The daughter of the crime

By myteenagerlife

2.6K 69 2

Cecilé wiedzie proste życie do momentu, gdy jedno wydarzenie wywraca cały jej świat do góry nogami. To nie j... More

Prolog
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
22.
23.
24.
25.
26.
27.
28.
29.
30.
31.
32.
33.
34.
35.
37.
38.
39.
40.
41.
42.
Epilog
Dzień, w którym Fiore opuścił komisariat
Dzień, w którym Ryan schował się w budce ratowniczej

36.

25 1 0
By myteenagerlife

- Co to wszystko ma znaczyć? - pyta Daniel.

- Moja odpowiedź brzmi: nie - oznajmia Fiore. Podpiera się na rękach i nachyla w moją stronę. 

- I nie zamierzam ci tego ułatwiać, Peterson - dodaje. 

- Co do licha... - mruczy Ryan pod nosem. Fiore gwałtownie odsuwa krzesło i pośpiesznie wychodzi z sali. 

- Zostań tutaj - zwracam się do Ryana i czym prędzej ruszam śladem ciemnowłosego chłopaka. Odnajduję go w jego gabinecie, wpatrującego się w widok za oknem. 

- Dość dramatycznie to wyglądało - rzucam od razu. 

- Michigan? - pyta tylko, gdy zamykam za sobą drzwi. Wyczuwam bijące od niego napięcie.

- Trzy miesiące - dodaje. Przekręcam klucz w drzwiach. 

- To tylko trzy miesiące - powtarzam, akcentując przedostatnie słowo. 

Fiore opiera dłoń na oparciu krzesła, ale nie odwraca się do mnie. 

- Jesteś zły? - pytam. 

Po chwili ciszy wybucha śmiechem. Coś w tym dźwięku powoduje, że się wzdrygam. 

- To twoje życie i twoje decyzje. Nic mi do tego - oznajmia. Gdy odwraca się w moją stronę, powstrzymuję się, by się nie cofnąć. Żałuję, że w pobliżu nie ma czegoś, czego mogłabym się przytrzymać. 

Otwieram usta, ale widząc chłód w spojrzeniu chłopaka, nie mówię nic więcej. 

Fiore wkłada dłonie do kieszeni granatowych spodni i wpatruje się w jakiś odległy punkt na ścianie. 

- Coś jeszcze? - pyta. Nie odpowiadam od razu, bo nie mogę tego pojąć. Ile minut minęło od zajścia w windzie? Trzydzieści? Czterdzieści? 

Robię dwa kroki w stronę Fiore. Nic to nie zmienia. Mężczyzna stojący przede mną to nie ten sam człowiek, który był ze mną w windzie. Wygląda identycznie, ale jego zachowanie zmieniło się jakby o 180 stopni. 

- Co poczułaś? - pyta nagle. Jego wzrok na kilka sekund skupia się na mnie, po czym przenosi się na przeciwległą ścianę. 

- Co? - odpowiadam. 

Twarz chłopaka wykrzywia się w grymasie. 

- Zaskoczenie, rozczarowanie czy gorycz porażki? - dodaje. 

W normalnej sytuacji obróciłabym to w żart. Albo przynajmniej spróbowałabym rozładować panujące w pomieszczeniu napięcie. 

- Nie rozumiem - mówię zamiast tego. 

- Pomyślałaś, że bez najmniejszego problemu zgodzę się przejąć twoje obowiązki, gdy ty będziesz sobie wypoczywać na drugim końcu kraju. Ale coś nie poszło po twojej myśli... 

Milknie na chwilę. Zerka na ekran telefonu i wsuwa go do kieszeni spodni. 

- Dlatego pytam, co poczułaś? Jak możesz nazwać to uczucie, gdy najbliższa ci osoba zawodzi twoje zaufanie. Rozpacz czy niedowierzanie?

Czuję narastającą gulę w gardle. Muszę się uszczypnąć, by upewnić się, że to nie sen. Otwieram usta, by powiedzieć coś na swoją obronę, ale Fiore kontynuuje:

- Pomyśl nad tym w wolnej chwili. No wiesz, gdy już rozgościsz się w Michigan. 

Spokojnym krokiem wymija mnie i rusza do drzwi. Oglądam się za nim, gdy słyszę, że się zatrzymał. W momencie, gdy kładzie dłoń na klamce, rzuca na odchodnym:

- A tego, że już nie masz do czego wracać w tym mieście, chyba nie powinienem wyjaśniać. 

***

Trzymam głowę wysoko, idąc korytarzem w stronę windy. 

Weź się w garść, Cécile - mówię do siebie w myślach. 

Przyspieszam na widoku pracowników firmy wychodzących z sali konferencyjnej. Po prostu nie dam rady stanąć z kimkolwiek twarzą w twarz. 

Drzwi windy się otwierają, więc wchodzę do środka. Wciskam guzik oznakowany jako parking podziemny i opieram się plecami o ścianę windy. Przed oczami wciąż widzę twarz Fiore sprzed kilkunastu minut. A gdy zamykam oczy, w mojej głowie rozlega się głos Victora, który w ramach zemsty odbierze mi to, co dla mnie najważniejsze. 

Gdy winda się zatrzymuje, utwierdzam samą siebie w przekonaniu, że wyjazd do Michigan to jedyne dobre rozwiązanie. Skoro nie potrafię ochronić Daniela Petersona przed chciwością Victora i pragnieniem zemsty... Jeśli nie jestem w stanie odzyskać zaufania Fiore... 

Odnajduję na parkingu czarnego Range Rovera i wsiadam do środka. Sięgam po telefon i przewijam listę kontaktów w poszukiwaniu tego właściwego. 

Wysyłam krótką wiadomość z prośbą o spotkanie i po chwili wyjeżdżam z parkingu. 

***

Nie przejmuję się zbytnio poprawnym parkowaniem, gdy wjeżdżam na podjazd. Zabieram torebkę i wysiadam z auta. Nie jestem też zbytnio zaskoczona widokiem przyrodniego brata na ganku. 

- Niech zgadnę, ktoś ci doniósł o tym, co się wydarzyło w firmie - mówię od razu. Carlo wzrusza ramionami i poklepuje miejsce obok siebie. 

- Nie teraz - rzucam pod nosem. Mijam go i wbiegam do domu. Słyszę, że idzie za mną. Pokonuję schody na piętro i kieruję się do swojej sypialni. Odkładam torebkę na biurko i sięgam do szafy po dużą czerwoną walizkę. Rzucam ją na łóżko i zaczynam zgarniać po kolei ubrania z półek. W tym czasie Carlo rozsiada się na krześle obrotowym. Wykonuje kilka obrotów w prawo, po czym pyta:

- Rozzłościłaś Daniela? Wszyscy tylko mówią o jakiejś dramie. 

- Chyba zbyt dużo przebywasz z Ryanem, bo zaczynasz gadać już jak on - odpowiadam tylko. 

- Czyli jest gorzej niż myślałem. W porządku. Co planujesz? - mówi, sięgając po moją torebkę. Przyzwyczaiłam się już do jego bezpośredniości. 

- Pakuję się, jak widać - oznajmiam. 

- Jedziesz z Connorem do Michigan? - rzuca Carlo, unosząc brwi. Zamieram z czarnym swetrem w dłoniach. Parskam śmiechem, posyłając mu znaczące spojrzenie. 

- Głównym pragnieniem twojego ojczulka jest pogrążenie mojego. A ja nie zamierzam mu ani w tym przeszkadzać, ani tego ułatwiać... Jedynym plusem ich niekończącej się walki jest przynamniej to, że mogę zniknąć na jakiś czas. 

- W jakieś konkretne miejsce? 

Dostrzegam, że trzyma w ręku mój telefon. Bez trudu go odblokowuje i skroluje wiadomości. 

- Żartujesz - stwierdza po chwili ciszy. Unosi wzrok znad ekranu. Nim zdążę coś powiedzieć, dodaje:

- Jadę z tobą. 

***

- Jesteś pewny, że nie stchórzysz, gdy sprawy przybiorą nieoczekiwany obrót? - mówię, stawiając walizkę na ziemi. 

- Nie przesadzaj, Cécile. W końcu wracamy do domu - odpowiada Carlo. Zarzuca swoją torbę na ramię i rusza przed siebie. Chwytam uchwyt walizki i podążam za nim. Kierujemy się do terminala odlotów. Kątem oka zerkam na tablicę odlotów, by upewnić się, że nasz samolot nie został odwołany. 

- W takiej chwili człowiek żałuje tylko, że nie może lecieć własnym samolotem - stwierdza Carlo. Przechylam głowę w prawo, powstrzymując się jednocześnie przed prychnięciem.

- A od kiedy to masz własny samolot? - rzucam zaczepnie. Carlo wywraca oczami.

- Wiesz przecież, co mam na myśli - mówi. Stajemy w kolejne, by nadać swój bagaż. 

- Zapomniałem spytać: co powiedział twój rycerzyk, jak oznajmiłaś mu, że wyjeżdżasz? - pyta po chwili mój brat.

Spoglądam na niego, burcząc pod nosem:

- Co?

Rozglądam się dookoła, gdy Carlo stwierdza:

- Nie powiedziałaś mu. 

No jakoś nie przeszło mi to przez myśl - chcę powiedzieć. Jednak nim udaje mi się wykrztusić choćby słowo, jakiś ruch po lewej stronie przyciąga moją uwagę. 

- No to jakiś chory żart - wymyka mi się. Carlo podąża za moim spojrzeniem. Jednak jego reakcja jest nieco inna. Nie wydaje się być zbytnio zaskoczony. 

- Tak myślałem, że jest zbyt łatwo - mruczy chłopak. 

Obserwujemy, jak ciemnowłosy chłopak ubrany cały na czarno podchodzi do kolejki czekających. Dostrzegam broń wciśniętą za pasek jego spodni. 

- Myślisz, że zrobi scenę? - pyta mnie Carlo, kiedy w tym samym momencie Andrew wrzeszczy:

- Callie! 

Brzmi to trochę, jakby wołał nieposłusznego psa. 

- Po co w ogóle pytałem - szepcze mój brat. Rzuca tęsknym spojrzeniem w stronę drzwi, za którymi znikają pasażerowie. 

- Mam odwrócić jego uwagę, byś mogła uciec? - proponuje. 

- Naprawdę go nie rozumiem. Czy on w końcu się podda? - burczę pod nosem. 

- Widocznie bierze swoją pracę na serio - stwierdza Carlo. Wzdycham przeciągle. 

Kiedy chwytam rączkę walizki, Andrew krzyczy:

- Wyjdź z tej kolejki. 

- Co on powiedział? - zwracam się do Carlo.

- Do jasnej cholery, Callie. Wyjdź. Już. Z tej. Kolejki - powtarza mój ochroniarz. 

- Iść z tobą? - pyta Carlo cicho. Kręcę głową. 

- Lepiej będzie jak polecisz beze mnie. Podomykam tu sprawy i zobaczymy się za dwa dni - odpowiadam. 

- Jasna sprawa - rzuca chłopak. Powoli ruszam w stronę końca kolejki, gdy nagle sobie o czymś przypominam. 

- Carlo! - podbiegam do brata i wyciągam z torby białą teczkę - Oddaj to we właściwe ręce. 

- Czy to jest to, o czym myślę? - pyta. 

- Po prostu dopilnuj, by nie zawieruszyło się gdzieś po drodze - mówię. Carlo uśmiecha się kącikiem ust, przyjmując teczkę. Następnie spogląda po raz ostatni na Andrew i podchodzi do okienka, by nadać swój bagaż. 

Gdy znika mi z zasięgu wzroku, powoli obracam się. Andrew stoi w tym samym miejscu, co wcześniej. Nerwowo przystępuje z nogi na nogę. Wzdycham przeciągle i ruszam w jego stronę. 

- Nie musiałeś tego robić - mówię, siląc się, by mój ton nie brzmiał protekcjonalnie. 

- Owszem, musiałem - odpowiada automatycznie. Jednak po chwili, gdy zdaje sobie z tego sprawę, kręci głową. 

- Co ty wyprawiasz? - pyta, splatając ramiona na klatce piersiowej. 

- Wyjeżdżam, jak widać - rzucam, naśladując jego postawę. 

- Przestań - mówi lekko poirytowany. 

- Przestać co? - dopytuję, nie rozumiejąc. 

- Postanowiłaś wyjechać, nie wspominając mi o tym ani słowem - stwierdza. Wyciąga dłoń, po czym jednym szarpnięciem wysuwa bilet lotniczy z kieszeni mojej kurtki. 

- W dodatku do Chicago, choć twój ojciec wspomniał coś o Michigan - dodaje. 

- Chicago, Michigan... Co ci do tego? - powoli zaczynam tracić cierpliwość.

- Co mi do tego? - powtarza. Opiera dłonie na karku, ciągnąc jednocześnie przy tym za swoje brązowe włosy.

- Minęły tygodnie, od kiedy spaliśmy ze sobą, Callie. Od tamtego czasu nie odezwałaś się do mnie ani słowem, od czasu do czasu wyburczałaś tylko coś w stylu "wiem" albo "nie". Wróciłaś do pracy, nic mi o tym nie mówiąc... - zaczyna wyliczać, ale mój mózg wciąż przetwarza wiadomość o naszej wspólnej nocy. 

- Za każdym razem, kiedy wydaje mi się, że w końcu cię rozgryzłem, twoje podejście zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Czasami mam wręcz wrażenie, że jestem piłeczką pingpongową, którą grasz od niechcenia - docierają do mnie jego kolejne słowa. 

Czuję, że powinnam w tym momencie zacząć się bronić, ale żadne sensowne argumenty nie przychodzą mi na myśl. Prawda jest taka, że najwidoczniej zaplątałam się w swoich własnych planach. Mój związek z Andrew dopiero się rozpoczynał, gdy przede mną ponownie stanął Fiore. Sprawy skomplikowały się, gdy okazało się, że Andrew współpracuje z Hazel. Natomiast ciągłe przebywanie w towarzystwie Fiore spowodowało, że coraz trudniej było mi się kontrolować. Do tego wszystkiego tajemnice między nami wywoływały u mnie sprzeczne uczucia. 

- Przepraszam - mówię cicho, bo to jedyne słowo, które wydaje mi się odpowiednie w tej chwili. Andrew wzdycha przeciągle.

- Za co? - pyta równie cicho. 

- Ale wszystko ułożyłoby się między nami, gdyby nie te tajemnice - wyjaśniam. 

- Tajemnice? - powtarza Andrew, blednąc. 

- Nie potrafię ci zaufać, Drew. Nie po tym, co zrobiła Hazel. Którą ponoć tak dobrze znałeś. Nie wspominając o Sydney - dodaję. 

- Chyba nie myślisz, że byłbym w stanie cię skrzywdzić - mówi Andrew. Kręcę głową. Andrew pokonuje dzielącą nas odległość.

- Oddałbym za ciebie życie, Peterson - szepcze - Powiedz, co mam zrobić, żeby to udowodnić. 

Przymykam powieki, gdy ciało Andrew zaczyna napierać na moje. Po jakimś czasie dociera do mnie dźwięk odbezpieczanej broni. Gwałtownie otwieram oczy. Ochroniarz stoi wciąż przede mną, ale do prawej skroni dociska lufę pistoletu. 

- Co robisz? - pytam z nieskrywanym przerażeniem. 

- Twoje bezpieczeństwo jest dla mnie najważniejsze - oznajmia. 

- Oddaj mi to - mówię stanowczo. 

- Zrobię dla ciebie wszystko - dodaje Andrew. 

- Drew, błagam cię, oddaj mi ten pistolet - powtarzam. Dostrzegam chwilowe zawahanie w jego oczach, a następnie chłopak poluzowuje uchwyt dłoni. Wyrywam mu broń, zabezpieczam ją i wsuwam za pasek jeansów. 

Wypuszczam głośno z płuc długo wstrzymywane powietrze. Gdy podnoszę wzrok, dostrzegam, że na twarzy Andrew widnieje uśmiech samozadowolenia. Jakiś głosik w głowie nakazuje mi ostrożność. 

- Analityczne podejście, profesjonalne rozwiązanie i opanowanie. Miałem rację. Od samego początku - stwierdza ochroniarz. 

- Nie rozumiem - rzucam tylko. 

- Bardzo mi przykro, Peterson, ale w tej sytuacji wyjazd jest niezbyt odpowiednim rozwiązaniem - oznajmia. Unoszę brwi, nie chcąc się powtarzać. 

- Powiesz coś więcej? - dopytuję. 

Kącik ust Andrew unosi się w charakterystyczny sposób.

- Potrzebuję trochę więcej czasu, by zrozumieć twoje intencje, Cécile. 




Continue Reading

You'll Also Like

31.9K 1.8K 36
w opowieści postaci nie posiadają darów. Bakugo i Midoriya nie znają się. uwaga opowieść zawiera brutalne sceny krew przemoc stosunki seksualne. y...
27K 876 26
18 letnia Aria Miller zaczyna nowe życie z dwójką swoich braci Paulem i Lucasem. Niestety nowe idealne życie nie jest idealne jak by się wydawało. P...
27.2K 1.6K 65
Po skończniu będzie korekta. Lilith jest niechcianą córką w ich domu Hailie jest tą *lepszą* córeczką mamusi. w mojej wersji zaczynamy od momętu dni...
4.1K 391 24
Druga część "Władczyni" Anabelle coraz mocniej odczuwa skutki szerzącej się wojny. Berita atakuje coraz śmielej, a ona powoli opada na dno. Jednak...