Dawka Śmiertelna

By deklinacja

5.3K 557 162

Osiemnastoletnia Nessa Spencer wreszcie decyduje się poprosić o pomoc, skutkiem czego zostaje wysłana do szpi... More

ostrzeżenie
I. Zamek Drakuli z mordercą w środku.
II. Pan ordynator- złodziej kanapek.
III. Połowa tablicy Mendelejewa.
IV. Mogłam być następna.
V. U progu najdłuższego tygodnia życia.
VII. Inny, lepszy świat.
VIII. Naboje w pustym pokoju
IX. O kimś, kto też mnie spotkał.
X. Szemrany pomocnik.
XI. Więzienne tatuaże pana inteligenta.
XII. Ataki różne i różniejsze.
XIII. Droga przez piekło.
XIV. Czy papierosy rzeczywiście pomagają?
XV. Skutki wódki i słów wypowiedzianych zbyt szybko.
XVI. Uścisk jak za miliony.
XVII. Daddy issues.
XVIII. Blondwłosa nadzieja i wielka marynarka.
XIX. On wiedział, gdzie mnie szukać.
XX. Sukienka, którą on wybrał.
XXI. Nowe polecenia służbowe.
XXII. Scena pod wysokim do nieba sufitem.
XXIII. Zamknięta w szkle róża.
XXIV. Jak wyrastają najpiękniejsze kwiaty.
XXV. Rysa na szkle.
XXVI. Obraz, który miał ze mną zostać już na zawsze.
XXVII. Intencjonalne dewiacje.
XXVIII. Czego nie może robić pięciolatka?

VI. Zawalczyłam.

321 34 27
By deklinacja

twitter @dekliinacja + #dawkawatt

miłego czytania!

Powiedzieć, że ten tydzień minął mi w momencie to tak, jakby nie powiedzieć nic. Ciągłe rozmyślania angażowały mnie na tyle, że nie wychodziłam z pokoju prawie wcale. Starałam się jednak podczas posiłków nieco częściej rozmawiać z Harper i Aidemem tak, by wyczuć ich dwójkę; chciałam wiedzieć, czy faktycznie mogłam dać im cząstkę zaufania i podjąć się ucieczki właśnie w ich towarzystwie.

Aidemowi buzia nie zamykała się praktycznie wcale; co chwilę dało się dostrzec jego skonsternowany wyraz twarzy, który wskazywał na to, że podczas słowotoku po raz kolejny wypaplał jakiś swój sekret. Choć wkurwiało mnie niemiłosiernie jego niekończące się trajkotanie, mogłam też powiedzieć, że był naprawdę szczery. A wręcz zbyt szczery.

Ewentualnie bardzo dobrze wiedział, jak uśpić czyjąś czujność.

Harper była nieco bardziej skryta; na początku mówiła niemal tak samo mało, jak ja i raczej nie była skora do żadnych dłuższych wypowiedzi. Trochę się jąkała, niekiedy zawieszała, jednak rozumiałam ją– miałam dokładnie tak samo.

I choć ciężko było mi spędzać z nimi czas nie odzywając się prawie wcale, finalnie udało mi się przeżyć barierę siedmiu dni, które zostały mi dane. Uważałam, że mogli być materiałem na towarzyszy w ucieczce, jednak nie widziałam przed nami usłanej kwiatami przyszłości. Byłam pewna, że jeżeli podejmiemy się jakichkolwiek kroków to albo zostaniemy przyłapani, albo rozdzielimy się po upływie pierwszej doby i nie zobaczymy już nigdy więcej.

Ostatnim, czego potrzebowałam, były próby angażowania się w jakąkolwiek bliższą znajomość.

Bardzo długo zastanawiałam się też, czy ucieczka była mi tak naprawdę potrzebna. Moja matka milczała od czasu swojej ostatniej wizyty w szpitalu, co dość mocno zgasiło mój zapał– byłam pewna, że odpuściła sobie dalsze próby; łudziłam się, że pozwoli mi w szpitalu przesiedzieć przynajmniej do moich osiemnastych urodzin.

Byłam już naprawdę bliska powiedzenia Aidemowi, że rezygnuję z całego przedsięwzięcia; że będzie to dla mnie jedynie kolejny kłopot i pochopna, nieprzemyślana decyzja.

Dramatyczny obrót spraw nastąpił w ostatniej możliwej chwili. W tejże chwili puściły mi absolutnie wszystkie hamulce, a nieprzemyślane i pochopne decyzje zdały się być najlepszym możliwym wyjściem z sytuacji.

Od: Mama.

Możesz się już pakować. Wiem, jak cię stamtąd wydrzeć. Jutro rano będziesz już siedzieć pod kluczem w swoim pokoju, mała idiotko.

Właśnie ta wiadomość była zapalnikiem dla wszystkich kolejnych wydarzeń.

Nie racjonalizowałam już niczego; kompletnie nie obchodziło mnie ryzyko, niebezpieczeństwo. Nie obchodziło mnie już nawet to, że będę zmuszona do przebywania z niemal obcymi ludźmi.

Wiedziałam, że jeśli nie zniknę przed jej przybyciem, ze szpitala wyjdę w jeden, możliwy sposób– pod ścisłą eskortą matki. Miałam pełną świadomość, że jeśli już do tego dojdzie, będę miała przepierdolone przez kolejne miesiące, a to, co przeżyłam za jej sprawą dotychczas, wcale nie będzie już tak straszne.

Oczami wyobraźni widziałam już wszystkie siniaki i rany, które nabędę, jeżeli tylko pozwolę jej się zbliżyć.

Nie mogłam dać jej wygrać po raz kolejny.

– To już ten moment – sapnęłam, wparowawszy bez zapowiedzi do pokoju blondyna – Przemyślałam to i jestem pewna swojej decyzji.

– Słucham? – palnął, stając na równe nogi – To jest sprawa życia i śmierci, musisz to przemyśleć najlepiej na świecie, bo nie będzie odwrotu.

– Bardziej gotowa nie będę. Kurwa, śmierć nastąpi, jeżeli zostanę tu do jutra. Aidem, proszę – kontynuowałam czując łzy zbierające się w kącikach moich oczu. Byłam nadzwyczaj mocno ożywiona, jednak w żadnym procencie nie kamuflowało to strachu, który przeze mnie przemawiał.

– Myślisz, że to jest decyzja, którą można podjąć ot tak? Że uda nam się uciec w momencie? – westchnął, przecierając twarz dłonią – Chcesz w momencie podjąć się czegoś, co zaważy na całym twoim przyszłym życiu?

– To, co stanie się w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin zaważy na całym moim życiu. Jeżeli odłożę to w czasie, nie będę już nawet miała opcji wyboru.

– Słucham?

– Mama naprawdę chce mnie stąd zabrać – wypaliłam po dłuższej chwili, dając przy tym upust łzom – Napisała mi, że wie już, jak mnie stąd wydrzeć i przyjedzie po mnie jutro rano. Ja nie chcę sprawdzać, czy ona ma rację. Nie chcę wiedzieć, czy naprawdę tym razem jej się uda.

– Kurwa...

– Chciałeś to zrobić, przypominam! Sam wyleciałeś do Harper z propozycją, dałeś mi tyle czasu na przemyślenie tego, a kiedy wreszcie przychodzę do ciebie, nagle wszystkiego ci się odechciewa – ciągnęłam, czując jednocześnie palący wstyd, spowodowany moich pierdolonym, dziecinnym podejściem.

Chłopak milczał. Intensywnie zastanawiał się nad doborem słów, jednak w miarę upływu czasu jego twarz zmieniała się tak, że byłam pewna, iż układał on w głowie plan, jak przekazać mi odmowę w najbardziej ugodowy sposób.

– Jeśli nie teraz to kiedy? – szepnęłam, ocierając jedną z łez – Kurwa, jeśli nie z wami, to ucieknę nawet i sama, przysięgam.

– Mamy cały dzień na przemyślenie tego...– rzucił finalnie, jednak uśmiechnął się pod nosem od razu, gdy dostrzegł zawiedzenie malujące się na mojej twarzy – ...jak stąd zwiać. Masz trochę racji, to musi być jak zerwanie plastra. Chuj w dupę, raz się żyje.

***

– Mogę wziąć Jenny? – wypaliłam, gdy wszyscy razem zasiedliśmy w pokoju Aidema – Albo chociaż powiedzieć jej o tym planie? Mniej czy bardziej, ale jednak ją polubiłam i głupio byłoby mi zniknąć bez słowa.

– Jenny nigdy w życiu nie zgodzi się uciec – skwitowała błyskawicznie dziewczyna – Nawet nie wiem, czy jest sens jej o tym mówić, bo na pewno będzie cię zniechęcać, a zły moment na to.

– Czyli ona chciałaby tu zostać? Tak dobrowolnie?

– Niekoniecznie. Po prostu jest grzeczna i poukładana.

– Kurwa, wreszcie ktoś bez przeszłości kryminalnej – skomentowałam, jednak niewiele po tym ruszyłam w kierunku drzwi – Chociaż spróbuję. Nie uda się to nie uda, ale lepiej mi będzie, jeśli zapytam.

W drodze do jej pokoju non–stop miałam dziwne, niekoniecznie pozytywne przeczucia; nie widziałam dziewczyny w trakcie żadnego z posiłków, co było dość alarmujące. Nie rozmawiałam z nią od dobrych kilku dni, bo odnosiłam wrażenie, że mnie unika, jednak nie przykładałam do tego większej uwagi.

Miałam w tym czasie nieco istotniejsze zmartwienia na głowie.

– Jenny? – rzuciłam, gdy po kilku głośniejszych puknięciach w drzwi nie usłyszałam zza nich odpowiedzi – Mogę?

– Jeśli musisz – burknęła, a przyjęty przez nią ton w sekundę wymalował na mojej twarzy sporą konsternację – Co chcesz?

Musiałam naprędce wymyślić jakąś wymówkę i wmówić jej, po co tu przyszłam, ponieważ wiedziałam, że zdradzenie prawdziwych intencji kompletnie mijało się z celem. Na milion procent wyśmiałaby mój pomysł, albo co gorsza– naskarżyła komuś z pracowników.

– Nie byłaś na śniadaniu, a to do ciebie niepodobne – palnęłam, wzruszając przy tym ramionami – Czy coś się stało?

– Chuj cię to boli. Masz nowych kolegów to nimi się zajmij, zanim uciekną ci tak, jak Garett.

– Słucham? – parsknęłam, nie będąc w stanie zareagować w inny sposób, niż śmiechem.

Ona miała osiem lat czy osiemnaście?

– Najpierw zlałaś mnie dla Garetta, przed którym i tak cię ostrzegałam, a jak już zniknął to nagle kręcisz się wokół tej dwójki przychlastów. Po cholerę do mnie wracasz, skoro już pokazałaś jak mnie lubisz?

– Kurwa, ty jesteś poważna? – burknęłam, krzywiąc się dość wyraźnie – Nie przypominam sobie, bym podpisywała jakiś papierek i zgadzała się na rozmawianie tylko i wyłącznie z tobą. Przypomnę ci tylko, że na przestrzeni ostatnich kilku dni to ty zlewasz mnie na każdym kroku i jeszcze obgadujesz z tą idiotką, Evą.

– Nikogo nie obgaduję tylko stwierdzam fakty. Przyczepiłaś się do mnie teraz, bo czegoś potrzebujesz, prawda?

– Nic, kurwa, od ciebie nie chcę – syknęłam, kierując do drzwi – Dupa cię piecze, bo dogadałam się z kimś, z kim ty nie umiałaś, no nie?

Widziałam wściekłość malującą się na jej twarzy, jednak nim zdążyła się do zarzutu odnieść, zatrzasnęłam już za sobą drzwi. Trafiłam w bolesny punkt.

– Jebana rura – skwitowałam, znalazłszy się na powrót w pokoju Aidema – Mieliście rację, Jenny jest kompletnie niepotrzebna. Srał to pies.

W odpowiedzi usłyszałam jedynie ich ciche śmiechy, które kompletnie zignorowałam. Choć Jenny nie obchodziła mnie praktycznie wcale, jej postawa zirytowała mnie do granic możliwości. Jak można być aż tak tępym?

– Wymyśliliście jakiś plan? – westchnęłam, zasiadając na brzegu łóżka – Ja osobiście mam kompletną pustkę w głowie.

– Plan jest wymyślony już od dobrych kilku tygodni, dziś po prostu omówiliśmy go jeszcze raz, no i trochę podrasowaliśmy. Masz stosować się do wszystkich poleceń i nie wychylać zbyt mocno, więcej nie musisz robić, Nessa – odparł Aidem, uśmiechając się pod nosem – Od tygodni czekałem, aż ten dzień nadejdzie i wreszcie mogę sprawdzić, czy plan nad którym spędziłem tyle czasu, faktycznie zadziała.

***

W mojej gestii leżało dostanie się do izolatki i spokojne, jak najmniej podejrzane poczekanie tam na pojawienie się pozostałej dwójki. Harper co prawda również miała znaleźć się w tej części szpitala, jednak nie byłam pewna, czy finalnie jej się to udało.

Jedną z opcji było wyciągnięcie naszej dwójki z izolatek, drugą natomiast ucieczka Aidema z oddziału już w towarzystwie Harper. Co prawda obie z opcji nieco mnie dziwiły, jednak ponoć były już dobrze przemyślane, więc nie rozważałam ich zbyt mocno.

Starałam się im po prostu zaufać, jednak nie wychodziło mi to najlepiej. Finalnie doszłam do momentu, gdzie udało mi się odetchnąć z ulgą, ponieważ uświadomiłam sobie, że jeżeli zostaną złapani, to i tak ja nie poniosę tego konsekwencji.

Aczkolwiek modliłam się najmocniej, jak tylko umiałam, by udało im się zbiec niezauważonymi.

Gdy posłyszałam grzebanie w zamku, serce na powrót zaczęło mi łomotać, a oczy znacznie się wytrzeszczyły. To już ten moment, to naprawdę się działo.

– Ruszaj się, ale najszybciej jak się tylko da. – Usłyszałam z korytarzowego mroku, więc migiem zgarnęłam telefon, który udało mi się tu przemycić i ruszyłam we wskazanym kierunku. – Tylko nie zadawaj pytań, na nie jeszcze przyjdzie pora.

– Jenny? – wypaliłam, pomimo wcześniejszych prób – Na chuj ona tutaj przyszła?

– Pytania będą później, do kurwy nędzy – warknął blondyn, ciągnąc nas w kierunku jednego z zaciemnionych korytarzy – Wiesz, ile mamy czasu, żeby wyjść? Maksymalnie pięć minut. Także zamknij się, błagam, i nie stwarzaj problemów.

Zdezorientowana jedynie uniosłam brwi, jednak faktycznie skapitulowałam i odpuściłam sobie zadawanie kolejnych pytań.

Wiedziałam, że nasz podział był teraz bardziej, niż pewny. Nie potrafiłabym po dzisiejszym incydencie wytrzymać z Jenny dłużej, niż kwadrans.

Jebana idiotka.

Nim zdążyłam się obejrzeć, staliśmy już przed drzwiami oznaczonymi jedynie tabliczką z rysunkiem trzech kolorowych koszy na śmieci. Aidem mocował się z zamkiem nieco dłużej, niż wcześniej, jednak ewidentnie wiedział co robi, gdyż już chwilę później wpuścił nas do środka, a następnie zamknął za nami drzwi w ten sam, pokraczny sposób.

– Pewnie za chwilę zaczną nas szukać, więc nie ma czasu na narzekanie – szepnął, włączając latarkę w telefonie – Wskakujecie do zsypu na śmieci i nie zadajecie pytań. Drzwi za nami zamknąłem, ale nie możemy ryzykować i odciągać tego.

– Nie ma najmniejszej opcji, że ja tam wejdę – wtrąciła Jenny, ze skwaszoną miną zakładając sobie ręce na piersi.

– Jeśli nie chcesz współpracować to chociaż nie utrudniaj – skwitowała Harper, uchylając klapę do małego, blaszanego tunelu – Jutro sobie wrócisz, ale teraz nie ma czasu na twoje piski.

– Spierdalaj, nigdzie nie idę!

– Jeśli nas przez ciebie złapią to nie zawaham się i powiem, że to ty byłaś pomysłodawcą tego całego gówna – wycedził blondyn, starając się panować nad nerwami najlepiej, jak tylko umiał – Nikt ci nie każe z nami dalej iść, teraz po prostu nie stwarzaj problemów, albo ja narobię ci takich, że mnie do końca życia zapamiętasz.

Cholera, Aidem jednak potrafił być stanowczy.

– Yolo – rzuciłam, chcą przerwać problematyczną wymianę zdań. Nim którekolwiek zdążyło zareagować, zjechałam tunelem niemal jak zjeżdżalnią, po czym wylądowałam tyłkiem na stercie klejących się, mokrych śmieci. – Kurwa jebana mać, ale oblecha.

Tuż po mnie zjeżdżała Jenny, co dało się wywnioskować jedynie poprzez jej krótki pisk tuż przy samym wylocie. Chcąc oszczędzić jej niemiłego lądowania, jak i nam kolejnych godzin spędzonych na wysłuchiwaniu jej narzekania, złapałam ją tuż przez samym upadkiem.

Głupiego „dziękuję" się jednak nie doczekałam, co w ogóle nie mnie zdziwiło.

Gdy wreszcie reszta do nas dołączyła, z trudem przemierzyliśmy całą długość pomieszczenia, docierając do klapy prowadzącej na zewnątrz. Znajdowała się ona jednak względnie wysoko, więc by otworzyć ją bez wielkiego huku, Aidem podsadził Harper, a ta najciszej, jak tylko się dało, utorowała nam drogę ucieczki.

Wspinając się po usypanej na szybko stercie śmieci, wygramoliłam się na zewnątrz, po czym od razu głęboko zaciągnęłam się świeżym, czystym powietrzem.

– Już blisko, mówię wam – szepnął Aidem, po czym powiódł nas do miejsca, w którym ogrodzenie było uszkodzone i nieco niższe – Ale teraz musicie być maksymalnie cicho. Światło na pierwszym piętrze właśnie się zapaliło. Wiedzą, że nas nie ma.

Z sercem na dłoni szłam wzdłuż ściany, starając się nieco wtapiać w otoczenie przy okazji każdego mijanego przez nas świerka. Gdy finalnie znaleźliśmy się przy ogrodzeniu, wzdłuż którego piął się bluszcz oraz gęste krzewy, zobaczyłam jak kolejne ze świateł w środku rozbłyska.

Serce podeszło mi do krtani, a poziom adrenaliny przekroczył najwyższy znany mi poziom.

– Nie skaczcie, kurwa, bo będzie nas widać – szepnęła Harper, na kolanach szukając jakiegokolwiek przesmyku w ogrodzeniu – Tu jest dziura. Mała, bo mała, ale powinniście się zmieścić.

Aidem błyskawicznie schylił się i bez najmniejszego zawahania rozgrzebał dziurę tak, by była nieco większa, po czym z i tak sporym problemem przecisnął się na drugą stronę. Tuż po nim poszłam ja, a następnie pozostałe dziewczyny.

Blondyn butami zasypał dołek na tyle, na ile się dało, po czym odetchnął głęboko i spojrzał w głąb lasu.

– To jest pierdolony bieg o życie, więc postarajcie się – szepnął, po czym puścił się biegiem, uprzednio mocno chwytając Jenny za rękę – Trzymajcie się siebie i nie rozdzielajcie. Już bliżej, jak dalej.

Właśnie uciekłam ze szpitala psychiatrycznego.

Continue Reading

You'll Also Like

8.8K 414 35
[ Kontynuacja książki ,,40 dni z przyjaciółką,, cz. 2 ] Nie wszystko jest jak w bajce. Ludzie się zmieniają i mimo zaistniałej sytuacji praktyczni...
123K 8.2K 28
Mason Crawford myślał, że po ostatnim, ciężkim sezonie, w którym jego drużyna przegrała finał Pucharu Stanleya nic gorszego nie może się stać. W końc...
320K 12.2K 8
"Kłamca na zawsze pozostanie kłamcą". Wydawać by się mogło, że historia Vivian i Venoma już dawno dostała swoje zakończenie. Chłopak wyjechał z miast...
239K 7.8K 45
Współczesna opowieść o kopciuszku, w której książę okazał się być diabłem. On był samotnikiem, socjopatą i mordercą. Ona była tylko służącą w jego do...