What was once

By dorota045

336K 17.4K 1.1K

*w trakcie poprawek* Kawałek koloru na okładce nie jest przypadkowy. W życiu Camilli po śmierci brata wszystk... More

1. Zrobisz sobie krzywdę, dziewczynko.
2. To mnie odpręża.
3. Piąte koło u wozu.
4. Jeszcze się spotkamy przyjacielu.
5. Jest miły.
6. O niczym nie wiedziała.
7. Oślepiające światło.
8. Prawie potrąciłem dziewczynę.
9. Trzeba było nie umierać.
10. Uciekła?
11. Tajemnica lekarska.
12
<13>
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30.
31
32
34. Jesteś po jego stronie?
35. Bo cię *** kocham.
36. Władza
37. Epilog
What Is Now

33

7.2K 413 34
By dorota045

33. < Camilla >

Zimne i ciemne pomieszczenie dawało klaustrofobiczne wrażenie, pomimo że było ogromne. Ziemia pod moimi nogami wyglądała jak świeżo przekopana. Z niej wystawały białe patyki. Pochyliłam się nad jednym z nich i wtedy tak naprawdę zobaczyłam czym są. To kości! Gorączkowo rozglądałam się dokoła. Sceneria zdawała nie mieć końca. Za sobą poczułam czyjąś obecność. Jej wzrok wypalał dziurę w moich plecach. Odwróciłam się i zobaczyłam przed młodą dziewczynę. Była blada, miała długie, do pasa proste włosy, ubrana cała na czarno, w jakiś dziwny kombinezon. Przyglądała mi się z ciekawością, małymi kroczkami zbliżając się.

-Ktoś musi umrzeć. Jeśli nie Ty, to on. - powiedział męski, gruby głos.

Spojrzałam w tamtym kierunku i zobaczyłam Federa. Celował prosto w Andrewa, który wyglądał tak, jak tamtej nocy...

- Nie.- krzyknęłam, ale nie usłyszałam swojego wołania. Poruszałam ustami jak ryba.

- To może on? - mężczyzna zaśmiał się, wskazując bronią na drugą stronę pomieszczenia, gdzie stał Will.

Kręciłam głową, zaprzeczając i przeskakując wzrokiem między bratem, Federem, a Sheermanem.

- Została nam tylko ona... - westchnął udając rozczarowanie. Z pogardą skinął na dziewczynę za mną. Odwróciłam się i spojrzałam w jej przerażone, niemal granatowe oczy. Zacisnęła powieki i znikła, a na moich rękach pojawiła się krew. Płynęła nieprzestanie. Dopiero po chwili zorientowałam się, że wypływa z moich żył w zgięciu łokcia.

Chłód w pomieszczeniu zaczął narastać, powoli zamarzałam od środka. Lód w końcu dotarł do mojego gardła, zaciskając się na nim jak stalowe palce. Spróbowałam znaleźć oparcie dla ciała, natrafiając na jedną z wystających kości. Była śliska i ciepła. Moje ciało wstrząsną dreszcz...


I właśnie wtedy obudziłam się. Przez jeszcze długą chwilę nie mogłam złapać powietrza. To ja: zwinięta w kłębek, czując ostre rwanie w żołądku, z zaciśniętymi mocno powiekami, żeby się nie rozpłakać.

Szum wody, trzaśnięcia drzwiami, szmery rozmów. Tak od równej godziny. Leżąc z otwartymi oczami wpatrywałam się w sufit. Bałam się wstać. Przejechałam po raz kolejny po szyi, chwytając w dwa palce łańcuszek Andrewa. Nawet nie poczułam, kiedy w nocy Will mi go założył.

Spróbowałam wstać łóżka, ale za raz z powrotem na nie opadłam, bo zakręciło mi się w głowie. Oddychałam głęboko, czekając aż to dziwne uczucie zniknie.

Obciągnęłam w dól rękawy czarnej bluzy i uchyliłam ostrożnie drzwi.

- Hej, mała. Wszyscy już są.- powiedział Ashton, który stał oparty o ścianę na przeciwko sypialni Willa. - Chodź. - pociągnął mnie za rękę.

Kiedy weszliśmy do kuchni wszystkie rozmowy ustały. W pomieszczeniu było około 10 osób, jak nie więcej. Byli tam koledzy Sheermana, których rozpoznałam od razu, ale reszty nie znałam. Odszukałam wzrokiem Willa, co nie było trudne. Stał na samym środku kuchni, tyłem do mnie, pochylony nad jakimiś papierami rozrzuconymi po całym blacie. Zorientował się, że atmosfera w pomieszczeniu uległa zmianie.

- Co jest?- Podniósł głowę i rozglądając się. Wzrokiem natrafił w końcu na mnie. Zacisnął usta i odepchnął się od blatu stając prosto. - Jak się domyślacie to siostra Harrisona. - Powiedział niepewnie, co chyba wychwyciłam tylko ja i Ashton stojący obok mnie, bo cały spiął się i czekał na reakcję reakcję innych. Zgodnie, jak jeden mąż, skinęli głowami.

Will podszedł do lodówki. Wyjął z niej mały jogurt, który pchnął po blacie w moim kierunku.

- Nic innego nie mam. - powiedział unikając mojego wzroku.

- Dziękuję. - mruknęłam cicho. Dopiero wtedy spojrzał prosto w moje oczy. Po jego spojrzeniu wiedziałam, że zrozumiał za co tak na prawdę mu dziękuję. Za łańcuszek, za to, że obiecał Andrewowi pilnować mnie, chociaż wcale nie musiał tego robić, za to, że uratował mi życie trzykrotnie, jestem jego strzeżoną i co najważniejsze... pozwolił mi zostać i nie odesłał do domu. Po raz pierwszy będę wiedziała o wszystkim co się dzieje bez kłamstw i kolejnych tajemnic.

Will kiwnął głową unosząc lekko kąciki ust, po czym odwrócił się wracając do przerwanej czynności.

- Jeśli rzeczywiście jest jego córką, to i tak nic nie mamy.- kontynuował widocznie zaczęty wcześniej temat. I jakby to on sprawował kontrolę nad wszystkimi osobami w pomieszczeniu, wszyscy ożyli i włączyli się do debaty.

- Może być wszędzie... - odezwał się ciemnoskóry, młody chłopak, stojący przy oknie.

W pewnym momencie, kiedy nadal stałam w progu, chłonąc każde padające tu słowo, Ash popchnął mnie w kierunku jedynego pustego stołka, znajdującego się pomiędzy Willem, a blondynem, który wpatrywał się we mnie ze zmarszczonymi brwiami. Cały ubrany na czarno, jak większość osób w tym pomieszczeniu. Ale jako jedyny nadal nie spuszczał ze mnie wzroku, nawet kiedy przyłapałam go na gapieniu się.

Ostrożnie usiadłam, starając się trzymać jak najdalej od niego.

Dopiero teraz zauważyłam za jego lewym uchem tatuaż. Ozdobnie napisana litera 'K'.

- Przypomnienie. - powiedział, a ja podskoczyłam na miejscu. Odezwał się bardzo cicho, jakby nie chcąc by pozostali, skupieni na rozmowie, go usłyszeli. - o kimś bardzo ważnym. Igor. - przedstawił się, wyciągając rękę w moją stronę.

Chwyciłam w obie dłonie jogurt, aby uniknąć dotknięcia go. Wydawał się być w porządku, ale to jego ciągłe wpatrywanie się we mnie przerażało mnie.

- Camilla. - powiedziałam równie cicho co on.

- Wiem. - uśmiechnął się lekko, ale za raz spoważniał. - Na pewno kręci się wokół niego. - powiedział, a ja zmarszczyłam brwi. Ja się kręcę? Nie rozumiem...

- Po co miałby ją trzymać przy sobie? - zapytał rudawy chłopak. - Igor, pomyśl... to jedyny haczyk na niego.

- I może właśnie dlatego? - zapytał retorycznie, a rozmowy ucichły. Will pokiwał głową, zerkając na niego z uznaniem.

- O kim mowa? - wtrąciłam.

Will bez słowa przesunął w moją stronę jakiś papier.

Anabelle Winstead

data urodzenia: 8 lipca 1994r.

rodzice: — i Feder Winstead

- To jest... - zaczęłam zszokowana. Dalej już nawet nie czytałam.

- Znalazłem to w pudełku Twojego ojca. - powiedział Brad. - Daniel zostawił je u mnie... na przechowanie.

Przez chwilę milczała, a każdy czekał na moją reakcję.

- Tu nic o niej nie ma... Po co Daniel... - Nie wiedziałam jak uformować swoje myśli. Nie potrafiłam nazwać go swoim ojcem... nawet nie wiedziałam o nim praktycznie nic, tak, jakby był obcą osobą.

- Myślał do przodu. Zawsze miał zabezpieczenie... To jest zabezpieczenie dla nas. Musimy tylko dobrze się nim posłużyć. - powiedział.

- Znajdziecie ją?

Will wzruszył tylko ramionami, zbierając kartki na kupkę. Ash z Peterem rozmawiali cicho pod ścianą, rudawy chłopak i szatyn, który żywo gestykulował zdawali się o coś sprzeczać.

Sheerman kompletnie wyłączony z prowadzonych wokół rozmów, obracał w dłoni kluczyki mocno się nad czymś zastanawiając.

- Igor! Odwieź Camillę. - powiedział i rzucił kluczami w stronę blondyna siedzącego obok mnie. Chłopak wykazał się ogromnym refleksem łapiąc je zaledwie milimetry przed twarzą.

- Przecież ja mogę... - zaczął Ash, ale Will przerwał mu.

- Nie. Będziesz mi potrzebny.

- Przecież miałam... - zaczęłam, ale brunet powtórnie przerwał w połowie zdania.

- Twoja matka wraca za pół godziny do domu, zdaje się, że miałaś z nią pogadać. Jeśli masz z nami jechać... - odparł rzeczowo, zwężając oczy ze złości.

Odstawiając nieotworzony jogurt na blat spojrzałam na Asha. Wzruszył ramionami i pokazał gestem, że do mnie zadzwoni. Bez słowa poszłam do przedpokoju i założyłam buty. Igor przepuścił mnie w drzwiach i dopiero wtedy zauważyłam że jest wysoki i z pewnością ćwiczy.

-Czekaj!- zawołał Brad wybiegając z domu.

Igor otworzył garaż i rozejrzał się po nim gwiżdżąc z uznaniem na widok motocyklu i trzech sportowych samochodów.

- Zaczekam w samochodzie...- mruknął przesuwając wzrokiem po maszynach.

- Pomyślałem, że... w tym pudełku...

- Znalazłeś coś jeszcze? - zapytałam szeptem z nadzieją.

- Powinnaś to mieć. - Powiedział podając mi starą fotografię i chowając ręce w tylne kieszenie. Był bardzo przejęty.

Z wrażenia aż zakryłam ręką usta. Od razu rozpoznałam małego Andrewa i mamę, która trzymała na rękach dziecko. Z pewnością mnie. Była czule obejmowana przez przystojnego, młodego mężczyznę o tak samo ciemnych włosach co moje i Anda. Daniel... Czyli tak wygląda... mój prawdziwy ojciec.

- Po prostu pomyślałem, że chciałabyś wiedzieć... był na prawdę wspaniałym człowiekiem...

- Muszę porozmawiać z mamą.

- Bardzo Was kochał. Cordelia była... zresztą nadal jest jego strzeżoną. Muszę już iść... Powodzenia. - powiedział i co było bardzo zaskakujące, przytulił mnie nieco nieporadnie. Trwało to bardzo krótko, potem odwrócił się i odszedł.

Wsiadłam na miejsce pasażera, wcześniej chowając zdjęcie do ogromnej kieszeni dresów Willa, w które nadal byłam ubrana. Cisza nie była mocno niezręczna i nie chciałam zbytnio rozmawiać z nieznajomym, ale byłam bardzo ciekawa, dlaczego Will kazał to właśnie jemu mnie odwieść.

- Co zrobiłeś, że Will... - zaczęłam, ale nie wiedziałam jak dokończyć.

- Powiedzmy, że... jesteśmy do siebie trochę podobni. - odparł śmiejąc się, co było bardzo przyjemnym dźwiękiem. Zmarszczyłam brwi i odwróciłam się w stronę okna. Nie dopytywałam, siedziałam cicho, wpatrując się w mijane domy.

- Nie ufam ludziom. - powiedział w drodze wyjaśnienia, ale to tylko bardziej sprawiło, że byłam ciekawa co między nimi zaszło. - wczoraj próbował mnie... powiedzmy- podporządkować. - uśmiechnął się do swoich myśli i zmienił bieg, wyprzedzając jakieś auto. - Cudo... - mrukną na samochód.

- Czterysta koni mechanicznych. - dodałam.

- I już wiadomo co widzi w Tobie Will. - zaśmiał się po raz kolejny w mojej obecności.

- C..co? - zapytałam, ale pokręcił tylko przecząco głową, zerkając na mnie z uśmiechem.

- Jesteśmy. Powodzenia. - zaparkował na moim podjeździe.

Mruknęłam ciche podziękowanie i pożegnanie. Zaczynały zżerać mnie nerwy przed rozmową z mamą. Musimy wyjaśnić sobie zbyt wiele spraw...

< Ash >

- O co chodzi? - zapytałem, kiedy Deve ze swoimi chłopakami już wyszli, a Brad zbierał zabawki z salonu.

- Camilla nie jedzie. - odpowiedział pewnie i twardo, tak, jakby miał to zaplanowane od dłuższego czasu, z precyzyjną dokładnością.

Teof z wrażenia upuścił do zlewu kubek, a Peter zamarł z telefonem w ręce w połowie ruchu.

- Żartujesz sobie?

Bez słowa, nawet na mnie nie patrząc, przeszedł prosto do salonu. Jak on jej to zamierza powiedzieć? I czy w ogóle zamierza? Będzie wściekła! Ba! Modliłbym się o to, żeby była wściekła! Wolałbym nawet to, niż jej kolejne załamanie!

- Nie zrobisz jej tego! - wrzasnąłem, a zaalarmowany Brad stanął w gotowości, gdyby trzeba było interweniować. Z doświadczenia wiedział, że to się nam czasami zdarza.

- Nie będziesz mi mówił co mam robić. - odparł z anielskim spokojem, kiedy we mnie ze złości aż się gotowało. Ona jest jak mała, bezbronna dziewczynka... A co najważniejsze jest moją przyjaciółką.

- Tak samo jak Ty mi. - powiedziałem, ale nie przejął się tym. Zdawało by się, że nie usłyszał, ale doskonale wiedział co powiedziałem. - Pojedzie ze mną. - odparłem.

- Nie zapominaj kto tu dowodzi. - zadziałał natychmiastowo.

- Will... Co Ty robisz? - wtrącił Brad, pochylając się nad dzielącym nas stołem.

- Nic. - odpowiedział spokojnie. To zwykłe 'nic' przelało całą moją złość na czyny.

Kiedy postawił już nogę na pierwszym stopniu schodów, prowadzących na piętro, chcąc uciec do sypialni, złapałem go za bluzę na plecach, zaciskając materiał w pięści i pociągnąłem. Will lekko zachwiał się, więc wykorzystałem moment do maksimum i pchnąłem go na ścianę, od razu wymierzając pięścią w szczękę. Jego głowa gwałtownie odskoczyła na bok.

To i Teof doskoczyli do mnie, próbując nas rozdzielić, ale nie zdążyli, bo brunet złapał mnie za rękę, wykręcając ją i przyłożył mi w twarz równie mocno, co ja przed chwilą jemu.

- Odciągnij Willa. - krzyknął Brad, a ja, mimo całej szarpaniny, odnotowałem że trzasnęły drzwi.

Stojąc przyparci do ścian na przeciwko siebie i głośno dysząc wpatrywaliśmy się w siebie ze złością, która aż z nas kipiała. Pod okiem zaczęła tworzyć się opuchlizna, podobnie jak u mnie. Czułem tępe pulsowanie i pieczenie.

- Puść mnie, nie chcesz mi bardziej podpaść. - warknął Will do skutecznie unieruchamiającego go Igora. Ten zaśmiał się tylko i pokręcił z rozbawieniem głową.

- Jak stąd odjeżdżałem byli spokojni. - mówił o nas jak o nieposłusznych zwierzętach.

- Pogadajmy spokojnie... - powiedział Brad zachowując się trochę jak nasz ojciec.

- Idioci przodem- warknąłem do Willa, który nie wykonał żadnego kroku w kierunku salonu.

- Mów. - nakazał wskazując na Kretyna.

- To jest zbyt niebezpieczne. Po za tym... nie ma żadnego przygotowania. Przeszkadzałaby tylko i rozpraszała nas.

- Ciebie. Ciebie by rozpraszała. - mruknąłem ironicznie, a Igor parsknął cicho śmiechem, który próbował ukryć chrząknięciem.

- I w trosce o jej bezpieczeństwo każesz zostać jej samej? Tu? W Londynie? - wtrącił Tom.

- Will... nie wiemy co planuje Feder. Może właśnie na to czeka, żeby zostawić ją bez ochrony? - wtrącił Peter. Jego słowa dały mu do myślenia.

- Pojedzie...

- Widzisz? Nie trzeba było obijać Ci mordy żebyś zmienił zdanie. - Uderzyłem dłonią w stół dumny z siebie.

- Ale nie będzie brała w tym udziału. - od razu zacisnąłem pięści, gotowy- jednak- ponownie mu przywalić.

- Jaśniej, kurwa. - wykrztusiłem.

- Wywieziesz ją gdzieś. Będziesz trzymał ją od tego z daleka.

- Nie będzie chciała ze mną jechać. Dobrze wiesz, że będzie Cię pilnować.

- To ja to zrobię! Myślałem że jest dla Ciebie ważna tak samo jak... - uciął wstając i kopiąc krzesło.

- Dla Ciebie. - zaśmiałem się perfidnie.

- Pieprz się!

- Oh... Ty będziesz! Bo chyba tylko to odwróci skutecznie uwagę Camilli od całej tej prawy.


< Camilla >

Drzwi do domu były otwarte. Kiedy zamknęły się za mną z lekkim trzaskiem, od razu w przejściu zmaterializowała się moja mama. Miała podkrążone i zaczerwienione oczy, była w szlafroku, a jej włosy przypominały stóg siana.

- Co się...

- Co? Nie byłaś w domu całą noc. Byłam u Aggie, próbowała Cię kryć... Gdzie do cholery byłaś? - Krzyczała, szarpiąc za końcówki włosów.

Z walącym sercem włożyłam dłoń do kieszeni, dotykając zdjęcia i jeżdżąc po nim palcem.

- Haruję, żebyś miała wszystko, żebyś nie...

- Harujesz, bo nie dajesz sobie rady. - czułam jak po moim policzku płynie pierwsza łza. Zagryzłam wnętrze policzka i zacisnęłam mocno pięść. - Okłamałaś mnie. - mówiłam bardzo cicho.

- Co?

- Co to jest? Kto to jest? - zapytałam, wyciągając zdjęcie i podtykając je matce prosto przed oczy.

- Skąd... Ja... Daniel... - wyjąkała płacząc i upadając na kolana ze zdjęciem w dłoni.

_________________________________________________________________

Rozdział (jak zawsze) posiada śladowe ilości błędów, 'poprawiajcie mnie:(

Forever yours .xx ~D


Komentujecie i gwiazdkujcie to motywuje!

Continue Reading

You'll Also Like

1.3K 156 17
Joanne mieszkająca w Londynie żyje beztrosko ze swoją mamą, po incydencie, który jej się przytrafił dziewczyna próbuje na nowo odbudować wszystko, le...
72.5K 2.4K 31
Przez całe życie żyłaś jak zupełnie normalna dziewczyna... Wiedziałaś, że ojciec zajmuje się szemranymi interesami, a twój brat - Bruno ma pójść w je...
2.3K 120 34
Holly Evans wraz ze swoim bratem Erickiem przenoszą się do nowej szkoły. Dziewczyna dołącza do szkolnej drużyny pływania i zaprzyjaźnia się z jej czł...
36K 576 38
Cassie przeprowadziła się do Londynu. Zaczyna wszystko od nowa, lecz romans z nauczycielem, który okazuje się jej sąsiadem z mieszkania obok nie ułat...