YINYANG TIGER

By milkychimy

19.9K 2.3K 1.1K

[☯️] zakończone ❝a tiger in a herd of hunters kills the most❞ Charlie Wilson to poseł republikański, wal... More

Prolog: pewność zasiana tygrysim czarem
1 🂡 mafiozo pod płaszczem politycznego wybawcy
2 🂡 godło na czole
3 🂡 skaryfikacja po ostrzu Xiuying
4 🂡 tygrysek z niewidzialną przeszłością
5 🂡 I rada: nie pozwól wrogowi poznać swoje lęki
6 🂡 zemsta to pierwszy stopień do piekła
7 🂡 władza nad krajem bliska władzy mafii
8 🂡 niewinny królik również potrafi się mścić
9 🂡 ostrze kompromitacji
10 🂡 niepokój budzi intrygę
11 🂡 nie zawstydza mnie męska aparycja
12 🂡 Amur Tiger
14 🂡 melodia guzheng snuje powiew śmierci
15 🂡 powiedz mi, kim według ciebie jestem
16 🂡 jak dżentelmeni
17 🂡 imię moje - Xiao
18 🂡 początek mafijnej wojny
19 🂡 mały jadeitek
20 🂡 ten, którego imienia nie można wypowiadać
21 🂡 zwaśniona z tygrysem
22 🂡 wspólna nienawiść budzi najgorętszą potęgę
23 🂡 piętno obietnic
24 🂡 Resflor Company
25 🂡 kres wojny
26 🂡 krwawa piwonia
27 🂡 śmiertelny duet
28 🂡 wspólne łoże
29 🂡 pierwsza, chińska poszlaka
30 🂡 sprzymierzeńcy szybko we wrogów się zmieniają
31 🂡 pocałunek wybawienia
32 🂡 sumimasen, szach-mat
33 🂡 powiedz, co chcesz mi zrobić
34 🂡 dlaczego tutaj nie zostaniesz?
35 🂡 pierwsza ofiara
36 🂡 przepraszaj najskrytsze niebo
37 🂡 niczego nie żałuję
38 🂡 naczelny krzykacz
39 🂡 jaśmin na skórze
40 🂡 rewolucja jest kobietą
41 🂡 tęsknota za domem to pierwszy stopień do buntu
42 🂡 rodzinne więzy
43 🂡 plan mizogina
44 🂡 skoro chcesz ze mną zostać...
45 🂡 spalone mosty
46 🂡 Dzień Niepodległości
47 🂡 wiesz w ogóle, gdzie Chiny leżą?
48 🂡 tchórzliwy prezydent
49 🂡 Rodzina Zhang
50 🂡 mafia jest jak państwo totalitarne
51 🂡 odwiedźmy Zhouzhuang!
52 🂡 żołądek amerykańskiego pieska
53 🂡 pociąg do Szanghaju
54 🂡 mądrości starej nainai
55 🂡 McDonald's i Kungfu Panda
56 🂡 Qiaoxi 桥西
57 🂡 polowanie na Smoka
58 🂡 spotkanie z feministyczną królową
59 🂡 ślad jaśminowego przymierza
60 🂡 Vincent Lawrence nie żyje
61 🂡 zmęczony, duży kiciuś
62 🂡 człowiek to bardzo delikatna maszyna
63 🂡 młodzieńcza głupota
64 🂡 paskudny kłamca
65 🂡 Ameryka o sobie przypomina
66 🂡 tego historia nie wytłumaczy braterską miłością
67 🂡 pocałunki w pierwszy śnieg
68 🂡 biały katolik z Ameryki - największe zagrożenie
69 🂡 Księżycowy Nowy Rok
70 🂡 Wǒ xǐhuan nǐ
71 🂡 Witaj ponownie, Ameryko
72 🂡 Konferencja zdrajcy czy ofiary?
73 🂡 Yareli Harrera i Zhang Chaoxiang
74 🂡 nóż w plecach
75 🂡 pozostał mi tylko on
76 🂡 ledwo zdobyta, a już stracona
77 🂡 plan Marshalla
78 🂡 pośmiertny ruch na szachownicy
79 🂡 zdrajca niejedno nosi imię
80 🂡 finał sztuki tragicznej
Epilog: powiedz mi, kiedy się we mnie zakochałeś

13 🂡 sieć rodzinna pod presją mafii?

284 28 12
By milkychimy



            Zdyszany polityk przebiegał przez zbitą masę ludzi stojącą niefortunnie na korytarzu biurowca partii. Był cholernie spóźniony. Od ostatnich godzin żył z głową w chmurach. Czuł się jak w amoku, jakby ktoś ukradkiem wbił mu strzykawkę z rozluźniającym narkotykiem. Zestresowany Charlie wpadł na hall, a na końcu mieścił się jego gabinet. Po drodze jeszcze zerknął na zegarek jedynie uświadamiający, że jest spóźniony dobre dwadzieścia minut.

Nie było jeszcze tak źle. Odkąd wyszedł ze spotkania z Vincentem, czuł się, jakby ktoś dosłownie go otumanił. Wszystko gubił, o wszystkim zapominał, tracił wątek w trakcie mówienia albo zamierał na środku pomieszczenia, niczym Sim bez wyznaczonego zadania. Zawsze w takich momentach myśli wracały do adwokata, do jego postawy prostej jak od linijki. Miodowych kosmyków czy tego zadziornego, wzbudzającego dreszcze uśmieszku. Nie miał pojęcia, co się stało, że ten facet tak na niego wpłynął, jednak nie dało się ukryć, że przez ich spotkanie zapomniał wysłać Milesowi ważnych dokumentów, trzy razy prawie posolił herbatę oraz próbował kluczami od domu odpalić samochód.

Jednym słowem: było źle.

A stanowczo powinien zapomnieć o Vincencie, ponieważ jeżeli dalej tak pójdzie, na swoim wywiadzie do porannych wiadomości zacznie nadawać o przeciwniku wyborczym, a nie o sobie samym. Odetchnął głęboko, przymknął uspokajająco powieki, na koniec poprawiając jeszcze gładki krawat, skręcając do biura. Przez szklane drzwi mógł już dostrzec rozstawioną ekipę telewizyjną, dlatego jeszcze zanim dostrzegli jego, zdzielił się zapobiegawczo z otwartej dłoni prosto w polik, aby jawnie wybić z umysłu Vincenta Lawrence'a tworzącego jeden wielki mętlik. Z tym pozytywnym, dziarskim nastawieniem wkroczył do środka, od razu zbierając spojrzenia wszystkich zebranych.

— Dzień dobry! Przepraszam za spóźnienie, kroki były — oznajmił z szeroki, pogodnym uśmiechem, mimo że kłamał żywo w oczy.

Korków nie było, chyba że liczyła się poranna kolejka do łazienki, którą na pół godziny zajęła Ruby, uznając, że jej bad hair day ostatnio zbyt często się powtarza.

Charlie przeleciał spojrzeniem po całym pokoju. Na niewielkiej kanapie siedziała wątła, czekoladowłosa reporterka z oznaczoną logiem telewizji teczuszką. Podniosła się od razu z miejsca na jego widok, poprawiając spódniczkę. Pośród kamer, gdzieś w okolicach biurka, stała Vivienne oraz Miles. Oboje z nietęgimi, zupełnie niezadowolonymi minami. Charlie na ten widok uśmiechnął się niezdarnie.

— Zabiję cię. — Wyczytał z ruchu ust Vivienne.

— Wiem, przepraszam — odpowiedział równie bezgłośnie, zaraz kierując firmowy, wyuczony uśmieszek w stronę prezenterki wysuwającej w jego stronę dłoń.

— Nie ma problemu, panie Wilson! Miło mi, Amanda Elis — przedstawiła się miło, a Charlie od razu uścisnął jej dłoń, kłaniając się dyskretnie.

— Miło mi. Proszę mi dać sekundkę i możemy zaczynać — zapewnił, a kobieta jedynie pokiwała pokornie głową, siadając ponownie na skórzanej powierzchni kanapy.

Charlie wykorzystał tę chwilę, aby rzucić torbę na blat, czując jedynie przenikliwe, pełne wrogości spojrzenie Milesa i Vivienne. Zignorował ich zupełnie, zamiast tego skupił się na tym, jak bagaż przewrócił kubek z zimną, wczorajszą kawą, pojemnik z długopisami oraz nacisnął trzy różne ustawienia klawiszowe na klawiaturze komputera. Przeklął żarliwie pod nosem, słysząc jedynie ciężkie westchnienie ze strony przyjaciół. Rozglądał się ostrożnie na boki, aby upewnić się, że goście nie dostrzegli jego nierozgarnięcia. Wyciągnął dokumenty, których nie wysłał wcześniej Milesowi, wcisnął w jego dłonie, natomiast Vivienne przekupił opakowaniem zbożowych batoników pochłanianym podczas każdej przerwy z powodu rzekomego odchudzania przez kobietę. Nie zdziwił się więc nawet, gdy momentalnie uśmiechy sponiewierały twarze przyjaciół, a oni wskazali pogodnie na miejsce obok prezenterki, zapraszając pełnym gracji ruchem.

Przekupstwo potrafi naprawić wiele niezdarności. A to była niezawodna od lat taktyka Charliego.

Ominął niski stoliczek kawowy z dwoma kubkami jeszcze parującej herbaty, przysiadając w odpowiedniej odległości od Amandy. Kobieta przewracała sumiennie pełne nadrukowanego tekstu kartki, spostrzegając się, że polityk dołączył dopiero w chwili, gdy makijażystka maskująca drobną nierówność na jej twarzy, ubiegła pośpiesznie w stronę Charliego. Puszek z pudrem od razu połaskotał skórę, a sam mężczyzna nawet nie zwrócił uwagi na dźwiękowca przypinającym do ubrania drobniutki mikrofon.

— A więc tak, panie Wilson, chciałabym poruszyć szczególnie temat ostatnich wieców. Wrażeń po nich, odczuć. Oprócz tego zapytam o przyszłe plany na ostatnie dni kampanii oraz plany na debatę przed ciszą wyborczą. Nie trzeba się martwić, nie będę poruszać tematu napiętej linii między republikanami a demokratami oraz dziwnych sytuacji na pana, oraz Vincenta Lawrence'a wiecu. Odpuścimy sobie niewygodne tematy — powiadomiła spokojnie, przejeżdżając jeszcze szybkim spojrzeniem po kartkach na kolanach, upewniając się, że nie zapomniała uprzedzić Wilsona o czymś jeszcze.

Charlie pokiwał na jej słowa subtelnie, oddychając z nikłą, wnikliwą ulgą. Miał ochotę podziękować prezenterce za wyrozumiałość, ponieważ dziennikarze i reporterzy zabijali się w ostatnich dniach z prośbami wywiadu z posłem. Vivienne selektywnie odrzucała nagminne prośby od nieprzyjaznych źródeł, dobrze zdając sobie sprawę, że pierwszy poruszony temat zaraz po wejściu na wizję będzie wiązał się ze świńską krwią na wiecu Vincenta Lawrence'a oraz pająkiem stąpającym po jego ramieniu. Wybitnie nie miał ochoty rozmawiać o miodowłosym, który wystarczająco namącił mu już w umyśle.

— Dziękuję za odpuszczenie mi tych katuszy — zaśmiał się skromnie, na co prezenterka odpowiedziała tym samym.

— Nie ma problemu. Nie miałabym serca męczyć pana, zważając na to, że jestem z tego samego działu co pańska partnerka, Ruby. Skopałaby mnie za niewygodne pytania.

Charlie zdziwił się jej słowami, odruchowo zabiegając spojrzeniem na kamery, a dokładnie na logo telewizji. Rzeczywiście była to ta sama stacja, w której pracowała jego dziewczyna. W pierwszej chwili nawet nie zwrócił ku temu większej uwagi.

— Och tak, ewidentnie miałaby pani przechlapane. Ruby to mój telewizyjny rycerz — odparł z rozbawieniem, na co szatynka pokiwała głową.

Za kamerami niosły się jeszcze nieustanne rozmowy, drobne sprzeczki i ostatnie ustawienia, dlatego też mieli możliwość porozmawiać swobodniej chwilę dłużej.

— A w sprawie Ruby, wszystko w porządku? — zapytała już ostrożniej, co zbiło Charliego z tego swobodnego, niosącego rozluźnienie toru rozmowy.

Przechylił głowę w bok. Skrzywił się, postukując nerwowo palcami w otoczone ciemnymi spodniami udo.

— Tak, chyba w porządku. A coś... nie tak?

Pośpiesznie przykrył też palcami mikrofon, w razie, gdyby został już włączony. To samo zrobiła brunetka. Nie chciał, aby ludzie wokoło słyszeli jego prywatne rozmowy.

— Nie, nie. Po prostu nie przyszła dzisiaj do biura. Chciałam zapytać, bo myślałam, że wzięła zdrowotne. Jest w zaawansowanej ciąży, sama jestem w szoku, że jeszcze upiera się na pracę. Powinna wypocząć.

Jego mięśnie momentalnie spięły się gwałtownie, a do umysłu uderzyła burza gorąca. Milion scenariuszy na sekundę przebiegło przed oczami, a tylko niewielka, nikła ich część stanowiła pozytywne wyjaśnienie tej sytuacji. Ruby dosłownie szykowała się z nim dzisiaj rano do pracy. Ubierała wczoraj prasowaną koszulę, naciągała plisowaną spódniczkę, którą Charlie pochwalił. Układała długo włosy, finalnie zbierając ze stołu w kuchni swoją teczkę z logiem stacji telewizyjnej podczas zarzucania torebki na ramię. Wszystko zgadzało się z rutyną, którą Charlie znał wręcz na pamięć.

A co, jeżeli miała wypadek? Pewnie zostałby powiadomiony przy trafieniu do szpitala, a w przypadku, gdyby nic jej się nie stało, na pewno zadzwoniłaby sama. Miała coś do załatwienia rano? Zawsze mu o wszystkim mówiła, nawet gdy tylko myślała na głos, układając cały plan dnia. Charlie usłyszałby jakąkolwiek kwestię o zmianie codziennych planów. Wyjazdu na miasto i nagłego zlecenia też raczej by nie miała, zważając na to, że była godzina dwunasta, a od czasu zajścia w ciążę dostawała raczej zlecenia w biurze, niżeli wywiady.

Strach zaprzątnął umysł przerażonego Wilsona, a nerwy przysiadły na spiętych ramionach. Nerwowe spojrzenie spotkało się z dziennikarką, która najadła się kolejną falą niepewności, gdy dostrzegła wnikliwe przerażenie w ciemnych, czekoladowych ślepiach. Przełknął jedynie zatrzymaną w gardle gulę, oglądając się za siebie, aby dostrzec jak Miles i Vivienne dyskutowali coś zawzięcie z pracownicą telewizyjną, a kamerzyści niecierpliwili się za oczekującą, przeciągającą się pracą. Charlie wykorzystał tę okazję, aby pośpiesznie wyciągnąć z kieszeni telefon, nawet nie odpowiadając reporterce.

Pospiesznie odblokował ekran, wybierając drżącym i spoconym kciukiem ikonkę kontaktów. Przejechał przypięte na samej górze numery, natychmiast wybierając ten podpisany dodatkowo dwoma, urokliwymi serduszkami. Przyłożył urządzenie do ucha, nie zwracając uwagi na ludzi żywo dyskutujących wokoło niego czy prezenterkę wbijającej w niego pełne zaniepokojenia, wyczekujące spojrzenie.

Charlie odetchnął z trudem, zaczepiając wyczekujące spojrzenie za pobliską szybę. Dłonie mu drżały, a serce łomotało jak oszalałe. Gorąc uderzył do tego stopnia, że pośpiesznie odpiął ostatni guzik koszuli, luzując agresywnym ruchem, krawat przy szyi. Cudem powstrzymywał łzy, gdy pierwsze trzy, głuche sygnały snuły coraz większe przerażenie.

Ruby była dla niego wszystkim.

Jedyną iskierką rodzinnego ciepła, jaką posiadał. Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś jej się stało.

Ruby nie odebrała.

Gdy doszczętnie zaburzył poczucie realności Charliego, drobna zmiana dźwięku zaszczyciła go w telefonie. Wiadomość.

Jestem zajęta, słońce. Oddzwonię za godzinkę.

                        Ruby rzeczywiście oddzwoniła zaraz po skończeniu wywiady. Wyjaśniła, że najprawdopodobniej minęła się w biurze z Amandą, a z nią wszystko w porządku. Była w pracy, cała zdrowa, roześmiana na dźwięk wystraszonego głosu ukochanego.

Ruby w ich związku była tą o wiele bardziej rozsądną. Można było nazwać ją nawet głową związku, osobą noszącą spodnie. Załatwiała wiele ważniejszych spraw, w ryzykownych sytuacjach zawsze znajdowała plan idealny, a gdy dopadały chwile słabości, nigdy nie pokazywała po sobie rozgoryczenia. Charlie podziwiał ją za to, jednak miał wrażenie, że ostatnie czasy ta Ruby znana ze stalowej, emocjonalnej bariery, w końcu zaczynała się łamać. Dziewczyna odpływała myślami, zamykała się w sobie, milkła, zapominając o ich tradycji usypiania siebie każdego wieczoru w ramionach podczas opowiadania całego, nawet niebywale nudnego dna. Teraz wszystko wydawało się mniej emocjonalne. Gdy wracał do domu albo pokładał się jeszcze w pustym łóżku, a momentami wtulał się już w plecy ukochanej. Mieli coraz mniej czasu dla siebie, na chociażby nikłe, swobodne rozmowy.

Dlatego, żeby wszystko choć trochę nadrobić, chciał odebrać Ruby z pracy.

Jednak zamiast pod budynek telewizji został wysłany na ruchliwą dzielnicę mieszkalną na skraju miasta. Bez podania sensownej przyczyny.

Więc czekał spokojnie. W radiu leciała jakaś viralowa piosenka z TikToka, a smukłe palce mężczyzny wystukiwały rytm w skórzaną kierownicę. Łokieć spod podwiniętej koszuli opierał się o boczną szybę, a czarnowłosy ułożył na złożonej pięści głowę, wpatrując się bez wyrazu w sięgające chmur wieżowce, bijące swoim przepychem i bogactwem po oczach. Westchnął cierpiąco pod nosem, zaciskają usta. Nie zauważył przez to, jak drzwi od strony pasażera otworzyły się nagle, a do środka wpadła z szerokim uśmiechem Ruby.

— Cześć, kochanie! Dzięki za odebranie, jesteś najlepszy — zachichotała pogodnie, rzucając swoją torebkę na tylne siedzenie i natychmiastowo zapięła pasy.

Charlie zerknął w jej stronę, od razu dostając soczystego całusa prosto w prawy policzek. Poczuł mazistą powierzchnię pomadki na resztach niedogolonego zarostu, mimowolnie uśmiechając się skromnie pod nosem. Przejechał ostrożnym spojrzeniem po sylwetce ukochanej. Jej szeroki uśmiech kontrastował z bladą niczym ściana twarzą, a drobne, ciemne plamki wokoło oczu nie wyglądały jak zaplanowany chwyt makijażowi, którego idei Charlie jako pseudogłupi, ograniczony facet nie potrafił pojąć.

Charlie zacisnął palce na kierownicy, wyrzucając wszystkie sprzeczne myśli z głowy. Zmienił bieg, aby wyjechać z parkingu i włączyć się do ruchu.

— Nie ma problemu. Dlaczego chciałaś, abym podjechał po ciebie tutaj, a nie tak jak zawsze? — zapytał akurat w chwili, gdy dziewczyna zerknęła w telefon, odczytując jakiegoś firmowego maila.

— Byłam na posterunku policji po informacje w sprawie głośnych ostatnio przekrętów finansowych jednej z korporacji — odpowiedziała bez podniesienia nawet spojrzenia w stronę Wilsona.

Charlie się skrzywił. Wyjeżdżając na główną, dwupasmową drogę rozejrzał się po najbliższej okolicy.

— Tu jest posterunek policji?

Ruby pokiwała żywo głową. Odpisała coś jeszcze szybko swojej koleżance, rzucając komórkę na kolana przykryte czarną spódniczką. Od razu wskazała za szybę po swojej stronie, kierując palec w stronę drobniejszej uliczki. Charlie skrzywił się jeszcze bardziej. Ruby pokazywała na zwykły sklep spożywczy, a sam Wilson niespecjalnie kojarzył, aby pośród szarych bloków mieszkalnych była kiedyś komenda policji, jednak uwierzył na słowo.

Nie miał powodów do niewierzenia jej. To wszystko to wina wyłącznie jego wyobraźni.

W tym momencie jego umysł zaprzątała zupełnie inna myśl.

— Myślę, że powinnaś wziąć już wolne w pracy, kochanie. Twoja koleżanka, której udzielałem wywiadu, myślała, że poszłaś już na zwolnienie. To pokazuje, że to dobra pora. Nie powinnaś się tak przemęczać — odparł spokojnie i ostrożnie Charlie, zahaczając palcem o lewy kierunkowskaz, aby zjechać na drugi pas.

Charlie miał zaproponować Ruby wzięcie wolnego już szmat czasu temu. Wiedział, że kocha swoją pracę, żyje karierą i spełnia wszystkie dziecięce marzenia przed kamerami telewizyjnymi, jednak zwykła troska o ukochaną skłaniała ku takiemu rozwiązaniu. Ruby była cholerną pracoholiczką.

Kątem oka dostrzegł, jak dłonie kobiety zaciskają się na materiale spódniczki. Charlie momentalnie pożałował, że w ogóle odważył się zacząć ten temat. Mimo to Ruby odpowiedziała mu w miarę spokojnym, stonowanym tonem.

— Nie. Chcę pracować — szepnęła, odwracając głowę w stronę szyby po prawej.

Wilson powoli uścisnął drobniejszą, subtelniejszą rękę i nie odrywając wzroku z zakorkowanej drogi tuż przed nimi, podsunął zimną dłoń ukochanej pod nos, składając na wierzchniej, bladej stronie ciepły, rozgrzewający pocałunek.

— Chcesz pracować dla pasji czy nie chcesz żerować na mojej wypłacie? — zapytał spokojnie, a kobieta westchnęła z trudem.

— I to, i to, Charlie. Wiem, że nie masz problemu ze spłacaniem wszystkiego przez ten czas, ale... tu nie chodzi tylko o to. — Przerwała, uderzając potylicą o skórzany zagłówek. Momentalnie całe wcześniejsze szczęście wyrysowane na twarzy kobiety, teraz rozpłynęło się niczym chmury na niebie. Oczy zalśniły zmartwieniem oraz lękiem, a kąciki ust upadły ku zmęczeniu. — Mama nie wyrabia ze spłacaniem kredytów. Po prostu chcę jej jakoś pomóc.

Charlie wciągnął ostrożnie haust powietrza w płuca.

Tak jak w wielu domach tematem, którego broń Boże nie powinno się poruszać, była polityka, tak w ich domu nikt nie chciał dotykać tematu rodziny Ruby. Rodzina Flores była specyficzna. Sama Ruby nie chciała rozmawiać o spokrewnionych z nią ludziach, a Charlie nigdy nie czuł się dobrze, wysłuchując starych historii czy obrzydliwych nieprzyjemności. Z dość sporej i rozległej rodziny ukochanej poznał jedynie jej mamę. Kochaną, ciepłą i niebywale szczerą osobę, którą kochał jak własną rodzicielkę. To była jednak cała rodzina, z którą oboje mieli kontakt. Charlie nie miał nikogo, natomiast Ruby miała tylko mamę.

Wiedział również, że ojciec rodziny Flores zmarł. Dziewczyna posiadała dwóch braci. Zmarłego, starszego Chestera, który poległ w walce z nowotworem kilka lat po swoim ojcu oraz młodszego, o którym nie mówiono. Ponoć nie utrzymywał kontaktu z rodziną.

Charlie ścisnął mocniej dłoń ukochanej, wiedząc, że nie było dla niej łatwe poruszanie tematu długów i kredytów mamy. Pogładził spokojniej kciukiem szorstką skórę, nie odrywając wzroku od jezdni.

— Ja mogę spłacić kredyty twojej mamy. To nie jest dla mnie problem — zapewnił, jednak Ruby pokręciła momentalnie głową.

— Doceniam to, Charlie. Doceniam to ja i mama, ale żadna z nas nie przyjmie od ciebie takich pieniędzy. Połowa długów mamy to zaciągnięte kwoty przez ojca w kasynie. To brudne pieniądze, nie powinieneś się poświęcać dla nich — szepnęła spokojniejszym, delikatniejszym już tonem, odwracając głowę w jego stronę. Zaczepiła przelotnie spojrzenie na zarysowanych zmartwieniem rysach twarzy Charliego.

Zaciętej linii żuchwy i ostrożnym spojrzeniem, rzekomo omiatającym powagą drogę przed nimi, a jednak gubiącym się w bańce rozmyślań. Wzrok pognał za dłonią wciąż ściskaną przez starszego, a poczucie winy wybuchło we wrażliwym, cierpkim sercu kobiety. Ujęła mocniej dłoń ukochanego, splatając palce.

— Przepraszam, że cię zamartwiam w czasie kampanii. Ostatnio strasznie dużo myślę o tym problemie i o swojej... rodzinie. Powinnam cię wspierać w tym czasie, a nie dołować.

Charlie odetchnął ukradkiem, zerkając ostrożnie na ukochaną.

— To przez to jesteś taka wyciszona?

— Mhm.

Czarnowłosy od razu uśmiechnął się skromniej. Nie chciał, aby wyglądało to tak, jakby lekceważył jej problemy. Sytuacja, z jaką borykała się ona i mama, była tragiczna. Długi zmarłego ojca, wyrzeczenie się młodszego brata, jeszcze wcale nie tak dawny pogrzeb najstarszego z trójki rodzeństwa. Charlie, gdyby miał wybierać, byłby skłonny stwierdzić, że Ruby wycierpiała się ze swoją rodziną więcej niż on sam. On nigdy nie poznał matki, ojca. Miał tylko jedno, nikłe zdjęcie ze szpitala, gdzie jego rodzicielka trzymała w ramionach, a ojciec uśmiechał się szeroko, obejmując ich dwójkę. Jego drzewo genealogiczne było startą skamieliną, popękaną i poniszczoną w dniu śmierci rodziców.

Odeszli, nim ich syn zdołał nauczyć się wymawiać pierwsze słowa. Charlie nie miał przeszłości. Miał tylko przyszłość, którą mógł namalować tak, jak tylko zapragnie, bez szarganego brzmienia przodków. Ruby miała smutną, niebywale okrutną historię, która zacierała ślady na każdym nowym, pewnym kroku w przyszłość.

Współczuł jej. Współczuj jej cholernie chowania ojca, brata, spotkania się z wyrzeczeniem ze strony młodszego rodzeństwa.

Dlatego też chcąc rozwiać tę grobową atmosferę, uniósł ponownie dłoń kobiety do ust, składając na skórze szereg kilku, urokliwych i lekko figlarnych pocałunków sunących wzdłuż szczupłego ramienia.

— Czyli jednak nie zrobiłem niczego źle i dalej kochasz mnie równie mocno, co wcześniej?

Ruby roześmiała się dosadnie na te słowa, pozostawiając cały żal i piekące żarliwym bólem kłucie w sercu. Uśmiechnęła się szczerze i pewnie, wyciągając dłoń w stronę zawstydzonego, skruszonego mężczyzny. Roztrzepała czarne, puchate kosmyki, chichocząc skromnie i urokliwie pod nosem.

W końcu brzmiąc jak ta Ruby, którą Charlie tak szaleńczo kochał.

— Oczywiście. Kocham cię nawet mocniej niż wcześniej — zaśmiała się dźwięcznie kobieta, sprawiając, że cały lęk wyparował z ciała Charliego.

Martwił się, że to, co w ostatnich tygodniach działo się między nim, a ukochaną było winą serc, które zaczęły odsuwać się od siebie. Przestały zachwycać się pięknem uczucia, przyzwyczaiły się, przeniosły na szalę kruchej codzienności, która towarzyszyć będzie już do końca życia. Bał się, że to, co było między nimi, zaczęło parować niczym szklanka wody pozostawiona na działanie upału.

Słowa ukochanej jednak uspokoiły go. Sprawiły, że szczere, znajome od lat śmiechy zasiadły w samochodowym zakątku, zabijając ich czujność.

Zamordowały wyczucie i ostrożność, pozostawiając głuchych na wygrywaną, chińską melodię zepsucia.

Continue Reading

You'll Also Like

318 92 17
Seoho od kilku miesięcy chodzi do kwiaciarni po kwiaty dla swojego przyjaciela, który wiecznie go prosi o taką przysługę. Niestety chłopak spotyka ta...
5.1K 354 5
UWAGA ZAWIERA SPOILERY DO GURO GANGS Jimin i Jungkook starają się żyć po tym, jak go stracili. Jednak to jest życie po życiu, puste i ciemne. Pełne b...
27.7K 1.7K 9
/SKOŃCZONE/ Ostatnia wycieczka klasowa Byun Baekhyuna, czy to odmieni jego życie? Jak potoczy się jego spotkanie z Chanyeolem? Kto wygrał zakład? ~O...
9.8K 1.3K 17
Jeden głęboki oddech, który sprawił przeogromny ból, dał Baekhyunowi do zrozumienia, że jego serce niedługo przestanie już bić dla Chanyeola.