The Lawyer #1

By Flouriisx

325K 8.1K 2.3K

pierwsza część serii „law and business" Igrała ogniem z samym diabłem, choć pokryta była benzyną. - Panno Mi... More

Prolog
1. Spotkanie
2. Pilot
3. Okres próbny
4. Kalifornia City
5. Rozmowa z diabłem
7. Szybsze bicie serca
8. Własne nieokiełznanie
9. Powrót do wspomnień
10. Zemsta jest zawsze słodka
11. Gorzki zapach rozkoszy
12. Obłęd
13. Afirmacja
14. Litościwość losu
15. Uzależniający zapach
16. Magiczny prezent
17. Białe gipsówki
18. Dla ciebie spale nawet piekło
19. Pożar w piekle
20. Bezpieczeństwo
21. Chwila zawahania
22. Biała koperta
23. Czarna cisza
24. Mój Nathan
25. Twoja Britney
26. Perspektywa Nathana
27. San Jose
28. Okazanie wsparcia
29. Perspektywa Nathana
30. Miłość do grobowej deski
31. Uwierz w cuda
Epilog
Podziękowania

6. Moja trucizna

10.5K 280 106
By Flouriisx


***

Kolejna wiadomość od Nathana, którą zaczął pisać zanim opuściłam restauracje doszła do mnie dopiero gdy siedziałam w samochodzie Harrego.

Chwyciłam za telefon i jasny ekran rozjaśnił moją twarz, zwracając na siebie uwagę mężczyzny, zajmującego miejsce kierowcy.

— Z kim tyle piszesz? — zapytał, nie spuszczając wzroku z jezdni.

Poczułam się dziwnie, gdy mężczyzna, którego znam parę dni wypytuje mnie o takie nieistotne szczegóły. Zważając na to, że podczas kolacji nie umiał nawet zainicjować ze mną normalnej konwersacji.

— Z... przyjaciółką — skłamałam.

Chwila. A dlaczego skłamałam?

Harry pokiwał głową, a ja wróciłam do odczytania niedługiej wiadomości od Nathana.

Nathan: Nie. Dwie godziny dłużej spania, ale dwie godziny dłużej posiedzisz w mojej truciźnie. Do zobaczenia Mitchell. :)

Nie wiedząc kiedy, przyłapałam się w bocznym lusterku samochodu, na tym, że uśmiecham się do telefonu. Chwile później uświadomiłam sobie z kim pisałam i jaka była moja reakcja. Motyle w brzuchu dały o sobie znać, a korzenny zapach Harrego mdlił mnie od początku drogi.

Prosiłam wyimaginowanych Bogów, byśmy już dojechali pod moją nieszczęsną kamienicę. Byłam pewna, że pierwsze co zrobię gdy wejdę do mieszkania to zwymiotuje prosto do muszli klozetowej.

Harry, okrężną drogą dotarł wreszcie pod moją kamienicę, a ja jak poparzona wybiegłam z jego samochodu.

— Zaraz zwymiotuje! Do zobaczenia! — wrzasnęłam na odchodne, omal nie potykając się na jednym ze schodków przed kamienicą.

Nie obejrzałam się w tył i wiedziałam, że lepiej dla mnie jak nie widzę twarzy Harrego, który już jutro mógł zapewne zwyzywać mnie od najgorszych, podczas gdy znowu rozwali mi się ekspres.

Do mieszkania wbiegłam omal nie wyrywając klamki przy otwieraniu drzwi. Gdy tylko przekroczyłam próg mieszkania, padłam opierając się plecami o ciemne drzwi wejściowe.

— Matko, co się stało? — wypadła z kuchni zaciekawiona Megan z białym ręcznikiem w ręku.

Nienawidziłam gdy była w moim i Lucy mieszkaniu i jeszcze zabierała się za sprzątanie tutaj. Strasznie denerwowało mnie, że ktoś sprząta moje obowiązki. Ale teraz nie miałam siły, by ją za to zwyzywać.

Przetarłam swoje czoło i spojrzałam spod byka na rudowłosą kobietę, której twarz z dołu zakrywał ogromny ciążowy brzuch.

— Wybijaj mi randki z głowy — wysapałam.

Megan pokiwała bezsilnie głową i podała mi rękę, podnosząc mnie z szarych paneli, którymi wyłożona była cała reszta mieszkania.

— Aż tak źle? — drążyła, gdy opadłam bezsilnie na kanapę w salonie.

Machnęłam ręką w stronę kobiety.

— To była istna porażka — oznajmiłam.

***

Tym razem nie zamierzałam się spóźnić.

Obudziły mnie promienie listopadowego słońca przeciskające się przez odsłonięta roletę mojego pokoju. Pierwszy raz byłam wypoczęta, mimo, że nie spałam długo, bo do późnej pory siedziałam z Lucy i jej siostrą przy lampce wina.

Opowiedziałam obu moim najbliższym osobom o największej porażce wtorkowego wieczoru i zatopiłam smutki jedząc lasagne i pijąc czerwone wino.

Michael - mąż Megan - przez sprawy biznesowe był wczoraj w mieście, dlatego Megan niezapowiedzianie złożyła mi wizytę. Późnym wieczorem przyjechał po Megan i po chwili pogadania z na wpół wypitymi mną i Lucy, zabrał Megan i wrócili do domu na obrzeżach miasta.

Ruszyłam się leniwie z łóżka, a Lucy w mieszkaniu już nie było.

Wstawiłam sobie wodę na kawę i naszykowałam jajecznicę na śniadanie. Od samego rana zaczęła boleć mnie głowa więc od razu do śniadania zażyłam dawkę leków.

Właśnie sięgałam talerz z jajecznicą gdy łokciem popchnęłam szklankę gorącej kawy, wylewając na swoje nogi ciepły napój.

— Kurwa — wrzasnęłam, unosząc głowę do nieistniejącego Boga w geście błagania o cierpliwość do samej siebie, a przed wszystkim o litość.

Jak ja musiałam zgrzeszyć w poprzednim wcieleniu, że los teraz się nade mną tak pastwił?

Odstawiłam nerwowo porcelanowy talerz i na boso poczłapałam do łazienki po mopa i szufelkę, gdyż szklanka z kawą postanowiła się rozbić.

Posprzątałam cały bałagan, który stworzyłam i straciłam ochotę na jedzenie więc od razu popędziłam do pokoju i wciągnęłam na siebie czarne skórzane dzwony i białą koszule. Na dworze wydawało się być ciepło więc nie narzuciłam na to nic więcej tylko na stopy włożyłam czarne szpilki.

Po trzydziestu minutach siedzenia w łazience i opanowania swoich nieokiełznanych długich, ciemnych włosów wyszłam z łazienki zdyszana i gotowa rzucić wszystko co miałam i zasiąść przed telewizorem przy serialu Lucyfer.

Zajrzałam na zegarek i dochodziła już dziewiąta czterdzieści więc zamówiłam prędko taksówkę i wyszłam przed kamienice, po drodze psikając się moim różanym perfum.

Piętnaście minut później stanęłam przed kancelarią Nathana. Obserwowałam ogromny budynek, w którym tętniło życiem. Wciąż nie wiedziałam co ja tutaj robię.

Wielkie ciemne drzwi gabinetu Nathana Wilsona otwarły się z impetem, a z nich wyszedł rozwścieczony Harry z białą, grubą teczką w ręku. Mężczyzna zmierzył mnie wzrokiem i nie zmieniając swojego agresywnego wyrazu twarzy wparował do windy, nie oglądając się za siebie.

Co to do cholery miało być?

Weszłam przez otwarte nadal drzwi biura i w środku przy swoim biurku, z standardową pozą siedział mój - nieziemsko przystojny - szef.

Odchrząknęłam, dając o sobie znać.

Nathan zmierzył mnie wzrokiem i uniósł delikatnie kącik swoich bladych pełnych ust.

Byłam pewna, że ten uśmiech roztapiał serce nie jednej z kobiet.

— Mitchell, gotowa na dawkę trucizny? — zakpił, nawiązując do naszej wczorajszej wymiany SMS-owej.

— Jak nigdy dotąd — posłałam mu zadziorny uśmieszek, który niemal od razu odwzajemnił.

Poczułam dziwne iskry i ukłucie w dole brzucha.

Nie.

Zajęłam miejsce przy swoim biurku i wyjęłam laptopa, czując wzrok Nathana na swoim ciele. Wiedziałam, że obserwuje każdy mój dokładny ruch, co dodatkowo mnie stresowało, bo wiedziałam, że ten mężczyzna jest zdolny doczepić się do tego, że źle postawiłam laptopa.

Podziękowałam Bogom, że obserwował mnie w ciszy.

— Nie prowadzisz rozprawy — oznajmił, odwracając wreszcie ode mnie wzrok.

I w tej chwili mnie zamurowało. Siedziałam w bezruchu ledwo oparta o tył mojego fotela z rękami położonymi na laptopie i nie potrafiłam podjąć żadnego ruchu.

I jak gdyby nigdy nic wyszedł z gabinetu, zatrzaskując za sobą drzwi. Echo rozeszło się po tych ciemnych czterech ścianach.

W tej chwili ciekawiło mnie tylko jak długo jeszcze będzie się nade mną pastwił psychicznie ten cholernie seksowny mężczyzna. Byłam tu czwarty dzień, a byłam gotowa wyjść i nigdy nie wrócić, pozostawiając te kilka dni w zapomnieniu.

Zanim Nathan postanowił wrócić, zdążyłam przerobić kilka teczek i zajrzeć na swoje konto, w portalu biura, które utworzył mi Nathan w weekend. W pasku powiadomień pojawiło mi się jedno przydzielone zadanie i uradowałam się w niebiosa, że nie będę musiała wykonywać żadnych wymyślonych zadań Nathana.

— Nie szczerz się tak — powiedział mężczyzna, odkładając na moje biurko szklankę kawy.

— Dziękuję.

— Przydzielone zadanie to pomyłka, Mitchell — oznajmił. — Mam dla ciebie przygotowany plik z trzema tematami, wybierz jeden i napisz krótką przemowę - dodał.

I serce znowu przestało wybijać rytm.

Ten facet doprowadzał mnie do szału! Ale negatywnie!

Skinęłam głową na jego słowa i zabrałam się za szukanie dokumentu, który mi wysłał. Musiałam naprawdę grać twardą, by nie stracić tej pracy.

Ciekawe czy do każdego nowego się tak zwracał.

Trzy kawy, dwa ciastka i cztery godziny później, drukowałam trzystronicowy tekst na temat dualizmu władzy wykonawczej w Amerykańskich systemach politycznych. 

Byłam gotowa się już tam poddać ale każde wrogie spojrzenie Nathana, na moją chwile odpoczynku mobilizowało mnie jeszcze bardziej.

Zadowolona z siebie ruszyłam do biurka mężczyzny i podałam mu dokument.

— Teraz temat numer trzy — wycedził, zabierając kartki z moich rąk.

Wzięłam głęboki wdech i zamknęłam swoje błękitne oczy, prosząc o cierpliwość tych z góry. Już drugi raz w tym dniu. Nieszczęsna środa.

Wróciłam do swojego biurka ale zanim zajęłam miejsce siedzące to spojrzałam w swój pusty już kubek.

— Pójdę... — zaczęłam, ale odgłos podnoszącego się Nathana z jego czarnego skórzanego fotelu przerwał mi już na początku zdania.

— Ja pójdę. Ty pracuj — oznajmił.

Wolałam łazić mu po kawę i służyć jako sekretarka czy ktokolwiek inny niż pisać jakieś durne przemówienia na temat władz wykonawczych w Ameryce. Nie wiedziałam czy jestem w kancelarii prawniczej czy może w czwartej klasie liceum.

***

Tydzień zleciał mi ciężko.

Nathan trzymał mnie po godzinach i wychodziłam z pracy między siedemnastą, a osiemnastą. Obserwował mnie na każdym kroku. Czułam okropną presję.

Nadszedł mój upragniony weekend ale zanim to, musiałam przetrwać otwarcie sklepu Lucy. Cieszyłam się na tą okazje ale myśl, że muszę spędzić przynajmniej dwie godziny w jej eleganckim biurze i pokazywać swój najpiękniejszy uśmiech mnie przytłaczała.

Ale bardziej przytłaczało mnie to, że ma tam być Harry, z którym od wtorkowej kolacji nie zamieniłam ani słowa.

W mieszkaniu już od mojego wcześniejszego powrotu z pracy panował chaos.

Megan latała za Lucy ociężałym krokiem szykując ją na bóstwo, Nicholas wraz z Michaelem oblegli kanapę absolutnie nie ingerując w rzeczywistość, pogrążeni w rozmowie nie zauważyli nawet kiedy Megan wylądowała na skraju kanapy.

— O cholera — wrzasnęła, łamiącym się głosem.

Michael zerwał się na równe nogi i posadził wyżej swoją dwudziesto-siedmio letnią żonę. Oczy szeroko mi się otwarły, a serce zaczęło wybijać szybszy rytm.

— Melanie mnie kopnęła — wydusiła, zaciskając mocno zgięte już kolana. W jej zielonych oczach pojawiły się łzy, a policzki poczerwieniały. Widziałam jak swoje szczupłe piegowate dłonie zaciska mocno w pięści.

Panika opanowała moje ciało.

Lucy wybiegła z łazienki z swoimi rudymi włosami z każdym w inną stronę i postawiła Nicholasa na równe nogi. Blondyn z wymalowanym strachem w oczach pognał do kuchni po telefon.

— Ja rodzę! — krzyknęła Megan, łapiąc swojego męża mocno za ramię. W jej oczach malował się strach i ekscytacja, a na twarzy Michaela wykwitł uśmiech, choć w oczach panował strach.

Nicholas przybiegł do salonu z numerem alarmowym na głośnomówiącym. Kobieta z słuchawki dyktowała nam co robić, gdy karetka była już w drodze.

Lucy latała na wysokości lamperii, stresując się swoją siostrą i dodatkowo sklepem. Wyrywała sobie rude włosy z głowy i chodziła w kółko po całym salonie.

— Przełożę to otwarcie — oznajmiła już trzeci raz w przeciągu dwóch minut moja przyjaciółka, zakładając ręce na głowie.

Moim zadaniem było teraz odciągnąć panikarę od Megan i wytłumaczyć jej, że to tylko poród, a nie żadna katastrofa. Zaniesienie jednak Lucy z dala od jej siostry było trudniejsze niż się spodziewałam.

— Ja muszę z nią zostać — powiedziała, zapierając się o framugę drzwi mojego pokoju.

— Panikaro, właź do pokoju — powiedział Nicholas, wpychając swoją narzeczoną do wnętrza mojego pokoju.

Po chwili drzwi zamknęły mi się przed nosem, a Lucy była już daleko od Megan i nie siała nie potrzebnego strachu.

Przez drzwi wbiegli dwoje ratownicy z noszami w ręku. Michael trzymał mocno swoją żonę za rękę i wtedy wiedziałam, jak mocno ją kocha. Ten widok mnie po prostu rozczulił. Jego zaszklone oczy, wpatrujące się prosto w jej śliczną twarz, i mocno zaciśnięte palce wokół jej dłoni na znak, że jest przy niej.

— Będziemy w kontakcie — rzucił na odchodne Michael.

Po chwili w mieszkaniu został tylko słodki zapach wanilii i wody kolońskiej.

Z pokoju wyłoniła się moją przyjaciółka, nieco spokojniejsza niż wcześniej.

— A teraz w spokoju się przygotujesz i nie będziesz stresowała co dalej — wytłumaczyłam, gestykulując przy tym dłońmi.

Godzinę, zeszło nam na przygotowaniach. Nicholas ubrany w białą koszule i granatowe garniturowe spodnie idealnie pasował do Lucy ubranej w długą granatową sukienkę z odkrytym jednym ramieniem. Włosy zaczesała w ulizanego kucyka i zrobiła niewielkie loki. Mocny makijaż z granatowymi fragmentami na powiece idealnie podkreślał jej sukienkę.

Ja natomiast ubrałam czarne długie kozaki za kolano i do tego czarną dopasowaną sukienkę z brokatem na długi rękaw, bez dekoltu. Włosy pofalowałam, a na moich oczach gościły grube czarne kreski, które eyelinerem zrobiła mi Lucy.

— W drogę — zadeklarowała, chwytając swoją białą kopertówkę, a drugą dłonią złapała dłoń Nicholasa.

Kolejny związek, który utwierdzał mnie w przekonaniu, że miłość istnieje. Jednak mi nie było dane jej zaznać. Ale może kiedyś mi się uda, a nie zostanę starą panną jak moja prababka. Miałam nadzieje, że to w rodzinie na mnie nie przejdzie.

Na miejsce dotarliśmy porsche Nicholasa.

Lokal mieszczący się w centrum miasta był ładnie oświetlony, a z okien było widać świeżą kolekcje odzieży Lucy. Czarne manekiny z białymi strojami idealnie wpasowywały się w elegancki klimat, a kelnerzy, którzy przewijali się już na miejscu ubrani byli w czarne jeansy i białe koszule ze srebrnymi cekinami, które zapewne zarzuciła im Lucy.

Miała dość specyficzny gust, ale nie mogłam powiedzieć, że był brzydki. Bo był idealny.

Gdy weszliśmy już do lokalu, mój telefon zawibrował. Odruchowo wyjęłam go z niewielkiej czarnej kopertówki i na pasku powiadomień zobaczyłam dwie wiadomości.

Michael: Melanie

A niżej było załączone zdjęcie malutkiej dziewczynki w ciemnych włosach i czerwonej buźce, pokrytej masą piegów.

Najśliczniejsza istota jaką było dane mi zobaczyć.

Druga wiadomość była dosyć dziwna.

Nathan: I znowu trujesz mi powietrze :)

I wtedy obróciłam się do przeszklonych drzwi lokalu.

***

#TheLawyer

Continue Reading

You'll Also Like

79.8K 2.6K 32
Przez całe życie żyłaś jak zupełnie normalna dziewczyna... Wiedziałaś, że ojciec zajmuje się szemranymi interesami, a twój brat - Bruno ma pójść w je...
5.3K 161 7
~I kto by się spodziewał że osoba która miała mnie naprawić zniszczyła mnie doszczętnie~ Kłótnie rodziców, wyprowadzka ojca z domu, nowy partner matk...
1.9K 83 12
Noelia Wood to niszczona i deptana przez życie dziewczyna. Takie potwory jak jej rodzice nigdy nie powinny mieć dzieci. Z rodziną zielonooka cały cza...
184K 8.9K 42
Nienawiść od dzieciństwa... Współpraca ich rodzin... Zaplanowany ślub... Zrujnowane życie... Dwojga dziewiętnastolatków: Naomi i Blake zostają postaw...