Rules (Thiam)

By _imaginacja_

25.8K 1.9K 2.2K

Kiedy mogłoby się wydawać, że wszystkie kłopoty w Beacon Hills zostały już zażegnane, Liam postanawia wyjść z... More

1. Zwyczajna noc
2. Niewytresowany
3. Dług
4. Usłyszy cię
5. Lepszy temat
6. Jak najbliżej prawdy
7. Tylko się nie zakochaj
8. Lunch, kawa i miejsce pod ścianą
9. Współpracuj
10. Wybuch
11. Butelka wody
12. Tchórz
13. Nie musisz uciekać
14. Szepty
15. Dobry dzień
16. Bajki na dobranoc
17. Widzę cię
18. Maski
19. Zimny błękit
20. Krzyk
21. Kwestia przyzwyczajenia
22. Komunikacja i inne ważne sprawy
23. Przeklęte miejsce
24. Kontrola
26. Piękny chłopiec
27. Bezsenność w Beacon Hills
28. Odpowiedzialność
29. Zostaliśmy razem
30. Zakres obowiązków
31. Lush
32. Inny świat
33. Aż do rana
34. A może...
35. Nie powinienem był
36. Nasze serce
37. Od czego zależą uczucia
38. Nie odpowiedziałeś mi
39. Zasady
40. Moje bety
41. Nie możesz
42. Słodkości
43. To, czego nie można powiedzieć za dnia
44. Pierwszy
45. Coś bardzo złego
46. Ważne i ważniejsze
47. Czekolada
48. Wyjątkowy
49. Stłuczona szklanka
50. Linia życia
51. Dom
52. Obiecaj mi
53. Pierwsza zasada
54. Cicho
55. To nie twoja wina
56. Złamane
57. Żyjemy
Podziękowania + informacja!
Bardzo ważna wiadomość!

25. Już w porządku

521 34 29
By _imaginacja_

Pierwszy potwór nadszedł z tej samej strony, z której oni przybyli przed chwilą. Zaraz potem pojawiły się dwa kolejne, zastawiając pozostałe drogi ucieczki. Byli uwięzieni pomiędzy trzema Berserkami... Liam poczuł, jak uginają się pod nim nogi i odruchowo wczepił palce w rękaw kurtki Theo, starając się utrzymać równowagę. Raeken natychmiast zrozumiał, kto (a może raczej "co") przed nimi stoi.

– Jakim cudem...? – westchnął Scott, patrząc z niedowierzaniem na każdego stwora po kolei. Mimo że prawdopodobnie nie oczekiwał w tej chwili odpowiedzi, Chris i tak częściowo mu jej udzielił.

– Tak się kończy, gdy ludzie mierzą się z siłami, o których nie mają pojęcia. Puść mnie, będziesz musiał się bić.

Dokładnie w momencie, w którym McCall wykonał polecenie i wysunął pazury, zostali zaatakowani. Wszystkie trzy potwory razem rzuciły się w ich stronę. Kira natychmiast dobyła miecza, a Derek, Liam i Theo przybrali swoje wilcze formy. Hale osłaniał bezbronnego Argenta, a Raeken cały czas starał się trzymać tuż obok przerażonego Dunbara. Niedoświadczonym mogłoby się zdawać, że pięć silnych istot nadprzyrodzonych poradzi sobie z trzema Berserkami, jednak już po pierwszej minucie walki było jasne, że to nie jest takie proste. Stwory atakowały z nieludzką siłą i prędkością, męcząc ich i równocześnie uniemożliwiając ucieczkę. Wszystko zaczynało się sypać. Najpierw Derek został mocno zadrapany, potem Chris cudem uniknął oberwania sporych rozmiarów kamieniem, a następnie, ku przerażeniu Theo, Liam został złapany przez jednego z Berserków i gwałtownie rzucony na najbliższą ścianę. Raeken już miał do niego biec i upewnić się, że nic mu nie jest, jednak stojący między nim a Dunbarem potwór skutecznie mu to uniemożliwiał, więc po prostu rzucił się na niego, starając się odciągnąć to upiorne stworzenie od swojego przyjaciela. Dokładnie w tej chwili do jego uszu dobiegł głos Scotta.

– Wyślij ich tam, gdzie ich miejsce.

Nie musiał patrzeć, żeby wiedzieć, że słowa były skierowane do Kiry. Dokładnie wiedział, co oznaczają i świadomość ta spadła na niego jak grom z jasnego nieba, przenosząc go na ułamki sekund w świat jego najmroczniejszych wspomnień. Ta chwila zawahania wystarczyła Berserkowi, aby odrzucić go na tyle mocno, że poleciał parę metrów do tyłu i wylądował nieopodal Yukimury, która właśnie szykowała się do wbicia miecza w ziemię, jednak, kiedy jej ręce miały już opaść, jeden z potworów uderzył ją od tyłu i ogłuszył. Katana wypadła dziewczynie z rąk i przesunęła się tuż pod nogi Theo...

Serce podeszło mu do gardła i jego pierwszą myślą było zniszczenie tego przeklętego miecza tak, jak zrobił to niegdyś Dunbar, jednak jakaś część jego umysłu kazała mu najpierw porządnie się rozejrzeć... Spojrzał po kolei na Chrisa chowającego się za kamiennym grobem, Dereka, który ledwo opierał ataki jednego Berserka i Scotta, starającego się powstrzymać drugiego przed dotarciem do nieprzytomnej Kiry. Na końcu jego wzrok przeniósł się na ostatniego z potworów, powoli kroczącego w stronę podnoszącego się z ziemi Liama. Theo wiedział, że nie zdąży do niego dobiec, a nawet jeśli, to nie będzie przecież w stanie bronić go w nieskończoność i właśnie w momencie, w którym to sobie uświadomił, młodszy chłopak podniósł wzrok i spojrzał wprost na niego z czystym przerażeniem i czymś jeszcze gorszym – rezygnacją, jakby nie widział wyjścia z tej sytuacji i próbował pogodzić się z tym, co za chwilę nastąpi. A potem na jego twarz wkradł się słaby, nieszczery uśmiech, mający stanowić równocześnie pożegnanie i podziękowanie. Raeken poczuł coś, czego nie doświadczył nigdy wcześniej. Gdyby ktoś go później zapytał, nie umiałby w żaden sposób tego wyjaśnić ani nazwać. Wiedział jedynie, że, mimo iż czuł serce Tary boleśnie tłukące się o jego żebra, wydawało mu się, że w jego piersi zieje wielka, pusta dziura. Przepełniła go desperacja. Liam mógł się pogodzić z nadchodzącą śmiercią, ale on nie. Obiecał nie tylko Jennie i Davidowi że się nim zaopiekuje, ale przede wszystkim samemu sobie. Był mu to winny. Nieważne, co to znaczyło.

Parę miesięcy temu, gdy jeszcze bez trudu potrafił ukryć kłamstwo, powiedział mu w windzie, że nie umrze za niego. Nie przewidział wtedy, że przyjdzie mu skazać się na coś o wiele gorszego niż śmierć. A jednak się nie wahał. Nie pozwoli mu zginąć...

Zanim wstał, podniósł miecz i szybkim ruchem wbił go w ziemię pod swoimi stopami, uśmiechnął się do Liama w ten sam sposób, w jaki młodszy robił to przed chwilą. Dokładnie w tym momencie twarz Dunbara zastygła w wyrazie przerażenia, ale trudno było stwierdzić, czy wywołała je sięgająca po niego ręka potwora, czy świadomość tego, co zrobił Theo. Nie było jednak czasu się nad tym zastanawiać. Ziemia pod nogami Raekena zaczęła pękać, otwierając szczeliny rozchodzące się w trzy strony – po jednej dla każdego Berserka. Potwory nie zdążyły nawet się poruszyć, zanim zostały wciągnięte w odmęty piekła. Dwa spadły w przepaść od razu, a ostatni jeszcze przez chwilę walczył, wbijając pazury w ubitą ziemię, jednak szczelina zdawała się przyciągać go jak magnes, więc zaledwie po kilku sekundach dołączył ze straszliwym rykiem do swoich poprzedników.

Theo ponownie zlustrował wzrokiem każdego, od Chrisa, usiłującego wstać podpierając się o kamienny blok, poprzez stojącego przy nim Dereka i Scotta, który pomagał się podnieść dochodzącej do siebie Kirze, aż po zbierającego się z podłogi Liama. Wszyscy, bez wyjątku, patrzyli na niego w sposób, jakiego nigdy wcześniej u nich nie widział – zdumiony, ale pełen podziwu i wdzięczności. Oczywiście on sam nie do końca to rozumiał, ale był w stanie wyczytać z ich spojrzeń, że są zadowoleni z jego działania. Na jego twarzy pojawił się niepewny uśmiech, kiedy zamierzał pociągnąć za rękojeść miecza i wyciągnąć go z ziemi, ale dokładnie w tym momencie blada, wychudzona dłoń wystrzeliła ze szczeliny pod jego stopami i zimne palce zacisnęły się na jego kostce z nieludzką siłą.

Ledwo miał czas krzyknąć, kiedy pociągnęła go w dół. Puścił miecz, który wciąż pozostawał wbity w ziemię i desperacko wczepił pazury w twardy grunt, starając się utrzymać na powierzchni, tak, jak przed chwilą jeden z Berserków. Zdawał sobie sprawę, że jeśli odpuści, może pożegnać się ze światem... Dlatego walczył, mimo że doskonale wiedział, że Tara jest silniejsza.

Przez te pierwsze dwie, może trzy sekundy, które wydawały mu się trwać wieczność, poświęcał wszystkie siły na utrzymanie się na powierzchni ziemi. Nie miał nawet siły błagać o pomoc, z jego ust wydobywało się jedynie nierówne dyszenie. Spróbował zebrać się w sobie na tyle, aby krzyknąć chociaż raz z tą głupią, płonną, nadzieją, że zostanie wysłuchany, ale, zanim zdążył to zrobić, czyjeś dłonie zacisnęły się na jego przedramieniu niemal równie mocno, jak ręka siostry na jego kostce. Z największym wysiłkiem uniósł wzrok, napotykając spojrzenie błękitnych, wcale nie zimnych oczu Liama. Ułamki sekund później obok nich pojawiły się inne, czerwone i błyszczące tęczówki alfy, gdy Scott mocno chwycił drugą rękę Theo. Raeken spojrzał błagalnie na obu chłopaków, którzy starali się jak mogli pomóc mu wydostać się na powierzchnię ziemi. Jednak, mimo ich nadludzkiej siły, nie mogli lekceważyć piekielnej potęgi. Tara całkiem dobrze dawała sobie z nimi radę, a co więcej, zdecydowanie nie była zadowolona z oporu. Po kilku sekundach tej szarpaniny Theo poczuł ostre pazury boleśnie wbijające się w jego łydkę i rozszarpujące ją przez całą długość, od kolana aż do kostki. Krzyknął, samemu nie wiedząc, czy bardziej z bólu, czy ze strachu. Może jedno i drugie.

Była silniejsza nawet od dwóch wilkołaków i chimery razem wziętych. W końcu nie pochodziła nawet z tego świata. Nie obowiązywały jej reguły, a Raeken przecież doskonale wiedział, że zło zawsze okazuje się potężniejsze. To, o czym ze strachu nie pomyślał, to fakt, że dobro bywa o wiele bardziej wytrwałe, a brak sił musi nadrabiać pomysłowością. A stado Scotta McCalla słynęło z tego, że było bardzo dobre, bardzo wytrwałe i bardzo pomysłowe.

Nie widział, co się dzieje wokół niego. Obraz rozmazywał mu się przed oczami i nie miał nawet siły utrzymać głowy prosto. Spuścił wzrok na ziemię, niemal uderzając o nią nosem, bliski utraty przytomności. Jeśli teraz zaśnie, obudzi się w kostnicy... A jednak, nie patrząc w górę nie mógł zauważyć, jak Derek podnosi z ziemi jeden ze sporych, ciężkich kamieni, który nawet wilkołakowi trudno było utrzymać i podchodzi do nich chwiejnie. Theo zarejestrował tylko jakiś cień nad sobą, zanim głaz opadł tuż za jego plecami, uderzając zjawę prosto w głowę. Krzyknął, gdy długie pazury jeszcze raz przejechały po jego łydce, a potem poczuł gwałtowne szarpnięcie, tym razem w górę i chwilę później leżał już na ubitej ziemi oparty o coś miękkiego. Dopiero, kiedy to "coś" zaczęło się poruszać i podnosić, ramiona oplotły się mocno wokół Raekena, palce wczepiły się w jego włosy, do jego uszu dotarł łagodny szept, a nozdrza wypełnił znajomy, kojący zapach zrozumiał, że wcale nie jest w piekle... A mimo to bał się otworzyć oczy, choć może po prostu nie miał na to siły...

Nie mógł przestać się trząść, całe jego ciało niekontrolowanie dygotało. Czuł się, jakby był uwięziony gdzieś pomiędzy światami, w pustce i ciemności, z których nie potrafił się wydostać. Jedynym, co dawało mu nadzieję, że, jeśli otworzy oczy, nie obudzi się w kostnicy, były dłonie gładzące jego policzek i włosy oraz spokojny, łagodny głos, który bardziej przypominał mu melodię. Wsłuchiwał się w niego, ale przez dłuższą chwilę nie potrafił rozróżnić słów. Dopiero, kiedy ciepła dłoń przesunęła się z jego policzka na ramię, potrząsając nim lekko, dotarło do niego, że ktoś wola jego imię. Powoli zaczęły docierać do niego urwane fragmenty, aż w końcu połączyły się w jedną, logiczną całość.

– Theo! Cholera, obudź się! Kurwa, czemu się nie uzdrawia? Theo, no dalej!

Doskonale znał ten głos. Gdyby się wysilił, na pewno dałby radę dopasować go do osoby, ale teraz, ogarnięty ciemnością i zimnem, z trudem rozpoznawał własne imię. Jedna rzecz wydawała mu się jednak pewna i niepodważalna – to był ktoś, kogo musiał słuchać, dla kogo powinien się starać. I jeśli ten ktoś chce, żeby pokonał tę okropną pustkę i się obudził, to tak właśnie zrobi, choćby miało to być najtrudniejsze zadanie w jego życiu.

Otworzył oczy i usiadł gwałtownie, łapczywie chwytając powietrze, jakby miało mu go za chwilę zabraknąć. Nagły ruch sprawił, że obraz przed jego oczami zamazał się zupełnie, a on sam miał wrażenie, że znów spada w przepaść. Dopóki ciepłe ręce nie podtrzymały go i nie przyciągnęły bliżej w taki sposób, aby oparł głowę o czyjąś klatkę piersiową. Dopiero w tym momencie, słysząc tuż pod swoim uchem dobrze znajome, szybkie i mocne bicie serca i wraz z głębokim oddechem wciągając w płuca kojący zapach, przypomniał sobie, gdzie i z kim się znajduje. Jaskinie. Berserkowie. Szczelina. Piekło. Liam... Liam tutaj był. Pomógł mu, tak, jak obiecał. Theo odruchowo zacisnął palce na rękawach jego bluzy, wtulając twarz najbardziej, jak to możliwe w miękki materiał. Zdawał się nie rejestrować nic innego – ani zgromadzonych wokół członków stada, patrzących na niego ze szczerym zmartwieniem, ani faktu, że dziura w ziemi zniknęła, a miecz Kiry znów zaczął pełnić funkcję paska, ani nawet zapewnień, że wszystko jest już dobrze szeptanych przez Dunbara. Ważna była tylko świadomość, że chłopiec tu był, bo to oznaczało, że Theo nie znajduje się w piekle. Ktoś taki jak Liam przecież na pewno by tam nie trafił.

Przez dłuższą chwilę zarówno on sam, jak i wszyscy wokół niego pozwalali jego umysłowi unosić się w jakiejś dziwnej rzeczywistości, gdzie jego kontakt ze światem zewnętrznym był ograniczony do absolutnego minimum, jednak chwilę później poczuł, że chłopiec, w którego się wtulał, odsuwa się od niego odrobinę. Odruchowo złapał go mocniej, nie chcąc do tego dopuścić, jednak Liam był nieugięty. Coś mówił, ale Theo dopiero po paru sekundach zdał sobie sprawę, że powinien słuchać. Skupił się maksymalnie, chociaż rozróżnienie słów wciąż stanowiło dla jego nieobecnego umysłu wyzwanie.

– Już jest okej... Theo, spójrz na mnie, dobrze? Już w porządku...

Zajęło to trochę czasu i jeszcze co najmniej kilka zapewnień, że jest bezpieczny, zanim Raeken w końcu odważył się podnieść swój do tej pory pusty i nieobecny wzrok na twarz Dunbara. Widok łez w tych błękitnych oczach otrzeźwił go natychmiast...

– Hej, jesteś już z nami? – upewnił się młodszy chłopiec, przywołując na twarz uśmiech nieszczery i pełen bólu, który jednak zmienił się odrobinkę, gdy Theo pokiwał głową, robiąc co w jego mocy, aby odzyskać panowanie nad całym tym szaleństwem, które miało miejsce w jego umyśle. Ramię Liama owinięte opiekuńczo wokół niego, jego zapach i miarowe, choć przyśpieszone bicie serca zdecydowanie to ułatwiały.

– Już w porządku – powtórzył jeszcze raz Dunbar dla pewności – Ale musisz się uzdrowić, okej? Zrobisz to dla mnie?

Dopiero wtedy Theo uświadomił sobie, skąd pochodzi ten nieznośny ból, który cały czas przesłaniał jego trzeźwe myślenie. Nie odważył się jednak przenieść wzroku na swoją poszarpaną nogę. Zamiast tego zebrał wszystkie siły, usiłując wypełnić prośbę Liama, który pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy, że dodając do niej słowa "dla mnie", czyni ją dla Raekena czymś świętym. A jednak, mimo najszczerszych chęci, nie był w stanie się dla niego uleczyć... Po prostu mu się nie udawało. W jego spojrzeniu pojawiła się panika i Dunbar już miał zacząć zapewniać go, że wszystko jest w porządku, kiedy Theo poczuł niespodziewany dotyk na swoim nadgarstku. Odruchowo cofnął rękę, spoglądając z przerażeniem na tego, kto go dotknął. Uspokoił się nieco, widząc dobrze znajomą twarz Scotta, który wydawał się poruszony, ale bynajmniej nie zdziwiony jego zachowaniem. Uśmiechnął się łagodnie, bez cienia radości.

– Mogę? – zapytał, wskazując głową na dłoń Raekena. Chłopak nawet nie miał siły się wahać, po prostu przytaknął. McCall ponownie sięgnął do jego ręki, poruszając się bardzo powoli i nie przerywając kontaktu wzrokowego, jakby miał do czynienia z przerażonym, spłoszonym zwierzęciem.

Kiedy tylko dotknął nadgarstka Theo i na jego ręce zaczęły pojawiać się czarne żyły, Raeken poczuł wręcz niewyobrażalną ulgę. Gdy ból minął, wszystko wydawało się o wiele prostsze – zarówno myślenie, jak i uzdrawianie. Nie mógł co prawda zobaczyć żadnych efektów, jednak pozostali bez trudu po chwili zarejestrowali, że rana wydaje się krwawić zdecydowanie mniej.

– Musimy się zbierać – przypomniał po chwili Derek, który jak zwykle stanowił tę bardziej logiczną część grupy. Pozostali przytaknęli.

– Chodź – Dunbar ponownie zwrócił się do Raekena – Musimy wracać. Pomogę ci.

Starszy chłopak machinalnie pokiwał głową, jednak trochę czasu musiało minąć, zanim owinął jedno ramię wokół szyi Liama, a drugie wokół Scotta, który natychmiast pojawił się obok, by pomóc, i niepewnie stanął na nogach. McCall pomyślał, że pewnie ktoś z nich na spokojnie dałby radę ponieść Theo na barana, ale szybko uświadomił sobie, że chłopak w życiu nie mógłby się pogodzić z takim, w jego mniemaniu, upokorzeniem. Dokładnie to samo myślał Dunbar, dlatego nawet nie zaproponował tego rozwiązania. Wiedział, że Raeken już i tak będzie kompletnie zawstydzony, kiedy dojdzie do siebie, więc starał się uczynić tę całą sytuację jak najbardziej komfortową dla niego. Dopóki był w stanie iść z ich drobną pomocą, było to zdecydowanie lepsze wyjście.

Dotarcie do samochodów zajęło im dłuższą chwilę. Derek prowadził osłabionego Chrisa, Scott z Liamem pomagali Theo, a obolała Kira dreptała tuż obok nich. Wszyscy, bez wyjątku, odetchnęli z ulgą, gdy doszli na miejsce. Argent i Derek udali się do samochodu Hale'a, aby zająć się swoimi ranami, a Dunbar i McCall pomogli Theo wyciągnąć się na tylnym siedzeniu ciężarkówki. Liam usiadł z nim, w dalszym ciągu obejmując chłopaka i opowiadając mu coraz to nowe historie, które akurat przychodziły mu do głowy. Scott natomiast, z drobną pomocą Kiry, szybko i sprawnie obmył i opatrzył jego poszarpaną nogę, która, choć powoli zaczynała się goić, potrzebowała jeszcze sporo czasu, aby zupełnie się uzdrowić. Za każdym razem, kiedy Raeken drżał i spoglądał na niego z przerażeniem, McCall przerywał na chwilę, uśmiechał się pokrzepiająco i zapewniał, że wszystko jest okej. W ten sposób udało im się doprowadzić sprawę do końca i niedługo później ruszali już za autem Dereka w stronę Beacon Hills – Kira za kierownicą ciężarówki, Scott na miejscu pasażera, a dwaj pozostali chłopcy z tyłu. Theo leżał rozciągnięty na tylnym siedzeniu z głową opartą o klatkę piersiową Liama, który cały czas usiłował coś do niego mówić, ale zmęczenie powoli dawało mu o sobie znać. Kiedy więc po dłuższej chwili starszy chłopak zamknął oczy, Dunbar postanowił chwilę odpocząć od opowieści, jednak zaledwie po może dwóch minutach ciszy, Raeken gwałtownie ocknął się, rozglądając się wokół z przerażeniem.

– Liam... – wymamrotał, jakby zupełnie nie zdając sobie sprawy, że chłopiec siedzi tuż przy nim.

– Jestem, jestem – zapewnił łagodnie Dunbar, obserwując, jak paniczny strach ustępuje z twarzy Theo, gdy tylko udało mu się złapać jego spojrzenie – Nigdzie się nie wybieram. Odpoczywaj.

I Raeken rzeczywiście próbował odpocząć, wykończony wszystkim, co się działo, ale, gdy tylko przestawał słyszeć głos Liama, jego umysł ponownie przenosił się do jaskini, w której ziała ogromna szczelina i chłopak budził się przerażony co parę minut. Na szczęście za każdym razem Dunbar szybko uspokajał go samą swoją obecnością i być może dzięki temu Theo udało się przespać ciągiem ostatnie pół godziny drogi do Beacon Hills. Liama autentycznie bolało serce, kiedy musiał go obudzić po dotarciu pod dom.

Z pomocą Scotta udało im się wejść do salonu państwa Geyer, w którym, mimo bardzo późnej pory, zastali Jennę. Na widok Theo, który wyglądał jak siedem nieszczęść, poderwała się z kanapy jak oparzona, jednak zanim zdążyła coś powiedzieć, uprzedził ją Liam.

– O nic nie pytaj, proszę.

W jego głosie było tyle błagania, że kobieta posłusznie nie dociekała. Na prośbę syna pobiegła jedynie po koc dla Raekena, który nie dałby rady wspiąć się w takim stanie do sypialni na górę. W tym czasie Scott i Liam zaprowadzili go na kanapę i niemal zmusili do wypicia paru łyków wody, widząc, że to najwięcej, na co go teraz stać. Następnie z pomocą Jenny pomogli mu pozbyć się kurtki i podartych spodni i położyć się w miarę wygodnie z głową na kolanach Dunbara, a pani Geyer opatuliła go porządnie ciepłym kocem. Dopiero wtedy McCall pożegnał się i wyszedł, prosząc swoją betę o informacje na temat stanu Raekena.

Matka Liama w dalszym ciągu nie pytała. Z resztą chyba nie było o co. Sama potrafiła domyślić się, że Theo został po prostu ranny w jakiś naprawdę przerażających okolicznościach. I szczerze, nie była pewna, czy chce poznawać szczegóły, co się świetnie składało, ponieważ jej syn i tak nie zamierzał jej ich wyjawiać. Dlatego, zamiast próbować dowiedzieć się czegokolwiek, przygotowała Liamowi kakao a sobie herbatę, po czym usiadła na brzegu kanapy, niepewnie ujmując dłoń niemal śpiącego Raekena. Chłopak na chwilę otworzył z niepokojem oczy, ale dostrzegając Jennę, niemal natychmiast ponownie je zamknął. W tym samym momencie Dunbar uśmiechnął się do mamy z wdzięcznością. Chyba oboje odczuwali, że słowa nie są potrzebne...

Minęła dobra godzina, zanim pani Geyer w końcu się odezwała, informując, że idzie się przespać przed pracą i prosząc, aby Liam obudził ją, gdyby zaszła taka potrzeba. Chłopak doskonale zdawał sobie sprawę, że taka sytuacja nie będzie miała miejsca, bo przecież Theo się uzdrawiał i nawet w miarę spokojnie spał, jednak mimo to przez kolejne godziny nie potrafił zmrużyć oka. Wolał czuwać, tak na wszelki wypadek. Dopiero nad ranem udało mu się zasnąć płytkim snem, z głową zwieszoną na ramię, jedną ręką ułożoną na piersi Raekena, a drugą zanurzoną w jego włosach...

Continue Reading

You'll Also Like

85.5K 3K 47
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
61.4K 2.1K 122
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
124K 9.3K 55
Edgar to młody chłopak z toną problemów na głowie. Dla swojej siostry starał się walczyć z chęcią skończenia tego. Niestety pragnienia wzięły górę. ...