Jak wytresować smoka - Millen...

By kocuritto

218 16 14

Rok 2073. Bernt, Norweski młody, agent PST dostaje wezwanie. Jednak od samego początku wyczuwał, że to nie bę... More

Rozdział I - Praca
Rozdział III - Dom

Rozdział II - Rodzina

50 5 4
By kocuritto

Następnego dnia Bernta nie musiał budzić już budzik. - Wyśpij się. Łatwo mówić osobie, która siedzi na dupie całymi dniami i wydaje tylko rozkazy. Nie spał całą noc. Gdy tylko próbował przed oczami znów miał kolejne pytania, wikingów, krakena zbyt dużego, żeby mógł żyć w warunkach wodnych. Krakena którego wyrzuciło na ląd w Bergen, a swoje macki położył na całej Norwegii. Tym krakenem było Berk. I najważniejsza sprawa, to "coś" z recepcji. Nie wie czemu tak bardzo zapadło mu to w umysł, nie wie, dlaczego przez cały czas wyobrażał sobie ludzi latających na tym czymś. Przecież to niedorzeczne. 

Wstał.

-Kurwa... 

- Witaj Bernt, jest środa 3 listop...  -Zaczęła automatycznie zaprogramowana Alice.

-Skończ tą formułkę, która jest godzina? 

-9:32. Z twoich odczytów biometrycznych wynika, że doznałeś efektu spożycia zbyt dużej ilości alkoholu poprzedniego dnia. W robocie kuchennym czeka na ciebie napój z proteinami. 

-O nagle zaczęłaś się martwić, gdy wczoraj powiedziałem, że ciebie też mam wymienić? -Uśmiechnął się lekko. -Dziękuję, Alice. 

Oprócz zmęczenia, potwornych zawrotów głowy oraz smaku wymiocin w ustach czuł podekscytowanie, ale również strach. Jechał na misje sam, nie wiedział z czym ma się liczyć. To wszystko go przerastało. To wszystko... to było za dużo. 

-Alice, znasz jakieś sposoby na rozładowanie nerwów? 

-Z informacji w sieci wynika, że dobrymi sposobami są Joga, oraz Medytacja. 

-Czekaj co? -Powiedział Bernt krztusząc się napojem przygotowanym przez robota. Smakował paskudnie, kolor tego wywaru był praktycznie taki sam jak to co siedziało mu na żołądku. 

-Chcesz mi powiedzieć, że 2 godziny przed wylotem na tak ważną misję mam się rozciągać czy siedzieć po turecku z zamkniętymi oczami? 

-Polecam również... 

-Daj już spokój sam sobie jakoś z tym poradzę. 

Podszedł do szafy. Nie miał tam zbyt wielu ubrań. Dwie pary spodni taktycznych, trzy koszulki, które były już mocno schodzone, jedna para jeansów, trzy pary butów, każde do czegoś innego i oczywiście garnitur. Był on lniany, przewiewny, na praktycznie każdą okazję. Jego beżowy kolor podkreślał, bladą, piegowatą cerę Bernta, uwydatniał także kolor jego włosów.

-Po co mam zakładać ten garnitur? - Pomyślał. - Przecież jadę na misję odnalezienia księgi. Bardziej przydałby mi się jakiś strój taktyczny albo cokolwiek innego a nie garnitur.

Wtem w jego głowie rozległ się dźwięk połączenia. To była Elin.

-Cześć, po co tak właściwie dzwo...

-Słuchaj, za niedługo mam ważną konferencję, nie mam czasu, więc będę mówiła szybko. Spakuj ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy, również te taktyczne. Przed lotniskiem w czarnej limuzynie będą czekać na ciebie osoby, które zabiorą cię na samolot. To oni zdradzą ci szczegóły.

-Jak to "czarna limuzyna". Nie polecę tam służbowo tylko z jakąś mafią?

-Plany się zmieniły i to nie jest żadna mafia. Posłuchaj wiem, że możesz się bać, że pakuje cię w jakieś bagno, ale to nie tak jak myślisz. Pamiętaj co ci mówiłam. Są pokojowo nastawieni.

-Czyli to Ber... -Powiedział zniżonym tonem głosu.

-Takich rzeczy nie mówi się przez telefon. Tak jak powiedziałam. Plany. Się. Zmieniły.

Rozłączyła się.

-Co to miało do cholery być? Mam być jej pionkiem? Może chce mnie wprowadzić do jakiejś sekty, żeby sama mogła się wymigać? - Był roztrzęsiony.

-A-alice, która godzina?

-10:45. Na wschodnich wyspach dalej pojawiają się liczne trzęsienia ziemi, proszę o tym pamiętać.

-Czyli muszę zaraz wychodzić, dzięki.

Bernt wyciągnął walizkę z dolnej części szafy i zaczął pakować, bieliznę, odzież taktyczną i rzeczy potrzebne do przeprowadzenia śledztwa. Była tam między innymi Karta dostępu oraz odznaka PST. Karta mogła otworzyć praktycznie każde drzwi, oprócz tych rządowych. Poszedł do toalety, wziął prysznic. Woda lejąca się po nim, kapiąca na kafelkową podłogę podnosiła go na duchu. Czuł jakby całe nerwy związane z misją wpływały wraz z wodą do odpływu. To był jego złoty środek na odstresowanie się. Stanął przy lustrze. Był blady jak skała. Jego twarz była praktycznie bez wyrazu. Nie umiał ani okazać smutku, ani lekko się uśmiechnąć. Serce waliło mu jak talerze perkusisty w jakimś rockowym zespole. Wyciągnął rękę po szczoteczkę do zębów. Ona też mu drżała.

-Co się ze mną dzieje?

Zaczął myć zęby. Cały bród, zapach, posmak z poprzedniego wieczora znikał z jego buzi wraz z kolejnym ruchem szczoteczki. Chwycił za ręcznik. Podczas wycierania ciała czuł jak wszystko powoli odstępuje. Mija walenie serca, jego twarz wraca do typowej dla niego lekko bladej cery. Wyszedł z łazienki i od razu ubrał garnitur. Leżał na nim idealnie, był lekko pomiętolony, ale to nie była wina złego przechowywania, a samego materiału. Lniane tkaniny łatwo jest doprowadzić do nieładu, jednak dodawało to charakteru całemu strojowi. Ubrał niewygodne skórzane pantofle, chwycił walizkę i ruszył do wyjścia.

-Pieprzone windy. Przez ten cały stres nabawię się klaustrofobii. -Bernt zauważył, że jego ręce znowu zaczęły się pocić. -Czym ja się tak denerwuję? Zwykła misja, znajdę tą książkę i wracam do domu. Nic trudnego.

Drzwi od windy otworzyły się. Bernt nawet tego nie zauważył. Przed wejściem stał starszy pan, który ze zdziwieniem przyglądał się temu co mówi mężczyzna w garniturze.

-I na co się patrzysz? -Zapytał.

-Wszystko dobrze proszę Pana? -Odpowiedział zestresowany staruszek.

-Tak, tak, przepraszam. Cięższe dni w pracy. -Nerwowo uśmiechnął się do dziadka ten odpowiedział mu tym samym.

Wyszedł. Taksówka już na niego czekała. Wsiadł do niej, nie przypatrując się otoczeniu. Nie miał na to siły, nerwów. Zachowywał się tak jak reszta społeczeństwa w tym mieście. Myślał tylko o sobie.

Podróż na lotnisko przez zakorkowane miasto wciągu południa zajęła mu 40 minut. Był idealnie na czas. Przed lotniskiem nie było parkingu. Jedynie ludzie, którzy pospiesznie gnali na swój samolot lub do paru taksówek stojących przy wyjściach z lotniska. Wszyscy zajęci swoimi sprawami.

-Dziękujemy za skorzystanie z naszy... 

Bernt trzasnął drzwiami. Autopilot nie zdążył nawet wypowiedzieć swojej durnowatej formułki, którą przytacza zawsze na końcu podróży. Limuzynę było widać z daleka. Był to długi Hammer z lat 30. Oczywiście czarny z przyciemnionymi szybami. Nerwowo ruszył w jego stronę, co chwila powtarzając słowa Elin: "wylatuje ja, wylatujesz ty".

-Kto mógłby wylecieć z szefostwa za nieodnalezienie jakiejś księgi? Ktoś kto ma przystawiony pistolet do skroni i musi robić wszystko na zawołanie - Pomyślał -Musieli ją jakoś zmusić nikt normalny nie podjąłby się zadania wiedząc jakie jest ryzyko.

Z oddali zauważył jak od strony chodnika otwierają się drzwi limuzyny. Wyszedł z niego dużej postury mężczyzna. Był sam. Miał na sobie czarny idealnie wyprasowany garnitur. Na jego twarzy rozbrzmiewał uśmiech. Zakrywały ją długie rozpuszczone włosy, a broda zawinięta w warkocza sięgała przepony. Jego cera była blada, podobnie jak Bernta, jednak na policzkach pod kosmykami brody, można było dojrzeć rumieńce. Chodził o lasce, wykonanej z norweskiego świerku ze złotymi zdobieniami. Mężczyzna zauważył jego agenta z daleka i krzyknął:

-Ahhh, witaj Bernt!

On zaś przyspieszył kroku, żeby jak najszybciej podać rękę mężczyźnie jakby wyciągniętego z drakkaru. Nie był przyzwyczajony do tak nieformalnych przywitań.

-Witam, widzę, że Elin już zdążyła mnie przedstawić - Z zakłopotaniem powiedział, podając rękę.

-Tak tak, zdążyła. Ja nazywam się Ivar. -Odpowiedział z uśmiechem na twarzy mężczyzna.

-A więc, chciałbym dowiedzieć się jak miałaby wyglądać ta księga, w jakich okolicznościach została skradziona i ogólnie podstawowe informacje, żebym mógł w jakikolwiek sposób zacząć.

-Księga? Aa, no tak ta księga. Spokojnie porozmawiamy o tym, no wiesz, w powietrzu hehe. Tym czasem pozwól, że zapale.

Mężczyzna wyjął z wewnętrznej kieszeni cygaro. Jego złote zdobienia wskazywały na to nie było ono tanie. Zresztą jak wszystko w jego otoczeniu. Odciął końcówkę nożem wyjętym z tej samej kieszonki. Jednak nie był to zwykły nóż. Na jego drewnianej rękojeści można było zobaczyć starannie wystruganą istotę, podobną do tej którą, Bernt widział już nad recepcją w swojej siedzibie, ale ta różniła się od tamtej. Miała wyryte ostre zęby, długą szpiczastą szczękę, a cała była jakby w... Płomieniach. Następnie do jego dłoni powędrowała srebrna zapalniczka, którą sumiennie podpalił tytoń.

-A więc, Bernt, stresujesz się? -Zapytał Ivar wypuszczając dym.

-Może trochę. Jednak to moja pierwsza misja, w której jestem dowódcą.

-Dowódcą? Czego? -Zdzwił się mężczyzna i ruszył w stronę drzwi lotniska kuśtykając na jedną nogę.

-D-dowódcą zespołu.

-Nie Bernt. Jedynej osobie, którą będziesz mógł dowodzić jesteś ty. Wiesz czemu? Bo będziesz działał sam. - Uśmiechnął się. Lekko złowieszczo, jednak Bernt tego nie zauważył. Nie umiał mu spojrzeć w oczy. Bał się.

-Elin mnie nie poinformowała o takiej zmianie.

-Jak to cię nie poinformowała? Zresztą nie ważne. Ja cię teraz informuje. Ale nie bój się to będzie tylko szukanie durnej książki, którą mogliśmy schować na którejś z naszych wysp prawda? - Mężczyzna spojrzał na niego złowrogo

-S-słucham? - Zamurowało go. Jakim cudem powtórzył jego zdanie słowo w słowo. Elin musiała mu powiedzieć, przecież nie było innej opcji, żeby... 

-Podłożyliśmy Elin podsłuch. Wiemy o wszystkim co mówiłeś o nas w tym pokoiku dla więźniów, którzy nie chcą po dobroci. Ale słuchaj nie przejmuj się - Twarz Ivara znowu się zarumieniła. - Szybko zmienisz o nas zdanie. Jesteś uprzedzony. To dobrze, bo świat mimo braku wojen zmienia się na gorsze. Jednak nie wszyscy o tym wiedzą.

Bernt nie wiedział co robić. -Jak to wiedzieli wszystko? Przecież za coś takiego w najgorszym wypadku mogliby mi odstrzelić łeb. Jednak jak widać naprawdę nie są tacy źli. Chociaż to mogą być tylko pozory. Poza tym kto nie widzi tego, że świat zmienia się na gorsze?

-P-przepraszam, że zapytam, a-ale jakie one?

-Nie ważne. Dowiesz się wszystkiego podczas lotu.

Ivar przygasił żarzącą się końcówkę cygara o jedną z popielniczek przed wejściem i włożył je do świerkowego pojemnika które wyciągnął ze spodni. Na tym były wygrawerowane płomienie.

-Po co do cholery wszędzie dają jakieś obrazki, symbole? -Pomyślał

-No dobra, wchodzimy. Będziemy mieli eskortę przy wejściu. -Mężczyzna poklepał z uśmiechem Bernta i razem weszli do środka.

Lotnisko było ogromne. Automaty z jedzeniem, budki w których siedzieli Japończycy przygotowujący ichniejsze potrawy, czy pełno bramek, kas biletowych. Praktycznie wszystko było autonomiczne za Kasami nie siedział ani jeden człowiek. Wszędzie było szaro. Szare kafelki na podłogach, betonowe ściany. Sufit tego samego koloru przykrywały zaś holograficzne reklamy, pnące się po nim jak liany w dżungli.

Tak jak mówił Ivar. Eskorta czekała na nich przy drzwiach. Przypominali pachołków z siedziby nie tylko wyglądem, ale i też bezinteresownym zachowaniem.

-Pan Ivar? Proszę z nami. - Powiedział jeden z nich.

-Idziemy, idziemy.

Przeprowadzili ich koło bramek, bez jakiekolwiek kolejki, nie mieli sprawdzanego bagażu, nie przechodzili też obok żadnych sklepów. Prosto do hangaru, w którym czekał już na nich czarny, prywatny odrzutowiec. Po dotarciu ochroniarze ich opuścili. Nagle schodami od samolotu wyszedł pilot.

-Mamy pilota? -Zapytał z zaciekawieniem Bernt. -Dlaczego nie używacie autonomicznych pojazdów?

-Nie ufam tym badziewiom. Zresztą tam, gdzie lecimy nie zabierze cię żaden autopilot - Zaśmiał się Ivar.

-Jak to, przecież mieliśmy lecieć do Bergen, tak się umawialiśmy.

-Ale później plany się zmieniły, o tym Elin cię poinformowała, prawda?

-Coraz bardziej mi się to nie podoba - Pomyślał. -W jaki sposób mam odnaleźć księgę nie będąc nawet w miejscu, w którym była?

-Możemy ruszać - Krzyknął pilot. Wyglądał jak każdy inny z filmów z lat 20. Złote pilotki z zadymionymi szkiełkami na oczach, czarne spodnie, biała koszula z jakimiś odznaczeniami na barkach. Nie odróżniało go nic, oprócz tego, że ten zapewne dużo dostał w łapę.

-No to chodź Bernt lecimy. Spodoba ci się zobaczysz. - Brodacz uśmiechnął się szeroko do niego i poklepał go po plecach.

Obydwoje weszli do samolotu. Wykończenia w wyglądały jakby na pewien czas osiedlili się w nim wikingowie. Podłoga z ciemnego dębu, fotele pokryte futrem, zawieszone topory na ścianach po obu stronach drzwi prowadzących na dziób i koniec pojazdu. Skórzana tapicerka w kolorze brązowym, nawet kubki były drewniane. Jednak najciekawszy był obraz. Obraz tej samej istoty, którą Bernt miał okazję zobaczyć nad recepcją. Dokładnie tej samej. Tylko, że tutaj była ona starannie namalowana, wykończona, zadbana. Dzięki temu udało mu się ustalić jeszcze jedną rzecz. Miała łuski.

-I jak podoba ci się? - Zapytał z zaciekawieniem Ivar.

-Wow... odebrało mi mowę. Wszystko tutaj jest inne, tak bardzo różni się od naszej szarej rzeczywistości.

-Prawda? Odrzutowiec został zrobiony na zamówienie, jest jedyny w swoim rodzaju. Tylko nim możesz się dostać tam, gdzie nas zabierze.

-A gdzie to właściwie jest? - Bernt dalej nic nie wiedział. Równie dobrze mogliby go w tym momencie wywieźć na Syberię albo zrzucić w głąb morza i słuch by po nim zaginął.

-Spokojnie, dowiesz się jak dolecimy, już się tak nie stresuj. A teraz usiądź. Napijesz się czegoś?

-Szklankę brandy, jeśli można

-I to lubię, Bez cackania się! - Zaśmiał się brodacz.

Wystartowali.

Usiadł. Ivar przyniósł dwa kubki i butelkę, położył na stole po czym umiejscowił swoje wielkie ciało naprzeciwko Bernta. Jego spojrzenie w tym momencie było skierowane prosto na niego, zapadła cisza. Brodacz wpatrywał się na biednego, nie wiedzącego co się z nim stanie chłopaka. Po parunastu sekundach, które dla obserwowanego trwało godzinami w końcu powiedział:

-No więc, posłuchaj mnie. To co ci teraz powiem może trochę namieszać ci w głowie. Nie jesteś tu przez przypadek. Musieliśmy słono się napracować, żeby wyciągnąć cię z tego bagna.

-Jak to? Wy mnie wybraliście?

-Nie, nie wybraliśmy. My cię w końcu znaleźliśmy!

Bernt niczego nie rozumiał.

-Jak to "znaleźliście"? Nigdy wcześniej o was nie słyszałem.

-Powiedz mi skąd jesteś? - Zapytał po czym nalał brandy do obu kubków.

-Z Oslo. A przynajmniej tak mi się wydaje. Rodzice zostawili mnie w bidulu jak miałem 3 może 4 lata. Miałem kilka rodzin zastępczych, ale nigdy na więcej niż rok. Wszyscy myśleli o sobie, nikt tak naprawdę nie traktował mnie jak dziecka czy nastolatka. Bardziej jak służącego, niewolnika. Chcieli mnie wykorzystywać do sprzątania, usługiwania. Po 21 roku życia wyszedłem stamtąd. Dostałem się na akademię policyjną i teraz jestem tu, gdzie jestem.

-Hmm, z Oslo powiadasz? - Ivar uśmiechnął się do chłopaka. - Słuchaj, Berk to nie jest żadna mafia, żadna organizacja czy co tam ci Elin nagadała. Berk to społeczność, to ludzie. Nie chcemy przejąć kontroli w kraju, sprowadzić go do kamienia łupanego. - Westchnął mężczyzna. - Mamy ludzi wszędzie, czy to rdzennych mieszkańców czy też opłaconych, ale to tyczy się tylko jednej sprawy. Jedynej która obchodzi każdego człowieka z naszego rodu. Jednak o niej dowiesz w swoim czasie, musimy zdobyć twoje zaufanie. Chronimy się przed światem zewnętrznym tylko z jednego powodu, dlatego o nas nigdy nie słyszałeś.

-No dobrze, ale dlaczego mi to mówisz, jaki to ma związek ze mną? Mam za zadanie odnaleźć waszą księgę i wracam do normalnego życia.

-Normalnego życia? - Ivar z śmiechem chwycił za kubek. - W takim razie wznieśmy toast za normalne życie! -Obydwoje stuknęli się kubkami i wypili ich zawartość. Po tym brodacz znów zaczął mówić. -Nie myślałeś kiedyś, żeby rzucić to wszystko i zamieszkać na jakiejś wyspie, żeby odciąć się od tego całego zgiełku w miastach, które mnożą się jak bakterie, żeby w końcu od tego wszystkiego odpocząć. Bernt, to o czym mówisz nie jest normalnym życiem, to bieganina, wyścig, w którym jedna na milion osób wygrywa. Reszta się go słucha i robi wszystko pod niego nie wiedząc nawet do końca kim jest. Wiem, że nie pożarł cię jeszcze ten system, widać to. W twoich oczach.

-Tak myślałem nad tym, ale...

-Ale co? Boisz się zostawić to wszystko? Boisz się, że gdy wyjedziesz nie poradzisz sobie, że tam masz stały dochód technologię i wszystkie inne udogodnienia? Uwierz, że tam, dokąd lecimy zaznasz spokojnego życia.

-Ja mam tylko odnaleźć księgę tłumacze to Panu przez cały czas.

-Księgę? O tej mówisz? - Ivar wyciągnął ze schowka pod siedzeniem niszczejącą starą, książkę. Jej okładka została oprawiona skórą a na przodzie znajdował się symbol. Tym symbolem była istota, której głowa znajdowała się na rękojeści noża Ivora. Wokół niej ciągnął się wzór, coś jak wieniec.

-N-nie wiem, w zasadzie to nawet nie wiedziałem, jak ona wygląda. Pan mi miał wszyst...

-Przejdźmy na ty, dobrze Bernt? Nie lubię tego całego sztucznego wyrachowania wplatanego w wypowiedzi. To o tej księdze mówiła ci Elin. Jest to któraś z kolei kopia oryginalnej księgi założyciela społeczeństwa Berk. Kiedyś się dowiesz co tam jest. Ta misja to jedna wielka bujda Bernt. Nic co ci szefowa powiedziała nie jest istotne. Posłuchaj mnie teraz bo to naprawdę ważne...

-Czekaj, czekaj. Jak to bujda? Jak to kurwa bujda? Chcecie mnie wywieźć, pojmać, czemu tak bardzo wam na mnie zależy? Nie dostaniecie za mnie okupu jestem nikim w tej jebanej Policji. - Bernt walnął pięściami w stuł przewracając tym samym szklanki na nim.

-Gdybyśmy chcieli cię pojmać siedziałbyś teraz tutaj? Nie. Leżałbyś związany w schowku a pod lotnisko nie podwiozła by cię taksówka tylko samochód jakiejś mafii a ludzie z niego wpakowaliby cię do bagażnika. -Brodacz, uniósł się, tak jak to zrobił chłopak.

Nastało milczenie. Obydwoje wpatrywali się przed siebie, ale nie na siebie. Nie byli na tym skupieni. Woleli unikać swojego wzroku. Jednak Ivar znowu przerwał cisze.

-Tak jak mówiłem to naprawdę ważne. W policji owszem jesteś nikim, ale nie u nas... Słuchaj znałem twoich rodziców.

-I co z tego, że znałeś jakiś ćpunów czy alkoholików?

-Jak możesz tak o nich mówić?!- Ivar wstał. -To twoi rodzice, zresztą skąd ci przyszło do głowy, że byli tak zepsuci?

-Nikt z normalnej rodziny Ivar, nikt z normalnej rodziny nie trafia do domu dziecka. Albo ktoś jej nigdy nie miał, albo nikomu na tobie nie zależało, jeżeli tam się znalazłeś.

Ivar zaniemówił. Było mu głupio, że tak bardzo uniósł się na Bernta. Usiadł, postawił kubki i znowu nalał do niej brandy.

-Przepraszam, nie powinienem tak naskakiwać. Przecież ty ich wcale nie znałeś. Twoi rodzice byli... wspaniałymi osobami. Oddali cię do domu dziecka, bo chcieli cię chronić, chronić przed twoim prawdziwym życiem. Mieszkali razem z nami, należeli do Berk. Nazywali się Markus i Ingrid. Markus był odważny, zawsze wiedział co powiedzieć, był... urodzonym przywódcą, a Ingrid, ohh piękniejszej kobiety nigdy nie widziałem, była wspaniała oddana, oddana w całości twojemu tacie, wdzięczna, pomocna, uwielbiała wspóle pogawędki w sali jadalnej, tak samo oglądać zachody słońca na tle morza.

-J-jak to ich znałeś? -Bernt nie wiedział co ma powiedzieć. Przez cały pobyt w domu dziecka próbował ich odnaleźć, uzyskać jakiekolwiek informacje o nich, a teraz dostaje wszystko na tacy. Dostaje, gdy iskierka nadziei umarła 5 lat temu. Tłumaczył sobie, że byli złymi ludźmi, że na pewno coś brali, że on był wpadką, pomyłką. Pomyłką, którą chcieli wymazać ze swojego życia. -P-posłuchaj wiem, że może to zabrzmieć głupio, ale... po prostu nie macie żadnej pewności, że jestem właśnie tą osobą, o której mówicie.

Brodacz podniósł się z wysiedzianego już fotela. Podszedł do barku i zaczął grzebać w szafce. Wyjął z niej kopertę. Zadbaną jednak trochę zżółkniętą ze starości.

-Masz, to dla ciebie.

Bernt ją otworzył. Nie dowierzał własnym oczom. Ujrzał tam zdjęcie. Zdjęcie swoje i swoich rodziców. Zrobione na tle morza. Jego matka ubrana była białą długą suknię z falbankami zdobionymi złotą nicią, zaczynającymi się od pasa w dół. Miała długie blond włosy piękną lekko piegowatą cerę bez ani jednej skazy, niebieskie duże oczy, a jej ogromny szczery uśmiech rozciągał się od policzka do policzka. Był uzależniający, jak cała jej osoba. Ojciec za to był dobrze zbudowany, z bladą skórą. Ubrany w białą koszulę, kamizelkę i spodnie garniturowe, w angielskim stylu. Miał ciemnobrązowe włosy, lekki zarost oraz zielone oczy. Wpatrzony był w Ingrid choć to nie dziwiło chłopaka. Na rękach trzymał dziecko. Tym dzieckiem był właśnie on. Uśmiechał się wystawiał swoje małe niezdarne rączki do mamy.

-Miałeś roczek, gdy wyjechałeś razem z nimi. Niestety, ale... już ich nie zobaczysz. -Z oczu Ivara wypłynęła łza, którą pospiesznie przetarł rękawem swojej marynarki. Wciągnął powietrze zatkanym nosem i mówił dalej. -To naprawdę dużo dla ciebie, jeżeli chcesz zostawię cię samego żebyś mógł to wszystk...

-Czemu wyjechali? C-co się z nimi później stało? -Pytał, wpatrując się dalej w zdjęcie. Do oczu napływały mu łzy, tak samo jak brodaczowi.

-Poprosili pilota, żeby poleciał z nimi do Oslo. Zgodził się i od tamtej pory nie było kontaktu z żadnym z was, aż do dzisiaj. Nasz człowiek z policji powiedział, że zginęli w wypadku. Autopilot źle przekalkulował zakręt na skrzyżowaniu a czujniki nie wykryły samochodu jadącego za nimi. Padało, pojazd nie wyhamował i uderzył prosto w nich. Pójdę do pilota porozmawiam z nim, zostawię cię samego. Jeżeli będziesz czegoś potrzebował... po prostu przyjdź. -Wstał, popatrzał ze smutkiem w oczach na chłopaka i poszedł w stronę dzioba.

-Ivar. - Bernt spojrzał na jego długie, rude, falowane włosy.

-Tak?

-Dziękuję. Dziękuję, że pokazałeś mi to wszystko. To wiele dla mnie znaczy.

-Nie ma za co dziękować. W końcu jesteś jednym z nas. -Odwrócił głowę i uśmiechnął się pocieszająco.

Jak to w ogóle się stało? - Pomyślał. - Moi rodzice, tyle lat ich szukałem. Wiem kim byli, ale czemu wyjechali? Zresztą nie ważne, to przeszłość -Bernt wytarł łzy z oczu i spojrzał przez okno odrzutowca. -Morze. Jest takie piękne. Nie dziwię się, że moja mama tak bardzo je uwielbiała. Jestem jednym z nich, ale czy na pewno tego chcę? Nie mam ochoty wracać, gdy czeka na mnie spokojne życie gdzieś, gdzie każdy traktuje cię jak rodzinę. Bardzo mi jej brakowało przez te lata. Mimo tego, że wyszedłem na prostą, mam dobrą pracę, wystarczające życie i nie skończyłem na ciemnych uliczkach jak moi rówieśnicy z domu dziecka to jednak chce spokojnego życia, o którym mówił Ivar.

Bernt wstał, schował zdjęcie delikatnie do koperty, wziął łyka brandy z kubka i poszedł w stronę kokpitu. Zapukał, a drzwi od razu otworzył Ivar i miło uśmiechnął się do niego.

-Cieszę się, że nie chcesz dłużej być sam. Samotność nigdy nie była lekiem. -Powiedział po czym poklepał go po ramieniu.

-Mógłbyś przyjść? Chciałbym pogadać. -Mówił przygnębionym głosem.

-Oczywiście pytaj.

-Za 30 minut lądujemy! - Krzyknął pilot.

Ivar skinął głową i zamknął za sobą drzwi. - No więc? Zapewne pytasz, dokąd lecimy.

-Mam dużo pytań jednak to będzie najbardziej odpowiednie.

-Lecimy na Berk. Naszą ziemię, wyspę, piękne miejsce, zamieszkane przez ludzi, którzy zawsze chętni są tobie pomóc, będą cię traktować jak rodzinę. Potrzebujemy pilota, bo tego miejsca nie ma na mapie. Gdybyś zobaczył trasę lotu, na jej końcu ujrzałbyś morze Norweskie.

-To wszystko brzmi, wspaniale, wręcz nie dowierzam, że jeszcze takie miejsca istnieją i mam nadzieję, że to wszystko prawda. Jednak wiem, że musi być jakiś haczyk.

Ivar w momencie spoważniał.

-Niestety, jest jeden. Ta księga, którą ci pokazywałem jest jednym z nich. Strzeżemy tajemnicy. Tajemnicy, która przekazywana jest od 17 pokoleń, bo widzisz 1000 lat temu żył pewien niezdarny chłopak. Był 10 lat młodszy od ciebie, gdy udało mi się pogodzić dwa różne światy. Światy które przez wieki prowadziły zawziętą wojnę.

-Dobrze, więc strzeżecie wiedzy o czymś o czym nie może się dowiedzieć nikt inny tak? Chciałbym zapytać o jeszcze jedną rzecz. Czym są te istoty?

-O czym mówisz? -Brodacz wyglądał na lekko zestresowanego.

-O tych które masz wygrawerowane na rękojeści twojego noża, o tych których obrazy są w siedzibie Policyjnej Służby Bezpieczeństwa i tutaj na tylnej ścianie samolotu. - Bernt odwrócił się i wskazał palcem na malowidło. -Na tej księdze... Również jest jedna z nich. Recepcjonistka w PST powiedziała mi, że ten czarny, jest symbolem odwagi i oddania. Jednak czym tak właściwie one wszystkie są?

-Tego właśnie musimy chronić. Wiedzy o nich. To nie są jakieś tam istoty. Jednak o tym wszystkim dowiesz się później, jak już wylądujemy.

-Nie, nie przepraszam, ale to wszystko brzmi jak jakieś brednie wyssane z palca. Na pewno nie jesteście żadną sektą? - Mówił Bernt.

-Nie jesteśmy. - Uśmiechnął się brodacz. - Trudno zaakceptować rzeczywistość, gdy na księżycu są hotele, a NASA zaczyna kolonizować Marsa, ale tak naprawdę prawdziwych tajemnic nie kryje kosmos, a Ziemia. Tysiąc lat temu wikingowie walczyli z nimi. Prowadzili zawzięte wojny, ale o tym ci mówiłem. Ten chłopak, o którym ci wspominałem, przeprowadził nasz lud przez wiele z nich. Jednak nie ze zwykłymi plemionami. Z ludźmi, którzy chcieli odebrać wolność tym istotą. Chcieli je wykorzystać do tego, aby przejąć władzę. Popełniali wiele błędów. Traktowali je jak niewolników. Tego właśnie boimy się najbardziej. Tego, że mentalność ludzi wcale się nie zmieniła.

-Ale jak to, czyli one nie są zmyślone? - Zapytał z coraz większym zaciekawieniem.

-Istnieją i niestety wszystko wskazuje na to, że za niedługo wyjdą na powierzchnie. Słyszałeś o licznych trzęsieniach ziemi pod wyspami Norwegii?

-Tak, mój asystent głosowy w mieszkaniu od tygodnia co rano mi o nich mówi.

-No właśnie! To są niepokojące znaki. Nikt nie wie z czego one wynikają. Naukowcy tłumaczą to ruchami płyt tektonicznych, ale my na Berk znamy prawdziwy powód. Smoki się budzą. Budzą, bo wykryły, że świat stał się spokojnym miejscem, poczuły, że praktycznie wszystkie kraje na ziemi zostały zdemilitaryzowane. Mają wspaniałe zdolności, których nawet my nie potrafimy wytłumaczyć. Naszym zadaniem jest chronić tajemnice o nich, a teraz przekonać Alfę, żeby zawróciły z powrotem, bo świat mimo wojen nie jest lepszym miejscem. Mentalność ludzka dalej jest taka sama.

-Alfę? Jak to przekonać? Do powrotu, gdzie? I one w ogóle dalej istnieją?

-Haha jak ty mało wiesz. I dobrze, oznacza to, że nasze starania nie idą na marne. Alfa jest to smok, który rządzi całym stadem. To on nimi dowodzi, on ich chroni, on daje im pożywienie. Kryją się pod nami. Pod morzem Norweskim. Znajduje się tam wejście do ukrytego świata, w którym kryją się wszystkie smoki. Zapiski w starych księgach wskazują na to, że jest tam przepięknie, miejsce pełne różnorakich kryształów, które emanują światłem we wszystkich znanych nam kolorach, olbrzymie nieznanego gatunku drzewa, strumyki wylewające się u podnóży jamy w których pływają przepiękne ryby. Trafiły gdzieś, gdzie zaznały spokoju. Teraz wszystko wskazuje na to, że chcą z tej jamy wyjść. Wczoraj w miejscu, w którym zamknęła się ona 1000 lat temu przeszedł ogromny wir. Żyjemy na najbliższej wyspie od niego. Około 20 kilometrów dzieli nas od wejścia do tego cudownego świata.

-Czekaj jak to zapisali? Był tam jakiś człowiek?

-Była dwójka, Czkawka i jego w tamtym czasie przyszła żona, Astrid. Czkawka to ten który pogodził te dwa światy. Jednak z tego co czytałem nie zawitali tam na długo. Inne smoki były do nich wrogo nastawione i musieli stamtąd uciekać. Nie zmienia to faktu, że ten cały ukryty świat wydaje się być wspaniałym miejscem.

-I przez tyle lat wszystkie te informacje tak idealnie się zachowały? Przecież to niemożliwe, żeby nikt się tam jeszcze nie dokopał. Na pewno ktoś chociaż raz tam zajrzał.

-Bernt, te istoty żyją tam od tysięcy lat, znają nas na wylot. Wiedzą jaką technologią się posługujemy i bardzo dobrze przed nią ukrywają. Zresztą, na te rozmowy przyjdzie jeszcze czas, teraz patrz za okno.

Continue Reading

You'll Also Like

6.4K 227 25
Życie Hailie z rówieśnikami w szkole układa się wspaniale, ma ona kochającą mame i babcie u których zawsze może liczyć na wsparcie. Pewnego dnia wszy...
201K 5.6K 29
Wojna została wygrana, a Hermiona Granger powraca do Hogwartu na "Ósmy rok" nauki. Jest zdeterminowana, aby raz na zawsze zmienić swoją łatkę mola ks...
6.9K 393 20
❝ - Ty na serio się w niej zakochałeś - spojrzałem na kumpla z lekko podniesionymi brwiami z zaskoczenia. - Żartujesz sobie ze mnie - prychnąłem pod...
6.7K 351 21
Co gdyby to Hailie wychowała się z ojcem a chłopcy z Gabrielą? Co gdyby to oni stracili matkę? Co gdyby Hailie miała córkę w wieku 19 lat? Co gdyby t...