melodię, co zaraz przerodziło się w pełne zaangażowania podśpiewywanie. Nie znał jednak słów, dlatego zastąpiły je najbliższe im odpowiedniki:

Tam tam ti dum — powtarzał w trakcie przykładania do siebie ułamanych kawałków, ku rosnącej irytacji Seulgi. Znieruchomiała, z karteczką w ręce; wyglądała jak pęczniejąca bomba. — Tam tum ti dum... Tum tum turum... Tum tim tum turuum...! — podniósł głos o pół tonu, sprawiając, że dziewczynie zaczęła drgać brew.

Jimin przerwał układanie, obserwując rozwój wydarzeń. Nie zamierzał ostrzegać Hoseoka — odliczanie kolejnych sekund do wybuchu było znacznie zabawniejsze.

Tum tum turum, tum tum turummmm...! — Jung tymczasem z pełnym zaangażowaniem przeciągnął „m", jak gdyby był piosenkarzem z prawdziwego zdarzenia. Seulgi za to przypominała mordercę, który zaraz miał dokonać swojej zbrodni pozbawienia kogoś życia, poprzedzając to ciągiem brutalnych tortur.

Kiedy Hoseok znów otworzył usta, nie wytrzymała i odwróciła się do niego. Jej oczy ciskały piorunami.

— Możesz być cicho? — niemal wycedziła.

Chłopak zamrugał swoimi niesprawiedliwie długimi rzęsami. Jego mina wyrażała jawne skonfundowanie.

— Huh? Że ja?

Krótkowłosa zazgrzytała zębami, rozbawiając Parka do tego stopnia, że ten zachichotał. Zaraz zakrył sobie usta dłonią, aby nie prowokować bardziej tej biednej nastolatki ze zszarganymi nerwami.

Wypuściła powietrze i wraz z nim jakiś ułamek złości.

— Tak, ty.

— Wow, obyło się bez rękoczynów — skomentował Taehyung. — Niespotykane.

— Miękniesz, Ryu — ocenił ekspercko Jimin. — Jeszcze trzy miesiące temu byłby guz.

Dziewczyna popatrzyła na nich beznamiętnie, po czym rękę w pięść i z miłością uderzyła każdego po ramieniu, oszczędzając jedynie Jeongguka. Chłopcy jęknęli zgodnie, od razu łapiąc się za obolałe miejsca, a Seulgi usiadła z powrotem na swojej poduszce.

— No, są guzy, to teraz można pracować — orzekła, biorąc swoją kolejną karteczkę i przykładając ją nad ogień. Do tej pory nie znalazła ani jednego zakodowanego numeru. Zerknęła pobieżnie na zbiedzonych kolegów; byli w takiej samej sytuacji.

Westchnęła i wyprostowała się, masując sobie kark. Choć bardzo chciała mieć gdzieś te pozostałe wiadomości, to musiała założyć, że istnieje tycia jak główka od szpilki szansa, że któraś z nich skrywa podpowiedź. Należało przejrzeć wszystkie i koniec kropka.

Kiedy zarówno jej, jak i pozostałych stosik ze sprawdzonymi czterokrotnie przewyższał te, które czekały na potraktowanie ogniem, Hoseok radośnie zaanonsował wynik swojej pracy:

— Gotowe! — Odsunął się, aby nie zasłaniać sobą pięknie sklejonego wazonu.

No, dobra... prawie „pięknie". Potrzaskane ucho było krzywe, a pęknięcia były na tyle mocno widoczne, że zamaskowanie ich kwiatkami nie wchodziło w grę. No i gdy Seulgi trąciła kawałek palcem, porcelana już się przesunęła.

— Nie dotykaj! — spanikował Jung. — Bo się rozwali!

Dziewczyna spojrzała na niego nieprzejęta.

— Myślę, że rozwali się i bez mojej pomocy. Na twoim miejscu szukałabym takiego samego w internecie, bo gdy Seokjin go zobaczy... — Pozostawiła resztę zdania w domyśle. Hoseok wygiął usta w podkowę.

— Na pewno nie jest tak źle, jak mówisz... — uznał, wstając, aby spojrzeć na swoje dzieło z odległości. Wymuszonym uśmiechem zamarkował zderzenie z rzeczywistością. — Nie no, nie jest tak tragicznie... Tylko trochę widać... Ale tak tylko ciupkę... Okej, dobra, poszukam w internecie. — Usiadł zrezygnowany, wywołując cichy śmiech u pozostałych.

— Miło, że przejrzałeś na oczy. — Jimin odłożył ostatnią karteczkę. — U mnie czysto.

— U mnie też — odezwał się Taehyung, trzymając nad ogniem kawałek papieru z napisanym komplementem. Odłożył go i zerknął na Jeongguka, który pokręcił z rozżaleniem głową, informując, że także na nic nie natrafił. Szarowłosy stęknął. — Podsumowując: strata czasu.

— Może zróbmy sobie przerwę — zaproponował Jimin. — Zgłodniałem.

— Mogę machnąć jakąś szybką kolację — zaoferowała się Seulgi. Fakt faktem, jej brzuchowi było już blisko do burczenia, poza tym siedzieli tutaj już jakiś czas. Szkoła nie wybaczała, wczesne wstawanie także i chwila odpoczynku dobrze im zrobi.

— W takim razie podskoczę do mieszkania po resztę rzeczy — uznał Taehyung, już wstając ze swojego krzesła. — Potrzebuję kilku ubrań, bo te trzeba przeprać, a nie wziąłem nic domowego. Jimin, coś ci przynieść? Wezmę przy okazji.

— Ale chyba nie idziesz sam? — Fioletowowłosy uniósł brew.

— Weźmie Hoseoka. Prawda, Hoseok? — odezwała się Ryu, typując nieszczęśnika. Wybór był prosty: Hoseok był największą boidupą, jaką znała, więc gdyby tylko coś go zaniepokoiło, natychmiast zarządziłby odwrót i pociągnął Taehyunga za sobą. Jimin pewnie by uległ Kimowi i został, a Jeongguk... po tym, jak wlazł do klasy w szkole, aby sprawdzić, co tam szurało, także nie wydawał się dobrym kandydatem.

Ale oczywiście nie mogła tego powiedzieć, gdy padło oburzone pytanie:

— Ale czemu?! — Hoseok aż podskoczył jak marionetka poderwana nagle za niteczki. — Czemu ja!

— Bo jesteś najodważniejszy z nas wszystkich, co już wcześniej udowodniłeś — odparła więc. Ten dobór słów nie był jednak przekonywujący, ba! z jej ust brzmiał co najmniej dziwnie.

— Czyli chcesz mnie wysłać na pewną śmierć...! — zaczął rozpaczać, dobitnie dając jej do zrozumienia, że znał ją zbyt dobrze i wiedział, że takie komentarze totalnie nie były w jej stylu. — Prawda? Chcesz się mnie pozbyć! A ja tak cię kocham...

Uderzyła się w czoło.

— Okej, chcesz znać prawdę? — westchnęła. Chłopak pokiwał energicznie głową. — Bo tamci się nie nadają do odciągania Taehyunga od niebezpieczeństwa. A z tobą prędzej mu uszy zwiędną od twojego biadolenia, niż zdecydowałby się zostać i konfrontować sam na sam z, Boże broń, sprawcą.

Hoseok przymrużył oczy, udając podejrzliwość, ale zaraz uśmiechnął się i rozpromienił jak niebo po deszczu.

— Trzeba było tak od razu! — Zagarnął przyjaciela pod ramię. — Ze mną nie ma mowy o żadnych takich! Ale doceniam, że chciałaś przekazać mi to w tak miły sposób. — Poklepał ją czule po głowie.

— Następnym razem pozbawię cię dłoni — ostrzegła, uderzając go po łapsku, cudem hamując się przed oderżnięciem go paznokciami.

— Mała cena — uznał i nim zdążyła odpowiedzieć, wymaszerował z Taehyungiem z pokoju. Jimin zagryzł usta.

— Muszę przyznać, że wytrwały jest — skomentował z rozbawieniem. — I ma wyjątkowo masochistyczne pobudki. Na jego miejscu już dawno dałbym sobie na spokój... Aj, ze świecą takiego szukać. Może jednak dasz mu szansę?

— Ty chyba chcesz dzisiaj spać w samych bokserkach — pogroziła.

— Zawsze tak śpię.

Seulgi nie miała dzisiaj siły na droczenie się z nim, dlatego wzdychnęła ostentacyjnie i wstała.

— Idę do kuchni — oznajmiła, ignorując jego pełen zwycięstwa wredny uśmieszek. — Jeongguk, idziesz ze mną? — zapytała już na korytarzu. Jeongguk zerknął na Jimina, który idealnie odczytał jego spojrzenie.

— Dobra, też idę — oświadczył, podnosząc się ze swojego miejsca. Wyszedł z pokoju jako drugi, zgasił za nimi światło i zamknął drzwi. Z dłońmi splecionymi za plecami wmaszerował do kuchni połączonej z salonem, zrobił slalom między fotelami i rzucił się na kanapę nogami do góry. Oparł pięty o ścianę i odchylił głowę, aż włosami dotknął podłogi.

— Przyszedłem wam towarzyszyć — oznajmił, gdy Seulgi nie zwróciła na niego uwagi, zbyt zajęta grzebaniem w lodówce.

— Gratuluję — odparła bez przekonania, nawet się do niego nie odwracając. — Tteokbokki mogą być? — Wyciągnęła opakowanie gotowych klusek i pomachała nimi. Jimin nie był usatysfakcjonowany tak mierną ilością uwagi, czego nie omieszkał zaznaczyć w tonie swojego głosu:

— Jak chcesz.

— No to będą. Z parówkami. — Zaczęła wyjmować kolejne składniki, dzieląc się przy okazji robotą z Jeonggukiem. Jako że nic się nie zmieniło w ilości dostarczonej Jiminowi uwagi, ten westchnął głośno.

Gdyby tu była Hana, na pewno tak by tego nie zostawiła. Na pewno powiedziałaby coś w stylu „zmieniasz się w nastolatkę, że strzelasz foszki?" i być może dodałaby, żeby „zdjął swoje śmierdzące kopyta ze ściany, bo inaczej będzie ją potem czyścił". On by jej odpowiedział, że „ewidentnie przesadza", a poza tym, to „nie jego wina, że ta ściana jest tak uwalona. Czyżbyś mówiła z doświadczenia?". A ona...

Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że cała ta rozmowa toczyła się w jego głowie. To w sumie zabawne — znał się z nią na tyle długo, że potrafił bez problemu wymyślić typowe przekomarzanki i chyba... chyba naprawdę odczuwał brak tego droczenia się z nią. Seulgi nie mogła zastąpić Hany i choć niezmiernie bawiło go irytowanie jej, to nie było to to samo, co w przypadku Hany.

Seulgi niczym jej nie przypominała.

Jej policzki nie pąsowiały ze złości, nie tupała nogą, nie szkliły jej się oczy. Nie gestykulowała chaotycznie, nie denerwowała się i nie szła się pożalić Taehyungowi, że Jimin jest dla niej wredny. Seulgi była... wyrachowana. Zachowywała kamienną twarz, obojętne spojrzenie, starannie dobierała słowa, a gdy wiedziała, że nie wygra, po prostu odpuszczała. Hana nigdy by tego nie zrobiła. Walczyła do końca jak lwica, byle tylko mieć ostatnie słowo i satysfakcję z pokonania go.

A teraz, kiedy jej nie było...

Jimin naprawdę odczuwał jej brak. Znaczy się, nie jej konkretnie, chodziło mu tylko i wyłącznie o ten dreszczyk emocji związany z graniem jej na nerwach. Chociaż może i chodziło też o nią samą... Nie, nie. Drażniła go, zwłaszcza tym lepieniem się do Taehyunga, strzelaniem swoich głupich min, uważaniem się za lepszą...

Ale też bez niej w pobliżu było tak jakoś inaczej, szarzej, ciszej, przez co Jimin — chyba — za nią...

Chłopak potrząsnął włosami i podniósł się z kanapy. Krew musiała spłynąć mu do głowy w zbyt dużej ilości. Oczywiście, że za nią nie tęsknił. Czemu miałby? Byli tylko znajomymi, którzy w dodatku za sobą nie przepadali z wielu powodów. Odkąd zniknęła, miał nie tylko Taehyunga całego dla siebie, ale też święty spokój.

Wsunął palce we włosy i pociągnął za nie, próbując przywrócić myśli na właściwe tory. Nie brakowało mu jej. Nie tęsknił za nią. Nie lubił jej ani jej towarzystwa. To, że jej mu brakowało, wynikało z prostego przyzwyczajenia. Skąd więc ten mętlik w głowie? Skąd ten smutek, kiedy patrzył na jej puste miejsce przy stoliku na stołówce? Bez niej było przecież lepiej. Bez niej był... szczęśliwy...?

— Wróciliśmy! — zameldował Hoseok, wchodząc jako pierwszy do mieszkania i tym samym wyrywając go z zamyślenia. — Przeżyliśmy! Nikt nas nie napadł po drodze!

— Hm, to dziwne — odezwała się Seulgi, wychylając w stronę korytarza. — Przysięgam, że widziałam jakiegoś typa czającego się na was w krzakach.

Chłopak, który dopiero co zdjął buty, pobladł gwałtownie.

— Wi-widziałaś kogoś? I NAS NIE OSTRZEGŁAŚ?

Dziewczyna uśmiechnęła się pobłażliwie.

— Aj, droczę się tylko.

Hoseok złapał się za serce, z trudem łapiąc świszczące wdechy. Mało co nie osunął się teatralnie na kolana; w ostatniej chwili złapał się za framugę.

— Prawie na zawał zszedłem!

— Zażalenia proszę składać w formie pisemnej w terminie do siedmiu dni od momentu zdarzenia — odparła, wracając do gotowania. Taehyung, który zsunął z ramion kurtkę, parsknął śmiechem.

— Widzę, że poczucie humoru jest dzisiaj u ciebie na wyjątkowo wysokim poziomie — stwierdził, schylając się po przyniesione pudełko, i zajrzał do kuchni, zaciągając się zapachem. — Pięknie pachnie. Za ile kolacja?

— Za dziesięć minut — poinformowała. — Mniej więcej.

Pokiwał do siebie głową. Tyle mu wystarczyło, żeby wypakować przyniesione rzeczy i jeszcze na szybko wskoczyć pod prysznic, zwłaszcza że wziął sobie świeże piżamy i wręcz nie mógł się doczekać, aż wskoczy w pachnące płynem do prania ubrania. Zanim jednak przystąpił do realizowania tego planu, przytrzymał się przy kuchni.

— Ach, Jimin, jakiś list był do ciebie w skrzynce — poinformował, podnosząc z wierzchu pudełka przyniesione listy i gazetki. Nie miał czasu ich przeglądać, chcąc jak najprędzej wrócić już do mieszkania (no i Hoseok biadolił, że muszą wracać, bo się boi).

— Zostaw na biurku, później otworzę — poprosił Jimin, siląc się na neutralny ton głosu, aby ukryć swoje nieodpuszczające go zmieszanie. Taehyung, oczywiście, je zauważył, ale uznawszy, że podpyta go o to, gdy zostaną sami, wyszedł z pomieszczenia i udał się do pokoju Hoseoka i Jeongguka.

— Uuu...! — Jung tymczasem doskoczył do przyjaciół krzątających się przy kuchence. — Czy to tteokbokki? — Zatarł z ekscytacji ręce. Seulgi dźgnęła go łokciem między żebra, aby się odsunął.

— Tak i lepiej dla ciebie, żebyś nie przeszkadzał.

— Nie ma sprawy! — oznajmił trochę za głośno (w sumie to się wydarł) i pośpieszył do części salonowej. Wepchał się na kanapę obok Jimina. — Będę siedzieć cicho jak mysz pod miotłą!

Park skrzywił się i zasłonił ucho ręką.

— Widzę właśnie, jak siedzisz cicho — skomentował kwaśno. — Zaraz stracę słuch.

— Na twoim miejscu zainwestowałabym już w aparat, bo...

Seulgi nie dokończyła swojej myśli przez nagły łomot. Dźwięk, mimo że stłumiony przez ściany oddzielające pokoje, był tak donośny i przejmujący, że osiadł w salonie niczym gęsta mgła i na ułamek sekundy wstrzymała serca. W następnej Jimin już był na nogach; lotem błyskawicy przedostał się przez korytarz i wpadł do odpowiedniego pomieszczenia.

Widok, jaki zastał, sprawił, że coś wykręciło mu żołądek. Taehyung siedział na podłodze, oparty plecami o łóżko, ze wzrokiem utkwionym w wysuniętą z koperty zawartość. Oddychał zdecydowanie szybciej niż powinien, twarz miał bladą jak trup. Obok niego leżała przewrócona szafka nocna, za którą musiał się odruchowo łapać, gdy upadał na podłogę, bo nogi odmówiły mu posłuszeństwa.

Kiedy zjawili się pozostali, fioletowowłosy już był przy przyjacielu. Trzymał jego policzki między dłońmi i pocierał je kciukami, starając się zwrócić na siebie rozedrgane spojrzenie hiperwentylującego chłopaka.

— Tae — powtarzał miękko, śmiertelnie zmartwiony. — Tae, wszystko jest okej. Wszystko okej. Oddychaj, bo zemdlejesz. Tae. Wszystko okej, słyszysz mnie? — Widząc, że to nie działało, zaczął rozważać spoliczkowanie go. Na szczęście w niewidzących oczach nastolatka pojawił się zalążek kontaktu z rzeczywistością.

— H-Hana... — wykrztusił z ledwością, wskazując drżącą ręką na list. Jego ciemne tęczówki zanurzyły się we łzach.

Jimin obejrzał się na Seulgi, która właśnie kucała przy kopercie. Podniosła ją wraz z na wpół wyjętym z niej zdjęciem. Wyciągnęła je do końca i tyle wystarczyło, by uderzyła w nią fala obezwładniającego gorąca, a w płucach zabrakło powietrza.

Fotografia wywołana na lepkim papierze przedstawiała zakrwawioną dłoń spoczywającą wierzchem na brudnej podłodze. Knykcie zalewała czerwień, palce w intensywnie bordowych plamach były bezwładnie ugięte, pod połamanymi paznokciami ciemnił się brud.

Poraniona dłoń mogła teoretycznie należeć do kogokolwiek, gdyby nie srebrny pierścionek z motywem szmaragdowych listków. Teraz zbrukany szkarłatem przyozdabiał lewy kciuk, tak samo jak charakterystyczny pieprzyk przy dolnej krawędzi płytki paznokcia.

Seulgi poczuła, że robi jej się odrobinę słabo. Miała wrażenie, jakby ktoś uderzył ją pięścią w brzuch. Normalnie nie była wrażliwa na takie zdjęcia, ale tym razem było inaczej. Odwróciła na moment wzrok i pozwoliła sobie na głęboki wdech. Musiała zachować spokój. Tylko odsunięcie na bok emocji mogło jej pomóc.

Przełknęła ślinę i wróciła do fotografii. Oprócz dłoni Hany obejmowała też rozmazane tło w postaci jakiegoś obskurnego pomieszczenia, doświetlonego przez srebrzyste światło księżyca wpadające przez okna znajdujące się poza kadrem.

Obejrzała dokładnie kopertę. Nie było na niej ani nadawcy, ani adresu, jedynie imię „Kim Taehyung" wykonane znajomym im pismem. Takie samo znajdowało się na odwrocie fotografii. Komunikat był krótki, ale wystarczył, żeby przeszedł ją dreszcz, a w gardle zabrakło jej głosu, gdy Jimin sadzający Taehyunga na łóżku zapytał, co tam jest.

Krzywe litery. Każda innym stylem. Czarny długopis na białym papierze.

„Mieliście przestać".

Continue Reading

You'll Also Like

125K 9.3K 55
Edgar to młody chłopak z toną problemów na głowie. Dla swojej siostry starał się walczyć z chęcią skończenia tego. Niestety pragnienia wzięły górę. ...
62.2K 2.1K 122
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
15.5K 1.1K 35
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w którym mieszkał cale swoje życie, ma też...
206K 6.4K 32
Wojna została wygrana, a Hermiona Granger powraca do Hogwartu na "Ósmy rok" nauki. Jest zdeterminowana, aby raz na zawsze zmienić swoją łatkę mola ks...