Escape from the past

By Rubi_Da

96.4K 2.5K 592

~ Najgorsza wyprawa to ta, w której gubisz samego siebie. ~ Gdy Ona i On poznali się niepozornie, jednak oby... More

Od Autorki
Prolog
"Czasami złe wybory prowadzą nas we właściwe miejsce"
"Tylko w ciemności możesz zobaczyć gwiazdy"
"Miej odwagę żyć. Umrzeć potrafi każdy"
"Bój się nie śmierci, lecz zatraty duszy"
"Przyszłość utkana jest z przeszłości"
"O wiele łatwiej jest wyleczyć zranione ciało niż cierpiącą duszę"
Czym jest miłość?
"Piekło jest rajem oglądanym z drugiej strony"
"Trafiłam do nieba - w samym środku piekła"
"Oczy zwierciadłem duszy, w nich ukryta jest cała prawda o człowieku"
"Nie widzimy rzeczy takimi, jakie są. Widzimy je takimi, jakimi my jesteśmy"
"Każdy koniec drogi jest w rzeczywistości początkiem nowej podróży"
"Przyszłość zależy od tego, co robimy w teraźniejszości"
"Czasem przeszłość powraca, żeby nas zniszczyć"
"Szczęście jest tam, gdzie je widzi człowiek"
"Nie ma nic stałego, oprócz zmiany"
"Życie zaczyna się tam, gdzie kończy się lęk"
" Tak kochamy marzenia, że boimy się je realizować. "
"Trzeba żyć bez wzgledu na to, ile razy runęło niebo"
"Jedyny pewnik w naszym życiu to... zmiana"
"Prawdę mówi ten, kto mówi pierwszy"
"Jeśli umrzesz, ja umrę z tobą, a jeszcze nie jestem na to gotowa"
"Wspomnienie jest formą spotkania"

"Chwile są ulotne..."

2.7K 95 16
By Rubi_Da

Chciałabym przeprosić za tak długi brak rozdziału, ale mam aktualnie problemy rodzinne, przez co nie miałam głowy do pisania. Jednak postaram się zrobić wszystko, żeby rozdziały pojawiały się dużo częściej. 
--

— Twój czas się kończy, synu.

* *

Wypuściłam z ust powietrze, gdy chłodna woda spotkała się z rozgrzaną skórą twarzy. Zakręcając kran, uniosłam wzrok na swoje odbicie, którego widok spowodował jedynie moje skrzywienie. Przyłożyłam dłoń do wilgotnego czoła, w nadziei, że właśnie to pomoże mi zrozumieć moje zachowanie.

Od niespełna dziesięciu minut znajdowałam się w zamkniętej na klucz łazience, w której próbowałam zebrać się do wyjścia z powrotem do ćwierkoczącej parki. Nicolas i Brie dogadywali się jak łyse konie, a ja patrzyłam na to z boku, mieszając tylko niechętnie widelcem w nietknięte porcji naleśników. Od samego pojawienia się dziewczyny przy naszym stoliku poczułam dziwne ukłucie zazdrości, które nabierało na sile z każdym jej przypadkowym szturchnięciem bruneta. Nie miałam pojęcia czy chłopak nie widział, czy może nie chciał widzieć jak blondynka namiętnie go kokietowała.

Uczucie zazdrości było czymś co wyparłam z orgazmu już jakiś czas temu. Nie potrafiłam zrozumieć tego do czego zdolny był zazdrosny człowiek. Do czego zdolna byłam i ja. Już za pierwszym razem, gdy miałam przyjemność takowo się poczuć miałam zaledwie sześć lat. A, że potrafiłam być z reguły dość nerwowym i stawiającym na swoim dzieckiem, wiadomym było, że zajęcie mojego ulubionego miejsca, przy moim ulubionym stoliczku i w dodatku przy ulubionym przedszkolnym przyjacielu przez dziewczynkę, którą tak naprawdę widziałam pierwszy raz na oczy, nie skończy się dobrze. No i nie skończyło. Prawie wyrzucili mnie z grupy za zepsucie jej ulubionej lalki i za wyrwanie połowy lśniących włosów.

Drugi raz był stosunkowo niedawno, za czasów spotykania się z Andie. Na jednej z imprez przyczepiła się do niego blond laseczka i nie chciała się od niego odkleić nawet wtedy, gdy dobitnie zaznaczyłam swój teren. Gdy tylko próbowała pocałować go na moich oczach, już wtedy wiedziałam ze skończy się to krzykiem, łzami i złamanymi tipsami. I to wcale nie moimi! W tamtym momencie, gdy skuta w kajdanki siedziałam na policyjnym krześle, czekając na jakieś zbawienie przysięgłym sobie, że nigdy więcej nie dam się pokonać tak zdradzieckiej emocji. I udawało mi się to, aż do tej chwili.

Powolnym krokiem, ciężko sunąć po podłodze stopami, jakby conajmniej ważyły tonę, szłam w kierunku swojego stolika. Już z tej odległości zdołałam usłyszeć chichoczącą dziewczynę, która chyba na dobre zapomniała o tym, że tak naprawdę była w pracy, a nie na jakiejś randce w ciemno.

— Już myślałam, że się tam utopiłaś. — Przeniosła na mnie swoje rozbawione tęczówki, a później uśmiechnęła się szeroko. Wcale nie cieszyła się z moje powrotu. Wredna małpa.

Zwężyłam oczy, skubiący skórkę paznokcia.

— Brie, mogłabyś? — spytałam i kiwnęłam lekko głową w stronę miejsca, przy którym siedziała za nim nie wyszłam.

Blondynka posłała mi jedynie delikatny uśmieszek i uciekła spojrzeniem na Nicolasa. Zaskoczona rozszerzyłam oczy, no bo cholera to było moje miejsce!

Również utkwiłam wzrok w chłopaku, który ledwo wyczuwalnie spiął się na poświęconą mu uwagę. Zerknął najpierw na słodko uśmiechniętą kelnerkę, a później spojrzenie zawiesił na mnie i wtedy jego wzrok odrobine się zmienił. Złagodniał.

Wpatrywaliśmy się w siebie, a żadne z nas nie spuszczało wzroku nawet na chwile. W tym momencie prowadziliśmy jakaś niemą rozmowę, stworzyliśmy jakąś nić, która umacniała się z każdą kolejną sekundą.

Usłyszałam ciche sapnięcie Brie, a później widziałam jedynie jak ta szybkim ruchem łapie Nicolasa za szczękę i odwraca jego głowę w swoją stronę.

Przewróciłam oczami, przypominając sobie, że przecież Brie Collins nienawidziła nie być w centrum uwagi. Im dłużej przebywałam teraz w jej towarzystwie tym szybciej dochodziłam do jednego, prostego wniosku.

Wcale nie żałowałam, że nasz kontakt urwał się szybciej niż zdążył się nawiązać. 

Kręcąc głową na boki, zajęłam w końcu wolne krzesło. 

Miętoliłam w dłoni serwetkę i co jakiś czas przeskakiwałam wzrokiem z dziewczyny na uśmiechniętego chłopaka, który mimo tego, że był wciągnięty w rozmowę z blondynką i tak ukradkiem spoglądał na moje miejsce.

Wraz z napływem kolejnej dawki irytacji i dziwnego ukłucia w sercu, przyszło coś jeszcze. Poczułam się w pewien sposób słaba. Nie mogłam zrozumieć tego, dlaczego akurat ten chłopak wywoływał we mnie tak różnorakie emocje i dlaczego serce było sprzeczne z rozumem. Nie mogłam pozwolić sobie na słabości. Musiałam być silna, tak jak obiecałam to sobie jakiś czas temu. Niestety Nicolas był właśnie taką słabością. On, jego czarne oczy, które skrywały wachlarz emocji i tajemnic oraz zabójczy, ale półmartwy uśmiech.

Zamrugałam szybciej, gdy poczułam w kieszeni wibracje telefonu. Uniosłam głowę, zauważając przy Brie dziewczynę ubraną w czarny fartuszek z tacką w dłoni, która energicznie coś jej tłumaczyła. Wzruszając lekko ramionami, wyciągnęłam telefon.

Dupek: Jesteś zazdrosna 

Natychmiast spojrzałam na pogrążonego w telefonie chłopaka, który nawet nie oderwał wzroku od ekranu. 

Nie odpisałam.

Dupek: Nie odpisałaś, a dobrze wiem, że widziałaś

Głosiła treść następnej wiadomości, po której moje już uniesione brwi wystrzeliły bardziej w górę. I co ja miałam niby zrobić? Nie ważne co bym odpisała, on i tak upierałby się przy swoim.

Ja: Nie jestem zazdrosna.

Dupek: Jesteś

Zacisnęłam szczękę, ściskając w dłoniach mocniej telefon.

Kątem oka dostrzegłam jak na usta chłopaka wpływa arogancki uśmiech, gdy kiwał w moją stronę głową. Niemal od razu pokręciłam przecząco głową i zwężając powieki, patrzyłam na to jak puszcza w moją stronę perskie oczko, a pózniej skupia swoją całą uwagę na blondynce.

— Brie, mogłabyś powiedzieć jak się poznałyście? — zwrócił się do dziewczyny, która jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki się ożywiła. — Nadal nie mogę zrozumieć jak tak przemiła i sympatyczna dziewczyna znalazła wspólny język z taką... jędzą.

Spojrzał szybko w moją stronę i skupiając się na tym jak gwałtownie odłożyłam telefon na stolik, jego uśmiech się poszerzył.

Nienawidziłam tej historii. A tym bardziej jak Brie opowiadała ją z takim sukowatym uśmieszkiem na twarzy.

— O boże jakie to były czasy! — uniosła się rozanielona. — Cataleya wtedy nosiła jeszcze kolczyk w wardze, a jej włosy przypominały istne wymiociny jednorożca, ale wracając do samego spotkania... Z tego co pamietam, było to na jednej z imprez organizowanych przez studentów, na którą jakimś cudem udało mi się dostać. Nie to co Cat, ona to miała u nich zieloną kartkę, bo kręciła z jednym z ich paczki, prawda? Jak on miał? David? — zwróciła się do mnie. 

Za każdym razem musiała wyciągać moje przelotne romanse, robiąc ze mnie jednocześnie tanią szmatę, jakbym to conajmniej ja próbowała przelecieć każdego napotkanego faceta.

Naprawdę poważnie zastanawiam się co ja miałam w głowie zadając się z tą dziewczyną. 

— Dastin — poprawiłam ją.

— Nie ważne. — Machnęła zbywająco dłonią. — Nikogo tam nie znałam, więc nie miałam pojęcia co mam ze sobą zrobić, aż do momentu, w którym nie zauważyłam Cataleyi. Totalnie zalanej w trupa i tańczącej na stole przed całą gromadą niewyżytych studentów.

Nie to było w tym wszystkim najgorsze.

— I to tyle? — zapytał Nick, posyłając mi pobłażliwe spojrzenie. 

Wyprostowałam się bardziej na krześle.

— No coś ty! — jej radosna tonacja głosu przyprawiła mnie o ból głowy. — Pózniej jak gdyby nigdy nic zdjęła z siebie wszystkie ciuchy i wskoczyła nago do basenu, a za nią wszyscy inni. Wtedy już wiedziałam, że się odgadamy.

No i miała racje. Dogadałyśmy się, ale tylko do momentu, aż musiałam przestać imprezować jak oszalała i dorosnąć.

— Wystarczy. —  Gwałtownie podniosłam się do góry. — Nie przyjechaliśmy tutaj na wspominki, prawda Nicolas? 

Nie przejmowałam się tym, że najprawdopodobniej mogło to wyglądać jak scena zazdrości, ani że zrobiłam nie mały szum w lokalu, po prostu zgranęłam swój telefon i wyszłam na zewnątrz.

Szłam prawie że pustą ulicą Denver starając się zapanować nad złością, która probowała się ze mnie uwolnić. Nie miałam pojęcia czy zdenerwowała mnie Brie, czy może to idiotyczne zachowanie Nicolasa, który specjalnie próbował doprowadzić mnie właśnie do takiego stanu. 

— Co to miało być? — dotarł do mnie jego głos, a sekundę pózniej zostałam odwrócona w drugą stronę.

Nicolas puścił mój łokieć i tą samą dłonią zaczesał włosy do tyłu. Jego klatka piersiową unosiła się szybciej, a usta ściśnięte miał w wąską linie.

— Szybkie zakończenie przemiłego spotkania — oznajmiłam przesłodzonym głosem, dokładnie takim samym jakim rozmawiała z nim moja była koleżanka. 

— Na moje była to, kurwa pieprzona scena zazdrości — powiedział sucho, zakładając ręce pod pierś. Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc czy był wściekły na co wskazywała jego kamienna twarz i delikatnie zaciśnięta szczęka, czy może usatysfakcjonowany o czym mogły świadczyć ledwo zauważalne tańczące ogniki w ciemnych tęczówkach. 

Nikt inny by z pewnością ich nie zauważył, ja natomiast w tych przerażająco pustych oczach, które przejawiały jedynie wściekłość, od niedawna dostrzegałam najmniejsze, najjaśniejsze przejawy innych emocji. Czemu tak było? Ponieważ jakiś czas temu patrząc w lustro widziałam dokładnie takie same oczy.

— To jesteś w błędzie — ucięłam i obróciłam się do niego plecami, chcąc iść dalej.

Nie zrobiłam nawet jednego kroku, a już zostałam pociągnięta i przyciśnięta do ściany pobliskiego budynku. Pisnęłam cicho, gdy moje plecy spotkały się z twardą cegłą. Uniosłam głowę napotykając twarde spojrzenie chłopaka, który stał bardzo blisko mnie, a jego dwie dłonie opierały się po obu stronach mojej głowy. Zaskoczonym spojrzeniem błądziłam po jego twarzy, której mimika w dalszym ciągu została niewzruszona. 

Nicolas przysunął się jeszcze bliżej, przez co klatką piersiową stykał się z moimi piersiami. Miałam nadzieje, że nie wyczuje jak przyspieszyła mi praca serca. Spuścił głowę by choć odrobinę dorównać mi wzrostem i przycisnął swoje czoło do mojego. Nie spuszczaliśmy z siebie wzroku, prowadząc walkę o dominacje. Nie chciałam się do tego przyznać, ale pod naciskiem jego spojrzenia, którym potrafił wywołać u mnie dreszcz, pomału się łamałam. W końcu odsunął się nieznacznie i zbliżył głowę do mojego prawego ucha.

— Byłaś zazdrosna — szepnął, a jego ciepły oddech uderzył w moją skórę, wywołując na niej ciarki. Pokręciłam ledwo zauważalnie głową. — Mów co chcesz, ale ja wiem swoje. — Wyprostował się, jednak chwile pózniej musnął wargami drugie ucho. — Wiedz tylko, że cholernie mi się to podoba.

Sekundę pózniej nie czułam jego obecności, unoszącej się klatki piersiowej i ciepłego oddechu, a widziałam tylko jak nigdzie się nie spiesząc maszerował z rękami w kieszeniach w stronę, w którą zmierzałam chwilę wcześniej.

Dlatego właśnie Niocolas Moore był moją słabością. Normalnie gdyby był to ktoś inny już dawno bym go odepchnęła, nawtykała kilka słów i odeszła nie obracając się za siebie. A z nim tak nie potrafiłam. Po prostu.


Idąc wzdłuż jednej z głównych ulic, ocierając się ramieniem o ciemnookiego, poczułam w pewien sposób nostalgie. Nie przejmowałam się tym, że chodziłam po mieście, które odcisnęło ogromne piętno w moim życiu. Nie zwracałam uwagi na obijających się o mnie ludzi, którzy biegali tylko w sobie znanym kierunku. Nie martwiłam się tym, że tuż obok mnie szedł chłopak, który sprawił, że od dłuższego czasu poczułam coś. Który od pierwszego spotkania zajął w mojej głowie specjalne miejsce, nie chcąc z niej ani na sekundę wyjść. Który powodował szybsze bicie serca, gdy tylko podnosił swój zimny wzrok. Ten pierwszy raz, od tak długiego czasu poczułam się błogo, a w moim umyśle zagościł spokój, o który tak długo walczyłam.

Jednak życie nauczyło mnie, że tak jak po każdej burzy wychodzi słońce, tak po każdym zabłyśnięciu promieni nadchodzi grzmot. 

Za mną był huragan, a dopiero teraz czekała mnie burza. Burza pełna błyskawic, deszczu, wiatru i niekontrolowanych uczuć.

W pewnej chwili przystanęłam w miejscu, wlepiając wzrok przed siebie.

— Co robisz? 

Przeniosłam spojrzenie na Nicolasa, który zatrzymał się dwa kroki przede mną z pytająco uniesionymi brwiami. 

— Musimy tam pójść — oznajmiłam, wskazując palcem na duży teren, który zajmowany był przez oświetlony park rozgrywki, do którego wchodziła masa ludzi. — Mam ochotę na popcorn z czekoladą. — Oblizałam usta, przypominając sobie ten nieziemski smak.

— Co w tym jest takiego niezwykłego? — spytał, wzruszając ramionami, jednak mimowolnie jego wzrok powędrował w stronę wejścia.

— Nigdy nie byłeś w wesołym miasteczku? — zapytałam zdziwiona, świdrując go spojrzeniem. 

Chłopak nieznacznie się zgarbił, przez co jego postawa wydawała się niechlujna. Zauważyłam jak ramion mu się napięły, a cały biceps się wyostrzył. Zaciskał pięści co jakiś czas rozluźniając je, by później ponownie je zwinąć. Twarz mu stężniała, oczy się zwężyły, a usta ścisnęły się w prostą linie.

— Nigdy nie jeździłeś na kolejce górskiej? Ani nie byłeś w pokój luster? — niepewnie przerwałam panującą między nami ciszę. Chodź wokół nas panował gwar i odgłos trąbiących samochodów, miałam wrażenie jakby jego zmiana nastroju spowodowała, że wszystko to ucichło.

— Nie i nie widzę w tym jakiegoś problemu — odpowiedział twardo i spojrzał mi prosto w oczy. Poczułam jak przez całe ciało przeszedł mnie chłodne mrowienie, gdy nie spuszczał ze mnie swoich tęczówek. Sprawiał wrażenie zdenerwowanego, choć tak naprawdę pod zasłoną szorstkości dostrzegłam błysk zawodu, który jednak tak jak szybko błysnął tak szybko zgasł.

— Pora to zmienić — oznajmiłam i niewiele myśląc pociągnęłam go za sobą w stronę oświetlonego wejścia. — Wesołe miasteczko zawsze potrafi rozbudzić we mnie wewnętrzne dziecko, wiesz? — gadałam jak najęta, dalej oplatając palcami jego nadgarstek. — Za każdym razem, gdy przyjeżdżali do miasta mama mnie do niego zabierała, a pózniej nie potrafiła z niego wyciągnąć.

— To świetnie — sarknął i spróbował wyrwać dłoń z mojego uścisku, jednak zacisnęłam palce jeszcze mocniej.

— O co ci chodzi? — Zmarszczyłam brwi na ton jego głosu.

— Nie musisz opowiadać mi swoich życiowych historii. Nie interesują mnie one, Cataleya — powiedział ostro i natychmiast zatrzymał się w miejscu, skutecznie wyrywając swoją rękę. — Super, że miałaś świetne dzieciństwo, jednak moje było znacznie inne.

— Nic nie wiesz o moim dzieciństwie — westchnęłam, przystając w miejscu i łapiąc palcami za nasadę nosa.

— Ty o moim również, a jednak próbujesz naprawić jakąś jego część. Nie prosiłem cię o to, ani nie mam zamiaru prosić. — Jeszcze mocniej zacisnął szczękę, a ja momentalnie poczułam intensywne spojrzenie na tyle głowy.

Wzdychając z irytacją odwróciłam się w jego stronę. Znudzonym wzrokiem przeskakiwałam po całej jego twarzy, niemal od razu dostrzegając przemykający na niej cień zdziwienia. Przygotowany był na krzyk, wyzwiska i awanturę. Jednak dzisiaj nie to było moim celem. Dusiłam w sobie chęć wygarnięcia mu prosto w twarz co o tym wszystkim myślałam na rzecz tego, by choć raz poczuł się... inaczej. Po ujrzeniu namiastki smutku w jego oczach domyśliłam się, że z jakieś powodu cierpiał, ale pod żadnym pozorem nie chciał się do tego przyznać. 

Dopiero teraz zaczynałam rozumieć, że tak naprawdę nie wiedziałam kompletnie nic o Nicolasie. Przy tych wszystkich momentach, w których ukazywałam cząstkę siebie i liczyłam na to, że on zrobi to samo, by choć odrobinę odkryć jego historię... on się wycofywał. 

— Skończyłeś już?

Widziałam jak otwierał usta, a z oczu ciskał we mnie gromami, ale zanim zdążył zrobić cokolwiek, ponownie chwyciłam jego nadgarstek i szybko pociągnęłam do środka.

W momencie wejścia na teren lunaparku, rozglądając się energicznie dookoła, napawając się jednocześnie widokiem dzieciństwa, poczułam rozlewające się po organizmie ciepło. Byłam tak pochłonięta obserwowaniem budek z przeróżnymi konkursami, wysokich kolejek, że nieświadomie puściłam rękę chłopaka, od razu przyciskając obie dłonie do ust, by zahamować głośne westchnięcie. Nie miałam jednak nawet szansy, by to zrobić, ponieważ Nicolas jak z automatu pociągnął moją dłoń w dół, splatając nasze palce.

Spojrzałam pierw na nasze złączone dłonie, a pózniej na jego kamienną twarz. Nie spojrzał na mnie. Cały ten czas wzrok utkwiony miał przed sobą, marszcząc brwi, jakby nad czymś usilnie myślał.

Dzisiaj obydwoje zachowywaliśmy się jak nie my.

— Gdzie chciałbyś pójść? 

— Ja... chyba... — mruknął, zawieszając się co jakiś czas. Wolną ręką przeczesał nerwowo włosy, po czym głośno odchrząknął. — Nie wiem, kurwa, rób co chcesz.

Pokręciłam głową nie ukrywając uśmiechu. Bawiło mnie to, że w jednej sekundzie z bezbronnego, nieświadomego chłopca potrafił stać się tym samym bezdusznym, obojętnym na wszystko mężczyzną. Nie chciał przyznać się do tego, że to był w pewnym sensie jego pierwszy raz. 

— Chodźmy tam. — Wskazałam palcem na wysoką atrakcje, pod którą zbierała się długa kolejka. — Jak nie pójdziemy teraz, to możemy pózniej już nie dać rady.

Szliśmy pomału w kierunku diabelskiego młyna, gdy brunet dopiero powiódł wzrokiem za moim palcem. Gwałtownie stanął w miejscu, pociągając mnie mocna za sobą.

— Nie ma nawet takiej mowy. — Pokręcił głową. Całe jego ciało na nowo się spięło. — Nie wciśniesz mnie na to diabelstwo. Co to to nie.

— Jesteś cipą, Moore? — spytałam podejrzliwie. Najlepszą taktyką na tego chłopaka, było to, by nadszarpnąć jego odrobinę wybujałe ego.

— Nie jestem, kurwa, cipą, Gonzalez — powiedział przez zaciśnięte zęby, piorunując mnie spojrzeniem. Zaśmiałam się teatralnie. — Powinnaś dobrze o tym wiedzieć — mruknął mi do ucha, a jego ton zmienił się diametralnie. 

Doskonale wiedziałam do czego pije, przez co włoski na karku strzeliły mi dęba, a serce niebezpiecznie przyśpieszyło swoją pracę. Naprawdę wystarczyło tylko nawiązanie do naszej nocy, bym przestała racjonalnie myśleć?

— Udowodnij, że nią nie jesteś. — Spojrzałam na niego przez ramię, po tym jak ruszyłam w stronę kolejki, zostawiając go w tyle. — Czekam w kolejce.

Po tych słowach jak gdyby nigdy nic, kontynuowałam marsz. Nie musiałam odwracać się, by wiedzieć, że szedł za mną. Jego ciche przekleństwa i uczycie świdrującego spojrzenia na plecach, utwierdzało mnie, że był tuż krok za mną.

Po dziesięciu długich, pełnych narzekać chłopaka minutach w końcu usadowiliśmy się w wagoniku. Skinęłam lekko do starszego mężczyzny, który zamknął za nami metalowe drzwiczki. Gdy ruszyliśmy w górę zauważyłam jak Nicolas mocno zaciska palce na srebrnej barierce. Przymknął powieki i zacisnął zęby, powodując zaostrzenie się szczęki. 

— Masz lęk wysokości? — odezwałam się cicho. Moje pytanie przez krótką chwilę zawisło w powietrzu. 

— Nie, ja po prostu... — urwał w połowie, wypuszczając głośno powietrze. W dalszym ciągu miał zamknięte oczy. — Lubie czuć grunt pod nogami. Czuć się stabilnie, stąpać twardo po ziemi i mieć kontrolę.

Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc do końca czy nawiązywał do całego swojego życia, czy raczej do aktualnej sytuacji.

— Czasami dobrze jest, oderwać się od podłoża i puścić hamulce — powiedziałam, wiercąc się cicho. Mimo, że siedzielismy naprzeciwko siebie, w dalszym ciągu czułam ciepło jego ciała.

— Nie kiedy, od zawsze wszystko leży w twoich rękach, a ty musisz planować każdy swój ruch. Kiedy na twoich barkach spoczywa wielki obowiązek, a ty czujesz się jak w klatce, chcąc się uwolnić, ale jednocześnie nie znając niczego innego niż życie, którym żyłeś do tej pory.

Pierwszy raz Nicolas się przede mną otworzył. Być może nie bezpośrednio i ze szczegółami, ale liczył się sam fakt, że ukazał mi namiastkę siebie. 

Dzisiejszego dnia obydwoje zrobiliśmy krok do przodu, nie myśląc o konsekwencjach.

Otworzył powoli oczy, niemal od razu natrafiając na moje tęczówki. Jego spojrzenie znowu stało się ciemne i przepełnione bolesną pustką. Nie spoglądał nigdzie indziej niż na moją twarz, w której wywiercał dziurę. Przysunęłam się do niego, stykając się swoim kolanem z jego.

— Spójrz. 

Chwyciłam dłońmi jego twarz i odwróciłam ją w bok, by spojrzał na rozciągający się przed nami krajobraz. Słońce schodziło coraz niżej, zostawiajac za sobą pełne kolorów niebo i odbijając się od wysokich, szklanych budynków. Mieliśmy widok na całe centrum, które teraz było praktycznie na wyciągnięcie ręki.

— Poczuj choć raz, że robisz coś dla ciebie.

W jego spojrzeniu dostrzegłam cień zdumienie i ekscytacji, jednak szybko zostało to wszystko zasłonięte przeraźliwą ciemnością zatopioną w morzu obojętności. Nie miałam pojęcia jaka była jego historia, ale z pewnością nie należała ona do kolorowych. Nie dawało mi to spokoju, od rozmowy z Bunią, a dzisiejsza sytuacja mnie jedynie w tym utwierdziła. 

Chciałam odkryć wszystkie rysy i pęknięcia na szkle, które otaczało serce Nicolasa. Chciałam zrobić to co on nieświadomie zrobił dla mnie. Nicolas Moore jest aroganckim dupkiem i w większości działa mi na nerwy, ale pozwolił mi przez chwilę zapomnieć. 

Jednak chwile są ulotne i znikają niczym garść piasku rzucona w dal.

— Nie mogę tego zrobić — odparł sztywno i puścił barierkę, łapiąc tą samą dłonią mój policzek.

Chciałam się jeszcze odezwać, ale w tym samym czasie kolejka stanęła, a Nicolas jak tylko drzwiczki się otworzyły, wyleciał z wagoniku jak poparzony. 

— A może pójdziemy do tych budek z nagrodami? Mogę dla ciebie wygrać nawet jakiegoś pluszaka — zagadnął, gdy stanęłam obok ławki, na której zdążył usiąść. Wyszczerzył zęby w swoim firmowym uśmiechu. Zachowywał się dokładnie tak, jakby wcale tamtej rozmowy nie było.

Krok w przód, dwa w tył.

— A może to ja tobie wygram maskotkę? — zapytałam, zadziornie się uśmiechając.

— Nie wydaje mi się, żebyś była lepsza... — uciął, sunąc oceniającym spojrzeniem po całej mojej sylwetce —... ode mnie.

— W takim razie przekonajmy się. — Zacisnęłam usta w prostą linie. — Ten kto wygra, pyta przegranego o co tylko chce, a ten nie może skłamać.

— Stoi, księżniczko.

Już miałam zrobić krok do przodu, gdy po kręgosłupie przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Włosy na całym ciele stanęły na baczność, a cały żołądek zrobić fikołka. Poczułam czyjś intensywny wzrok wypalający bolesną dziurę w moich plecach. Odwróciłam się szybko, próbując wyłapać coś podejrzanego w tłumie pełnym ludzi, ale z marnym skutkiem. Jednak wrażenie bycia bacznie obserwowaną, nie ustępowało.

— Nicolas — szepnęłam, patrząc na niego rozbieganym spojrzeniem — też masz wrażenie, jakby ktoś nas obserwował?

— Wydaje ci się — warknął, z prędkością światła podnosząc się na proste nogi. Napotkałam jego zdenerwowane tęczówki i nie minęła nawet chwila, a już zostałam pociągnięta w stronę pierwszego namiotu. — Nie dramatyzuj tylko skup się, by zapewnić mi trochę rywalizacji. Nie mam zamiaru wygrać bez wysiłku.

Jego tekst i lekceważący ton, od razu pobudził mnie do tego stopnia, że odepchnęłam od siebie niepokój, zastępując go chęcią zmiażdżenia jego za dużego mniemania o sobie.

— Dwie piłki — brunet zwrócił się do młodej dziewczyny, która była w trakcie przeglądania telefonu.

Oparłam dłonie na drewnianej ladzie i przyjrzałam się trzem zbudowanych z sześciu kubeczków piramid, za którymi na kolorowej ściance wisiały różnej wielkości nagrody.

— Macie po trzy próby — powiedziała od niechcenia rudowłosa, podając nam po trzy baseballowe piłki. — Ten, którem uda się zrzucić wszystkie kubki wygrywa nagrodę. — Puściła balon z różowej gumy do żucia. — Ty sobie z pewnością poradzisz. — Mrugnęła flirciarsko do stojącego obok chłopaka.

— Damy przodem. — Machnął ręką i oparł się biodrem o ścianę stoiska. Z twarzy nie schodził mu pewny siebie uśmieszek.

Obróciłam w dłoni piłeczkę i ustawiłam się na wprost jednej z piramid. Wytężyłam wzrok, skupiając się jak najmocniej potrafiłam na tym, by w ogóle doleciała ona na drugą stronę. Uniosłam dłoń i zamykając jedno oko, rzuciłam piłkę przed siebie. Wyrwało mi się ciche westchnięcie, gdy ta zbiła jedynie dwa pierwsze kubki. 

To samo zrobiłam z drugą piłką, którą nie udało mi się trafić w żaden kubek, zostawiając na desce cztery ostatnie. Skrzywiłam się na głośne prychnięcie po swojej lewej stronie. 

— Kurwa — syknęłam, gdy ostania moja nadzieje przeleciała centralnie obok plastiku i odbiła się mocno od ścianki.

Nigdy nie byłam dobra w czymś takim.

Nicolas z uformowanym zwycięskim uśmiechem odepchnął mnie lekko do tyłu, zajmując tym samym to samo miejsce co ja chwile wcześniej. Nie byłam zdziwiona, gdy z łatwością udało mu się rzucić pierwszą piłkę i zbić trzy plastiki. Przy drugim rzucie ściągnął brwi, przybierając na twarzy najwyższe skupienie. Uniósł rękę przymierzając się do rzutu, a napięte mięśnie na ramieniu jeszcze bardziej uwydatniły się pod cienkim materiałem koszulki. Przełknęłam ciężko ślinę, gdy materiał zakrywający jego tors podjechał niebezpiecznie do góry, odkrywając wyrzeźbiony brzuch i wycięcie w kształcie V na biodrach.

— Tak to się robi, Gonzalez — odparł pewny siebie. Zacisnęłam z frustracji pięści, gdy z jego brzucha przeniosłam wzrok na szyderczy uśmiech.

— Czyli chcesz mi powiedzieć, że nigdy nie robiłeś żadnej z tych rzeczy, które tutaj ci pokazałam, tak? — spytałam, zakładając ręce pod piersi. 

Spojrzał na mnie kątem oka.

— Myślałem, że już doszliśmy do tego wniosku — odpowiedział zbity z tropu i raz jeszcze przymierzył się do rzutu. 

Czekałam tylko na odpowiedni moment.

— To w sumie tak jakbym cie rozdziewiczyła.

Otępiały i pod wpływem impulsu wyrzucił niechlujnie z dłoni piłkę, która tak jak moja odbiła się głucho od drewna. Wyszczerzyłam zęby w zadowolonym uśmiechu.

— Niezła zagrywka. Jestem pod wrażeniem — Pokiwał głową z uznaniem. — Chodź było to strasznie dziecinne. Od samego początku wiedziałem, że nie potrafisz przegrywać.

Dałam mu kuksańca w ramię. 

Usiedliśmy na tej samej ławce co wcześniej, a ja dopiero teraz zauważyłam, że na dworze panował praktycznie półmrok. Słońce już praktycznie całe schowało się za kotarą miasta, a barwne niebo zastąpione zostało jasnym odcieniem granatu. Uniosłam głowę do góry, spoglądając w błyszczące gwiazdy, które tworzyły swoje konstelacje.

— Co będziesz robić, gdy się rozdzielimy? 

Spojrzałam szybko na chłopaka, którego wzrok utkwiony był w moim prawym profilu. Zmarszczyłam brwi.

— Przyjechałem tu, żeby coś załatwić. Samemu — wyjaśnił, gdy patrzyłam na niego przez chwilę z zapytaniem w oczach.

— Zajrzę pewnie na chwilę do domu — westchnęłam, krzywiąc się na dźwięk własnej pustej tonacji głosu spowodowanej samym wspomnieniem tego miejsca.

Po raz drugi niespodziewanie pojawiło się uczucie niepokoju i przeszywający dreszcz całego ciała. To zdecydowanie nie mógł być przypadek. Zwinęłam dłonie w pięści, wbijając boleśnie w wnętrze dłoni paznokcie. Po plecach przeleciał mi zimny pot, gdy rozglądając się we wszystkie strony zauważyłam w oddali zakapturzonego postawnego mężczyznę, który bezceremonialnie przyglądał się naszej dwójce. 

Poderwałam się gwałtownie do góry i pociągając za rękę Nicolasa prawie, że biegłam do wyjścia.

— Co ty robisz, Cataleya? 

Zatrzymał się w miejscu, przez co zmuszona byłam zrobić to samo. Posłał mi pytające, ale i zarazem zaniepokojone spojrzenie.

— Ktoś nas obserwuje, Nicolas — szepnęłam coraz bardziej przerażona. Rozbieganym wzrokiem skanowałam całe otoczenie na niczym nie zatrzymując dłużej spojrzenia. Ręce niemiłosierni mi się pociły, a serce galopowało z taką prędkością, że bałam się, że zaraz wyskoczy mi z piersi. — Widziałam jakiegoś mężczyznę.

— Przestaniesz chociaż raz histeryzować? — zapytał poirytowany, odgarniając niesforne włosy do tyłu. Jego spojrzenie się zmieniło. Ulotniło się zaniepokojenie, a na jej miejsce dostała się irytacja i zdenerwowanie. — Przestań zachować się jak wariatka.

— Nie uroiłam sobie tego! — uniosłam głos, czując jak ciśnienie skakało do góry. — Dlaczego nie możesz mi uwierzyć? Po tej całej dzisiejszej rozmowie, w której się otworzyłeś?

— O czym ty mówisz? — prychnął, a jego lekceważący ton sprawił, że cofnęłam się do tyłu. — Nie otworzyłem się przed tobą. — Pokręcił głową z chamskim wyrazem twarzy. 

— Jak to nie? Przecież rozmawialiśmy! — zazgrzytałam zębami, nie mogąc dopuścić do siebie, że znowu zachowywał się jak najgorszy dupek. Miałam tego serdecznie dość.

— Nie powiedziałem ci nic konkretnego.

— Dlaczego znowu zachowujesz się jak skończony dupek? — zapytałam wściekła. — Dlaczego, gdy mam wrażenie, że idziemy do przodu ty zawsze musisz cofać się do tyłu! Ja się przed tobą otworzyłam, a ty zawsze przed tym uciekasz. Aż tak bardzo paskudny jesteś? Czy może, aż tak bardzo się boisz?

— Niczego się nie boje — westchnął podirytowany. — Już ci kiedyś mówiłem, że powinnaś trzymać się ode mnie z daleka — powiedział i spojrzał na mnie beznamiętnie. — Nie mówię ci o swoim życiu, bo nie czuje takiej potrzeby. 

Zacisnęłam wściekle szczękę i mrużąc oczy po raz ostatni przejechałam wzrokiem po jego wyluzowanej postawie. Odwróciłam się napięcie i wlepiając wzrok w ziemie, biegiem ruszyłam do wyjścia.

— Gdzie, kurwa idziesz? 

— Z dala od ciebie, dupku.

Nie przejmowałam się tym, że co chwilę wpadałam na kogoś. Po prostu szłam przed siebie, nie odwracając się do tyłu, choć miałam niezmierną ochotę, by na niego spojrzeć.

Docierało do mnie, że to był tylko jego mechanizm obronny. Nie pozwał nikomu się do siebie zbliżyć, dlatego, że gdy tracił grunt pod nogami zachowywał się jak najgorsza świnia. Nie miałam pojęcia co takiego miał w sobie ten chłopka, że tak trudno było mi wypędzić go z głowy. Emocje, zachowania i sytuacje, które mi dostarczał były złe. On sam był ucieleśnieniem zła. Tylko, że mnie zawsze ciągnęło do tego co zakazane, nieodpowiednie i niewłaściwe. Sama nie byłam święta. Oboje byliśmy destrukcyjni.



Zmarzniętymi palcami przekręciłam klucz w zamku, który wydobył z siebie cichy szczęk. Pchnęłam drewniane drzwi i niepewnie weszłam do ciemnego korytarza. Przymknęłam oczy, gdy na progu poczułam znajomy zapach tarty wiśniowej, której woń zniknęła wraz z uchyleniem powiek. Wypuściłam pęk kluczy z dłoni, które z głuchym trzaskiem uderzyły o kafelki. Było na tyle ciemno, że po omacku dotarłam do głównego pokoju w domu, który kiedyś tryskał życiem. Zapaliłam niewielką lampkę, która wystarczajaco oświetliła pomieszczenie.

Przejechałam wzrokiem po meblach przykrytych białymi prześcieradłami, na których zdążył osądzić się już kurz. Powędrowałam spojrzeniem na schody, które prowadziły na piętro. Poczułam ucisk w sercu i chęć zajrzenia do każdego pomieszczenia, jednak nie mogłam przemóc się do zrobienia choćby jednego kroku. Nie potrafiłam ujrzeć tego co straciłam.

Podeszłam do przykrytej komody, na której stała zakurzona ramka, ze zdjęciem najwspanialszej kobiety pod słońcem. Przejechałam po fotografii palcem, ścierając brud i patrząc na uśmiechniętą twarz matki.

Wszystko zostało w tym domu. Wspomnienia. Pamiątki. Szczęście. I moje serce.

— Widzę, że powrót na stare śmieci nie służy? 

Wypuściłam z rąk ramkę, której szkło rozbiło się w drobny mak po spotkaniu z podłogą. Stanęłam jak wryta, bojąc się odwrócić. Miałam świadomość tego co mogło mnie spotkać. Starałam się opanować rozszalałe serce i nie równy oddech.

— No odwróć się do nas, Cataleya — odezwał się ponownie, a donośny baryton odbił się od głuchej ciszy. — Nie wstydź się starych kolegów.

Zrobiłam to o co prosił, więc już chwilę pózniej stałam twarzą w twarz z barczystym mężczyzną o ciemniejszej karnacji, którego pełne usta wykrzywione zostały w złowrogim uśmiechu oraz niższym o półgłowy Azjatą o mocno skośnych oczach, którego oliwkowa cera wyróżniała się na tle czarnych ubrań. Przełknęłam głośno ślinę. Tłumiąc uczucie strachu pozwoliłam sobie na rozluźnienie spiętej sylwetki i posłanie w ich stronę pewnego siebie uśmiechu. 

Pierwsza zasada.

Nigdy nie okazuj strachu. A tym bardziej, gdy wiesz, że jesteś na przegranej pozycji.

— Jednak nie straciłaś swojego wigoru — zaśmiał się skośnooki. 

Krew zawrzała mi w żyłach, gdy pomieszczenie wypełniło się ich szyderczym śmiechem.

— A ja dalej widzę, że Szef ma tendencje do zatrudniania głupich, bez żadnej szarej komórki osiłków — sapnęłam z udawanym przejęciem.

Obaj mężczyźni przestali się śmiać i spojrzeli na siebie zaskoczeni, ale w dalszym ciągu nie pozwolili na to, by z ich ust znikł niebezpieczny uśmiech.

— Jesteś na przegranej pozycji, a mimo to dalej szczekasz jak mały upierdliwy piesek — warknął ciemnoskóry i zrobił duży krok w moją stronę. — Szkoda, że On nie miał takiego ciętego języczka, prawda Lionel? — zwrócił się do swojego kolegi. — Może skończyłby trochę inaczej.

To było jak dolanie oliwy do ognia. Nie wiele myśląc zwinęłam boleśnie dłoń w pięść i nie wąchając się ani sekundy dłużej wymierzyłam mocny cios w szczękę wyższego mężczyzny. Zaskoczony złapał się za siniejące miejsce i zatoczył się delikatnie do tyłu.

Druga zasada.

Działaj póki nikt się tego nie spodziewa.

— A mogło skończyć się po dobroci — mruknął, wypluwając krew. 

Doskoczył do mnie w ułamku sekundy i jednym sprawnym ruchem popchnął na ziemie, dokładnie w to samo miejsce, gdzie leżało rozbite szkło. Odłamki boleśnie wbiły się w moje dłonie i plecy, a głowa niebezpiecznie mocno uderzyła o twardą posadzkę. Syknęłam cicho patrząc na krwawiące dłonie i podpierając się na łokciach, starałam się z powrotem podnieść do góry. Jednak nie zdążyłam zrobić dosłownie nic, ponieważ drugi facet pchnął mnie stopą ponownie na ziemie i mocno wcisnął buta w moje ramię. 

— Nadal jest ci do śmiechu? — syknął jeden z nich i kucnął przede mną, gdy jego kolega podtrzymywał mnie w dalszym ciągu obuwiem. Szarpnęłam się gwałtownie, przez co docisnął mnie mocniej. — Może grzecznie nas przeprosisz?

— Możesz sobie pomarzyć, kutasie — warknęłam i z całych sił kopnęłam go w kolano, przez co upadł na ziemie twarzą prosto w podłogę.

Nie musiałam czekać długo. Już po chwili wściekły dał sygnał koledze, który puścił moje ramię, ale zamiast tego schylił się i łapiąc w pięść materiał mojej koszulki, podniósł moje wiotkie ciało do góry, po czym z całej siły uderzył mną o ziemie. Poczułam jak wszystko dookoła zaczynało wirować, a w uszach słyszałam nieznośne piszczenie. Oczy zaszły łzami, gdy pulsacja w głowie stawała się nie do zniesienia.

Złapałam się za ciążącą głowę, mając nadzieje, że dali już sobie spokój. Myliłam się. Lionel ponownie uniósł mnie do góry, a ja zauważyłam przez załzawione oczy jak unosi zaciśniętą pięść, a pózniej poczułam jedynie przeszywający ból całej twarzy.

— Następnym razem staraj się trzymać cięty języczek za zębami — syknął. Jego głos podrażnił mi uszy, przez co przymknęłam powieki. — A to tak ode mnie — po tych słowach poczułam dwa mocne kopnięcia w brzuch, za który jak najszybciej się złapałam.

Nie poruszyłam się dopóki nie usłyszałam trzasku drzwi. 

— Mamo — szepnęłam, łapiąc za zdjęcie, które leżało pomiędzy resztkami szkła. 

Przycisnęłam do piersi fotografię i skuliłam się w kłębek, odczuwając przeszywający ból z każdym kolejnym oddechem. W dalszym ciągu piszczało mi w uszach, prawy policzek boleśnie pulsował, a pole widzenia rozmazywało się przez słone łzy, zbierające się w kącikach oczu.

Słysząc kolejne skrzypnięcie drzwi, skuliłam się jeszcze bardziej. Słyszałam kroki, które były coraz bliżej i przygotowałam się na najgorsze.

— Kurwa mać — dotarło do mnie ciche przeklnięcie, a znajomy głos wypełnił pogrążone w ciszy pomieszczenie. — Kurwa. — Poczułam jak duże, ciepłe dłonie oplatają moje ramiona i delikatnie odwracają całe bezwładne ciało w drugą stronę. — Spójrz na mnie. Cataleya.

Nie miałam siły otworzyć oczu, ale słysząc jego błagalny głos, uchyliłam wolno powieki, starajac się cokolwiek ujrzeć.

— Kurwa mać.  — Wplątał dłonie w włosy, za które mocno szarpnął — Kurwa.

— Przestań, tyle bluźnić — szepnęłam cicho, mając nadzieje, że mnie usłyszy. Z każdą sekundą coraz mocniejszy ból wypełniał mój organizm. — Po prostu zabierz mnie stąd Nicolas.

Trzecia, ostatnia zasada.

Nigdy o nic nie błagaj.

No chyba, że twoim kołem ratunkowym jest przyciskający cie do swojej klatki piersiowej chłopak, którego strach w oczach jest na tyle namacalny, że odsłania jego zapomniane oblicze. Te kruche, zranione i wyniszczone.



Continue Reading

You'll Also Like

17.5K 489 19
Madison Reily~18-letnia dziewczyna, która właśnie skończyła liceum, postanawia się wyprowadzić od swoich nadopiekuńczych rodziców, do swojego starsze...
247K 4K 25
Wystarczyła drobna chwila nieuwagi z jej strony, aby chłopak, którego prawie w ogóle nie znała, w krótkim czasie stał się dla niej ważny • Pierwsza c...
623K 17K 56
,,𝐏𝐫𝐚𝐰𝐝𝐚̨ 𝐛𝐲ł𝐨 𝐭𝐨, 𝐳̇𝐞 𝐛𝐲𝐥𝐢𝐬́𝐦𝐲 𝐣𝐚𝐤 𝐝𝐰𝐢𝐞 𝐳𝐚𝐠𝐮𝐛𝐢𝐨𝐧𝐞 𝐝𝐮𝐬𝐳𝐞. 𝐃𝐰𝐢𝐞 𝐳𝐚𝐠𝐮𝐛𝐢𝐨𝐧𝐞 𝐝𝐮𝐬𝐳𝐞 𝐬𝐳𝐮𝐤𝐚�...
70.9K 3.2K 34
Cześć! To moja kolejna praca o tej tematyce. Tym razem Hailie ma 12 lat. Na początku książki Shane i Tony mają 16 lat; Dylan 17 lat; Will 24 lata; V...