Odrazu zerwałam się z miejsca i pognałam do telefonu, w celu skontaktowania się z Bartkiem. Było mi tak wstyd, czy naprawdę musiałam zapomnieć? Ale w sumie tak czy siak nie miałabym możliwości spotkania z Lipskim oraz jego dotychczas mi nieznanymi przyjaciółmi.
Będąc przy owej słuchawce, chwyciłam ją do dłoni i wykręciłam podany numer. W oczekiwaniu na jakiś głos z drugiej strony, nerwowo tuptałam nogą.
~ Halo?
- Bartek! Tak cię przepraszam!
~ Hmmm? A no tak, nie szkodzi.
- Nie mogłam się zjawić. - Westchnęłam. - Gdyż wraz z Irką wczoraj żeśmy się zgubiły się w lesie i dopiero dzisiaj odnalazłyśmy drogę.
~ Wy to macie przygody. - Zaśmiał się. - Ale spokojnie, możemy zorganizować piknik po raz kolejny.
- Byłoby świetnie!
~ Oj tak. - Miałam wrażenie po jego tonacji, iż się uśmiechnął.
- Niestety również zapomniałam o spytaniu dowództwa co do twojego dołączenia, ale obiecuję, że niedługo się z nimi skontaktuję.
~ Nie ma problemu.
Gawędziliśmy tak jeszcze jakiś czas, dopóki Przyjaciel nie oznajmił mi, że musi kończyć. Z tego też powodu skierowałam się do sypialni aby się wyspać.
- Tosia? Co ty tu robisz? - Odezwał się Tadeusz.
- Dzwoniłam do Bartka. - Wzruszyłam ramionami.
- Dobrze, ale idź już spać.
- Pewnie, tylko gdzie reszta się podziała? Czyżby uciekli?
- Tak, musieli już wracać. Kazali mi przekazać, iż nie pożegnali się, bo nie mieli zamiaru cię budzić, choć jak widzę wcale nie spałaś.
- Ale już idę. - Uśmiechnęłam się, a mój brat odwzajemnił gest.
- To dobranoc moja mała Siostrzyczko. - Zaśmiał się, a ja pacnęłam go w głowę.
- Wcale taka mała nie jestem! - Poczęłam udawać obrażoną.
- O nie, czy dopuściłem się takiego niegodziwego czynu i cię obraziłem?
- A żebyś wiedział. - Mruknęłam powstrzymując śmiech.
- Takim sposobem nigdy nie pójdziemy do łóżek, więc koniec tych chichotów i dobranoc krasnalu!
- Dobranoc Zosieńko Marudziaro aka łamacz serc! - Podreptałam w stronę mego azylu, a gdy dotarłam niemalże odrazu rzuciłam się na łoże, opatulając pierzyną, o której tak bardzo marzyłam.
Oddanie się w Objęcia Morfeusza, nie zajęło mi długo...
***
𝟷𝟿𝟺𝟶, 𝟷𝟶.𝟶𝟻
𝙶𝚘𝚍𝚣𝚒𝚗𝚊 𝟷𝟸.𝟶𝟶
W dniu dzisiejszym miał się odbyć po raz kolejny piknik, ponieważ na ostatnim nie byłam. Zdziwiło mnie to, iż chciało im się robić kolejny, bo w końcu ile można? Ale najwidoczniej to nie przeszkadza Bartkowi i jego gromadzie znajomych.
Zdecydowałam się na założenie błękitnej sukienki z bufiastymi rękawkami. Włosy natomiast upięłam w dwa warkocze, na których końcach widniały tego samego koloru wstążki. Na wierzch nałożyłam biały sweterek, a na stopy czarne, delikatne trzewiki. Gotowa sięgnęłam po torebkę, w której znajdowała się obecnie niezbędna dla każdego Warszawiaka Kenkarta oraz pieniądze i jakieś miętówki, które w niej tkwią od dawna.
- Wychodzę! - Wrzasnęłam opuszczając mieszkanie.
- Gdzie? - Spytała Matka.
- Na ten piknik.
- To baw się dobrze! - Odkrzyknęła, a ja wyszłam z ,,gniazdka".
Znalazłam się na opustoszałej ulicy, co było trochę niepokojące. Być może to cisza przed burzą? Mam nadzieję, że nie...
Szybkim krokiem udałam się w stronę polany, gdzie miało się odbywać owe spotkanie.
Droga minęła mi stosunkowo szybko jak na taką odległość, ponieważ szłam zaledwie trzydzieści minut.
Po dotarciu na miejsce lekko zestresowana poznaniem nowych ludzi, podeszłam do mego przyjaciela.
- Serwus.
- Serwus Tocha! Co u ciebie?
- Wszystko w porządku, a ty jak się czujesz?
- Tak samo. - Posłał mi ,,Bananowy" uśmiech. - O kurde zapomniałbym! Muszę cię przedstawić! Ferajna przyjdźcie! - Zwrócił się do osób stojących w oddali ze śmiechem.
W oka mgnieniu tajemnicze persony zjawiły się tuż obok nas.
- Dobrze, a więc to jest Tosia, a o której wam mówiłem. - Pokazał na mnie. - A to Łucja... - Począł wskazywać podanych przedstawicieli płci Męskiej jak i Żeńskiej.
Z każdym z nich się zapoznałam, byli bardzo mili, cały wcześniejszy stres odszedł w zapomnienie.
- Tosia, opowiesz nam coś o sobie? - Zadała pytanie Ola, z którą siedziałam razem z Łucją i Asią na kocu.
- Co dokładnie? - Podniosłam pytająco brew, bo w końcu co mam opowiadać?
- Nie wiem, może czy masz chłopaka? - Zachichotała. - Albo jakieś ulubione zajęcia, cokolwiek.
- Pewnie, no to wybranka nie posiadam i nie spieszy mi się do tego, co do jakiś rzeczy, którymi lubię się zajmować to uwielbiam pisać opowiadania, czytać książki i również sport. Interesuję się Historią oraz językiem Polskim. I należę do... - Nie dokończyłam, gdyż wiedziałam, że nie mogę zdradzać przynależności do Szarych Szeregów.
- Do?
- Nie ważne. - Machnęłam lekceważąco dłonią.
- Harcerzy?
- Nie, skądże. - Skłamałam. - Miałam na myśli, iż kiedyś grałam w klubie Piłki ręcznej. - Ponowiłam kłamstwo, a dziewczyny najwidoczniej mi uwierzyły.
- To świetnie!
Szczerze mówiąc nienawidzę ściemniać, zawsze kiedy to robię czuję wyrzuty sumienia, które są tak upierdliwe jak nawet nie wiem co. Tak przy okazji, to jeden z wielu kompleksów, dotyczących mojego charakteru.
Jeśli bym miała możliwość to odrazu bym się zamieniła z kimś moimi cechami! To po prostu marzenie! Czemu akurat ja jestem skazana na tą wrażliwość? Niemal zawsze, gdy ktoś na mnie podniesie ton lub nakrzyczy (nie licząc Niemców, których mam głęboko w czterech literach) to chce mi się płakać.
A najgorsze w tym jest to, że nie mogę tamować tych łez! Masakra normalnie!
Ale poniekąd może istnieją jakieś tego plusy? Nie, napewno nie! Jak będę taka to nikomu się nie spodobam! Chwila, co? Przecież nie szukam chłopaka... Już sama siebie nie rozumiem, okej?
- Halo, tu ziemia do Tosi! - Machała mi ręką Joanna przed twarzą.
- Coś się stało? - Spytałam wybudzona z transu.
- Nieee, tylko jakaś nieobecna byłaś.
- Nic nowego. - Zaśmiałam się. - Czasami tak bywa.
- Ojoj.
- Dziewczyny! Idziecie oglądać nasze zawody? - Zaproponował Marek.
- Jasne! - Odparłyśmy chórem i poszłyśmy do chłopaków. - Ale jakie zawody?
- Będziemy się ścigać, bo ten tutaj twierdzi. - Wskazał na Olka, że jest najszybszy. - Przewrócił teatralnie oczyma na co się zaśmiałyśmy. - Więc otrzymujecie zadanie bojowe - Ocenić kto z nas będzie pierwszy na mecie.
- Dobrze, a gdzie się ona znajduje? - Zadałam pytanie.
- Przy tamtym drzewie. - Wskazał na potężny pień.
- Okej, to w takim razie ustawcie się przy starcie. - Stwierdziłam. - Ja pójdę na sam koniec, a ty Asia krzycz start, natomiast Łucja bądź w środku trasy i sprawdzaj czy nie oszukują. Mam na myśli, że na przykład skracają drogę, lub się przepychają.
- Tak jest Pani dowódco! - Zaśmiali się.
- Nie przesadzajcie. - Zawtórowałam czynność i udałam się od wskazanego przeze mnie miejsca, gdzie wygodnie usadowiłam się na trawie.
W oddali usłyszałam jakiś głośny wrzask, a następnie zauważyłam biegnących jak jakieś szczury wyścigowe chłopaków.
Przedstawiciele płci Męskiej pędzili cholernie szybko, na początku na prowadzeniu był Eryk, lecz się to zmieniło, gdyż Marek go wyprzedził, tym samym będąc zwycięzcą.
Natomiast jako ostatni na metę dotarł Olek.
- Oho nieźle wam poszło. - Zaśmiałam się widząc ich zdyszanych. - Polecałabym odpocząć.
- Chyba to zrobimy. - Odezwał się Bartek przecierając twarz dłońmi.
Wszyscy ponownie udaliśmy się w stronę kocy, na których znajdowały się trzy małe koszyki ze skromnym jedzeniem.
Wyciągnęłam z jednego z nich soczyste jabłko i zabrałam się za jego spożywanie. Zadowolona wpatrywałam się w tutejszy cudowny krajobraz.
- Może przejdziemy się do lasu? - Zaproponowała Ola.
- Lepiej nie.... - Mruknęłam.
- A czemuż to?
- Ostatnio się zgubiłam i musiałam się tam przespać.
- Oj to faktycznie nie za fajnie, więc zostańmy tutaj. - Odparła.
- Co robimy? - Zadała pytanie Joasia.
- Hmmm może... pogadamy o czymś?
- A o czym dokładnie?
- O chłopakach. - Powiedziała Łucja na co wszystkie parsknęłyśmy śmiechem.
Resztę dnia spędziłyśmy wesoło gawędząc, dopiero o dwudziestej byłam łaskaw się zbierać. Droga trochę mi zajęła, skutkowało to dotarciem do mieszkania o dwudziestej pierwszej.
Gdy weszłam do środka odrazu zza rogu wyszła moja Mama, która wyglądała na zmartwioną.
- Tosiu ile razy mam cię prosić żebyś wracała wcześniej? - Westchnęła.
- Przepraszam...
- Już dobrze, w ogóle jak było? - Zadała pytanie z wyraźną ciekawością w głosie.
- Fantastycznie! Z dziewczynami świetnie się dogaduję, a zwłaszcza z Łucją, natomiast chłopacy też są git, szczególnie Marek, przy nim nie da się nie śmiać!
- Widzę, że towarzystwo dopisuje. - Zachichotała.
- A gdzie Tata?
- Tutaj! - Zawołał mężczyzna wchodząc do pomieszczenia, w którym obecnie przebywałyśmy.
- O cześć!
- Serwus córciu.
- A jadłaś coś? - Wtrąciła kobieta.
- Jabłko i ciastko, ale to już dawno. - Wzruszyłam ramionami.
- To na co czekasz! Zrobię Ci kolację! A nie, że mi tu głodna jesteś!
- A nie za późno?
- Daj spokój. - Machnęła lekceważąco dłonią.
- Mamo... nie rób mi jedzenia, głodna nie jestem, a tak jak mówiłam nie powinno się jeść na noc.
- No dobrze, lecz jak będziesz to sobie coś zjedz. - Powiedziała na co przytaknęłam i ruszyłam do mego azylu.
Gdy już stałam przed ową sypialnią, zdecydowałam, iż zajrzę do Tadeusza, ponieważ od kiedy tu jestem to go jeszcze nie widziałam. Bez uprzedzenia i pukania wparowałam do środka.
- Kultury cię nie nauczono? - Zaśmiał się.
- Najwidoczniej Braciszku. - Prychnęłam rzucając się na jego łóżko. - A co ty tam tak piszesz? - Zaciekawiłam się widząc go przy biurku, który coś zapisywał w prawdopodobnie notesie.
- Nic ważnego. - Mruknął, a ja podeszłam do niego i zabrałam zeszyt z blatu tym samym mu go wyrywając.
- Oddaj! - Zdenerwował się próbując odebrać mi przedmiot.
- Czekaj, czekaj, tylko zobaczę!
- Nawet się nie waż! - Nie zaprzestawał czynności.
- Daj mi przeczytać!
- Nie! To moja prywatna rzecz Krasnalu!
- Dobra masz. - Podałam mu notatnik.
- Dziękuję. - Fuknął.
- Proszę, ale nie nazywaj mnie Krasnalem.
- Okej, lecz ty mi nie kradnij moich własności.
- Mhm, czyżby to był pamiętniczek Zosieńki?
- Dziennik.
- Męsko. - Zachichotałam. - ciekawe co w nim jest.
- Coś co nie powinno cię interesować.
- Oho, groźnie.
- Mogłabyś przestać?
- Tak jest!
- Ależ ty upierdliwa.
- Po tobie.
- Możliwe.
- Ja idę za chwilę spać, dobranoc!
- Dobranoc upierdliwa siostrzyczko! - Opuściłam pokój mojego brata, a następnie z mej sypialni wzięłam piżamę i pomaszerowałam do łazienki by się ogarnąć.
Gdy czynność wykonałam powróciłam do mojej ,,jaskini", w której wygodnie usadowiłam się na łóżku oraz chwyciłam pierwszą lepszą książkę. Tym razem wypadło na dzieło romantyczne z wątkiem miłosnym.
Wgłębiłam się w lekturę, która niezmiernie mnie ciekawiła, była tak interesująca, że straciłam rachubę czasu.
Kiedy przeczytałam już znaczną ilość stron, zbiór słów odłożyłam na szafkę nocną i spojrzałam na zegar.
Godzina trzecia w nocy.
Jak? O matko... Rodzice mnie zabiją... Muszę iść spać!
Świece, które oświetlały pokój, tym samym pozwalając mi czytać, zgasiłam.
Poprawiłam kołdrę aby było mi wygodnie i zamknęłam oczy, po czym zasnęłam...
_____________________________________
Serwus! Dzisiaj zdecydowanie krótszy rozdział, ale postaram się niedługo zrobić jakiś dłuższy.
Słowa : 1621