My Destiny | Pablo "Gavi" Gav...

By realislary

17K 997 191

"Może gdybyś powiedział mi wtedy, że coś do mnie czujesz, nawet w ostatniej chwili, to bym została." Siostra... More

chapter one
chapter two
chapter three
chapter four
chapter five
chapter six
chapter eight
chapter nine
chapter teen
chapter eleven
chapter twelve
chapter thirteen
chapter fourteen
chapter fifteen
chapter sixteen
chapter seventeen
chapter eighteen
Informacja

chapter seven

786 50 1
By realislary


Od mojej ostatniej rozmowy z Gavim minęły trzy dni, w które nie robiłam nic szczególnie ważnego. Przeważnie oglądałam Netflixa i zajadałam słodyczami, ledwo wychodząc z łóżka. Dziś też planowałam spędzić w ten sposób dzień, ponieważ nie miałam na nic innego ochoty. Wybrałam więc serial, który mimo południa, szybko znużył mnie do snu. 

Szłam po chodniku, tuż obok autostrady. Było ciemno, a światła samochodów niewyraźnie do mnie docierały. Nie miałam nawet pojęcia, co tu robię. Szłam po prostu przed siebie, jakbym myślała, że w ten sposób znajdę jakieś rozwiązanie. Mój chód był wolny, tak jak wszystko wokół. Niebo było ciemne, o dziwo bez gwiazd. Wkrótce i samochody zniknęły, przez co stało się zupełnie ciemno. Rozglądałam się wokół i nie byłam w stanie nic dostrzec. 

─ Florencia. ─ usłyszałam za swoimi plecami, więc odwróciłam się w tamtą stronę. Na środku jezdni stał Gavi, oświetlony reflektorem. Stał i patrzył na mnie, swym błagalnym wzrokiem. Tak, jakby chciał, abym go przed czymś ochroniła. Zmarszczyłam w zdezorientowaniu brwi, jednakże po chwili zrozumiałam. W jego stronę pędził samochód, oświetlając tym samym jego twarz, która zalana była łzami. Rzuciłam się w jego stronę, aby go odciągnąć na bok, jednak pojazd zdążył wjechać w nas obojga. 

Obudziłam się z krzykiem i rozejrzałam po pomieszczeniu. Spojrzałam na laptopa, na którego ekranie widniał pocałunek jakichś dwóch serialowych bohaterów. Zamknęłam urządzenie i odłożyłam na bok, a następnie wzięłam do płuc kilka, głębokich oddechów. Rozglądałam się jeszcze, skupiając na poszczególnych elementach pokoju. Musiałam się upewnić, że tym razem nie śnię. 

Przymknęłam oczy i położyłam się. Leżałam tak z dwie minuty, póki moje drzwi nie otworzyły się z impetem. Usiadłam i spojrzałam pytająco na swojego hermano, któremu wymalował się uśmiech na twarzy.

── Idziemy na rolki, zbieraj dupę! ── podszedł do mnie i chciał chwycić za mój nadgarstek, jednak szybko się od niego odsunęłam.

── Nie zamierzam z tobą nigdzie iść, nie potrafię jeździć na tym ustrojstwie. ── wykrzywiłam usta w grymasie, na co starszy wywrócił oczyma. Z tego co zapamiętałam, chłopcy lubili jeździć na rolkach. Zawsze mnie do tego zachęcali, co nigdy im się nie udało. 

── Idą z nami jeszcze Ansu, Torres i Gavi, któryś z nas cię poprowadzi. ── wyciągnął w moją stronę ochoczo dłoń, na której jedynie zatrzymałam wzrok. Nie byłam w stanie wyobrazić sobie siebie samej na rolkach, w towarzystwie czterech chłopaków. Na dodatek, nie zachęcała mnie obecność jednego z nich, który nie widział mnie już sporo czasu. ── Nawet jeśli się nie zgodzisz, wezmę Cię i zaniosę na dół sam, a tego chyba nie chcesz? ── podniósł brew do góry brunet, a ja jedynie przygryzłam wargę. Skoro nie miałam żadnego wyboru, musiałam się zgodzić. 

── Daj mi chwilę. ── następnie wyprosiłam go z pokoju, aby móc się trochę doprowadzić do porządku. Uczesałam włosy, użyłam swoich ulubionych perfum i założyłam skarpetki. Miałam tylko nadzieję, że podczas całej tej przygody się nie wywrócę, ponieważ nie chciałabym mieć obdartych po samą krew, kolan. 

Siedziałam na ostatnim schodku, ubierając rolki. Ledwo dobrze zapięłam ich zapięcie, z którym tak właściwie pomógł mi Ansu. Każdy z nas już był przygotowany do wyruszenia w drogę, oprócz mnie. Patrzyłam na nich błagalnie, aby któryś z nich pomógł mi wstać i poprowadził przez całą drogę. Pierwszym, który mnie olał był Gavi, który od razu odwrócił ode mnie wzrok i pojechał przed siebie. Estúpido

Ostatecznie pomógł mi Pedri i Ansu, który jednak w połowie drogi nas zostawił. Zostałam więc sama z brunetem, guzdrając się niemiłosiernie. Dziwiło mnie to, że miał do mnie taką cierpliwość i wciąż jechał u mojego boku. Ale skoro nalegał, to głupio byłoby mnie zostawiać samą z tyłu, prawda?

── Co się stało między tobą, a Gavim? ── zapytał tak nagle, a ja spojrzałam na niego zszokowana. Skąd miałby wiedzieć, że między nami jest coś nie tak?

── Dlaczego miałoby się coś stać? Dogadujemy się bardzo dobrze. ── kłamiąc, uciekałam wzrokiem, aby tylko nie spojrzeć w oczy Hiszpana. Zauważyłam jednak kątem oka, jak wywraca oczami. 

── Jesteś pewna? W stu procentach? ── kiwnęłam głową, potwierdzając swoje słowa. Ten jedynie mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, a następnie zacieśnił uścisk na moim nadgarstku i chyżo wyruszył przed siebie.

── Co ty robisz? Chcesz mnie zabić?! ── krzyczałam przerażona, kiedy brunet coraz to bardziej przyśpieszał, ciągnąc mnie za sobą. Złapałam się kurczowo jego ręki, piszcząc. Mimo, że to tylko jazda na rolkach, bałam się co najmniej tak, jakbym miała stracić życie. 

Wkrótce zaczęliśmy doganiać chłopaków, aż zatrzymaliśmy się przy Pablo. Zmarszczyłam brwi, patrząc na swojego brata, który nie zwracał na mnie w ogóle uwagi. Byłam na niego zdenerwowana.

── Nie chce mi się już z nią jeździć, bo nie chce ze mną rozmawiać. Wy ponoć macie dobry kontakt, więc teraz ty nauczysz ją, jak się poprawnie jeździ na rolkach. ── oboje byliśmy tak samo zdezorientowani, kiedy Pedri podawał mu moją dłoń. Ja jednak zwinnie ją wyrwałam, o mało się nie wywracając. Nie to jednak było najważniejsze, ponieważ starszy chłopak zostawił nas, ignorując nasze protestowania. Pozostała dwójka również nas zostawiła, więc nie było możliwości wymiany. Gavi spojrzał na mnie zrezygnowany, a ja jedynie skrzyżowałam ręce na piersi, wbijając wzrok w asfalt. 

── Będziesz się tak dąsać, czy przyjmiesz ode mnie pomoc? ──  chamsko zapytał i założył ręce na biodrach. Staliśmy tak w milczeniu, ponieważ nie zamierzałam się odzywać. Choć nie należało to do najrozsądniejszych wyjść, bo po chwili szatyn odezwał się, co wprawiło mnie w lekkie oburzenie. ── Z tobą, to jak kurwa z dzieckiem. ── podjechał do mnie i chwycił za moje dłonie. Nie protestowałam, ponieważ nie chciałam wchodzić z Hiszpanem w niepotrzebne kłótnie, które działały mi tylko na nerwy. ── Potrafisz podstawowe rzeczy? 

Zacisnęłam usta w linię, zmuszając się na niego spojrzeć. Pokręciłam przecząco głową, na co chłopak westchnął. Ustawił się odpowiednio, zanim zaczął mnie pouczać. 

── Najpierw zwróć uwagę na to, czy stoisz prosto. To ważne, aby złapać równowagę. ── kiwnęłam głową, na znak że rozumiem. ── W następnej kolejności, ważne jest ułożenie stóp. Kiedy chcesz ruszyć z miejsca, najlepiej aby były skierowane w stronę zewnętrzną. ── poprawiłam się, tak jak nakazały jego wskazówki. ── Później wysuwasz najpierw prawą nogę, odpychając się drugą. Wówczas lewą nogę zostawiasz w powietrzu, a później zamiast prawej nogi, wysuwasz do przodu tą drugą i tak na przemian. Rozumiesz? ── w końcu uraczył mnie swoim spojrzeniem, a ja bez żadnych przeszkód mogłam spojrzeć w jego oczy. Kiwnęłam delikatnie głową, choć w prawdzie rzeczy, ledwo to wszystko do mnie docierało. Jednakowo spuściliśmy wzrok na nasze nogi, skupiając na nich wzrok. Szatyn był do mnie przodem, więc musiał jechać tyłem, co utwierdzało mnie w przekonaniu, iż musiał być w tym cholernie dobry.

Według jego instrukcji - zaczęłam po kolei stawiać do przodu kroki, co szło mi mizernie. Chciałam jednak jak najszybciej skończyć swoje upokarzanie się, więc starałam się do tej nauki przykładać. Robiłam to wszystko ze skupieniem, co nie umknęło uwadze chłopaka. Mogłabym przysiąść, że na jego twarzy momentami pojawiał się mały uśmieszek. Oczywiście nie sugeruję, że to coś znaczy, bo już prędzej podejrzewałabym go o wyśmiewanie się ze mnie. Bo tak pewnie było.

Kiedy w końcu opanowałam te proste, a jednocześnie trudne rzeczy, puściłam dłonie szatyna, który obecnie znajdywał się przy moim boku. Postanowiłam przejechać kawałek drogi samej, modląc się w duchu, abym nie wyrżnęła fikołka. W głowie odtwarzałam zapętloną w kółko instrukcję Hiszpana, na której zaczęłam się wzorować. 

Przyjemny wiatr muskał delikatnie moją skórę, tak samo jak włosy. Nie był zimny - wręcz przeciwnie. Co prawda jechałam wolno, ale na ten moment mi to wystarczyło. Nie zwracałam uwagi na drogę, którą jechałam, a bardziej skupiałam się na otaczającym mnie krajobrazie. Słońce ładnie zachodziło, zostawiając na niebie swoje pomarańczowo-czerwone kolory i tworząc istny nieład, który wkrótce potem miał zostać zastąpiony ciemnością.

Mogłam wpatrywać się w ów widok aż do końca, jednak nieszczęsna gałąź która znalazła się pod moimi kołami sprawiła, że się wywróciłam. Jęknęłam z bólu, czując promieniujący ból wzdłuż mojej lewej ręki, oraz kolana. Oparłam się o zdrową rękę, aby się podnieść chociaż do siadu, jednakże moje cierpienie mi na to nie pozwalało. Czułam jedynie sączące się łzy, a po chwili ujrzałam przed sobą rozmazany obraz szatyna, który natychmiast przy mnie klęknął. Przetarłam oczy, żeby móc dobrze spojrzeć na jego twarz, która była zmartwiona i lekko zdenerwowana. Pomógł mi usiąść, dzięki czemu mogłam zobaczyć stan swoich okaleczeń. 

Przerażenie, to chyba jedyne dobre określenie emocji, którą obecnie odczuwałam. Obtarcia były znacznie większe, niż sądziłam. Krew lała się tak, jakby nie miała mieć końca. Mój nierówny oddech automatycznie przyśpieszył, gdyż nienawidziłam widoku lub rozmawiania o takich rzeczach jak krew i narządy istot żywych. Przyprawiało mnie to o zawroty głowy i poczucie pewnego rodzaju słabości. Zaczynałam wtedy zwracać uwagę na swój puls, odstające kości, odznaczające się żyły i wiele więcej rzeczy. Każdy ruch kończyną uświadamiał mi, że to ja nimi manewruję, a odpowiedzialne są za to poszczególne wewnętrzne narządy. 

Pozostawało mieć jedynie nadzieję, że to nic poważnego.

Chciałam się odezwać, jednak w tym samym momencie szatyn przyłożył swój palec do moich ust, na co postanowiłam nie reagować. Kiedy był już pewien, że się nie odezwę, wyrwał kawałek materiału swojej granatowej koszulki, a następnie mocno przywiązał do mojego kolana. To samo zrobił z moją ręką, przez co jego górne ubranie nie wyglądało na nim już tak dobrze. W większości było poszarpane, ukazując część jego wyrzeźbionego torsu. Kiedy zdałam sobie sprawę z tego, na co zwracam obecnie uwagę, szybko wzrokiem odszukałam jego twarz.

── Dziękuję. ── odezwałam się cicho, pierwszy raz od trzech dni. Doceniałam to, że mimo naszych wszelakich kłótni, wciąż się o mnie martwił. Jednak czy było w tym coś specjalnego? Nie, ponieważ uważam, że każdy by tak zrobił. Niezależnie od relacji, jakie się ze sobą miało. Nikt nie mógłby zostawić tak samego człowieka, którego obezwładniało cierpienie. No chyba, że ktoś o sercu z kamienia, komu wszystko było obojętne, a Gavi taki nie był. Zawsze się troszczył o swoich najbliższych i starał pomóc, jak najbardziej tylko mógł. 

Hiszpan spojrzał na mnie swoimi szczenięcymi oczyma, w których wciąż widniała nutka zmartwienia. Uśmiechnął się jednak do mnie pocieszająco i usiadł obok. Nasze ramienia ocierały się o siebie, lecz nie przeszkadzało nam to. 

── Odkąd pamiętam, byłaś niezdarna. Momentami było to zabawne, ale częściej upokarzające.  ── uniósł kącik ust do góry, patrząc w jakiś konkretny punkt przed sobą. Oddałam ten gest, kręcąc z niedowierzaniem głową. Nie często taka jestem, to naprawdę wyjątek. Jedynie brak pewności siebie i nieśmiałość mogą powodować drobne nieporozumienia, za które się później wstydzę. I to nie chodzi o wywracanie się, czy upuszczanie wszystkiego z rąk. 

── Znam bardziej niezdarne osoby. ── odezwałam się po chwili ciszy, lustrując jego lewy profil twarzy. Wyglądał po części tak, jakby się nad czymś zastanawiał, ponieważ jedyne co zrobił, to skinął w potwierdzeniu głową. Nie byłam nawet pewna, czy dobrze słyszał co powiedziałam. ── Dlaczego tu siedzimy? ── odwróciłam od niego głowę, spuszczając tym samym wzrok. Spoglądałam na owiniętą materiałem ranę, którego tkaniny przesączały się krwią. Cóż za ironia losu.

── Właściwie to.. ── urwał, szukając w głowie jakiejś odpowiedzi. Zauważyłam kątem oka, jak marszczy brwi, a następnie wolno otwiera usta. ── Chciałem żebyś trochę odpoczęła, bo do domu mamy niezły kawał drogi. ── podrapał się po głowie, wciąż na mnie nie patrząc. Zachowywał się tak, jakby mi o czymś nie mówił. Nie zamierzałam jednak niczego sugerować, gdyż na ten czas miałam dosyć kłótni, szczególnie z nim. Potaknęłam więc głową i przekręciłam się tak, aby czegoś chwycić i wstać, co wyszło mi nieporadnie. ── Uważaj. ── zerwał się na równe nogi i chwycił mnie w talii, chroniąc przed upadkiem. Poczułam, jak moje policzki oblewają się różem, a oddech momentalnie przyśpiesza. Starałam się skupić myśli na tym, co zrobić lub powiedzieć, dyskretnie rozglądając wokoło. Mój wzrok spoczął na moim obuwiu, dzięki czemu na język nasunęły mi się słowa. 

── Lepiej je ściągnę, żeby nie połamać się bardziej. ── zaśmiałam się nerwowo, jednak wcale nie było mi do śmiechu. Zapewne w oczach szatyna wyglądałam na nieporadną dziewczynę, której wiecznie się coś dzieje, a on musi być tym który to znosi. Osunęłam się wolno po murze, aby usiąść i zdjąć z nóg przedmiot, odpowiadający za moje kalectwa. 

── W takim tempie nie dojdziemy prędko do domu. ── zmarszczył swoje krzaczaste brwi, stojący nade mną chłopak. Wypuściłam ze świstem powietrze, odkładając rolki na beton przede mną. 

── A widzisz jakieś inne rozwiązanie? Bo nie wydaje mi się. ── uniosłam brodę i wzrok ku górze, aby móc na niego spojrzeć. Oparł ręce o swoje biodra, zastanawiając się nad moim pytaniem. Wzrok utkwiony miał w ziemię, lekko zagryzając dolną wargę. Jego włosy były trochę zmierzwione, lecz wciąż wyglądały zjawiskowo. 

Zacisnęłam usta w wąską linię, spuszczając tym samym głowę w dół. Nie oczekiwałam, że szatyn się odezwie, choć powinien. Nie odpowiada mu nasz sposób wrócenia do domu, a jednak nie wymyślił nic w zamian. A powinien, prawda? Chyba, że pogodził się z faktem, iż wrócimy dopiero pod wieczór. Podparłam się więc rękoma tak, aby jakoś wstać.

── Czekaj. ── zaprzestałam swojej czynności, zdezorientowana patrząc na Hiszpana. Pośpiesznie ściągnął swoje obuwie i zawiązał ich sznurówki tak, aby mógł je unieść. ── Wezmę Cię na plecach. ── w końcu podniósł głowę, a nasze spojrzenia się ze sobą spotkały. W niedowierzaniu uchyliłam swoje wargi i wzniosłam do góry brwi. Nie spodziewałam się takiego gestu z jego strony szczególnie, iż nie darzył mnie już taką sympatią, jak kiedyś. Można by nawet powiedzieć, że jedyne co do mnie czuł, to sentyment. Nic więcej.

Ostatecznie zgodziłam się kiwnięciem głowy, a chłopak wziął do rąk również moje rolki. Kucnął tak, abym po jego obu bokach mogła ułożyć nogi, które złapał. Delikatnie opatuliłam jego szyję rękoma, kiedy powoli wstawał. Do moich nozdrzy dotarła woń jego perfum, które tak bardzo uwielbiałam. Wiem, że on również je uwielbiał, ponieważ używał ich codziennie. Nie zmienił ich od tamtego czasu.

Dziś zachowywaliśmy się tak, jakby ostatnio żadne sprzeczki między nami nie miały miejsca. Ale to nie było też zachowanie, które odwzorowywało nas sprzed roku. Było to coś nowego, niby zwykłego, a z drugiej strony nie. A bynajmniej nie dla nieszczęśliwie zakochanej nastolatki, czyli mnie. Dziewczyny, która miała nadzieję na nowy początek zwykłej przyjaźni, z osobą do której czuła coś zdecydowanie więcej. Nie to jednak było najważniejsze, bowiem była w stanie to w sobie stłumić, w poświęceniu dla określonej relacji z konkretnym chłopakiem. Chciała zrobić wszystko, aby być u jego boku. Tyle ile będzie miała czasu, tyle go wykorzysta. 

Dziwne jednak było to, iż szatyn nie wspomniał nic o słowach, które wypowiedziałam podczas ostatnich z naszych kłótni. Przyznałam się, że coś do niego kiedyś czułam, a jego zdanie mogło mieć wpływ na moją decyzję odnośnie pozostania w rodzinnym kraju. Zastanawiało mnie jednak, czy mimo tego, iż nie powiedział nic na ten temat głośno, myślał o tym i zastanawiał się, próbując dojść do jakiegokolwiek rozwiązania. 

A może zwyczajnie go to nie interesowało. 


────────────────────────────────────────────────────────

Witajcie ponownie! 

Wybaczcie, jeśli rozdziały nie będą się pojawiały często, lecz niestety nie mam dużo czasu na pisanie ich przez szkołę, więc robię to zazwyczaj w weekendy. Nie zawsze też dopisuje wena i pomysły przebiegu wydarzeń, jednak staram się. Ważne jest dla mnie, aby napisać dobrze książkę i przede wszystkim ją skończyć, a nie zostawiać w połowie. Mam nadzieję, że będzie to jedna z lepszych książek o Gavim. 

Tak dla jasności - zmieniłam pewne wydarzenia, na potrzeby książki. Tzn. mecze, ich wyniki itd. 


P.S. niedługo jebnie coś mocnego i nadejdą pewne komplikacje.

Do zobaczenia!





Continue Reading

You'll Also Like

461K 24.3K 47
Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie...
160K 4K 25
Valencia Briven po kłótni ze swoją najlepszą przyjaciółką, postanawia pójść do baru by zapomnieć o tym co się wydarzyło. Tam spotyka przystojnego chł...
119K 3.5K 20
"Każdy z nas potrzebuje sekretnego życia." Osiemnastoletnia Madeline West uchodzi za dziewczynę, która nie boi się wyrazić swojego zdania, a tym b...
291K 26.6K 20
Wraz z rozpoczęciem drugiego roku studiów spokojne życie Blake Howard niespodziewanie wywraca się do góry nogami. Przez nieprzyjemne doświadczenia ze...