Niewidzialne szczęście

By szklane-pluca

237 56 15

- Zapomnij, proszę tak będzie lepiej. Zapomnij o mnie. - powiedział. - Skoro jesteśmy w takim miejscu, to zna... More

Prolog
Rozdział 1. Masz szczęście, że mam dobry humor, Wilson.
Rozdział 3. Tęsknię za Tobą moja piękna.

Rozdział 2. Już wtedy wiedziałem, że będziesz moja.

32 8 1
By szklane-pluca

Zastanawiające jest, o czym człowiek myśli w takiej chwili? Niektórym całe życie przelatuje przed oczami, inni myślą o śmierci. Ja myślałam o swoich bliskich. O mojej mamie. Mojej kochanej mamusi, która zawsze była taka wyrozumiała i dawała całe swoje serce, o tacie, który zawsze był moim oparciem, moim bracie, na którego mogłam zawsze liczyć, nawet jeśli kłóciliśmy się niemiłosiernie. O blondwłosej niewieście, którą kochałam całym swoim sercem i miałam w niej pełne oparcie, o Roni, która zawsze wiedziała, jak mi pomóc i o niezawodnym Dannym, który kurwa tak bardzo działa mi na nerwy ostatnio, a jest dla mnie, jak brat. Co jest w tym najgorsze?

Nie powiedziałam im, że ich kocham.

To jest jedyne, czego w tym momencie cholernie żałuję, ale chyba na tym polega życie. Nie znamy dnia i godziny, plan na nasze życie zna tylko Bóg. Tak cholernie się bałam.

Modliłam się, abym się obudziła zaraz w moim łóżku i okazało się to wszystko snem. Niestety tak się nie wydarzyło. Zostałam wypchnięta do samochodu, na głowie miałam worek, który został mi zdjęty. Chciałam wyjść z pojazdu, ale drzwi zostały zamknięte. Wzięłam głęboki wdech i chciałam krzyczeć, ale byłam już bezradna.

- Mówiłem, że się dziś zobaczymy Gabriello. - usłyszałam męski, bardzo niski głos.

Bałam się otworzyć oczy, ruszyć chociażby na milimetr. Byłam cała spięta i wręcz chciałam wtopić się w drzwi.

- Otwórz oczy. - nakazał, ale ja nie mogłam. - Proszę.

Powoli otworzyłam jedną powiekę, następnie drugą. Moim oczom ukazał się fotel pasażera przede mną i przyciemniane szyby wszędzie. Za kierownicą siedział kierowca, a za oknem zobaczyłam jeszcze jednego mężczyznę w średnim wieku, który stał obok auta.

- Spójrz na mnie. - nieprzyjemny dreszcz przeszedł po moim ciele, ale zrobiłam co nakazał. Bałam się i jedyne, co mogło mi pomóc to robienie to czego kazał.

Mężczyzna miał nie więcej niż 40 lat, jego brązowe włosy opadały mu na czoło. Brązowe oczy patrzyły wprost w moje brązowo-zielone. Był dobrze zbudowany, na sobie miał granatowy garnitur. Widziałam wszystko bardzo dobrze przez zapaloną lampkę.

- Tak bardzo nie mogłem doczekać się tego spotkania, nawet nie wiesz jak się cieszę.

- K-Kim jesteś? - wychrypiałam w końcu i poczułam suchość w gardle.

- Oh, gdzie moje maniery. Najmocniej cię przepraszam. Nazywam się Gavin Black.

- Możesz mi wytłumaczyć co ja tu robię? - odparłam. - Oraz po co ta karteczka i kwiaty?

- Gabriello, pierwszy raz zobaczyłem cię na balu. - spojrzałam na niego z zaciekawieniem i strachem jednocześnie. - Balu pożegnalnym byłego burmistrza, na którym byłaś z rodziną. Pamiętam do teraz twoją granatową sukienkę i to jak pięknie wyglądałaś. Już wtedy wiedziałem, że będziesz moja. - westchnął. - Od razu po powrocie z balu rozpocząłem poszukiwania. Nie trudne to było, jak wiadomo w tych czasach praktyce każda młoda osoba ma jakieś konta w social mediach.

Patrzyłam na niego niezidentyfikowanym wzrokiem, spodobałam się jakiemuś mężczyźnie, który był pewnie starszy od mojej mamy lub w jej wieku. W dodatku mam jebanego stalkera, no lepiej być nie mogło.

- Gabriello, naprawdę jesteś jeszcze piękniejsza z bliska niż z daleka, kiedy ci się przyglądałem. - złapał za mój podbródek, kiedy odwróciłam wzrok. Dotknął mojego policzka, a ja poczułam obrzydzenie, jakiego nie czułam jeszcze nigdy. Łzy napłynęły mi do oczu. - Jesteś taka piękna.

- Dlaczego ja? Zostaw mnie, proszę.

- Gabriello, nie mogę cię zostawić, w końcu udało mi się cię zdobyć i nie odpuszczę. Jesteś moja. - pierwsze łzy spłynęły po policzku. - Dobrze nie będę cię już dzisiaj zadręczał. - zdziwiłam się na jego słowa.

Czy on mnie wypuści i będę mogła iść do domu w spokoju?

- Posłuchaj mnie. - nie mówił już takim miłym głosem, jak wcześniej. Był to głos, który mówił stanowczo, że mam się go słuchać. - Jeśli ktokolwiek dowie się o naszej rozmowie - w ręce mężczyzny pojawił się nóż, którym zbliżył się do mojej twarzy. - Ucierpisz ty, twoja rodzina i twoi przyjaciele. - wyszeptał. - Przysięgam znajdę ich nawet na końcu świata, ale znajdę i zabiję. - przejechał nożem po moim obojczyku, cicho syknęłam. - A teraz adiós moja piękna.

Drzwi się otworzyły, a mężczyzna, który jeszcze chwilę wcześniej stał oparty o samochód wyciągnął mnie z niego. Sam po chwili wsiadł na miejsce pasażera i odjechali, a ja stałam tam i nie wiedziałam już co mam robić.

~~~

Gavin Black nie odzywał się od tego felernego wieczoru, który miał miejsce tydzień temu. Po całej sytuacji wróciłam do domu, ale nikomu nic nie powiedziałam. Tak jak mi nakazał, byłam cicho. Musiałam go słuchać, nie wyobrażam sobie, że mógłby zrobić krzywdę moim najbliższym. Może mi zrobić co chce, ale nie im. Oni na to nie zasługują.

A ty na nich.

Wzięłam z półki książkę, którą już dawno miałam przeczytać i położyłam się na łóżku. Włączyłam lampkę nocną i zatraciłam się w lekturze. Po jakimś czasie usłyszałam dźwięk sms i wzięłam telefon do ręki.

Nieznany: Wyjdź w to samo miejsce co ostatnio. Czekam na ciebie Gabriello. G.B.

O mój Boże.

Przeklęłam ślinę i wstałam z łóżka, ale moje nogi były jak z waty. Chciałabym żeby to był sen. Nałożyłam na siebie czarną, rozpinaną bluzę, bo było dosyć ciepło. Włożyłam telefon do tylnej kieszeni spodni i skierowałam się po schodach na dół.

- Kochanie, gdzie idziesz? - zapytała moja rodzicielka.

- Do Camili, na chwilę.

- Ok, pa słoneczko.

Ubrałam na nogi czarne trampki i popędziłam ulicą w stronę przystanku. Znowu stał tam czarny samochód, tym razem widziałam go lepiej w świetle dziennym.

Drzwi do samochodu otworzył mężczyzna, który ostatnio wpakował mnie tam siłą.

- Witaj moja piękna Gabriello.

- Coś konkretnego chciałeś? Widzę progres, bo tym razem nie zostałam wpakowana tu siłą. - prychnęłam.

- Bądź trochę milsza. - pokręcił głową. - Do rzeczy. Mam ważną sprawę.

- Zamieniam się w słuch.

- W sobotę idę na bankiet biznesowy, chciałbym żebyś poszła ze mną.

- Słucham? - wytrzeszczyłam oczy. - Chyba sobie żartujesz.

- Pamiętasz co ci ostatnio powiedziałem? Masz się słuchać, bo inaczej wiesz, jak to się skończy.

- Dobrze, o której ten bankiet? Co miałabym tam robić? Możesz mi cokolwiek powiedzieć?

- Kierowca przyjedzie po ciebie o 17, bankiet jest na 18:30, ale musimy cię jeszcze ładnie ubrać. Zajmą się tym najlepsze projektantki w mieście, masz być gwiazdą wieczoru. - całe szczęście, nie wiem, jak miałbym wytłumaczyć rodzicom dlaczego byłabym tak ubrana. - Bankiet będzie trwał maksymalnie trzy godziny, mamy się na nim śmiać, popić szampana i dobrze bawić. Będą tam sami ludzie z mojej branży, nie musisz się martwić, wszystko co jest na bankiecie zostaje na nim. Takie mamy zasady. Nie będzie nikogo kogo znasz.

Kiwnęłam głową na znak zrozumienia. Miałam tydzień na przemyślenie tego, może robię źle, ale chodzi tu o życie moich najbliższych. Nie zamierzam ich narażać. Dlatego zagram w tę grę, ale będę stanowcza, nie zamierzam być na jego posyłki, kiedy tylko będzie chciał. Owszem będę musiała uważać na słowa, ruchy, ale w końcu kiedyś to zakończymy. Taką mam nadzieję. A gra dopiero się rozpoczyna, Kości zostały rzucone.

Alea iacta est.

Trzeba robić dobrą minę do złej gry. Tu chodzi o życie mojej rodziny i przyjaciół, a to dla mnie jest najcenniejsze. Ich bezpieczeństwo.

- Kierowca będzie czekał na mnie tutaj?

- Tak. Zawiezie cię do mojej posiadłości, tam cię przygotują, a później pojedziemy na bankiet.

- Zostanę odwieziona do domu po?

- Oczywiście. A teraz przyjmij moje oficjalnie zaproszenie. - mężczyzna podał mi złotą kopertę, na którym było moje nazwisko. - Do zobaczenia Gabriella.

Wysiadłam z samochodu i udałam się w stronę domu. Wiem, każdy skarcił by mnie za to, co robię, ale robię to dla nich. Dla nich jestem w stanie zrobić wszystko, bo na to zasługują.

Weszłam do domu, a moja rodzicielka stanęła w progu.

- Co u Camili? - zapytała kładąc rękę na biodro.

- Pokłóciła się z Mattem i chciała pogadać, więc poszłam do niej, ale już wszystko w porządku.

- To dobrze, nie ma co się kłócić. Leć odpocznij.

Weszłam do pokoju, ściągnęłam bluzę i przewiesiłam ją przez krzesło. Patrzyłam na złotą kopertę, powoli ją otworzyłam, w środku znajdował się jasna kartka papieru, także gdzieniegdzie pozłacana.

Mam przyjemność zaprosić, Gabrielle Wilson na bankiet biznesowy, który odbędzie się w sobotę 17 kwietnia 2021 roku, o godzinie 18:30. Zabierz ze sobą koniecznie dobry humor i piękny uśmiech.
Gavin Black.

Wzdrygłam się na samą myśl o tym mężczyźnie i o tym jak bardzo mu się podobałam. Mam nadzieję, że na tym bankiecie poznam go trochę lepiej, chciałabym wiedzieć z kim mam doczynienia.

~~~

Cały tydzień minął dosyć spokojnie, Danny jak zwykle narzekał na babę od matmy, a Vera unikała biologii, jak ognia. Blondynka za to nie chodziła do szkoły, ze względu na przeziębienie, które ją złapało. Napisałam sprawdzian z biologii, z którego dostałam 4. Mój brat został dwa razy po lekcjach za swoje wybryki.

Szykowałam się właśnie do wyjścia, a dźwięk messengera w moim telefonie rozbrzmiał po pokoju.

Danny: Ja, ty, Vera impreza,.co ty na to?
Gabriella: Nie ma opcji Danny, nie dziś. Muszę pomóc mamie.
Danny: No dobrze.

Rodzicom powiedziałam, że idę na imprezę właśnie z Dannym i Verą, a sama udałam się w wyznaczone miejsce. Stał tam ten sam samochód, a obok niego kierowca, który otworzył mi drzwi. Wsiadłam do czarnego auta i odjechaliśmy. Całą drogę się nie odzywałam, kierowca tak samo za co byłam mu wdzięczna.

Wjechaliśmy na jakąś dzielnicę, w której były same drogie domy. Podjechaliśmy do wielkiej bramy, która zaczęła się otwierać. Podejrzewałam, że kierowca miał pilota, z którego otwierał bramę, ale nie zarejestrowałam tego. Po chwili zatrzymaliśmy się pod wielką, białą willą. Drzwi się otworzyły, więc wysiadłam z pojazdu i szczęka mi opadła, nie spodziewałam się, że można mieszkać, w tak pięknym i na pewno drogim miejscu. Obok mnie znajdowała się fontanna, na przeciw były schody, które prowadziły do posiadłości. Skierowaliśmy się tam z mężczyzną, który mnie przywiózł.

- Dzień dobry. Pan Black już na panienkę czeka w salonie. - skinęłam głową na słowa lokaja, który otworzył mi drzwi.

- Witaj Gabriello. Niestety nie mamy czasu na zwiedzanie jednej z moich posiadłości, ale będziesz miała jeszcze na to mnóstwo czasu.

- Nie sądzę.

- Chodź, zaprowadzę cię do garderoby.

Pokonaliśmy kolejne schody i mnóstwo korytarzy. Muszę przyznać, że posiadłość Gavina nie tylko z zewnątrz wygląda na dużą.

Po chwili znaleźliśmy się pod odpowiednimi drzwiami, mężczyzna otworzył mi je i mnie pożegnał, ponieważ sam chciał się przygotować na uroczystość.

- Ta będzie idealna. - odparła mała kobietka, która na oko miała 60 lat, a na szyi miała zawieszoną miarę. - Podoba ci się złotko?

- Jest piękna.

Sukienka była długa, trochę przylegająca i złota. Miała spory dekolt oraz wiązanie na plecach. Rozporek na nogę dodawał jej jeszcze większego uroku. Na nogach miałam złote wiązane szpilki. Makijaż został zrobiony przez jakąś kobietę, która także upięła mi moje długie brązowe włosy. Wyglądałam pięknie, ale wewnętrznie chciałam zniknąć.

- Moja piękna Gabriella. - spojrzałam w kierunku drzwi, gdzie stał już ubrany w drogi, garnitur mężczyzna. - Gotowa? - skinęłam głową, chciało mi się wymiotować.

Robisz to dla rodziny, pamiętaj.

Wyszliśmy z pomieszczenia i skierowaliśmy się do wyjścia. Obok fontanny stała czarna limuzyna, którą zapewne mieliśmy pojechać na bankiet.

- Dzień dobry panie Black, witam panno Wilson. - uśmiechnął się kierowca, który otworzył nam drzwi.

Dojechaliśmy w wyznaczone miejsce, gdzie przywitał nas ochroniarz. Nigdy tu nie byłam. Weszliśmy do pięknego beżowego korytarza, który miał na suficie duży żyrandol z brylantami. Weszliśmy do głównej sali, gdzie miał odbyć się bankiet. Sala była równie piękna co korytarz, po bokach znajdowały się długie stoły z przekąskami i napojami, na końcu pomieszczenia stała scena a na sali były porozstawiane okrągłe stoły.

Mężczyzna wystawił w moja stronę ramię, ale nie złapałam go i pokręciłam przecząco głową. Razem udaliśmy się do naszego stolika, przy którym siedziało już kilka osób.

- Witaj Gavin. - mężczyzna uścisnął dłoń Blacka. - To pewnie słynna Gabriella.

- Dzień dobry. - wymusiłam uśmiech i uścisnęłam dłoń mężczyzny.

- Ciao Gavin. Come va? - usłyszałam Włoszkę, która pojawiła się obok.

- Ciao Giulia, Francesco. Bene grazie. Ti presento Gabriella Wilson, purtroppo non parla italiano. - Gavin wskazał na mnie, w ja kiwnęłam głową w ich stronę. - Siadajmy.

Nagle obok znalazł się kelner z tacą pełną szampanów, przyjęłam jedną lampkę, to samo zrobiła reszta osób, która siedziała przy stole. Francesco odmówił, więc domyślam się, że albo prowadzi albo nie pije.

Bankiet rozpoczął się, kiedy wszyscy zaproszeni goście się pojawili. Na scenę wszedł siwy mężczyzna, który przedstawił się jako Paolo Parma. Przywitał wszystkich gości, a później kiwnął do Gavina, aby przyszedł do niego. Ja przeprosiłam wszystkich i udałam się do toalety, która znajdowała się na korytarzu.

Nagle ktoś pociągnął mnie za sobą za rękę w stronę ciemnego korytarza. Już miałam zacząć krzyczeć, ale zobaczyłam znajomą twarz.

- Co ty tu kurwa robisz?

- William pierdolony Davies? Nie wierzę.

- Odpowiedz mi na pytanie.

- Spędzam czas na bankiecie. - wzruszyłam ramionami, jeszcze jego mi tu brakowało, a Black mówił, że nikogo kto mnie zna nie będzie. Kurwa.

- Słucham? - prychnął. - Czy ty sobie zdajesz sprawę z tego gdzie jesteś i co to za bankiet?

- Bankiet biznesowy.

- No nie wierzę. - chłopak przewrócił oczami. - Z kim jesteś?

- A to już nie powinno cię interesować.

- No kurwa trzymajcie mnie. Laska skąd ty się urwałaś?

- Wiesz co? Ta rozmowa nie ma najmniejszego sensu, pozwól, że udam się z powrotem na salę. - powiedziałam, ale chłopak nie pozwolił mi odejść. - Puść mnie!

- Chodź na papierosa, coś ci wyjaśnię. - odparł i pociągnął mnie za sobą.

Poczułam lekki chłód, kiedy wyszliśmy na zewnątrz. Stanęliśmy obok wejścia i oboje wyciągnęliśmy papierosy.

- Posłuchaj mnie uważnie, to jest pierdolona mafia. Nie wiem skąd się tu wzięłaś, nigdy cię tu nie widziałem, a szef raczej nie przyjmuje nowych ludzi. Wypierdalaj stąd póki masz szansę.

- A ty co tu robisz w takim razie? - prychnęłam. - Bawisz się w Boga?

- To już nie powinno cię interesować. Ja próbuję ratować twoja skórę, bo taka dziewczyna, jak ty z dobrego domu i dobrej rodziny nie powinna się tu nigdy pojawić. Nie poradzisz sobie, jeśli nagle coś miałoby się stać.

- Śmieszny jesteś. Mam rozumieć, że tu pracujesz skoro to bankiet biznesowy?

- Kurwa, czy ty nie rozumiesz, że jeden zły ruch, słowo i jest po tobie?! Szef nie będzie patrzył na to kim jesteś, bo jesteś jedynie pionkiem na tym bankiecie. Z twoim temperamentem już widzę, jak odstrzela ci głowę.

Nagle drzwi się otworzyły, a w nich pojawił się Gavin. Popatrzył na nas ze zmarszczonymi brwiami i podszedł bliżej.

- Dzień dobry szefie. Przepraszam za koleżankę ona już idzie do domu, nie będzie przeszkadzać. Odwiozę ją.

- Davies uspokój się, bo to się skończy źle dla ciebie. - warknął. - Gabriello szukałem cię, reszta moich współpracowników chce cię poznać. - skinęłam głową na jego słowa, nie mam wyjścia, muszę grać w tę grę dla moich bliskich. - Znacie się z Williamem?

- Ze szkoły, ale tylko z widzenia. - odpowiedziałam i spojrzałam na czarnookiego, który był w ciężkim szoku.

Wyminęłam chłopaka i udałam się w stronę drzwi.

- Poczekam w środku Gavin. - uśmiechnęłam się.

Poczułam lekką satysfakcję z tego, że chłopak tak się zdziwił. Dobrze wiedziałam, że Gavin jest szefem włoskiej mafii, nie trudno było się domyślić. Właśnie dlatego grałam w tę jego grę, bo wiedziałem, że jeśli nie będę się zgadzać to zabije mnie i moją rodzinę, ale wiedziałam też, że skoro mu się podobam mam więcej do powiedzenia.

Poczułam ciepło mijając próg sali. Poczekałam przy wejściu na mężczyznę, który wszedł do środka chwilę po mnie.

- Przepraszam cię Gabriello, nie wiedziałem, że się znacie, a obiecałem ci, że nie będzie nikogo z twoich znajomych. - odparł. - Davies to mój najlepszy pracownik.

- Chodźmy już do twoich znajomych.

Wieczór minął stosunkowo szybko. Nie rozmawiałam już z Williamem, wymieniliśmy tylko kilka krótkich spojrzeń. O 22:15 wchodziłam już do domu w swoich ubraniach.

- Kochanie już jesteś? Co tak szybko? - zdziwił się mój tata.

- Nie chciałam zostawać dłużej, wolę spędzić ten wieczór z wami.

Za te kłamstwa wyląduje w piekle.

~~~

Znowu poniedziałek. Znowu jadę do szkoły samochodem i śpiewam przy tym piosenki z radia. Tym razem Tom nie jedzie ze mną, bo się przeziębił albo udaje. Obstawiam to drugie.

Stanęłam na wolnym miejscu parkingowym i wysiadłam z auta. Zapaliłam papierosa i rozejrzałam się po parkingu. Evans już jest, jej BMW stoi. Musiała już wejść do szkoły z Mattem.

Przed moimi oczami pojawił się czerwony samochód, na co przewróciłam oczami. Z piskiem opon zatrzymał się obok mnie, wysiadł z auta i wyminął je, aby znaleźć się obok mnie. Ubrany w czarne spodnie i wkładaną, czarną bluzę z kapturem, który miał na głowie. Nie widziałam jego twarzy, bo głowę miał spuszczoną w dół.

- Możesz mi kurwa wyjaśnić co to wczoraj było?!

- Nie muszę ci się tłumaczyć. - wzruszyłam ramionami.

- Nie? Popatrz co mi przez ciebie zrobili. - parsknął i ściągnął kaptur.

Twarz miał opuchniętą, a oko podbite. Warga i łuk brwiowy miały strupy.

- I to niby moja wina? - prychnęłam.

- Posłuchaj mnie kurwa. - znalazł się niebezpiecznie blisko mnie, aż poczułam jego mocne perfumy. - Kiedy szef dowiedział się, że się znamy dał mi po mordzie, a sam nie mogłem się bronić, bo to mój szef i by mnie zabił. Możesz mi wytłumaczyć co ty tam robiłaś?

- Mówiłam już. Nie muszę ci się tłumaczyć, złotko. Przeliterować? N-i-e m-u-s-z...

- Przestań. Mów o co tu chodzi.

- To ty przestań.

- Chcesz, żeby blondi się dowiedziała?

- Nie zrobisz tego. - zwęziłam złowrogo oczy.

- Matt wie co ja robię, więc prędzej czy później dowie się, że też tam pracujesz. Już widzę minę Evans, jak dowiaduje się, że kręcisz z szefem włoskiej mafii. - prychnął, a ja patrzyłam na niego w ciężkim szoku. - Dalej chcesz się bawić w pierdoloną księżniczkę, czy może zaczniesz ze mną współpracować?

- Dobra. - westchnęłam.

Wytłumaczyłam chłopakowi wszystko, co miało miejsce w ostatnim czasie od dnia, w którym wracałam od cioci Ann, kiedy zepsuł mi się samochód, do dnia bankietu.

- Dziwisz mi się? Robię to dla moich bliskich.

- Ok. Nie dziwię ci się. Nie mogłaś tak od razu? A nie grać w pierdolone gierki?

- Nikt o tym nie wie, chciałam załatwić to sama.

- Sama? - przewrócił oczami na moje słowa. - Czy ty siebie słyszysz? Ty, laska z dobrego domu, która nie zna życia ulicy i szef mafii. To się nie klei.

- Skoro już ja jestem z tobą szczera to może powiesz mi, co ty tam robisz?

- Pracuje, to powinno ci wystarczyć.

- Słucham? Ja ci opowiadam całą historię, co się wydarzyło, a ty masz to gdzieś? No, ale oczywiście czego można się spodziewać po pierdolonym Williamie.

- Dobra, ale kurwa jak piśniesz komukolwiek słowo to pamiętaj, że zabiją nas wszystkich, łącznie z twoją rodziną. - kiwnęłam głową. - Jestem dilerem, ale jest różnica pomiędzy dilerem osiedlowym, a dilerem mafii. - westchnął. - Muszę robić wszystko co mi każą, bo inaczej mnie zabiją. To nie jest pierwszy raz kiedy wyglądam tak jak teraz, bo kiedy jadę na akcje to ci bogaci biznesmeni, czy ludzie z różnych gangów nie patrzą na to. Nie będzie dla nich dobry towar następnym razem dostajesz po mordzie i nie wiadomo, czy wyjdziesz z tego żywo. - rozszerzyłam oczy na jego słowa. - Najczęściej jeżdżę do biznesmenów i powiedzmy, najzwyklejszych ludzi, ale zdarza się raz na jakiś czas, że muszę pojechać do jakiegoś gangu. Wtedy nie jest ciekawie. Mogą pobić mnie nawet za złe podanie towaru. - wzruszył ramionami. Mówił to jakby rozmawiał o pogodzie, a ja stałam w ciężkim szoku.

- O mój Boże.

- Wciągnęłaś się w to i teraz musimy współpracować. Ja wiem co robić i jak się zachowywać, żeby nie kończyło się tak. - wskazał ręką na swoją twarz. - Z twoim temperamentem już powinniśmy być w grobie, ale powiedziałem Blackowi, że przypadkiem na siebie wpadliśmy i serio się nie znamy bliżej. Dlatego dostałem tylko po mordzie.

- Przepraszam bardzo, ale to ja się podobam szefowi mafii. - spojrzał na mnie jak na idiotkę.

- I co myślisz, że dlatego cię nie zabije? - prychnął.

- Nie, ale wiem, że mam na pewno więcej do powiedzenia niż ty. - wskazałam na chłopaka palcem.

- A co tutaj się dzieje? - usłyszałam znany mi głos. - Gabi wszystko w porządku?

- Pewnie. Właśnie wyjaśniałam tego idiotę, bo ostatnio mi zajechał samochodem tak, że nie mogłam wyjechać.

- Ok. Chodźmy na lekcje. Matt czeka na ciebie w szatni Will. - chłopak skinąl głową na słowa blondynki i udał się w swoją stronę.

Wiedziałam, że Evans nie odpuści i długo nie musiałam czekać.

- Co to miało być? - przystanęła na chwilę i złapała się za biodro. - Przecież ty go nienawidzisz a teraz sobie gadacie normalnie?

- Mówiłam ci. Ostatnio zastawił mi samochód i postanowiłam to wyjaśnić.

- Coś mi tu nie gra, ale ok. Chodźmy do sali.

Nie chciałam jej okłamywać, ale to dla jej dobra. Nie wyobrażam sobie, że może jej się coś stać.

W szafce miałam kolejną karteczkę obok niej było pudełeczko. Na karteczce był napis Spisałaś się na medal moja Gabriello. W pudełeczku znajdowała się złota bransoletka z koniczynką. Gavin oszalał i zapewne nie przyjmuje zwrotów. Jakie było moje zdziwienie, kiedy pod wieczkiem znajdywała się karteczka z dopiskiem nie przyjmuję zwrotów.

Przewróciłam oczami na samą myśl o Gavinie.

- Halo? Słuchasz mnie?

- Wybacz, zamyśliłam się.

- Zachowujesz się dziwnie od samego rana, coś się stało? Davies coś ci zrobił? Powiedział coś nie tak? Wiesz, jakby coś robił nie tak to ja zwrócę mu uwag...

- Hej! Camila, spokojnie. Nic złego się nie stało, nie martw się. - kłamałam jak najęta. - Myślę o sprawdzianie z biologii, który jest w piątek.

- Co jak co, ale ty zdasz go na 5. - zaśmiała się.

- Ciężki materiał jest, dlatego mnie to martwi.

- Damy radę.

- Co mówiłaś wcześniej?

- Mówiłam, że Matt powiedział, że zaprasza nas do siebie na imprezę. Powiedział, że to odpowiedni czas, abyśmy poznali jego przyjaciół.

- O to bardzo miło z jego strony. A co jego przyjaciele na to?

- Chcą nas poznać, bardzo.

- To super. Kiedy?

- Dziś wieczorem w barze na mieście.

- Ok, to pojedziemy moim autem?

- W porządku.

~~~

Jechałam właśnie po Dannego i Roni, kiedy Evans wysłała mi adres. Podjechałam pod dom Dannego, gdzie czekali już moi przyjaciele. Oczywiście nie obyło się bez kłótni, o to kto usiądzie z przodu. W końcu wygrała czarnowłosa, która zadowolona wsiadła na miejsce pasażera, a obrażony Danny usiadł z tyłu.

- Jesteś kurwą. - odezwał się.

- Schlebiasz mi słońce. - parsknęła.

Dojechaliśmy pod wyznaczony adres, obok był parking, na którym zaparkowałam. Było na nim tylko kilka samochodów.

- Jestem podekscytowany.

- Poważnie? Myślisz, że dziwnym trafem poznasz jakiegoś geja?

- Oh, spierdalaj. - blondyn posłał jej złowrogie spojrzenie.

- Dobra kurwa chodźmy, bo nie mamy całego wieczoru na wasze kłótnie.

Ruszyłam w stronę wejścia, nie patrząc nawet na swoich przyjaciół. Weszłam do środka uderzyło we mnie ciepło i zapach papierosów oraz alkoholu. Ciemnozielone tapety, ładnie komponowały się z brązową podłogą oraz meblami w tym samym kolorze. Minęłam duży bar, gdzie skinąl głową do mnie mężczyzna w średnim wieku.

- Panienka i jej przyjaciele pewnie do mojego syna Matta.

- Zgadza się. - uśmiechnęłam się.

- Proszę jeszcze powiedzieć czego się napijecie.

- Sok porzeczkowy poproszę.

- Wódka z colą. - powiedziała brązowooka.

- Ja to samo.

- Zapraszam za mną, zaprowadzę was do stolika, a napoje zaraz przyniosę.

Mężczyzna zaprowadził nas na większą salę, w której były ciemno zielone kanapy oraz dużo stolików. Na końcu stała szafa grająca, co mnie zaintrygowało. XXI wiek, a nadal ludzie mają coś takiego? Ma to swój niepowtarzalny klimat. Kiedy doszliśmy do odpowiedniego stolika, mężczyzna nas zostawił.

- Jesteście, nareszcie! - odparł Matt. - Nawet nie wiecie jak się cieszę, że jesteśmy tu razem.

Podeszła do mnie moja kochana Evans i pocałowała mnie w policzek, to samo zrobiła z resztą przyjaciół.

- Więc poznajcie Dagmarie, Tima, Charliego.

- Hejka! Jest nam bardzo miło w końcu was poznać. - powiedziała brunetka, która miała bardzo bladą karnację, włosy miała do ramion i grzywkę, co dodawało jej uroku.

- Tak, nawet nie wiecie, jak ciężko było go namówić na to spotkanie. - prychnął Charlie siedzący obok brunetki, musieli mieć jakąś bliższą relacje, ponieważ Dagmarie trzymała go za rękę.

- Nam też jest bardzo miło w końcu was zobaczyć. - odezwał się w końcu zielonooki. - Jestem Danny, to Veronica, a ten krasnal to Gabriella. - spojrzałam na chłopaka i uderzyłam go z pięści w ramie. - Ała! Ok, ok. Ta mała istota to Gabriella, ale już nie bij proszę.

- Zaraz pojawi się jeszcze William i Melanie, Gabriella mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że będzie Will?

- Nie Matt, spokojnie.

Usiedliśmy wszyscy obok przyjaciół Wooda. Zobaczyłam na ręce Tima tatuaż, który przedstawiał łapkę psa, zapytałam chłopaka o znaczenie tatuażu. Wytłumaczył, że miał kiedyś psa, który był z nim 15 lat, kiedy skończył 18 lat zrobił sobie tatuaż z jego łapką. Co było bardzo urocze. Niestety piesek już nie żyje. Tak jak myślałam, Dagmarie i Charlie są parą od 4 lat i mieszkają razem. Później rozmawialiśmy o głupotach, ale bardzo dobrze nam się rozmawiało.

Po jakiejś godzinie i trzeciej szklance soku porzeczkowego, przy wejściu znalazł się William wraz z Melanie. Ciekawe czy byli parą, w sumie dobrze by było. Może ktoś by ustawił tego idiotę do pionu.

- O są nasi spóźnialscy. - zacmokał Matt w ich stronę. - To jest Melanie, a Willa już znacie ze szkoly.

Blondynka przewróciła oczami i przywitała się z nami. Chłopak usiadł obok Matta, a blondynka ubrana w czarne spodnie oraz tego samego koloru top, na ramionach miała nałożoną czerwoną ramoneskę usiadła obok Willa. Znowu pogrążyliśmy się w rozmowie.

- Jesteście parą? - zapytał zielonooki.

- Co? Z Nim? - prychnęła blondynka. - Nigdy w życiu. Jest dla mnie jak brat. Teraz nie mogę z nim wytrzymać, a co dopiero w związku.

- Oj już nie przesadzaj, nie jestem taki zły. - odezwał się William, który tego wieczoru nie odezwał się jeszcze ani razu.

- Idę na fajkę. - oznajmiłam.

Udałam się przez salę w kierunku wyjścia, w międzyczasie uśmiechnęłam się do ojca Matta. Wyszłam na świeże powietrze, którym od razu się zaciągnęłam.

Poszłam w kierunku parkingu do swojego samochodu. Usiadłam na miejsce kierowcy, ze schowka wyjęłam papierosy. Otworzyłam szybę i zapaliłam papierosa. Rzadko palę w samochodzie, ale czasami robię wyjątek.

Usłyszałam otwarcie drzwi i od razu odwróciłam się w tamtą stronę.

- Kto broi ten się boi. - parsknął śmiechem chłopak. - Mogę dołączyć?

- Wsiadaj. Chcesz fajkę? - skinął głową. - Są w schowku, weź sobie. Czemu się w ogóle nie odzywasz dzisiaj?

- Tak już mam, to nie tylko dziś.

- Jesteś małomówny?

- Powiedzmy. Za to ty nie.

- No nie, lubię rozmawiać.

- Czasem lepiej zamknąć buźkę, zapamiętaj sobie te radę.

- Ok.

- Ok.

Skończyliśmy palić papierosy i wysiedliśmy z mojego auta i udaliśmy się do środka. Kto by pomyślał, że będę rozmawiać z pierdolonym Williamem Daviesem. Nie do pomyślenia. Jeszcze nie dawno nim wręcz gardziłam.

Zatrzymał mnie dźwięk mojego telefonu. Chłopak już wszedł do środka, więc zostałam sama. Nieznany.

Kurwa.

- Tak?

- Jak dobrze cię usłyszeć piękna. Jesteś w domu?

- Nie.

- Musimy się zobaczyć.

- Jestem zajęta.

- Musimy się zobaczyć. Teraz. Przyślę ci adres sms.

Nie chciałam zostawiać ich bez słowa, ale też nie wiedziałam co miałabym im powiedzieć, jeszcze przyjaciele Matta, by mi uwierzyli, ale reszta? Moi przyjaciele od razu wiedzieliby, że coś jest nie tak.

- Pierdole.

Zostawiłam samochód i moich przyjaciół udałam się w kierunku głównej ulicy. Nie chciałam spotykać się z nim tutaj, nie chcę aby nas ktokolwiek zobaczył. A samochód utwierdzi ich w przekonaniu, że wrócę.

Stanęłam obok biblioteki, przy której znajdował się parking. Chwilę później podjechał tam czarny samochód. Przywitał się ze mną kierowca, a ja wsiadłam do środka.

- Dobry wieczór Gabriello.

- Streszczaj się. Nie mam za dużo czasu.

- Jesteś ze swoimi przyjaciółmi?

- Tak.

- Rozumiem. Chciałem zapytać jak podoba ci się prezent?

- Bardzo ładny, nie chciałam go przyjmować, ale znalazłam kartkę.

- Zgadza się nie przyjmuję odmowy i zwrotów. Taka zasada.

Poczułam wibracje w moim telefonie, więc wyłączyłam go.

- Bardzo ciekawe.

- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że to właśnie ty towarzyszyłaś mi na tym bankiecie. Ludzie cię pokochali.

- To chyba dobrze.

- Oczywiście.

- Tylko tyle chciałeś mi powiedzieć?

- Gabriello jesteś taka piękna, chciałbym żebyś była w moim życiu.

- Słucham? - myślałam, że się przesłyszałam. - Schlebiasz mi Gavin, ale nie uważasz, że mamy między sobą trochę zbyt dużą różnicę wieku? Poza tym nie zapominaj, że ja robię to dla moich bliskich.

- Wiem o tym, ale uważam, że życie przy twoim boku byłoby zacne. Zapewne moi znajomi także tak uważają.

- Gavin przestań.

- Gabriello. - złapał mnie za policzek. - Nigdy nie widziałem piękniejszej kobiety od ciebie.

- Puść mnie proszę.

- Posłuchaj mnie, wyjeżdżam na miesiąc do Włoch w sprawach służbowych. Chciałbym pójść z tobą na obiad. Mam nadzieję, że się nie wykręcisz. - mężczyzna wyjął nóż i przycisnął do mojego policzka. - Inaczej ta buźka ucierpi, za karę. - przejechał po moim obojczyku, a ja syknęłam. - To już druga rana w moim wykonaniu, a możesz mieć ich więcej. Tylko ostrzegam.

- Pójdę, kiedy i gdzie?

- Napiszę do ciebie. A teraz idź już.

Wysiadłam z samochodu. Głęboko oddychałam, kiedy odjeżdżał samochód Blacka. Włączyłam telefon i zobaczyłam tylko 1 nieodebrane połączenie od Dannego i 2 wiadomości.

Danny: Gabi, coś się stało kochanie? Wyszłaś tak bez słowa.
Danny: Ok, Will powiedział, że poszłaś się chwilę przejść. Wróć szybko.

Davies mnie krył? No tak mieliśmy współpracować.

Skierowałam się w stronę baru i weszłam do środka. Przeszłam przez salę i udałam się do naszego stolika.

- Jesteś, całe szczęście już zaczęłam się martwić. Coś się stało?

- Nie wszystko w porządku. Chciałam się trochę przewietrzyć. - skłamałam.

Usiadłam obok blondynki, a Will spojrzał na mnie tak, jakby chciał mnie prześwietli na wylot. Pewnie wiedział, na pewno wiedział.

- A wiecie, że Tim kiedyś tak się nawalił, że musieliśmy go w rowie szukać. - zaśmiał się Matt. - Lewis dostała zawału jak go zobaczyła, myślałem, że zabije go na miejscu.

- Tak było. - zarechotał Charles. - A pamiętacie, jak ja byłem na kawalerskim u mojego znajomego? - przyjaciele chłopaka przytaknęli na jego słowa.

- Nigdy w życiu nie widziałem takiej zalanej imprezy. - powiedział Tim. - Wszyscy leżeli i rzygali pod siebie.

- Łącznie z tobą. - brunetka wskazała palcem na swojego chłopaka. - Tej nocy spał w wannie, bo bałam się, że zarzyga mi łóżko.

- Oh kurwa, było mi tak niewygodnie.

- Szkoda, że kurwa to ja musiałam cię do tej wanny zanosić, bo ci idioci zanieśli cię do sypialni i nie chcieli cię przenieść, bo przecież tu będzie mu wygodniej.

- Jestem wam w chuj wdzięczny.

Postanowiłam znowu wyjść na papierosa, tym razem towarzyszyła mi czarnowłosa.

- Czy ty też uważasz, że jakoś tak swobodnie z nimi się rozmawia? Tak lekko, fajnie, jakbyśmy znali się już kopę lat.

- Coś w tym jest. - przytaknęłam.

- Ciekawe w sumie. A Ty gdzie się zmyłaś co? - zapytała. - Danny prawie zszedł na zawał, kiedy nie odebrałaś telefonu, ale William powiedział, że poszłaś się przejść.

- Musiałam przewietrzyć umysł. - odparłam.

- Coś się stało?

- Nie Roni. Wszystko jest w porządku. - skłamałam.

- Ale pamiętaj, że możesz na mnie zawsze liczyć i zawsze przyjść, dzwonić. Ja pomogę.

Tak bardzo na nich nie zasługuję, a w dodatku nie jestem z nimi szczera. Chciało mi się płakać. To wszystko nie miało sensu, co jeśli Gavin mi coś zrobi? William ma rację to, że mu się podobam to nie znaczy, że automatycznie mnie nie zabije. Tym bardziej, że od samego początku mi groził, nie wiem co ja mam w głowie. Robię to tylko dla nich, bo na to zasługują. Zasługują na to nędzne życie.

Razem z Veronicą wróciłyśmy do środka, gdzie Wood i Burton śmiali się w najlepsze. Musieli mieć już nieźle wypite.

- Jak ja cię kocham bracie.

Tak mieli w chuj wypite.

- Ok dla was już wystarczy na dziś. - powiedziała Dagie.

- Nie zabieraj mi! - czknął Tim.

- Przystopuj na chwilę, nie zamierzam cię wnosić po schodach!

Kolejna szklanka soku, papieros, śmiechy i rozmowy. Tak minął ten piękny wieczór. Wymieniliśmy się numerami i oddaliliśmy się w swoje strony. Odwiozłam moich przyjaciół do ich domów, a sama skierowałam się do swojego. Było po 23, więc umyłam się i położyłam do łóżka. Byłam bardzo zmęczona.

~~~

Kończyłam właśnie brzoskwinię, kiedy wielkie ręce złapały mnie w uścisku. Podskoczyłam w miejscu.

- Kurwa, jesteś poważny?! - zaczęłam kaszleć, bo się zakrztusiłam.

- Poklepać cię? - odparł zielonooki z troską.

- Dobrze się czujesz? Chcesz mnie zabić? O mało nie zeszłam tutaj. - wychrypiałam z oczami pełnymi łez i brałam głębokie wdechy. Uderzyłam chłopaka z pięści w ramie.

- Chyba bym wolał, abyś się udusiła. Byłby spokój. - parsknął.

- Co robisz sama na patio?

- Spożywam posiłek, który mi perfidnie przerwano.

- Ok, mogę sobie iść. - chłopak podniósł ręce w geście obronnym.

- Siadaj. - przewróciłam oczami.

Chłopak zaczął pokazywać mi jakiś chłopaków na Tinderze i razem próbowaliśmy wybrać odpowiedniego na randkę.

- O ten! Idealny. - wskazałam palcem na grubszego mężczyznę po 50tce. - Zobacz, więcej ciałka do kochania i taki sugardaddy.

- Bardzo śmieszne. - przewrócił oczami na moje słowa. - Poza tym każdy zasługuje na szczęście, skąd wiesz, że pan... - popatrzył na imię, które wyświetliło się na ekranie. - Pan George nie znajdzie swojej miłości. - oboje parsknęliśmy głośnym śmiechem.

- Masz rację.

- Ale powiem ci sugardaddy to nie taki zły pomysł. - mrugnął do mnie.

- Co kurwa? - spojrzałam na chłopaka. - Pojebało cię?

- Przecież nasza koleżanka z klasy ma takiego pana, który daje jej prezenty za dobrze zrobioną robotę.

- Co? Kto? Jak? Gdzie? - wiedziałam, że Danny to największa plotkara w Brentwood, ale nie spodziewałam się, że się coś takiego!

- Maddie White mówi ci coś? - spojrzał na mnie. - No jak, jak? Ma takiego fagasa, któremu obciągnie, a ten da jej nową torebkę.

- Nie wiedziałam, że ona...

- Uwierz, też byłem zdziwiony, ale cóż każdy robi co chce.

Zawibrował mi telefon, więc od razu spojrzałam na wyświetlacz.

Nieznany: Dziś o 13:00 w restauracji West Restaurant & Lounge na North Church Lane. 3 minuty od Twojej szkoły. Nie przyjmuję odmowy, dziś wieczorem mam samolot.

Kurwa.

- Danny!

- Tak?

- Źle się czuję, dostałam okresu. Jadę do domu.

- Pojechać z tobą?

- Nie, dam sobie radę. - pocałowałam go w policzek. - Dziękuję ci, pa.

- Pa.

Wsiadłam do swojego czarnego Mercedesa i ruszyłam w kierunku restauracji. Faktycznie była 3 minuty drogi od szkoły. Zaparkowałam na wolnym miejscu i już zauważyłam czarny samochód Blacka. Przeszły mnie ciarki. Weszłam do środka, gdzie unosił się zapach potraw.

- Witam. Czy miała pani rezerwację?

- Dzień dobry. Ja jestem...

- Jest ze mną.

Spojrzałam na mężczyznę ubranego w czarny garnitur, od razu skierowałam się w jego stronę.

- Mimo codziennego wyglądu, wyglądasz pięknie. - odparł, ale mu nie odpowiedziałam.

Mężczyzna odsunął mi krzesło, a po chwili sam usiadł na swoim miejscu.

- Proszę menu. - odparł kelner z szerokim uśmiechem i odszedł w swoim kierunku.

- Zdecydowałaś się już na coś? - odparł po chwili brunet.

- Tak, poproszę spaghetti bolognese.

- Dobry wybór, coś do picia? Może wino?

- Nie dziękuję, poproszę wodę.

- Dobrze. Kelner! - od razu pojawił się obok nas ten sam mężczyzna, któremu Gavin składał zamówienie.

- Dziękuję za zamówienie.

Zaczęliśmy rozmawiać o jego wyjeździe, chciałabym być teraz gdzie indziej.

- Włochy są bardzo piękne wiesz? Kiedyś cię tam zabiorę. Pokaże ci koloseum i wszystkie inne zabytki. - mówił jak najęty, a ja tylko słuchałam.

Nie będę mu się sprzeciwiała w końcu muszę robić to co mi każe. Dla nich zrobię wszystko, choćby miało się to skończyć dla mnie źle. A zło przyszło szybciej, niż byśmy mogli się spodziewać.

- Dlaczego jesteś taka małomówna dzisiaj? - z letargu wyrwał mnie głos mężczyzny, którego od samego początku nie słuchałam, a grzebałam widelcem w makaronie.

- Ciężki dzień.

- Może chciałabyś wyjechać ze mną do Rzymu?

- Nie mogę. Mam szkołę.

- Ah tak, zapomniałem. - odparł. - Dobrze Gabriello, muszę się zbierać na samolot. Dziękuję, że mogłem cię zobaczyć. - odparł, a czy miałam inne wyjście, bo nie wydaje mi się. - Widzimy się za miesiąc.

Wyszedł zostawiając mnie przy stoliku, po chwili sama opuściłam lokal. Mężczyzna zapłacił za mój obiad, którego prawie w ogóle nie tknęłam.

Czy tak już do końca będzie wyglądało moje życie? Będę bała się o swoje życie i moich bliskich? To jest wszystko takie popieprzone. Chciałam do domu.

Mój telefon wydał z siebie dźwięk sms, więc od razu wyciągnęłam go z tylnej kieszeni spodni i spojrzałam na ekran.

Dagmarie Lewis: Hej piękna! Jesteś bardzo zajęta?
Gabriella: Nie a co?
Dagmarie Lewis: Może chciałabyś pojechać ze mną na zakupy? Potrzebuję paru rzeczy, a Melanie ma dziś pracę, więc pomyślałam o Tobie.
Gabriella: Chętnie. Wyślij mi adres, gdzie mam podjechać.

Nie mogłam jej odmówić, dziewczyna była naprawdę bardzo miła i nie chciałam sprawiać jej przykrości. Może taka odskocznia chociaż na chwilę mi chociaż trochę pomoże.

Po 20 minutach stałam już na parkingu podziemnym pod galerią. Brunetka napisała mi, że stoi przy wejściu, więc od razu się tam skierowałam.

- Hejka! - uśmiechnęła się szeroko i mnie przytuliła. Dziewczyna była naprawdę bardzo niska.

- Hej!

- To co lecimy na shopping mała? Przy okazji poznamy się lepiej.

Weszłyśmy do środka i wyjechałyśmy windą na parter, brunetka mówiła coś o nowej kolekcji w H&M, więc skierowałyśmy się właśnie tam. Dziewczyna wybierała z wieszaków różne kolorowe sweterki i opowiadała o swoim chłopaku, sobie i ogólnie o ich życiu, a ja z zaciekawieniem jej słuchałam.

- Dobra, bo cały czas mówię o sobie, czas żebyś ty coś powiedziała.

- Nie mam ciekawego życia.

- Opowiedz coś o sobie po prostu.

- Mam rok starszego brata, chodzimy razem do szkoły. Mieszkamy z rodzicami, mamy psa. Chodzę do Brentwood School. Jestem w klasie z Camilą, Veronicą i Dannym. Do szkoły chodzę także z Mattem i Williamem, co pewnie już wiesz.

- Ile się już znacie z twoimi przyjaciółmi?

- Oj będzie już 13 lat, znamy się od przedszkola, gdzie też poznali się nasi rodzice. Całe życie razem. - zasmialam się. - Moi rodzice mają firmę w Los Angeles. Został mi jeszcze rok nauki.

- Masz 17 lat?

- Tak, ty masz 19 prawda? Camila mi opowiadała trochę o was.

- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że jest z Mattem. Pasują do siebie, bardzo. Matt się przy niej bardzo zmienił, widać, że jest szczęśliwy.

- Tak bardzo do siebie pasują. Camila też jest bardzo z nim szczęśliwa. Do dziś pamiętam, jak przeżywała pierwszą miesięcznicę i mówiłam jej, że trochę przesadza, ale prawie mnie zabiła, kiedy tylko to powiedziałam. - odparłam, a dziewczyna cicho się zaśmiała.

- Matt nie zasługuję na tak dobrą istotkę w swoim życiu, ale cieszę się mimo wszystko, że są razem. To ona sprowadziła go na dobrą drogę.

- W jakim sensie? - zmarszczyłam brwi. - Jeśli nie chcesz to nie musisz mówić.

- Powiem ci, ale obiecaj, że nie powiesz Camili.

- W porządku.

- Matt przez pewien czas jeszcze rok temu sprzedawał narkotyki i sam brał w pewnym momencie, na szczęście bardzo szybko przestał. Robił to wszystko dla swojej chorej siostry, chciał uzbierać pieniądze na jej leczenie. Miała wypadek i potrzebowała ogromnej sumy pieniędzy. Na początku nie chciał powiedzieć dlaczego to robił, ale w końcu się przyznał. - westchnęła. - Podobno szef go oszukał i nie dawał mu takiej ilości pieniędzy, jaką miał dostać. Na szczęście w rok wraz z Williamem uzbierali sumę, która była potrzebna. Oczywiście wszyscy daliśmy z siebie tyle, ile mogliśmy i ile byliśmy w stanie. Każdy dołożył swoją cegiełkę, a jego siostra w końcu chodzi.

- O mój Boże.

- Camila nie wie o tym, bo to dla niego bardzo trudny temat i mu z tym ciężko, a sam nie chce już do tego wracać.

- To zrozumiałe.

- No dobra, a ty niczego sobie nie kupujesz piękna?

- Nie, raczej dziś nic nie kupię, ale cieszę się, że mogę ci potowarzyszyć. - odparłam, a dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.

Obeszłyśmy już sześć sklepów, a Dagmarie miała ze sobą już kilkanaście toreb z zakupami. To jakieś buty, ubrania, torebka, kosmetyki.

- Wiesz tak sobie pomyśleliśmy wszyscy, po naszym wczorajszym spotkaniu, że może fajnie by było razem zorganizować imprezę, co ty na to?

- Dobry pomysł. Tylko kiedy i gdzie?

- Myśleliśmy o sobocie, Camila właśnie siedzi u Dannego i prosi go o wolną chatę, żeby zrobić imprezę. Podobno jego mama nie będzie miała z tym problemu, a on też szybko się zgodzi.

- Czyli zaczęliście wszystko ogarniać szybciej?

- Gdyby ktoś się nie zgodził powiedzielibyśmy, że już ogarnięte wszystko. - zaśmiała się i spojrzała na swój telefon. - Właśnie napisał do mnie Matt, wszystko ogarnięte, także w sobotę bawimy się razem!

- Będzie cudownie.

Wróciłam z zakupów, mama miała przygotowany obiad, ale nie byłam głodna. Niczego nie przełknę. Powiedziałam mamie o imprezie i bardzo się ucieszyła na nią, pytała o moich nowych znajomych. Najbardziej cieszyła się z faktu, że impreza nie odbywała się w naszym domu. Danny zawsze musi zbić jakiś wazon mamy lub jej figurki.

~~~

W tym tygodniu czekał mnie sprawdzian z matematyki, dlatego wkuwałam, jak mogłam funkcję liniową. Udało mi się go napisać na 4, więc byłam z tego faktu zadowolona. Danny dostał kolejną jedynkę, z czego nie był zadowolony profesor Harles Miller. Zwyzywał go od nieuków i kazał wziąć się w garść, bo nie długo ostatnia klasa i egzaminy, a on nie umie podstaw.

Nadszedł czwartek, a mój kochany brat siedział już trzeci raz w tym tygodniu w szkolnej kozie za karę, a wczoraj sprzątał patio. Zastanawiam się czasami, jakim cudem jesteśmy rodzeństwem, w dodatku on jest starszy i powinien dawać przykład dobrego brata. Tymczasem jest zupełnie na odwrót.

Po lekcji biologii pan Flores kazał zostać mi chwilę na przerwie.

- Gabriella co myślisz na temat olimpiady z biologii? Jesteś z niej dobra, wręcz perfekcyjna. Uczysz się najlepiej w całej szkole z tego przedmiotu, więc może chciałabyś wziąć udział w olimpiadzie? Zawsze będą to dodatkowe punkty na uczelnię.

- Bardzo chętnie.

- No to super, wpiszę cię na listę. Jutro przyniosę potrzebną papierologię do podpisania oraz pożyczę ci różne podręczniki do nauki.

- W porządku. Do widzenia.

Udałam się do wyjścia i skierowałam się w stronę szafki, gdzie stali moi przyjaciele.

- Gabi twój brat przypadkiem nie kończył lekcji o 12:30?

- Zgadza się, ale został w kozie.

- W sumie nic nowego. Czemu Flores cię zatrzymał? - zapytała Roni.

- Będę jechała na olimpiadę z biologii.

- O kurwa! To cudownie! - wydarł się zielonooki, na co nie ominęły nas spojrzenia kilku osób z korytarza.

- Cicho. - skarciłam go. - Też się cieszę, ale obyłoby się bez takiego entuzjazmu.

Ten tydzień minął dosyć szybko. Nim się obejrzałam wracałam już z moim bratem w piątek do domu. Tym razem nie został w kozie, co w tym tygodniu było nowością. Podjechaliśmy na podjazd obok naszego domu. Po wejściu do budynku poczuliśmy zapach obiadu, który przyrządziła nasza mama. Zasiedliśmy wszyscy do stołu, łącznie z tatą, który dzisiaj miał wolne. Rozmawialiśmy przy jedzeniu i cieszyliśmy się pięknym popołudniem, ale ja myślami byłam już gdzie indziej. Tak bardzo nie mogłam doczekać się jutrzejszej imprezy.

Continue Reading

You'll Also Like

663K 23.6K 73
ONA dwa lata temu skończyła studia prawnicze, ale nie może znaleźć pracy w zawodzie. Pewnego dnia trafia na tajemnicze ogłoszenie w internecie, dosta...
70.4K 2.5K 27
„Gdzie byłeś sześć lat temu?" Gdzie Blake Remington był kiedy Charlotte Wilson go potrzebowała? Tego nikt nie wie. Przepadł z dnia na dzień, a nikt n...
Trust me By ksicja_

Teen Fiction

30.4K 1K 31
Bo byliśmy tylko dziećmi, które nie zasłużyły na życie w takim świecie. Ty wolałabyś mnie nigdy nie spotkać, a ja wolałbym nigdy cię nie skrzywdzić. ...
375K 10.1K 34
𝐉𝐚𝐤 𝐦𝐨𝐠𝐥𝐢𝐬́𝐦𝐲 𝐬𝐨𝐛𝐢𝐞 𝐳𝐚𝐮𝐟𝐚𝐜́, 𝐬𝐤𝐨𝐫𝐨 𝐧𝐚𝐬𝐳𝐚 𝐦𝐢ł𝐨𝐬́𝐜́ 𝐳𝐫𝐨𝐝𝐳𝐢ł𝐚 𝐬𝐢𝐞̨ 𝐧𝐚 𝐠𝐫𝐮𝐳𝐚𝐜𝐡 𝐤ł𝐚𝐦𝐬𝐭𝐰, 𝐤�...