Pamiętaj o mnie | Kamienie na...

By mrs_dawidowska

12.1K 345 200

𝗦́𝘄𝗶𝗮𝘁 𝗼𝗱 𝘇𝗮𝘄𝘀𝘇𝗲 𝗻𝗶𝗲 𝗯𝘆𝗹 𝘀𝗽𝗿𝗮𝘄𝗶𝗲𝗱𝗹𝗶𝘄𝘆. 𝗝𝗲𝗱𝗻𝗶 𝗺𝗮𝗷𝗮̨ 𝗹𝗲𝗽𝗶𝗲𝗷, 𝗮 �... More

𝙿𝚛𝚘𝚕𝚘𝚐
𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟷 𝚉 𝚓𝚊𝚔𝚒𝚎𝚓 𝚛𝚊𝚌𝚓𝚒?
𝙰𝚎𝚜𝚝𝚌𝚑𝚎𝚝𝚒𝚌 𝙿𝚘𝚜𝚝𝚊𝚌𝚒
𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟸 𝚃𝚎𝚐𝚘 𝚍𝚗𝚒𝚊
𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟹 𝙹𝚊𝚗𝚎𝚔 𝚓𝚊𝚔 𝚋𝚘𝚕𝚒...
𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟺 𝙼𝚊𝚛𝚣𝚎𝚗𝚒𝚊
𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟻 𝙽𝚒𝚎𝚌𝚑 𝚣̇𝚢𝚠𝚒 𝚗𝚒𝚎 𝚝𝚛𝚊𝚌𝚊̨ 𝚗𝚊𝚍𝚣𝚒𝚎𝚒
𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟼 𝙱𝚢𝚕𝚊𝚜́ 𝚝𝚢𝚕𝚔𝚘 𝚝𝚢...
𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟽 𝚂𝚣𝚌𝚣𝚎̨𝚜́𝚌𝚒𝚎 𝚜𝚙𝚛𝚣𝚢𝚓𝚊 𝚘𝚍𝚠𝚊𝚣̇𝚗𝚢𝚖
𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟾 𝚄𝚙𝚜, 𝚣𝚠𝚒𝚎𝚠𝚊𝚖
𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟷𝟶 𝙲𝚘𝚗𝚊𝚓𝚖𝚗𝚒𝚎𝚓 𝚍𝚣𝚒𝚠𝚗𝚎
𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟷𝟷 𝙺𝚞𝚕𝚝𝚞𝚛𝚢 𝚌𝚒𝚎̨ 𝚗𝚒𝚎 𝚗𝚊𝚞𝚌𝚣𝚘𝚗𝚘?
♡︎𝚃𝚊𝚍𝚎𝚞𝚜𝚣 𝚉𝚊𝚠𝚊𝚍𝚣𝚔𝚒♡︎
𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟷𝟸 𝚃𝚘𝚌𝚑𝚊 𝚌𝚣𝚢𝚗́ 𝚑𝚘𝚗𝚘𝚛𝚢
𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟷𝟹 𝙷𝚘𝚕𝚊, 𝚑𝚘𝚕𝚊
𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟷𝟺 𝙺𝚘𝚌𝚑𝚊𝚜𝚣 𝚓𝚊̨?
𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟷𝟻 𝙹𝚊 𝚌𝚒𝚎𝚋𝚒𝚎 𝚝𝚎𝚣̇
𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟷𝟼 𝙲𝚘 𝚛𝚘𝚋𝚒𝚖𝚢 𝚌𝚑𝚕𝚘𝚙𝚊𝚔𝚒?
𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟷𝟽 𝙲𝚣𝚢 𝚝𝚘 𝚜𝚎𝚗?
𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟷𝟾 𝙾𝚑𝚘
𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟷𝟿 𝚉̇𝚊𝚛𝚝𝚞𝚓𝚎𝚜𝚣 𝚜𝚘𝚋𝚒𝚎?
𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟸𝟶 𝙺𝚘𝚋𝚒𝚎𝚌𝚎 𝚙𝚘𝚐𝚊𝚍𝚞𝚜𝚣𝚔𝚒
𝙰𝚎𝚜𝚝𝚑𝚎𝚝𝚒𝚌 𝙿𝚘𝚜𝚝𝚊𝚌𝚒 ~𝟸~
𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟸𝟷 𝙼𝚘́𝚓 𝚕𝚞𝚋𝚢
𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟸𝟸 𝙺𝚛𝚠𝚊𝚠𝚊 𝚠𝚘𝚓𝚗𝚊
𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟸𝟹 𝚁𝚘𝚣𝚜𝚣𝚊𝚛𝚙𝚊𝚗𝚊 𝚍𝚞𝚜𝚣𝚊
𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 24 𝙲𝚑𝚎̨𝚌́ 𝚠𝚊𝚕𝚔𝚒
𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 25 𝚉𝚊𝚋𝚊𝚠𝚊 𝚍𝚘 𝚛𝚊𝚗𝚊
Rozdział 26 Piekło

𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕 𝟿 𝙲𝚣𝚢 𝚒𝚜𝚝𝚗𝚒𝚎𝚓𝚎 𝚖𝚘𝚣̇𝚕𝚒𝚠𝚘𝚜́𝚌

372 10 2
By mrs_dawidowska


𝟷𝟿𝟺𝟶, 𝟶𝟽.𝟶𝟻
𝙶𝚘𝚍𝚣𝚒𝚗𝚊 𝟷𝟹.𝟹𝟶

Dotarliśmy przed kamienicę, była stosunkowo ładna, napewno lepsza od naszej starej. Weszliśmy na pierwsze piętro, na którym znajdowało się nasze nowe mieszkanie. Mama zaczęła szperać w torebce i już po chwili wyciągnęła klucze. Otworzyła drzwi.

Wparowałam do lokum z szybkością światła, odrazu rozejrzałam się po nim, lecz Tadeusz chwycił mnie za nadgarstek.

- Poczekaj, razem zwiedzimy.
- No dobrze. - Mruknęłam.

Udaliśmy się do kuchni, wyglądała normalnie, podobna do tej za ,,starych" czasów. Będąc w tym pomieszczeniu zauważyłam oprócz drzwi prowadzących do niego jeszcze jedne. Podeszłam do nich, chwyciłam za klamkę i weszłam do środka. Była to mianowicie spiżarnia, ucieszyłam się, gdyż nigdy takiej nie miałam.

Teraz przyszedł czas na salon, ruszyliśmy tam i zastaliśmy sporych rozmiarów pomieszczenie, znajdował się w nim fortepian, co mnie zdziwiło, bo skąd mieliśmy posiadać dwa takie drogie instrumenty? Jeden znajduje się tam gdzie kiedyś zamieszkiwałam a drugi tutaj.

Kolejno była kanapa i fotel stojący obok niej, a przed nim stolik kawowy. W prawej stronie pokoju stała drewniana komoda, a nad nią wisiały półki. Szczerze mówiąc to nieźle wystroili.

Poszliśmy do pierwszej sypialni, która należała do rodziców. Nie powalała swym wyglądem, ale mogło być gorzej.

Następne było pomieszczenie przeznaczone dla gości. Wparowałam tam z impetem i się trochę zawiodłam, bo niczym się nie wyróżniało.

I w końcu nadeszła wyczekiwana chwila na ,,gniazdko" Tadeusza. Weszliśmy tam razem i było naprawdę ładnie. Pod oknem stało duże biurko (Idealne do pisania strategi ofc), natomiast po lewej stronie znajdowało się jednoosobowe łoże. Na prawo mieściła się niewielka szafa, a obok niej fotel.

Chłopak zobaczywszy swoją nową ,,jaskinię" oczywiście się ucieszył, odrazu usiadł na krześle przy blacie, co w sumie mnie nie dziwiło.

- Lepszy niż stary! - Stwierdził.
- No, no. - Zaśmiałam się. - Chodźmy w końcu do mojego, bo nie wytrzymam!
- Spokojnie dziecko. - Zachichotała Rodzicielka, a ja już pognałam do kolejnego pomieszczenia, które okazało się moją sypialnią.

- Oho, ciekawie. - Mruknęłam pod nosem rozglądając się po mym nowym azylu.

W całej sypialni mieściły się dwa spore okna, jedno było tuż nad łóżkiem, natomiast drugie koło biurka, gdzie znajdował się duży parapet (Wiedziałam już w jakim miejscu będę przesiadywać nocami). Spojrzałam na prawo i moim oczom ukazał się obraz garderoby, a więc podeszłam do owej szafy i z zamachem ją otworzyłam. Była ogrooomna.

Zachwycając się nowym pokojem, nawet nie usłyszałam jak do środka wszedł Tadeusz, któremu również spodobało się moje nowe przytulne ,,gniazdko".

- Ładne Ci powiem.
- Nooo i to jak.
- A co z naszymi rzeczami, które zostały u Rudego? - Spytał.
- O kurcze, musimy tam iść.
- Teraz?
- Niestety. - Westchnęłam i udałam się do drzwi wyjściowych.
- Zaczekaj!
- Szybciej! - Burknęłam.
- Co Ci się tak śpieszy?
- Po prostu. - Wzruszyłam ramionami.

Opuściliśmy mieszkanie, przechadzaliśmy się Warszawskimi ulicami, śmiejąc się w niebogłosy, gdyż Tadeusz non stop opowiadał jakieś żarty (Nie wiem co mu się stało, ale najwidoczniej naszedł go jakiś świetny humor).

Dotarliśmy pod kamienicę Bytnara, weszliśmy do środka, wspięliśmy się po schodach i zapukaliśmy dosyć mocno do ,,jaskini" przyjaciela.

- Serwus! - Wrzasnęliśmy chórem.
- O serwus! - Odparł Rudzielec.
- Możemy zabrać nasze rzeczy? Okazało się, iż się przeprowadzamy.
- Jasne, wchodźcie. A poza tym może zostaniecie chwilę na herbatę pogadać?
- Nie ma problemu. - Uśmiechnęłam się patrząc na Tadeusza wyczekując jakiejkolwiek odpowiedzi z jego strony.
- Dobrze. - Odezwał się mój brat i podreptaliśmy do pokoju dziennego, gdzie się usadowiliśmy na kanapie.
- No to mówcie co tam u was? - Zaczął Piegowaty.
- Janek, ale my się tylko kilka godzin nie widzieliśmy. - Zaśmiałam się. - Ale u nas ogółem git, fajne jest to nasze nowe mieszkanie. - Oznajmiłam.
- Lepsze od starego?
- O wiele. - Mruknął Kotwicki.
- Boli was głowa po wczorajszym przyjęciu? - Wtrąciłam.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - Burknął Prymus.
- Mnie trochę.
- Trochę? Przecież jeszcze dzisiaj mocno narzekałeś.
- No trochę bardzo. - Przyznał mi rację Tadek.
- Rudy, gdybyś ty wiedział co robiłeś na tej imprezie pod wpływem alkoholu...
- Co takiego?
- Nie pamiętasz? Wypiłeś tyle trunku, że położyłeś się na ziemi i zacząłeś się czołgać. W dodatku na plecy włożyłeś jakieś pudełko. I jak przechodziłam obok ciebie to na mnie krzyknąłeś, powiem nawet co dokładnie. Wrzasnąłeś ,,Tocha nie nadepnij na mnie! Proszę cię, ja chce żyć! Tosia! Uważaj! Ratunku, za dużo tu ludzi!". W dodatku spytałam się o co ci chodzi, a ty odparłeś, że jesteś ślimakiem. - Parsknęłam śmiechem razem z Zawadzkim, a Rudzielec zrobił się czerwony ze wstydu.
- Cicho siedź.
- Spokojnie.
- Jak na wojnie!
- A co sądzicie o naszej ostatniej akcji? - Zadał pytanie najstarszy ze zgromadzonych.

                  𝚆 𝚂 𝙿 𝙾 𝙼 𝙽 𝙸 𝙴 𝙽 𝙸 𝙴  

- To co, zaraz wywieszany te flagi? - Zwróciłam się do Tadeusza, który był wraz ze mną, Dawidowskim, Rodowiczem, Bytnarem i Kowalską w grupie.
- Oczywiście.  A więc tak : Pszczoła i Manka idziecie na ulicę Marszałkowską, Alek i Rudy na Kwiatową, a ja i Anoda kierujemy się na Malwową, zrozumiano?
- Tak jest. - Zaśmialiśmy się i ruszyliśmy w wyznaczone miejsca.

(𝙊𝙙 𝙖𝙪𝙩𝙤𝙧𝙠𝙞 - 𝙐𝙡𝙞𝙘𝙚 𝙬𝙮𝙢𝙮𝙨́𝙡𝙖𝙢, 𝙜𝙙𝙮𝙯̇ 𝙣𝙞𝙚 𝙢𝙞𝙚𝙨𝙯𝙠𝙖𝙢 𝙬 𝙒𝙖𝙧𝙨𝙯𝙖𝙬𝙞𝙚, 𝙞 𝙣𝙞𝙚𝙯𝙗𝙮𝙩 𝙟𝙖̨ 𝙯𝙣𝙖𝙢. 𝙋.𝙨. 𝘽𝙖𝙧𝙙𝙯𝙤 𝙘𝙝𝙘𝙞𝙖𝙡𝙖𝙗𝙮𝙢 𝙢𝙞𝙚𝙨𝙯𝙠𝙖𝙘 𝙬 𝙒𝙖𝙧𝙨𝙯𝙖𝙬𝙞𝙚)

- Najpierw na drutach tramwajowych? - Spytała ma towarzyszka.
- No myślę, że tak.
- To proszę. - Podała mi kilkanaście chorągiewek i flag z naszymi barwami.
- Do roboty. - Na mej twarzy wykwitł szeroki uśmiech i pognałam tam gdzie miałam.

Kiedy doszłam do owych lin podskoczyłam i jakoś zawiesiłam kawałek materiału. Uszczęśliwiona powodzeniem zabrałam się do powieszania kolejnych, które pięknie przyozdabiały tutejszy krajobraz. Skończywszy zadanie pobiegłam do mej przyjaciółki.

- Skończyłaś?
- Tak, możemy iść trochę dalej i wywiesić na latarniach.
- Dobrze, to chodźmy.

Podeszłyśmy do jednego słupa z lampą i metodą Rudego zawiesiłyśmy na nim biało czerwoną tkaninę.

Zrobiłyśmy to samo z kolejnymi i po pół godziny zadowolone udałyśmy się w drogę powrotną. Wesoło gawędząc nagle obydwie poczułyśmy jakiś uścisk na ramieniu, zostałyśmy wciągnięte w ciemną uliczkę, której nienawidziłam, a zarazem kochałam.

                                   •••

A czemu tak? Nienawiść była oczywista, takie miejsca są niebezpieczne, ponieważ Szkop w każdej chwili może cię tam pociągnąć, a następnie skrzywdzić...

A dlaczego uwielbiałam? Powód był prosty, podczas ucieczki możesz się tam ukryć i nikt cię nie znajdzie.

                                   •••

Nie patrząc na osoby, które dokonały się owego czynu, wymierzyłam zapewne mężczyźnie z całej siły cios w krocze.

Wtedy spojrzałam na Irkę, która to samo zrobiła drugiemu, zauważyłam, że ci faceci zwijali się z bólu, nic dziwnego, ma się moc.

Jeden z nich podniósł twarz zerkając na mnie i zamarłam. To był kurde Janek. Co on tu odwala? W dodatku personą towarzyszącą Bytnarowi okazał się mój Brat.

- Co wam do łba wpadło, że nas tak wystraszyliście?! - Zdenerwowałam się.
- Przepraszamy, ale niedaleko stąd szedł patrol i gdyby nie my mogli was sprawdzić przez co byście wylądowały gdzieś w nieprzyjemnym środowisku. - Wytłumaczył Tadeusz.
- Dziękujemy, lecz nie musiliście robić tego w taki sposób. - Wtrąciła ze śmiechem Irena.


𝙺 𝙾 𝙽 𝙸 𝙴 𝙲 𝚆 𝚂 𝙿 𝙾 𝙼 𝙽 𝙸 𝙴 𝙽 𝙸 𝙰

- Jestem z niej zadowolona, ale musieliście nas tak straszyć? - Pokręciłam głową śmiejąc się.
- Ano przepraszamy, tak jakoś wyszło. - Odparł Bytnar zawtórowawszy czynność. - Wracając do tematu, to również mi się podobał. - Wzruszył ramionami.

Gawędziliśmy tak dopóki nie przerwało nam donośne pukanie. Janek wystraszony sięgnął po broń i cicho ruszył w stronę drzwi, ja natomiast wraz z Tadkiem, schowaliśmy się za rogiem, czekając na rozwój wydarzeń.

- Serwus Bracie! Co u ciebie! - Krzyknął Alek wchodząc do mieszkania, jakby nigdy nic.
- Szlak by cię trafił! Myśleliśmy, że to Gestapo!
- Myśleliście? - Zmarszczył brwi zdziwiony, a po chwili wyłoniliśmy się.
- Ooo moi ulubieńcy! - Podbiegł do nas, tuląc mnie, a z Tadeuszem podając rękę.
- A ze mną się tak nie przywitałeś. - Mruknął Gospodarz.
- Daj spokój, przecież nie było źle. - Parsknęliśmy śmiechem.
- A co cię tutaj sprowadza? - Zapytał Rudzielec.
- Właściwie to nic, chciałem się pośmiać, pogadać czy coś.
- Okej... a może zaprosimy jeszcze Pawła, Słonia i Anodę?
- Rudy, ale my mieliśmy tylko zabrać potrzebne nam rzeczy. - Trzepnęłam Prymusa w głowę.
- Nie zaszkodzi trochę posiedzieć. - Uśmiechnął się szeroko.
- Tylko chwilę. - Oznajmiłam, ulegając jego prośbie.
- To idę zadzwonić do chłopaków. - Pognał do telefonu.

Po chwili wrócił cały we skowronkach na co tylko przekręciłam teatralnie oczyma.

- A pojedziemy gdzieś w lato? - Zadałam pytanie z entuzjazmem.
- Tosiu, przecież wiesz, że to niebezpieczne.
- Wszystko jest teraz dla nas zagrożeniem, nie wiadomo czy dożyjemy jutra.
- Trochę pozytywniej. - Westchnął Dawidowski.
- Może pojedziemy, lecz tak jak mówisz, iż nie wiadomo czy nastanie dla nas następny dzień, to nie ma sensu jeszcze planować. - Wygłosił swoją kreatywną mowę mój brat.
- A gdzie byście chcieli się udać? - Zaciekawił się Janek.
- Nie wiem jak wy, ale uważam, że cudownie było by nad jeziorem. - Rozmarzyłam się.
- Oho to by było świetne. - Poparł mnie Maciek.
- Ja bym się wybrał na jakiś piknik. - Rzekł Kotwicki.
- Ty to pospolity jesteś, zawsze jakieś łąki czy coś wybierasz, nuda. - Zaczął się droczyć z przyjacielem Rudy.
- Przestań, za to TY najbardziej lubisz siedzieć przy jakieś rzeczce i wpatrywać się w gwiazdy. - Odbił piłeczkę Tadeusz, przynajmniej tak myślał.
- No kolego, powinieneś wiedzieć, że jest to kilka razy kreatywniejsze od tych twoich pomysłów. - Powstrzymywał śmiech Harcerz.
- Żałosne. - Burknął Zawadzki, a irytujący go przedstawiciel płci męskiej nie wytrzymał i wybuchnął niekontrolowanym śmiechem.
- O co chodzi?
- Ja tylko sobie z ciebie żartowałem głupku! - Wydusił cały czerwony. Tadek miał już się wypowiadać, lecz ponownie do naszych uszu dotarł dźwięk walenia w drzwi. Gospodarz jak to gospodarz, odrazu zerwał się z miejsca i podreptał do wejścia, gdzie zastał uśmiechniętych od ucha do ucha oczekiwanych gości.

- Seeerwus kochani! - Wpadł z impetem do mieszkania Rodowicz.
- Czołem!

Wszyscy nowo przybici usadowili się w pokoju dziennym, chłopaki zaczęli dyskutować, a ja wyszłam na balkon wbijając wzrok w ulicę. Patrzyłam głównie na Warszawiaków, jedni szczęśliwi, drudzy przygnębieni. Kiedyś było inaczej. Miasto było przepełnione radością i poniekąd przyjemnym spokojem. Teraz wszędzie panuje chaos, ludzie boją się o własne życie bez ustanku. Tylko nieliczne chwile pomagają nam zapomnieć o otaczającej nas rzeczywistości, ale niestety muszę przypomnieć, że wszystko co dobre szybko się kończy.

- Tocha, pójdziesz odebrać? - Wyrwał mnie z rozmyśleń głos Bytnara.
- Mhm. - Wyraziłam zgodę i udałam się do słuchawki.

Dziwne, ponieważ ten telefon może być do niego, ale już nie będę wnikać. - Pomyślałam.

Podeszłam do owej rzeczy i chwyciłam ją do rąk, już dosłownie kilka sekund później usłyszałam głos swojej Rodzicielki.

- Cześć Janek, jest Tosia i Tadeusz u ciebie? Jak tak to możesz zawołać kogoś z nich?
- Mamo to ja. - Zachichotałam. - Coś się stało?
- Antonino nie wracacie od trzech godzin!
- Co?! Przepraszamy! Już idę zabierać te nasze rzeczy! Straciliśmy rachubę czasu.
- Spokojnie, ale proszę bądźcie w domu niebawem, martwimy się.
- Jasne, papa!
- Pa córciu! - Rozłączyła się.

Wbiegłam do salonu i poinformowałam mego braciszka o zaistniałej sytuacji. Kotwicki natychmiast wstał i zaskoczony spojrzał na tarczę zegarka, przeraziwszy się odrazu pognał do pomieszczenia, w którym niegdyś mieszkał. Ja udałam się do sypialni mej wiernej przyjaciółki Dusi, która aktualnie przebywała u jednej ze swych koleżanek.

Zaczęłam szperać w komodzie szukając moich pamiątek i innych ważnych rzeczy. Zabrałam również jakieś ubrania, które niedawno zakupiłam.

Gotowa powróciłam do pokoju dziennego i w oczekiwaniu na Zawadzkiego usiadłam na fotelu. Nie było mi wskazane długo tam być, gdyż już chwilę później chłopak znalazł się tuż obok mnie.

Pożegnaliśmy się ze zgromadzonymi i pośpiesznie opuściliśmy kamienicę tym samym wychodząc na zewnątrz.

Droga minęła nam szybko, nawet się nie obejrzeliśmy zanim dotarliśmy pod budynek, w którym znajdowało się nasze ,,nowiutkie" lokum.

Jak najprędzej wparowaliśmy do naszego ,,gniazdka" o mało nie przewracając naszej Rodzicielki.

- W końcu! Co wyście tam robili?
- Jak przyszliśmy to Janek zaprosił nas na herbatkę, po której mieliśmy się spakować, lecz trochę więcej niż mieliśmy pogadaliśmy. Później zawitał rozpromieniony Maciek, a po nim kolejne towarzystwo. I byśmy pewnie siedzieli tam jeszcze dłużej gdybyście nie zadzwonili. - Opowiedziałam, na co Matka się zaśmiała z naszej nieuwagi.
- Chodźcie do kuchni, zrobiłam wam kolację.
- Dobrze, a gdzie Tata? - Wtrącił Tadek.
- W naszej sypialni coś majsterkuje.
- Ciekawe co. - Udaliśmy się do wskazanego pomieszczenia, gdzie czekał na nas ciepły posiłek, mianowicie jajecznica. Niby na pozór takie proste danie, ale za to jakie pyszne. Normalnie niebo w gębie.

Zajadałam się żywnością, gdy skończyłam spożywać jedzenie, skierowałam się do mojego azylu, w którym natychmiast usiadłam przed biurkiem i chwyciłam do dłoni znany już wam pamiętniczek.

Otworzyłam na jednej z stron i zapisałam dzisiejszą datę, a następnie opowiedziałam jak spędziłam ten dzień. Kolejno rzuciłam się do łóżka i zamknęłam oczy. Próbowałam zasnąć, ale skutki były daremne, a więc sięgnęłam po pierwszą lepszą książkę i zaczęłam ją czytać. Była to mianowicie ,,Balladyna".

Nawet nie zauważyłam jak oddałam się w objęcia Morfeusza...

𝟷𝟿𝟺𝟶, 𝟶𝟾.𝟶𝟻
𝙶𝚘𝚍𝚣𝚒𝚗𝚊 𝟶𝟼.𝟶𝟶

Obudziłam się na rano, przetarłam twarz rękoma i zerknęłam na zegar wiszący na ścianie. Leniwie wstałam i wolnym krokiem podążyłam do łazienki umyć zęby, a potem do kuchni, w której tak jak myślałam, nie było ani jednej żywej duszy.

Ruszyłam do blatu i sięgnęłam po kromkę chleba, posmarowałam ją marmoladą zrobioną przez Tadka, a następnie usadowiłam się na drewnianym krześle.
Spożycie śniadania nie zajęło mi długo, a więc udałam się do mej sypialni w celu przebrania się.

Włożyłam na siebie zwykłą różową sukienkę, włosy związałam w warkocz, na którym umieściłam tego samego koloru wstążkę. Na malowanie nie miałam kompletnie ochoty, zapewne gdybym wzięła się za tą robotę to bym wyglądała jak straszydło, co chyba nie należało do dobrych pomysłów.

Zadowolona, iż szybko uporałam się z ,,zadaniem" podreptałam w stronę wyjścia i kiedy miałam już ubrać buty, przypomniało mi się, że powinnam napisać kartkę z informacją o moim spacerze.

Owy skrawek papieru położyłam w widocznym miejscu i gotowa w końcu założyłam trzewiki, a jako odzież wierzchnią leciutki beżowy płaszcz.

Opuściwszy mieszkanie zeszłam po schodach kamienicy i wyszłam z budynku. Przemierzając w żadnym celu ulice po raz kolejny zdałam sobie sprawę, że moja Mama chciała abym udała się do piekarni. O tej prośbie powiedziała mi wczoraj, co w sumie było ryzykowne, gdyż można się domyślać, że napewno wyleci mi to z głowy.

Poszperałam po kieszeniach i znalazłam kilka monet, niestety o nie wielkiej wartości, ale na szczęście było mnie stać.

Kiedy doszłam do sklepu zobaczyłam długą na kilka metrów kolejkę. Westchnęłam zrezygnowana i ustawiłam się za jednym z ludzi również oczekujących na pieczywo.

Czekając tam, totalnie się znudziłam, non stop przestępowałam z nogi na nogę. Dopiero po o dziwo trzydziestu iluś minutach doczekałam się. Zakupiłam oczywiście chleb, kilka bułek i drożdżówkę.

Wyszyłam z pustym portfelem oraz zdecydowałam, że przejdę się do parku.

W tym zakątku natury było naprawdę przepięknie, często tam przychodziłam, tylko po to aby obserwować cudowną przyrodę, która była jak z bajki.

Potężne drzewa z szeleszczącymi cichutko liśćmi, ptaszki śpiewające przyjemnym dla uszu dźwiękiem oraz promienie słońca oświetlające najciemniejsze zakamarki tego jakże pięknego miejsca.

To wszystko pozwalało chociaż na chwilę zapomnieć o tym wszystkim, oddać się wyobraźni lub po prostu zdobyć dobry humor, który był niezbędny, a zarazem rzadki w tych czasach.

Usiadłam na mej ulubionej ławce i przymknęłam oczy wsłuchując się w ćwierkot latających zwierzątek.

Nagle poczułam czyjąś dłoń na mym ramieniu, natychmiast spojrzałam na tą osobę, którą okazał się Bartek.

- Serwus! - Posłał mi swój promienny uśmiech.
- O Hejka!
- Co tutaj porabiasz?
- Właściwie to nic ciekawego, a ty?
- Również, a chciałabyś się gdzieś przejść?
- Hmmm... zastanowię się. - Zaczęłam się droczyć z Chłopakiem.
- No weź. - Mruknął.
- Co mam wziąć? - Podniosłam pytająco brew, o mało nie wybuchając śmiechem.
- Z tobą nie da się wygrać. - Prychnął.
- Życie. - Zaśmiałam się, a towarzysz zawtórował czynność.
- A gdzie chciałabyś się udać?
- Kawiarnia?
- O tak! Ruszajmy! - Skierowaliśmy się w podskokach do wybranego przez nas budynku.
- Mam pytanie....- Zaczął. - Czy istnieje możliwość abym dołączył do waszej organizacji?
- Ty o tym wiesz?
- Przecież wspominałaś o tym kiedyś.
- A faktycznie. - Zakłopotałam się. - Spytam się i spróbuję jakoś to załatwić.
- Dziękuję! - Klasnął radośnie dłońmi na co zachichotałam.
- Halt! (Stać!) - Krzyknął Niemiec do nas.

Czy ja naprawdę muszę mieć takiego pecha do Szkopów? - Pomyślałam.

- Kenkarte! (Kenkarta!)
- Bitte. (Proszę.) - Podałam Szwabie dokument, a mój przyjaciel zrobił to samo.
- Verpiss! (Spierdalać!) - Warknął, a my odrazu zerwaliśmy się z miejsca idąc szybkim krokiem do kafejki.

- W końcu jesteśmy. - Mruknęłam stojąc pod budynkiem.
- Wejdźmy. - Zrobiliśmy tak jak powiedział i usadowiliśmy się na krzesłach przy stoliku znajdującym się tuż obok okna, szczerze mówiąc właśnie tam najbardziej lubiłam siedzieć, miałam widok na przechodniów, na ulicę i po prostu na świat, który mnie ciekawił.

- Dzień dobry, co podać? - Podeszła do nas kelnerka.
- Poproszę jedno czekoladowe ciastko oraz herbatę. - Powiedziałam.
- To samo, ale zamiast herbaty kawę. - Odezwał się Lipski, a kobieta odeszła.
- Co ty na piknik z moimi przyjaciółmi? - Zaproponował.
- Chętnie, a kiedy? - Zapytałam podekscytowana.
- Jutro o trzynastej?
- Jasne, a kto tam dokładnie będzie? Znam kogoś z nich?
- Asia, Łucja, Kasia, Olek, Eryk i Marek.
- To nikt z nich nie jest mi znajomy. - Westchnęłam.
- Spokojnie, są naprawdę mili. - Posłał mi swój szeroki od ucha do ucha uśmiech.
- Okej, wierzę Ci. - Odwzajemniłam gest, a już po chwili dostaliśmy zamówienie.


***

- Serwus!
- Pa! - Pożegnałam się z chłopakiem i zaczęłam zmierzać w stronę mojego lokum.

Kiedy dotarłam do wyznaczonego miejsca otworzyłam drzwi i w salonie zastałam Tadeusza oraz mych rodziców z przerażonymi i zmartwionymi minami.

- Co się stało? - Zadałam pytanie pełna strachu.
- Boże Dziecko! - Podbiegła do mnie Mama zamykając w szczelnym uścisku. - Baliśmy się o ciebie! Gdzieś ty była? Non stop wychodzisz bez uprzedzenia i wracasz późno, nie rozumiesz co my czujemy?!
- Ale ja zostawiłam karteczkę w moim pokoju.
- Nie kłam.
- Naprawdę! Obiecuję, że tak było! Musiała spaść, albo po prostu jej nie zauważyliście.
- Dobrze, spokojnie. - Odezwał się do tej pory milczący Ojciec.
- Tosia, ty głupku ... - Zaśmiał się Tadek.
- O co Ci chodzi? Przecież napisałam na papierze, ŻE WYCHODZĘ.
- Jeju, nie unoś się.
- Dobrze Zosieńko. - Odparłam ze śmiechem i udałam się do mej sypialni.

Usiadłam na parapecie, zamknęłam oczy i zaczęłam wymyślać jakieś historie, które kiedyś mogłabym spisać, a następnie wydać książkę.

- Czy uczynisz ten zaszczyt Kruszynko i zostaniesz mą dziewczyną?
- Tak. - Dalej nie zdążyłam dokończyć, gdyż usłyszałam pukanie, ale stwierdziłam, iż nie warto iść otworzyć drzwi, bo w końcu nie jestem sama w domu. Tak też powróciłam do kontynuacji opowiadania w mojej głowie.

Pov. Irka

- Serwus Tadek!
- O serwus Irka! Co cię tutaj sprowadza?
- Przyszłam do Tochy, jest co nie?
- W swoim pokoju. - Uśmiechnął się oraz odsunął, robiąc mi tym samym miejsce, abym weszła do środka.

Podreptałam do azylu dziewczyny i bez pukania wparowałam do środka. Niby tak nie wypada, ale Ja to ja, wiadomo.

- Serwus Przyjaciółko!
- Ja chromolę Ireno! Nie strasz mnie!
- Dobrze, dobrze. - Zachichotałam. - Ale nie nazywaj mnie Ireną, to tak źle brzmi.
- Nie przesadzaj, jest ładne, a mogę zapy- - Nie dokończyła, ponieważ jej przerwałam.
- Przyszłam cię zaprosić na... nocowanie!
- Ale ostatnio nocowałyśmy u Janka.
- Daj spokój, tam byli chłopacy i inne baby, a tu będziemy sameee, zgodzisz się? Proszę. - Zrobiłam maślane oczka.
- Oczywiście! Tylko pozwól mi się spakować.
- Okej, jasne tylko szybko. - Pośpieszyłam Zawadzką.
- Oho, czyżby Ci się śpieszy?
- Możliwe.

Dziewczyna się już uszykowała, więc mogłyśmy zmierzać do mojego mieszkania.

- Która godzina? - Spytałam, a Manka zerknęła na zegarek.
- Dwunasta, ciekawe co takiego będziemy robić. - Uśmiechnęła się.
- Napewno będą to fajne rzeczy. - Zaśmiałam się, a towarzyszka zawtórowała czynność.

_____________________________________

Serwus wszystkim!

Zapraszam na książkę ,,Zodiaki | Kamienie na szaniec" ♡︎♡︎♡︎

Słowa : 3085

Continue Reading

You'll Also Like

376 37 21
Perypetie polskich romantyków w formie czatu. W większości. Ostrzeżenie: Czasoprzestrzeń w opowieści została zaburzona. Proszę nie doszukiwać się głę...
169K 5.9K 58
Młoda brunetka wkracza w dorosłość w najgorszym czasie - w czasie wojny. To właśnie wtedy w jej życiu nastają gwałtowne zmiany. Przyszłość wali jej s...
104K 10.3K 65
❝Na Odyna, Juliusz, czy ty naprawdę musisz być taki wkurzający?❞ ~*~ Juliusz Słowacki jest przegrywem i doskonale zdaje sobie z tego sprawę, Adam Mic...
1K 202 22
Powieść znana jest również pod nazwami "Golden Stage" oraz "Huang Jin Tai" Autor: Cang Wu Bin Bai Ilość rozdziałów: 80 + 4 rozdziały dodatkowe Na moi...